Wypowiedzi
-
Michał K.:
Istnieją osoby (w tym część nawet ochrzczonych), którzy w żadnej sprawie nie zwrócą się o pomoc/radę do księdza, bo albo są ateistami albo tzw. "martwymi duszami", które zawyżają statystyki kościoła katolickiego.
ALeż zgadzam sie w 100%. NIemniej znam osoby deklarujace sie jako ateisci, ktore jak najbardziej rozmawiaja z księżmi i wręcz traktują ich jako autorytety w wielu dziedzinach. Coraz częściej też są widoczne przykłady porozumienia pomiedzy wyznawcami różnych religii.
Niemniej jednak, w żadnej mierze, nie można powiedzieć, że takie osoby mają gorszy kręgosłup moralny lub w większym stopniu od osób wierzących są skłonne do stosowania alienacji rodzicielskiej. END :)
Tak.
Dlaczego jednak end, to nie jest chyba poza tematem?
Dodam tylko, że często religia (w jej karykaturalnej postaci, wyrażającej się poprzez np chodzenie do kościoła przy równoczesnym postępowaniu wbrew jej oczywistym zasadom poza tą budowlą) jest usprawiedliwieniem dla zła - jakim niewątpliwie jest wychowywanie dzieci w nienawiści. Co myśli matka ucząca dzieci, że ojciec to szatan wcielony? - ano, pewnie myśli, ze obecność na mszy niedzielnej i deklarowanie wiary daje jej prawo do takiego postępowania.
A co na to przedstawiciele Kościoła? -
Michał K.:
Niekoniecznie. Praktyka jest wazna, ale umiejetnosc zastosowania teorii tez.Nie trzeba produkować ładunków wybuchowych, by się na ich temat wypowiadać. ;)
zgoda - tylko siła wypowiedzi teoretyka jest (wg mnie) mniejsza niż praktya
Bez wątpienia. O ile oczywiscie wykładowca umie porywająco mówić. NIemniej nie deprecjonujemy nauczycieli, którzy wiedzę uzyskali tylko z książek.Tak. Nie trzeba być biegaczem, aby, oglądając zawody, z przekonaniem twierdzić, kto pierwszy przybiegł do mety. Można się świetnie znać na wielu dziedzinach, nie bedąc praktykiem w nich. Mało tego, powszechnie tak właśnie jest. Nauczyciele geografii w większości nie widzieli miejsc, o ktorych wykładają.
tylko że taki "suchy" wykład nie będzie tak porywajacy i przekonywujący jak kogoś kto autentycznie coś zwiedził/zobaczył etc.
Dla jasności sprawy dodam, że mnie nie przekonuje argumentacja w/w Oponentów ale dopuszczam w swojej świadomości, że dla wielu osób zdanie Kapłana "teoretyka" będzie ważne/istotne etc. Natomiast dla mnie, zdanie Kapłana "praktyka", byłoby jeszcze ważniejsze.
Ależ zgadzam się - niemniej dopuszczam prawo do przekazywania innym wiedzy wziętej zarówno z teorii, jak też i z praktyki wynikającej z pracy z ludźmi. Każdy psycholog pomaga innym nie tylko na podstawie własnych przeżyć, ale przede wszystkim wykorzystując doświadczenie wynikające ze znajomości problemów innych ludzi, a także wiedzy teoretycznej nabytej podczas studiów i pracy.
Czy idziemy po pomoc wyłącznie do terapeuty, który przeżył te same problemy, co my?
A czy chirurg musi sam najpierw przeżyć operacje, aby dobrze operować?
Pewnie, że osobiste przeżycie konkretnej sytuacji wzbogaca wiedzę o niej.
Myślę, że przede wszystkim osobowość, mądrość doradcy czyni z niego autorytet. -
Łukasz Turek:
Kościół to nie kosmiczna organizacja zarządzająca wierzącymi katolikami na ziemi i w rzeczywistości astralnej, tylko organizm (wspólnota) składająca się z ludzi ochrzczonych i wierzących... To ludzie ją tworzą i sprawiają że funkcjonuje lepiej lub gorzej.
Zgoda. Jednakże pasterz nie powinien zrzucać odpowiedzialności na owieczki za fakt pobłądzenia. Nie powinien też czekać, aż jakaś owieczka ze stada wskaże właściwą drogę.
Może w związku z tymi wątpliwościami trzeba po prostu pomodlić się i zapytać Jezusa, co czego chciałby użyć Pani talentów?
Podobno po czynach ich poznamy... Odsyłanie do modlitwy jest częstym argumentem w sytuacji, gdy nie ma innego.
Odnoszę wrażenie, że z biegiem lat (ostatnich) Kościół coraz mniej chce się wypowiadać w sprawach istotnych dla wiernych. Jasne, słyszę argument, że Kościół zajmuje się duszami... Ale przecież żyjemy teraz w konkretnej rzeczywistości i życie duchowe jest jej częścią. Zaś to, co nazywamy alienacją rodzicielską, bez wątpliwości niszczy duchowość.
Modlitwa dla wierzących, a dla niewierzących formy medytacji, daje bardzo wiele. Ale co może znaczyć bez czynów, działania?
"Nie każdy, kto woła Panie, Panie, wejdzie do królestwa..."
