Wypowiedzi
-
Władysław Broniewski
Zabrze
Prędzej, górniku, głębiej, górniku,
węgla pokłady rąb,
w twojej kopalni, na twym chodniku
staje ojczyzny zrąb.
Pod twym oskardem padł kapitalizm,
nadszedł wolności czas.
Więcej żelaza, węgla i stali
dla robotniczych mas!
Węgiel ogrzeje, węgiel nakarmi,
z węgla nasz Wspólny Dom,
węgiel – to siła Ludowej Armii,
droga ku jasnym dniom.
Nie dla bogaczy – wyzyskiwaczy
dzisiaj wyciskasz pot:
Polska robocza czeka i patrzy,
czeka i pług i młot.
Prędzej górniku, śmielej, górniku,
w przyszłość twą jasną idź,
dąż zastępami współzawodników,
w trudzie pierwszeństwo chwyć.
Twoja ta ziemia, twoje na zawsze
węgiel, żelazo, stal!
Zabrze na przedzie, prowadzi Zabrze
w socjalistyczną dal.
Słowo o Stalinie (fragm.)
III
"Rewolucja - parowóz dziejów"...
Chwała jej maszynistom!
Cóż, że wrogie wiatry powieją?
Chwała płonącym iskrom!
Chwała tym, co wśród ognia i mrozu
jak złom granitowy trwali,
jak wcielona wola i rozum,
jak Stalin.
Przeleciały watahy lotne
białogwardyjskiej konnicy...
Trwał, jak skała samotny,
Carycyn.
Parły niemieckie kolumny,
waliły stalowym gradem,
aż padły pod pięknym i dumnym
Stalingradem.
V
Pędzi pociąg historii,
błyska stulecie-semafor.
Rewolucji nie trzeba glorii,
nie trzeba szumnych metafor.
Potrzebny jest Maszynista,
którym jest On:
towarzysz, wódz, komunista -
Stalin - słowo jak dzwon!
VI
Któż, jak On, przez dziesiątki lat
na dziobie okrętu wytrwał?
Szóstej Części przygląda się świat.
Bitwa.
Tam - bezrobocia, strajki, głód.
Tu - praca. Natchniony traktor.
Tworzy historię zwycięski lud.
Chwała faktom!
Któż, jak On, przez dziesiątki lat
wiódł ludzkość na krańce dziejów?
Jego imię - walczący świat:
nadzieja.
Rewolucjo! - któż wiatr powstrzyma,
kto ziemię zawróci w biegu?
Rewolucjo, tablice praw Rzymu
obalamy od Chin po Biegun!
Rewolucjo! siedemdziesiąt lat
Stalinowych powiewa nad światem.
I rodzi się nowy świat,
świat stary pęka jak atom.
VIII
Miliony ludzi Związku Rad i krajów idących drogą Socjalizmu tworzą świat nowy, niosąc w sercach i na ustach imię STALIN.
Ludowa armia chińska wypędza ze swego kraju przemoc obcą i niewolę pieniądza. Kroczy naprzód z imieniem STALIN.
W Wietnamie, Burmie, na wyspach Malajskich bojownicy wolności, niepodległości i sprawiedliwości walczą przeciw kolonizatorom wołając: STALIN!
Górnicy francuscy trwają w strajkach i wyciągają dłonie na wschód z okrzykiem: STALIN!
Chłopi włoscy zajmują obszarnicze nieużytki i odpędzani gwałtem, wołają: STALIN!
Poeta, wypędzony ze swej ojczyzny za umiłowanie wolności i sprawiedliwości społecznej, piękny poeta chilijski pisze poemat o STALINIE.
Zmiażdżona okrutnie Warszawa dźwiga swe okrwawione cegły tym szybciej z imieniem STALINA.
Wszędzie na świecie, gdzie sięga przemoc pieniądza, bagnet żołdaka i pałka policjanta, ludzie walczą i będą zwyciężali z imieniem STALINA.
Setki milionów ludzi wołają: STALIN! STALIN! STALIN!
Pierwszy Maja
Nasz sztandar płynie ponad trony,
niesie on
zemsty grom,
ludu gniew,
przyszłości rzucając siew,
a kolor jego jest czerwony,
bo na nim robotnicza krew.
Bolesław Czerwieński [1882]
Temat? – jak rzeka. Miejsce? – świat.
Cel? – szczęście. Wróg? – kapitalizm.
Myśmy widzieli świat spoza krat,
kraty pękły od młota ze stali.
My pójdziemy Pierwszego Maja
ulicami stolic świata,
my za ręce będziemy się trzymali,
my każdego przyjmiemy jak brata...
Każdego? – nie!
bo jest gniew,
bo są banki, kajdany, trony...
Nasz sztandar?... Jego kolor czerwony,
"bo na nim robotników krew".
Myśmy szli, raczej nasi ojcowie
(ileż to lat?...)
w Warszawie, w Łodzi i w Żyrardowie
myśmy szli na Pierwszego Maja
jak na bój!
