Wypowiedzi
-
Sabina Gatti:
hmm ... nic dziwnego mówisz :)) dla ciebie może nie ale dla ogółu społeczeństwa tak :) jak odważysz się głośno mówić o tych procentach to możesz być pewien, że oberwie sie tobie,TO CO WYWOŁUJE OGROMNE ZDZIWIENIE TO TO, ŻE SAMA ORGANIZACJA TELEFONO AZZURO OPUBLIKOWAŁA W 2010 ROKU RAPORT Z KTÓREGO WYNIKA ŻE DOMNIEMANYM ODPOWIEDZIALNYM ZA ZNĘCANIE SIĘ NAD DZIEĆMI SĄ MATKI 51,1% A OJCOWIE W 37,1%
Sabina..to nic dziwnego...kwestia naszej i Waszej konstrukcji psychicznej...
dokładnie mam na myśli radzenie sobie z emocjami...
A ja się nie zgadzam, co tego ogółu społeczeństwa. Tyle, że bardzo głośno krzyczą właśnie orędownicy (orędowniczki?) stanowiska, że przemoc jest wyłączną sprawą mężczyzn. Tzw społeczenstwo zwykle doskonale wie, co sąsiadka wyprawia z dziećmi. Ale - media robią swoje.
Niedawno przeczytałem w pewnej poczytnej gazecie obszerny artykuł o przemocy domowej, w której autorka opisuje zagadnienie tak, jakby nie istniała inna przemoc, jak tylko ze strony mężczyzn. Wobec kobiet i dzieci, oczywiście. A także wspomina o czynnościach prawnych mających na celu przeciwdziałanie tej przemocy.
Z pewnej dyskusji z feministkami - przyznały rację, że teraz meżczyźni są często krzywdzeni, ale kobiety były uciskane przez tysiąclecia, to teraz, aby się wyrównało, musi wahadło wychylić się w druga stronę... a ofiary sa konieczne, nawet, jeśli są to dzieci. Im jest przykro z tego powodu, niemniej nie ma wyjścia.
A co pozostaje całej reszcie ludzkości, która niekoniecznie zgadza się z takimi poglądami? Pozostaje chyba tylko liczenie na sprawiedliwość boską. -
Agnieszka Swaczyna:
Zdaje sobie sprawę, że to bardzo trudny temat.
Trudny temat? Co to oznacza? Ze nie da się nic ocenić? Że trzeba czekać, aż dziecko dorośnie i poniesie konsekwencje?
Nie do końca mogę się jednak zgodzić z tezą, że alienacja dostaje silne wsparcie ze strony sądu i innych instytucji.
Na pewno często dostaje - głównie wtedy, gdy stroną alienującą jest kobieta.
Nawet jeden przykład obala twierdzenie o bezstronności i sprawiedliwości. A konkrety? Podawałem juz parę razy. Mogę powtarzać.
Problem - największy - polega na tym, że w środku konfliktu jest dziecko i zawsze w takiej sytuacji pozostaje wybór między złem i mniejszym złem. Pewno, że najczęściej rozwiązanie sądowe nie jest satysfakcjonujące, ale nie ma idealnych rozwiązań. Nikt na siłę nie zmusi rodziców do współpracy.
Przepraszam, ale to nic nie mówi. Zupełnie nic. W każdej chwili wybieramy. Jeśli założyć, że w każdej sytuacji wybór nie jest satysfakcjonujący, oraz fakt,m że zawsze jedna strona jest niezadowolona, to lepiej może zamiast ciągnąć procesy latami, rozstrzygać je poprzez losowanie?
Ucieka gdzieś nam podmiot - człowiek, dziecko.
Fakt, nikt na siłę nie zmusi do współpracy.
Chciałbym jednakże zwrócić uwagę, że zwykle dość łatwo jest rozpoznać, czy ktoś oczernia przed dzieckiem drugiego rodzica, czy - nawet przedstawiając go w negatywnym świetle - mówi prawdę (np o nadużywaniu alkoholu), co oczernianiem nie jest.
Co jest alienacją? Czy ucieczka z domu wraz z dziećmi przed piekłem domowym, czy może przestawianie przez twórcę tego piekła drugiego rodzica (tego, który uciekł) jako tego, który opuścił dom porywając dzieci? -
Prawdę mówiąc Wasze posty są dla mnie niejasne i pełne złości.
Są niejasne dla wielu, którzy nie zetknęli się z problemem. Bo jest to tak nie do wiary, często tak dramatycznie nie przystające do tzw osiągnięć cywilizacji.
