Wypowiedzi
-
http://www.chab.be/ Godne polecenia również! Wiem, bo mieszkam naprzeciwko. :-)
-
Jeszcze szukasz, Krzysztofie? Jeśli fajny hostel nie jest poniżej Twoich standardów, to polecam: http://www.chab.be/ Mieszkam naprzeciwko, więc wiem, że godne polecenia. :-)
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Quot capita tot sensus
-
Michał K.:
Ale o co teraz chodzi? Znam tych ludzi. Pytasz, jak sobie radzili. Odpowiadam. Myślisz, że nie mówię prawdy, czy jak? ;-) Jedna pracowała przez jakiś czas za darmo w pewnej instytucji i ją zatrudnili. Druga poszła na kolejny staż (tak mało płatny, że właśnie rodzice jej musieli pomagać), została po nim zatrudniona w tej firmie.
Sebastian Deka:
Michał K.:
>Może podczas stażu zarobili?
Tak jak i ja. ;-) Nie, serio, z tego się nie dało odłożyć. Rodzice im pomagali.
Z "tego" nie, a z "innego"? -
Michał K.:
>Może podczas stażu zarobili?
Tak jak i ja. ;-) Nie, serio, z tego się nie dało odłożyć. Rodzice im pomagali. -
Konradzie, mam na myśli siedmiotysięczne miasteczko. A pieniądze to wyjaśniłem skąd - od rodziny. Chyba że ktoś ma jakiegoś sponsora.
Nie wiem, mam wrażenie, że operujecie okrągłymi słówkami. Rzecz jest prosta. Znajduję w takim Toruniu czy W-wie pracę w szkolę czy call center i ktoś z Was mi finansuje pokój w mieszkaniu studenckim, czy jak? ;-) No bo z tej pensji to nie starczy na jedzenie i ten pokój. -
Oczywiście, Michale, wypowiedzi znajdziesz, bo jak ludzie do mnie mówią, to odpowiadam. ;-)
Nie, Mario, można żyć w mieścinie z rodzicami, ale dla mnie to nie życie. Ludzie różne rzeczy czynią priorytetami życiowymi (dom, rodzina, fajna praca), dla mnie jest nią możliwość życia w dużym mieście, coby mieć dostęp do dóbr kultury (tak w zarysie) i być z dala od małomiasteczkowej mentalności.
Przepraszam, ale pisanie, że ktoś, kto nie ma żadnego dochodu, żadnego, może zakładać biznes, może się przenieść do innego miasta i inne takie, to jest dla mnie albo krótkowzroczność, albo odrzucanie ewentualności, że ktoś może być rzeczywiście w takiej sytuacji. Ktoś taki nie może nic, dopóki nie znajdzie pracy, która pozwoli mu na wynajęcie pokoiku i robienie czegoś dalej ze swoim życiem.
A ja niczego od nikogo za nic nie chciałem. Zdobyłem, co mam, samodzielnie, mimo że uważam, iż moja sytuacja była zupełnie beznadziejna i nie znam wokół siebie nikogo, kto byłby w podobnie trudnej. (Chyba takie konstatacje są na Was jak płachta na byka. Zastanawiam się dlaczego. ;-)) Natomiast przykro mi było, kiedy na przykład wszyscy moi znajomi po stażu w PE mogli zostać w Brukseli i szukać tam pracy (skądś mieli na to pieniądze), a ja nie. I w tym sensie sytuacja materialna determinuje możliwości. Możesz to nazywać sraniem w banie, ale dla mnie to zamykanie oczu na rzeczywistość.Sebastian Deka edytował(a) ten post dnia 20.09.10 o godzinie 10:32 -
Michale, wspomniałem o tym w jednym zdaniu, w anegdotce z podróży. Jeśli ktoś epatuje, robi z tego sprawę, to nie ja.
