Wypowiedzi
-
Ponieważ zawodowo od czasu do czasu bywam z Kaliszem związany pozwolę sobie zabrać głos, choć dawno nic z literatury nie czytałem...
A więc, gdy Jordan się palił...
Pierwsza sprawa, to czym w ogóle jest miasto. Najprostsza definicja występująca u starożytników, mówi, że miasto pojawia się wtedy, kiedy na zwartym obszarze pojawia się ludność zajmująca się działalnością nierolniczą i ma miejsce wymiana handlowa. Wtedy to właśnie osady przekształcają się w miasta.
Prof. Łowmiański, dołożył jeszcze inne wyznaczniki urbanizacji - administracyjny, obronny i sakralny, rzecz miała się następująco, większość miast w Polsce powstawała w XIII wieku w formie urbanizacyjnej, organizacyjnej znanej nam dziś, a więc z rynkiem, uliczkami, rzemieślnikami, rajcami, burmistrzami, własnym sądownictwem, wcześniej istniały grody, a wokół nich wsie służebne: Winiary, Świniary, Bobrowniki, Złotniki itp..Rzecz w tym, że te miasta były zdominowane przez ludność niemieckojęzyczną i żydowską, przynajmniej w początkowych latach...Zatem, jeśli dziś np. Ostrzeszów obchodzi 750 lecie, to raczej jest to rocznica lokacji miasta, czyli nadania przez księcia praw grupie chętnych do zbudowania miasta według standardów zachodnich, wcześniej mogła być tu osada targowa lub jakaś forma urbanizacji w myśl definicji Prof, Łowmiańskiego...
A co z Kaliszem?
Też był lokowany w XIII wieku.
Wcześniej była to osada lub miasto w rozumieniu Łowmiańskiego.
Czy mogła przetrwać ponad 1000 lat jej nazwa?
Mogła jak najbardziej. Wisła, to przecież Vistula.
Istniał szlak bursztynowy, to archeologiczny pewnik - miał szerokości około 50 km, prowadził od Bramy Morawskiej przez Wrocław, Kalisz do Bałtyku, była to najpewniejsza i najłatwiejsza droga.
Czy Rzymianie odwiedzali te tereny?
Myślę, że najdalej właśnie do Kalisza, jego mieszkańcy, Indoeuropejczycy zamieszkujący tereny dzisiejszej Polski, prowadzili ożywioną działalność handlową z Rzymem, na Szlaku Bursztynowym archeolodzy odnajdują, co jakiś czas magazyny Bursztynu, tzn. że Rzymianie nie musieli jechać nad Bałtyk by się zaopatrzyć w Jantar. (Największy jak dotąd skład bursztynu odnaleziono we Wrocławiu)
Oczywiście, to nie są żadne dowody na to, że Calisia to Kalisz, ale jeśli jakieś poszlaki są, to warto uczcić choćby tę tradycję kontaktów handlowych z Rzymem w starożytności, jeśli władze Kalisza popełniają błąd, to proszę im to udowodnić twardymi dowodami naukowymi...;) -
Ja rozpatrywał bym kwestię w trzech aspektach:
1) "okupacja" jako pojęcie prawa międzynarodowego - bez wątpienia PRL była podmiotem prawa międzynarodowego, na takich samych warunkach jak państwa zachodnie, była uznawanym krajem niepodległym, była członkiem ONZ itd. itp. - zatem o okupacji mowy być nie mogło,
2)"okupacja" jako slogan - dla lewicy, która odwołuje się z sentymentem do PRL i PZPR termin ten jest nie do przyjęcia, nie ma sensu wyjaśniać dlaczego, im bardziej na prawo i narodowo, tym częściej mówi się o sowieckiej okupacji w czasach PRL,
3)"okupacja" jako termin historyczny - tym historycy w swoich opiniach przewyższają prawników, że mogą swobodnie nadawać zjawiskom nazwy adekwatne do rzeczywistego stanu rzeczy, oddające prawdziwą naturę tych zjawisk, jeśli więc Królestwo Polskie po 1815 r. nadal było zaborem, to PRL był też okupacją ZSRR ziem polskich...w konstytucji PRL, wprawdzie od 1976 istniał zapis o trwałym sojuszu z ZSRR, w umowie Układu Warszawskiego jego głównodowodzącym był zawsze generał radziecki, w Polsce stacjonowało co najmniej 30 tyś. czerwonoarmistów, w początkowych latach LWP było zdominowane przez oficerów radzieckich, a następnie całkowicie kontrolowane przez sowiecką agenturę, jeśli w pewnym momencie Jaruzelski był premierem, I sekretarzem KC PZPR, zwierzchnikiem sił zbrojnych i całkowicie podporządkowany Kremlowi, to o żadnej suwerenności nie mogło być mowy...oczywiście okupacja sowiecka nie była tak brutalna, jak niemiecka w latach 1939-1945, choć lata 1939 - 1956, a zwłaszcza 1939- 1941 i 1944-1956 były naznaczone terrorem w dużej ogólnospołecznej skali.
