Wypowiedzi
-
historia historiografii bywa pasjonująca :)
-
Poprzednio pisałem o pradziadku, a nie dziadku. Żeby Ludku wytłumaczyć złożoność tej kwestii, muszę opowiedzieć właśnie jego losy. Otóż on i jego 2 bracia zostali wcieleni do armii pruskiej w 1914 i walczyli na froncie zachodnim. Dwóch braci dostało się do niewoli, a stamtąd do "błękitnej armii" gen. Hallera. Pradziadek dotrwał na froncie do 1918 roku, a po kapitulacji wrócił do domu. Ale na wieść o tym, że jakieś oddziały Niemców, Grenzschutzu bodajże, chcą splądrować pobliski majątek, zabrać ze spichrzów żywność, wieś się zorganizowała, każdy z wojny przywiózł jakąś broń, doszło do walk. U mojego pradziadka na łące postawiono dwa kulomioty. Również takie oblicze miało powstanie wielkopolskie...Odkopałem na podwórku u babci rewolwer pradziadka z tamtego czasu, a kuzyn oddał go do muzeum powstania wielkopolskiego w szkole.
Ludku jak z tego wynika, nawet bracia mogli znaleźć się po dwóch stronach frontu I wojny, więc nikt jej nie uważał za naszą wojnę, więc po co upamiętniać. Natomiast jest bardzo wiele pomników z czasów tuż po wojnie, czyli z powstania wielkopolskiego... -
Ja mieszkam przy granicy Wielkopolski, Opolszczyzny, Łódzkiego i Dolnego Śląska...Swego czasu zjeździłem te regiony wzdłuż granic i...Wielkopolska zdecydowanie wyróżnia się na lepsze, wydaje mi się, że to ciągłość historyczna i skutki "najdłuższej wojny nowoczesnej Europy".
Granicą była Prosna, za którą mieszkały "bose Antki", tak na wsiach wielkopolskich mówiono na tych z Kongresówki. Ci z Kongresówki mówili na tych z zaboru pruskiego "bażanty". Mimo wielu prób zerwania z przeszłością, nawet fanów Depeche Mode, konflikt Kalisz-Ostrów Wlkp. to fakt. Powiem szczerze, pracuje w B2B i to da się zauważyć, nie wchodząc już w szczegóły.
Babcia opowiadała mi, że w czasie zaborów brało się worek pszenicy na plecy, przechodziło w bród Prosnę i za ten worek pszenicy w Kongresówce można było kupić rower. W zaborze pruskim przelicznik był znacznie gorszy. Z tego co wiem, gospodarstwo mojego dziadka, który był jednocześnie górnikiem w Westfalii zimą, dochód podobny do tego z 1914 roku, w wolnej Polsce uzyskało dopiero ok. roku 1938. Różnie to tłumaczono. -
Lublin. Targowisko na Podzamczu. Z żuka gostek sprzedaje kapustę. Na tabliczce napisał:
1 kapusta - 13 złotych;
3 kapusty - 40 złotych.
- Poproszę jedną kapustę - prosi klient. Płaci 13-staka, zabiera kapuchę. I tak trzy razy. Po czym mówi:
- Kolego, kupiłem 3 kapusty za 39 złotych, choć ty napisałeś, że za 3 należy się 40. Aleś ty debil!
- Taaa, kurwa, następny geniusz... - mruczy rolnik. - Każdy kupuje po 3 kapusty i uczy mnie marketingu... -
Tak sobie wziąłem na warsztat wybór źródeł "Marks i Engels a sprawa polska" i okazuje się, że idee szlacheckiej Polski, najbardziej demokratycznego, obok Wielkiej Brytanii kraju Europy XVIII wiecznej, dążenie do obalenia absolutyzmu i dyktatu Świętego Przymierza, były tym obu panom bardzo bliskie...wolna Polska była hasłem równie nośnym jak likwidacja małżeństw i wspólne żony - vide: manifest Komunistyczny 1848 rok.
;) -
Powiem szczerze, takiego steku bzdur dawno nie czytałem, niby nawiązanie do stańczykowskiej koncepcji upadku I RP, tzw. szkoły krakowskiej, która po prostu pisała historię z lojalistycznych pobudek, profesorowie byli mądrzy, ale także łasi na stanowiska...:)
Że też się do tych koncepcji teraz wraca, dziwię się...Demokracja szlachecka miała swoje sukcesy, ewoluowała...Zjawisko historyczne, pod tytułem "upadek I RP" jest skomplikowaną strukturą, długo i krótkoterminowych determinantów...żeby podać przykład, czy np. stosowanie nowego rodzaju muszkietu miało tu znaczenie, czy nie...:)
I najważniejsze pytanie, najważniejsze! O co tym głupim Polakom chodziło z tymi powstaniami, skoro zaborcy tak o nich dbali, umierali z głupoty, na Syberię z ciemnoty dawali się wysyłać, dzieciom kłopoty w szkole przysparzali z niewiedzy, że tacy dobrzy zaborcy...
No co innego w Galicji, tam chłopi śpiewali o Janosiku, a panowie we Wiedniu się bawili, a przy okazji przyrzekali, że "Przy Tobie najjaśniejszy Panie stoimy i stać będziemy!".
