Wypowiedzi
-
Andrea Zanzotto*
Historie suszy
I
Bez wody, nędzny szkielet
Wzdłuż domów mej wioski,
Soligo, patrzę na ciebie, nie wystarcza mi
ten Wielkanocny Poniedziałek, nie pada od miesięcy.
Jesteś spragniona, zmuszona do milczenia rzeko
Całkiem naga i bez słów.
Przez łzy spoglądam na
Słońce przez wiatr odsunięte i zranione,
Wielkanocny Poniedziałek
który znika w szaleńczym kurzu
i zimowe cienie ogrodzeń
które wspierają twoją ciszę
na obu twych nagich brzegach.
Soligo, od dawna upodabniam się od ciebie,
to długie pragnienie uwiodło mnie jak twoje łoże,
od tak dawna nie pada że aż gorzki nawyk
Sprawił iż zapomniałem
że to jest to samo pragnienie
II
Odwracam się od moich nędznych dni,
z wiosennym zapałem wspinam się
ku lasom Lorny
jej dobrotliwym dolinom i miłej zieleni
kwietniowej i gorzko marzę.
Pustka na martwych jej grzbietach
i w głębokim odrętwieniu poranka
pustka za wachlarzem południa
który na gipsowych ścieżkach odkrywa
przytłumione wieczory i patyki i dreszcze.
kiedyś o tej porze
na mych cierpieniach zimowych
ogromny i wilgotny las
wyrósł, ujarzmiony muł
zapełnił moje podwórze.
Lecz teraz słońce nieszczęsne każe pochylić mi głowę,
teraz kruszy się glina, niepokoi strumień,
a ja czuję twe kochane
wilgotne usta tylko
dzięki krótkiemu roztargnieniu
bezkresnego wiru suszy.
tłum. Jolanta Dygul
*notka o autorze, inny wiersz i linki
w temacie W języku DantegoRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 08.01.10 o godzinie 08:55 -
Andrea Zanzotto*
W mojej wiosce
Lekkie stały się już sny,
przez wszystkich kochany
żyję z nimi w mojej wiosce,
i jestem łakomy na cukier;
po tamtej stronie placu i czerwonej szałwii
schronił się deszcz
uwalniane są odgłosy
i szydercza boleść
której bałaś się z wielką fantazją
ten błąd dnia
i jego czarny bezbronny wąż
Odkąd wróciłem błyszczą się okna
i jabłka w moim domu,
wzgórza jako pierwsze jawią się
na wilgotnym celowniku nieba,
cała drogocenna woda jest w wiadrze
cały piasek na podwórzu
i współgrają ze wzgórzami.
Od drzwi do drzwi nawołuje się do kochania
w słodkim spustoszeniu
a jasne słońce pochyla się
nad kolejną kartką wiatru.
tłum. Jolanta Dygul
*notka o autorze, inny wiersz i linki
w temacie W języku DantegoRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 08.01.10 o godzinie 08:49 -
Andrea Zanzotto*
Ku górze
Tam gdzie ostatnie z moich cierpień
posępne Soligo łączy się
ze swą wzgardzoną przez niebo górą,
tam gdzie rzeka burzy się
i daremnie usiłuje uwolnić
od błotniastej jesieni meandrem,
bliższy twojej twarzy
i twojemu ciału cierpki zarodek słońca:
tam się otrząsam, tam zmieniam życie
swoje, sen skażony ziemią,
tam jesteś, prawdziwy kamień i ziemia prawdziwa
która wstrzymuje i do muru przypiera krajobrazy;
a sadza powodzi
unosi ku górze południe.
tłum. Jolanta Dygul
*notka o autorze, inny wiersz i linki
w temacie W języku DantegoRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 08.01.10 o godzinie 08:49 -
Vittorio Sereni (1913 – 1983) – poeta włoski, debiutował w 1942 roku tomem wierszy „Frontiera”. Walczył na frontach II wojny światowej i w 1943 roku dostał się do niewoli. Ponad dwa lata spędził w obozach jenieckich w Algierii i Maroku. Przeżycia z tego okresu zawarł w swojej drugiej książce poetyckiej „Diario d’Algeria” (1947). Duży wpływ na współczesną poezję włoską wywarł swoimi wierszami zawartymi
w tomie „Gli strumenti umani” (1965; 1975). Inne tomy jego wierszy to m. in.:
„Un posto di vacanza” (1974), „Tre poesie per Niccolò Gallo” (1977), „Rapsodia breve” (1979), „Stella variabile" (1979; 1982). Pisał też opowiadania, wspomnienia i eseje krytyczno-literackie, tłumaczył z francuskiego (P. Corneille’a, G. Apollinaire’a, R. Chara)
i angielskiego (W. C. Williamsa).
Terrazza
Improvvisa ci coglie la sera.
Più non sai
dove il lago finisca;
un murmure soltanto
sfiora la nostra vita
sotto una pensile terrazza.
Siamo tutti sospesi
a un tacito evento questa sera
entro quel raggio di torpediniera
che ci scruta poi gira se ne va..
Taras
Nagle osacza nas wieczór.
Już nie wiesz
gdzie kończy się jezioro;
jedynie szept
muska nasze życie
pod wiszącym tarasem.