Wydaje się więc, że jeśli nazwiemy ten okres okupacją sowiecką nie popełnimy błędu, jeśli zaś nazwiemy PRL okresem niepodległości błąd będzie. -
W jednym z wielkopolskich miasteczek w czasie wojny na kilka tysięcy mieszkańców, 1450 osób po 1939 r. podpisało listy narodowości niemieckiej, 3 i 4 grupy, w 1946 nastąpiła tzw. rehabilitacja tych osób i do tematu nie wracano oficjalnie...
-
Link do tekstu, który miał być publikowany w RP - Plusminus, otrzymałem drogą mailową, miał go udzielić już nieżyjący prof. Paweł Wieczorkiewicz. Podobno RP zwlekała z publikacją dwa lata...
"Czy najnowsza historia Polski została już w całości opisana? Nie ma już w niej nic do odkrycia?
Wręcz przeciwnie. Właściwie przyzwoicie nie została opisana w ogóle. Jest w niej nadal wiele niewyjaśnionych zagadek i tajemnic. Wiele poglądów i teorii, w które wszyscy głęboko wierzymy, nie ma nic wspólnego z prawdą. W dużej mierze to wina polskich historyków, o których – mówię to z bólem – mam bardzo złe zdanie.
Dlaczego?
To grupa osób o bardzo zachowawczym sposobie myślenia. Nie są w stanie wyobrazić sobie, że w rzeczywistości mogło być inaczej, niż im się wydaje. A poglądy i teorie wyrabiali sobie, czytając prace swoich poprzedników pracujących w warunkach komunistycznego zniewolenia. Polscy historycy to grupa skostniała intelektualnie. Oskarżam polskich historyków o brak wyobraźni i elastyczności, o niemożność oderwania się od schematów. A w pokoleniu 60-latków są to schematy wypracowane w PRL. Wszyscy jesteśmy ich więźniami. Powtarzamy w kółko stereotypowe, błędne sądy i przekazujemy je naszym wychowankom. Środowisku polskich historyków potrzebny jest silny, ozdrowieńczy wstrząs. Może byłby nim proces lustracyjny.
To jaki powinien być dobry historyk?
Powinien być otwarty na nowe koncepcje. Powinien do badanych problemów podchodzić na nowo, odrzucając wszystko, co napisano w PRL. Powinien stawiać najbardziej szalone tezy i pytania, bo w szaleństwie jest zalążek geniuszu. Praca historyka polega na zadawaniu pytań, a nie powtarzaniu w kółko tych samych odpowiedzi. Mój postulat jest następujący: wymażmy całkowicie całą pisaną historię Polski po 1939 roku i napiszmy ją od nowa!
Panie profesorze, czym powinni się zająć historycy II wojny światowej?
Przykład pierwszy z brzegu. Grot-Rowecki i jego aresztowanie. Grono historyków zajmujących się Armią Krajową ze względów patriotyczno-dżentelmeńskich do dziś nie ujawnia prawdy o tym, jak generał wpadł w ręce gestapo. A są ślady, które wskazują na osobę bliską córce Grota, jej narzeczonego, który miał to zrobić dla pieniędzy. Mało tego, najrozsądniejsi z oficerów gestapo wcale nie byli zadowoleni z tego aresztowania. To wcale nie był dla nich – tak jak my twierdzimy – „wielki sukces”. Zatrzymanie dowódcy AK, a co za tym idzie zamęt i reorganizacja ugrupowania, burzyło bowiem cały system kontroli, jaką Niemcy sprawowali nad podziemiem.
Kontroli?
Mamy dwie legendy podziemia niepodległościowego. Podziemie podczas II wojny światowej i podziemie solidarnościowe podczas stanu wojennego. Przykra prawda jest jednak taka, że jedno i drugie było w 80 procentach rozpracowane przez policje polityczne.
Dlaczego więc w obu przypadkach nie zlikwidowano tych organizacji?