Trony, banki się jeszcze trzymają.
Trzymaj sztandar,
bo twój.
Był rok Piąty, był Siedemnasty,
błysnął Petersburg: natchnienie-miasto,
była dokoła wroga banda,
błyszczał Październik: sztandar!
Ten sam sztandar szumiał nad Madrytem,
pieśń szumiała tym samym rytmem,
na placu Grzybowskim, jak dziś pod Grammos,
w sercach i w pieśni było to samo.
Nie będzie tronów, nie będzie banków,
złamiemy fronty Kuomintangu,
nie będzie City i Wall Street,
błyśnie wolności świt!
Pokój, pokój, pokój narodom,
braterstwo dla wszystkich ras,
w przyszłość – pierwszomajowym pochodem,
wyżej sztandarów las!
Młot, kielnia, młotek, kilof i pióro,
pług za traktorem, mosty w dal.
I ty tam pójdziesz literaturo:
słowo – stal.
Pięćdziesiąt osiem lat
liczy Pierwszy Maj.
Towarzyszu, masz zdobyć świat.
W trudzie trwaj.
/z tomu Władysław Broniewski: Wiersze zebrane. PIW, Warszawa 1955/Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 21.03.09 o godzinie 15:11 -
Od dwudziestu lat żyjemy w państwie rozrachunków z historią najnowszą. Świadomie wskazuję na państwo jako podmiot, a nie na społeczeństwo. Myślę, że większość polskiego społeczeństwa jest tym tematem albo już zmęczona czy znudzona, inna (zwłaszcza młodsza generacja) zupełnie chyba niezainteresowana. Jednak funkcjonariusze państwa (głównie parlamentarzyści, w mniejszym stopniu działacze samorządowi), dziennikarze, a także frustraci wszelkich maści i opcji politycznych, często przy użyciu aparatu państwowego (np. Instytutu Pamięci Narodowej czy mediów publicznych) wciąż pławią się w tym temacie i nic nie wskazuje na to, że się to szybko zmieni. Od tych sporów, a raczej wojenek ideologicznych, nie jest też wolna sfera twórczości artystycznej, zwłaszcza literatury. Co raz to jakiś świeżo nawiedzony „krytyk literacki” oznajmia światu o swoim odkryciu, że taki to
a taki literat splamił się, wręcz zhańbił, twórczością na zamówienie władzy politycznej, zwłaszcza propagującej ustrój totalitarny. I rzeczywiście, jeśli sięgnie się głębiej do literackiej szuflady, można z niej wygrzebać wiele utworów skądinąd znanych i cenionych autorów. Władysław Broniewski, Konstanty Ildefons Gałczyński, Jan Brzechwa, Wisława Szymborska, Wiktor Woroszylski, Adam Ważyk, Artur Międzyrzecki – to tylko niektóre bardziej znane i zasłużone dla polskiej poezji nazwiska autorów, którzy swego czasu byli gorącymi zwolennikami ustroju socjalistycznego w wydaniu stalinowsko-bierutowskim. Wielu z nich odeszło zresztą dość szybko od głoszonych wcześniej ideałów i to – co trzeba uczciwie podkreślić – nie zawsze pod wpływem politycznej koniunktury. Niektórzy nich zapłacili za swoją „zdradę” ogromną cenę, jak na przykład Władysław Broniewski prześladowany do końca swego życia przez komunistyczną bezpiekę czy Wiktor Woroszylski – internowany 13 grudnia 1981 roku po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, pomimo swego podeszłego wieku i złego stanu zdrowia. Proponując ten temat „rozrachunkowy” nie chcę bynajmniej przenosić „polskiego piekiełka” z nadętych i często świadomie manipulowanych wystąpień publicznych różnych polityków czy tzw. historyków dziejów najnowszych na wyjątkowo dotąd spokojne i bezkonfliktowe forum naszej grupy.
Od początku istnienia tego forum dążyłem do tego, aby było to rzetelne i profesjonalne miejsce poetyckich spotkań i dyskusji, a rzetelna humanistyka nigdy nie odwracała się od prawdy i podstawowych wartości humanitarnych. Poznajmy więc, poprzez utwory, komentarze i dyskusje również tę niechlubną stronę poezji. Aha, nie zapominajmy też, że panegiryki, czyli utwory przesadnie chwalące monarchę czy jakąś inną ważną w państwie osobę, znane już były w starożytności.
Życzę wszystkim ciekawych poetyckich wrażeń w tym wątku tematycznym – Ryszard.