Jesteśmy wszyscy zawieszeni
w milczący zdarzeniu dziś wieczór
w reflektorze torpedowca
który bada nas zawraca odchodzi.
Le sei del mattino
Tutto, si sa, la morte dissigilla.
E infatti, tornavo,
malchiusa era la porta
appena accostato il battente.
E spento infatti ero da poco,
disfatto in poche ore.
Ma quello vidi che certo
non vedono i defunti:
la casa visitata dalla mia fresca morte,
solo un poco smarrita
calda ancora di me che più non ero,
spezzata la sbarra
inane il chiavistello
e grande un'aria e popolosa attorno
a me piccino nella morte,
i corsi l'uno dopo l'altro desti
di Milano dentro tutto quel vento.
Szósta rano
Śmierć, jak wiadomo, każdą pieczęć łamie.
I rzeczywiście, wracałem,
drzwi były niedomknięte
skrzydło ledwie uchylone.
I zgasły byłem od niedawna jeszcze,
zniweczony od kilku godzin.
Ale ujrzałem to, czego z pewnością
nie widzą umarli;
dom nawiedzony przez moją niedawną śmierć,
jedynie nieco zagubiony
ciepły mną którego już nie było,
strzaskane odrzwia
i martwy rygiel
i wielkie powietrze zatłoczone wokół
mnie małego w śmierci,
bulwary jeden po drugim mediolańskie
zbudzone w całym tym wietrze.
tłum. Wojciech Bońkowski
Le mani
Queste tue mani a difesa di te:
mi fanno sera sul viso.
Quando lente le schiudi, là davanti
la città è quell'arco di fuoco.
Sul sonno futuro
saranno persiane rigate di sole
e avrò perso per sempre
quel sapore di terra e di vento
quando le riprenderai.
wiersz ten w tłumaczeniu Wojciecha Bońkowskiego
pt. „Ręce” w temacie Motyw dłoni i rąk
Inne wiersze Vittoria Sereni'ego w tematach:
Wędrówką życie jest człowieka, Lęk, Ból, Nim przyjdzie wiosna... – R. M.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.02.11 o godzinie 17:11 -
Vittorio Sereni*
Algieria
Kiedyś byłaś karą
którą mogłem widzieć we własnych dłoniach
coraz bardziej twoim pyłem spalonych
aby zatracić pamięć o innym cierpieniu.
Jakże mną wstrząsasz odrodzona gorączko
której mi brakło i w lustrze wieczystym
dziś na mojej twarzy płoniesz
jak w mrocznym porcie czynią dzień
niewypowiadalne znaki z okrętów.
tłum. Wojciech Bońkowski
*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie W języku Dantego
Wiersz nawiązuje do traumatycznych przeżyć poety z jego pobytu
w obozie jenieckim w Algierii w czasie II wojny światowej – R. M.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.01.10 o godzinie 15:08 -
Vittorio Sereni*
Strach drugi
Nie ma nic przerażającego
w głosie który wzywa mnie
właśnie mnie
z ulicy pod domem
w nocnej godzinie:
to jest krótkie przebudzenie wiatru
umykający deszcz.
Wymawia moje imię nie wylicza
moich grzechów, nie zarzuca przeszłości.
Łagodne (Vittorio
Vittorio) rozbraja mnie, zbroi
mnie samego przeciw mnie.
tłum. z włoskiego Wojciech Bońkowski
*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie W języku DantegoTen post został edytowany przez Autora dnia 30.03.14 o godzinie 06:33 -
Vittorio Sereni*
Włoch w Grecji
Pierwszy wieczór ateński, rozległe pożegnanie
konwojów które definiują przed twoimi znużonymi
szatami w długim półmroku.
Jak żałobę
odrzuciłem lato na zakręcie
i morzem i pustynią jest przyszłość
bez pór roku.
Europo Europo która patrzysz na mnie
kiedy schodzę bezbronny i pogrążony
w wątłym micie wśród zastępów bestii,
jestem twoim synem w ucieczce który nie zna
wroga prócz własnego smutku
czy może wskrzeszonej łagodności
jezior i listowia za ucichłymi
krokami,
moje szaty to pył i słońce,
idę się przekląć, pogrążyć na lata.
tłum. Wojciech Bońkowski
*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie W języku DantegoRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.01.10 o godzinie 15:04 -
Vittorio Sereni
Ręce
Te twoje ręce które cię bronią:
czynią mi zmierzch na twarzy.
Gdy rozchylasz je powoli, tam dalej
miasto jest łukiem ognistym.
We śnie który nastąpi
będą żaluzje przecięte słońcem
i utracą na zawsze
ten smak zieleni i wiatru
gdy mi je odbierzesz.
tłum. Wojciech Bońkowski
w wersji oryginalnej pt. "Le mani"
w temacie W języku DantegoRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.02.11 o godzinie 16:29 -
Pierre Reverdy*
Aforyzmy
Poeta jest piecem do spalania realności.
Rzeczywistość nie motywuje dzieła sztuki. wychodzi się od życia, aby osiągnąć inną rzeczywistość.
Jako wolnomyśliciel Boga wybrałem w sposób wolny.
Poezja jest w życiu tym, czym ogień w lesie.
Potrzebuję tak dużo czasu, aby nic nie robić, że nie pozostaje mi już wiele czasu na pracę.
