Ryszard Mierzejewski

poeta, tłumacz, krytyk literacki i wydawca; wolny ptak

Wypowiedzi

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie smutek czy radość... miłość, czy nienawiść..
    29.01.2009, 22:07

    Justyna Holm

    Tylko kocham


    Nienawidzę go, ale mimo to - kocham, bo
    kocham.
    Kto... , no, bo kto
    kocha,
    ma, przynajmniej, to.
    Nie rozumiem go, ale mimo to - kocham, bo
    kocham.
    Kto..., no, bo kto kocha,
    ma, przynajmniej, to.

    Nienawidzę go. Nie rozumiem go.
    Nie popieram - prawda szczera - ale kocham, mimo to.

    Nie rozgrzeszam go.
    Nie pocieszam go.
    Nie ubóstwiam,
    nie rozpuszczam...,

    ale kocham!

    Tylko kocham - słowa: Justyna Holm,
    muzyka: Fryderyk Chopin (Mazurek a-molll op. 17 nr 4),
    śpiewa: Lora Szafran, 1994
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.01.09 o godzinie 22:57

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Czym jest wolność?
    29.01.2009, 21:57

    Justyna Holm

    Tylko wolność


    Znają
    tę twoją...
    tę niewolę twoją,
    i znają inną niewolę
    - znają wolność

    Wolność boli już coraz mniej.
    Dotarta - i - jak to bywa,
    nie wpada, by było komuś lżej,
    lecz po to, byś pomógł jej.

    Znają niewolę,
    tę niewolę swoją,
    i znają tę drugą
    - znają wolność

    Nie pytam - czy masz jej mniej,
    nie pytam - czy z nią jest lżej,
    lecz,
    gdy już zapuka,
    chciej pomóc
    jej.

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Cóż jest piękniejszego niż (wysokie) drzewa...
    29.01.2009, 21:45

    Justyna Holm

    Tylko drzewa


    W stateczności
    drzew
    więdnie ból i grzech. A z kołyski płacz
    i mdła śmierć
    noszą
    z drewna płaszcz.

    Drzewo?
    Matką win.
    Grzechem?
    Człowiek. Syn.

    Budzi świt i zmierzch
    miłosierdzie
    drzew

    Tylko drzewa - słowa Justyna Holm,
    muzyka Fryderyk Chopin ( Preludium c-moll op. 28 nr 20),
    śpiewa Lora Szafran, 1994
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.01.11 o godzinie 18:21

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie POEZJA w temacie poezja śpiewana ?? czy to ciągle poezja ?
    29.01.2009, 21:13

    Justyna Holm

    Tylko kołysanka


    Tylko śpij i aż śpij
    A mnie prowadź tam
    Tam gdzie jesteś
    Chcę być tam gdzie ty
    W niebie, czemu nie
    W piekle aż na dnie
    Będę wszędzie, wszędzie będę
    Czy to ważne gdzie to będzie
    Więc przytul się i śpij
    Tylko czas nie chodzi spać
    Bo ma czas, jest twardy
    O tak jak głaz
    Jutro zbudzisz dzień
    Jutro ja twój cień
    Będę wszędzie, wszędzie będę
    Nawet, gdy mnie już nie będzie
    Tylko śpij i aż śpij
    Wniebowzięty chór
    Wszystkich świętych
    Patrzy na nas w dół
    A to tylko ty
    A to tylko ja
    Ty maleństwo niepojęte
    Boże życie bywa piękne
    Już przytul się i śpij
    Czekolady pełna noc
    Gwiazdy jak cukierki
    Ech czas je zdjąć
    Jutro obudź dzień
    Jutro ja twój cień
    Będę wszędzie, wszędzie będę
    Nawet, gdy mnie już...
    Wszystko się powoli toczy.
    Boże życie bywa piękne

    Tylko kołysanka - słowa: Justyna Holm,
    muzyka i wykonanie: Przemysław Gintrowski

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kołysanki, nie tylko dla dzieci
    29.01.2009, 21:10

    Justyna Holm

    Tylko kołysanka


    Tylko śpij i aż śpij
    A mnie prowadź tam
    Tam gdzie jesteś
    Chcę być tam gdzie ty
    W niebie, czemu nie
    W piekle aż na dnie
    Będę wszędzie, wszędzie będę
    Czy to ważne gdzie to będzie

    Więc przytul się i śpij
    Tylko czas nie chodzi spać
    Bo ma czas, jest twardy
    O tak jak głaz
    Jutro zbudzisz dzień
    Jutro ja twój cień
    Będę wszędzie, wszędzie będę
    Nawet, gdy mnie już nie będzie

    Tylko śpij i aż śpij
    Wniebowzięty chór
    Wszystkich świętych
    Patrzy na nas w dół
    A to tylko ty
    A to tylko ja
    Ty maleństwo niepojęte
    Boże życie bywa piękne

    Już przytul się i śpij
    Czekolady pełna noc
    Gwiazdy jak cukierki
    Ech czas je zdjąć
    Jutro obudź dzień
    Jutro ja twój cień
    Będę wszędzie, wszędzie będę
    Nawet, gdy mnie już...

    http://www.youtube.com/watch?v=vZ2R-hRiPso

    Tylko kołysanka - słowa Justyna Holm,
    muzyka i wykonanie Przemysław Gintrowski,
    z filmu "Tato" - scen. i reż. Maciej Ślesicki, 1995
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.01.14 o godzinie 01:53

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie DOM
    29.01.2009, 20:59

    Justyna Holm

    Tylko dom


    Jestem w igle, jestem w sianie,
    jestem, nawet kiedy kłamię,
    jestem sobą, a gdy nie
    - to jestem, mimo wszystko.
    Jestem łodzią, jestem sterem,
    jestem kimś czy zwykłym zerem,
    czy zraniona czy bez ran
    - mam dom. Bezdomna też dom mam.

    Tu odpoczniesz, tu się zmęczysz,
    tu grzesznicy są i święci,
    tu są wszyscy, których znam,
    i wszyscy, których nie znam.
    Tu zakręty i rozdroża,
    oschłość gór i wiatr od morza,
    tu się kocha ponad stan
    - to dom jedyny jaki znam.

    Choć kaleka, lecz
    polszczyzna. Z nią
    historii trwała blizna...
    no a każdy przecież przyzna, że ojczyzna to
    ojczyzna.