Fiodor Reszetnikow "Drogi Stalinie", 1950Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.03.11 o godzinie 09:29 -
Claude Roy
Przyjaciel
dla Simona Leysa
Jest prawie w moim wieku Razem pracujemy
Często się spotykamy Cóż ja o nim wiem
Mówią że jest ambitny Że trzeba na niego uważać
Że nie zawahałby się przejść po twoim trupie
by wspiąć się szczebel wyżej po drabinie władzy
władzy zresztą (jak myślę) niezbyt pociągającej
W każdym razie zamknięty jest na cztery spusty
Jest moim sąsiadem Cóż ja o nim wiem
Su Dongpo żył w XI wieku w czasach dynastii Song
Nigdy go nie widziałem Nie znam jego mowy
I biedzę się wraz z moim przyjacielem sinologiem
nad przekładami jego wierszy czasem bardzo trudnych
Ale wiem co czuł gdy w śnieżną pogodę
jechał konno przez las a gałęzie mu strząsały płatki na szyję
Wiem o czym rozmyślał
przepływając jesienią wody zbiegu rzek
Jing i Jang-cy
i razem z nim widzę
tamte kolory wpółdojrzałych zbóż
Owego dnia padał deszcz Był rok 107
Słyszę głos jego żony:
"Jesteś jeszcze bardziej niemądry niż twoje dzieci"
i wiem jak jego pies Czarny Pysk
merdał ogonem kiedy Su doń mówił
Jego żona umarła Bolał po jej stracie
aż do końca życia Cesarz go wypędził
(intelektualista w Chinach nigdy nie miał łatwego życia)
Su był smutny Pisał piękne wiersze
Mam wrażenie że dość dobrze znam Su Dongpo
Nie jest moim sąsiadem Jest przyjacielem
30 czerwca 1983
tłum. z francuskiego Krystyna RodowskaTen post został edytowany przez Autora dnia 03.04.14 o godzinie 02:48 -
Josif Brodski
Motyl
I
Mam rzec, że jesteś martwy?
Lecz żyłeś tylko
dobę; smutne, motylku,
są Stwórcy żarty!
Słowo ”żyć” pusto brzmi,
gdy kilka godzin
dzieli śmierć od narodzin,
i trudno mi
w jednej daty granice,
w ten dzień niedługi
wtłoczyć jedno i drugie -
i śmierć, i życie.
II
Bo dni są dla nas, żywych,
niczym. I tyle:
niczym. Dni nie przyszpili
wzrok, by się żywić
ich barwą: one mkną
na swym tle białym
niewidzialne, bez ciała,
ulotne. Są
jak ty: powiem inaczej –
dzień, pomniejszony
do trwania twej agonii,
czyż wiele znaczy?
III
Mam rzec, że ciebie wcale
nie ma? Lecz barwy
z twych skrzydeł się nie starły:
istnieją dalej,
jak istniały. Kto im
wciąż podpowiada,
jak mają się układać?
A ja, ze swym
gliniastym, ciężkim słowem,
z mową bezbarwną,
jak mam dorównać farbom
palety owej?
IV
Na twych rozwartych skrzydłach
rzęsy, źrenice, -
dziewice pięknolice,
ptaki, straszydła?
Czyja na tobie twarz
sportretowana
w przelocie? W cętkach, w plamach,
jakimi trwasz
martwymi naturami
pośród żywiołów?
Co w tobie tkwi: ryb połów?
stół z owocami?
V
Może jesteś pejzażem?
Może przez lupę
dostrzegę w tobie grupę
nimf, pląsy, plażę?
Czy jasno tam jak w dzień?
czy mroki nocne
panują? Jakie słońce
rozjaśni cień,
gdy nad pejzażem wstanie?
Jakie w nim chmury?
I jakiej jest natury
odwzorowaniem?
VI
Myślę, żeś jest zarazem
i tym, i owym:
gwiazdą, głębiną, głową,
rzeczą, pejzażem.
Jakiż to złotnik siadł
i, brwi nie chmurząc,
w tobie jak w miniaturze
wyrył ten świat,
gdzie wszystko oszałamia,
zwodzi i przeczy,
gdzieś tyś jest - myśl o rzeczy,
a my - rzecz sama?
VII
Powiedz, czemu ten deseń
dostał się tobie
na jedną tylko dobę,
skoro trwa przestrzeń,
odbita w rtęci wód
wiecznie i wiernie?
Tak krótki jest twój termin,
że skrzydeł cud
daremny jest: tak rzadko
trzepoczesz w dłoni
lub umykasz pogoni
zbieracza z siatką.
VIII
Nie powiesz mi niczego;
lecz nie z przyczyny
bojaźni ani winy,
i nie dlatego,
żeś martwy i żeś motyl.
Żywe czy zmarłe
każde stworzenie marne
na znak wspólnoty
głos ma od Boga dla
brzmienia, znaczenia:
dla przedłużenia mgnienia,
minuty, dnia.
IX
Tobie – nikt nie wypłacił
owej zaliczki.
Lecz po cóż na nią liczyć?
I z jakiej racji
masz się znaleźć w rejestrze
dłużników nieba?
Nie smuć się: widać trzeba,
abyś był jeszcze
niemy, słaby i wczesny
(ciężar słów – męczy):
bardziej niż czas bezdźwięczny
i bezcielesny.
