Wypowiedzi
-
Bertolt Brecht
Pieśń żołnierza Armii Czerwonej*
Ponieważ nasz kraj jest przeżerany
A z nim także matowe słońce
Wypluj to wszystko na ciemne drogi
I na zamarznięte ulice.
Topniejący śnieg obmył armię na wiosnę
Która czerwonego lata jest dzieckiem!
Śnieg spadł na nich już w październiku
A styczniowy wiatr targał jej sercem.
W tamtych latach spadło słowo wolność
Z ust jakby były pękającą krą lodową
Wielu widziano z tygrysimi zębami
Machających czerwoną, nieludzką flagą.
Często wieczorem, gdy w czerwonym owsie
Księżyc przepływał przed snem na klaczy
Ludzie rozmawiali o nadchodzących czasach
Dopóki nie zasnęli, gdy marsz się ślimaczył.
W deszczu i w ciemnym wietrze
Miło spało się na twardym kamieniu.
Deszcz obmywał nam brudne oczy
Stawiał opór grzechom i zabrudzeniu.
Często w nocy niebo było czerwone
Sądzono, że to barwa poranka czerwieńsza.
A potem były łuny pożarów, nadszedł świt
Ale wolność, dzieci, nigdy nie nadeszła.
Z zatem: wszędzie dookoła ostrzegano
Mówiono, po prostu: to jest piekło!
Czas mijał. A ostatnie piekło
Ostatnie piekło nigdy nie nadeszło.
Wiele piekieł miało nadejść dopiero
Ale wolność, dzieci, nigdy nie nadeszła.
Czas mijał. A teraz nieba nadchodzą
Ale bez niej będą chyba te nieba.
Kiedy nasze ciało jest przeżerane
A z nim także serce matowe
Wojsko wypluwa naszą skórę i kości
Wypełniając zmarzliny rynsztokowe.
Z ciałem twardym od deszczu
I poranionym przez lód sercem
I pustymi zakrwawionymi rękami
Zmierzamy do Raju z uśmiechem.
*Wiersz opublikowany w 1927 roku w pierwszym
wydaniu tomu „Bertold Brechts Hauspostille”.
W następnych wydaniach usunięty na prośbę
Autora - przyp. R.M.
Gesang des Soldaten der Roten Armee
Weil unser Land zerfressen ist
Mit einer matten Sonne drin
Spie es uns ausd in dunkle Straßen
Und frierende Chausseen hin.
Schneewasser wusch in Frühjahr die Armee
Sie ist des roten Sommers Kind!
Schon im Oktober fiel auf sie dre Schnee
Ihr Herz zerfror im Januarwind.
In diesem Jahren fiel das Wort Freiheit
Aus Mündern, drinnen Eis zerbrach.
Un viele sah man mit Tigergebissen
Ziehend der roten, unmenschlichen Fahne nach.
Oft abends, wenn im Hafer rot
Der Mond schwamm, vor dem Schlaf am Gaul
Redeten sie von kommendem Zeiten
Bis sie einschliefen, denn der Marsch macht faul.
Im Regen und im dunklen Winde
War Schlaf uns schön auf hartem Stein.
Der Regen wusch die schmutzigen Augen
Von Schmutz und vielen Sünden rein.
Oft wurde nachts der Himmel rot
Sie hielten's für das Rot der Früh.
Dann war es Brand, doch auch das Frührot kam
Die Freiheit, Kinder, die kam nie.
Und drum: wo immer sie auch warn
Das ist die Hölle, sagten sie.
Die Zeit verging. Die letzte Hölle
War doch die allerletzte Hölle nie.
Sehr viele Höllen kamen noch.
Die Freiheit, Kinder, die kam nie.
Die Zeit vergeht. Doch kämem jetzt die Himmel
Die Himmel wären ohne sie.
Wenn unser Leib zerfressen ist
Mit einem matten Herzen drin
Speit die Armee einst unser Haut und Knochen
In kalte flache Löcher hin.
