Wypowiedzi
-
David Gascoyne
Salvador Dali
Lico przepaści jest czarne od zakochanych;
Słońce nad nimi to worek ślimaków;
Pierwsze rzeki wiosny kryją się w ich włosach.
Goliat zanurza rękę w zatrutej studni
I pochyla głowę i czuje w mózgu moje kroki.
Dzieci goniące motyle odwracają się i go widzą
Z ręką w studni i moim ciałem wyrastającym mu z głowy,
I ogarnia je strach. Rzucają siatki i wchodzą w mur jak dym.
Gładka równina z lustrami słucha skały
Jak bazyliszek jedzący kwiaty.
A dzieci, zagubione w mroku katakumb,
Wołają do luster o pomoc:
„Łuku soli, mieczu pamięci,
Wypisz na mojej mapie nazwę każdej z rzek”.
Stado sztandarów przebija się przez zsunięty las
i odlatuje jak ptaki ku odgłosom pieczonego mięsa.
Piach wpada do wrzących rzek przez otwory w lunetach
I tworzy przezroczyste krople kwasu z płatkami wirujących płomieni.
Heraldyczne bestie brodzą w asfiksji planet,
Wybucha skóra motyli, wyrastają im języki długie jak u roślin,
Rośliny bawią się chmurą jak pancerz.
Lustra piszą imię Goliata na moim czole,
Dzieci giną w dymach katakumb
Zakochani spływają ze skały jak deszcz.
tłum. Tadeusz Pióro
Salvador Dali (1904-1989) – jeden z współtwórców i najwybitniejszych przedstawicieli surrealizmu w malarstwie, ma również na swym koncie pewien epizod filmowy. W 1929 roku razem z Louisem Buñuelem nakręcił film „Un Chien andalou” (Pies andaluzyjski), był to debiut reżyserski L. Buñuela, S. Dali był współautorem scenariusza i wystąpił też jako aktor w roli księdza. Ten krótki, 16 min. film, ze względu na swoje nowatorstwo formalne, wszedł na trwałe zarówno do historii sztuki filmowej, jak i surrealizmu jako jednego z najważniejszych kierunków w sztuce XX wieku.
http://www.youtube.com/watch?v=wNoqYFO2sE4
„Pies andaluzyjski”, 1929, reż. Louis BuñuelRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.11.12 o godzinie 18:28 -
Mahmoud Darwish
Długo trwa ostatnia wieczerza
Długo trwa Ostatnia Wieczerza. Dłużą się przykazania.
Ojcze nasz, któryś jest z nami, bądź miłościw, poczekaj
na nas trochę!
Nie oddalaj od nas kielicha. Pozwól zadać jeszcze kilka pytań.
Nie oskarżaj nikogo. Bądź miłosierny dla tych, co słabość
okażą.
Ojcze nasz, któryś jest u kresu! Wstępuj powoli ku
śmierci naszej.
Za ciasno tu na nasz krzyk. Za ciasno naszej myśli w tym ciele.
Ojcze, wypowiedziałeś słowo, które w nas było.
Weź nas ze sobą. Do pierwszej wody nas zabierz, do
pierwszej rzeczy, do pierwszego słowa.
Długo trwała Wieczerza. Mało było chleba. Dłużyły się
przykazania.
Wstąp w niebo razem z nami, bo po Tobie apostołowie
wymordują nas, Ojcze, jednego po drugim.
tłum. Hanna Jankowska -
Mahmoud Darwish
Żołnierz śniący o białych liliach
On śni o białych liliach,
o oliwnej gałązce,
o piersi ukochanej, która rozkwita wieczorem,
marzy - powiedział mi - o ptaku,
o cytrynowych kwiatach
nie zastanawia się nad marzeniami, a rzeczy pojmuje
tak, jak je czuje i odbiera,
rozumie - powiedział do mnie - że ojczyzna
to znaczy pić matczyną kawę
i wracać wieczorem do domu.
Spytałem go: a ziemia?
Powiedział: nie znam jej
nie czuję, żeby była moją skórą i pulsem
jak piszą w poematach
i nagle ją ujrzałem,
tak jak widzi się sklepik, ulicę i gazety.
- Kochasz ją? - zapytałem.