    Nie niziny, nie pagórki,
    nie wierszyki, nie laurki,
    i nie wojny, i nie sny,
    nie piekło, i nie ziemia,
    ani żadne archanioły,
    ani krzesła, ani stoły,
    tylko droga, którą szłam
    - to dom. Jedyny, jaki mam.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.01.09 o godzinie 21:00

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Widzę ich w duszy teatrze...
    29.01.2009, 12:56

    Stanisław Wyspiański

    * * *


    Kochany Panie

    I ciągle widzę ich twarze,
    ustawnie w oczy ich patrzę -
    ich nie ma - myślę i marzę,
    widzę ich w duszy teatrze.

    Teatr mój widzę ogromny,
    wielkie powietrzne przestrzenie,
    ludzie je pełnią i cienie,
    ja jestem grze ich przytomny.

    Ich sztuka jest sztuką moją,
    melodię słyszę choralną,
    jak rosną w burzę nawalną,
    w gromy i wichry się zbroją.

    W gromach i wichrze szaleją
    i gasną w gromach i wichrze -
    w mroku mdlejące i cichsze -
    już ledwo, ledwo widnieją -
    znów wstają - wracają ogromne,
    olbrzymie, żyjące - przytomne.

    Grają - tragedię mąk duszy
    w tragicznym teatru skłonie,
    żar święty w trójnogach płonie
    i flet zawodzi pastuszy.

    Ja słucham, słucham i patrzę -
    poznaję - znane mi twarze,
    ich nie ma - myślę i marzę,
    widzę ich w duszy teatrze!

    6-go sierpnia 1904

    Obrazek

    Stanisław Wyspiański "Ludwik Solski jako stary wiarus w Warszawiance", 1904Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 03.11.09 o godzinie 09:15

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kraków - miasto poezji
    29.01.2009, 12:35

    Stanisław Wyspiański

    * * *


    O kocham Kraków - bo nie od kamieni
    przykrościm doznał - lecz od żywych ludzi,
    nie zachwieje się we mnie duch ani się zmieni,
    ani się zapał we mnie nie ostudzi,
    to bowiem z Wiary jest, co mi rumieni
    różanym świtem myśl i co mię budzi.
    Im częściej na mnie kamieniem rzucicie,
    sami złożycie stos - - stanę na szczycie.


    Obrazek


    Stanisław Wyspiański "Wieże Kościoła Mariackiego", 1905Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.01.09 o godzinie 12:46

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kraków - miasto poezji
    29.01.2009, 12:22

    Stanisław Wyspiański

    * * *


    U stóp Wawelu miał ojciec pracownię,
    wielką izbę białą wysklepioną,
    żyjącą figur zmarłych wielkich tłumem;
    tam chłopiec mały chodziłem, co czułem,
    to później w kształty mej sztuki zakułem.
    Uczuciem wtedy tylko, nie rozumem,
    obejmowałem zarys gliną ulepioną
    wyrastający przede mną w olbrzymy:
    w drzewie lipowym rzezane posągi.


    Obrazek


    Stanisław Wyspiański „Planty o świcie”, 1894Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.01.09 o godzinie 12:25

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kraków - miasto poezji
    29.01.2009, 11:53

    Marek Grechuta

    Kraków


    MAREK:
    Kraków jeszcze nigdy tak jak dziś
    nie miał w sobie takiej siły i
    może to ten deszcz, może przez tę mgłę
    ale w każdej twarzy ciągle widzę cię
    wśród turystów rynek tonie znów
    ktoś zakrzyknął głośno, błysnął flesz
    na Gołębiej twój płaszcz zaczepił mnie
    w wystawowym oknie w tłumie gdzieś
    widzę cię tak wiem
    nie zrobię więcej zdjęć tak wiem
    nie będę prosił, lecz tak wiem
    to przecież żaden grzech tak wiem

    ARTUR:
    Kraków hejnał gra tak wita mnie
    patrzy na mnie jakby wiedział, że
    wracam po to by
    choć na kilka chwil zamknąć oczy i móc uwierzyć,
    że
    widzę cię tak wiem
    nie zrobię więcej zdjęć tak wiem
    nie będę prosił lecz tak wiem
    to przecież żaden grzech tak wiem

    MAREK:
    widzę cię tak wiem
    nie zrobię więcej zdjęć tak wiem
    nie będę prosił lecz tak wiem
    to przecież żaden grzech tak wiem

    Kraków – słowa i muzyka: Marek Grechuta,
    wykonanie: Marek Grechuta, zespół Myslovitz


    Kraków - Grechuta, Myslovitz

    Utwór jest też w temacie Nasze miejscaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.01.12 o godzinie 11:17

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Poezja anglojęzyczna
    28.01.2009, 22:39

    William Shakespeare

    Sonet XLIX


    Against that time, if ever that time come,
    When I shall see thee frown on my defects,
    When as thy love hath cast his utmost sum,
    Call'd to that audit by advised respects;
    Against that time when thou shalt strangely pass
    And scarcely greet me with that sun thine eye,
    When love, converted from the thing it was,
    Shall reasons find of settled gravity,--
    Against that time do I ensconce me here
    Within the knowledge of mine own desert,
    And this my hand against myself uprear,
    To guard the lawful reasons on thy part:
    To leave poor me thou hast the strength of laws,
    Since why to love I can allege no cause.