Czy czasem Kościół nie popiera hipokryzji? Popiera, chyba nawet często. A to nie jest chyba zgodne z przesłaniem chrześcijaństwa i dziesiecioma przykazaniami?
Bo bywa, że popierana jest matka dlatego, że chodzi do kościoła, chociaż przy tym uczy strasznej, niszczącej nienawiści swoje dzieci. Ale ojciec nie chodzi, więc z góry jest napiętnowany jako ten gorszy... Nie podoba mi się taka postawa.
Rozmawiając z księżmi na tematy dotyczące niniejszego wątku zawsze odchodziłem z niczym. Słyszałem zwykle coś w rodzaju "Kościół nie ma narzędzi do działania w takich sprawach" itp.
Czy taki Kościół chce mieć siłę pozytywnego oddziaływania?
Poparcie zła nie musi być czynne. Wystarczy milczące przyzwolenie, brak reakcji na zło czynione innym - w tym wypadku przede wszystkim dzieciom. Szczególnie przyzwolenie w sytuacji, gdy to zło dzieje się tuż obok, a nie na innym, dalekim kontynencie i gdy sprzeciwienie sie mu leży w granicach realnych możliwości. -
Łukasz Turek:
Tak. Nie trzeba być biegaczem, aby, oglądając zawody, z przekonaniem twierdzić, kto pierwszy przybiegł do mety. Można się świetnie znać na wielu dziedzinach, nie bedąc praktykiem w nich. Mało tego, powszechnie tak właśnie jest. Nauczyciele geografii w większości nie widzieli miejsc, o ktorych wykładają.
Michał K.:
I tu dochodzimy do sedna (wg mnie sprawy), bo jak o problemie alienacji rodzicielskiej (bądź innych spraw związanych z "trudem" życia we dwójkę (tzn. kobieta + mężczyzna) może wypowiadać się Kapłan, który nigdy takich doświadczeń nie doznał.
To dość powszechny argument, ale po zastanowieniu, trudno się z nim zgodzić. Nie trzeba produkować ładunków wybuchowych, by się na ich temat wypowiadać. ;)
Oczywiście są granice - ale każdy z nas w życiu opiera sie na doświadczeniach innych. Przekazywanie wiedzy z tego wynikającej nie jest niczym nagannym.
Gdybyśmy mogli zabierać głos tylko w sprawach, które znamy z autopsji lub w których jesteśmy ekspertami, w ogromnej większości nie moglibysmy nawet wypowiedzieć swojej opinii o meczu piłkarskim. -
Jak jest w wielu przypadkach doskonale wiemy, uważam jednak że uporczywe podkreślanie za każdym razem jak jest bez podawania konstruktywnych rozwiązań nic dobrego nie wnosi.
Jeśli ktoś uparciue nie widzi faktow, trzeba mu uporczywie powatarzać.
Pani Marto - nie polemizowałem z Pani wypowiedzia, moja intencją było wręcz jej poparcie. Szkoda, .że odczytała mnie Pani z ewidentym nastawienim na polenikę.
Owszem stereotypy z zasady obarczone są pewną dozą fałszu, gdyż jest to uproszczony, cząstkowy,
Nawet taki, jak ten "kobiety różnią się od mężczyzn"?
Być może nie doczytał Pan mojego posta dokładnie
Czytam bardzo dokładnie. Jak napisałem wcześniej, popierałem Pani wypowiedź w wielu aspektach. Dlaczego postawila sie Pani w pozycji obronnej i przeszła do kontrataku? Tym samym merytoryczna wartość wypowiedzi sie zatarła.
Daleka byłabym od obciążania odpowiedzialnością/winą za brak odpowiedzialności rodzicielskiej jakichkolwiek instytucji.
Oj, tu się nie zgodze. Jeżeli instytucja powołana do określonych działań wykonuije je źle i konsekwencją tego jest czyjeś nieszczęście, to odpowiedzialność spada na tę instytucję.
Decyzje i dobre i złe podejmuja ludzie a nie instytucje.
Owszem, możemy więc personalnie obciażać konkretne osoby w tych instytucjach. Używając słowa "instytucja" mialem na myśli również ludzi.
Fakt wadliwego i niewydolnego systemu prawa rodzinnego oraz niewydolności instytucji odpowiedzialnych za ochronę dobra dziecka nie ma nic wspólnego z brakiem odpowiedzialności któregokolwiek z rodziców.
O, nie. Jeśli się zabiera dzieci jednemu z rodziców - prawie zawsze ojcu - to w jaki sposób ma on być odpowiedzialny? I właściwie za co?
Podkreślam - cytując fragmnety Pani wypowiedzi odnoszę się do problemu, fakt cytowania nie oznacza automatycznie niezgody z Pani poglądami!A matkom sie to nie może zdarzyć? Czy, może jeśłi matka uprowadza dziecko i izoluje od otoczenia, to nie jest uprowadzenie, ale "uwolnienie od oprawcy"???
Nie rozumiem Pańskiego wzburzenia i sarkazmu - wyraźnie napisałam rodzic, "ojciec" odnosi się do wypowiedzi, którą cytowałam.
A wzburzenie naprawdę jest uzasadnione sytuacja wielu ojców, prosze wierzyć...