Jak trafiasz do małej mieściny i nie masz znikąd pieniędzy, to się stąd nie wybijesz, skoro zarabiasz w tej szkole 900 zł, a podróż na rozmowę kwalifikacyjną do W-wy kosztuje 200 zł. Twoja perspektywa jest taka, że będziesz mieszkał do końca życia z rodzicami w tej małej mieścinie, choćbyś nie wiem jak był zaradny. Wielu tak żyje, pasuje im to. Inni mają szczęście urodzić w większym mieście, gdzie możliwości są większe. Jeszcze inni mają skądś pieniądze, żeby pomieszkać kilka miesięcy w W-wie i się gdzieś zahaczyć. Dochodzę do wniosku, że generalnie to wszystko zależy ostatecznie właśnie od zasobności portfela i w tym sensie pewna niesprawiedliwość społeczna (bardziej życiowa może) i wykluczenie określonych grup jest faktem. -
Dorota, ale po co tak serio, po co ten napastliwy ton? Nie rozumiem. Przecież, jak już Karolina zauważyła, żartowałem. I przecież nie pisałem o sytuacji absolwentów medycyny czy polibudy na rynku pracy, tylko o kogoś takiego jak ja. Wszystko jak najbardziej odpowiada faktom. Skoro jesteś tego świadoma, to w czym rzecz?
Odwrotnie, nie jest tak, że dostawałem pracę po znajomości, tylko tak, że nie mogłem dostać pracy bez znajomości. ;-) Prawdziwego etatu czy kontraktu to w Polsce jeszcze nie miałem, a ten freelance różny to owszem, z wyjątkiem ostatniego, mniej lub bardziej dzięki znajomym. Widzę też, jakimi metodami oni sami zdobywają pracę. Czy Ty wiesz, jak wygląda rekrutacja na adiunktów na przeciętnej polskiej uczelni? Tak, powiem Ci, że żałuję, że nie grałem w te cyniczne gierki, które pozwoliłyby mi się na jakiejś zahaczyć.
Jestem specem w swojej dziedzinie, mam doświadczenie w obszarach poza nią, jestem wszechstronny, gotów byłem wykonywać jakąkolwiek pracę, jestem uczciwy, odpowiedzialny, lotny. Uważam, że to nie jest normalne, że nie mogłem normalnie żyć w Polsce tylko dlatego, że nie mam ustawionych znajomych, nie mam pieniędzy, nie mogłem sobie pozwolić na mieszkanie w mieście... Nie chodzi o narzekanie, choć jest to dobry powód do tego, by narzekać. Po prostu uważam, że o tym trzeba głośno mówić, więc wspomniałem. -
Przemku, tak to już jest, że rozmawiając z ludźmi, można się czasem czegoś nowego o świecie dowiedzieć. Przed Dorotą zakryty pozostawał światek kumoterskich zależności, przed Tobą złożoność motywacji dla łączenia się w pary, przede mną tajniki łączenia koszul ze swetrami. ;-)Sebastian Deka edytował(a) ten post dnia 19.09.10 o godzinie 22:44
-
Przemek G.:
A praca w call centre bywa poczatkiem dobrym na czas studiow, z ktorego rusza sie dalej w dobra droge zawodowa. To nei frazes, to prawda.
Naturalnie, a więc nie dla kogoś, kto się ileś lat sam utrzymywał, a teraz musiałby dostawać od kogoś (kogo?) pieniądze, żeby móc pracować w call center i przetrwać.
Ludzie wokół mnie, którzy wykonują nisko płatne prace, albo wchodzą w związki, żeby były dwie pensje, albo mają rodziny, które są w stanie im finansowo pomagać, mimo że już pracują.
Ja byłem gotów pracować za minimum 1.500 zł, bo uważałem, że za mniej się w dużym mieście nie utrzymam. I generalnie było to moje jedyne kryterium. -
Dorota B.:
Sebastian Deka:
A w Polsce albo kontakty, albo praca za 1.200 zł w szkole czy call center, za którą nie sposób się utrzymać.
Sorry, ale to bzdury.