    Sonet XLIX

    Przeciw tej chwili, jeżeli nadejdzie,
    Gdy ujrzę, że się martwisz na me wady,
    Gdy miłość twoja jak rozrzutność przejdzie,
    A pokierują nią względy i rady,
    Przeciw tej chwili, gdy przyjdzie ta chwila,
    Że ledwie dojrzysz mnie okiem słonecznym,
    A miłość, nie chcąc już być tym, czym była,
    Każe poważnym ci być i statecznym;
    Przeciw tej chwili me szańce sposobię,
    Wiedząc, że własne zasługi mam winić,
    I oto wznoszę rękę przeciw sobie,
    By przysiąc, że masz tak prawo uczynić.
    Rzucić mnie prawo nie wzbrania ci żadne;
    A czemu kochać masz, tego nie zgadnę.

    tłum. Maciej Słomczyński

    Sonet XLIX

    Na ów czas (jeśli kiedyś taki czas nastanie),
    Gdy ujrzę, jak twa niechęć wady moje karze,
    Gdy rozum wezwie miłość twą na przesłuchanie
    I ocen ostatecznych dokonać jej każe;
    Na ów czas, gdy mnie miniesz, jakbyś nie znał wcale,
    I nie powitasz błyskiem słonecznego oka,
    Gdy miłość, jakże inna w tym smutnym finale,
    Znajdzie powody, by mnie traktować z wysoka;
    Na ów czas, jak obrońca w oblężonym grodzie,
    Muszę się dziś gotować, otaczać murami
    Samowiedzy - lecz przyznać, ku swej własnej szkodzie,
    Że zgodne z prawem będzie, co się stanie z nami:
    Gdyż w mocy prawa możesz mnie rzucić, nieczuły;
    Mnie w kochaniu nie wesprą żadne artykuły.

    tłum. Stanisław Barańczak

    Sonet XLIX

    Przeciw temu czasowi kiedy mnie wyminiesz
    Kiedy poczną cię mierzić wszystkie moje wady
    Kiedy sumę rzuciwszy na czyjeś wezwanie
    Dodawać będziesz zyski i obliczać straty
    Przeciw temu czasowi kiedy mnie wyminiesz
    Ledwie okiem rzuciwszy grosik pozdrowienia
    Kiedy miłość zmienionym łożyskiem odpłynie
    I ważne znajdziesz dla niej usprawiedliwienie
    Przeciw temu czasowi umacniam się teraz
    W wyniosłych murach wiedzy o mojej wartości
    Tę oto rękę prawą podnoszę niech wspiera
    Wszystkie moje powody do innej miłości
    Chcąc mnie bowiem porzucić prawa przywołujesz
    Ja bo orzec nie umiem czemu mnie miłujesz

    tłum. Jerzy S. Sito

    Sonet XLIX - słowa William Shakespeare (przeł. Jerzy S. Sito),
    muzyka Piotr Walewski, śpiewa Halina Wyrodek
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.12.11 o godzinie 09:32

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Modlitwa
    28.01.2009, 21:37

    Modlitwa do Anioła Stróża 2
                            Aniele Boży, Stróżu mój,
                            do żony mojej steruj
                            na swej łódce z niebieskiego papieru
                            i powiedz jej, że kocham ją,
                            Aniele Stróżu mój.


                                      Konstanty Ildefons Gałczyński

    Aniele boży
    co mnie chronisz przed
    złem tego świata
    nie pozwól dalej mnie
    upokarzać
    nie dawaj już namiastki
    rodziny
    ojca matki brata
    którzy tylko
    mieszkali ze mną lecz
    nigdy
    nie byli mi bliscy
    nie kochali mnie
    nie chcieli mnie
    rozumieć
    nie interesowały ich
    wcale
    moje problemy i losy
    żyli tylko dla
    siebie i swego
    egoizmu
    rozgłoś tę prawdę
    w niebie
    rozgłoś ją pod niebiosy
    i zasłoń przed
    nieszczerym tłumem
    tak zwanych przyjaciół
    zaprowadź mnie do
    żony
    którą szukam
    pozwól mi zaznać
    namiastki
    czułości zrozumienia
    wzajemnej tolerancji
    i miłości
    jakie powinny ludzi
    łączyć ze sobą

    Aniele boży
    stróżu mój ty zawsze
    przy mnie
    stój
    we wszystkie dni
    i noce

    05. 08. 2007Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 10.04.13 o godzinie 04:40

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kobiecy portret
    28.01.2009, 21:19

    Kobieta pięćdziesięciotrzyletnia

    kobieta pięćdziesięciotrzyletnia
    drobna nieśmiała dziewczynka z którą
    chodziłem do tej samej klasy i uczyłem się
    pisać pierwsze litery

    codziennie chodzi tą samą drogą z domu
    do kościoła i z powrotem
    jej kolorowa krótka sukienka zamieniła się
    w szary obwisły strój bez nazwy
    białe podkolanówki wyciągnęły się wysoko
    nad uda których nie widać i
    sczerniały

    biegnę naprzeciw w krótkich spodenkach
    i białych tenisówkach
    podbiegam i chcę ją figlarnie pociągnąć
    za jasny blond warkoczyk ale ona
    ukryła go pod długą czarną chustą

    11. 10. 2007Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.03.13 o godzinie 03:01

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Co się poetom śni ...?
    28.01.2009, 21:03

    Dorota Chróścielewska

    * * *


    Mój ukochany płynął do mnie we śnie długim i pięknym
    A ja stałam na samym brzegu
    mojego snu ciemnego
    kruchego jak muszelka
    Mój ukochany miał twarz ukrytą w cieniu
    więc nie wiedziałam który tu Ukochany
    płynął do mnie we śnie długim i pięknym
    Wychyliłam się zza snu załomu
    wtedy stałam się Domem Złotym
    bo tak tylko się wraca do Domu
    i krzyczałam o Ukochany
    w wodę bij wal ramieniem prędzej
    Czy nie widzisz że nad snem moim
    niebo wiersza jaśniejszą przędzą
    A tu jeszcze muszę obliczyć
    ile we łzie jest słodyczy i goryczy
    a to żmudna a to ciężka robota
    i krzyczał mój Ukochany
    Tęsknoto
    Bo we śnie miałam na imię Tęsknota

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Powroty
    28.01.2009, 20:57

    Dorota Chróścielewska

    * * *


    On — ten którego zapomniałam
    ale o którym nie zapomnę
    Ten który mnie zostawił kiedyś
    za siódmą górą w siódmym niebie
    wrócił Słuchajcie Wrócił do mnie

    Jak mi się cieszył tapczan stół
    Ze śmiechu mi ogłuchły ściany
    dy wszedł to się na cztery spusty
    drzwi wierne zatrzasnęły za nim

    Gdzieżeś to było moje ciało
    Gdzieście się podziewały wargi
    Wrócił a mi furkoczą u ramion
    w niegdysiejszych warkoczach kokardy

    Niech nam się spełni niespełnione
    I popatrz jestem w cierniach cała
    Tylko zapomnij że o tobie
    wciąż pamiętając zapomniałam

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Rozstania
    28.01.2009, 20:50