Bo każda dobra policja polityczna – a zarówno w SB, jak i gestapo byli wysokiej klasy fachowcy – uważa, że rozpracowany przeciwnik jest mniej niebezpieczny, bo niczym nie może zaskoczyć. Można go kontrolować, a czasami nawet inspirować jego działania poprzez wkręconą w jego szeregi agenturę (w przypadku „Solidarności” armia TW, których ujawniono w ostatnich latach, to tylko wierzchołek góry lodowej). Rozbicie istniejącej struktury podziemnej poprzez masowe aresztowania powoduje zaś, że przeciwnik podejmuje działalność samorzutną, nieprzewidywalną. A więc z punktu widzenia służb specjalnych bardziej niebezpieczną. Z czasem zaś założy nowe struktury, które trzeba będzie na nowo rozpracowywać. Po co zadawać sobie tyle trudu?
Tak rozumowali Niemcy w okupowanej Polsce?
Owszem. Poza tym w gestapo znajdowali się też rozsądni ludzie – co nie zmienia faktu, że byli zbrodniarzami – którzy uważali, iż prędzej czy później, gdy do Europy zacznie się zbliżać sowiecki walec, trzeba się będzie z Polakami jakoś dogadać. Pewne niepisane porozumienia i układy zawierano zresztą i wcześniej. Sprowadzały się mniej więcej do tego, że obie organizacje robią swoje, ale od pewnego poziomu nie robią sobie krzywdy.
A jak wyglądała kwestia infiltracji AK przez Sowiety?
Obawiam się, że jeszcze gorzej. Sowieccy agenci w szeregach polskich władz i polskiej armii podziemnej mieli wielkie wpływy. Wykorzystywali to, że AK z czasem zaczęła skręcać mocno w lewo. Polskie podziemie ostatecznie nie podjęło w końcu działań zgodnych z niemieckimi interesami, ale z sowieckimi. Choćby nieszczęsna operacja „Burza” z powstaniem warszawskim na czele. Na powstaniu zyskała tylko jedna strona – Sowiety. Należy sobie zadać pytanie, czy Stalin mógł, a jeżeli tak, to w jaki sposób, wpłynąć na to, że Warszawa akurat 1 sierpnia 1944 roku stanęła do walki. Odpowiedź na to pytanie mogłaby się okazać szokująca.
Wstydliwą dla podziemia sprawą jest chyba również kwestia jego budżetu.
O tak, to bardzo niewygodny temat. Z Londynu szedł do kraju strumień pieniędzy. Znaczna ich część była jednak wydawana na cele prywatne, czyli po prostu defraudowana. Kolejna część trafiała zaś do kas rozmaitych partyjek, koterii i grupek. A kto w podziemiu miał pieniądze – rozdawał karty.
W Polsce mamy również tendencję do robienia bohaterów z ludzi, którzy na to nie bardzo zasługują.
Wiem, do czego pan pije – Sikorski. Rzeczywiście nie był to mąż stanu. Sytuacja, w której się znalazł, znacznie go przerosła. Abstrahując od tego, kto i dlaczego go zabił, jako premier i naczelny wódz nie zdał egzaminu. Ale i wcześniej miał poważne grzechy na sumieniu. Mam o nim bardzo negatywne zdanie. Myślę, że w okresie międzywojennym był agentem francuskim, a przynajmniej tak się zachowywał, jakby nim był. Działał na szkodę państwa polskiego i jako taki powinien zostać prawomocnie skazany. Udzielał Francuzom bardzo wyczerpujących informacji o polskim wojsku, w 1938 roku skłonny był te same informacje przekazać Czechom. Naciskał na Francuzów, żeby żądali dymisji Becka. Zachowywał się niezbyt pięknie.
A Anders?
Anders również nie był postacią bez skazy i mało nadaje się na bohatera narodowego. W 1941 roku na Łubiance mówił NKWD wszystko, co chciała usłyszeć…
Sugeruje pan, że był agentem Stalina lub szedł mu na rękę?
No cóż, po owocach ich poznacie. Anders zrobił trzy rzeczy. Najpierw wyprowadził we właściwym momencie wojsko z Sowietów. Proszę sobie wyobrazić, że armia Andersa bije się na froncie wschodnim w kwietniu 1943 roku. Niemcy ogłaszają przez radio, że odkryli masowe groby w Katyniu. I co, Polacy nadal biją się u boku bolszewików? Oczywiście nie. Armia Andersa natychmiast przeszłaby na stronę Niemiec. Wyobraża pan sobie taki zwrot? To by mogło storpedować plany Stalina. Potem Anders bezsensownie skrwawił wojsko pod Monte Cassino, najbardziej ideowy, antysowiecki element. A na końcu zrobił wszystko, żeby nikt z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nie wrócił do kraju.
Ale w ten sposób ocalił ich przed kazamatami UB.