W każdym zaborze była inna sytuacja, a i w czasie trwania I RP między dzielnicami były różnice.
Wtręty współczesne są tak absurdalne, że to żadne naukowe rozważania, tylko propaganda, to nawet nie jest polityka historyczna, to tylko polityka lub jakaś forma publicystki.
Można się zgodzić z poglądem, że rozkład państwa w XVIII wieku miał miejsce, miał swoje skutki, ale bez przesady...
Absolutnie nie można dzisiejszych czasów porównywać do do I RP, czy rozbiorów. To anachronizm i bzdury!
Tak uważam, od serca pisząc. -
Cyrkulacja
Pojawiają się jak motyle na wiosnę
Która przychodzi bo zawsze musi przyjść
I kwiaty na jabłoni też - jest piękna
Ratują od nowa dróżki serpentyny
Wyznaczają nowe obłoki słońca a nawet noc gwieździstą
We mnie i w Tobie - Universum
Strategia wymaga ich bo białe plamy na życiu
I na honorze są przecież do zapisania benedyktyńską ręką
Gęsim piórem kroplami z dnia - inkaust
Niech zauważy je starzec prawie ślepy i ślepo zakochani
Niech rozwieszą ogłoszenia w Timbuktu i sklepie za rogiem
Wcale nie muszą być całkiem złego i super dobrego - początki
Kolejne -
"Jako socjolog prawa widziałam, ile ustaw i rozwiązań instytucjonalnych przyjętych w tym okresie zostało dostosowanych do oczekiwań grup nieczystych interesów. Kiedy struktury prawno-państwowe formowane są drogą instytucjonalizacji takich interesów, fragmentaryczne czy kosmetyczne reformy niewiele mogą poprawić. Dogłębne czyszczenie tych struktur grozi jednak ich dezintegracją, ponieważ system społeczny to nie zegarek, który można rozebrać na części, a po ich oczyszczeniu złożyć je z powrotem z pomyślnym rezultatem." - to jest sedno art. Pani profesor, myślę, że Mazowiecki i wielu innych bało się anarchii i poszli na zimną wojnę z nomenklaturą, pytaniem jest, czy ona już skończyła, ta wojna, kto wygrał...?
-
Słaby historyk ocenia przeszłość z teraźniejszego punktu widzenia, tzn. wie, co się stało i jakie przyniosło konsekwencje, więc mówi: a trzeba było tak i tak, tu zrobili błąd, tu byli słabi itp. Nie chodzi tu o oceny moralne, bo one rzeczywiście są ponadczasowe, ale historyk nie jest od moralności, od tego jest etyk, ksiądz, filozof, poeta, no nie wiem kto...
Publicznie podczas studiów broniłem Mazowieckiego, gdy miała miejsce agitka za Wałęsą w trakcie kampanii prezydenckiej, po wyborach zapisałem się do komitetu popierającego Mazowieckiego...Szczerze mówiąc była to moja jedyna deklaracja polityczna w życiu, której wcale nie żałuję...Uważałem i uważam, że Tadeusz Mazowiecki byłe mężem stanu, może jedynym po 1989, podjął decyzje bardzo trudne i odważne, ostatnio prof. Karol Modzelewski, człowiek lewicy, powiedział, że jemu skutki transformacji też się nie podobały, ale stwierdził jednocześnie mniej więcej, że żadnej alternatywy chyba nie było.
W politycy dzielą się na dwa rodzaje zwierząt: aligatory i wieloryby. Aligatory wpływają na politykę, bo żrą dookoła i w swoim mniemaniu są wielcy i ważni. Wieloryby są wielkie, bo takie są.
Mazowiecki był wielorybem. -
Baaardzo długi dowcip Fantasy, ale na końcu chyba dowcip...:)
…Diabolus et Dux Sanctorum.
Do biskupa magdebuskiego Thietmara, w imię Boga Wszechmogącego.
Jestem Herbord, koniuszy margrabiego Ebo, pana na Hawelbergu i piszę te słowa w ostatnie dni mego żywota, bo przed Bogiem chcę wyznać swe grzechy wszystkie, a w tym ten najgorszy, żem zwątpił w dzieło Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Niech mi wybaczy Pan nasz moją zgubną pychę za młodu, której wymazać z pamięci nie mogę, a która jak cierń w sercu zatruwa krynicę wiary najczystszej, którą wyznaję.
