Wypowiedzi
-
Drogi Panie Łukaszu,
Nie chcę wdawać się z Panem w polemikę co do tego, czy turlanie kostkami i opisy typu "To ja go tnę" można nazwać RPG. Do tego przecież sprowadza się hack'n'slash, czyż nie? I nie jest to kwestia systemu, ale stylu prowadzenia i gry. Proszę mi wierzyć, że nawet DnD można prowadzić na bardzo wysokim poziomie bez potrzeby zakupu plansz i figurek ochoczo proponowanych przez producenta.
Podobnie nie polecam mylenia RPG z odgrywaniem scenek biznesowych w obcym języku. Dla mnie gry fabularne wymagają przede wszystkim umiejętności wczucia się w POSTAĆ, a nie konkretną sytuację (chyba, że rozmawiamy o prawdziwie przedszkolnym poziomie).
Co do "utytułowania", które tak Pana rozbawiło, odsyłam na stronę: polter.pl, gdzie znajdzie Pan informacje na temat niektórych moich osiągnięć (pseudonim Ranferiel). Mam nadzieję, że to wystarczające referencje.
Obecnie już nie zajmuję się RPG w takim stopniu jak kiedyś, ale gwarantuję, że moi gracze zazwyczaj są zadowoleni.
Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania. Jeżeli skorzysta Pan z usług pani Anety, proszę napisać jak było. Ja na razie się powstrzymam... -
Droga Pani Aneto,
Owszem, nie jestem nauczycielką angielskiego tylko specjalistką od finansowania nieruchomości oraz doświadczonym i utytułowanym MG.
Uważam, że sugestie, a propos hack'n'slash są, delikatnie mówiąc obraźliwe dla każdego MG z wieloletnią praktyką. Tak się składa, że moje sesje charakteryzują się wysokim poziomem merytorycznym i artystycznym - prowadzę scenariusze zawierające elementy kryminalne, polityczne oraz wymagające od graczy znacznej erudycji i wysokiego poziomu odgrywania postaci.
Jeżeli chodzi o naukę angielskiego, etap szlifowania konwersacji mam już za sobą i jestem zainteresowana jedynie bardzo specjalistycznymi zagadnieniami z obszaru property finance.
Niestety nie skorzystam z Pani oferty ponieważ idea łączenia mojej pasji (RPG) z życiem zawodowym wydaje mi się conajmniej nie na miejscu.
Gry fabularne to magia, tajemnica i dzieło wyobraźni.
Czy poezja służy do opisywania sprawozdań finansowych?
Czy artyści-plastycy malują płoty?
Czy Satriani, Vai lub inni wielcy gitarzyści przygrywają "do kotleta"?
NIE. Dlatego nie łączmy cudownego świata wyobraźni z prozą życia. -
Co do "pierwszego native MG" w Polsce to zakładam, że chodzi o kategorię tych, którym się płaci. Ja grałam u brytyjskiego MG już w 2002 ;). To fajna zabawa tak samo jak po polsku ale korzyści naukowe są tylko dla ludzi, którzy mają problemy z mówieniem z powodu braku pewności siebie. Język biznesowy najlepiej szlifuje się w pracy... no chyba, że ktoś pracuje przy produkcji halabard, konserw ze smoków lub kładzie glazurę w lochach :P. Wtedy faktycznie można rozwinąć słownictwo grając w RPG. A poważnie - nie widzę praktycznego zastosowania takiego "kursu" w przypadku osób na poziomie proficiency. Lepiej zainwestować w profesjonalny kurs języka branżowego (w moim wypadku finansowy, ale oferowane są też np. kursy dla wszelkiej maści inżynierów, lekarzy itd.).
-
Ok, czy ta grupa jest o RPG czy nauce angielskiego i reklamie własnego biznesu? Proszę o info, bo chyba źle trafiłam ;P
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Kobiety
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Economist
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Banki
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Banki
-
Witam! Jakiś czas temu natrafiłam na artykuł na temat nowatorskiej wizji Davida Fishera - ruchomych budynków. Jestem ciekawa, co osoby zainteresowane nieruchomościami myślą na ten temat. Oto link do strony projektu:
http://www.dynamicarchitecture.net/home.html
Pozdrawiam i czekam na Wasze wypowiedzi :) -
Droga Pani Aneto,
Dyskusja na temat Pani pytania nie jest zbyt burzliwa z prostego powodu - postawiona teza jest zwyczajnie niezgodna z doświadczeniami większości graczy.