Oczywiście. Ale to było także na rękę komunistom i Stalinowi. Bo gdyby mieli w okupowanej Polsce ze 150 tysięcy żołnierzy z polskiej armii na zachodzie, to sowietyzacja naszego kraju mogłaby natrafić na znacznie większe problemy. W roku 1956 żywioł ten – zakładam, że co najmniej połowa by przetrwała – mógł się okazać decydujący. Nacisk z ich strony na konfrontację z Sowietami mógłby być tak silny, że Chruszczow by się jednak zawahał i nie przysłał do Polski Armii Radzieckiej. W takiej sytuacji być może już w 1956 roku mielibyśmy rok 1989. Przecież kadra niepodległościowa była w Polsce tak przetrzebiona i wyczerpana, że rok 1956 robili właściwie komuniści. Plus niedobitki AK, które nie były w stanie opracować własnej koncepcji politycznej. Gdyby do akcji wkroczyli andersowcy, historia mogłaby się potoczyć inaczej.
Panie profesorze, czy w swoich analizach nie przecenia pan roli tajnych agentów i służb?
Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.
W Polsce także?
Oczywiście. Weźmy choćby sprawę wyjazdu Michnika do Moskwy w 1989 roku…
Nie sugeruje pan chyba, że Michnik był agentem?
Agentem nie był. Był natomiast potężnym graczem, działającym właśnie za kulisami. W 1989 roku pojechał do Związku Sowieckiego, aby dogadać się z tamtejszymi towarzyszami ponad głową Jaruzelskiego. Był zbyt inteligentnym, zbyt ambitnym człowiekiem, żeby nie dojść do wniosku, że sam III RP nie zbuduje i nie zrealizuje swoich koncepcji. Dlatego próbował podjąć współpracę z Moskwą, ale podkreślam – nie była to współpraca natury agenturalnej, tylko rodzaj gry politycznej. Michnik tłumaczył to sobie zapewne mniej więcej tak, że idzie z tymi progresywnymi, liberalnymi towarzyszami spod znaku Gorbaczowa, żeby poprawić komunizm. Hasło Michnika i Gorbaczowa było przecież takie samo: socjalizm z ludzką twarzą.
Jakie tajemnice kryją dzieje służb specjalnych PRL?
Tysiące tajemnic! W tej sprawie naprawdę mało wiemy. Choćby — wydawałoby się szalona — sprawa tak zwanych matrioszek, czyli agentów podstawianych do armii Andersa czy później Berlinga. To jest mniej więcej to samo, co pokazano w „Stawce większej niż życie”. Zamiana Kowalskiego na podobnego do niego Iwanowa. Uczono faceta języka polskiego oraz biografii osoby, którą miał zastąpić. Sprawę tę pierwszy raz poruszył Piotr Jaroszewicz. Zaraz potem został zamordowany. Niewykluczone, że dotknął problemu, który jeszcze w 1992 roku był tak newralgiczny dla rosyjskiego wywiadu, że trzeba go było uciszyć.
Kto mógł być taką matrioszką?
Być może Bierut, a może nawet Jaruzelski. Nic pewnego na ten temat nie wiadomo. Są tylko pewne przesłanki.
Brzmi to mało prawdopodobnie.
No cóż, warto by to jednak zbadać. 30 lat temu jeden z najważniejszych generałów Wojska Polskiego, zastępca szefa Sztabu Generalnego, na spotkaniu z elewami szkoły oficerskiej po kolejnym toaście zaczął przemawiać płynnie po rosyjsku. To wzbudziło pewną konsternację. Generał zauważył, co się stało i się zmieszał: „Wiecie, ja z żoną tak rozmawiam w domu i zapomniałem się” – zaczął się tłumaczyć. Nigdy nie poznamy w pełni historii PRL – zwracał na to uwagę Edward Ochab w rozmowie z Teresą Torańską – dopóki nie będziemy wiedzieli, kto w kierownictwie politycznym, jak się wyraził Ochab, był „ich”, a kto był „nasz”.
Myślę, że wszyscy – niezależnie od tego, jakim językiem mówili – byli „ich”…
To prawda. Ale mimo wszystko polscy komuniści mieli jakąś większą lub mniejszą – na ogół mniejszą – przestrzeń do samodzielnego działania. Ciekawe jest, jakie były relacje między sowiecką a polską bezpieką. Jakie wzajemne zależności. Czy UB, a potem SB było bezpośrednio, niemal z urzędu, podporządkowane NKWD i KGB, czy też polecenia wydawano jakimiś nieformalnymi kanałami. Jaką rolę w tym procesie odgrywała partia? Czy służby ją omijały, czy też miała coś do powiedzenia? To bardzo ciekawa siatka wzajemnych zależności, o której wiemy bardzo mało. A przecież policja polityczna odegrała główną rolę w spektaklu zwanym PRL. Niewykluczone, że wszystkie tak zwane wydarzenia, do których dochodziło w PRL, były prowokacjami służb. Poznań ’56, Grudzień ’70, Czerwiec ’76, a wreszcie Sierpień ’80. W każdym z tych wypadków jest to bardzo prawdopodobne. My teraz budujemy wokół tamtych wydarzeń patriotyczne ołtarze, a rzeczywistość mogła być zupełnie inna. Tak samo można zresztą postawić hipotezę, że powstanie listopadowe było prowokacją, a powstanie styczniowe to już z pewnością.