X
Zbyt śmiertelny, by bać się,
lekki, nieczuły,
wzlatujesz nad kopułę
klombu, tak właśnie,
jakby ci uciec przyszło
z zaduchu więzień,
gdzie tkwią „było” i „będzie”,
przeszłość i przyszłość;
i kiedy lecisz w dal,
nad kwiaty polne,
jest tak, jak gdybyś formę
powietrzu dał.
XI
Tak właśnie pióro czyni,
mknąc po otwartych
równinach śnieżnej karty,
nie wiedząc, czyli
z zapisywanych stron
sens czy nonsens powstaje –
ono się tylko zdaje
na mądrą dłoń,
dłoń, w której palcach nieme
słowo pulsuje,
nie pył z kwiatów zdejmując,
lecz z ramion brzemię.
XII
Takie piękno, z tak bliską
śmiercią złączone,
orze czoło zmęczoną
bruzdą domysłu:
trudno dowieść jaskrawiej,
że – przyjacielu –
świat stworzono bez celu,
a jeśli nawet,
to cel nie w nas jest, bracie
Entomologu,
ale w światła i mroku
wiecznym kieracie.
XIII
Pożegnać cię już, skoro
giniesz z dniem razem?
Są ludzie, których rozum
pokrywa porost
zapomnienia; lecz czy
winni są sami?
Wszak mają za plecami
nie miękkich dni
małżeńską pościel, i nie
mrok snu bez rojeń,
i nie przeszłość – lecz twoje
skrzydła jedynie!
XIV
Tyś jest bardziej niż Niczym.
A raczej: jesteś
widoczniejszy i przez to
bliższy. Lecz wliczam
cię do Nicości krewnych.
Twoja śmierć wczesna
Ją właśnie ucieleśnia;
dlatego pewnie
jesteś w zamęcie dnia
godzien choć słowa,
ty - przejrzysta przesłona,
co dzieli ”Nic” od “Ja”.
1972
tłum. Stanisław BarańczakRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 06.03.09 o godzinie 22:20 -
Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali oba moje ostatnie wiersze o bólu, szczególnie Małgosi i Jurkowi, że w tym delikatnym temacie napisali merytorycznie cenne dla mnie, a przy tym odpowiednio do tematu taktowne, komentarze. Nawiązując zaś do pytania Małgosi, jak można ewentualnie pomóc autorowi? Właśnie tak, Małgosiu, jak to już zrobiłaś, przy wsparciu ze strony Jurka i Krzysztofa. Pozdrawiam - Ryszard
-
Dziękuję, Jurku, za Szymborską. Nie znałem tego wiersza, a jego lektura tylko jeszcze bardziej mnie utwierdziła w przekonaniu, że godzina czwarta nad ranem, to godzina szczególna, której odrębności i siły nie tylko ja doświadczam. Pomyślałem też, że mój stary wiersz na ten temat, wpisany wcześniej na wątku "Wiersze na różne pory dnia", będzie bardziej pasował w tym miejscu, więc go przenoszę. Twój wiersz, jak zwykle, bardzo dobry. Pozdrawiam - Ryszard
Ryszard Mierzejewski
Czwarta rano
czwarta
rano to nie zwykła
godzina
jedni kładą się
wtedy spać po
pracowitym dniu bezczynności
i nicnierobienia oczekiwania
na cud
nie tylko gospodarczy inni
budzą się
po pracowitej nocy
zasłużonego odpoczynku
i rzucają się do
roboty to
przodownicy socjalistycznych
brygad pracy oni
zbawiają świat pierwsi
są smutni
co gorsza smutku swego
nie potrafią bądź
nie chcą przekuć w nic
wartościowego dla
potomnych jak ci co już
orzą
im daleko do smutku w swej
nieomylności
zapomnieli tylko o zwykłej
delikatności
dla tych co spać
nie mogą
delikatność nieomylność to
archaiczne słowa i nijak
nie pasują do
współczesnej poezji
ta jest brutalna i chamska
jak współczesna
młodzież
o czwartej rano
mijają się nie widząc
kiczowaci niewspółcześni
i przodownicy
chamskiej wizji świata
czwarta rano
to niezwykła godzinaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 06.03.09 o godzinie 08:34 -
Godzina bólu (2)
Zjawił się punktualnie
o godzinie swego imienia
przepędził sen
w który byłem wtulony
przysiadł się niewidoczny
bardzo blisko
i zaczął mnie obmacywać
posłusznie zmieniałem pozycje
przekręcałam się
z jednego boku na drugi
kładłem się na wznak na brzuchu
wstawałem
kucałem klękałem zwijałem się
w kłębek
a on wkładał swoje łapy
coraz głębiej
i głębiej
deflorował moje ciało
szarpał trzewia
nie miałem siły aby zawyć
wykrzyczeć cierpienia
byliśmy sami
tylko ja i on
bezradnie błądziłem wzrokiem
po ścianach
szukałem w ciemności znajomego cienia
ale dzisiaj nawet Chrystus
nie chciał na to patrzećRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.05.10 o godzinie 04:14 -
To ja Johnny
W sterylnej czystości bieli
i ciszy leży
pod prześcieradłem
kadłub bez nóg bez rąk bez twarzy
bez ruchu
to nie okaleczony człowiek
to okaleczony cień
człowieka
wokół grupa wojskowych notabli
pielęgniarek lekarzy
nie mamy wyrzutów sumienia
mówią do dziennikarzy
że podtrzymujemy wegetację
to nieznany dotąd w historii
przypadek kliniczny
mózg nie pracuje nie ma żadnej