- Dla mnie miłość to spacerek,
kieliszek wina lub przygoda.
- Umarłbyś za nią?
- Nie!
Wszystko, co wiąże mnie z tą ziemią,
to płomienny artykuł i przemowa.
Nauczyli mnie kochać miłość do niej,
lecz nie poczułem, by jej serce było moim,
nie czułem trawy, korzeni ani gałęzi.
- Więc jakże miłość do niej
kłuć mogła tak jak słońce, jak tęsknota?
Odpowiedział wyzywająco:
- Narzędziem mej miłości jest karabin
i święta, przywrócone spod ruin,
i milczenie dawnego posągu, co zatracił swój czas i tożsamość.
Opowiedział mi o chwili pożegnania
o tym, jak jego matka
płakała cicho, gdy go uwozili
w nieznane, gdzieś na front.
Trwożny głos matki
nową nadzieję żłobił mu pod skórą:
gdybyż więcej było gołębi w Ministerstwie Obrony,
gdybyż więcej gołębi!
Zapalił papierosa i powiedział,
jak gdyby wybrnąć chciał z krwawego błota:
- Śniłem o białych liliach,
o oliwnej gałązce,
o ptaku, który wita poranek
w pomarańczowym gaju...
- A co ujrzałeś?
- To, co uczyniłem:
krwawe ciernie,
sprawiłem, że wybuchły w piasku, w piersiach i brzuchach
- Ilu zabiłeś?
- Trudno mi wyliczyć,
ale dostałem jeden medal.
Przemogłem się i poprosiłem:
- Opisz mi więc jednego zabitego.
Usiadł wygodniej, bawiąc się zwiniętą gazetą,
i zaczął mówić, jakby śpiewał mi piosenkę:
- Jak namiot zwalił się na piach
i objął roztrzaskane gwiazdy,
miał krwawy wieniec na szerokim czole,
ale medali nie miał.
Nie umiał widać dobrze walczyć.
Był chłopem, robotnikiem może sklepikarzem.
Jak namiot zwalił się na piach i skonał.
Ramiona miał
długie jak dwa wyschłe potoki,
a gdy szukałem mu w kieszeniach
dowodu tożsamości, znalazłem dwa zdjęcia:
na jednym była jego żona,
na drugim była jego córka.
- Smutno ci było? - zapytałem.
On przerwał mi: - Mahmudzie, przyjacielu,
smutek to biały ptak,
nie zbliża się do pola bitwy, a żołnierze
grzech popełniają, gdy się smucą.
Ja byłem tam maszyną śmierć siejącą śmierć i ogień,
w czarnego ptaka zamieniałem niebo.
Opowiedział mi o swej pierwszej miłości,
o dalekich ulicach,
o reakcjach po wojnie,
o bohaterstwie mikrofonu i gazety,
a kiedy w chustkę ukrył kaszel,
spytałem go: - Czy się spotkamy?
Odrzekł: - W dalekim mieście.
Gdy po raz czwarty napełniłem mu kieliszek,
zażartowałem: - Więc wyjedziesz... a ojczyzna?
Powiedział: - Daj mi spokój.
Ja śnię o białych liliach,
rozśpiewanej ulicy, oświetlonym mieszkaniu,
pragnę dobrego serca, a nie kuli do karabinu,
chcę słonecznego dnia, nie chwili zwycięstwa
obłąkanej, morderczej
chcę dziecka, które będzie śmiało się do dnia,
nie armatniego mięsa
na świat przyszedłem, żeby żyć wschodami słońca
a nie jego zachodem.
Pożegnał mnie, bo szuka białych lilii,
ptaka witającego ranek
w pomarańczowym gaju,
a rzeczy pojmuje
tylko tak, jak je czuje i odbiera.
Rozumie - sam powiedział - że ojczyzna
to znaczy pić matczyną kawę
i bezpiecznie powracać wieczorem do domu.
tłum. Hanna Jankowska -
Mahmoud Darwish
Pieśń miłości na krzyżu
Miasto wszelakich ran!
Czy nie opatrzysz mych rąk?
Czy nie prześlesz mi młodej gazeli?
Nie zetrzesz dymu z czoła i płuc?