Czy są na to jakieś dowody?
Jest mnóstwo przesłanek. Na przykład Radom ’76. Rozmawiałem ostatnio z jednym z wysokich radomskich funkcjonariuszy partyjnych z tego okresu. I on nagle zadał mi takie pytanie: czy nie zwróciło pańskiej uwagi to, że trzonem wystąpień była załoga Waltera, zakładów produkujących sprzęt wojskowy, w których 25 procent ludzi było na etatach kontrwywiadu, a cała reszta była w zasadzie zmilitaryzowana? Cała kadra tych zakładów, łącznie ze zwykłymi robotnikami, składała się z najbardziej zaufanych ludzi! I oni by się nagle zbuntowali? Mój rozmówca przeglądał potem wraz z radomskimi milicjantami zdjęcia z zamieszek i okazało się, że najbardziej agresywni przywódcy tłumów to były osoby w Radomiu nigdy wcześniej niewidziane. To samo powtórzyło się później w Gdańsku.
Rozumiem, że skłania się pan do tezy, że upadek komunizmu był operacją służb specjalnych?
Tak. Wiele źródeł wskazuje, że była to gigantyczna, przemyślana i kontrolowana operacja. W szczegółach oczywiście mogła się wymknąć spod kontroli, bo każda taka akcja ma swoją dynamikę. Ale ostatecznie wszystko się udało. Celem służb było bowiem zachowanie kontroli nad finansami podczas transformacji ustrojowej. Następnie zaś dzięki tym pieniądzom oraz powiązaniom i doświadczeniu przejęcie kontroli nad państwami byłego imperium i nowo powstałą Rosją.
Dlaczego komunistyczne służby miałyby coś takiego zrobić?
KGB doszło do wniosku, że należy położyć kres istnieniu pasożyta, za jaki uważało partię. Przecież organizacja ta stała się całkowicie zbędnym czynnikiem. Służby były tak potężne, że za pomocą zakulisowej gry mogły doskonale same kontrolować imperium. Mieć władze i zarabiać pieniądze. Aby to jednak osiągnąć, trzeba było usunąć komunistów. Już wcześniej ludzie, którzy kierowali bezpieką – Jeżow, Beria i inni – próbowali zrobić mniej więcej coś podobnego. Stalin, a później Chruszczow potrafili się jednak obronić.
Jeżeli przyjąć pana tezę, to jak ta operacja przebiegała w Polsce?
Rezydent sowieckiego wywiadu w Polsce gen. Pawłow – notabene jeden z najmądrzejszych ludzi w KGB – w swoich pamiętnikach pisał, że już w połowie lat 70. dostał polecenie z Moskwy, żeby nie budować już agentury sowieckiej w partii władzy. Nie miało to już sensu. Kazano mu wziąć się do opozycji, która być może kiedyś przejmie władze. Agentura umieszczona wewnątrz „Solidarności” zostaje odpowiednio poinstruowana, służby rozgrywają swoją partię. A potem już idzie samo: Okrągły Stół, wybory, wyprowadzenie sztandaru PZPR i utworzenie nowego układu. Z ludźmi bezpieki na górze, a właściwie w cieniu. Czyli to, o czym mówiłem: fasadowa historia i prawdziwe ośrodki decyzyjne, o których zwykły śmiertelnik nic nie wie. Dzisiejsze partie polityczne mogą być nie tylko zinfiltrowane, ale nawet stworzone przez sowiecki, a później rosyjski wywiad. I nie muszą to być partie lewicowe.
Czyli służby naszego wschodniego sąsiada nadal działają na wielką skalę w naszym kraju?