Wykształcenie wystarczy, trzeba tylko kształcić się w kierunku, na który naprawdę jest zapotrzebowanie na rynku. Bo jakoś nie słyszałam, żeby ktokolwiek z moich znajomych po politechnice miał jakiekolwiek problemy ze znalezieniem przyzwoicie płatnej pracy :)
Trudno się z tym nie zgodzić. Tylko nie jestem absolwentem tego rodzaju kierunku, więc też nie o tej części rynku pracy mówiłem, a po drugie właśnie dlatego musiałem szukać pracy, bo decydują sympatie i znajomości. Gdyby nie, prawdopodobnie bym ją miał, takie jest moje doświadczenie. Zresztą fakt, że odpowiadałem wyłącznie na oferty, gdzie spełniałem wszystkie wymogi (z małym naddatkiem) i nie byłem nawet zapraszany na rozmowę, a zagranicą pracę udało mi się znaleźć, jakoś mi to też potwierdza. A z tą płacą faktycznie bzdura, bo na początku jest mniejsza. :-) -
Hehe! Kurcze, wiecie co, ale naprawdę. Komisja ogłosiła 2010 rokiem walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym i w moim przypadku to zadziałało w praktyce. ;-)
Wracałem z Brukseli zupełnie zrezygnowany. W pociągu jechały ze mną trzy Amerykanki i mówiły, że to jednak prawda, że w Ameryce, jeśli ma się szczęście zdobyć wykształcenie i jeśli się człowiek stara, to zdobędzie dobrą pracę i ułoży sobie fajne życie. A w Polsce albo kontakty, albo praca za 1.200 zł w szkole czy call center, za którą nie sposób się utrzymać. Żałuję, że tak to u nas działa, cieszę się że udało mi się z tego zaklętego kręgu CV trafiających w próżnię wyrwać, przynajmniej na jakiś czas. -
Dzięki, chociaż badania to już czysta formalność, no a w CV też nie nakłamałem, więc papiery powinny się zgadzać. :-)
Popełniłem błąd w poprzednim poście. Moim sponsorem była firma MensWear.pl i dostałem od nich tę koszulę. Wspierają biednych i wykluczonych, więc polecam! ;-) -
Wróciłem. Miałem wrażenie, że kompletnie zawaliłem sprawę, ale dzisiaj otrzymałem informację, że mnie chcą, więc jeśli przejdę pozytywnie badania lekarskie, na które jadę w przyszłym tygodniu, i jeśli moje papiery zostaną pozytywnie zweryfikowane, kontrakt jest mój.
Dziękuję wszystkim za pomoc! Zwłaszcza Tomkowi i firmie meanswear (niech mnie zabije, że zdradziłem ;-)). Jeśli czytają to osoby, których sytuacja jest beznadziejna, którzy siedzą na jakimś zadupiu w koszmarnych warunkach bez środków do życia i wysyłają bezskutecznie setki aplikacji, nie poddawajcie się, NIGDY! I nie wahajcie się przyjmować pomocy od innych, choć wiem, że to trudne.
A teraz na temat. Włożyłem koszulę w paski ;-] z zamiarem rozpięcia guzika tuż przed rozmową, czego nie zrobiłem. Źle się czułem w tych spodniach i butach casual. Ale to tylko przed rozmową, bo w jej trakcie nie czułem się wcale, mówiłem. ;-) Pani, która wyszła po mnie do wejścia (i potem też uczestniczyła w rozmowie) może nie zmierzyła mnie wzrokiem, ale rzuciła na mnie wyraźnie okiem. Nie widziałem w jej oczach oceny. Może samo takie spojrzenie to już negatywna ocena, nie wiem. Nie zauważyłem, żeby dwie pozostałe panie mnie oglądały. Również podczas przywitania i pożegnania. W trakcie siedzieliśmy wszyscy przy małym stoliku, niemal jak w kawiarni przy kawie, więc cieszyłem się, że nie widzą butów. ;-]
To chyba tyle. Nie dajcie się nigdy zdeprymować tym, że warunki nie pozwalają Wam przygotować się, jak należy. Zróbcie wszystko, co możecie. W moim przypadku to wystarczyło. -
Przepraszam, Mario, gapa jestem, uaktualniłem link.
Natalio, powinienem białą, nie bardzo mogłem, skoro mam w paski. I nie ma za co przepraszać, niczym nie poczułem się urażony. Jeśli jednak i mnie wolno wyrazić opinię, podzielam tę Dominika. Może czasem warto powstrzymać się od uwag, które sytuacji nie poprawią, a mogą człowieka zdeprymować. Jeśli marnemu strojowi towarzyszyć będzie na rozmowie lękliwa postawa to jeszcze gorzej. Ale ja animuszu nie stracę, proszę się nie obawiać. Dziękuję za życzenia. -
Mario, no właśnie wiem, że to tak powinno wyglądać, oglądałem zdjęcia w Sieci. I tak wyglądam w starej koszuli z zapiętym guzikiem. W przeciwnym wypadku wszystko nie styka, bo sweter ma węższy kołnierz niż koszula.