W Roku Pańskim 987, pan mój, margrabia Ebo otrzymał list od biskupa bamberskiego Ottona, w którym ten niestrudzony krzewiciel wiary naszej doniósł mu o zdobyciu pogańskiego grodu Radogoszczy. Od wielu dziesiątków lat tereny między Łabą i Odrą były ugorem, na którym szlachetni panowie i biskupi pragnęli zaszczepić winnicę Pańską, ale szło to z wielkim trudem, bowiem pogańskie plemiona Luciców, Wieletów, Obodrzyców i wielu innych pomniejszych stawiały wielki opór i w swym bałwochwalczym zapamiętaniu szydziły z wiary Chrystusowej. Zaś największe grody Arkona i Radogoszcz posiadały potężne umocnienia, dobrze bronione, a w każdym z nich postawiona była pogańska świątynia, pełna bożków i skarbów. Tym bardziej radosna to była nowina, ze to siedlisko szatana zostało zdobyte. Biskup Otton pisał w liście, że ma dar dla mego pana, wspaniałego konia, który znajdował się w świątyni i prosił o wysłanie umyślnego, by zabrał ogiera do Hawelbergu. Wspominał również o niezliczonych skarbach świątyni w Radogoszczy, które zostaną przetopione i poświęcone, by z kruszcu mistrzowie złotnicy stworzyli naczynia liturgiczne, które będą służyć na chwałę Pana w budowanych nowych świątyniach. Ponieważ byłem synem koniuszego na dworze margrabiego Ebo, wyznaczono mnie do tej misji, co było dla mnie wielkim zaszczytem, miałem dopiero siedemnaście wiosen. Ojciec od dziecięctwa uczył jak mam obchodzić się z końmi, miał nadzieję, że kiedyś zajmę zaszczytne stanowisko nadwornego koniuszego, dlatego był bardzo dumny, że pojadę do Radogoszczy, sądził, że ta wyprawa pomoże mi uzyskać wysokie godności.
Ruszyliśmy po konia w pięcioosobowym poczcie zbrojnym, bowiem na terenach Luciców nie było bezpiecznie, trwała wojna i po lasach kryły się jeszcze grupy pogan wrogo nastawionych do chrześcijan. Z uwagi na gęstą, podmokłą puszczę droga zajęła nam około tygodnia. Wreszcie po przebyciu wielkiego bagniska wśród jezior ujrzeliśmy potężny ziemny wał Radogoszczy, zwienczony palisadą, gdzieniegdzie poszczerbioną i wypaloną. Do głównej bramy prowadził most drewniany, długi na 1000 stóp - tak długiego mostu oczy moje jeszcze w życiu nie widziały. Gdyśmy do niego dotarli straże wprowadziły nas do grodu, a w nim na wielkim placu dostrzegliśmy naszych rycerzy, giermków oraz duchownych.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powitał nas biskup Otton, który podszedł do nas z pastorałem, choć bardziej wyglądał na rycerza, niż kapłana. – Jeśli się nie mylę przybywacie z Hawelbergu.
- Witaj czcigodny panie – odpowiedziałem i uklęknąłem przed tym świętym mężem.
- Wstańce już, wstańcie. Na pewno jesteście strudzeni podróżą, która dzięki Bogu, jak widzę, odbyła się bez złych przygód. Zaczekajcie tu chwilę zawołam jednego z kleryków, który się wami zajmie.
Po chwili zjawił się przed nami młodzieniec w moim wieku i przedstawił jako Brunon. Zaprowadził nas do jednej z chat, gdzie mieliśmy odpocząć. Moi towarzysze zaczęli przygotowywać strawę, a ja rozglądałem się za celem naszej misji
- Czcigodny biskup kazał mi ciebie poprowadzić, byś obejrzał konia. Jest w ruinach pogańskiego przybytku, chodźmy – zwrócił się do mnie Brunon
- Zatem chodźmy – odpowiedziałem, gdyż, mimo trudów podróży byłem niezwykle ciekaw daru dla mego pana.
Udałem się za klerykiem wyłożoną drągami ulicą. Gród zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Nie dość, że położony na środku ogromnego obszaru bagien, otoczony trzema jeziorami, cały był wyłożony rozciętymi na pół balami drewna. Domostwa wzdłuż ulic były solidnie postawione. Widać było ślady walki - gdzieniegdzie plamy zakrzepłej krwi, połamane strzały, zwęglone domostwa. Droga, którą szliśmy była szeroka na dwa wozy, widać stanowiła główny gościniec, na końcu którego ukazała nam się zrujnowana świątynia. Pierwotnie musiała być niezwykle piękna, cała z drewnianych rzeźbionych i barwionych bali dębowych, wysoka na 30 łokci, przypominała nieco rotundę, w środku mogła zmieścić się nawet setka ludzi. Przy jednym z zachowanych rzeźb pogańskiego bożka, stał czarny jak smoła wspaniały koń, niezwykłej urody. Nie wyglądał jak nasze bojowe, ciężkie, mocne wierzchowce, których pełno mieliśmy w stajni w Hawelbergu. Był bardziej smukły, z mniejszą głową, z piękną linią grzbietu, plecionym ogonem. Stąpał z nogi na nogę, był niespokojny, ale złota uprząż trzymała go w miejscu.
- Nie podchodź za blisko, koń jest narowisty, może cię dosięgnąć kopytami – przestrzegł kleryk.
- Spokojnie – odpowiedziałem – nie takie konie już przysposabiałem do służby.
- To nie jest zwykły koń. Widzisz ten ogromny pal zakończony starożytnym posągiem z brązu. Stał na środku świątyni miał z 60 łokci. Był wydrążony w środku i wysmołowany. Kapłani Luciców wypełniali go wodą. Kiedy nadchodziła burza, często zdarzało się, że ich bóg Swarożyc uderzał w ten pal piorunem, który uchodził do ziemi, nigdy nie trafiał w żadne domostwo. Do pala przywiązywano czarnego źrebaka, jeśli przeżył uderzenia pioruna stawał się świętym koniem. Wróżył i dodawał mocy wojom lucickim, składano mu ofiary, prowadził święte procesje, nikomu nie wolno go było dosiąść.