Gram i prowadzę od 10 lat - w tym czasie miałam kontakt z wieloma drużynami, w których płeć piękna zawsze stanowiła zdecydowaną mniejszość.
Mężczyźni lubią RPG, tak samo jak gry komputerowe, karcianki oraz planszówki w typie Starcraft/WoW Boardgame. Ja również podzielam te upodobania, jednak wiem, że jestem pod tym względem okazem rzadkim i prawnie chronionym ;).
Dla Pani RPG to sposób na poszerzenie kwalifikacji i zarobienie pieniążków. Dla większości graczy i MG, to po prostu dobra zabawa.
Jestem skłonna uwierzyć, że w komercyjnych grupach grających w RPG większość stanowią kobiety, które chętniej niż mężczyźni decydują się na różne formy dokształcania. Jednak prawdziwe DRUŻYNY grające dla rozrywki charakteryzują się zwykle dość zmaskulinizowanym składem.
Pozdrawiam Panią oraz wszystkich prawdziwych zapaleńców :DTamara Bińczak edytował(a) ten post dnia 06.07.08 o godzinie 17:17 -
Dariusz Z.:
Michał Kolano:
Tamara Bińczak:
Jak wspomniałam wcześniej, jest przecież wiele transakcji (okazji) do których dobrze by było dobrać odpowiedni i dobrze dopasowany instrument (garnitur) w celu uniknięcia zbędnego ryzyka (kompromitacji towarzyskiej);)))
Z tym sie zgodze i nie zgodze jednoczesnie ;)
Co prawda nie mam doswiadczenia w pracy na buy-side i nie stawalem przed dylematem w jaki sposob strukturyzowac sobie produkt wespol z bankiem ktory uchronilby mnie (mojego pracodawce) przed ekspozycja na jakies ryzyko (stopy, walutowe, whatever). Wiem natomiast, ze w Polsce wciaz jest pewna roznica pomiedzy swiadomoscia tematu reprezentowana przez banki (sell-side) a inwestorow (buy-side). Wiem tez, ze czesto ta niby swiadomosc tematu konczy sie dramatycznie dla inwestorow (Orange County i inverse floatersy w ktore sie zapakowali, Procter&Gamble ktore szukalo hedga i hedge wyjal ich z butow, Walt Disney ktory potrzebowal hedga na yen'a i tez skonczylo sie smutno etc etc). Dealerzy zawsze beda szczesliwi jak bedzie do nich przychodzil "sophisticated client" ktory rozumie o co chodzi wiec moga wciaz z niego mnostwo prowizji, zapodac mu strukture finansowania oparta na duzym lewarze (niby hedge, ale czesto overhedge) i robic z nim tyle deali ile to tylko mozliwe. Zwykle to ten klient na tym ucierpi jesli nie ma doradcy ktory rozumie temat naprawde dobrze (potrzebuje speca od zarzadzania ryzykiem, prawnikow i bardzo dobrego finansisty - rzadko spotykany melanz w polskich firmach podejrzewam). Jesli takimi zasobami nie dysponuje, to ten garnitur moze sie okazac piekny w trumnie do ktorej zmierza. PzdrMichał Kolano edytował(a) ten post dnia 06.03.08 o godzinie 08:52
Dokładnie jest tak jak piszesz ;))) Firmy posiadają struktury, np. z opcjami barierowymi które są jak ruletka i zamiast się zabezpieczać przedsiębiorstwo dodatkowo ryzykuje. Kończy się zawsze źle dla firmy nie dla banku.
Po drugie firmy nie muszą robić zabezpieczeń opcyjnych w bankach - mogą robić to o wiele taniej na WGT (mowa o opcjach walutowych).
Każde, nawet najlepsze narzędzie w nieodpowiednich rękach może doprowadzić do opłakanych konsekwencji. Zarówno klient jak i dealer muszą posiadać wystarczająco dużo wiedzy, żeby podjąć świadomą decyzję i stworzyć odpowiedni instrument. Niestety nawet to nie gwarantuje sukcesu, co jasno wynika z przytoczonych powyżej przykładów. Czy takie wpadki oznaczają jednak, że lepiej nie stosować bardziej rozbudowanych produktów? Nie sądzę.