Un mit dem Leib, vor Regen hart
Und mit dem Herz, versehrt von Eis
Un mit den blutbefleckten leeren Händen
So kommen wir grinsend in euer Pareideis.
z tomu:
„Bertold Brechts Hauspostille”, 1927
tłum. z niemieckiego Ryszard MierzejewskiTen post został edytowany przez Autora dnia 22.10.22 o godzinie 17:00 -
U schyłku października
Mojemu Ojcu
w piętnastą rocznicę śmierci
W tym dniu było ciepło
i pogodnie słońce zdawało się
zapomnieć że była już jesień
i prażyło bez opamiętania
ulice skwery i parki pełne były
spacerujących
uśmiechniętych twarzy i z pewnością
nie był to czas aby umierać ani
myśleć o śmierci
Ty jednak właśnie w ten
przepiękny poranek
u schyłku października niemal
w wigilię listopadowego święta
umierałeś w szpitalu długo
i boleśnie
i dzisiaj równo po piętnastu latach
słońce znów zamieszało nam
w porządku pór roku
Piętnaście lat bez Ciebie
pożółkłych i uschniętych jak liść
z październikowego drzewa
wirujący samotnie na wietrze
jak zmięta kartka papieru
w zaciśniętej dłoni która spełniła
swoją rolę i nie zapisze już
nigdy żadnej myśli
29. 10. 2010
z tomiku:
Ryszard Mierzejewski „Zraniony różą”, 2013 -
.Ten post został edytowany przez Autora dnia 27.11.22 o godzinie 12:25
-
February
A chimney, breathing a little smoke.
The sun, I can’t see
making a bit of pink
I can’t quite see in the blue.
The pink of five tulips
at five p.m. on the day before March first.
The green of the tulip stems and leaves
like something I can’t remember,
finding a jack-in-the-pulpit
a long time ago and far away.
Why it was December then
and the sun was on the sea
by the temples we’d gone to see.
One green wave moved in the violet sea
like the UN Building on big evenings,
green and wet
while the sky turns violet.
A few almond trees
had a few flowers, like a few snowflakes
out of the blue looking pink in the light.
A gray hush
in which the boxy trucks roll up Second Avenue
into the sky. They’re just
going over the hill.
The green leaves of the tulips on my desk
like grass light on flesh,
and a green-copper steeple
and streaks of cloud beginning to glow.
I can’t get over
how it all works in together
like a woman who just came to her window
and stands there filling it
jogging her baby in her arms.
She’s so far off. Is it the light
that makes the baby pink?
I can see the little fists
and the rocking-horse motion of her breasts.
It’s getting grayer and gold and chilly.
Two dog-size lions face each other
at the corners of a roof.
It’s the yellow dust inside the tulips.
It’s the shape of a tulip.
It’s the water in the drinking glass the tulips are in.
It’s a day like any other.Ten post został edytowany przez Autora dnia 11.02.20 o godzinie 22:54 -
Wędrówka pod górę
Szedł starzec pod górę
dobrze znajomą sobie drogą
bo wspinał się
po niej od przeszło pół wieku
a droga wciąż się wydłużała
i stawiała przed nim
nowe przeszkody
jakby chciała przeciągać w czasie
jego wędrówkę
po twardych szarych kamieniach
do błękitnego nieba
i masować jego
zmęczone obolałe nogi i
nucić z nim rzewną kołysankę
Ale starzec nie zamierzał wcale
kłaść się do snu
i mimo że był zmęczony
chciał cieszyć się obecnością
wśród wiernych górskich przyjaciół
których miał tak wielu
bo zbierał ich przez lata jak grzyby
po deszczu
I nie chciał już zasnąć i nie chciał
już spać
nie wiadomo czemu
W Górach Sowich, 13. 10. 2019 -
Karin Boye
Lelek
Na wpół przebudzony, gdy nocna pora,
tego nikt nie wie, czy jeszcze śni.