- Niezwykłe. Skąd tak dobrze znasz zwyczaje Luciców i ich pogańskie wierzenia.
- Moja matka była branką wielecką, znam ich język, zwyczaje. Ojciec wypominał matce, że nauczyła mnie języka pogan, mimo, że to dobra chrześcijanka. Teraz okazało się, że jestem bardzo przydatny biskupowi Ottonowi, pomagam mu nawracać Luciców na prawdziwą wiarę.
Powoli, drobnymi krokami zacząłem podchodzić do konia, który wpatrywał się we mnie z dziwnym spokojem. Wyciągnąłem z sakwy garść bobu, podałem mu na dłoni. Nie opierał się i zjadł mi z ręki. Podszedłem bliżej, koń sprawiał wrażenie zupełnie uległego. Poklepałem go delikatnie po szyi, nawet nie drgnął, tylko obrócił łeb w moją stronę. Chwyciłem za uzdę i wskoczyłem na grzbiet, zwierzę nadal stało spokojnie.
- Odwiąż go – szepnąłem niemal do Brunona.
Zacząłem prowadzić konia po świątyni, był posłuszny i reagował niczym zwykły wierzchowiec.
- Święty Boże – krzyknął kleryk – jesteś cudotwórcą, nikt nie mógł nawet podejść do niego wcześniej.
Nagle koń ruszył z niezwykłym impetem, jakby przestraszył go okrzyk Brunona. Nie mogłem go utrzymać, ledwo trzymałem się na grzebiecie, a on galopował głównym gościńcem grodu, wprost do bramy. Uchwyciłem się grzywy i próbowałem ściągnąć uzdę, ale nie miałem tyle siły, bo go zatrzymać. Minęliśmy bramę, koń wbiegł na most i pędził w kierunku puszczy. Z wielką prędkością mijał drzewa, chaszcze, zwalone pnie przeskakiwał niczym ptak, a ja trzymałem się grzywy ledwo utrzymując się na grzbiecie. Ten galop trwał jakby wieczność, wszystko wirowało i przebiegało mi przed oczyma z ogromną prędkością. Wreszcie się zatrzymał na środku polany zalanej słońcem przed leśnym źródłem, w miejscu niezwykle urokliwym. Byłem cały zdrętwiały, kurczowo trzymałem się konia. Wtem zerwał się wiatr, pociemniało niebo i usłyszałem potężny głos:
- Jam jest Swarożyc, pan tej ziemi, a to jest źródło wody życia, którą poję mój lud!
Koń znów ruszył z kopyta i wbił się w gęstwinę. Galopował jak oszalały, omijając i przeskakując drzewa, znów wszystko wirowało. Nagle znaleźliśmy się pośród prastarych, ogromnych dębów, zwierze znów stanęło, a ja odczułem dziwny spokój tego miejsca. Po chwili wzmógł się wicher, drzewa zaczęły szumieć, niebo pociemniało i błyskało. Potężny głos zabrzmiał ponownie:
- Jam jest Swarożyc, pan tej ziemi, a to moi synowie, którzy strzegą pokoju dla mego ludu!
Zwierzę ponownie wspięło się na tylnych kopytach i ruszyło galopem w puszczę. Drzewa umykały jakby przede mną, las płynął a ja ledwo trzymałem się na grzbiecie konia. Ten wbiegł w ciemny jar, a na jego końcu zobaczyłem wysoki kurhan kamienny, przed którym rumak znów stanął jak wryty. Z boku kurhanu wystawała starożytna włócznia, pokryta drogocennymi kamieniami i dziwnymi złotymi znakami. Nadeszła w oku mgnienia burza z potężnymi piorunami i zabrzmiał głos:
- Jam jest Swarożyc, pan tej ziemi, a to mój oręż dla obrony mego ludu!
Jakaś przemożna siła kazała mi ująć w dłoń starożytny oszczep, który zaczął płonąć zimnym ogniem, trzymałem go, ale z jakąś niezwykłą siłą on prowadził moją rękę. Wtedy koń znów stanął dęba i zawrócił. Zaczął galopować wzdłuż jaru, by wpaść w gęstwinę lasu. Ale teraz drzewa i krzewy same rozstępowały się przed nami, składały pokłon. Puszcza rozstąpiła się i koń galopował utworzonym w ten sposób leśnym gościńcem. Wreszcie znaleźliśmy się przy moście do Radogoszczy. Rumak zwolnił, kroczył teraz dostojnie, a ja w wyprostowanej ręce trzymałem płonącą włócznię. Ale straże jakby nas nie zauważyły, rycerze jedli, rozmawiali, nie zwracali na mnie uwagi. Zacząłem krzyczeć, ale nikt się nie obrócił, niczego nie słyszeli. Wjechałem do grodu. Na głównym placu zgromadzeni byli wszyscy panowie i rycerze, a przed krzyżem stał biskup Otton z pastorałem. Koń stąpał powoli i zbliżał się do biskupa, ale nikt na nas nie zważał, mimo moich krzyków, próśb, by mi pomogli, byłem sparaliżowany, włócznia przejęła nade mną władzę. Zatrzymałem się przed biskupem i szatańska moc Swarożyca sprawiła, że moje ramie z ogromną siłą cisnęło w stronę biskupa Ottona oszczep przebijając tego świętego męża na wylot. W oczach mi pociemniało, siły zupełnie mnie opuściły.
Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem nad moją głową twarz Brunona.
- No wreszcie oprzytomniałeś Herbordzie – powiedział do mnie z radością. – już martwiliśmy się żeś wyzionął ducha. Koń poniósł i szukaliśmy cię cały dzień.
- A gdzie ja jestem? – zapytałem z trudem.
- Koń poniósł cię bracie dwie wiorsty w puszczę, tu musiałeś spaść, ledwośmy cię odnaleźli, jesteś poobijany, masz ranę na głowie, ale żyjesz, jak Bóg da szybko ozdrowiejesz.
Brunon wraz z kilkoma wojami zrobili nosze, ostrożnie mnie na nich położyli i skierowaliśmy się do grodu. Kątem oka widziałem, że to pogańskie zwierzę, które tak mnie poturbowało szło na postronku całkiem spokojnie.
- Biskup Otton pewnie będzie zły, żem ni dał rady ujeździć dla mego pana to pogańskie bydle – rzekłem klerykowi, gdyśmy się zbliżali do mostu.
Twarz Brunona skrzywiła się w grymasie smutku.
- Nie chciałem cię wcześniej niepokoić, ale stała się rzecz straszna. Rano, kiedy biskup Otton odprawiał mszę, ktoś z ukrycia cisnął w niego oszczep. Biskup nie żyje.
- Co? Niemal podniosłem się na noszach, co mówisz bracie, to nie możliwe…To nie był sen…To…
- Spokojnie Herbordzie, leż. Cały dzień wszyscy szukają zdrajcy, który dopuścił się tej haniebnej zbrodni i na pewno go znajdą. Nie ruszaj się. Modlimy się cały czas za dusze biskupa męczennika, pomodlisz się i ty, bądź spokojny.
Dojechaliśmy do grodu o zmroku. Opatrzono mi rany. Jednak nadal w głowie przelatywały mi myśli, jak to możliwe, czyżbym mógł oddać się w ręce szatana i zabić świętego męża i nikt tego nie spostrzegł. Dostałem zioła do wypicia, które przyniosły mi szybko sen.
Obudziły mnie o świcie wrzaski i szczęk broni. Do mojej izby wpadł Brunon.
- Wstawaj, szybko wstawaj Lucice zaatakowali gród. Zaskoczyli straże, jest ich mrowie. Wstawaj, trzeba nam uciekać.
Wyszliśmy z chaty a wokół trwała walka. Odziani tylko w skóry poganie, z niezwykłym impetem atakowali zewsząd. Brunon trzymał mnie pod ramię i schowaliśmy się za chatą. Stał tam przywiązany do palika diabelski koń, teraz już wiedziałem na pewno, że to było zwierze samego Lucyfera. Ale mój towarzysz nie zważał na to wciągnął mnie na konia, potem sam wsiadł i ruszyliśmy. Poganie widząc święte dla nich zwierzę rozstępowali się i padali na twarz, a koń biegł coraz szybciej. Przez wyrwę w wale wpadł na bagnisko, ale się nie zapadał, jego kopyta jakby znajdowały twardy grunt i galopował z nami na grzbiecie niczym starożytny pegaz. Traciłem przytomność, odzyskiwałem ją co jakiś czas. Czułem, że koń unosi nas daleko od niebezpieczeństwa, że przemierzamy puszczę, przekraczamy strumienie, krajobraz za każdym oprzytomnieniem zmieniał się.
Kiedy otworzyłem oczy, ujrzałem pochyloną nad mną twarz ojca.
- Oprzytomniałeś Harbordzie, chwała Panu Naszemu Jezusowi Chrystusowi, żyjesz mój synu.
- Ojcze ja…, biskup Otton…
- Nic nie mów. Znaleźli was ludzie biskupa magdeburskiego Wigberta. Przywieźli tu, a ty przez dwie niedziele leżałeś bez przytomności. Radogoszcz odbita. Poganie próbowali ją zdobyć, ale nasza odsiecz przywróciła porządek na chwałę Pana.
- A co z Brunonem, klerykiem, który mnie uratował?
- Mój synu, to on zabił biskupa Ottona.
- Jak to zabił?
- Byli świadkowie, którzy widzieli jak uciekał z Radogoszczy sobie znanym tylko brodem, a poganie go przepuścili.
- Ależ on mnie uratował, ojcze…
- Wyznał przed katem i Świętym Oficium, że ma konszachty z diabłem, a Ciebie uratował tylko, by zbliżyć się do margrabiego, by go zabić. Jego matka, branka wielecka, też zeznała przed katem, że nadal sprawuje obrządki pogańskie i brata się z siłami nieczystymi. Oboje skończyli na stosie.