Przyroda to ja.
Etyka to estetyka wnętrza.
Piszę, aby żyć, to znaczy, aby stworzyć się samemu.
Człowiek – pierwsze zwierzę, które pomyślało, że nie jest zwierzęciem.
Miałem wystarczająco dużo talentu, aby żałować, że nie miałem go więcej.
tłum. Kazimierz Brakoniecki
*notka o autorze, jego wiersze w oryginale i linki do polskich przekładów
w temacie W języku Baudelaire'aRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.11 o godzinie 17:54 -
Pierre Reverdy*
Zagubiona głowa
Na ulicy po której nie chodzi nikt
Między numerem 13 a 30
Przez jakiś czas
Przez wszystkie te dni i kolejne
Jestem tu i czekam
Czekam na ciebie
Z daleka stamtąd zewsząd
Skąd przybywasz nie przybędziesz
znasz ten i tamten świat
I wszystko czego jeszcze nie poznałaś
Czemu zaprzeczasz
Co wyśmiewasz
Ale kiedy musisz wyjechać to płaczesz
Teraz bije dzwon a ja jestem tu
Koło mnie są ludzie ale nawet na mnie nie patrzą
ludzie których widziałem i którzy mnie nie widzą
Bogaci ludzie i inni którzy mają talent
Wreszcie wszyscy o których dzisiaj się mówi
Ale ty gdzie jesteś
Dlaczego jeszcze nie przybyłaś
Jakiś hałas dochodzi z dworu
To nie po mnie ani po nich
To twoja kolej
I nagle to ty
Jak zwykle smutna
Jaka figura
Kilka kropel deszczu lśni
Na twoich włosach
tłum. z francuskiego Kazimierz Brakoniecki
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie W języku Baudelaire'aTen post został edytowany przez Autora dnia 09.01.14 o godzinie 00:37 -
Pierre Reverdy
Serce przy sercu
Oto wreszcie stanąłem
Przeszedłem tędy
Teraz ktoś inny tędy przechodzi
Jak ja
Nie wiedząc dokąd idzie
Zadrżałem
W głębi pokoju ściana jest czarna on drży tak samo
Jak udało mi się przejść przez próg tych drzwi
Można byłoby krzyczeć
Nikt by nie usłyszał
Można byłoby płakać
Nikt by nie zrozumiał
Odnalazłem twój cień w półmroku
Jest bardziej wyciszony niż ty sam
Niegdyś
Cień stawał smutny w rogu
To śmierć przyniosła tobie ten spokój
Ale ty mówisz i mówisz
Chciałbym cię opuścić
Gdyby było trochę więcej powietrza
Gdyby światło dzienne udzieliło nam więcej jasności
Dusimy się
Sufit ciąży nad moją głową i ciśnie
gdzie stanę albo dokąd pójdę
Nie mam nawet dosyć miejsca aby umrzeć
Dokąd idą kroki wychodzące ze mnie które słyszę
Tam tak daleko
Jesteśmy sami mój cień i ja
Nadchodzi noc
tłum. Kazimierz Brakoniecki
wersja oryginalna pt. „Cœur à cœur” w temacie
W języku Baudelaire'a
Inny przekład, Julii Hartwig pt. "Serce do serca", w temacie
Miej serce i patrzaj w serceRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.11 o godzinie 16:49 -
Pierre Reverdy (1889 – 1960) – poeta francuski, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli surrealizmu i kubizmu w poezji, przyjaźnił się ze wszystkimi najbardziej znaczącymi postaciami świata artystycznego pierwszej połowy XX wieku, takimi jak: Guillaume Apolliaire, Max Jacob, Louis Aragon, André Breton, Tristan Tzara, Pablo Picasso, Georges Braque czy Henri Matisse. A. Breton w pierwszym „Manifeście surrealistycznym” nazwał go „największym poetą wszech czasów”. W latach 1917-1918 redagował wspólnie
z M. Jacobem i G. Apollinairem pismo „Nord-Sud”, które propagowało dadaizm
i surrealizm w sztuce. W Polsce ukazał się wybór jego wierszy w tomie: Poezje wybrane. Wybór, wstęp i przekład Julii Hartwig. PIW, Warszawa 1986.
Cœur à cœur
Enfin me voilà debout
Je suis passé par là
Quelqu’un passe aussi par là maintenant
Comme moi
Sans savoir où il va
Je tremblais
Au fond de la chambre le mur était noir
Et il tremblait aussi
Comment avais-je pu franchir le seuil de cette porte
On pourrait crier
Personne n’entend
On pourrait pleurer
Personne ne comprend
J’ai trouvé ton ombre dans l’obscurité
Elle était plus douce que toi-même
Autrefois
Elle était triste dans un coin
La mort t’a apporté cette tranquillité
Mais tu parles tu parles encore
Je voudrais te laisser
S’il venait seulement un peu d’air
Si le dehors nous permettait encore d’y voir clair
On étouffe
Le plafond pèse sur ma tête et me repousse
Où vais-je me mettre où partir
Je n’ai pas assez de place pour mourir
Où vont les pas qui s’éloignent de moi et que j’entends
Là-bas très loin
Nous sommes seuls mon ombre et moi
La nuit descend
dwa przekłady: Kazimierza Brakonieckiego pt. "Serce przy sercu" w temacie
W głąb siebie...("Szaleństwo i geniusz") i Julii Hartwig pt. "Serce do serca"
w temacie Miej serce i patrzaj w serce
La repasseuse
Autrefois ses mains faisaient des taches roses sur le linge éclatant qu’elle repassait. Mais dans la boutique où le poêle est trop rouge son sang s’est peu à peu évaporé. Elle devient de plus en plus blanche et dans la vapeur qui monte on la distingue à peine au milieu des vagues luisantes des dentelles.