świadomości
ani kontaktu ze światem
pacjent pozbawiony jest kończyn
nie ma wzroku słuchu smaku
i powonienia
a serce bije nadal trwają procesy
wegetatywne
musimy je śledzić badać
to ważny krok w poznaniu życia
człowieka
Lecz co to kadłub się rusza
jakby słyszał rozumiał
porusza regularnie głową
chce coś powiedzieć
ruchy pionowe poziome na przemian
jak kropki i kreski alfabetu Morse’a
to ja Johnny
mam dwadzieścia lat
walczyłem byłem na wojnie
czuję was wokół wszystko rozumiem
dajcie mi spokój
pozwólcie umrzeć
to ja Johnny mam dwadzieścia lat
pozwólcie mi umrzeć
”Johnny poszedł na wojnę” (Johnny Got His Gun) – scen. i reż. Dalton Trumbo,
wyst. Donald Sutherland i in., prod. USA, 1971. Film autorski, Daltona Trumbo, według jego powieści pod tym samym tytułem. Opowiada o młodym chłopaku, który w czasie
I wojny światowej zaciąga się na ochotnika do wojska i jedzie na front. Po wybuchu miny traci obie nogi, ręce i część twarzy, nie widzi, nie słyszy, nie mówi, nie czuje smaku ani węchu, ze wszystkich zmysłów pozostaje mu tylko dotyk. Lekarze orzekają, że stracił też świadomość i wszelki kontakt ze światem zewnętrznym, pomimo tego utrzymują go przy życiu. Po pewnym czasie chłopak za pomocą ruchów głowy, alfabetem Morse’a, komunikuje się z otoczeniem i błaga o skrócenie mu cierpień.
Film wywołał burzliwą kampanię nie tylko antywojenną, ale też w sprawie eutanazji.
W nawiązaniu do niego powstał znany przebój „One” grupy rockowej „Metallica”,
w którym fikcyjny bohater filmu Johnny występuje jako podmiot liryczny. W teledysku promującym ten utwór wykorzystano też fragmenty filmu Daltona Trumbo.
Tekst piosenki w oryginalnej wersji językowej oraz tłumaczeniu na polski w temacie Poezja anglojęzyczna
http://www.youtube.com/watch?v=yvRN3Y1_nsk
Johnny poszedł na wojnę – fragm.Ten post został edytowany przez Autora dnia 23.06.13 o godzinie 12:24 -
One*
I can't remember anything
Can't tell if this is true or dream
Deep down inside i feel to scream
This terrible silence stops me
Now that the war is through with me
I'm waking up i can not see
That there is not much left of me
Nothing is real but pain now
Hold my breath as i wish for death
Oh please god,wake me
Back in the womb its much too real
In pumps life that i must feel
But can't look forward to reveal
Look to the time when i'll live
Fed through the tube that sticks in me
Just like a wartime novelty
Tied to machines that make me be
Cut this life off from me
Hold my breath as i wish for death
Oh please god,wake me
Now the world is gone i'm just one
Oh god,help me hold my breath as i wish for death
Oh please god help me
Darkness imprisoning me
All that i see
Absolute horror
I cannot live
I cannot die
Trapped in myself
Body my holding cell
Landmine has taken my sight
Taken my speech
Taken my hearing
Taken my arms
Taken my legs
Taken my soul
Left me with life in hell
One – słowa i muzyka James Hetfield i Lars Ulrich,
wyk. grupa Metallica na płycie „... And Justice for All”, 1988
Jeden
Nic nie pamiętam
Nie wiem czy to jawa czy sen
Gdzieś głęboko w mym wnętrzu pragnę krzyczeć
Ta okropna cisza powstrzymuje mnie
Teraz, kiedy skończono wojnę ze mną
Budzę się i nic nie widzę
Niewiele ze mnie zostało
Nic nie jest teraz tak realne, jak ból
Wstrzymaj mój oddech, gdyż pragnę śmierci
O Boże, błagam cię, wskrześ mnie
Powrót do łona jest zbyt realny
Czuję jak wtłacza się we mnie życie
Nie potrafię spojrzeć w przyszłość
By ujrzeć moment gdy zacznę żyć
Żywiony przez rurkę,
Którą umieszczono w mym ciele
Tak jak wojenna nowość
Podłączony do maszyn
Podtrzymujących moje życie
Odetnij mnie od niego
Wstrzymaj mój oddech, gdyż pragnę śmierci
O Boże, błagam cię, wskrześ mnie
Teraz kiedy świat przeminął pozostałem sam
O Boże, pomóż mi zatrzymać oddech,
Gdyż pragnę śmierci
O Boże, proszę cię pomóż mi
Ciemność jest moim więzieniem
Wszystko co widzę
Jest absolutnym horrorem
Nie potrafię żyć
Nie potrafię umrzeć
Złapałem się w pułapkę samego siebie
Moje ciało jest celą więzienną
Mina odebrała mi słuch
Odebrała mi wzrok
Odebrała mi mowę
Odebrała mi moje ramiona
Odebrała mi moje nogi
Odebrała mi moją duszę
Zostawiła mnie w piekle
przekład ze strony Metallica Art., brak informacji o autorze przekładu
*Utwór nawiązuje do głośnego filmu Daltona Trumbo „Johnny poszedł na wojnę” (1971). Szerzej o filmie w temacie Magia kina – R. M.