- Ależ Ojcze to nieprawda, to kłamstwo…On mnie uratował…
- Herbordzie nic nie mów, zapomnij o nim. Margrabia Ebo chce Cię przyjąć do swego pocztu. Cesarz ogłosił nową wyprawę na Pomorze, to dla Ciebie wielka szansa. Wydobrzejesz, zdobędziesz łupy i chwałę, to droga do wysokich godności. Nie podważaj sądu Świętego Oficium, rozkazuję Ci. Uwierz mi synu.
Zapłakałem na słowa ojca. Zapłakałem nad losem Brunona, którego szczerze polubiłem i byłem mu wdzięczny za uratowanie mi życia. Jednak ojciec, kiedy dochodziłem do zdrowia codziennie przypominał mi o naszej sytuacji, a w końcu rozkazał przyrzec, że nie będę nigdy rozpowiadał o dobroci mego towarzysza. Ja sam pomny jego losu nikomu nie mogłem opowiedzieć prawdy o Radogoszczy. Piekielny koń nie nadawał się pod wierzch dla naszych ciężkozbrojnych rycerzy, dlatego margrabia Ebo sprzedał go kupcom z Bizancjum, którzy często przybywali do Hawelbergu. Zachwycili się czarnym ogierem, płacąc za niego sporo złota. Stało się to nim wydobrzałem, więc nigdy więcej tego wcielonego diabła, dzięki Bogu Najwyższemu nie ujrzałem.
Służyłem przez kolejne lata dzielnie memu panu na chwałę Chrystusową, a po śmierci ojca zostałem zarządcą stajni. Jednak dziś na łożu śmierci wyznaję swoje grzechy, a w tym ten największy, żem się dał pokonać diabelstwu, żem zwątpił w siłę Pana w chwili, gdy trzeba było jego pomocy, żem nie stanął przed Świętym Oficium, by zbadano moją sprawę.
Błagam cię biskupie o odpuszczenie mych grzechów, rozpatrzenie factum, które mnie spotkało, bym mógł zejść z tego padołu w przeświadczeniu, że dusza moja będzie zbawiona.
Uniżony sługa Boga Najwyższego Herbord z Hawelbergu
Roku Pańskiego 1031
***
- Panie dyrektorze, panie dyrektorze…
- Co jest Panie Palikowski, co się stało?
- Panie dyrektorze, diabeł.
- Jaki diabeł?
- No ten czarny ogier, co my go dostali od tego starego Tatara, co chciał, żeby mu załatwić miejsce w Domu Starców, a on swoje koniki nam odda.
- No i co z tym ogierem.
- Ten Tatar, panie dyrektorze, mówił, że raz na 100 lat w ich stadzie rodził się diabelski koń i to właśnie jest ten ogier, a stado jeszcze za króla Sobieskiego założone, ale ja go obśmiałem.
- A co się stało?
- No, dziś rano podchodzę do tego ogiera, a on patrzy jakoś tak dziwnie, okrążył mnie trzy razy, zatrzymał się, zaczął wierzgać, a potem kopytem kółka mazać na piachu, i znaki różne i znowu mnie okrąża…
- Palikowski, ja wiem, że bimber kupujesz, ty przestań pić, bo na zbitą mordę wywalę, nie opowiadaj mi tu pierdół…
- Ale jak pana Boga kocham…
- Palikowski, za tydzień aukcja arabów, do Janowa przyjadą szejkowie, książęta, bogaci ludzie, Palikowski, może paść rekord, miliony dolarów, ja nie chcę pierdół słuchać, masz swoje konie przygotować, szczególnie Jantara…Słuchaj w tym roku Rolling Stones przyjeżdżają, cała czwórka, a ty mi o jakiś głupotach pieprzysz.
- Ale on do mnie gada, ten ogier huczy na mnie.
- Co?
- Jakieś diabelskie słowa. Ja idę do księdza proboszcza, ja idę do księga proboszcza. Tu trzeba egzorcysty.
- Palikowski wam się od tego bimbru we łbie pomieszało, do AA się zapisz, przestań pić.
- To diabeł, panie dyrektorze, to diabeł.
… -
okazuje się więc, że kij ma zawsze dwa końce.