Ale jeśli Bańki Miłości mają cokolwiek zmienić - jestem z Wami w Poniedziałek Wielkanocny!
Każda odrobina dobra coś zmienia. ALe też na tych, którzy są deptani, znieważani, którzy bezsilnie patrzą na niszczenie własnych dzieci - na nich przychodzą chwile zwątpienia.
Niech zatem te Bańki Miłości będą taką manifestacją wiary w to, że świat zmienia się na lepsze. -
Nie rozumiem, jak można dziecku wmawiać nieprawdę i w ogóle wciągać w takie kłamstwa?
Nie rozumiesz. To nie pytanie, to stwierdzenie. :)
Jasne, że rozumiesz. I można wmawiać dziecku wiele. Po co, dlaczego? Bo przykrywa się takim postępowaniem jakieś swoje braki, potrzeby emocjonalne. Jakie - zadanie dla psychologów.
Ja rozumiem o czym piszesz i rozumiem Twoje poczucie bezsilności.
Wiesz, kiedy moi synowie bardzo otwarcie i zdecydowanie powiedzieli, że nie chca nawet spotykać się z matką? Kiedy dowiedzieli się, że szanse na ich przejście do niej są duże. Powiedziałem im - chcecie, to idźcie, ja nie będę mieć żalu, ale musicie się liczyć z tym, co mama zapowiada, że nie pozwoli na spotkania ze mną. Poczuli, że coś się dzieje nie tylko w sferze gadania, że ich świat może sie zawalić.
Ale i tak ich zabrano. Świat sie zawalił. Teraz musza w tej rzeczywistości, którą im zafundowano, próbować żyć. Bo oni mają swoje życie, nie nasze. To jest ich życie. I chca żyć.
Każdy młody człowiek chce żyć i chce mieć swoje życie. -
Trudno sobie poradzić ze zbuntowanym dzieckiem, które rzuca mi w twarz obelgi, że mam mu kupić to, czy tamto, że jestem taka i owaka.
Przede wszystkim być sobą. Twoja silna osobowość jest kluczem.
Tłumaczenia na nic się zdają, jeśli ojciec ma na niego emocjonalny wpływ i nim manipuluje.
W pewnej chwili nie ma tłumaczeń. Chcesz - to idź i zdawaj sobie sprawę, że coś tracisz.
Znowu wrócę do ojców. W sytuacji zmuszenia ich do skomlenia o kontakt z dzieckiem znaczna ich część (może nawet wszyscy) daje z siebie zrobić śmieci, chodzi, prosi, przyznaje się do niepopełnionych win, aby zobaczyć dziecko. Często, aby dziecko bronić, ratować - tak, ratować! - co jest naturalnym odruchem mężczyzny.
Oczywiście, jest wytłumaczenie, jeśli takie postępowanie prowadzi do jakiegoś rezultatu w postaci czasu z dzieckiem i wpływu na jego wychowanie.
Spytałem kiedyś swoich synów,, czy chcieliby mieć ojca, który przychodzi po nich pod dom, kaja się i błaga i słyszy tylko obelgi z niesamowitym ładunkiem pogardy, czy chcieliby ojca, który daje wdeptać się w błoto. Oczywiście, że nie chcieliby.
Czasem jedno mocne spotkanie - jedno! - daje więcej niż codzienny miałki kontakt.
Ja nie dam się wdeptać, może mnie zabiją, ale nie zgnoją.
I to, że jestem kobietą nie jest czymś lepszym, bo alienacja widać działa nawet w przypadku, gdy to ojciec alienuje dziecko od matki.
Alienacja działa niezależnie od płci, niemniej szanse mężczyzny w sądzie rodzinnym są o wiele mniejsze.
Przełóż teraz sobie, Gosiu, to co napisałem, na swoją sytuację. -
Jeśli sprawy sądowe dają tylko zajęcie i utratę czasu, energii i wiary, to jaki sen ma ich prowadzenie?
Show must go on? -
"... czy na pewno każda alienacja, od któregoś z rodziców jest zła?"
W moim przekonaniu w takiej sutuacji dziecko winno być odseparowane od sprawcy
a sprawca poddany programowi psychokorekcujnemu
Nie tylko w Twoim przekonaniu.
Przekonaj jednak tych, którzy decydują o życiu Twoim i Twoich dzieci.
Niejednokrotnie lepiej byłoby zostawić sprawy samym sobie.