Tęsknota do Ciebie jest obczyzną.
Spotkanie - wygnaniem!
Stukam do wszystkich drzwi.
Wołam i pytam:
Czemu gwiazdy mają się stać pyłem?
Kocham Cię! Bądź moim krzyżem
i gołębnikiem, tak jak chciałaś
Kiedy w twoich rękach się roztopię,
napełnij pustynię chmurami.
Z miłości do Ciebie znoszę gorycz
i smak krwi.
Na moim czole księżyc nie zachodzi,
na ustach ogień i gitara,
nie zakopuj mnie, gdy umrę z miłości.
Zostaw moją trumnę na rzęsach wiatrów,
abym rozsiewał pieśń o Tobie w każdej ziemi
i dobywał miecza na każdym placu boju.
Kocham Cię! Bądź moim krzyżem.
Bądź czym chcesz.
Jak słońce
rozpalaj moje serce!
I nie miej litości!
tłum. Krystyna Skarżyńska-Bocheńska -
Zofia Szydzik:
Noc z księżycem
Obiecywał obłudnik noc romantyczną !
Dał noc bezsenną, z kołataniem się
od myśli do myśli, od mebla do mebla.
Noc zakończył puentą, poetycko,
wbijając się ostrym sierpem pod żebra !
Szczypta sarkazmu w połączeniu z bezsilnością i bólem,
bardzo obrazowo i trafnie oddany klimat bezsennej nocy.
Witam serdecznie w grupie. Pozdrawiam - RyszardRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.01.09 o godzinie 13:18 -
Zbyszek
Sylwetka niezbyt smukła
lekko przygarbiona
ociężały chód
skórzana obcisła kurtka
ciemne okulary
niby przeciętny młody mężczyzna
ani brzydki ani piękny
średnio przystojny
a jednak
co tak poruszało i nadal porusza
miliony ludzkich serc
dlaczego zatrzymany w kadrach
uśmiech lekko drwiący
jest tak urzekający czym czaruje nas
od z górą czterdziestu lat ten jak go nazywano
polski James Dean
Pamiętam ten mroźny styczniowy wieczór
i ten suchy komunikat w radiu
Dzisiaj na dworcu kolejowym we Wrocławiu
zginął śmiercią tragiczną Zbigniew Cybulski
aktor miał czterdzieści lat
Tyle ról płomiennych gorących postaci
buntu gniewu miłości i rozstań
w ciągłym ruchu pośpiechu i biegu
i tylko jeden skok
ostatni
do pociągu który cię zawiózł bardzo szybko
wprost do nieba
Tyle ról niezagranych
nienapisanych już nigdy dla ciebie
Zbyszku scenariuszy
Zbigniew Cybulski (1927 – 1967) – jeden z najwybitniejszych polskich aktorów filmowych i teatralnych, stworzył szereg niezapomnianych ról, zwłaszcza w filmie. Najważniejsze z nich to: Maciek Chełmicki („Popiół i diament”, 1958, reż. Andrzej Wajda), Staszek („Pociąg”, 1959, reż. Jerzy Kawalerowicz), Jacek („Do widzenia do jutra”, 1960, reż. Janusz Morgenstern), Edmund („Niewinni czarodzieje, 1960, reż. Andrzej Wajda), Wiktor Rawicz („Jak być kochaną”, 1963, reż. Wojciech Hass), Staszek (Giueseppe w Warszawie, 1964, reż. Stanisław Lenartowicz), Alfons van Worden (Rękopis znaleziony w Saragossie, 1964, reż. Wojciech Hass), Kowalski/Malinowski („Salto”, 1965, reż. Tadeusz Konwicki), Edward Księżak („Jowita”, 1967, reż. Janusz Morgenstern), Rodecki – rola niedokończona („Morderca zostawia ślad” 1967, reż. Aleksander Ścibor–Rylski).