To były i są najlepsze, najbardziej sprawne służby na świecie. Służby, które łączą bezwzględność z wielkimi koncepcjami i potrafią patrzeć daleko do przodu. Jak pisał Bułhakow: dokumenty nie płoną. Wszelkie palenie akt to zwykły teatr. Niszczy się zawsze jakieś duplikaty, bezwartościowe kwity administracyjne i tym podobne rzeczy. To co najważniejsze, to co ma prawdziwe znaczenie – zawsze się zachowuje. W przypadku PRL – w Moskwie. Nie jest tajemnicą, że kopie akt polskiej bezpieki szły do Moskwy. Oni mają wszystko i dzięki temu do dziś kontrolują wielu agentów. Agentury tej prędko nie odkryjemy. Dopiero teraz, po 60, 70 latach z trudem dokopujemy się do prawdy o agenturze sowieckiej w II RP. Ale warto mieć świadomość, że tacy ludzie u nas działają. I to na najwyższych szczeblach. Należy o tym pamiętać zawsze, gdy dochodzi do jakichś konfliktów czy sporów polsko-rosyjskich. Należy wówczas uważnie wsłuchać się w debatę publiczną: artykuły prasowe, wypowiedzi polityków. Od razu widać, kto reprezentuje rosyjski punkt widzenia." -
Myślę panie Robercie, że teorie spiskowe w kwestii tego właśnie faraona są jak najbardziej usprawiedliwione...Otóż, największą tajemnicą jest fakt niezaprzeczalny, że grobowiec ostał się do czasów współczesnych...to wyjątek, absolutny wyjątek...Kiedyś trochę przez przypadek, a trochę nie, przeczytałem wszystkie pozostałości inskrypcji, jakie pozostały po okresie amarneńskim, żeby panu przybliżyć temat, ilość niewiadomych jest podobna jak z odczytaniem rzymskich napisów na podstawie dziur po mocowaniach liter...Uroda Nefretete, "szaleństwo" Amenhotepa, pochówek Tutanchamona i przetrwanie jego grobowca, to pożywka dla wielu spekulacji, ale jednak uzasadnionych...
:) -
Posągi z Wyspy Wielkanocnej, bardziej, niż inne miały znaczenie obronne, jak sądzę...Jeśli przyjmiemy, że grupa plemienna uciekła "skąś" i odnalazła wyspę (tylko ucieczka zdesperowanej grupy uzasadnia zasiedlenie wyspy), jako miejsce ratunku, to przez wieki musiał istnieć społeczny lęk przed najazdem, pogonią prześladowców...to tak, jak z przypadkiem pewnego japońskiego żołnierza, który kilkadziesiąt lat "stacjonował" samotnie na jednej z wysp Pacyfiku i myślał, że nadal jest wojna...Ponieważ społeczność na wyspie, jak się sądzi, nie była duża, jedynym uspokojeniem mógł być kamuflaż - nie lądujcie na tej wyspie, bowiem zamieszkuje ją lud, który wznosi tak ogromne posągi, a ponadto wielcy wojownicy, olbrzymy bronią nas, uważajcie...
W świecie Fauny znane są takie kamuflaże, mała rybka ma na głowie czarną, dużą plamę, dzięki temu drapieżnik może mieć złudzenie, że ma do czynienia z dużo większą rybą... -
Jak już wcześniej pisałem, czytałem tylko "Heban", ale nie od deski do deski, tylko fragmentami i odniosłem wrażenie, że podobną metodę zdobywania informacji zastosował przy cytowanym "Cesarzu"...Wyszła biografia Kapuścińskiego, podobno bardzo kontrowersyjna, podobno miał ścisłe związki z wywiadem, być może służby państw wschodnich go promowały, być może..., jeszcze tej biografii nie widziałem, teraz chyba ją przeczytam...)
-
Jeden z francuskich rewolucjonistów z 1789 roku, powiedział, że "Nie można być u władzy i być bez winy" - coś w tym jest...a rewolucja pożera swoje dzieci, ale raz rozpoczęta ma długotrwałe konsekwencje, czy złe, czy dobre...być może nadejdzie czas, że w Etiopii będzie zapotrzebowanie na prawdziwy obraz cesarza...