    Dorota Chróścielewska

    * * *


    Walizy spakowane Przyszło nam się żegnać
    Drogi nam się związały aby zaraz odejść
    Wyjrzyj czasem nocą przez okno
    Tam za oknem szumi moja młodość

    Siądźmy na chwilę przy tym stole
    co znów zwyczajnym stał się stołem
    Jeśli tu ręce się spotkały
    nie twoje przecież i nie moje
    Tego kochanie jestem pewna

    Bo nie ma przy stole W domu Ni w ogrodzie
    Ni na balkonie Ani w róży ciemnej
    Ani na twojej ni na mojej drodze
    Słuchaj kochanie już mnie nie ma we mnie

    Te listy zaś porozrzucane
    na całkiem znów zwyczajnym stole
    na pewno pisał nieznajomy
    do jakiejś pięknej nieznajomej
    I uwierz Wstyd mi że czytałam

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Starość
    28.01.2009, 09:26

    Aleksander Błok

    Starzec


    Minęły bujne lata moje –
    Już starość. Patrzę na ten świat.
    Kiedyś tam ...gdzieś ... nas było dwoje,
    Lecz to jest sen. Zatarty ślad.

    Patrzę, jak więdnie kwiat jesienią,
    Słucham pamięci cichych słów;
    Ale czyż można wierzyć cieniom,
    Co błysną śród młodzieńczych snów?

    Byłoż to jawą czy snem było,
    Gdy zapominam o tych dniach –
    Znów długo śni mi się, jak śniło,
    To niewyśnione, skryte w mgłach.

    Lecz wiem. To bajka, co mnie zwodzi.
    To zima – ten mój siwy włos...
    Niech odszukają inni, młodzi,
    Drzwi, w które nie dał wejść mi los.

    29 września 1902

    tłum. Jan Lechoń

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Starość
    28.01.2009, 09:04

    Gioconda na progu

    Ktoś puka nieśmiało do drzwi
    otwieram
    ratuj - szepcze
    w oczach starość i ból
    strach
    i błaganie o pomoc.

    Daj jakąś tabletkę – z trudem
    unosi laskę
    jakby chciała w powietrzu
    narysować swoje cierpienie.

    Kiedyś piękna i atrakcyjna
    czarowała mężczyzn
    i dorastających chłopców
    oczami lazurowymi w kolorze morza
    i tajemniczym uśmiechem
    jak Gioconda stojąca
    na miejscowym jarmarku pomiędzy
    błyszczącymi cudami popularnej
    sztuki dla ubogich.

    Trzęsie się teraz na progu
    i prosi aby powróciły
    choć na chwilę
    tamte dni
    kiedy szła dumnie w promieniach
    słońca i swojej młodości
    kołysząc zalotnie biodrami
    na długich opalonych nogach
    unosząc za sobą wielobarwny
    zapach kwitnącego lata.

    Podaję jakąś tabletkę
    nie wiem
    czy złagodzi cierpienie
    odchodzenia w otchłań.
    Proszę iść powoli i ostrożnie
    to już całkiem blisko
    chociaż
    z pozoru bardzo daleko.

    Dziękuję – jak z głębokiej studni
    dochodzi słabnący głos
    podpierając się laską
    odchodzi
    w ustach niesie
    tabletkę
    fałszywą nadzieję na
    nieśmiertelność
    a w oczach obraz młodej
    pięknej kobiety
    o czarującym spojrzeniu
    i tajemniczym uśmiechu.

    13 marca 2008 r.

    Postscriptum

    Szary wczesnojesienny poranek
    otwierał powoli zaspane oko
    cicho jak złodziej
    zakradł się pod dom ambulans
    wynieśli ją
    na krześle siedzącą jak na tronie
    Giocondę miejscową
    dumną i piękną nawet w te dni
    przedostatnie
    dostojnie powieźli ulżyć
    cierpieniu
    przywrócić wiarę namaścić
    nadzieją.

    8 września 2008 r.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.13 o godzinie 09:27

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Nagość
    27.01.2009, 23:23

    Nagi coraz bardziej

    Leżał na wznak
    powoli zsunęła koc
    był nagi
    promień słońca pieścił jego ciało
    dotknęła go delikatnie
    wzrokiem
    czoło przymknięte powieki
    policzki usta
    zsuwała się
    niżej na piersi
    brzuch
    i jeszcze niżej
    tu zatrzymała się dłużej
    wypełniła pożądaniem
    zanurzyła dłoń
    w wodzie wyczuła pod palcami
    miękką gąbkę
    zaczęła myć jego ciało
    leżał bezwładnie
    nagi
    coraz bardziejRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.06.10 o godzinie 22:40

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Zbliżenia - eseje o poezji i poetach
    27.01.2009, 15:24

    Tadeusz Sobolewski

    Małgorzata Hillar: Ja, dziki człowiek



    Obrazek


    Na przełomie lat 50. i 60. poetka zyskała popularność niemal tej miary co później idole rocka. W Kurierku, modnej kawiarni warszawskiej, lata 70.

    Jest w jej wierszach wizja miłości niewolniczej. Wspaniałej i życiodajnej, ale pętającej. Kiedy ta miłość się kończy, to jakby - życie było odebrane.

    Była gwiazdą. Zamilkła na wiele lat, została zapomniana jako poetka. Po długiej przerwie, w 1995 roku, ukazał się ostatni zbiór jej wierszy ze wstępem zaczynającym się od słów: "Oto dwadzieścia lat minęło, odkąd umarłam. Porażona cierpieniem przestałam pisać, mając bardzo wiele do napisania... Wreszcie powoli zaczęłam wychodzić z głębokiego dołu zabijającego, niszczącego milczenia". 19 sierpnia tego roku miałaby 80 lat.

