Zofia Kozłowska

Organizator imprez kulturalnych w Młodzieżowym Domu Kultury

Wypowiedzi

  • Zofia Kozłowska
    Wpis na grupie Gliwice w temacie Bookcrossing w Gliwicach?
    18.10.2013, 11:57

    Dzień dobry,

    Od kilku dni mamy półeczkę bookcrossingu w Młodzieżowym Domu Kultury na ul. Barlickiego 3. Półeczka znajduje się na 2 piętrze koło sekretariatu MDK. :-)

    Pozdrawiam i zapraszam,

    Zosia

  • Zofia Kozłowska
    Wpis na grupie Gliwice w temacie Petanque - kto gra?
    24.09.2013, 17:52

    czy to nadal aktualne?

  • Zofia Kozłowska
    Wpis na grupie Gliwice w temacie Restauracje w Gliwicach
    23.06.2011, 14:42

    Sławomir Ż.:
    Hmmm... Z przykrością stwierdzam, że w Gliwicach nie ma gdzie zjeść.
    Ostatecznie, jedyne miejsce w którym udało mi się przekąsić coś smacznego to Lofty Bar Wine, jednak nie takimi wrażeniami teraz chciałem się podzielić. W ostatnich dniach bowiem wstrząsnęła mną wizyta w stosunkowo nowej restauracji indyjskiej na Rynku (dawniej il Palazzo). Skuszony rekomendacją zasłyszaną od znajomego dałem się skutecznie nabrać (nie wiem jeszcze co mu zrobię jak złapię).
    Zaczęło się mało śmiesznie, bo od trudności z przejściem mojej żony przez kostkę, poprzez którą genialna inaczej pani architekt (przez wrodzoną litościwość nie wymienię jej nazwiska i adresu zamieszkania), postanowiła zemścić się na gliwickich kobietach. Gdy jednak udało się już dotrzeć do drzwi restauracji, naszym oczom ukazał się o to pan... w brudnym podkoszulku, który raczył chyba sam (właściciel jak sądzę) się mianować kelnerem. Po chwili oczekiwania, podszedłem w końcu do niego i zapytałem czy możemy gdzieś usiąść, na co z przekąsem stwierdził, że miejsc jest przecież sporo. Dobrze... pomyślałem, przecież nie będę wydziwiał i sam sobie wezmę menu i wybiorę siedzisko. Jak wymyśliłem tak zrobiliśmy.
    Było piękne słoneczne popołudnie..., w dalszym ciągu po ślubie mamy o czym ze sobą rozmawiać, więc nie marudziłem, że pan nie przychodzi przyjąć zamówienia. No ale dość tych czułości..., w końcu przyszedł. Zacząłem więc jak to zwykle bywa - zamawiać; i co też tu... przy mojej trzeciej pozycji, pan stwierdził, że tyle to on nie "spamięta" i poszedł po kartkę "co by" zapisać. Wprawdzie nie bez przeszkód, ale w końcu się udało - zamówiliśmy. Dalej były już tylko kulinarne tortury. Jagnięcina w sosie pomidorowym ze śmietaną, orzechami nerkowca i kardamonem okazała się kilkoma (pięcioma!) kawałkami mięsa o wymiarach raptem z saszetki z żarciem mojego kota (może akurat się skońćzyła? - nie wnikam), zanurzonymi w chemicznej substancji o konsystencji breji - bez smaku, bez zapachu, bez sensu. Grillowany kurczak, z rzekomo ostrym sosem, okazał się nawet ładnie zaróżowionym, ale jednak bez sosu (w sosie był ponoć przed pieczeniem - sic!). Towarzyszyła mu, oczywiście częściowo przypalona, cebula. Ta, której się nie upiekło była wprawdzie zjadliwa, jednak chyba tylko dzięki temu, że cebulę z reguły nie poddaje się mrożeniu. A propos mrożenia i mrożonek, to rzecz jasna cała zawartość wcześniej otrzymanej zupy warzywnej, należała do tej właśnie kategorii. I gdybyż to tylko zupa... ech. Farsz indyjskich placków ziemniaczanych także pochodził z tej samej torebki. Na prawdę chciałbym napisać coś na pocieszenie, ale deser w postaci, tylko z nazwy, "mlecznych kulek" załamał mnie całkowicie... aaa już wiem... mam coś - "chrupiące chipsy z soczewicy" były rzeczywiście chrupiące. No i wracając na koniec jeszcze do torebek - wszystkie sosy (do chipsów i placków) w indyjskiej stamtąd właśnie pochodzą. Nigdy nie zrozumiem co stoi na przeszkodzie by samemu zrobić sos i by używać świeżych warzyw, zwłaszcza gdy przyzwoity warzywniak jest tak niedaleko.
    Po tak obfitym spożyciu czym prędzej zamówiliśmy podwójną colę - tak na wszelki wypadek rzecz jasna, gdyż to chyba jeden z najskutecznijeszych środków przeciw turbulencjom gastrycznym.

    Dziwne to miasto te Gliwice, gdzie prawdziwe restauracje zwą się barami, a podrzędne bary restuaracjami.

    Ciekawe, bo ja byłam bardzo zadowolona. Może dlatego, że byłam tam tuż po otwarciu. Gliwice są takim dziwnym miejscem, gdzie restauracje są świetne ale tylko przez jakieś 2-3 miesiące a potem zamieniają się w zwykłe bary...

    Za to Secesja trzyma ciągle świetny poziom (chociaż hmm... ostatni raz byłam tam rok temu, mogło się zmienić) tylko okrutnie drogo :-(

  • Zofia Kozłowska
    Wpis na grupie Gliwice w temacie Restauracje w Gliwicach
    23.06.2011, 14:39

    Marta K.:
    Do syta można najeść się w Gazdówce (jak dla mnie porcje są aż za duże). Może nie najtaniej, ale mnie smakowało. Z obsługi również byłam zadowolona.
    Na wyjście ze znajomymina piwko z przekąską mogę polecić takie zawijane w boczek śliwki i panierowane sery. Chleb z serkiem i smalczykiem też w porządku.

    W Gazdówce byłam kilka razy (imprezy rodzinne i integracyjne) i ani razu nie byłam zadowolona. Wszystko tłuste, z mrożonek, czasem nie do końca odgrzane. Raz znalazłam w jedzeniu alufolię bo im się nie chciało nawet tej mrożonki porządnie odwinąć. Ani grama elastyczności w propozycji - jak chciałam placki ziemniaczane bez sosu to usłyszałam, że mogę dostać 3 za 21zł. Za każdym razem trzeba dokładnie sprawdzić rachunek bo oszukują - koleżanka zamówiła sobie 2 martini a oni policzyli 4 razy i osobno każdy składnik a kelner powiedział, że przecież dał jej podwójne martini bo wszyscy i tak zawsze takie zamawiają. No proszę, niespodzianka bo ona akurat nie chciała podwójnego, zresztą to ich podwójne było objętości małego pojedynczego... Absolutnie odradzam to miejsce. Innym razem kelner tłumaczył się, że doliczył sobie od razu napiwek bo przecież i tak się daje (szkoda, że ten napiwek nazywał się szarlotka). Zaraz po otworzeniu byli fajni ale teraz jedno wielkie fuj.

Dołącz do GoldenLine

Oferty pracy

Sprawdź aktualne oferty pracy

Aplikuj w łatwy sposób

Aplikuj jednym kliknięciem

Wyślij zaproszenie do