-
Właśnie jestem w trakcie ponownej lektury "Moskiewskiego procesu" Władimira Bukowskiego, płynie z niej takie gorzkie przesłanie, że globalna polityka zimnowojenna miała paranoiczny wymiar, który wcale się nie skończył z upadkiem ZSRR, ale ma swoje konsekwencje nawet do dziś...Jeśli by w tym świetle spojrzeć na "Cesarza", to wpisywał się on w "internacjonalistyczną rewolucję", którą propagowała Moskwa w całym lewackim-lewicowym świecie, na każdym kontynencie, każdym kraju i w kosmosie...Z drugiej jednak strony do dziś nie znaleziono drogi, którą mają iść ubogie kraje Afryki, Azji, by z biedy wyjść...O ONZ szkoda gadać...Przejaskrawienie postaci H.S. w takim kontekście może być też próbą głośnego krzyku o pomoc dla tych ludzi, których dolę Kapuściński widział nie z hotelowego tarasu, on wśród tych biednych żył i wędrował...Waldemar Skrobacz edytował(a) ten post dnia 08.05.10 o godzinie 22:30
-
Od czasu do czasu w historiografii pojawia się postulat potrzeby odtworzenia portretu psychologicznego postaci historycznej, inaczej mówiąc, jaki był to człowiek, w tym wypadku kim był tak naprawdę Piłat...? Oczywiście potrzeba tu wielkiej wiedzy z obu profesji...Można jednak postarać się na samodzielny portret osoby Piłata, w moim przypadku nieco beletrystyczny...:)
Dzieciństwo i młodość
Urodził się zapewne w rodzinie arystokratycznej lub wojskowej, przyjmijmy, że w Rzymie. Z pewnością uzyskał wykształcenie, być może za pośrednictwem greckiego nauczyciela, lub w szkole rzymskiej. Znał zatem podstawy antycznej filozofii, prawo rzymskie, czytał i pisał, znał się na sztuce. Pewnie był religijny, ale kryzys religii rzymskiej tak widoczny, choćby u Seneki, uniwersalizacja ideologii władzy - "boskość" śmiertelników, musiały z czasem wykształcić bardzo "praktyczne" podejście do religii w ogóle.
Kariera państwowa
Z jakiś przyczyn nie służył w armii, może był chorowity lub szybko pełnił funkcje urzędnicze lub po prostu przebywał w majątku rodzinnym...Był kolejnym synem, a więc nie mógł liczyć na gros spadku, może pracował w administracji świątynnej...Załóżmy to ostatnie.
Zatem wydaje się, że jako człowiek dojrzały miał łagodne usposobienie, dobre wykształcenie, umiejętność administrowania i stosowania prawa, był miłośnikiem sztuki, rozumiejącym "sprawy religii", niezbyt bogaty...
Judea
Uzyskując tytuł prefekta Judei liczył na wzbogacenie się, bo kto w tamtym świecie nie chciał żyć w jego centrum, w Rzymie...Może trochę oszukiwał na podatkach, może budując za pieniądze żydowskie akwedukt w Jerozolimie, trochę uzbierał...jednak jego rządy nie były "twardej ręki", a raczej zgodnie z upodobaniem, administrował wykorzystując wrodzone talenty mediacji i wiedzę...
Factum Jezusa
Piłat brzydził się krwią, unikał jej...Mógł być w wieku Jezusa...Uważał go za miejscowy folklor, nawet ciekawostkę, szczególnie, gdy szpiedzy donosili mu o uzdrowieniach, cudach...Zastanawiał się, jak wykorzystać "wędrownego kaznodzieję"-zgodnie z zasadą "dziel i rządź"...Podziwiał go, bo sam nie wierzył już w rzymskich bogów...Podczas procesu, chciał zgodnie ze swoimi poglądami uratować "proroka", nie liczył, że tłum wybierze Barabasza-złoczyńcę...
Post factum
Śmierć Jezusa odbiła się szerokim echem w Judei. Piłat zrozumiał, że popełnił błąd. Uczniowie Jezusa, wyznawcy wiary, którzy mówili o zmartwychwstaniu rośli w siłę. Sprawa za Nerona trafiła do Rzymu, bo nowa religia trafiała w coraz nowe miejsca...Zgodnie z tradycją żydowską pojawił się Mesjasz...Nauki Jezusa, opis jego śmierci, przekazywano sobie z ust do ust...Nowa religia była poza kontrolą władz, to niepokoiło Rzym.
W Rzymie
Piłat stracił autorytet u władzy. Powrócił do stanu kapłańskiego. Za pieniądze, które uzbierał podczas prefektury kupił majątek ziemski.
Usunął się w cień i wierzył w Jezusa, choć tego nie rozumiał, nie akceptował i nigdy nie wypowiedział.
Wszystkich krytyków proszę o wyrozumiałość, piszę to trochę na kolanie...Waldemar Skrobacz edytował(a) ten post dnia 01.05.10 o godzinie 21:50 -
Miejmy nadzieję, że ta interpretacja nie spowoduje upadku turystyki w tamtym rejonie i redukcji paru grantów...
;) -
Wydaje mi się, że kwestia tych znaków została już dawno wyjaśniona...
Jeśli chodzi o technikę wykonania, to jest ona bardzo prosta, ostatnio zastosowano ją tworząc quasi UFO-owe kręgi w zbożach, kilkuletnie dziecko potrafi każdy mały rysunek za pomocą siatki, powiększyć nawet na bardzo dużej kartce, tam też pewnie używano prostych przyborów orientacji w terenie...