http://www.youtube.com/watch?v=_SVLVBWbEbU
"Popiół i diament" (fragm.) - reż. Andrzej Wajda, 1958
(końcowa sekwencja: śmierć Maćka Chełmickiego)Ten post został edytowany przez Autora dnia 04.10.17 o godzinie 00:55 -
Tadeusz Śliwiak
Pomniki koni
Widziałem w kilku miastach starej Europy
pomniki koni z brązu i kamienia
na ozdobnych tablicach
nie było ich imion
były za to imiona
monarchów
a prawda
zapomniałem tu dodać
siedzieli na koniach
w pozach bohaterskich
często z mieczem w dłoni
wiedzieli dobrze
jak utrwalić sławę
jak pomnożyć swoją wielkość
poprzez wielkość konia
spróbujcie ich posadzić
samych na cokole
na to może pozwolić sobie
Newton i Kopernik
jeden z jabłkiem
a drugi
z kulą ziemi w dłoni -
Tadeusz Śliwiak
Requiem w lesie
Pamięci ojca
Noc ciemna
ciemno w naszym lesie
wiatr zwalił drzewo
siądźmy tu
przyniosłem twoje papierosy
Zapałka błyśnie – zgaśnie w palcach
nie mogę dostrzec twojej twarzy
gdzie twoja twarz
gdzie twoje ręce
dlaczego nic nie mówisz do mnie
Gorzki jest tytoń wypalony
bez ciebie Stary
w pojedynkę
ogień mojego papierosa
odbija się w stojącej ciszy
Barwią się pierwsze wody świtu
idzie bezradny wczorajszy dzień
listopad, 1964Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.01.09 o godzinie 14:31 -
Tadeusz Śliwiak
Drzwi
Twoje oczy to światło zaszyte liśćmi
trzeba liście rozgarnąć
odchylić gałęzie
choćbym szedł
z ulicy na ulicę
zawsze droga do ciebie
prowadzi przez las
idąc – oswajam w sobie
drapieżne zwierzęta
uciszam ptaki
mylę strony lasu
zwierzam się drzewom
staję przed
sęka w złotych żywicą ikoną
pukam w drzewo
to już twoje drzwi -
Tadeusz Śliwiak
Nazywanie światła
Moja przyszłość nosi piękne imię
Moja przyszłość nosi imię nadzieja
przychodzi ze światłem poranków
z wiatrem uginającym
gałęzie dalekich owoców
nad brzegiem morza
jest białym dalekim żaglem
nad brzegiem ziemi
światłem gwiazdy wysokiej
doznałem największej radości
jaka jest możliwa
w moim kraju i czasie
przeżyłem ostatni dzień wojny
a był to dzień zwycięstwa
i dzień klęski
dzień wielkiego wesela
i wielkiej żałoby
jak człowiek z krwi i kości
i ten dzień był ze światła i cieni
nigdy już potem
nie widziałem tak wielu ludzi
myślących o tym samym
moja przyszłość nosi piękne imię
nazywa się nadzieja
składa się z dni jutrzejszych
trzeba znać jej wartość prawdziwą
ona jest na wagę
czasu -
Tadeusz Śliwiak
Drzewo
Obejmuję
pień żywy
słucham jego soków
słucham jak się dzieją żywice
W pniu
tętni moje serce
słucham mojej krwi
Kiedyś opadną liście
a gałąź nad nami
będzie podobna szczelinom
pękniętego nieba
Otworzy się drzewo
wejdę do jego wnętrza
otworzy i zatrzaśnie się ziemia
za nami
Nigdy inaczej się nie kończy
miłość człowieka do drzewa -
Tadeusz Śliwiak
Żywica
Żywica ma w sobie
coś z wszystkich czterech pór roku
z wiosny ma świeżość
z lata ciepło słońca
światło poważne z jesieni
a zapach świątecznych choinek
łączy ja z zimą
jej bliskość jest mi potrzebna
jak uśmiech kochającej
jak spojrzenie psa
zapach żywicy pomieszany z wiatrem
to dobre lekarstwo
od śmierci
tak pachną trumny
i lasy pełne ptaków -
Tadeusz Śliwiak
Modlitwa złodzieja
Matko Boska ty wiesz
idzie mi o ten naszyjnik
przechodził już z rąk do rąk
morderców i jubilerów
oświecał wiele ramek czarnych nekrologów
pozwól go ukraść
Mario
zrobię z niego pierścienie z dwoma brylantami
z dwoma gorejącymi krzakami
i górami lodu prześwietlonymi słońcem
jeden wrzucę w czapkę Igora
ślepca
drugi dziewczynie mojej dam
Matko Boska ileż to będzie zdrowasiek
w żadnym lesie tyle ptaków nie żyje
w harfach Europy całej nie ma tylu strun
Igor na różańcu otrze palce do krwi
a moja dziewczyna
gwiazdą na palcu jak kluczem
otworzy wszystkie piętra szczęśliwości
i będzie tańczyć tańczyć
z rozsypanymi szeroko włosami
nikt w niej nie pozna
sprzedającej lepy ma muchy wosk i sznurowadła -
Tadeusz Śliwiak
Żydówka
Ściągnęli ze strychu na ziemię
trzymali za ręce
powalili w śnieg
ona nosiła imię kwiatu
śmiała się z rozwścieczonych
ucieknę wam ucieknę
śmiała się przegryzając cienkie szkło ampułki
ucieknę wam u...