http://sinsemilla22.wrzuta.pl/film/99ZmXpnUmm/metallic...
Teledysk utworu „One” z fragmentami filmu „Johnny poszedł na wojnę”Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.05.10 o godzinie 13:34 -
Jerzy Nita:
Przejmujący wiersz. Szczególnie przemówiło rozgarnianie jelit łopatą i przerzucanie z jednego stosu bólu na inny. I ten żywioł parzącego od wewnątrz ognia, któremu towarzyszy ciemniejszy niż ciemność cień Chrystusa na ścianie. Trudno o bardziej prawdziwe i i wyraziste oddanie czym potrafi być ludzki ból. Mam duży szacunek do pisania o najtrudniejszych ludzkich doznaniach i udrękach w taki właśnie, w żadnym szczególe niezakłamany, sposób. Pozdrawiam Cię Ryśku życząc Tobie, innym i sobie aby każdej nocy godzina czwarta była tylko porą spokojnego bezbolesnego snu.
Jurku, dziękuję Ci za te słowa. To znaczący i ważny dla mnie komentarz.
Pozdrawiam - RyszardRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 05.03.09 o godzinie 11:39 -
Godzina bólu
O czwartej rano,
jak pożar,
budzi mnie ból.
Agnieszka Osiecka
Jak co noc obudził go
ból nie do zniesienia
zegar wskazywał tę samą godzinę
punktualnie co do minuty
ktoś grzebał brutalnie
w jego wnętrznościach
łopatą
rozgarniał jelita przerzucał
z jednego stosu bólu na inny
ogień wzniecony się rozzuchwalał
upajał sobą i jego cierpieniem
lizał swe łapy
coraz dłuższe coraz bardziej
parzące
Jedna myśl tylko jedno pragnienie
zanurzyć się zasnąć
zatopić
w tej obojętnej ciszy
cień Chrystusa wyrósł na ścianie
ciemniejszy niż ciemność dookoła
stał nieruchomy milczący
udając butelkę z wodą na stole
Godzina czwarta nad ranem
godzina bóluTen post został edytowany przez Autora dnia 15.07.13 o godzinie 14:04 -
Paul Celan
Nocą
Nocą, kiedy wahadło miłości się kołysze
pomiędzy NA ZAWSZE i NIGDY,
twoje słowa sięgają do serca księżyca,
a ciemnobłękitne oczy
schylają niebo ku ziemi.
Co się teraz porusza i podnosi -
to obłok tego, co zostało już głęboko pogrzebane -
mroczne, jak spojrzenia które krzyżujemy -
całuje usta czasu.
Z dalekiego, ciemnego gaju
nadchodzi to, co prześnione,
a Niespełnione odchodzi ku czarnej Przyszłości.
tłum. Antoni Skibiński
Wiersz ten w innym tłumaczeniu, Adriany Szymańskiej
(bez tytułu), w temacie Pocałunki - R. M.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.03.09 o godzinie 16:46 -
Robert Bringhurst (ur. 1946) – poeta, prozaik i tłumacz kanadyjski, urodzony
w USA. W swojej twórczości łączy elementy europejskiego dziedzictwa kulturowego, zwłaszcza modernizmu (Ezra Pound, Basil Bunting) z kanadyjską, postmodernistyczną poetyką tropienia śladów pre-kolonialnej historii i prehistorii Ameryki. Wydał m. in. tomy wierszy: „The Shipwright's Log” (1972), “Eight Objects” (1975), “Tzuhalem's Mountain” (1982 ), “The Beauty of the Weapons: Selected Poems 1972–82” (1982, nominowany do prestiżowej w Kanadzie nagrody Governor General's Awards for Literary Merit), “Tending the Fire” (1985), “The Blue Roofs of Japan” (1986), “The Book
of Silences” (2001), “Ursa Major” (2003), “New World Suite Number Three: A poem
in four movements for three voices” (2006).