    Hillar powraca. Na Multi Forum Dyskusyjnym, pod hasłem "Wiersze, które wam się podobały", obok Roberta Frosta, księdza Twardowskiego i Chińczyka Li Po internautka ze Stargardu poleca erotyk Małgorzaty Hillar - balladę o zziębniętych kochankach, których Matka Boska z przydrożnej kapliczki poprowadziła do "stodoły ciepłej i złotej jak słoma", a potem - "sowę wrzeszczącą/ z dachu zdjęła" i "odeszła uśmiechnięta/ ze zgorszoną sową/ pod pachą".
    Na forum dołącza inna dziewczyna: "Hillar? Mam coś jej. Ktoś niesamowity:)))". I cytuje "Niepokój": "Jest ze mną/ zawsze/ To on/ każe mi odchodzić/ od kolorowych i tańczących/ i chować się w łódce/ na brzegu rzeki...". Na innej stronie czytam: "Mam na imię Marta, jestem osobą młodą i przeraźliwie zagubioną. Trafiłam tu, gdyż szukałam wierszy Małgorzaty Hillar...". W internecie krąży mnóstwo jej wierszy.

    Kiedy debiutowała po Październiku '56 tomikiem "Gliniany dzbanek", krytyk Andrzej Kijowski, zwykle surowy, odnotował w "Twórczości": "Pierwszy od wielu lat debiut poetycki, debiut normalny, nie opóźniony. Tomik młodej dziewczyny widzącej świat własnymi, młodymi oczyma". Na przełomie lat 50. i 60. zyskała popularność niemal tej miary co później idole rocka. Jej poezję określano jako łatwą, przebojową, sugestywnie prostą, nawet banalną. Krytyka przyjmowała te wiersze z rezerwą, ale Hillar miała za sobą czytelników. Jej tomiki były rozchwytywane, zaczytywane.

    Poetka Października

    Była gwiazdą pokolenia Odwilży - młodych ludzi, którzy mieli za sobą dwie historyczne traumy: wojnę i czasy stalinowskie, kiedy zostali poddani zmasowanej, jak byśmy dziś powiedzieli, kampanii reklamowej komunizmu. Po latach sierioznej propagandy, po okresie purytańskim, gdy w życiu publicznym słowo "miłość" kojarzono jedynie z partią i rewolucją, a "pokój" z walką o pokój (po której, jak w dowcipie, miał nie zostać kamień na kamieniu), w kulturze następowała rehabilitacja miłości, erotyki, intymności, prywatności. W cenie znalazła się teraz zwyczajność i prostota. Poezja miała bronić "rzeczy małych". Bohaterami filmów, wierszy, piosenek byli teraz zakochani. Jak wiele znaczyła dla ówczesnych widzów pantomimiczna bajka o miłości z gdańskiego teatrzyku Bim-Bom utrwalona w filmie Morgensterna "Do widzenia, do jutra". Rok 1955. On i ona idą, trzymają się za ręce. Przed nimi słup ogłoszeniowy. Młodzi nie puszczają rąk. Słup rozdziela się na dwoje, unosi, pozwala im przejść.

    On nosi wąski spodzień, ona - spódnicę na halce, czarną bluzkę z wycięciem w łódkę. Tak wyglądają Cybulski i Tuszyńska w filmie "Do widzenia, do jutra" Morgensterna, Cybulski i Winnicka w "Pociągu" Kawalerowicza, Łomnicki i Stypułkowska w "Niewinnych czarodziejach" Wajdy. Nie mogą się porozumieć. Zbliżają się do siebie i uciekają przed zniewoleniem, zawłaszczeniem. Niezależni, samotni. Trzy filmy i trzy rozstania, trzy rodzaje miłosnego niespełnienia. Ci z filmu Wajdy, niby cyniczni, szukają miłości, ale nie umieją znaleźć dla niej formy ani słów. Są dokładnie tacy jak bohaterowie sztandarowego wiersza Hillar powstałego przed "Niewinnymi czarodziejami", napisanego w imieniu "cynicznego" pokolenia ery atomowej: "My z drugiej połowy XX wieku/ rozbijający atomy/ zdobywcy księżyca/ wstydzimy się/ miękkich gestów/ czułych spojrzeń/ ciepłych uśmiechów/ Kiedy cierpimy/ wykrzywiamy lekceważąco wargi/ Kiedy przychodzi miłość/ wzruszamy pogardliwie ramionami/ Silni cyniczni/ z ironicznie zmrużonymi oczami/ Dopiero późną nocą/ przy szczelnie zasłoniętych oknach/ gryziemy z bólu ręce/ umieramy z miłości". To był jej najmodniejszy wiersz.

    W pisaniu Hillar im dalej, tym więcej niepokoju, poczucia własnej inności. Czegoś, co dziś nazwalibyśmy feminizmem - ostra świadomość należenia do osobnego, dyskryminowanego gatunku. W ostatnim wierszu z tomu "Czekanie na Dawida" Hillar uderza - co jej się czasem zdarzało - w patetyczny ton. Wystawia rachunek sprawcom "nieustających/ błogosławionych/ świętych/ wiecznych/ rzezi i ludobójstwa" - czyli mężczyznom. Dopiero gdy ta, która nosi dziecko "w wielkim koszu/ swojego brzucha', obejmie władzę 'nad światem/ nastąpi pokój".

    Miłość jest czekaniem

    Miłość - jedyny przedmiot, jedyna obsesja tej liryki. Ale prawdziwym bohaterem wierszy nie jest On, tylko Ona. Wiecznie wymykająca się, osobna. Jak wielu mężczyzn nieumiejąca w miłości przekroczyć swoich granic. Miłość w jej wierszach nie ma nic z poświęcenia ani oddania. Pisanie o miłości jest pisaniem o sobie, poznawaniem siebie.

    "Myślałam/ może kiedy przyjdziesz/ odszukam siebie/ Ale zanurzona/ w twoich dłoniach/ znalazłam tylko/ własną skórę". Ta sama, która ogłasza przyszłość matriarchatu, pełną niezależność od mężczyzny, w innym momencie wyznaje rozbrajająco: "Która bez ciebie/ nie umiem zapalić/ w zwyczajnym piecu/ bez ciebie/ jestem ślepym nietoperzem". Rano "budzi się/ zamknięta/ w ciasnej celi/ jego ramion". Ucieka. Boi się rozstania. Chce w miłości mieć wszystko albo nic. On "przychodzi nocą", "zanurza się w niej/ jak chrząszcz/ w płonącej nasturcji/ Zamyka ją w dłoniach/ ciasno szczelnie/ Nie czuje/ że się wymyka...".

    Miłość "jest czekaniem/ na niebieski mrok/ na zieloność traw/ na pieszczotę rzęs/ Czekaniem/ na kroki/ szelesty/ listy/ na pukanie do drzwi/ Czekaniem/ na spełnienie/ trwanie/ zrozumienie/ Czekaniem/ na potwierdzenie/ na krzyk protestu/ Czekaniem/ na sen/ na świt/ na koniec świata".