A co do wypowiedzi Tamary o studiach MBA... masz pieniądze możesz zrobić sobie jakiekolwiek studia, nie jest to wyznacznikiem posiadanej wiedzy i inteligencji.
To była ironia ;)
Pozdrawiam,
T. -
Witam:)
Poniżej ciekawy artykuł z FT na temat nadchodzących zmian w wyglądzie stolicy:
ft.onet.pl/9,6850,szansa_na_przebudowe_w(…).html
W grudniu podobny tekst pojawił się w Rzepie:
http://rp.pl/artykul/74657.html
A tu profesjonalny raport DTZ:
http://wroclaw.biznespolska.pl/files/reports/Q4%202007...
Analizy Warsaw Research Forum:
http://www.biznespolska.pl/analizy/search.php?search%5...
A i jeszcz tu:
http://www.skyscrapercity.com/forumdisplay.php?f=708
Życzę miłej lektury i serdecznie pozdrawiam:)
T.Tamara Bińczak edytował(a) ten post dnia 06.03.08 o godzinie 01:37 -
Mam odwrotne doświadczenie - banki sprzedają struktury opcyjne odziwnych nazwach, które bardzo często nie są potrzebne a ich działanie jest niezrozumiałe przez przedsiębiorców. W większości przypadków wystarczają proste metody, których działanie jest w stanie zrozumieć niemal każdy.
Zgodzę, się, że w wielu wypadkach IRS w zupełności wystarczy, zwłaszcza w przypadku zabezpieczania ryzyka stopy procentowej dla średnioterminowego kredytu. Rzecz w tym, że sama ta sytuacja jest mało urozmaicona. IRS pasuje do kredytu, jak t-shirt i jeansy w sytuacji wyprawy do pubu;). Jednak tak proste rozwiązanie nie zawsze jest optymalne - przy bardziej skomplikowanych "okazjach" produkt bardziej dopasowany, lub nawet szyty na miarę, wydaje się znacznie bardziej stosowny.
Aby druga osoba zrozumiała co do niej mówimy, musimy mówić o trudnych rzeczach w sposób prosty (zrozumiały dla przeciętnego Kowalskiego). O IRSach, CIRSach w sposób mało zrozumiały można sobie poczytać w książkach ;))
Mhm... akurat żeby napisać coś skomplikowanego na temat IRS lub CIRS potrzebny byłby nie lada poeta, lub osobnik z zacięciem filozoficznym i przynajemniej lekką schizofrenią;).
Za to "przeciętni Kowalscy" z którymi rozmawiają nasi dealerzy często mają MBA lub inny dyplom, który może sugerować, że rozumieją co się do nich mówi.
Dwa różne rynki, całkiem inny target - przedsiębiorcy to nie spekulanci a spekulanci to nie przedsiębiorcy. Przynajmniej tak powinno być w teorii.
Nie rozumiemy się. Na mojej kochanej, różowej uczelni krążą stada ekspertów od giełdy i kontraktów, z których większość zdradza objawy symptomu "erotomana-gawędziarza". Może się mylę, ale ci, którzy rzeczywiście odnoszą sukcesy, niekoniecznie trąbią o tym wszem i wobec.
Tak czy inaczej, po zakończeniu studiów rzekoni eksperci nagle gdzieś znikają (Fiji, Kanary a może Karaiby?). Bo jak inaczej wyjaśnić to, że managerowie finansowi dużych firm unikają korzystania z usług dealerów, tak długo jak tylko mogą (czyt. nie zmuszą ich np. warunki umowy kredytowej).
Jak wspomniałam wcześniej, jest przecież wiele transakcji (okazji) do których dobrze by było dobrać odpowiedni i dobrze dopasowany instrument (garnitur) w celu uniknięcia zbędnego ryzyka (kompromitacji towarzyskiej);)))
Trochę ironii nigdy nie zaszkodzi:)
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłej nocy,
T. -
No panowie! Widzę, że dyskusja zrobiła się dość zacięta. Jak już wspomniałam, nie mam praktycznych doświadczenia w spekulacji na kontraktach i moje zainteresowanie tą tematyką (poza oczywistą fascynacją "zakazanym owocem";)) wynika niejako z przyczyn praktycznych (hedging stóp procentowych przy kredytach korporacyjnych).