krzak gorejący który rósł w niej krwią
począł stygnąć i czernieć
ona nosiła imię kwiatu
imię człowieka
imię milionów pogrzebanych w ogniu
leży na śniegu
patrzy w ślepe niebo
dwa zielone kruki
wydziobują jej z szyi
złote ziarnka łańcuszka
Kraków, 15 lat po śmierci RóżyRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.01.09 o godzinie 13:25 -
Andrzej Bursa
Scena balkonowa
Kleryk Józef ma wesołe oczy ciemne
Siostra Klara ma dziewiętnastą wiosnę
Na dziedzińcu seminarium w dzień wiosenny
Kleryk Józef zobaczył ją z okna
A dzień dobry... dzień dobry siostro Klaro
Ach przelękłam się księże Józefie
Kwiecień mamy upalny nie do wiary
Ano cóż grzeje słoneczko pięknie
Rzeka targa złotą rdzą szuwaru
Wierzgający obłok przy niej czeka
śnieżny jaśmin mroczne ścieżki zasłał Klaro...
Wąski liść wikliny srebrem drga Józefie...
Kleryk Józef ma bary syna ludu
Siostra Klara uśmiechem go obdarza
Ale stanął pośrodku podwórza
Anioł z mieczem płonącym na straży
z tomu "Wiersze", 1958Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.10.12 o godzinie 21:01 -
Eisenstein
W maleńkim pokoiku
na poddaszu
mróz w nocy pomalował szyby
ożywił srebrzystymi
kwiatami ponure ciasne wnętrze
porozrzucane wokół papiery
sterty zakurzonych książek
poskręcane zwoje
kinematograficznej kliszy
na łóżku żelaznym
pod stertą brudnych łachmanów
człowiek
a raczej to co z niego zostało
wielkiego artysty wizjonera sztuki
bożyszcza mas i partyjnej władzy.
Spazmatyczny kaszel
rozdziera ciszę
drżąca dłoń wysuwa się spod szmat
błądzi chwilę znajduje kawałek
sztywnego pręta
wali nim głucho w rurę wodociągu
cioteczko w gardle zaschło
przynieś czaju
myśli szybsze niż filmowe kadry
malują obrazy car złoto
białogwardziści
strzelają ludzie tłum ludzi
biegną uciekają
spadają
po schodach
tamci tratują butami bagnetami
dobijają
dziecko płacze w rozpędzonym
wózku ciało zakrwawione
matki osuwa się
wolno na
bruk.
Obrazy majaki wymieszane
z goryczą porażki i
fizycznym bólem
niedokończone dzieła
porzucone pomysły
oplotły wychudzone ciało
i tylko one
towarzyszą mistrzowi w jego
ostatnim klapsie na planie.