Widzę, że mamy dwa odmienne podejścia. Ja wyszłam z założenia, że rozmowa dotyczy dobra dziecka, a nie ukręcenia drugiej stronie nosa.
Zawsze stoję na podobnym stanowisku.
Aby zaistniała rozmowa, musi zaistnieć wymiana zdań. Jeśli jej nie ma, pozostaje np pisanie tutaj, albo do sądu, albo...
Pan koncentruje się wokół postępowania rodzica alienującego. Może się ono Panu nie podobać, możemy uważać je za naganne, ale nie zmienimy go na siłę, jedynie co mozna zmienić w sytuacji która nam nie odpowiada to własne postępowanie.
Ależ po pierwsze - właśnie sądy m.in. są powołane do tego, aby zmienić sytuację dziecka podlegającego przemocy. Równiez na siłę.
Po drugie - możemy zmieniac dowolnie swoje postępowanie, co i tak nie zmieni faktu alienacji i krzywdy dziecka, jeśli jest ono "w mocy" tego drugiego rodzica.
Brak elastyczności - czyli stawianie absurdalnych warunków, jest również oznaką niedostosowania sie. Znów Pan skupił się na relacjach między byłymi małżonkami. Ja pisałam o dostosowaniu się do potrzeb dziecka a nie drugiego rodzica, a to oznacza że oboje rodzice muszą iść na kompromisy.
Ależ właśnie z braku właściwej relacji miedzy małżonkami biorą się poruszane przez nas problemy. Przenosi się to na dzieci.
Dostosowanie się do potrzeb dziecka... tu widze pole do popisu dla tych, którzy "najlepiej" wiedzą, co dziecku jest potrzebne. A, prosze wierzyć, spotkałem dość skrajne poglądy na ten temat.
Oboje rodzice muszą... jeśli jedno z nich nie chce, to sprawy nie ma.Seweryn Mściwujewski edytował(a) ten post dnia 09.03.12 o godzinie 21:50 -
Marta Kukińska:
Jeśli dać mu szansę...
Dzieci są bardzo mądre i spostrzegawcze, jesli dać im szansę doskonale i bezbłędnie wyrobią sobie opinię na dany temat, na temat danej osoby, czy jej zachowania. I tak powinno być.
Takiej szansy wiele dzieci nie ma. Wychowywane w nienawiści do drugiego rodzica, obarczane winą za chęć kochania go czy choćby tylko wiedzy, kim ten rodzic jest - nie, tkiej szansy nie maja.
Hmm. Nie uznawałabym Polskich ojców za wyjątkowo niedojrzałych osobników. To trąci trochę stereotypami.
No jasne. Ale nie każdy sterotyp jest z gruntu fałszywy.
trochę jak powiedzenie , że kobiety w Polsce są przeważnie beznadziejnymi kierowcami - też stereotyp.
Kobiety jednak różnią sie od mężczyzn :)
I oczywiście mają różne role do spełnienia w życiu dziecka. Nie chcę komentować stwierdzeń w rodzaju "polscy ojcowie są źli" bo polemizować z czymś takim nie mam zamiaru.
Zwracam jedynie uwagę na konieczność zaistnienia obojga płci w życiu dziecka.
otoczeniu (rodzina i znajomi) mam przykład rozpadu 4 małżeństw w 3 przypadka skrajną nieodpowiedzialnością wykazują się kobiety.
Miedzy innymi dlatego, że są wspierane przez fałszywe stereotypy, nastawienie instytucji uznajacych a priori mężczyzn za "oprawców" (ulubione słowo wielu osób i organizacji) a przecież choćby pobieżne, ale w miarę obiektywne przyglądnięcie się takim przypadkom naświetla sytuację.
Ileż razy spotykam sie ze zdaniem "nie będę czytać tych dokumentów, bo muszę zachować obiektywizm". Mało śmieszne.
Izolacja jest konieczna jedynie w przypadku przemocy fizycznej wobec dziecka, lub w sytuacjach, kiedy rodzic/ ojciec swoim zachowaniem (lub z uwagi na stan zdrowia psychicznego) naraża życie i zdrowie dziecka, lub zagraża jego bezpieczeństwu (np. mógłby je uprowadzić).
A matkom sie to nie może zdarzyć? Czy, może jeśłi matka uprowadza dziecko i izoluje od otoczenia, to nie jest uprowadzenie, ale "uwolnienie od oprawcy"???
Rodzice wiele mogą zrobić dla dobra dziecka: mogą pójść na wspólną terapię rodzinną, zgłosić sie do mediatora rodzinnego w przypadku trudności z wypracowaniem porozumienia,
Po pierwsze - muszą chcieć.
Po drugie - mediatorzy czy terapeuci muszą reprezentować odpowiedni poziom kwalifikacji oraz też chcieć. Chodzenie na terapię po to, aby "zaliczyć" ma mały sens... chyba, że chodzi o wykazanie "dobrej woli" przed sądem. Wartość takiego postępowania pozostawiam do oceny.
To także wysiłek i dostosowanie swojego zycia do pewnych ograniczeń wynikających z takiej sytuacji. Jeżeli któryś z rodziców rezygnuje, z różnych powodów z podjęcia tego, wysiłku sam się skazuje na osłabienie kontaktów i relacji z własnym dzieckiem, co rzutować będzie na przyszłość.