Lśniąca woda jeziora
odbija niebo o zmierzchu
w bladej nieskończoności.
Gwiazdy bledną.
Daleko, daleko z drzewa
samotny lelek śpiewa
swoją kołysankę, bezgłośną i rzewną.
Nigdy odważnie wysoko się nie huśta,
z braku sił nie lata też wysoko.
Puchate nocne skrzydła
wydaje się trzymać blisko ziemi,
gdzie zalega ciężki kurz i błoto.
Biada tym, których sił pozory
skrzydeł nie dźwigają,
tylko opóźniają
zbyt lot do wydm, których noszą kolory.
Ale najbielsza biel wśród łabędzi,
jak w porannym pełnym świetle Ojca
Jego królewskich alei,
nigdy nie pragnie z tęsknotą
taką, jaką lelek ma.
I nikt tak nie kocha niezbicie
ten dystans bezmierny,
jak lelek maleńki i wierny
w tym wiecznie ponętnym i uległym błękicie.
z tomu: Karin Boye „Moln”, 1922
tłum. ze szwedzkiego Ryszard Mierzejewski
[obrazek]
Lelek (łac. caprimulgus europaeus),
fot. Damian LeligdowiczTen post został edytowany przez Autora dnia 17.08.19 o godzinie 10:44 -
Jej portret
Słowami malował obraz kobiety
pięknej subtelnej i czułej
wiek nie był ważny tylko jej zalety
te widoczne gołym okiem i
te które sam w niej odkrywał
Malował piękno czułość empatię
uniesienie nadzieję pragnienie
miłość troskliwie otulał aby jej nie
zbudzić zbyt wcześnie
nie przestraszyć przypadkiem
i nie urazić boleśnie
Mijały dni długie tęskne jak całe lata
zmieniały się trendy i konwencje
a on malował tak samo
to co sam tylko widział i chciał widzieć
nic więcej
Aż którego dnia spojrzał na swój obraz
ten najdroższy wypieszczony do granic
zaniemówił i zatrząsł się w gniewie
bo nie było na nim jego pięknej czułej pani
tylko jakaś wstrętna małpa na drzewie
06. 04. 2019 -
Moje chłopięce kolędowanie
Jako mały chłopiec tak mały że
dostawał jeszcze prezenty pod choinkę
dostałem kiedyś harmonijkę ustną
zwaną po prostu „organki”
jakże wielka była moja radość
niezrozumiała
bo ani nie znałem nut ani nie umiałem
grać na żadnym instrumencie
byłem jednak ambitny uparty
i pracowity
co w symbiozie zaowocowało
sukcesem
Pierwszej melodii nauczyłem się grać
po miesiącu był to znany wtedy przebój
„Usta milczą, dusza śpiewa....”