Znowu zrobię prywate, ale będe ja robic, świadomie i nie tylko w swoim interesie, bo ta sprawa jest wjątkowo drastyczna.
Pięć lat temu moi synowie uciekli z domu. Oczywiście ja z nimi. Zostawiłem wszystko mojej eks, bo ważniejsze dla mnie było życie dzieci i moje. Gdyby wtedy dano nam spokój, eks mogłaby się miotać sama ze sobą, a może w koncu poszłaby do terapeuty.
Ale nie! Bardzo mądry sąd musiał wkroczyć, pięć lat minęło i jesteśmy dalej w lesie! Do dorosłości dzieci w tym tempie z sądu nie wyjdziemy.
Dlatego nasze pisanie tutaj to tylko bicie piany, odreagowanie. Bo co to załatwia?
Regulacje prawne? Nie, nawet śmiać sie nie ma z czego. Bo prawo ma sens, jeśli się go przestrzega.
Równie dobrze możemy pisać sobie "NIE" na ścianie w toalecie. -
Psychologowie poradzili mi ograniczyć mu prawa rodzicielskie, ale jak to jest możliwe skoro tatuś ma dobrą sytuację finansową i nie bije dziecka, za to niszczy jego psychikę każdego dnia.
Ograniczenie kontaktów może odwrócić syna od Ciebie.
Bądź dobra matką - a dobra nie oznacza nieskończenie pobłażliwa i spełniająca wszelkie zachcianki. To działa najlepiej.
Alienacja nie musi się odbywać "fizycznie".
I najczęściej nie jest.
Fizyczne ograniczenie wolności to skrajność, ale jak widać po moim przykładzie i tak kobieta, która stosuje to całkowicie otwarcie, jest bezkarna.
Nie oznacza to, Gosiu, że radzę Ci wykorzystać argument płci i ograniczyć prawa ojcu. Może dobry terapeuta pracujący z synem mógłby pomóc. Piszesz o zlej sytuacji finansowej - czy widzisz sposób na jej poprawienie?
Najgorsza jest ta psychiczna mająca na celu manipulowanie dzieckiem przeciwko jednemu z rodziców, wykorzystywanie dziecka, by mścić się na drugiej osobie.
Dzieci zawsze są ofiarami. I nie dam sobie wmówić, że zawsze wina leży po obu stronach. To bzdura. A już na pewno nie zawsze jest po równo. -
Gośka J.:
Ciekawe, skąd były te panie.
Ostatnio rozmawiałam z psychologiem i psychiatrą dziecięcym, które to panie stwierdziły, że jeśli jeden z rodziców w obecności dzieci obraża drugiego wmawiając dzieciom, że ojciec/matka jest gorsza itd... to stosuje przemoc emocjonalną nie tylko wobec byłego małżonka, ale również wobec dzieci, które wciąga i manipuluje i że w takich sprawach należy udać się do Komitetu Ochrony Praw Dziecka i zgłosić takie zachowanie.
Podam taki przykład. Czerwiec 2010, Warszawa. Panie z RODk zapytane w sądzie, czy naganne jest namawianie dziecka przez matkę do fałszywego oskarżania ojca, odpowiadają, że ojca, który namawia dziecko do fałszywego zeznawania, należy potępić. Przy ponowieniu pytania z podkreśleniem, że chodzi o to, czy potępić należy matkę, która każe oskarżać fałszywie, pada znowu odpowiedź, że ojca należy potępić...
Myślicie, że robię sobie jaja? Bynajmniej.
Dlatego jak czytam i słyszę dyrdymały, ze należy pójść tu czy tam, że jakaś szacowna instytucja na pewno pomoże, to nawet mi się już śmiać nie chce.
Byłem, w KOPD również. Wszyscy współczują, ale NIKT NIE MOŻE NIC...
Efekt taki, że za dwa dni mija PÓŁ ROKU od chwili, gdy zabrano mi synów. Siłowo, niezwykle brutalnie. Chodzi oczywiście o brutalność względem dzieci.
Z młodszym, jedenastoletnim, nie mam kontaktu zupełnie, pomimo, że usiłowałem i że mam sądownie orzeczone szerokie kontakty. Starszy po ucieczce od matki do mnie siedzi w domu dziecka, wypowiedział sie na piśmie wiele razy, że chce być z ojcem.
I co z tego? NIC.