A jeżeli stawia się warunki nie do zaakceptowania, właśnie po to, aby potem stwierdzić - nie dostosował się! Jest zły! Nie wysilił się!
Co ma zrobić ojciec, gdy dziecko jest starannie odizolowane od niego, listy wracają, szkoła jest uprzedzona przez matkę, że nie wolno pozwalać na kontakt dziecka z ojcem, w godzinach wizyt ustalonych przez sąd albo nikogo w domu nie ma, albo brak reakcji na dzwonek do drzwi, matka nie odbiera telefonu, dziecko go nie ma,. nie ma też adresu mailowego, policja wezwana stwierdza bezsilność, etc... Czy taki ojciec ma mieć etykietkę "nie wysilił sie"? Albo: "Zrezygnował, więc sam się skazał na osłabienie kontaktów"?
Żarty?
A może upakarzanie męzczyzny poprzez zmuszanie go do sterczenia pod domem, do prowadzenia niekończących się a niedających rezultatu postępowań sądowych, przy równoczesnym odgrywaniu "biednej porzuconej" przed otoczeniem i przed dzieckiem, jest jednak czymś godnym potępienia???
Każdy przypadek wart jest przyjrzenia się.Seweryn Mściwujewski edytował(a) ten post dnia 09.03.12 o godzinie 11:31 -
Marta Kukińska:
Dopiero na terapii dotarło do mnie, że matka wychowywała nas stosując przemoc psychiczną i fizyczną, szantaż emocjonalny oraz że oboje z bratem jesteśmy ofiarami syndromu alienacji rodzicielskiej.
Niestety, ogromna większość osób będących ofiarami takiej przemocy nie podda sie terapii i nie dowie się prawdy.
Z perspektywy czasu (oraz z myślę , ze także z powodu nieodkopania całej przeszłości) nie jestem w stanie ocenić jak wielki udział miała moja matka i działania jakie podejmowała w zrezygnowaniu przez ojca z kontaktów z nami. Z drugiej strony był dorosłym człowiekiem ...
Tak, był dorosły. Upokarzany, znieważany, zmuszony do żebrania o każdą informacje o dzieciach, o możliwość ich ujrzenia. Zabrano mu szanse na przekazanie dzieciom swojej wiedzy, doświadczenia, miłości.
Tak czy siak wszystkie wizyty ojca wyglądały podobnie: nie wolno mu było nas nigdzie zabrać, widzenie były tylko u nas w domu pod nadzorem matki, która przysłuchiwała się naszej rozmowie - nie mieliśmy żadnej przestrzeni dla siebie;
I w jaki sposób ten człowiek miał cokolwiek przekazać swoim dzieciom, jak się samemu cieszyć, widząc ich osiagnięcia oraz dając im radość z przebywania z nim? Co dają takie spotkania poza totalnym upokorzeniem i poczuciem bezsilności?
każda wizyta kończyła się niebotyczną awanturą
Jest oczywiste, że dzieci w takiej sytuacji nie będą chciały wizyt ojca, bo będą się bac awantur. Wszak one pozostają non stop pod opieka matki, zależne od niej w całej rozciągłości.
Pewien dorosły człowiek powiedział mi kiedyś o swoim dzieciństwie: "Bardzo tęskniliśmy za ojcem, kochaliśmy go, ale równocześnie nie chcieliśmy jego wizyt, bo zawsze była awantura. I choć wiedzieliśmy oboje, że kłótnie wszczynała nasza matka, to nad chęcią kontaktów z tatą zwycięzał strach przed tymi awanturami.".
doprowadziła do tego, że ani przedszkole ani szkoła nie informowały ojca o naszych postępach w nauce, nie powiadamiała go o wywiadówkach, problemach
Solidarność tego typu instytucji z matka stosująca przemoc wzmacnia w dzieciach poczucie zależności od matki, w ojcu - bezradność.
Częściowo wynika to pewnie ze stereotypu - wszak powszechnie uważa się, że jeśli mężczyzna odchodzi to PORZUCA rodzine, jeśli kobieta, to się UWALNIA no i RATUJE dzieci i siebie...
on jest teraz tylko i wyłącznie od płacenia alimentów, a od wychowania dzieci wara mu.
Powszechny pogląd. Nawet, jeśli pewne osoby (np sędziowie, biegli, kuratorzy) zapewniaja publicznie o potrzebie ojca w życiu dziecka, to ich konkretne działania niestety bardzo często ten prymitywny stereotyp potwierdzają.
wiedziałam że matka wpadnie w szał kiedy się o tym dowie ale z drugiej strony nie wiedziałam jak mam mu odmówić - skończyło się na awanturze ze strony matki o potwornym laniu. Jako dziecko bardzo często chorowałam, bardzo przeżywałam wszystkie wizyty ojca: kolatanie serca, nadmierne pocenie się, dolegliwości żołądkowe
Znam przypadki, kiedy dorosła już osoba składała na ojca wyłączną winę za to, ze była bita przez matkę. Indoktrynacja potrafi sięgać tak daleko, że dziecko zaczyna naprawdę wierzyć w oczywiste głupoty, powtarzane miesiącami i latami. Podświadomie też pragnie akceptacji ze strony opiekuna, podporządkowując sie.