Ses cheveux blonds forment dans l’air des boucles de rayons et le fer continue sa route en soulevant du linge des nuages – et autour de la table son âme qui résiste encore, son âme de repasseuse court et plie le linge en fredonnant une chanson – sans que personne y prenne garde.
przekład Julii Hartwig pt. "Prasowaczka" w temacie Zawody i profesje widziane okiem poety
Un homme fini
Le soir, il promène, à travers la pluie et le danger nocturne, son ombre informe et tout ce qui l’a fait amer.
À la première rencontre, il tremble — où se réfugier contre le désespoir?
Une foule rôde dans le vent qui torture les branches, et le Maître du ciel le suit d’un œil terrible.
Une enseigne grince — la peur. Une porte bouge et le volet d’en haut claque contre le mur; il court et les ailes qui emportaient l’ange noir l’abandonnent.
Et puis, dans les couloirs sans fin, dans les champs désolés de la nuit, dans les limites sombres où se heurte l’esprit, les voix imprévues traversent les cloisons, les idées mal bâties chancellent, les cloches de la mort équivoque résonnent.
przekład Julii Hartwig pt. "Skończony człowiek" w temacie "Okrutną zagadką jest życie"...
Lumière
Une petite tache brille entre les paupières qui battent. La chambre est vide et les volets s’ouvrent dans la poussière. C’est le jour qui entre ou quelque souvenir qui fait pleurer tes yeux. Le paysage du mur — l’horizon de derrière — ta mémoire en désordre et le ciel plus près d’eux. Il y a des arbres et des nuages, des têtes qui dépassent et des mains blessées par la lumière. Et puis c’est un rideau qui tombe et qui enveloppe toutes ces formes dans la nuit.
przekład Julii Hartwig pt. „Światło” w temacie Światło
Inne wiersze Pierre’a Reverdy’ego w tematach Miniatury poetyckie, Czas, zegary...,
Samotność, s. 4, s. 7/Poezja kolei żelaznych, Co się poetom śni...?, Światło, Motyw dzwonu w poezji, Poezja i muzyka, Motyw wiatru w poezji/Śmierć, Cztery żywioły, Tęsknota, Ruiny - dosłownie i w przenośni, Pożegnania, Blaski i cienie małżeństwa,
Nadzieja, Krew/Los i przeznaczenie, Świat chwiejnych cieni
Patrz też w temacie Złote myśli (aforyzmy)Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 21.09.11 o godzinie 08:48 -
Pierre Reverdy*
Muzycy
Cień i zaułek uliczny, gdzie coś się dzieje. Stłoczone głowy słuchają i patrzą. Oko przenosi się z chodnika na instrument, który gra i jest w ciągłym ruchu, na pojazd przebiegający przez noc. Ostrza gazowej lampy przecinają tłum i rozłączają wyciągające się ręce, zawieszone spojrzenia i przypadkowe odgłosy. Ludzie zebrali
się tu, na skrzyżowaniu, wszyscy o tej samej porze. Rozproszone głosy wiodą dźwięk
po strunie, która zgrzyta i zamiera ci chwila. Potem znak z nieba, zagarniający gest
i wszystko ginie pod połą żakietu i za ścianą, która znika. Całość się zaciera, mgła owija przechodniów, rozprasza echo, zakrywa mężczyznę, grupę ludzi i instrument.
tłum. z francuskiego Julia Hartwig
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich przekładów w temacie
W języku Baudelaire'aTen post został edytowany przez Autora dnia 24.01.14 o godzinie 06:54 -
Pierre Reverdy*
Dźwięk dzwonu
Wszystko zgasło
Wiatr przelatuje ze śpiewem
I drżą drzewa
Zwierzęta wymarły
Nie ma już nikogo
Spójrz
Gwiazdy się zatarły
Ziemia przestała się obracać
Pochyliła się głowa
Włosy wymiatają noc
Na ostatniej stojącej dzwonnicy
Bije północ
tłum. Julia Hartwig
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie W języku Baudelaire'aRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.11 o godzinie 18:40 -
Pierre Reverdy*
Powietrze
Zapomnienie
zamknięte drzwi
Na pochylonej ziemi
Drzewo drży
I tylko
Śpiewa ptak
Na dachu
Nie ma już światła
Tylko słońce
I znaki, które kreślą twoje palce
tłum. Julia Hartwig
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie W języku Baudelaire'aRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.11 o godzinie 18:56 -
Pierre Reverdy
Światło
Mała plamka błyszczy miedzy trzepoczącymi powiekami. Pokój jest pusty i okiennice otwierają się na gęsty pył. To wchodzi dzień, a może jakieś wspomnienie każe oczom zapłakać. Krajobraz muru – horyzont za tobą – pamięć twoja w nieładzie i bliżej oczu niebo. Są tam drzewa i chmury, wystające głowy i ręce poranione światłem. Potem spada zasłona i owija wszystkie kształty w noc.