Synów wychowywałem od urodzenia. Opowiadałem im co wieczór przeróżne historie. Zabierałem na wycieczki. Zawsze twierdzili, że chca być ze mną. Nigdy nie broniłem im kontaktu z matką, mimo, że ten kontakt był dla nich ciężki i że w koncu sami go unikali. Matka zaś oskarżała mnie fałszywie o znęcanie, molestowanie. Wszystko umorzone z braku przesłanek, biegli wykluczyli moje skłonności do molestowania.
I co?
NIC.
Ale ja się zastanawiam, czy w takiej sytuacji nie lepiej jest odizolować dzieci od takiego rodzica oczywiście z współpracą takiego Komitetu i zmusić tamtego do terapii i zobowiązań.
A niby jak? KOPD coś zrobi?
Moja eks miała sądowy zakaz kontaktu z dziećmi, biegli stwierdzili jej zły wpływ na synów. Póltora roku ani nie dążyła do spotkań, ani nie poddała sie terapii. Potem nagle sąd dał jej szerokie kontakty, a potem oddał dzieci... Efekt jak wyżej.
Dlatego nie wmawiajcie mi, że komitet czy ktokolwiek coś zrobi.
I NIE PISZCIE, że ojcowie sie nie starają o wychowywanie dzieci. Bo ja moge podać setki przykładów, że się starają, ale bez skutku.
A nawet, gdybym był jedynym przykładem starającego sie ojca, to juz przeczyłoby twierdzeniu, że NIKT sie nie stara.
Czy dziecko może wychowywać rodzic, który w obecności dzieci znęca się psychicznie nad byłym małżonkiem/małżonką nieustannie obrażając jego i jego rodzinę, wmawiając dzieciom, że tata/ mama jest zły/zła, że niepotrzebna/niepotrzebny, że lepiej by było, gdyby umarł/umarła...itp...Moim zdaniem taki rodzic nie powinien sprawować opieki nad dziećmi mimo, że ich nie bije.
Jasne, że nie powinien, ale sprawuje, co pokazuje choćby przykład moich dzieci. Sytuacje, jak opisujesz, były normą. Są nagrania, wiele, pięć lat temu dałem na płytce do sądu. I co? NIC.
Chodzi mi o sytuacje pozornie błahe, gdy dzieciom się wmawia, że mama lub tata jest zła/zły.
Tak, masz rację, POZORNIE błahe. Ale kurator przychodzi do domu i widzi, że jest ciepło i dziecko ma co jeść, no to ok...
to zachowanie nie jest przemocą emocjonalną wobec dziecka, które niewiele z tego rozumie?
O, nie, dziecko rozumie bardzo wiele. Ale, jak wiadomo, indoktrynacja działa i po miesiącach czy latach wmawiania, że tata jest ......, dziecko zaczyna nie tylko wierzyć, ale tez powtarzać te poglądy. Sytuację wzmacnia milczące poparcie instytucji takich jak sąd czy policja.
Nikt w takich przypadkach nie reaguje twierdząc, że rodzice między sobą mają się dogadać, ale jak tu się dogadać z kimś, kto nie chce zrozumieć, że szkodzi dzieciom?
Dokładnie. A wiesz, co często słyszę? "Oboje zgotowaliście dzieciom taki los". Świetne. I jak znakomicie rozgrzesza wszelkie instytucje - bo przeciez rodzice są winni, nie sąd!
A ja ponad pięć lat dowodzę, że nie jestem wielbłądem, pedofilem, zbrodniarzem.
Wychowywałem synów, co wieczór opowiadałem im - najpierw bajki, potem już poważniejsze rzeczy. Są mądrzy, lubiani.
Według "bardzo mądrych osób" zbawiennego wpływu matki na młodszego syna dowodzi ponoć fakt, że jest bardzo dobrym uczniem od pierwszych dni w nowej szkole (po zabraniu go przez matkę). Jakoś nikt nie dostrzega, że jego wiedza i zdolność do życia w grupie nie obudziły się nagle po porwaniu i że w poprzedniej szkole, gdy byl ze mną, też był bardzo dobry i lubiany...
Krew się we mnie burzy, ale co z tego.
Sorry, może czytają to psychologowie, psychiatrzy, biegli czy prawnicy - i co ktoś z nich zrobi?
No przecież "rodzice powinni sie dogadać". Cha, cha. -
Gośka J.:
Nie wiem, czy są to dawne stereotypy. Feministki twierdzą, że kobiety były uciskane przez wieki, to teraz, aby się wyrównało, musi nastąpić przegięcie w drugą stronę.
Ale myślę, że przyczyna tych sytuacji leży w bardzo silnych zakorzenionych stereotypach pradawnych. Czemu tak jest, że ojcu odmawia się ot tak, prawa do widywania dzieci, a matce zezwala się na stosowanie przemocy?