Matka wielokrotnie nam opowiadała o ojcu, jego rodzicach czy siostrze z negatywnym wydźwiękiem:
I to się utrwala w młodym człowieku na całe zycie.
uzyskała nawet opinię z poradni psychologicznej, że niewskazane są widzenia z dziadkiem i na tej podstawie uzyskała sądowny zakaż wizyt dziadka.
A więc jakiś "specjalista" popisał sie wiedza i mądrościa, niszcząc "mimochodem" życie innych ludzi.
To dziwne,bo kiedy byliśmy już starsi i udawało na się spotkać z ojcem gdzieś na zewnątrz nie w domu przy matce, to ten wspólny czas był bardzo miły, ale po powrocie do domu i z nie znanych mi przyczyn dyskredytowaliśmy go, naśmiewaliśmy się itp. - jak na jakimś sabacie czarownic.
To nic dziwnego...
Byłam silnie uzależniona od opinii i akceptacji matki, nie zdolna niemal do podejmowania samodzielnych decyzji, tak naprawdę nie znam siebie, nie wiem czego chcę, nie znam swoich uczuć, bo od zawsze je ukrywałam gdzieś głęboko na dnie.
Zrobiłaś poważny krok w kierunku uzdrowienia siebie. Terapia to jedno, a ten wpis na forum świadczy o refleksji i potrzebie wyjaśnienia.
Uwolnienie sie od toksycznej przeszłości nie jest bezbolesne - przede wszystkim osobie alienującej, czyli w tym wypadku matce, będzie sie wydawać, że jest straszliwie krzywdzona, bo przecież wyczuje zmianę Twojego stosunku do niej. Twoje zycie i szczęście jest jednak w Twoich rękach i nie może być uzależnione od niczyjego emocjonalnego szantażu. -
Gratulujemy polskiemu prawu. Bo w chwili obecnej mogę znęcać się nad swoim dzieckiem i wpoić mu, że ojciec jest pedofilem i nic mi za to nie grozi. A niewinnego ojca zamkną na jakiś czas i zapobiegawczo zawieszą mu kontakty na jakieś 5 lat nim udowodni, że jest niewinny.
Dołączam się do gratulacji!
Z zastrzeżeniem - 5 lat to za mało. Prędzej 10, ale pod warunkiem wytrwałości, zasobności portfela, no i odporności psychicznej.
Otoczenie wykluczy prędzej czy później takiego człowieka (ojca), pracodawcy czy kontrahenci wolą trzymać się na wszelki wypadek z daleka (no "coś w tym musi być, skoro sąd nie przyznał mu racji"), życie staje się, delikatnie mówiąc, stresujące... -
Odpuszczanie niestety się mści, bo jak "zniesławiacz" powtarza w kółko i w kółko oskarżenia a obrzucany błotem nie reaguje, to wytwarza się wrażenie, że jest coś na rzeczy ("bo przecież coś już by zrobił, skoro jest niewinny").
Ach, obrzucany błotem może sobie reagować - jeśli latami nie reagują sądy, biegli, ani też żadna z instytucji za reagowanie odpowiedzialna, to i tak otoczenie uważa iż "coś jest na rzeczy". Bo "przecież sąd dawno by coś zrobił, jeśli on byłby niewinny".
Bo nikt, kto nie zetknął się z takimi sprawami, nawet nie dopuszcza myśli, iż w XXI wieku w cywilizowanym kraju może istnieć taka pogarda dla człowieka i dla prawa.
I niech sobie taki obrzucany radzi, znajduje pracę, zarabia, wychowuje dzieci (na odległość), w ogóle ma sie dobrze... -
Bartosz K.:
Krzysztof Sikorski:
Ustawodawca nie przewidział takiej możliwości, podobno nie jestem stroną w sprawie, nie jestem ani ofiarą ani sprawcą i nieistotny jest fakt, że jestem ojcem dziecka, któremu dzieje się krzywda.
Jest istotna, bo rodzic jest przedstawicielem ustawowym pokrzywdzonego. Jak rozumiem oboje z żoną macie pełne prawa?
A to ciekawe. Mam przed oczami postanowienie sądu, w ktorym w podobnej sprawie wyznaczono kuratora dla dziecka, gdyż żadne z rodziców, jako osoba zaangażowana, nie jest w stanie należycie go reprezentować i zachowac obiektywności.
Postępowanie w sprawie o przemoc matki nad dzieckiem.
Jak to rozumieć? -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy A jak zarobić pierwszy milion.
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy A jak zarobić pierwszy milion.
-
Jeśli Cie to interesuje w dalszym ciągu, prosze o kontakt prywatny.
-
Dorota Sokół:
Hmm... Sewerynie, a do Sądu Najwyższego bezpośrednio już pisałeś? O wyroki niezgodne z prawem i niezgodne z orzeczeniami Sądu Najwyższego?
Czy Sąd Najwyższy podważy sam swoje decyzje lub zaneguje istniejące przepisy prawa? Bo zdaje mi się że ludzie tam myślą... A mam naprawdę marne opinie o sędziach.
Pytanie: Czy ktoś (z ojców) pisał do Sądu Najwyższego?