Siergiej Eisenstein (1898-1948) – jeden z najwybitniejszych twórców kina światowego, reżyser, scenarzysta, scenograf, teoretyk sztuki. Jego dorobek, filmowy i teoretyczny, wiąże się z poszukiwaniem odrębnego, specyficznego języka przekazu, filmowych środków stylistycznych, zwłaszcza montażu. Filmy Eisensteina, powstałe w Związku Radzieckim w bardzo niesprzyjających nie tylko dla sztuki, latach 30-tych i 40-tych, wpisały się na trwałe do historii kinematografii, niezależnie od ich interpretacji ideologicznej. Najgłośniejsze z nich to: „Strajk” (1924), „Pancernik Patiomkin” (1925), „Październik” (1928), „Aleksander Newski” (1938), „Iwan Groźny” (1944), „Spisek Bojarów” (1946). Dwa ostatnie filmy spotkały się z ostrą krytyką samego Józefa Stalina, reżyser został oskarżony o wypaczenia prawdy historycznej i odejście od wzorców sztuki socrealistycznej, a filmy skonfiskowane i zakazane przez cenzurę. Odsunięty od pracy twórczej Eisenstein, przepłacił to dodatkowo zawałem serca. Ostatnie lata życia spędził w osamotnieniu i nędzy, poświęcając się głównie teoretycznym studiom nad sztuką (wydany pośmiertnie tom „Неравнодушная природа”, 1956; wyd. polskie; „Nieobojetna przyroda”, 1975).
http://www.youtube.com/watch?v=Ps-v-kZzfec "Pancernik Patiomkin" - reż. Siergiej Eisenstein, 1925 (fragm.)Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.10.13 o godzinie 04:09 -
Williman Shakespeare obecny jest w kulturze światowej od przeszło czterystu lat nie tylko poprzez własną twórczość, zwłaszcza dramatyczną i jej teatralne inscenizacje.
Wraz z powstaniem innych dziedzin sztuki (filmowej i radiowej) jego dramaty i tam znalazły swoje miejsce. Wątki szekspirowskie można też odnaleźć w postaci różnego rodzaju inspiracji, zapożyczeń i parafraz w takich dziedzinach sztuki, jak malarstwo i muzyka.
Od imienia najbardziej chyba znanego dramatu Shakespeare’a stworzono pojęcie hamletyzmu na określenie stanu psychiki człowieka nadwrażliwego, rozdartego wewnętrznie, poszukującego odpowiedzi na zasadnicze pytania egzystencjalne (słynne: „być albo nie być...?), postaci tragicznej, niezdolnej przez swoją psychiczną chwiejność do czynnego działania. Ale nie tylko „Hamlet” stał się inspiracją dla wielu twórców w różnych dziedzinach sztuki. Również i inne dramaty angielskiego klasyka, jak np. „Romeo i Julia”
czy „Makbet” okazały się dla wielu twórców podobną pożywką. W temacie tym proponuję prześledzić takie szekspirowskie wpływy i motywy w poezji. A do tego, że warto to zrobić, niech będzie zachętą wspaniały wiersz Norwida wraz z jego muzyczną adaptacją.
Cyprian Kamil Norwid
W Weronie
I.
Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu.
II.
Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów,
Na rozwalone bramy do ogrodów --
I gwiazdę zrzuca ze szczytu;
III.
Cyprysy mówią, że to dla Julietty,
Że dla Romea -- ta łza znad planety
Spada... i groby przecieka;
IV.
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I -- że nikt na nie... nie czeka!
W Weronie – słowa: Cyprian Kamil Norwid,
muzyka: Andrzej Kurylewicz, śpiewa: Wanda WarskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 21.01.09 o godzinie 10:26 -
Hej, Koleżanki i Koledzy, obudźcie się! Od czasu do czasu przeglądam i odkurzam tematy nieodwiedzane od dawna, do czego i Was namawiam, a szczególnie naszych moderatorów. Tematów na forum przybywa, niektóre ledwie już się poruszają, tak bardzo utyły na tłustych postach, kiedy inne, z niezrozumiałych powodów, głodzą się na śmierć. Warto więc sobie o nich przypomnieć, tym bardziej, że wpisywane przez Was utwory często mogłyby się z powodzeniem znaleźć w takim innym, zapomnianym temacie. Tak właśnie jest z tym tematem, porzuconym w sierpniu ub. r. , a więc dość dawno już, a przecież jego formuła jest nadzwyczaj ciekawa i pojemna. Jeśli więc niekiedy możecie, dajcie troszkę odsapnąć tym "Miłościom", "Erotykom" i "Porom roku" i zastanówcie się, czy to, co zamierzacie wpisać nie pasowałoby również do innego tematu. A moderatorów serdecznie proszę, aby przyjrzeli się nie tylko własnej, ale również innych autorów aktywności na forum pod kątem ewentualnego przeniesienia niektórych utworów do innych tematów. Korzyści z tego będą co najmniej dwojakie: utwory będą bardziej widoczne w odpowiednio dobranym temacie, oszczędzimy sobie wszyscy czasu i nerwów na ciągłym przeglądaniu tych utuczonych tematów, w których niedługo znajdzie się wszystko, czyli przysłowiowe "mydło i powidło".