Zatem kiedy zniosą wizy do USA, to młodzi Polacy trochę zmienią nastroje na amerykańskich uniwersytetach, przynajmniej miejmy taką nadzieję. -
Te rozważania są ohydne, powiem szczerze,
człowiek ma przystawioną do głowy spluwę, palec na cynglu, patrzy mordercy w oczy, odruchowo zdążył się szarpnąć...wszystko, co tu oceniać, czy to bohaterstwo, bohaterszczyzna, głupota, objaw polskości, wpływu polskości...śmierć, bunt, szarpanina...nie ma znaczenia czy przed ciosami siekier i wideł polskich chłopów, czy pod lufami niemieckich karabinów maszynowych i miotaczy ognia, po prostu śmierć, która domaga się szacunku, współodczuwania, póki nie powiesz sobie, co byś zrobił, gdybyś był na ich miejscu, rozważania są bezsensowne, nieuprawnione, a właściwie obraźliwe. -
Po burzy chlapałem w kałuży
Bosymi stopami
W powietrzu drgały energetyczne
Westchnienia lata
Świeżość owinęła się wokół
Sadu jabłoni
Duszny zapach owoców parujące trawy zielone
Odurzyły
Zamigotał stawek struchlały
Pioruny w nim błyskały
Złowieszczo
Teraz drży lekko migoce
Cisza
Taka cisza się nie zdarza
Taka cisza to sen
Po burzy
Po burzy
Chlapię bosymi stopy
Ostrożnie
W nieba kałuży
+ + +
Dobrodusznie patrzył na mnie
Człowiek
Podał mi rękę
W jej zakamarkach płynęły ciepłe okruchy lata
Uśmiechnął się na moje
Rozczochrane wszędobylstwem włosy
Z plecaka wyjął trochę radości życia i
Poszedł w swoją stronę
A ja patrzyłem na tę radość życia z niedowierzaniem
Niczym skąpiec na jałomużnę
Już tak długo staram się ją upchać
W moim plecaku
+ + +
Dojrzałe jabłka rwałem w ogrodzie
Czerwone od lata pełnego gorących zauroczeń miłości
Przechodzący włóczęga zaśpiewał pieśń
Na ich cześć
Dałem mu kilka
Zasłużył
Chodź ze mną powiedział
Zostaw porzuć odpuść
Tam droga daleka nauczy cię śpiewu
Polnego wiatru szumu wierzb
Gorący piasek dróg wśród łanów
Rozgrzeje twoje bose stopy
Ochłodzi strumień czysty
Kamień najlepszą poduszką
Sny da ci o jakich nie masz pojęcia
Chodź ze mną
Pewnie bym dał się zwieść
Gdybym tylko mógł
Dał mi listek swoją wizytówkę
Zawsze ma kilka w poszarpanej brodzie
Kiedyś będzie mi potrzebna
Kiedyś -
Nie jestem marksistą, ale uważam, że analizy historyczne dotyczące transformacji zbyt mocno skupiają się na analizie elit, komuniści nie mieli żadnych profesjonalnych badań, dotyczących nastrojów społecznych, chcieli delikatnie rozmiękczyć system, a okazało się, że nastroje społeczne były jednoznaczne. Elita opozycji otrzymała władzę na tacy i pytaniem jest, czy była do tego przygotowana. Michnik sam sobie przykleił maskę lewicowca i tak przez te lata brnie, choć nasze społeczeństwo jest konserwatywne z natury, wynika to z dziejów, doświadczeń, ducha narodowego i jak resztka komuny w postaci wielbicieli Kwaśniewskich, Siwców, Millerów zrozumie, że nie będzie już profitów z tego uwielbienia, pozostanie centroprawica liberalna i centroprawica narodowa, jak w Irlandii, i tyle...I wtedy Gazecie nie pozostanie nic innego jak zostać lewym skrzydłem centroprawicy liberalnej, żeby w ogóle funkcjonować...I wtedy Adam Michnik dopiero przyzna się do błędu...Bo naród, wbrew poglądom wielu ludzi elit, nie jest głupi.Waldemar Skrobacz edytował(a) ten post dnia 29.03.13 o godzinie 00:10
-
gdy roztrwonisz życie na nikomu niepotrzbne zgryzoty
siadając okrakiem na barykadach
trzymając w ręce sztandar w barwach zaangażowanej mamony,
gdy zasilisz już swoje bezdenne poczucie obowiązku
wobec wszystkiego i wszystkich
zbawiając świat i ucząc ludzi wokół,
jak ma się toczyć ich przyszła historia
pamiętaj że i tak jesteś bezsilny
a naprawianie skrzywionego horyzontu
jest niemożliwe,
tak samo jak niemożliwe jest wysuszenie morza łez
i nie licz tu na litość
a przyzwyczajaj się do twardej pięści i ostrych
jak brzytwy języków
które tną nie zważając nawet na dziecinną buźkę,
kaleczą kwiaty magnoli lub storczyki
których zapach wtedy śmiertelnie słodki
unosi resztkę dobrotliwości z maski twarzy,
która tężeje nabiera stałej powagi.
nie dopuść do siebie
tej zgrai kukieł ludzkich, atrap człowieczych, prymitywnych form,
wyznających zasady ukrytej własnej małości
zalewanej krwią i łzami maluczkich.
nie idź z nimi na wojnę
pozostań w gaju zielonym z lirą w dłoni i pięśnią na ustach
niech twa twarz będzie piękna,
rozpromieniona i wiecznie młoda
naiwnością rannego słowika
który dając koncert w otwartym oknie
liczy na przychylność domowników,
a może na nic nie liczy
a tylko śpiewa bezcennie, jedynie
i dobrze że śpiewa -
To jest wielka dyskusja - zaczął to Kościuszko, pytając, czy Polacy mogą się wybić na niepodległość, a wcześniej wydając Uniwersał Połaniecki, mówi się, że chłopów Polakami zrobił dopiero Witos, ale w końcu lat 30 trwał niemal stan wojenny na niektórych obszarach wiejskich, były strajki, strzelaniny manifestacje...
W większości jesteśmy potomkami chłopów, choć szlachty było u nas z 10% w I RP, najwięcej w Europie, z największymi możliwościami kontroli władzy, co skończyło się według niektórych źle...