Ale nikt sie nie przyzna, że zezwla na stosowanie przemocy kobiecie. Zawsze odpowiednie instytucje wytłumaczą swoje postępowanie (albo zaniechanie) w taki sposób, że wychodzi, iż przemocy ze strony kobiet nie ma.
ciekawa kwestia-kim jest w naszym kraju mężczyzna w ogóle? Bo to nie dotyczy tylko sprawy kontaktów ojciec-dzieci, ale ogólnie postrzegania w naszym kraju mężczyzny, który znaczy tylko tyle, co bankomat.
O, nie. Jeszcze jest oprawcą. Przecież wystarczy pobieżna lektura stron internetowych nt przemocy, okazuje się, że właściwie każdy męzczyzna stosuje przemoc, a jeśli nawet nie stosuje, to na pewno robiłby to, gdyby mógł. Tak więc trzeba ich tępić. "Oprawca" to ulubione słowo przeciwników (-czek) płci męskiej.
Ironizuję, ale naprawdę taka jest praktyka - i nie dam sobie wmówić, że jest inaczej, od lat biorę to na żywo.
Mężczyzna-ojciec stawiany jest bardzo często w sytuacji, kiedy każe mu się patrzeć na niszczenie własnych dzieci i praktycznie nic nie może zrobić - bo każdy ruch może spowodować pogorszenie sytuacji.
Przychodzi jak kundel pod drzwi byłej partnerki i musi znosić zniewagi, czekając na łaskę, co z reguły widzą dzieci. Kto z Was chciałby mieć ojca, który daje sobą poniewierać jak śmieciem?
Oczywiście dotyczy to przede wszystkim tych, którym zależy, którzy ojcostwo traktują poważnie i odpowiedzialnie. -
Jak się przeciwstawić komuś, kto stosuje przemoc? Mamy prosić: wiesz co, ale proszę cię, nie bij mnie...zrobimy sobie herbatkę i porozmawiajmy...
Chyba własnie tak. Jak ktoś Cię zaatakuje na ulicy, to masz się zapytac, czy możesz uciekac. Śmieszne?
Nie bardzo. Troche prywaty, pozwólcie.
Pięć lat temu moi synowie uciekli z domu. Ja z nimi. Natychmiast zawiadomiłem policję i sąd. Przez te lata jednym z najpoważniejszych zarzutów wobec mnie było i jest to, że zabrałem dzieci od matki bez jej pozwolenia!!! Śmieszne?
Nagrywałem. Reakcja sądu - nagrania nic nie dowodzą, bo przecież na pewno nagrywałem tylko to, co chciałem.
A gdzie prawa tego dziecka są?
Na papierze.
Matce wolno wszystko zrobić z dzieckiem. Matce wierzy się z definicji. Jeśli kłamie, to uważa sie, że ma prawo. Ma prawo oskarżać fałszywie, zniszczyć komuś zycie. Dziecku naturalnie też.
Czy ma dojść do kolejnej tragedii,
Do tragedii dochodzi nieustannie. Niewiele przypadków ma szanse na takie nagłośnienie, jak sprawa Szymonka.
Już mi się nie chce nawet pisac o sytuacji moich dzieci, zresztą na GL wspominałem co nieco.
Powiedzcie jednak, jak może czuc się jedenastoletni mały człowiek, któremu wmawia się, że ojciec, który wychowywał go od urodzenia, w tym przez 3,5 roku samotnie, nagle go zostawił? Jeśli ten mały człowiek, brutalnie zabrany siłą od ojca, nie widzi ojca przez pół roku i wszystko wskazuje na to, że nieprędko zobaczy? Jeżeli odrywa się go od wszystkiego, co kochał, czym żył i praktycznie izoluje?
Co robią różne światłe instytucje? NIC.
Ach, nie, przepraszam, owszem, robia.
Pakują jego starszego, czternastoletniego brata do domu dziecka i obiecuja umieszczenie w zamkniętym sądowym zakładzie psychiatrycznym. Bo uciekł od matki do ojca.
Izolacja jest przemocą. I co z tego wynika? Matka może mieć w dupie wyrok sądu nakazujący kontakty ojca z dzieckiem i nikt palcem nie ruszy.
Dodam - udawałem sie przez te lata nie do czterech instytucji, ale do bardzo wielu. Wyliczanka zajęłaby trochę.