Na początek, aby tej mojej ponurej reprymendy nie wzmacniać jeszcze wierszem
o smutku, coś radosnego, przeniesionego co prawda z innego tematu, ale w dobrej wierze, że będziemy pamiętać o zapomnianych "ogrodach poezji". Pozdrawiam - Ryszard
Jonasz Kofta
Radość o poranku
Jak dobrze wstać
Skoro świt
Jutrzenki blask
Duszkiem pić
Nim w górze tam
Skowronek zacznie tryl
Jak dobrze wcześnie wstać
Dla tych chwil
Gdy nie ma wad
Wspaniały piękny świat
Jak dobrze wcześnie wstać
Wiosną lat
Otrząsa się
Z rosy bez
Chcę w taki dzień
Znaleźć cię
Obiecał mi
Poranek szczęście dziś
I szczęście dziś
Musi przyjść
Nie zmąci mej
Radości żaden cień
Wschodzące słońce
Śmieje się
Co za dzień
Obiecuje nam ranek wszystko
Co chcemy mieć
Miłość ludziom
Deszcze listkom
Słowom sens
Budzimy się do życia
Naiwni tak
Jak czasami porankiem bywa
Piękny świat
Nadzieja i jutrzenka siostry dwie
Trzeba wiedzieć że są
Wierzyć w nie
Dzisiaj
Odnajdę
Odnajdę siebie samą
Dzisiaj
Na pewno wyjdę za mąż
Dzisiaj
Dzisiaj
Bo dzisiaj...
... łaj di di di baj baj
Wstaje świt
Taki piękny to czas
Chce się żyć
I chce się wstać
Bo chce się żyć...
... łaj di di di baj baj
Szkoda dnia
To czego pragniesz
Najgoręcej chcesz
To tylko może
W taki dzień
Zdarzyć się
Otrząsa się
Z rosy bez
Chcę w taki dzień
Znaleźć cię
Obiecał mi
Poranek szczęście dziś
I szczęście dziś
Musi przyjść
Nie zmąci mej
Radości żaden cień
Wschodzące słońce
Śmieje się
Co za dzień!
http://www.youtube.com/watch?v=qSpGq5F5568Ten post został edytowany przez Autora dnia 18.11.13 o godzinie 01:38 -
Bergman – moja młodość
Poznałem go przed laty
wieczorem
na małym czarno-białym ekranie
opowiadał fascynującą mroczną historię
o pewnym rycerzu
w średniowieczu który grał w szachy
ze śmiercią o własne życie
rozpalił wyobraźnię
zacząłem dążyć do następnych spotkań
jedno szczególnie utkwiło mi w pamięci
wędrowałem
ze starszym mężczyzną profesorem
do źródeł młodości
weszliśmy
miękko jak w śnie na leśną polanę
zalaną jaskrawym światłem
tam rosły poziomki pachnące
miłością
świeciło poziomkowe słońce
odtąd w moim w sercu
jego światła i cienie
cierpienie obłąkanej persony
w tle
szepty i krzyki sceny z życia
zaczarowane
przez czarodziejski flet
Ingmar Bergman (1918 – 2007) – szwedzki reżyser i scenarzysta filmowy, jeden
z najwybitniejszych twórców kina światowego, autor m. in. takich arcydzieł sztuki filmowej, jak: „Wieczór kuglarzy” (1953), „Siódma pieczęć” (1957), „Tam, gdzie rosną poziomki” (1957), „Milczenie” (1963), „Persona” (1966), „Dotyk” (1971), „Szepty i krzyki” (1972), „Sceny z życia małżeńskiego” (1973), „Czarodziejski flet” (1975), „Fanny i Aleksander” (1982).
http://www.youtube.com/watch?v=OUgNA-RZBoI
"Tam, gdzie rosną poziomki" (fragm.) - reż. Ingmar Bergman, 1957Ten post został edytowany przez Autora dnia 08.10.13 o godzinie 00:56 -
Iwan Aleksiejewicz Bunin, ros. Ива́н Алексеевич Бунин (1870-1953) – rosyjski
poeta, nowelista i tłumacz, laureat literackiej Nagrody Nobla za 1933 r., tłumaczył poezję
z angielskiego (H. Longfellowa, G. Byrona, A. Tennysona) i francuskiego (A. de Museta).