Natalio, jasne, stylista by się przydał, zawsze i każdemu (niemal). Ja bym się zadowolił sklepem, w którym znajdę moje rozmiary, i wypłatą, która pozwoliłaby mi zrobić w nim zakupy. Zdaję sobie sprawę, że wszystko to na mnie źle leży i do siebie nie pasuje, że dokonuję wyboru mniejszego zła, ale dlatego też nie pytałem, co powinienem włożyć, tylko co wybrać z tego, czym dysponuję. Nie mogę się teraz zaopatrzyć w nic innego, a nie zrezygnuję z rozmowy tylko dlatego, że kiepsko wyglądam. Trudno.Sebastian Deka edytował(a) ten post dnia 07.09.10 o godzinie 16:25 -
Aneto, właściwie odczytałaś moje intencje. :-) Spędziliśmy w Arkadii więcej niż jeden dzień. Nie umiem wymienić nazw sklepów. Było ich bez liku, staraliśmy się żadnego nie pominąć.
Ewo, dam znać. ;-) Stanęło na sweterku, bo radziłem się znajomych z Parlamentu Europejskiego i wszyscy bez wahania wskazali ten wariant. Jeden zwrócił uwagę, że marynarka jest na mnie za duża, to faktycznie nie mój rozmiar. Co prawda lepiej się w niej czułem, pewniej, ale co tam. Kołnierzyk schowam, ale guzika chyba nie będę rozpinał, bo straszne rzeczy się wtedy robią pod tą szyją.
Dostałem od kogoś, kto przysłuchuje się tej rozmowie, a chciałby pozostać anonimowy, białą koszulę do noszenia bez krawata. Nie znam się, ale dla mnie nie wygląda to dobrze. Jakoś jest tego za dużo pod szyją, za szeroko... Rękawy musiałem popodpinać agrafkami, bo za długie. ;-)
nowa koszulaSebastian Deka edytował(a) ten post dnia 07.09.10 o godzinie 16:36 -
Dziękuję! Jesteście wspaniali. Wasze zaangażowanie mnie onieśmiela. ;-)
Sprawy mają się tak. Jest przy mnie dobra dusza, która stara się o to, żebym miał garnitur bardziej ode mnie. Zaprosiła mnie do W-wy, spędziliśmy kilka dni, biegając po tych wszystkich galeriach handlowych i niczego dla mnie nie znaleźliśmy, również w działach dziecięcych. ;-) Jedynie tę marynarkę udało się kupić, która też jest za duża (46). Kontaktowałem się nawet z firmami odzieżowymi. Niby produkują w rozmiarze 44, ale gdzie to można kupić, to nie bardzo wiadomo, bo mówią, że wszędzie. ;-] Zostaje szycie na miarę, ale to już bardzo kosztowne, a ja źle się czuję, otrzymując tak kosztowne prezenty. Z kolei dopóki nie będę miał przyzwoicie płatnej pracy, nie będzie mnie stać, by kupić samemu. Zamknięte koło trochę. No i szukanie krawca jeszcze... ;-) -
Ewo, żarty to sympatyczna rzecz, ale kpina to rzecz przykra.
Jeśli ktoś zadaje pytanie, bo się nie zna, nie ma za grosz wyczucia, a Ty mu odpowiadasz na przekór, bo wydaje Ci się tak głupie nie znać odpowiedzi na pytanie dla Ciebie oczywiste i tak zabawne wprowadzić go w błąd, żeby się przewrócił na skórce od banana (wszak za niewiedzę trzeba płacić, a nie niwelować ją z pomocą innych, zaś Ty tylko sobie z niego zażartowałaś, odpowiadając mu serio błędnie, bo niby dlaczego miałabyś pomóc lub zachować milczenie), to jest to smutne i żałosne. Jedni bezinteresownie pomagają, inni sączą złą wolę. Szkoda.
Nie chwal dnia przed zachodem... Oj, nie ma chyba jednak beztrollowych forów.Sebastian Deka edytował(a) ten post dnia 03.09.10 o godzinie 15:45
- 1
- 2