ach, jak śpiewała moja dusza
przy akompaniamencie organek
a wkrótce przyszedł czas na kolędy
które były wyjątkowo podatne
na wydmuchiwane z organek dźwięki
a rodzice byli wniebowzięci
bo udał się zakup o mnie ani słowa
ale i ja byłem szczęśliwy
Po Bożym Narodzeniu organki
wędrowały do szuflady
gdzie czekały do następnego
do siego roku
tak w dzieciństwie kolędowałem
na organkach po prostu grałem
i Jezusek w pieleszach był szczęśliwy
i Jego i moi rodzice
tak kolędowałem i dzisiaj
ze wzruszeniem przywarłem do ust
ten maleńki instrument
jak świętą relikwię
24. 12. 2018
z tomiku:
Ryszard Mierzejewski „Porzucone i inne wiersze”, 2019Ten post został edytowany przez Autora dnia 23.12.20 o godzinie 14:08 -
Pogodzony
Kiedy wyrwał się z objęć
mało czułych i troskliwych
rodziców błądził
po dużych i wielkich miastach
pełnych spacerujących
uśmiechniętych obcych głów
wmawiając sobie i innym że jest
tam szczęśliwy
a kiedy odkrył że szczęście
można wydłubywać
z codzienności i nie są mu
do tego potrzebni inni
jeszcze bardziej okopywał się
w swojej samotni
Potem wałęsał się po kwiecistych
łąkach kładł się na ziemi i
wmawiał że czuje jej krwiobieg
deklamował z lubością frazesy
jak bardzo czuje się związany
z przyrodą i do tego też
nie byli mu potrzebni inni
może tylko z wyjątkiem
no właśnie
Wyjątki się zdarzały przychodziły
nagle niespodziewanie
wywołując zawsze mniejsze lub
większe zamieszanie
burząc ten z mozołem budowany
porządek
niektóre były piękne mądre i czułe
inne ich odwrotnością
jakby nie potrafił wyłuskać zdrowe
ziarno i oddzielić je od plew
I wszedł wreszcie
w przeznaczoną otchłań w ciemność
i ciszę totalną
w której echem odbijały się tylko
nierówne bicia jego serca
jedyne dźwięki jakie słyszał
szedł wolno po omacku
pogodzony
08. 10. 2018
z tomiku:
Ryszard Mierzejewski „Porzucone i inne wiersze”, 2019Ten post został edytowany przez Autora dnia 26.09.20 o godzinie 03:57 -
Szpital raz jeszcze
Jestem w szpitalu w którym kiedyś
trzykrotnie poddawany byłem
różnym zabiegom i eksperymentom
na moim kulawym sercu
dzisiaj nie jestem tu
pacjentem chociaż przybyłem
aby zarezerwować sobie łóżko
w tym osobliwym hotelu
siedzę w bufecie i odświeżam
wspomnienia
wyczuwam z aprobatą ten sam
co kiedyś nastrój
wszyscy są tu mili i uprzejmi
uśmiechają się do siebie
tłumiąc z trudem swój ból
i niepokój
Ten specyficzny szpitalny klimat
udziela się wszystkim
panie z bufetu są takie miłe i uprzejme
aż paradoksalnie nie chce się stąd
wychodzić
lecz przecież nie można całego
życia spędzić w szpitalu
trzeba kiedyś wyjść
zachłysnąć się codziennością
oddychać ciężkim nieprzyjaznym
powietrzem pełnym ludzkich
waśni intryg insynuacji
i wrogości które rządzą światem
zdrowych ludzi
więc jeszcze raz stąd wychodzę
Szpital w Świdnicy, 28 września 2018 r. -
Byłaś
Byłaś dla mnie wszystkim...
Rafał Bryndal
oczywista zwyczajna banalna
normalna kolej losu
oczywista oczywistość jak
banalny banał małego
zakompleksionego dyktatora
który paradoksalnie zapisał się już
w annałach głupich złotych myśli
a zarazem tak nieubłagana
prawda jak ta że wszystko w nas
i wokół nas przemija
obojętnie czy było jest i będzie
piękne czy okrutne i
bolesne
c'est la vie
c'est notre réve perdu
byłaś jak dziwnie i okrutnie to
brzmi bo przecież nadal
jesteś ale tak jakby cię już
nie było
bo uciekłaś znikłaś nagle jak
nagle się pojawiłaś
i byłaś
cudownym marzeniem i snem
a może tylko okrutnym żartem
czy naiwnym marzeniem ale
jednak pięknym niezapomnianym i
prawdziwym snem
26. 09. 2018