Жасмин
Цветет жасмин. Зеленой чащей
Иду над Тереком с утра.
Вдали, меж гор - простой, блестящий
И четкий конус серебра.
Река шумит, вся в искрах света,
Жасмином пахнет жаркий лес.
А там, вверху - зима и лето:
Январский снег и синь небес.
Лес замирает, млеет в зное,
Но тем пышней цветет жасмин.
В лазури яркой – неземное
Великолепие вершин.
VI. 04
Jaśmin
Kwitną jaśminy. Przez gęstwinę
Idę nad Terek skoro świt.
Z dala, spomiędzy gór, w dolinę,
Spogląda lśniący, srebrny szczyt.
Szeleści rzeka, w iskrach cała,
Jaśminem pachnie duszny las.
Zima się z latem wymieszała:
Śniegi z błękitem nieba wraz.
W upalnej drzemce las zamiera,
Co wzmaga tylko kwiatów dur.
Olśniewa w pełnym świetle teraz
Majestatyczny przepych gór.
Мудрым
Герой – как вихрь, срывающий палатки,
Герой врагу безумный дал отпор,
Но сам погиб – сгорел в неравной схватке,
Как искромётный метеор.
А трус – живёт. Он тоже месть лелеет,
Он точит мёткий дротик, но тайком
О да, он – мудр! Но сердце в нём чуть тлеeт:
Как огонёк пoд кизяком.
1903-1906
Mądrym
Bohater jest jak wiatr kruszący mury,
To on straszliwy odpór wrogom dał,
Ale sam poległ – jak meteor, który
Tnąc niebo, spala się na miał.
A tchórz wciąż żyje. Śni zemstę i właśnie
W ukryciu ostrzy śmiercionośną stal.
O, tak – jest mądry! Lecz serce w nim gaśnie:
Jak pod suszonym gnojem żar.
Сирокко
Гул бури за горой и грохот отдаленных
Полуночных зыбей, бушующих в бреду.
Звон, непрерывный звон кузнечиков бессонных,
И мутный лунный свет в оливковом саду.
Как фосфор, светляки мерцают под ногами;
На тусклой блеске волн, облитых серебром,
Ныряет гробом челн... Господь смешался с нами
И мчит куда-то мир в восторге бредовом.
10 февраля 1916
Sirocco
Huk burzy za górami i grzmot fal dalekich,
Ich głuchy o północy wracający śpiew,
Granie świerszczy, co zmrużyć nie daje powieki,
I mętny blask księżyca wśród konarów drzew.
Jak fosfor pod nogami migocą świetliki,
Łódź nurza się w odmętach posrebrzanych fal…
Pan pomiędzy nas zstąpił i w zachwycie dzikim
Gna świat przed siebie, w sobie tylko znaną dal.
wszystkie wiersze tłumaczył Maciej Froński
Inne wiersze Iwana Bunina w tematach: Nobliści, Marynistyka, Samotność, Wiersze
z podróży, Miasto, Krzyż, Cyganie i ich kultura, Cmentarze, Kobiecy portret, Wędrówki po śladach historii, Zaśpiewam ci pieśń, Kwiaty, A mnie jest szkoda słomianych strzech, Starość, Gdy otworzysz oczy..., Antyczne korzenie cywilizacji, Motyw dłoni i rąk, Wiersz na taki dzień, jak dzisiaj, Latarnie - symbolika i poetyckie konteksty, W wynajętych pokojach, Cyrk: tu wzlatuje się i spada..., Owady są wszędzie..., Fontanna - co poetów
i kochanków skłania do zadumy, Stepy, prerie, połoniny..., Motyw źródła w poezjiRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.02.12 o godzinie 19:14