Wypowiedzi
-
Zofia M.:
Super, Rysiu-znalazłeś czego ja nie mogłam znależć, ale się cieszę! Dzięki, dzięki! :-)
Bo nie mogłaś, Zosiu, znaleźć czegoś, czego nie było. To dopiero niejaki rymierz wrzucił na "Wrzutę" kilka minut temu. Dzięki więc powinny być dozgonne! Pozdrawiam - R. -
Zofia M.:
Zbigniew Hołdys
Pałac Nasz
Pałac - słowa, muzyka i wykonanie: Zbigniew Hołdys, z płyty Holdys.com, 2000Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.03.09 o godzinie 13:26 -
Inicjacja
Że ten facet jest gejem wiedział
od dawna ćwierkały o tym
wszystkie wróble w parku
a wtórowała im
ostra woń dezodorantu i jakiegoś
jeszcze kolońskiego paskudztwa
które wlókł za sobą
podobnie jak te niewinne spojrzenia
dziewczęce wachlowane
od niechcenia
podmalowanymi rzęsami.
Miała na niego apetyt ta ruda
ścięta na zapałkę dziwka
która przyszła
w tak krótkiej kiecce że widać było
jej drżące z podniecenia
pośladki wylewające się
z obcisłych majtek
jak nęcą do wyuzdanego seksu
ale w tym osobliwym trójkącie
nie miała żadnych szans
bo jej obiekt pożądania wlewał do ust
z każdym kieliszkiem wódki
nie jej lecz jego organy
kiedy wreszcie i ona zrozumiała
tę prawdę uniosła się
z nieukrywanym obrzydzeniem i niechęcią
podczepiona do swoich lśniących balonów
wyleciała przez otwarte okno
w tę noc upojną duszącą
zapachem kwitnącego bzu i słowików.
W mgnieniu oka zdarł obie
pary spodni jego i własne zarżał
radośnie jak źrebak
ojej jakie ty masz nogi owłosione
takich jeszcze nie głaskałem
przysuń się bliżej
tak bardzo ciebie pragnę
poczuł na policzku
ukłucia twardego zarostu
gorący oddech
i ślinę lepką która zaczęła
spływać powoli po nagim ciele
coraz niżej
i członka swojego w jego
rozpalonej gębie
zerwał się z wrzaskiem porażony
prądem na równe nogi
wybiegł na korytarz golusieńki
jak święty turecki
po chwili wypełzły za nim
duże okrągłe
zdziwione i rozczarowane oczy.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 13.03.13 o godzinie 03:30 -
Brawo Milenka! Podoba się, przemyślany, wypieszczony stylistycznie,
subtelny i skłaniający do refleksji. Pozdrawiam serdecznie - Ryszard.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.03.09 o godzinie 12:57 -
List do Syna (5)
Nie odległością mierzy się oddalenie.
Antoine de Saint-Exupery
Mój Boże
to już ćwierć wieku
tyle długiego okrutnie
co krótkiego zarazem
odcinka na twej drodze
Tyle żyjesz synku
życiem własnym i moim
swoim szczęściem i problemami
i moją okaleczoną radością
samotnością tęsknotą i bólem
cieszę się twoim życiem
choć niewiele poza nim
ci dałem
jutro twoje święto daleko
ode mnie
lecz nie odległością mierzy się
oddalenie
będę przy tobie
blisko
podam ci uśmiech na dłoni
która cię szuka
tak często
ukrytego głęboko w moich
najpiękniejszych
choć smutnych wspomnieniachTen post został edytowany przez Autora dnia 17.08.13 o godzinie 04:56 -
John Berryman*
Z cyklu "Piosenki przyśnione, 14
Życie jest nudne, przyjaciele. Tak mówić nie należy.