Nie od każdego wyroku można się odwołac do SN. W jaki zatem sposób, zgodnie z procedurą, tam trafić? Bo jeśli niezgodnie z procedura, to szkoda prądu :), pismo idzie do kosza.
Ale i tak sądy nawzajem (rejonowe, okręgowe) nie respektuja swoich decyzji. Nie zwracają uwagi na oczywistości, jak choćby niedorzeczne przeciaganie sprawy.
Rzecznik Praw Dziecka... cóż. Wiele pism w pustkę.
Sprawa w ciągu 6 lat urosła do 4-5 tys stron akt (łącznie z aktami kuratorów, policji, prokuratury). Znajdźcie mi kogoś, kto to choćby pobieżnie przeczyta. A te 6 lat temu sprawa była prosta i jasna. Ale...
Media? Służę linkami do programów (chyba 2 sa jeszcze gdzieś w archiwach tv i sa dostępne). I co z tego? No właśnie, co?
Pisanie do Strasburga może mieć miejsce dopiero PO wyczerpaniu wszelkich możliwych dróg w PL. A to trwa... i trwa... a dzieci rosną.
Kto zwróci stracone lata, stracone na skutek przerostu chorych ambicji osób, które dowaliły komuś tylko dlatego, że mogły? -
Dorota Sokół:
Dorotko, powoływałem się na niejedną wypowiedź SN... groch o ścianę.
Sewerynie, co do ubrania i nakarmienia wypowiedział się już Sąd Najwyższy z dnia 2 grudnia 1957 r., sygn. akt 1 CR 1045/56, OSN 1959/3/76), „Właściwie rozumiane dobro dziecka i interes społeczny, które zgodnie z art. 54 k.r. (95 k.r.o.) stanowią główne przesłanki powierzenia władzy rodzicielskiej nad dziećmi jednej ze stron, wymagają od niej nie tylko troski o zapewnienie dziecku ubrania i wyżywienia, lecz co najmniej w równej mierze starań o jego zdrowie fizyczne i psychiczne, polegających na właściwym ukształtowaniu jego charakteru i przygotowaniu do życia społecznego. Wymogom tym nie czyni zadość wpajanie w dziecko uczucia niechęci czy też nienawiści w stosunku do własnego ojca [matki]." -
Dorota Sokół:
Tak. Nawoływanie do zmiany prawa, polegającego na uchwaleniu jednej czy kilku ustaw, jest ukierunkowaniem naszej energii w kierunku niekoniecznie właściwym dla pozytywnego rozwiązania.
Na wszystkie nasze problemy i bolączki są już i przepisy prawa i wyroki Sądu Najwyższego. Cały sęk że sądy się do tego nie stosują.
Wydaje się nam, że zmiana jakiegoś szczegółowego przepisu nagle odwróci sytuację. Nie stanie się tak. Jak widać z przykładu cytowanego przez Dorotę, dla ogromnej większości przypadków istnieją odpowiednie regulacje prawne, tyle, że instytucje mające przywilej decydowania (m.in. sądy) nie stosują się do nich - zwyczajnie lekceważąc prawo.
Nam chyba chodzi nie tyle o zmianę prawa i ustaw tylko stosowanie już istniejących. A w zasadzie do uwzględniania art. 32 i 33 Konstytucji, gwarantującego równość w życiu rodzinnym. Bo póki co mężczyzna jest dyskryminowany, bo jest mężczyzną.
Oczywiście, ale nie tylko o to chodzi. Ofiarami są ludzie dorośli, ale przede wszystkim dzieci. Pisząc o ofiarach mam na myśli składanie ich na ołtarzu... no właśnie, czego? Głupoty? Małoduszności? Bezprawia? Satysfakcji z poczucia władzy nad innym człowiekiem?
Ale faktem jest, ze poświęca sie ich zycie w pełnej świadomości i przy tak zwanym "przyzwoleniu społecznym". Poświęca się, poświęca. -
Jurek Mrzygłód:podświadome przekonanie, ze jak zaczynam walić głową w mur , to mur musi ustąpić :))
Fajnie byłoby wiedzieć, co jest za tym murem - czy jakieś wyjście?
I czy nie da się zamiast głowy użyć jakiegoś narzędzia. :)
Nie atakuję matek , wszystkich . Pisząc "matki"
Ja to rozumiem. Ale większość ludzi odbiera to nie tak, jak my chcielibysmy, ale tak, jak im wygodniej. I nieporozumienie gotowe, skwapliwie podsycane przez przeciwników.
w cudzysłowie okreslam tak tą grupę za przyczyną której wszyscy tu jestesmy .
Natomiast jej posty wskazują na wielka pracę jaką wykonała , i żal gdyby to miało odjechać w goldenlinowe archiwum .
Odjechało mnóstwo prac i ludzi. Napatrzyłem sie na to. Co rusz pojawiają się pełni "mocy" i wiary w siebie, uważający, że wszyscy inni przed nimi, dotknięci podobnymi problemami, robili źle i głupio. Zakładają nowe organizacje, ściągają zdesperowanych, robia nadzieje grając na emocjach, piszą kanapowe projekty prawa, które nikogo nie obchodza poza nimi, kłócą się między sobą, a po roku, dwóch czy czasami po nieco dłuższym okresie powietrze z nich uchodzi i albo sie wycofują do kącika, albo narzekają głośno.