tłum. Julia Hartwig
wersja oryginalna pt. "Lumière" w temacie W języku Baudelaire'a
Światło
Południe
Lustro błyszczy
Słońce w dłoni
Kobieta patrzy
W swoje oczy
I swój smutek
Mur naprzeciw jest nieprzezroczysty
Fałdy które wiatr robi na zasłonach łóżka
Drżenie
Można spojrzeć w głąb pokoju
Obraz znika
Chmura nadchodzi
Deszcz
tłum. Kazimierz BrakonieckiRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.11 o godzinie 17:59 -
Ubrani w nagość
Och alla är nakna i döden.
I wszyscy są nadzy w śmierci.
Artur Lundkvist
Dzisiaj sny nasze spotkały się
i my w nich oboje byliśmy
nadzy ale inaczej niż w życiu
gdy się rozbieramy
w snach naszych w nagość
byliśmy ubrani
i siedzieliśmy tak naprzeciw siebie
bez wstydu i zażenowania
nie czuliśmy ani chłodu ani
skrępowania
nie plątały się myśli o seksie
nagość nasza była tak
naturalna
jak przyjście na świat i odejście
na zawsze
nadzy tylko ty i ja.
Ale w sen nasz wkroczyli
nagle inni
ci byli ubrani i szczelnie zapięci
z nagości rozebrani
widząc nas cofnęli się szybko
zawstydzeni
bo byli z nagości rozebrani.
Nie wszyscy ze snu odchodzą
odchodzą tylko nadzy
ubrani w nagość przyszli
i nadzy odchodzą
i wszyscy są nadzy w śmierci. Ten post został edytowany przez Autora dnia 31.03.18 o godzinie 01:33 -
Rainer Maria Rilke
Księga o życiu mnicha (3)
Kiedy mnich czytał w burzliwy wieczór Biblię, zauważył, że wszystkie śmierci
poprzedziło zabicie Abla. I zatrwożył się głęboko w swoim sercu. I mnich poszedł,
bo lękał się bardzo, do lasu, i wpuścił do siebie całe światło i wszystkie zapachy
lasu, których śpiew był głośniejszy niż zmącona mowa jego myśli. I nawiedził go
niebawem w nocy sen, dla którego wynalazł wiersze:
Der blasse Abelknabe spricht:
Mówi cień Abla:
Mnie nie ma. Brat mi coś zrobił,
czego nie widziały moje oczy.
On mi światło zaćmił.
On moje oblicze zakrył
swoim obliczem.
A teraz jest sam.
I myślę, już będzie tak.
Bo nikt nie zrobi mu tego, co on mi zrobił.
Jeśli inni wybiorą moje drogi,
dopadnie ich jego gniew
i wszyscy odeń zginą też.
Myślę, że mój wielki brat czuwa
jak sąd.
To ja wiem, czym jest noc długa,
nie on.
(22 wrz. późno)
I wtedy mnich dziękował z głębi wyzwolonego uczucia:
Du Dunkelheit, aus der ich stamme
O ty ciemności, z której się wywodzę,
ja kocham ciebie bardziej niźli płomień,
który świat ogranicza,
bo rozbłyska
w jednym kręgu ledwie,
poza którym żaden byt nic o nim nie wie.
Za to ciemność wszystko łączy w sobie:
postacie i płomienie, zwierzęta i mnie -
zagarnia nieustępliwa,
ludzi i moce...
I zdarzyć się może: jakaś wielka siła
nagle z bliskości mnie przyzywa:
Tak, wierzę w noce.
(22 też)
Ich glaube an Alles noch nie Gesagte
Wierzę we wszystko niewypowiedziane.
Chcę me najlepsze wyzwolić uczucia.
Czego nikt jeszcze nie ważył się zachcieć,
Moc nieodparta do tego mnie zmusza.
Jeślim zuchwały, przebacz mi, mój Boże.
Ale chcę tobie tylko to powiedzieć:
Mej dobrej siły nic w pędzie nie zmoże,
nie da się wstrzymać zwlekaniem ni gniewem;
tak ciebie dzieci kochają swawolne.
Takim przypływem, i ujściem podobnym,
w otwarte morze potężnym ramieniem,
ciągłym powrotem rosnącego życia,
chcę cię wyznawać, chcę rozsławiać ciebie
jak nikt dotychczas.
Jeślim zbyt dumny, pozwól mi być dumnym
w mojej modlitwie,
która z uporem samotnym
staje przed twoim chmurnym obliczem.
(tak samo)
Ich bin auf der Welt zu Allen
Sam jestem na świecie, lecz sam nie dosyć,
by święcić każdą godzinę.
Mały na świecie, lecz mały nie dosyć,
by być jak rzecz przed tobą,
ciemny i mądry.
Chcę, by ma wola śmiało wytyczała
do czynu drogi;
i chcę w tych gnuśnych i spokojnych czasach,
gdy coś nadchodzi -
znaleźć się wśród wiedzących
lub być samotnym.
Chcę cię zawsze odbijać w całej postaci,
nie chcę być ślepy ani za stary,
by nieść twój ciężki i chwiejny obraz.