Ten post został edytowany przez Autora dnia 26.09.18 o godzinie 06:06 -
Jesień jesienna
Wyjrzało jesienne słońce zza gór
odkryły się jesienne góry zza słońca
słońce góry drzewa liście
żółte złote jedwabiście miękkie
i miękko skaliste
kroki myśli i wspomnienia
brzoskwiniowe i jabłkowe
jeżynowe malinowe słodkie winne
i niewinne młodzieńcze
dziecinne i dojrzałe aby je
skonsumować
Słońce góry drzewa liście
zawiewają powłóczyście ciepło
chłodno i złociście zakrywają
dni minione i stracone bezpowrotnie
przyszła jesień jesienna
zaczęła układać w śnie głębokim
schody do niebaTen post został edytowany przez Autora dnia 30.08.19 o godzinie 20:41 -
Szepty przyrody
Wchodzę w zieleń młodą
bujną soczystą
lśniącą w słońcu jak
niewzruszona tafla jeziora
obejmującego mnie
czule swoimi długimi rękoma
a ja zanurzam się w nie
ufnie coraz dalej
i głębiej
Zieleń zieleń zieleń
dookoła
na niej kolorowe plamki
dziecinne rowery
porzucone czy raczej cicho
wyrosłe jak
barwne krokusy na wiosnę
w zaroślach przy oczku wodnym
ledwie widoczni mali chłopcy
stoją nieruchomo milczący
zapatrzeni
jak w głęboką studnię
zasłuchani w sobie tylko znane
zaczarowane szepty przyrody
29. 05. 2018
-
Łzy i wiersze
Mamie
byłem dzisiaj w przeddzień
twojego święta u ciebie
mamo
jak dawniej co roku przez wiele
wiele lat
i siedząc samotnie przed twoją
mogiłą uświadomiłem sobie
że zawsze było to dla mnie
święto najważniejsze
nie choinka nie prezenty od
mikołaja nazywanego świętym
nie jajka malowane zajączki
nie one nie one były
najważniejsze
ale ty mamo
tygodniami przygotowywałem
to twoje święto
malowałem laurki pisałem wiersze
te grafomańskie częstochowskie rymy
proste naiwne tylko dla ciebie
najszczersze
cóż innego mogłem ci dać
za twoją miłość poświęcenie
noce nieprzespane
i dzisiaj jest tak samo i nie wiem
jak długo potrwa to jeszcze
były są i pozostaną tylko wiersze
dla ciebie mamo
i łzy najszczersze
25. 05. 2018Ten post został edytowany przez Autora dnia 25.05.18 o godzinie 22:17 -
Na granicy
Eller är sömnen mötesplatsen,
där äntligen två vägar sammanföras
Albo sen jest miejscem spotkań,
gdzie nareszcie łączą się dwie drogi
Lars Gustafsson
Obudź się wstawaj człowiek
jak śpi to nie żyje tymi słowami
budziła mnie matka kiedy byłem
dzieckiem
moja matka mamusia mama
od kilku lat śpi nieprzerwanie
a ja budzę się bo żyję
jeszcze
ale wiem że to bardziej
skomplikowane
Co noc w nieznanej przestrzeni
i czasie chodzę gdzieś błądzę
coś robię szukam
spotykam różnych ludzi
czasem jest to kobieta
która mnie przytula całuje i
szybko znika
a ja wiem wtedy w tej urojonej
rzeczywistości że żyję
i stąpam twardo po ziemi
wiem bo czuję to
wszystkimi zmysłami umysłem
sercem i ciałem
unoszącym się lekko w stanie
nieważkości
czuję i wiem jak bardzo jestem
samotny
A sen jedyny wierny przyjaciel
podaje mi wtedy swoje lustro
29. 03. 2018Ten post został edytowany przez Autora dnia 29.03.18 o godzinie 10:03 -
Jak we śnie
Pojawiłaś się nagle i nagle
znikłaś jak we śnie
tak niewyobrażalnie piękna
i tak blisko nieuchwytnie
nienamacalnie nierealnie blisko
dlaczego
po co z jakim zamiarem i celem
rozpłynęłaś się
jak piękny obłok na niebie
pozostawiając
smutek niedosyt pragnienie
tak realne namacalne
jak tylko
we śnie może być prawdziwe
Jesteś całą paletą barw
najsubtelniejszych odcieni z których
każdy ma swoją nazwę
historię znaczenie i ślad pozostawiony
na piasku
zamazywany przez wiatr
Z tego długiego snu pamiętam tylko
ciebie dlaczego
po co z jakim zamiarem i celem
opowiadam ci to wszystko
21. 03. 2018 -
Pół wieku hańby
A to Polska właśnie...