Stąd moje pytanie: dlaczego w Polsce stosowane są tylko najprostsze z możliwych instrumentów, a firmy i tak często traktują takie zabezpieczenie jako zło konieczne? Gdy zadałam to pytanie kolegom dealerom, odpowiedzieli, że wynika to z poziomu kultury finansowej, który w Polsce nie zdążył się jeszcze rozwinąć w dostatecznym stopniu.
I byłoby to dla mnie zrozumiałe, gdyby nie pewien dysonans, który rzuca się w oczy na każdym kroku. Gdzie nie spojrzeć - wszędzie daytraderzy, którym żaden rynek niestraszny, z drugiej strony jednak przedstawiciele korporacji całkowicie olewają wspaniałe możliwości derywatyw w zakresie hedgingu? Oczywiście jest to pewne uproszczenie, jednak pracownicy skarbu z którymi miałam okazję rozmawiać, zgodnie twierdzili, że bardziej rozbudowanych instrumentów w ogóle nie warto proponować, a wielu klientów jeży się na wspomnienie IRSa.
Czy tylko ja widzę tu pewien paradoks?
Może spekuła jest trendi, sexi, dżezi i w ogóle tylko dla orłów z intuicją i darem od Boga, a taka struktura stóp procentowych to nudy dla kujonów;>? -
Witam ponownie,
Co do konieczności zdobycia doświadczenia - podpisuję się pod tym obiema rękami;). Jak już wspomniałam, sama nie miałm (nie)przyjemności grać na kontraktach (tak - grać to w większości wypadków odpowiednie słowo), obserwowałam kogoś, kto podjął takie ryzyko i "zaatakował" kontrakty na WIG20 bez zdobycia wcześniej odpowiedniej wiedzy i doświadczenia. Dodam, że w tej historii nie było happy endu. Na szczęście kolega wiedział, kiedy odejść od stołu więc do jakichś wielkich, życiowych dramatów też nie doszło.
Jeżeli potrzebny jest bardziej drastyczny przykład - odsyłam do dowolnego artykułu na temat Jerome Kerviela i afery w SocGen.
Oczywiście spekulacja to tylko jedna strona prawdy o derywatywach (ta Ciemna;)). Instrumenty pochodne są też bardzo użytecznym narzędziem zabezpieczania się przed ryzykiem. Doświadczenie w tej dziedzainie można zdobyć np. podczas stażu w pionie skarbu odpowiedniego banku lub funduszu. Żaden kurs nie zastąpi praktycznego doświadczenia zdobytego u boku wykwalifikowanego dealera.
Co do CFA - oczywiście zgadzam się z przedmówcą. Co nie zmienia faktu, że kurs ma duży potencjał jeżeli chodzi o podstawy teoretyczne.
Pozdrawiam wszystkich,
T. -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy LoveBoat
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy LoveBoat
-
Bardzo dziękuję za ciepłe przyjęcie:)
Mam nadzieję, że dużo się tutaj nauczę i sama chętnie też się podzielę wiedzą, którą posiadam.
Pozdrawiam wszystkich!
T. -
Dobrze ujete - dosłownie wbija w fotel. Mało filmów budzi takie emocje. "Control" jest jednocześnie porywający i zaskakująco daleki od amerykańskiej komerchy. Anglicy wiedzą, co dobre :)
-
Witam wszystkich,
Od kilku lat zajmuję się finansowaniem nieruchomości komercyjnych - do moich zadań należy m.in. ocena projektów, badania rynku oraz opracowywanie aplikacji kredytowych. Wiem także, że w przyszłości będę chciała sama wcielić się w rolę inwestora. Mam nadzieję, że wiedza, doświadczenia i znajomości zdobyte w czasie pracy w bankowości korporacyjnej umożliwią mi osiągnięcie wymiernych sukcesów :).
Nie uprzedzając jednak faktów, nieruchomości to dla mnie także hobby - interesuję się zwłaszcza rozwojem urbanistycznym naszej pięknej stolicy, ze szczególnym uwzględnieniem nowo powstających wieżowców.
Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie z otwartymi ramionami:)
Pozdrawiam serdecznie,
T.
- 1
- 2