Chcę się rozwijać.
Nie chcę być nigdzie skrzywiony,
bo jestem wtedy skłamany.
I chcę, by mój sens
był dla ciebie prawdziwy. Chcę się opisać,
jak obraz, który widziałem,
długo i z bliska,
jak słowo, które pojąłem,
jak mój powszedni dzban,
jak mojej matki oblicze,
jak okręt,
który mnie niósł
przez śmiertelny sztorm...
Du siehst, ich will viel
Widzisz, chcę wiele.
Może mieć wszystko chcę:
mrok każdego nieskończonego upadku
i każdej wspinaczki świetlistą grę.
Tak wielu ludzi nie chce niczego.
Wystarcza im ledwie doznanie
uczucia byle jakiego.
A ty się cieszysz każdym człowiekiem,
który służy i pragnie.
Cieszą cię wszyscy, którym jesteś potrzebny
jak sprzęt.
Jeszcześ nie ostygł, jeszcze masz siły,
by w swoje głębie stające się wejść,
gdzie życie objawia się w ciszy.
Wir bauen an dir mit zitternden Händen...
Drżącymi cię budujemy rękami,
atom na atom kładziemy.
Lecz któż ukończyć was zdolny,
o, wy katedry.
Czym jest Rzym?
On się rozpada.
Czym jest świat?
Będzie pobity
nim twoje wieże zwieńczą kopuły
nim z bezmiarów mozaiki
twoje promienne czoło się wzniesie.
Lecz czasem we śnie
uda mi się twą przestrzeń
zobaczyć
od głębi początku
po dachu brzeg złocisty.
I widzę: wystrój ostatni
budują i tworzą
moje zmysły.
(22)
Daraus, daß Einer dich einmal gewollt hat
Stąd, że ktoś kiedyś ciebie zapragnął,
wiem, że my także mieć cię śmiemy.
Nawet gdy wszystkie głębie porzucimy:
nawet gdy góra kryje złoto,
a nikt go wydobyć nie może,
kiedyś je przecie wypłucze potok,
co w ciszę kamieni sięga,
cierpliwych.
Także gdy sobie tego nie życzymy:
Bóg dojrzewa.
Wer seines Lebens viele Widersinne
Kto swego życia niedorzeczne wątki
pojedna zgodnie, w jeden sens ogarnie,
ten wyprosi
z pałacu tych, co czynią wrzawę,
inaczej będzie czynił, a ty jesteś gościem,
którego wita w pogodne wieczory.
Jesteś tym drugim jego samotności,
statecznym środkiem jego monologów;
i każde wokół ciebie zakreślone koło
przydaje mu słój czasu coraz nowy.
(22, nocą)
Was irren meine Hände in den Pinseln?
Dlaczego moje dłonie pośród pędzli błądzą?
Gdy cię maluję, Boże, ty nie widzisz tego.
Lecz czuję cię. Na zmysłów moich krańcu
zaczynasz grę powolną, jakbyś tworzył wyspy -
i dla twych oczu, niezmrużonych nigdy,
jestem przestrzenią.
I już nie jesteś w środku twego blasku,
gdzie wszystkie linie anielskiego tańca
zbliżają ci oddale jak muzykę -
już w twym najdalszym domu masz siedzibę.
Mnie teraz słucha wszystko w twoim niebie,
albowiem czując zamilkłem dla ciebie.
Mnicha nawiedziło wiele obcych myśli i zdały mu się one jakby chmarą gości; lecz
w końcu zwraca się znów do Boga w tych pełnych oddania wierszach. 24 w lesie
między ludźmi, niedzielnie nastrojonymi.
Ich bin, du Ängstlicher. Hörst du mich nich
Jestem, Trwożliwy. Czy nie słyszysz,
że wszystkie moje zmysły wrą przy tobie?
Moje uczucia uskrzydlone
dokoła twej postaci krążą.
Nie widzisz mojej duszy, która obok,
tak blisko ciebie stoi w sukni z ciszy?
Czy nie dojrzewa moja majowa modlitwa
na twym spojrzeniu, jak na drzewie rodnym? -
Ja będę twoim snem, gdy będziesz spał.
A kiedy czuwasz, będę twoją wolą
i będę władał całą wspaniałością
i rozpościerał się jak cisza gwiazd
nad miastem czasu wymarzonym.
I mnich się rozpromienia w swoim wnętrzu, i czuje się wszystkim obdarowany
i wszechobecny w każdej radości, jak blask na całym złocie świata. I wstępuje po
swoich wierszach jak po stopniach, i już nie czuje zmęczenia.
Mein Leben ist nicht diese steile Stunde
Życie moje nie jest tą godziną stromą,
w której mnie widzisz, jak się spieszę.
Jestem z mojego wnętrza drzewem,
ustami jedynymi wśród wielu mych ust
i tymi, które zamykają się najprędzej.
Ja jestem ciszą między parą tonów,
które niełatwo się ze sobą godzą:
bo wyżej się ton śmierć wzbić chce -
Lecz w ciemnym interwale drżąco
jednają się oba.
I pięknie brzmi pieśń.
I tak znalazł się mnich bardzo blisko Boga.