Stanisław Wyspiański
Wstyd podłość i hańba
ekshumowane po wielu latach
przy dźwiękach
propagandowej tuby
czy aby
uczcić czy przypudrować raczej i
ponownie sprofanować
zakłamaną historią pisaną
od nowa
pod dyktando socjologicznych sondaży
popularności i poparcia
i wszechmocnego
populizmu prowadzącego do władzy
Do władzy tej najważniejszej w dziejach
wartości bo wszystko od niej pochodzi
nie od żadnego żebra Adama biblijnych
bredni nie od ciężkiej pracy i krwi
przelanej naszych przodków
za wolność równość demokrację
kolejnych bredni
tylko do władzy do władzy absolutnej totalnej
po trupach historii depcząc świętości
bez wstydu honoru i zwykłej ludzkiej
przyzwoitości
10. 03. 2018Ten post został edytowany przez Autora dnia 10.03.18 o godzinie 07:10 -
Bez odpowiedzi
Nie wiem kiedy i jak
to się stało
ty wciąż daleka i tak
nieosiągalnie bliska siedziałaś
obok mnie na kamieniu
przy górskim szlaku
nic nie mówiliśmy patrzyliśmy
w dal przed siebie
zatopieni we własnych myślach
i było tak miło i pięknie
Objąłem cię delikatnie opiekuńczo
po ojcowsku nie drgnęłaś
tylko serce zaczęło ci bić szybciej
i mocniej zanurzyłem twarz
w twoich włosach
pachniały lasem i miłości
Nie wiem kiedy i jak to się stało
tylko że było tak miło i pięknie
26. 02. 2018 -
Piękna w locie
Jak z nią rozmowa, gdy nic nie znacząca,
Bywa podobną do jaskółek lotu...
Cyprian Kamil Norwid
Ten spacer pomiędzy słowami
nieśmiały ostrożny by o znaczenia
nie trącać
nie słuchać nie patrzeć nie myśleć
zdać się tylko na dotyk uczucia
i unieść się razem wysoko
Jaskółko moja
wolna piękna duszo lekka jak
piórko na wietrze
zabierz mnie do swego królestwa
w którym jesteś tak pięknie
i szczerze uśmiechnięta
gdzie każde ziarnko piasku
maleńki robaczek i owad
pręcik i płatek kwiatu
koją twoją duszę
A ty jesteś szczęśliwa i tak
niewyobrażalnie piękna
02. 02. 2018
z tomiku:
Ryszard Mierzejewski „Pamięci snów”, 2018Ten post został edytowany przez Autora dnia 20.06.20 o godzinie 10:20 -
Jedno słowo
Samotności moja siostro
bliźniaczko
towarzysząca mi od początku
w krzyku i ciszy
tak na przemian od wielu lat
różnych i zarazem tak podobnych
do siebie
Gderam ci złorzeczę wyję jak
bezpański pies w nocy
lub cieszę się i pławię w spokoju
iluzorycznego szczęścia
w schizofrenicznym rozdwojeniu
jaźni
Miauczę jak kot marcowy
czy z tęsknoty miłości
czy z niezaspokojonych popędów
śpiewam z moimi braćmi
mniejszymi
wiosną o świcie przez szeroko
otwarte okno
na świat bezmierny bezduszny
okrutny i samotny
i na ciepłe amarantowe niebo
gdzie nie musiałbym już
pisać wierszy
Powiedz napisz tylko jedno słowo
To Słowo
04. 02. 2018