Można ustanawiać setki praw, ale jeśli i tak nie przestrzega się ich, to po co? Szkoda prądu. -
Uważam także, że w interesie bezpieczeństwa państwa jest poważne, niepozorowane, podejście polskich władz, aby i w naszym kraju wyeliminować patologię w funkcjonowaniu prawa rodzinnego oraz jego otoczenia
Podstawą takiej wypowiedzi jest pogląd, że państwo powinno dążyc do sprawiedliwośći, dobra obywateli itp.
Utopia, niestety. -
Odnosząc się do omawianej sytuacji, w sytuacji możliwe, że niskiej kompetencji, a być może również etyki, biegłych znacznie bardziej prawdopodobne wydaje się uzyskanie niższego wyroku w sytuacji silnego wzburzenia niż uniewinnienia, gdyż do tego potrzeba byłoby wykazać brak możliwości kontroli nad tym co zrobiła Agata. A adwokat, aby nie wypaść z rynku, musi dbać nie tylko o dobro swojej klientki ale także o utrzymanie swojej pozycji zawodowej.Agnieszka Nocoń edytował(a) ten post dnia 04.03.11 o godzinie 12:58
Etyka... klucz do wielu problemów.
Wiele rozstrzygnięć pozostawia wątpliwości w sferze etyki, sprawiedliwości. Nie chcę się odnosić do tej konkretnej sprawy, bo wiedzę o niej mam znikomą. Niemniej właśnie pozycja zawodowa, często uwikłanie w układy, wydaje się być decydujące, a rozstrzygnięcia usprawiedliwiane na potrzeby informacji publicznej szafowaniem pojęciami jak dobro dziecka, prawa człowieka itp.
W przypadku alienacji zwykle większość osób stykających się z sytuacją zdaje sobie sprawę ze słuszności czy też braku słuszności stawianych zarzutów. Potem, podczas procesu sądowego, niejednokrotnie stajemy przed koniecznością udowadniania, że czegoś nie zrobiliśmy.
Z alienacją opiekuna możemy mieć do czynienia wyłącznie wtedy, gdy przypisuje mu się cechy i działania, które nie miały miejsca. Bo jeśli ktoś np. wywiera przemoc czy fałszywie oskarża, to uświadamianie dziecku zła płynącego z tego alienacją przecież nie jest.
Rozsądzenie wydaje się zwykle proste przy założeniu właśnie odpowiedniego poziomu etyki i profesjonalizmu psychologów i prawników.
A dlaczego tak nie jest? -
Też nie mam uprawnień
-
Podobno bardzo duża część oskarżeń o molestowanie seksualne jest fałszywa. A są też takie przypadki - moim zdaniem ich liczba jest niemała - gdy nie potwierdza się faktu molestowania, ale też mu nie zaprzecza i te przypadki nie kwalifikują się jako fałszywe oskarżenia.
Oczywiście, z reguły w rozgrywki wciągane są dzieci, jako narzędzie walki. Zmuszane są do opowiadania, co to tata z nimi wyprawiał. Piszę "tata", bo oskarżanie byłego męża czy partnera o molestowanie jest bardzo modne i - co ważne - skuteczne, oczywiście niezależnie od prawdy.
Ciekaw jestem, jak nasi uczeni specjaliści od psychologii takie "używanie" dzieci zakwalifikują? Bo oczywiste jest, że dziecko musi zostać odpowiednio "uświadomione" aby zeznawało to, co chce osoba fałszywie oskarżająca.
Chyba nie znajdzie się ktoś, kto będzie dowodził, że to bez szkody dla dziecka?
Jaki bagaż zabierze taki mały człowiek w dorosłe życie?
I jeszcze jedno - te właśnie przypadki, gdzie nie stwierdzono wprost fałszu, ale gdzie brak przesłanek do stwierdzenia faktu molestowania, to z reguły dramat dla oczernianego. Zniszczenie człowieka. Bo otoczenie niby nie wierzy w to molestowanie, ale większość zagadniętych ludzi powie "no... nie wiem... ale pewnie coś w tym jest... przecież gdyby tak nie było, to sąd...". A sądy "na wszelki wypadek" pozbawią w praktyce opieki takiego ojca.
Ktoś, kto miał parszywe szczęście stać się obiektem oczernień, ma z głowy wiele spraw tego świata, uwierzcie. -
...uzbroić się w cierpliwość i działać konsekwentnie.
No to OK, wyjaśnię.
Przede wszystkim odwiedzaj regularnie starszego syna w ośrodku.