    "Nigdy się nie dowiem": "Nigdy się nie dowiem/ czy widzisz/ tak samo jak ja/ żółty łubin/ Czy tak jak ja/ czujesz/ jego aksamitny zapach.../ Nigdy nie dowiem się tego/ choćbym oglądała/ twoje palce/ pod słońce/ albo dotykała ich/ wargami".

    Czytam niewysłany list Hillar z roku 1947. Ma 21 lat. Kształtne, kaligraficzne pismo. Właśnie zdała eksternistyczną maturę, szykuje się na studia prawnicze. Pracuje dorywczo jako kelnerka, w papierach jest na to zaświadczenie.

    "Kochany Stasiu. Wiedziałam, że tak będzie. To bardzo proste; garść piasku tak trudno utrzymać w ręce, choćby się jak najsilniej zacisnęło, piasek wysunie się pomiędzy palcami. Czy istnieje miłość? Nie wiem. Jeżeli nawet istnieje, to bardzo trudno ją zdefiniować, tworzy ją tyle różnych składników... Samotność to cudowna rzecz; daje tę wielką, niczym nie ograniczoną swobodę osobistą, nieskrępowaną, jasną myśl, niezależność psychiczną i to dziwne, przyjemne uczucie, że można wyciągnąć przed siebie nie skrępowane żadnymi więzami ramiona, i że ma się dokoła wolną, olbrzymią przestrzeń. Zbyt często jestem sama, abym nie umiała tych rzeczy rozumieć".

    Upadek gwiazdy

    Byli parą jak z "Życia towarzyskiego i uczuciowego" Tyrmanda. Bieńkowski wychodził z redakcji "Twórczości" i szli oboje na obiad do SPATiF-u albo do kawiarni Związku Literatów. Pamiętam telewizyjny program z nimi z tamtej epoki. Początek lat 70. "Pegaz" oglądało się wtedy jak dziś rozmowy Moniki Olejnik. Jako goście - Małgorzata Hillar i Zbigniew Bieńkowski, literacka para, pełni blasku, na topie, tuż po powrocie ze stypendium w Stanach. Ona ostrzyżona króciutko jak dzisiejsze dziewczyny. Ich syn Dawid miał wtedy siedem lat. Pamięta dobrze, jak nagrywano ten program u nich w domu.

    "Wyjechaliśmy potem do Zakopanego do domu ZAiKS-su. Wtedy to było emitowane. »Pegaz « szedł zaraz po dzienniku. I było tak, że rodzice wchodzą do sali telewizyjnej. Spóźnili się trochę. Brawami ich przywitano. Byli wtedy na fali, u samego szczytu. Zawsze razem, nierozłączni".

    Obrazek
    Na wakacjach. Dawid w środku, mama z prawej.

    Zabierała czasem małego Dawida na wieczory autorskie. Na Łódzką Wiosnę Poetów. Dawid zapamiętał wyjazd do jednostki wojskowej w Grudziądzu. Sala pełna chłopaków w mundurach. Przy stole poetka. Oficer: "Na powitanie, powstać!". A ona czyta im swoje kolorowe, podszyte smutkiem erotyki.

    W 1967 roku zostali zaproszeni do Stanów na stypendium do Iowa. W tym samym roku ukazuje się czwarty tomik Małgorzaty Hillar "Czekanie na Dawida". Kiedy koledzy chwalili się nowymi zabawkami i pistoletami, Dawid pokazywał wiersze swojej matki: a ja mam książkę o sobie! Dzięki Stanom ominął ich Marzec '68. A jak były wypadki grudniowe 1970 roku, Bieńkowski pojechał do Słupska na festiwal poezji. Tam poznał Adrianę Szymańską, młodą poetkę. I już nie wrócił. Też spalał się w miłości.

    Obrazek
    Gdy Bieńkowski odszedł, Małgorzata dosłownie oszalała z rozpaczy. Zaczęła pić. Nie mogła już pisać. Z mężem w USA, 1967 r.

    Napisał stamtąd do niej, że przeżył coś wspaniałego, żeby dała mu szansę, poczekała. Tymczasem ona oszalała z rozpaczy. Dosłownie. Zaczęła pić. Nie mogła już pisać, choć notowała coś jeszcze na serwetkach po kawiarniach, gdzie spotykała się z młodszą od siebie poetką Baśką Sadowską - w Adrii, Kurierku, Ploteczce. Może było tak, że pisała, będąc z mężczyznami? A przestała pisać, bo nie było przy niej mężczyzny, który by się nią opiekował?

    - Najłatwiej byłoby mi potępić ojca całkowicie - mówi Dawid. - Jednak dziś nie mógłbym tego zrobić. A dla niej to był upadek z wysokości. Upadek gwiazdy. Odcięła się od środowiska, nie chodziła do SPATiF-u i do Związku Literatów, gdzie bywali razem niemal codziennie. To musiało być dla niej strasznie upokarzające, że ktoś tak uznany jak ona, mający przy swoim boku kogoś takiego jak Bieńkowski został w ten sposób potraktowany, zraniony przez męża, przez życie. Wraz z odejściem ojca doszło w niej do głosu to wszystko, co miała w sobie destrukcyjnego.

    Zapowiadają to już wiersze pisane w najlepszym czasie ich wspólnego życia. "Eurydyka": "Kiedy strącono ją/ do Podziemi/ nie poszedł za nią/ Uciekł/ zamykając uszy/ na jej wołanie/ o ratunek/ Kiedy wrócił/ dotknął jej włosów/ nie zamieniły się/ w płomienie/ Były jak umarła trawa".

    "Nie można jej było pomóc. Naprawdę nie można było pomóc - stwierdza bliska przyjaciółka Hillar, dziennikarka Danuta Zawierucha. - Przytłaczał ją bałagan, bała się reakcji obcych, nie zawsze rozumiejących ją ludzi. Wstydziła się swojego domu i siebie w nim. Codzienność była potworem, z którym nie była w stanie walczyć, więc się poddała. Nie otwierała drzwi. Nie naprawiała telefonu. Sznur był przetarty w wielu miejscach, rozmowa z nią stale się przerywała. Tarcza telefonu nie obracała się, ale wymiana aparatu nie wchodziła w grę, bo wymagałaby pomocy montera, a ona nie otwierała nikomu drzwi. Można było tylko dzwonić do Małgorzaty, ona tej możliwości już nie miała".