Zaś cel, jak we wszystkich megalitach itp. - próba zbliżenia się do boga, bóstw, tam gdzie teren górzysty rozumiano, że z dużej odległości nie widać dokładnie, bogowie byli wysoko, więc znaki dla nich musiały być duże...
i tyle!
:) -
Nie chcę uchodzić tu za mędrca wszystkowiedzącego, ani obrońcy Kapuścińskiego (przeczytałem we fragmentach tylko Heban"), ale zdaje się, że w opisie tzw. "Krajów trzeciego świata" występują dwie historiografie - pierwsza tworzona przez autorów z państw kolonizatorów i druga cały czas rozwijająca się, pisana przez młodą elitę państw zdekolonizowanych...często w swoich językach i stąd trudno dostępną...Oczywiście jak to z historiografią bywa, w powszechnej świadomości dominuje ta, która ma większą siłę przebicia...Podobno "łgarstwa" pojawiają się w obu...Kapuściński wsparł jedną z opcji wydaje się, miał dzięki temu paszport, pieniądze, zwiedził kawał świata..., bo ja wiem, czy to taka wielka wina, ot podróżnik, pisarz, reportażysta, artysta...banalna postawa życiowa intelektualisty w tamtym świecie, wyjątkowy talent...
-
Kiedyś na jakimś kursie dano nam do przeczytania tekst i poproszono, by określić czego dotyczy, mnie się zdawało, że to jakieś tłumaczenie "... o metodzie", ale miałem się z pyszna, gdy prowadząca z pewnym rozbawieniem oznajmiła, że to instrukcja obsługi pralki...
Uwielbiam matematykę, szczególnie geometrię, rachunek prawdopodobieństwa, w dzieciństwie rozwiązywałem sobie zadanka z treścią i zadania z książek pana Pijanowskiego, w zimowe wieczory w tamtych latach naprawdę nie było co robić...:)
Nie zostałem "ścisłowcem" z powodu roztargnienia i lenistwa, działania na liczbach wymagają dużej wprawy, teraz jest łatwiej -kalkulatory, komputery...:) -
Wydaje się, że dzięki postępowi genetyki i technologii informatycznej będzie możliwe kiedyś, może gdy człowiek dotrze na Marsa :), zbadanie w miarę precyzyjne wędrówki genów i w połączeniu z językoznawstwem da wiele odpowiedzi i pytań, związanych z prahistorią i historią starożytną, np. skąd się wzięli Sumerowie, kim byli Pierwsi Egipcjanie, czy były związki między pierwszymi cywilizacjami, czy istniał lud praindoeuropejski...itd.
-
No właśnie, czarna magia, zjawiska nadprzyrodzone, podobno każdy, choć raz w życiu przeżywa jakąś historie "nie do wypowiedzenia i wyjaśnienia..."
http://wiadomosci.onet.pl/2130423,16,tajemniczy_obiekt... -
A mnie kiedyś, kiedyś mówił chyba jeden stary Niemiec, że zauważyli w dawnych czasach, że krew aryjska w połączeniu z bałkańską wywołuję heterozję, czyli wybujałość...dlatego Władysław Łokietek był łokietek, a Kazimierz Wielki wielki...
:) -
Łukasz Lech:
Czy to nie był czasami "Wprost", ale o ile sobie dobrze przypominam,to tam sobie trochę żartowano...wyszukując przodków celebrytów
Artykuł w tej chwili nie istnieje, niestety. -
Gdzieś czytałem, czy rozmawiałem o genetycznym wzorcu współczesnego Polaka...Okazuje się, że jesteśmy jednym z najbardziej "wymieszanych" społeczeństw na świecie i można nas porównać jedynie do mieszkańców USA...Otóż już od średniowiecza prowadzono akcję osiedleńczą ludności niemieckojęzycznej, książęta zakładali miasta i wsie na tzw. prawie niemieckim, Kazimierz Wielki wydał przywilej Żydom, którzy w granicach państwa polskiego na długie wieki znaleźli schronienie, od XV do XVII wieku polska była miejscem ucieczek, osiedleń licznych nacji, a to Olendrów na Kujawach, Bambrów w Poznaniu, słyszałem o 100 tyś. Szkotów...powodem tych ucieczek były względy religijne także. W okresie zaborów ludność słowiańska - niepolska i niesłowiańska osiedlała się na polskich obszarach...Do tego należy dodać wojny, które się przetaczały przez kraj...pozostawiające genetyczną spuściznę...,jeńców, np. tureckich, których setki, tysiące pojawiło się w XVII wieku...
Razem daje to genetyczną mapę naszej historii, dominuje w niej element słowiański, ale jest połączony z wieloma innymi pierwiastkami i podobno nie jest to ani złe, ani dobre...