Cierpliwość, hehe... ośrodek dwukrotnie wnioskował o umieszczenie syna w sądowym zakładzie psychiatrycznym o zwiększonym zabezpieczeniu. Pewnie wiecie, co to znaczy. Powód? Brak podania powodu, poza tym, że trzeba go izolować od problemów... Na razie każda wolną chwilę stara się spędzić ze mną, co BARDZO przeszkadza wychowawcom i co wyrazili na piśmie. Sąd może go w każdej chwili tam wyekspediować, kilkaset km ode mnie.
Ciekawostka: napisali, że oboje rodzice odwiedzają syna i utrzymują z nim kontakt. Tylko, że je się z njim widze prawie codziennie (ma zakaz przyjeżdżania do mnie w dni nauki, więc ide pod szkołe albo do ośrodka), zaś matka była u niego 3 razy, z czego raz go olała, przeszła obok niego do gabinetu dyrektorki. O czym napisała w piśmie do sądu... że był brudny i zamiast odrabiać lekcje to siedział przed komputerem. Dzwoniła 4 razy w ciągu 4 miesięcy. I żąda zakazu kontaktow ze mną.
Jest bardzo prawdopodobne, że to właśnie ON za kilka lat pomoże Tobie przywrócić prawidłowe relacje z młodszym synem.
On też nie ma z bratem kontaktu.
Staraj się jednocześnie o przekazanie Tobie wykonywania nad nim władzy rodzicielskiej.
Sąd to olewa, sędzia (męzczyzna) nawet akt nie czyta, co nieraz dobitnie udowodnił :)
Jeśli zakaz odwiedzania młodszego syna nie pochodzi od sądu - wyjaśnij tę sprawę z pedagogiem szkolnym, a następnie (jeśli trzeba) z dyrektorem. Gdyby to nie poskutkowało - złóż skargę na dyrektora w Kuratorium Oświaty, a nawet dalej do MEN.
No sorry... gdyby to było takie łatwe... Zakaz nie pochodzi od sądu, tylko od matki. Dyrektorka szkoły go poparła urzędowym pismem, kuratorium też. Argument - zadaniem szkoły nie jest organizacja spotkan z rodzicem, szczególnie, że sąd wyraźnie określił - mam spotkania w każdą środe i co drugi weekend.
Mając ustalone kontakty - przy każdorazowych kłopotach dzwoń pod 112 i informuj o tych zdarzeniach pisemnie sąd,
Po siódmym wezwaniu policja ostrzegła mnie, że oskarżą mnie o bezzasadne wzywanie, bo to nie ich sprawa, tylko sądu rodzinnego. A starszy uciekł kilka dni po sytuacji, kiedy policja była na ulicy, a on dobijał się od środka (zamknięte drzwi, nie mógł wyjść) wołając pomocy. Eks wyszła na balkon i kazała policji się wynosić. I pojechali...
Zgłosiłem przemoc, umorzono postępowanie (zażaliłem naturalnie). Niebieskiej karty nie założyli. Itd, itd....
Jak pytam o konkretne zarzuty do mnie, to konkretów brak, no moze poza zbyt małymi i nieregularnymi dochodami. Oczywiście nie mam na myśli zarzutów eks, bo tych pełno, z molestowaniem na czele i oskarżeniem o przemoc z m ojej strony w stosunku do syna, który uciekł od niej do mnie - bo wywierałem przemoc na nim. Ładne? Pani kurator zaś napisała, że należy poprzeć matkę w jej działaniach. Ot co.
Sądy są opieszałe - jednak któryś z kolei wniosek o ukaranie muszą w końcu rozpatrzyć.
Żart. Nic nie muszą, są NIEZAWISŁE.
Jak skończy się jedna instancja, korzystaj z następnej i z kolejnej.
Jasne, bo mam nieprzebrane zasoby sił i środków. I dzieci zaczekają z dorastaniem. Sprawy już się ciągną ponad 5 lat.
Złożyłem o pozbawienie praw, oddzielenie sprawcy od ofiary przemocy, podałem wstępnie 20 świadków, masę dokumentów, sąd praktycznie nic z nich nie dopuścił jako materiał dowodowy. Jest świetnie.
Sorry za ironię... odnosi sie wszak nie do moich przedmówców, ale do szacownych instytucji. -
W POLSCE NIE MA MATEK , SĄ TYLKO MATKI POLKI - MANUELA GRETKOWSKA (MĘŻATKA Z DZIEĆMI - FEMINISTKA)
Ciekawe, co ta szalona mądrość ma oznaczać.