These poems she said
These poems, these poems,
these poems, she said, are poems
with no love in them. These are the poems of a man
who would leave his wife and child because
they made noise in his study. These are the poems
of a man who would murder his mother to claim
the inheritance. These are the poems of a man
like Plato, she said, meaning something I did not
comprehend but which nevertheless
offended me. These are the poems of a man
who would rather sleep with himself than with women,
she said. These are the poems of a man
with eyes like a drawknife, with hands like a pickpocket's
hands, woven of water and logic
and hunger, with no strand of love in them. These
poems are as heartless as birdsong, as unmeant
as elm leaves, which if they love love only
the wide blue sky and the air and the idea
of elm leaves. Self-love is an ending, she said,
and not a beginning. Love means love
of the thing sung, not of the song or the singing.
These poems, she said. . . .
You are, he said,
beautiful.
That is not love, she said rightly.
przekład Krzysztofa Korżyka pt. „Te wiersze, rzekła”
w temacie Czym jest wiersz?
The Beauty of the Weapons
El-Arish, 1967
A long-armed man can
carry the nine-millimeter
automatic gun slung
backward over the right shoulder.
With the truncated butt
caught in the cocked
elbow, the trigger
falls exactly to hand.
These things I remember,
and the fuel-pump gasket cut
from one of the innumerable
gas masks in the roadside dump.
I bring back manuscript picked
up around incinerated trucks
and notes tacked next
to automatic track controls.
Fruits of the excavation.
This is our archaeology.
A dig in the debris
of a civilization six weeks old.
The paper is crisp and brittle
with the dry rock and the weather.
The Arabic is brittle
with the students’ first exposure
to air-war technology and speed.
Ridiculous to say so, but
the thought occurs,
that Descartes would be pleased:
the calculus is the language
of the latest Palestinian
disputations
in the field of theology.
The satisfying feel
of the fast traverse
on the anti-aircraft guns
is not in the notes.
It lies latent and cool
in the steel, like the intricate
mathematics
incarnate in the radar:
the antennae folded and rolled
like a soldier’s tent,
sweeping the empty
sky and the barren horizon,
the azimuth and the elevation,
sweeping the empty air
into naked abstraction,
leading the guns.
The signal is swirled until it
flies over the lip like
white, weightless
wine from the canteen cup.
Invisibly, the mechanism sings.
It sings. It sings like a six-ton flute:
east, west, always the same
note stuck in the rivetless throat.
And yet, a song as intricate
as any composition by Varese,
and seeming, for the moment, still
more beautiful, because,
to us, more deadly.
Therefore purer, more
private, more familiar,
more readily feared, or desired:
a dark beauty, with a steel sheen,
caught in the cocked
mind’s eye and brought
down with an extension of the hand.
przekład Krzysztofa Korżyka pt. „Piękno broni”
w temacie Narzędzia - przedłużenie człowieka
Inne wiersze Roberta Bringhursta w tematach: Zaśpiewam ci pieśń,
Powroty, Trudne pytania, Śmierć, Przypowieść – R. M.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.03.10 o godzinie 23:23 -
Robert Bringhurst
Przypowieść o myślicielu
Kochana, w jasnym
zwierciadle twoich oczu
w mroku dostrzegłem go
znów: widziałem
wielkiego, niekształtnego
ptaka – karmi się twoją rozkoszą
jak w górach napawa się
bólem samotnika.
Przypowieść o głosach
Za sercem
kryje się muzyk głuchy,
wybija nierówny
rytm. Baczy
na prędki ruch zwierząt
przez wrzawę naszych głosów.
Powietrze – to inna
ziemia pełna kryjówek,
zwierzęta wchodzą
i wychodzą drzwiami
naszych głosów. W głębi
nurkują wodne ptaki.
tłum. Krzysztof Korżyk -
Robert Bringhurst
Trzy śmierci
Itzehecaian, Tlalocan, Ilhuicac
Przez rozwarstwione powietrze i ciemne ostrza wiatru
ku dziewięciu krainom. Ani śladu gór ani słońca
ani gwiazd ani pogodnego deszczu,
klatka na krew i krew
zmieniająca się w homogeniczną
papkę: śmierć od choroby.
Żyłkowana zieleń, ogród zatopiony w spiżowym
zmierzchu ponad lodową pokrywą Orizaby, nieuchwytny
nastrój ponad ostatnim czarnym torfowiskiem:
śmierć na otwartych wodach, śmierć od kamienia,
od pioruna, z głodu, od ciemności,
nigdy z wycieńczenia, ale samotna.
Gwiezdne jądro, napięty rdzeń światła,
biały odprysk: śmierć – odwracanie się
plecami do niczego i obrót
ku nim wszystkim – zawsze.
tłum. Krzysztof KorżykRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.03.09 o godzinie 14:50 -
Robert Bringhurst
Esej o Adamie
Mamy pięć możliwości. Pierwsza: Adam upadł.
Druga: popchnięto go. Trzecia: skoczył. Czwarta:
wyjrzał jedynie za krawędź i to sprawiło, że zamilkł.
Piąta: Adamowi nie przydarzyło się nic godnego uwagi.