(tego samego wieczoru)
Und um der Schönheit Willen sind wir beide
I tak dla piękna my obaj jesteśmy
do dzieła tego samego wybrani.
Niby obrazy na starym jedwabiu.
I czy maluję, śnię czy cierpię,
wiszę jak klejnot migoczący
wokół ciemności twoich ramion.
Jest bowiem piękno głównie zmysłem.
A najpierw wzięło od ukrytych lędźwi
fałszywe zmarszczki złego wstydu,
i stąd się oswoiła radość prosta,
i nosi pełna udręki tęsknota
wąskie korony, które oślepiają.
Ono odwróci wartości zbyt ciężkie,
jest bowiem wielce sprawiedliwe samo.
Tyś jest początek, Boże, ja, twój giermek,
jestem dla ciebie nowym rozpoczęciem...
Ono nas odbdaruje, nie dotknie zagładą.
I oto stał się mnich niemal artystą. Chociaż pozwolił się tworzyć swoim wierszom,
zamiast tworzyć swoje wiersze.
I mnich splótł ręce i stał w księżycowej nocy, jak pobliskie drzewa, w ciemności
przenikniętej pobożnością i pokorą. I tak zapanował nad wielością swoich uczuć,
że stały się jednak wierszami, mimo że z zamętu i dzikości wniknęły w słowa.
Wenn ich gewachsen wäre irgendwo
Gdybym gdzie indziej życie pędzić mógł,
gdzie dni są lżejsze, godziny smuklejsze,
to bym ci sprawił święto najprzedniejsze,
i moje ręce inaczej niż tu
trzymałyby cię nie tak ciężko i lękliwie.
Tam bym się lekko brać ośmielił ciebie,
ty bezgraniczna teraźniejszości.
Jak piłkę
cisnąłbym cię na przestwór radości,
by ktoś cię ujrzał
i gdy będziesz spadała,
podbiegł, wznosząc ramiona,
ty rzeczy nad rzeczami.
Kazałbym ci błyszczeć
jak klinga.
Pierścieniem złocistym
kazałbym objąć twój ogień,
by mi go zatrzymał
na jasnej dłoni.
Byłbym cię malował: nie na ścianie,
na niebie samym od krańca do krańca,
i bym cię tworzył, tak jak giganci
by cię tworzyli: jako górę, pożar,
jak samum, wstający z pustynnych piasków -
albo
zdarzyłoby się tak: z przypadku
bym cię znalazł...
Daleko są przyjaciele,
nie słyszę ich śmiechu już;
a ty: ty z gniazda wypadłeś,
pisklę z żółtymi pazurkami
i wielkimi oczyma, i sprawiasz mi ból.
(Moja dłoń dla ciebie zbyt szeroka.)
I czerpię palcem ze źródła kropelkę
i patrzę, czy łaknąc sięgniesz po nią,
i słyszę, jak bije moje i twoje serce,
i oba biją z lęku.
Ostatnia część tego utworu zaświtała mnichowi, który bez tchu szedł z ogrodu,
dopiero gdy przekraczał próg swojej małej, łagodnie oświetlonej celi. Ale wiersze
były już od razu gotowe. I jawiły mu się jako przenikająca go harmonia i pogoda,
tak że szybko posłał sobie łóżko i postanowił tej nocy spać, i ani nie rozmyślać,
ani się nie modlić. A przed snem pojawił się jeszcze krótki utwór, który przyjął
z uśmiechem:
Ich finde dich in allen diesen Dingen
Znajduję ciebie we wszystkich tych rzeczach,
dla których jestem dobry i jak brat;
ty się w tych małych jak ziarno wygrzewasz,
a w tych ogromnych jesteś wielki tak.
To jest cudowna gra służebnych mocy,
że tak przez rzeczy idą niewstrzymanie:
w korzeniach rosnąc, tracąc się w smukłości,
w koronach górnych niby zmartwychwstanie.
(24 późno)
tłum. Andrzej LamRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.02.09 o godzinie 19:25 -
Rainer Maria Rilke
Księga o życiu mnicha (2)
Du, Nachbar Gott, wenn ich dich manchesmal...
Sąsiedzie Boże, jeśli cię czasami
pukaniem niepokoję w długą noc -
to stąd, że słyszę twój oddech zbyt rzadko
i wiem: ty w swojej sali jesteś sam.
Gdy czegoś potrzebujesz, nikt nie czeka,
by napój pragnącemu podać w dłoń:
Ja słucham zawsze: daj mi jakiś znak.
Ja jestem blisko.
Pomiędzy nami tylko cienka ściana -
przypadek czysty; może zdarzyć się:
wołanie twoich albo moich ust -
i ona pada
bezdźwięcznie, w ciszy.
Bo jest z obrazów twoich zbudowana.
Obrazy twe przed tobą jak imiona.
I kiedy światło się rozjarza we mnie,
co moja głębia nim ciebie poznaje,
staje się złotem na ich ramie ledwie.
I moje zmysły, tak szybko osłabłe,
są bez ojczyzny, i z dala od ciebie.
Wenn es nur einmal so ganz stille wäre...