Na placu boju zostają nieliczni.
Ja nie kreuję siebie na inicjatora działania , to było juz proponowane własnie przez Dorotę , podchwycone przez kilka innych osób - w tym wątku , nie trzeba daleko szukać .
Każda inicjatywa jest godna pochwały. Mądra tym bardziej.
A mądra - to też oznacza wykorzystanie doświadczeń poprzedników, uważne przyjrzenie się sytuacji, odpowiedzenie sobie na ważne pytania, nakreślenie CELU i możliwej DROGI do jego osiągnięcia.
Net jest potężnym narzędziem
Jest bez wątpienia. Pomyślmy, do czego i jak go wykorzystać.
Ale to inna bajka.
Odnoszac sie do proponowanych spraw - można przeforsować projekt ustawy. Można nawet założyć, że po latach konsultacji, poprawek, głosowań - przejdzie i zmiana prawa stanie sie faktem.
I co z tego?
Nic. Zupełnie nic.
Dlaczego? Są setki przyczyn, choćby ta, że jeśli pani kurator sądowa, od zdania której zależy los naszych dzieci, napisze bzdury (np że dziecko ma ciepło i co zjeść i wobec tego jest świetnie - pragnę zauważyć, że więźniowie tez na ogół mają ciepło i co jeść), na których sąd się oprze, to żadna ustawa nie pomoże, choćby najlepsza.
Przykładów moge dać sporo.
Aby jednak dać jakiś od razu: ponoć pod moja opieką synowie wyglądali tragicznie - m.in. brudni i niedożywieni, napisała pani kurator. Jakoś zapomniała wziąć pod uwagę fakt, iż widziała ich dopiero, gdy przeszli pod opiekę matki. Nie raczyła też zauważyć, iż opinie osób znających moich synów na codzień, gdy byli pod moją opieką (np wychowawców szkolnych) są jakby nieco inne. Również badania lekarskie wskazywały na dobra kondycję dzieci. Po półrocznym pobycie pod wyłączną opieką matki (i bez widywania mnie) syn dostał napadów bólu głowy. Co napisała pani kurator? Ano, że to wynika z tego, że poprzednio był pod opieka ojca...
Jak więc widać, moge sobie powoływać się na ustawę taką czy inną. Albo wymyślac nowe ustawy, które tworzyłyby jakieś hamulce dla takich kuratorskich działań.
Ale mnie chodzi o moich synów. Wam chodzi o Wasze dzieci.
Nam chodzi o NASZE DZIECI. I nasze, wszystkich nas, życie.
Obecne prawo przecież daje narzędzia - tylko że ktoś musi chcieć z nich skorzystać.
Co więc można zrobić? Gdybym sądził, że nic, nie pisałbym tu na forum czy gdzie indziej.
Oczywiście, moge się tu rozpisywać, proponować, nawet zbierać podpisy. Co zaraz pociągnie za sobą dość ciekawy skutek - a mianowicie matka moich synów skopiuje te wypowiedzi i dołączy do akt sądowych, jako dowód na to, że jestem ... (tu wstawić najgorsze, co się komu przypomni). Robi tak od dawna, więc dlaczego nie miałaby robić w dalszym ciągu?
Sa też prowokatorzy.
Pozdrowienia w sobotnie południe :) -
Zadałem tylko pytanie i natychmiast zostałem zaatakowany - że nie tędy droga...
I tak właśnie wygląda działalność wszelkich organizacji i osób - jedna coś zaproponuje, to inna natychmiast zaprzecza. Mam za sobą ponad dwadzieścia lat doświadczenia w działaniu. Być może się mylę, ale być może warto moje racje wziąć pod uwagę?
OK, Jurku, chcesz zebrać podpisy pod projektem ustawy, ale jak na razie nie wiadomo, co to miałaby być za ustawa. Co miałaby regulować? Co polepszyć?
Zadając pytanie, bynajmniej nie zaprzeczam konieczności działania w kierunku usuwania skutków zła. To jest oczywiście konieczne.
Aby działać skutecznie, trzeba wiedzieć, co robić. Aby to wiedzieć, warto znać jak najlepiej sytuację. O tym wie każdy dowódca, uczy się tego każdego żołnierza.
Frontalny atak na matki nie tylko, że nie jest słuszny - przecież nie wszystkie matki kłamią i sa złe - to prowadzi do natychmiastowego kontrataku, takiego bez oglądania się na to, kto ma rację.
Dorota jest genialna w swojej ocenie sytuacji i w konsekwencji, podziwiam ją. Jest też matką.
Pozdrowienia, Dorotko :)
Ale nie rozumiem, Jurku, co oznacza "wspólne zaatakowanie Strasburga". Chodzi o składanie pozwów? Do tego jest procedura, jeśli się do niej nie zastosujesz, nikt nie zwróci uwagi na "atak". Jeśli chcemy coś robić, musimy dokładnie wiedzieć JAK i CO. I co takim a nie innym działaniem CHCEMY osiągnąć, a co MOŻEMY osiągnąć.