Pierwsze – upadek Adama – to zbyt proste. Czwarte –
strach – wypróbowaliśmy, ale nic z tego. Piąte –
nic się nie wydarzyło – nuda. Pozostaje więc: skoczył
albo został popchnięty. Ta różnica to tylko
sposób działania demonów –
od wewnątrz czy z zewnątrz:
najważniejsza:
kwestia teologii.
tłum. Krzysztof KorżykRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.03.09 o godzinie 14:36 -
Robert Bringhurst
Ararat*
Coraz dalsze głębie ziarnistych wód
przemierza statek. Nic więcej. Przesmyk, droga
ku ujściu pięć
tysięcy stóp ponad płaszczyzną wody.
To są prawdziwe usta rzek: zęby,
nie trzęsawiska i bagienne trzciny.
Byliśmy tu
przedtem, żywiąc się cierpkim powietrzem, ciągle jednak
zapominamy;
karmiących się jak dzień długi powietrzem światło
przeszywa
podchodzących osobliwego zwierza.
Nie pamiętam już: rybę
czy ptaka. Jak nie pamiętam, czy nasłuchiwaliśmy
jego pieśni czy jego milczenia. Pamiętam
kokardę w gałęziach czarnego drzewa i przysypany śniegiem
lemiesz.
Tu nie ma tropu ni drewnianych
szczątków. Zwyczajnie błękit wślizguje się w
bruzdy napierającego światła i fioletowe
niebo wciąż rzuca te same białe odcienie.
tłum. Krzysztof Korżyk
*Ararat – masyw górski (wulkaniczny) na Wyżynie Armeńskiej (terytorium dzisiejszej Turcji), między jeziorami Wan i Sewan, opisany w „Biblii” jako góry królestwa Urartu –
- po potopie miejsce spoczynku Arki Noego. Ararat jest częstym motywem występującym
w twórczości artystycznej: literackiej, malarskiej i muzycznej – przyp. R. M.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.03.09 o godzinie 11:51 -
Robert Bringhurst
Pieśń o wierzchołku
Różnica nie jest czymś, co możesz zobaczyć – tylko
czyste ostrze powietrza
ponad tamtymi kamieniami i powietrze wędruje
w głąb płuc, jak długi kieł,
gładkie i czyste jak magnez. Oddychanie
zawsze napełnia arterie pustką,
nie pozostawiając we krwi niczego
prócz pustego
kubka, z którego można pić
wszystko, co odkrywa umysł – porażające
światło, jasny mrok lub zimny
narożnik o nieogarnionych wymiarach.
I oto co pozostaje: osaczona krew
wyrywająca się ku żyłom,
smakująca hartowany ząb i niknący płomień.
tłum. Krzysztof KorżykRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.03.09 o godzinie 11:16 -
Witaj, Jurku. Chciałoby się napisać: znów miło zaskakujesz, ale Ty już nie zaskakujesz, bo już nas przyzwyczaiłeś, Ty miło witasz swoim kolejnym wierszem. Bardzo trafnie
i pięknie opisałeś te sny "dopiero nad ranem". Tylko te pamiętamy, te z głębi nocy uciekają zbyt szybko i zacierają się w pamięci. Sny nad ranem są wyraziste i na długo, niekiedy na wiele lat, zapisują się w pamięci. Podoba mi się ta Twoja metaforyka,
np. słuchać sny w kropce, zanim zamienią się w kleks.
Pisz nam tak więcej, Poeto. Pozdrawiam na progu ziewającego dnia - RyszardRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.03.09 o godzinie 08:35 -
Powrót biedronki
Mały robaczek
piękny i bezbronny w przeogromnym świecie
nie wiem jak tu się dostał
ale wiem dlaczego wolał żyć w ciepłym
świetle niż zginąć na mrozie
chodzi sobie teraz po rozświetlonym monitorze
towarzyszy myślom i wspomnieniom.
Przerywam pracę i wracam
do lat dzieciństwa widzę małego chłopca
który podnosi z zaśnieżonej ulicy
biedronkę nieruchomą ze zmarznięcia
kładzie ją na dłoni
i chucha na maleńki czerwony grzbiet
ozdobiony czarnymi kropkami
i po chwili to maleńkie stworzonko
zaczyna się ruszać
wędruje po dłoni chłopca
ale nie chce odlecieć
chłopiec przynosi ją czule do ciepłego mieszkania
karmi kryształkiem cukru rozpuszczonym
w kropli wody
biedronka uśmiecha się dziękuje
siada wdzięcznie na jego ramieniu
przelatuje na głowę
chodzi po policzku pieści jego skórę
potem szuka sobie miejsca
na liściach kwiatów doniczkowych
i tak żyją sobie razem
szczęśliwie aż do wiosny
chłopiec i biedronka
któregoś dnia ona
wylatuje radośnie przez otwarte okno
wolna i zdolna
do samodzielnego życia.
Wraca po czterdziestu latach
odnajduje go
jeszcze raz dziękuje że ją uratował
przed śmiertelnym mrozem
dzisiaj on potrzebuje
jej ciepła
patrzy jak chodzi po monitorze
przelatuje na jego dłoń i się uśmiecha.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 31.07.10 o godzinie 14:40