    Hanna Kirchner opowiada, że na Jasnej leżały latami nierozpakowane pudła z tanimi ciuchami, które przywieźli ze Stanów. Nie była w stanie ani się tych pudeł pozbyć, ani ich otworzyć. Były jak depozyt tamtego, szczęśliwego czasu.

    Wstęp wzbroniony

    Synowi, gdy był dorosły i założył własną rodzinę, odebrała klucz od swojego mieszkania na Jasnej. Pisze w jednym z ostatnich wierszy: "Mówisz/ Ja mam świat/ swój własny/ osobny niezależny/ tak skomplikowany/ że nie jesteś w stanie/ go pojąć/ Zbudowałam więc/ szczelne drzwi do niego/ Nie pukaj/ Nie otwieraj/ Wstęp wzbroniony/ Tobie/ Mówisz/ Ja mam kobietę/ swoją własną/ wara ci od niej/ i kota mam/ możesz mu przynieść rybę/ lecz połóż ją na progu/ mojego świata". Na koniec napomina: 'nie byłoby cię / na tym świecie/ gdyby nie ja/ synku".

    Kiedy czytam ten wiersz, czuję destrukcyjną potęgę zawłaszczającego uczucia matki uniemożliwiającego prawdziwy kontakt. Na mocy jakiegoś paradoksu taką postawę przyjęła osoba, która sama w młodości wyzwoliła się spod nacisku rodziny i postępowała w życiu niezależnie, żyła jak chciała. Uniezależnienie się syna, to, że miał własny dom, dzieci, przeżywała jako atak na siebie. Zostawiła go bez pojednania, z poczuciem winy, z którym musiał się uporać. Nigdy do końca. Ale też z poczuciem własnej niezależności.

    "Byłem przy niej na tyle, na ile można było być".

    Choć robiła wszystko, żeby jej nie móc pomagać, pod koniec lat 80. Dawid zawiózł matkę do ośrodka Anonimowych Alkoholików. To był początek tego ruchu w Polsce. Tam znalazła oparcie, wspólnotę. Przestała pić. Nie piła już do śmierci, przez osiem, dziewięć lat. Dla wydawnictwa Jerzego Leszina-Koperskiego przygotowała pierwszy od lat wybór wierszy, w którym były też nowe teksty. Nie doczekała ich wydania.

    "Wybacz ściano/ że przeze mnie jesteś brudna i pusta/ bo pospadały z ciebie obrazy/ w które ubierałam cię/ z wielkim staraniem i radością/ a teraz nie jestem w stanie/ podnieść ich z podłogi/ Kocham cię ściano/ za twoją cierpliwość/ z jaką słuchasz mojego płaczu/ Kocham cię ściano/ za to że nie muszę/ bać się ciebie/ Błogosławię cię ściano/ gdyż wiem/ że jedynie ty/ będziesz wierną towarzyszką/ mojej śmierci".

    Dawid został psychoterapeutą. Wydał dwie powieści o swoim pokoleniu dorastającym na przełomie lat 80. i 90. - "Jest" i "Nic". O iluzjach i pułapkach, które na to pokolenie czyhały, o życiu w nienormalnym stanie. Pierwsza powieść mówi o dojrzewaniu w podwyższonej gorączce stanu wojennego, z perspektywy licealisty (Dawid przyjaźnił się z Grzesiem Przemykiem). Druga - o tym, jak młodzi ludzie lądują w wielkich korporacjach, przez które są przerabiani.

    Kiedy pytam Bieńkowskiego, czy napisze o matce, on kręci głową. - No nie... Mimo całego dystansu i ułożenia sobie obrazu jej osoby, mimo tak bliskiego wniknięcia w jej życie, jazd na Kociewie, do gniazda Hillarów, potrzebuję jeszcze... - nie kończy.

    A po chwili:

    - Tak, mógłbym o mamie napisać książkę. Ale dopiero kiedyś.

    Janka Podniebna

    Przeglądamy wykaligrafowane wiecznym piórem podania i życiorysy Janiny Hillar. Tak miała na imię - Małgorzata została wymyślona na użytek poetyckiego debiutu, bo lepiej brzmiała. Późne lata 40., wczesne 50. Akademik na Górnośląskiej w Warszawie. Janka często musiała zmieniać akademiki. Była osobą nieszablonową, począwszy od tego, że ubierała się bardzo ekstrawagancko jak na tamte siermiężne czasy. Kupowała ozdobny materiał obiciowy jak na wersalkę i szyła sobie z niego spódnicę. Albo bluzkę z materiału na zasłony.

    "Ludzie tak bardzo różnią się między sobą - pisze do jednego ze swoich adoratorów, który, jak się zdaje, nie wytrzymał próby. - Dla mnie na przykład całe to ustawodawstwo savoir vivre'u, cała ta »robiona « obłudna uprzejmość towarzyska, sztuczny, fałszywy dystans słowa, które się mówi, nie myśląc, dlaczego się je mówi, gesty, które się wykonuje tylko dlatego, że tak wypada, wszystko to jest beznadziejnie idiotyczne. Dla Ciebie natomiast są to rzeczy istotne i ważne. Ja wyrobiłam sobie pewne pojęcie estetyki i etyki, odróżnienie rzeczy właściwych od niewłaściwych i gwiżdżę sobie koncertowo na wszystkie normy towarzyskie, obyczajowe i moralne. Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu, że cały urok prysł dla Ciebie wtedy, po przekroczeniu tego nieszczęsnego dystansu? Dlaczego nie napisałeś o tym zaraz w pierwszym liście, jeżeli nie miałeś odwagi powiedzieć mi tego w Wyszoborzu?"