Gdyby taka cisza mogła nastać czasem,
aby wszystko przypadkowe, byle jakie
umilkło całkiem, śmiech i gwar pobliski,
i gdyby szum, co czynią go me zmysły,
nie przeszkadzał mi tak bardzo w słuchaniu -
Wtedy bym myślą tysiąckrotną skrycie
pomyślał ciebie aż po kres, do dna,
i posiadł cię (jak długo uśmiech trwa),
by obdarować tobą całe życie,
na dziękczynienia znak.
Podczas powrotu do domu w lesie wieczornym, gdy uciszyły się wierzchołki drzew,
w samym środku burzy, nasłuchując, bez tchu:
Ich lebe grad, da das Jahrhundert geht...
Żyć mi wypadło, gdy zbliża się wiek,
i czuje się od wielkiej karty wiatr,
którą zapisał Bóg, i ty, i ja,
i którą obca dłoń odwraca w niebie.
I bije blask od nowej tej stronicy,
gdzie wszystko może wydarzyć się jeszcze.
Moc swoją mierzą jakieś ciche siły
i ciemnym wzrokiem patrzą na siebie.
Także podczas powrotu, kiedy ciężką szarość zachodniego nieba rozdarł prześwit
i wstąpiła nań czerwień płonąca, która zabarwiła chmury osobliwym fioletem.
I za drżącymi drzewami nastał wieczór, jakiego jeszcze nie było. Mnich odczuł to
na przełomie wieków jako znak, i ogarnęła go fala pobożności. 26 wrz. 1899
Ich lese es heraus aus deinem Wort...
Z twojego słowa odczytuję to
i z gestów, które ciebie kryją,
a nimi wokół bytu twoje dłonie
się zamykały, takie ciepłe, mądre.
Mówiłeś życie głośno i śmierć cicho,
i wciąż od nowa powtarzałeś: być.
Ale przed pierwszą śmiercią przyszedł mord.
I rysa na twych kręgach się zjawiła,
rozległ się krzyk
i porwał głosy,
które dopiero się skupiały,
by mówić ciebie,
by nosić ciebie,
nad przepaścią most -
I co od tego czasu bełkotały,
to ledwie strzępy są
dawnego twojego imienia...
tłum. Andrzej LamRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.02.09 o godzinie 19:13 -
Rainer Maria Rilke
Księga o życiu mnicha (1)
Da neigt sich die Stunde und rührt mich an...
Godzina się chyli, porusza mnie
jej czysty dźwięk metaliczny:
i drżą mi zmysły. I czuję: wiem -
i chłonę ten dzień plastyczny.
Nim świat ujrzałem, nie był skończony,
tworzenie wszelkie ustało.
Teraz ma każdy, jak narzeczoną,
rzecz taką, jakiej zapragnął.
Nic mi za małe, kocham ten świat,
maluję na tle ze złota,
wznoszę, choć nie wiem, komu i jak
uskrzydlić duszę zdoła...
wieczorem 20 września, kiedy po długotrwałym deszczu słońce szło przez las i
przeze mnie
Ich lebe mein Leben in wachsenden Ringen...
Przeżywam życie w rosnących kręgach,
co nad rzeczami je kreślę.
Nie wiem, czy ostatniego doczekam,
lecz będę próbował wiernie.
Dokoła Boga, wieży prastarej,
krążę przez lat tysiące;
nie wiem, sokołem jestem czy wiatrem,
czy wielkim śpiewem może...
tego samego wieczoru, kiedy znów zerwał się wiatr i nadciągnęły chmury
Ich habe viele Brüder in Sutanen...
Mam wielu braci klasztornych w sutannach,
tam na południu, gdzie wawrzyn stoi.
Wiem, jak malują ludzkie Madonny,
i często śnię o młodych Tycjanach,
co widzą Boga w żarze gorącym.
Lecz gdy ku sobie się zwracam w skupieniu:
Mój Bóg jest ciemny, i niby tkanina
wielu korzeni, co piją w milczeniu.
Lecz wiem to, że się z jego ciepła dźwigam,
a więcej nic już, bo moje gałęzie,
zwieszone nisko, drżą tylko na wietrze.
tego samego wieczoru w pokoju
Wir dürfen dich nicht eigenmächtig malen...
Dowolnie cię malować nie godzi się przecie,
ty Świtająca, z której dzień powstaje.
Czerpiemy wiernie z starodawnych palet
te same linie, te same promienie,
którymi święty mistrz przemilczał ciebie.
Kładziemy obraz na ściany przed tobą,
i tysiąc murów już cię w krąg otacza.
Bo przesłaniamy cię pobożną dłonią,
gdy naszym sercom się jawisz otwarta.
Kasi Gorzałównie
tego samego wieczoru
Ich liebe meines Wesens Dunkelstunden...
Lubię te ciemne godziny w mym bycie,
gdy zmysły toną w głębinie bezwolne;
jak w starych listach, widzę w nich ukryte
codzienne życie, już dawno minione
i jak legenda dalekie, prześnione.
I wtedy wiem już, że zyskałem przestrzeń
na drugie życie, co bez czasu płynie.
Niekiedy czuję się ogromnym drzewem,
rosłym, szumiącym, co ponad mogiłę
wyrasta snem, przez chłopca śnionym skrycie
(którego strzegą podziemne korzenie),
straconym w smutku, żałości i śpiewie.
w lesie, 22 wrz.
tłum. Andrzej LamRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.02.09 o godzinie 19:05