Chłopi polscy w zależności od zaboru byli wykształceni różnie, poziom ucywilizowania aż do 1945 był niski, mamy cepeliowy obraz wsi, bo tak to się przedstawia w filmach, tak naprawdę panowała straszliwa bieda pośród niepiśmiennych ludzi, zdanych li tylko na kazanie w kościele, żyjących w zamkniętych od wieków gettach kulturowych, ciekawych pod względem etnograficznym dziś, ale straszliwe zapóźnionych, mówiących gwarą...reakcji agresji społecznej wśród chłopów szukał bym w oderwaniu od cywilizacji, niskim poziomie świadomości, trudnych warunków życia...
Filmu nie obejrzałem, bo przychylam się do poglądów, że wprawdzie artystom wszystko wolno, to jednak mieliśmy kiedyś "jakąś" szkołę polskiego filmu historycznego, który wspierał politykę historyczną, był na wysokim poziomie, rozwijał świadomość historyczną, mimo komuny do dziś dzieła wtedy powstałe są aktualne...
Pod tym względem nie mam do pana Pasikowskiego zaufania. -
Franciszek Dobrowolski - 33 lata
Oskar Awejde - 26 lat
Józef Kajetan Janowski - 31
Piotr Kobylanski - 40
Stosław Łaguna - 30
Romuald Traugutt - 37
Jak na dzisiejsze standardy to raczej ludzie młodzi -
Wartości a historia. Wartościowanie w historii jest bardzo niebezpieczne dla historyka. Rzadko zdarza się tak, jeśli w ogóle się zdarza, żeby jakakolwiek ocena przeszłości była absolutnie przez wszystkich taka sama, przychylam się do poglądu, że raczej winniśmy badać strukturę "zjawiska", ocena ma charakter historiozoficzny lub publicystyczny albo po prostu pomaga nam żyć, bo dostrzegamy błędy, sukcesy i staramy się tę wiedzę wykorzystać w życiu, często dla "chlebka" chociażby.
Ze świadomością historyczną Polaków jest źle, trzeba by tu pracy u podstaw, zaczynając od historii regionalnej, "małych ojczyzn"...
Powstanie styczniowe wykazało, jak bardzo żywotny jest "duch narodowy", jakby to powiedzieć w ujęciu romantycznym, czyli wykazało silne więzi społeczne Polaków, umożliwiające organizowanie się, walkę zbrojną, wyłonienie władz państwowych, powstanie miało poparcie społeczne, choć oczywiście nie całe społeczeństwo było politycznie wyrobione, nie wszyscy rozumieli o co walczono.
Mnie zawsze zastanawiało, że na czele władz powstania stanęli tacy młodzi ludzie. -
Kiedyś zdarzyło mi się opowiedzieć o relacji Ibrahima Ibn Jakuba, który wspomniał, że Słowianki za nic sobie miały dziewictwo, bo jeśli mąż, zauważył, że jego wybranka jest dziewicą, to mógł ją nawet odprawić, ponieważ nikomu się wcześniej przed nim nie podobała...coś z nią musiało być "nie tak"
Ta prawdziwa i wydaje się niewinna informacja wywołała pewne reperkusje...,
Ciekawy jestem, kiedy tak naprawdę Słowianki zostały przymuszone do dziewictwa, kiedy noc Kupały odeszła w zapomnienie..."obyczajowość chrześcijańska" utrwalała się stopniowo, ewoluowała, nie tylko u nas, "słyszałem, że "prawo pierwszej nocy" funkcjonowało w Prusach jeszcze w XIX wieku...
Znane są też przypadki medyczne, kiedy to księżna rodziła potomka podobnego do kamerdynera, lekarze tłumaczyli to tzw. "zapatrzeniem", co władców uspokajało... -
Katharsis
Słowa nie kończą wedle oczekiwań
dobrych prognoz, lecz tylko zaklinają
przyjścia - odejścia.
Wypełniają godziny warte tyle radości,ile ważą.
Słowa złe, słowa dobre.
Bliskość wyznacza miejsce, gdzie wiedzie
ścieżka nad przepaścią nawet, w którą
można spaść, ale w mocnym uścisku.
Po mrocznej stronie czeka się na promień
wyswobadzający, ciepły drogowskaz do szczerych uśmiechów,
harmonijnych i bezpiecznych okolic.
Beznadziejne skrzywienia tkwiące w głębi,
tak wiele lat pielęgnowane,
by uśmiercać i niszczyć odrastają
stale.
Szala drży, gdy się na nią nakłada coraz większe zasługi, poniżenia,
rządzę władzy, dobro ogółu i szczegółu. Spirala śmierci
nakręca się beznadziejnie, powoli,
jakby nikt nie widział niebezpieczeństwa, przecież
interes się kręci.
Przerażające zakamarki, o których istnieniu można by nie wiedzieć
bez straty dla świetlistych wyzwań, wyznaczyły odniesienie,
wyjałowiły odruchy dobrego serca, sprowadziły ciemność i plagi,
na jakie nie zasługują aktorzy spektaklu. Sprytny reżyser rechocze dokładając nowe rekwizyty i spija śmietankę życia.
Nie pozwól bym dał wyhodować w sobie
potwora zemsty, bym przestał istnieć
zaślepiony i pełen pogardy.
Daj mi siłę, a wytrwam
dla nowego dnia.