    Od początku miała nimb poetki. Pisała już w dzieciństwie w majątku Piesienica na Kociewiu koło Starogardu. Zachował się brulion "Moje poezje. Wierszyki ułożone przez Janeczkę Hillarównę. Rok 1936". Ma wtedy dziesięć lat. "Jestem sobie mała Janka/ Taka zwykła Pomorzanka/ W małej wiosce na Pomorzu/ Mieszkam sobie w kwiatkach w zbożu/ Z mą Mateczką i Tatusiem ukochanym/ I z braciszkiem Marianem". Hillarowie. Niegdyś Hyllarowie. Rozgałęziona holenderska rodzina w XIV wieku sprowadzona przez Krzyżaków na Żuławy. Bogate pomorskie ziemiaństwo. Do II wojny światowej mieli spore majątki na Kociewiu, na Żuławach, gdzie jest ich gniazdo Hillarowo i gdzie dziś za sprawą gdańskiego literaturoznawcy prof. Tadeusza Linknera popularyzuje się jej poezję. W tym roku, na 80-lecie Małgorzaty Hillar, ukażą się w Instytucie Kociewskim jej "Utwory zebrane".

    Jan Hillar - ojciec Janiny, dziadek Dawida - miał przed wojną 190 hektarów, 200 krów, ceglany dwór z wieżą, w której się kryła mała Janka ze swoim kajetem. Patriotyczny, religijny polski dom, a w nim pruskie obyczaje, pruska surowość - skarżyła się Małgorzata Hillar pod koniec życia.

    Anegdota rodzinna mówi, że kiedy jako niemowlę Janka niechcący ugryzła matkę, bo wyrzynały jej się ząbki, oberwała szpicrutą za niegrzeczność. Wyłania się surowy obraz domu: władczy, wybuchowy ojciec, pieniacz dochodzący swego do końca; oficerki, szpicruta, konie. Matka - gospodarna, oszczędna, ale nic nad to; zacięta w sobie, chłodna. Janka ze swoją wrażliwością i delikatnością, żałująca bitego psa i przejechanej żaby była jak z innego świata. Mówiła, że nienawidzi rodziny. "Jak tyś się w takiej rodzinie znalazła?" - dziwili się.

    Dedykowała im swoje wiersze, ale chyba nie bez ukrytej satysfakcji wyrzekła się w latach 50. "obszarniczego pochodzenia". Nie żałowała parcelacji rodzinnego majątku. "Uciekałam przed niekochaniem". Nigdy po wojnie nie odwiedziła Piesienicy. Zostawiła ją sobie w dziecinnej, bajkowej pamięci. To stamtąd pochodzą te jej "gliniane dzbanki", "macierzanki", "zielony piec". Dziś na Kociewiu kultywuje się pamięć "nasze" poetki. Urząd gminy w Zblewie oraz miejscowe Towarzystwo Społeczno-Kulturalne im. Małgorzaty Hillar podczas Dni Kultury wystawia montaż jej wierszy pt: "Janka Podniebna".

    Żeby się nie śmiali

    - Była wielbicielką kwiatów - mówi Dawid. - W szkolnych biografiach poetów powraca utarty slogan: wrażliwość na przyrodę. Ona ją miała naprawdę. Kiedy tylko się znalazła na łące, zaraz coś wypatrzyła. Nawet na trawniku w środku miasta. Wwąchiwała się w zwykły rumianek. Ma taką piękną litanię: "Nasturcjo ruda/ latarko lata... Słoneczniku długonogi... Pokrzywo zakurzona... Trawko kwitnąca... Rozchodniku upalny". Macierzanka - jej ulubiony zapach, ulubiony kwiat. Wiersz, w którym jest cała ona, to "Dziki człowiek": "Ja dziki człowiek/ boję się słów/ zimnych ciężkich obojętnych/ Boję się/ cierpkich uśmiechów/ przymrużeń oczu/ wzruszeń ramion/ Kiedy byłam dzieckiem/ pisałam wiersze na strychu/ żeby się nie śmiali/ Dzisiaj jak wtedy/ pragnę rąk które głaszczą/ Słów ciepłych i miękkich/ jak owcza wełna". Jest w jej wierszach wizja miłości niewolniczej. Wspaniałej i życiodajnej, ale pętającej. Kiedy ta miłość się kończy, to jakby życie było odebrane. Kiedy jej nie ma, człowiek umiera. Ta potrzeba widocznie nie została nigdy zaspokojona w najwcześniejszym dzieciństwie Janki Hillar. I popatrz, z tym wszystkim utożsamiają się dziś dziewczyny z internetu. Skrzywdzone. Tak czy inaczej. To jest to, o czym mówiliśmy przy wierszach Hillar. Że dla niej musi być wszystko albo nic. I jeżeli nie ma tego wszystkiego, tej wszechogarniającej miłości, zostaje poczucie krzywdy. Tęsknota za idealną miłością, nieosiągalną chyba.

    Oglądamy zdjęcie Małgorzaty Hillar i Zbigniewa Bieńkowskiego. Stany Zjednoczone, rok 1968. Bieńkowski w restauracji przegląda z zainteresowaniem numer "Playboya".

    - Mój tato i moja mama. Popatrz na ich miny! Rozbawiony mężczyzna i zdegustowana kobieta, która przecież pisze erotyki i jest tak śmiała w swoich wierszach, jednak nie może patrzeć na to godne potępienia uprzedmiotowienie kobiety, wystawienie ciała na sprzedaż. Czy nie była naszą pierwszą feministką?

    Korzystałem z następujących opracowań:

    - Tadeusz Linkner: Miłość jest światłem moich wierszy. O poezji Małgorzaty Hillar, Tczew 2000;

    - Agnieszka Nietresta: Małgorzata Hillar. Szkic monograficzny. Wyd. Homini, Kraków 2003;

    - Małgorzata Hillar: Poezje wybrane. Wybór i wstęp autorki, wyd. LSW, Warszawa 1972;

    - Małgorzata Hillar: Gotowość do Zmartwychwstania. Wstęp M. Hillar i J. Koperskiego, Wyd. Anagram, Warszawa 1995;

    - Danuta Szmit-Zawierucha: Dramat Małgorzaty Hillar "Regiony" 2-4/2000.

    Fotografie z archiwum prywatnego Dawida Bieńkowskiego

    Źródło: „Wysokie Obcasy” 9/2006Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.05.10 o godzinie 05:30

Dołącz do GoldenLine

Oferty pracy

Sprawdź aktualne oferty pracy

Aplikuj w łatwy sposób

Aplikuj jednym kliknięciem

Wyślij zaproszenie do