Procedura trwa latami, dzieci zaś rosną. Nadzieja, że jak dorosną, to docenią walkę o kontakty z nimi - nie znajduje uzasadnienia w faktach. -
Dorota Sokół:
Pisać odwołanie. Potem kolejne. Potem kolejne. Potem kolejne...... ;)
Z tymże sąd może wydać wyrok wyssany z palca i co ja mogę mu zrobić?
Czy ja mogę leczyć ludzi zgodnie z ideą wyssaną z palca?
Może zaproponować źle wyleczonym sędziom pisanie setek odwołań? Byłoby to poniekąd sprawiedliwe...
Świetnie sformułowane prawo pomoże, bo masz punkt odniesienia.
Ależ mam i teraz. I co z tego?
Jeżeli będzie napisane, że JEST kara więzienia dla rodzica za brak kontaktów z dzieckiem to sędzia nic nie poradzi.
Ależ poradzi. Oddali wniosek ze względu na zapis w prawie o mieszkaniach spółdzielczych albo o czymkolwiek...Przydałoby się jeszcze, że jest kara więzienia dla sędziego za wyroki niezgodne z prawem, bo póki co są oni bezkarni.
Sami siebie będą sądzić?
Też się ciągam z sądami za durne wyroki i argumenty ze snu. I będę to robić do czasu aż uznam, że jest uczciwie. Domagam się jedynie przestrzegania prawa.
No ja też. I nie tylko ja. Domagam się też rozsądku i podstawowej sprawiedliwości. I za to domaganie się też dostaję cięgi. Bo się ośmielam dyskutować z prawie Bogiem... nie, przepraszam, z kimś kto stawia się wyżej od Boga.
A poważniej - rzuciłem kiedyś pytanie i ponawiam teraz: DLACZEGO? Jak sądzicie, dlaczego tak jest? Co jest przyczyną? Przecież, gdyby chodziło tylko o wyroki z sufitu i ogólnie mówiąc o niesprawiedliwość i nieczułość na krzywdę, to statystycznie nie powinno byc takiej przewagi kobiet wśród "wygranych" i takiego poniewierania mężczyzn. Zatem - co jest przyczyną? Nie piszcie tylko mi, prosze, o mentalności kobiet-sędziów, bo mężczyźni-sędziowie wcale nie wyrokują inaczej. I nie w feminizacji zawodu sędziego rodzinnego pies jest pogrzebany.
Rzucam pytanie. Ważne pytanie - bo jeśli uważamy, że nie jest dobrze, to poznanie przyczyn takiego stanu rzeczy leży u podstaw działań w kierunku poprawy.Seweryn Mściwujewski edytował(a) ten post dnia 04.11.11 o godzinie 18:11 -
Dorota Sokół:
Od dawna uważam, że prawo pisane w Polsce wcale nie jest złe (chodzi mi w tej chwili o krio). Jasne, że dążenia do zmian, które będą zmierzać w kierunku większej sprawiedliwości i dobra nas wszystkich, zawsze godne są poparcia.
Łatwiej jednak chyba zmienić prawo niż mentalność.
Aby jednak było lepiej, wszystko na drodze tzw postępowania powinno musi być własciwie przeprowadzone.
Jeżeli psycholog wyda opinię "z sufitu", jeżeli sąd nie weźmie pod uwage oczywistych faktów - nawet świetnie sformułowane prawo nie pomoże.
Chciałabym tylko żeby sędziowie stosowali się do prawa. Ale dla sędziów trzeba jak krowie na rowie. Dziecko ma prawo do... i wymieniamy.
Nie wystarczy. Na przykład - co z tego, że trzynastolatek ma prawo, aby być wysłuchanym przed sądem, skoro sąd nie ma ochoty go wysłuchać, nawet jeśli młody człowiek od dwóch lat sie tego domaga i ma już piętnaście lat?
Co z tego, że jakiś wniosek (np. o oddzielenie sprawcy przemocy od ofiary), jest złożony zgodnie z procedurą, skoro sąd go uznaje za "niedostatecznie uargumentowany" i w ogóle go nie rozpatruje?
ustala kontakty ojca z dzieckiem raz w roku bo ojciec dziś się nie ogolił. I czemu nie? Odwołanie tak czy siak trzeba pisać.
A nawet, jeśli dziś sie ogolił, to wcale nie dowodzi, że sie ogoli jutro... No, kto udowodni, że z faktu dzisiejszego golenia wynika oczywistość jutrzejszego?
Jeśli sędzia będzie notorycznie wydawać wyroki zgodnie z samopoczuciem to co jej grozi? NIC. Jeśli ja będę leczyć nowotwór okładem z aloesu na kolano to też mi nic nie będzie grozić? Za brak wiedzy i niedouczenie też powinny być kary.
Chwilę. Lekarzowi, który np. będzie świadkiem wypadku czy omdlenia kogoś na ulicy i nie udzieli pomocy, grozi odpowiedzialność karna. Oczywiście za udzielenie pomocy w niewłaściwy sposób również.
I to dla wszystkich którzy mają wpływ na życie ludzkie.
Jakiś niewolnik też kiedyś po raz pierwszy się wyzwolił. Gdyby patrzył na innych nadal trwałaby niewola. Bo tak była kiedyś mentalność. Choć nic fajnego być pionierem.
Pionierów było już sporo. Jak na razie, polegli.