Wracając do wątku dyskusji - co można zrobic, gdy matka CAŁKOWICIE izoluje syna od ojca?
Tym, ktorzy nie znaja sytuacji, wyjasniam: do 22 września 2010 zupełnie sam wychowywałem synów (11 i 14 lat) przez ostatnie 3,5 roku. 22.09 zabrano ich brutalnie do matki. Starszy po miesiącu uciekł do mnie, ale sąd wpakował go natychmiast do ośrodka opiekuńczego. Młodszy jest absolutnie izolowany, zawożony do szkoły, przywożony, w szkole mam zakaz kontaktów (na skutek żądania matki), listy polecone wracają, telefonu matka nie odbiera, syn nie ma telefonu, zlikwidowała mu adresy mailowe, również nie kontaktuje się z żadnymi kolegami sprzed daty uprowadzenia.
A sąd? Nic. Odracza kolejne rozprawy.
Dlatego, jak czytam Wasze posty, to mam różne hmmm... refleksje.
Co Waszym zdaniem MOŻNA zrobić? -
Sabina Gatti:
Hmmm... Piszesz o przemocy w stosunku do słabszych... A w stosunku do silniejszych jest dopuszczalna? Innymi słowy, w cywilizowanym społeczeństwie moge bezkarnie podejść do Pudziana i dac mu w mordę?
Seweryn Mściwujewski:
Nie wiem, co znaczy "społeczenstwo cywilizowane". Obawiam się, że wiele definicji już było i poszło do kosza.
myślę, że jedna i prosta wystarczy: ...." to takie w którym nie ma przemocy w stosunku do słabszych"... a siłę/agresję używa się tylko do obrony własnej.."
Albo, bardziej realnie, dopuszczalna jest przemoc mojej eks w stosunku do mnie? Wszak jestem silniejszy... -
Co do Wszczęcia sprawy. Jeżeli Sąd, Policja, lub Prokuratura otrzyma wiadomość o fakcie złożenia fałszywego zeznania lub zawiadomienia, ma obowiązek z urzędu wyłączyć w tym zakresie materiały i przekazać właściwej terytorialnie Prokuraturze celem wszczęcia i przeprowadzenia śledztwa.
Super. Wielokrotnie domagałem się zweryfikowania fałszywych zarzutów o molestowanie i znęcanie ze strony mojej eks, co oczywiście ma ślad w dokumentach sądowych - i nic... a teraz, po siłowej akcji, to ona "opiekuje" się jedenastoletnim synem, całkowicie go izolując ode mnie i od reszty świata. Za to starszy, czternastoletni, ktory od niej zwiał do mnie, został umieszczony w ośrodku opiekunczym. Zarzutów mi nie postawiono, ale jak widać, "na wszelki wypadek" syna wychowywać nie mogę.
Przecież, jeśli "argumenty" o molestowaniu byłyby prawdziwe, to też powinna się nimi zając prokuratura, prawda? No wiec wnioskowałem o badania pod kątem skłonności do molestowania. I - brak reakcji sądu, a młodszy syn dalej u matki, starszy w ośrodku, mijają miesiące. Nawet sprawozdania kuratora z 2009(!) potwierdzają, iż matka namawiała synów do zeznawania przeciw mnie (czego ona bynajmniej nie tai). Raz bardzo skutecznie, były obdukcje, policja, przesłuchania, oddalenie zarzutów i powrót synów pod moją opiekę. Minęło trochę czasu i sądy "zapomniały"?
Wyłączenie materiałów? - no to już mnie śmieszy, oczywiście, że nie wyłączono nic. RODK w maju zeszłego roku oparł się na wspomnianym wydarzeniu używając go do zdyskredytowania mnie. -
Nie wiem, co znaczy "społeczenstwo cywilizowane". Obawiam się, że wiele definicji już było i poszło do kosza. Majowie mieli rozwiniętą cywilizację i składali ofiary z ludzi, do tego ponoć zawsze mieli ochotników.
Wierzę, że jest jednak coś takiego, co prowadzi do rozwoju świata.
I przytoczę znowu przekornie: pewna pani kurator sądowa tłumaczyła mi, że ona (jako i inni kuratorzy) musi odbierać dzieci, nawet przy użyciu siły, bo to jej zawód i gdyby tego nie zrobiła, to mogłaby stracić premię...
Moralność ameby.
Chyba nie jestem z tej bajki, która się właśnie dzieje w tym naszym "cywilizowanym społeczenstwie".