Bądź co bądź, niebo błyska, wielkie morze dyszy tęsknotą,
nam też coś zabłyśnie albo se tęsknie westchniemy,
a poza tym matka pouczała mnie, jak byłem mały
(i to nie raz):" Samo przyznanie się, że ci nudno,
oznacza, że nie masz w sobie
Życia Wewnętrznego". Dochodzę teraz do wniosku, że nie mam
w sobie Życia Wewnętrznego, bo nudzę się na potęgę.
Nudzą mnie ludzie,
nudzi mnie literatura szczególnie wielka literatura,
nudzi mnie Henry, z tymi jego przejściami & rozterkami
achillesowo fatalnymi,
i z tą sympatią dla ludzi i mężnej sztuki, co mnie osobiście nudzi.
I niezmącony spokój wzgórz & gin - wszystko wygląda na wściekłe nudy
tłum. Stanisław Barańczak
*notka o autorze, inne wiersze i linki
w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 14.05.11 o godzinie 07:45 -
John Berryman*
Piosenka torturowanej dziewczyny
Po jakimś czasie już bym nie mogła powiedzieć
- Choć wcale nikt nie pytał - skąd ja się tam wzięłam.
Pytałam więc. W tym miejscu sufit był wysoko,
A ze mnie dobiegały jakieś nagłe dźwięki.
Musiałam tam przebywać dzisiaj bardzo długo.
Nie było miski z zupą, kiedy mnie odnieśli.
Często "Już być nie może czarniejszego losu"
Myślałam, tamtej zimy, gdy zabrakło mężczyzn,
Mój wujek umarł, matka złamała swój kostur.
A potem dziwny pokój, gdzie najbielsze światło
Nie świeci na tych dziwnych mężczyzn: świeci na mnie.
Ktoś z nich rozciąga mnie i naciska przekładnię.
Słodki wiatr wieje przez bezlistne drzewa,
Czyniąc łagodny poszum, miększy od westchnienia.
Wysoko w górach, gdzie raz rozbiliśmy namiot,
Zbudzona leżę długo, wsłuchując się w szczęście.
- Teraz już nie pamiętam, o co mnie pytają. -
Zbudzona leżę długo, wsłuchując się w szczęście.
tłum. Paweł Tomanek
*notka o autorze, inne wiersze i linki
w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 14.05.11 o godzinie 07:40 -
W ciucholandzie
Wśród stosów skarpet i biustonoszy,
slipów męskich i bokserek,
pończoch, rajstop, damskich kapeluszy,
bluzek, spódnic i żakietów, koszul,
pidżam i wieszaków zobaczyłem
śliczną buzię bez makijażu.
Nie znam pana, Dagmara mam
na imię i jestem wolną najmitką.
Te wszystkie ciuchy nie są moje,
własne mam na sobie. Ja tu tylko
pracuję u pani właścicielki,
dla dobra wszystkich mieszkańców
miasteczka.
Ach, taaak... -
Arthur Rimbaud
Michał i Krystyna
Cyt! gdy po brzegach słońce się zachmurza,
Zmykaj, jasny potopie! Oto są dróg mroki.
W wierzby płaczące, w stary dziedziniec głęboki
Swe krople płaskie naprzód miota burza.
O, stadko jagniąt, płowi żołnierze idylli,
Akwedukty, wychudłe pastwiska, o łęgi!
Zmykajcie! Widnokręgi, zarośla, doliny
W gotowalni nawałnic przepłukują zęby.
Psie, pastuszku, którego płaszcz rudy się moczy,
Umykajcie w godzinie, gdy grom widny płonie;
Stadko płowe, żar siarki gdy wyżera oczy,
Biegnijcie w dół, by znaleźć pewniejsze ustronie.
Ale ja, Panie! oto duch mój już wzlatuje
Ku niebiosom, zmrożonym czerwienią, pod chmury
Niebiańskie, które biegną, dudnią i szybują
Nad sto trzęsawisk, długich, jak pociąg ponury.
Tysiące wilków, źdźbeł dzikich tysiące,
Które unosi, pieszcząc po drodze powoje,
To popołudnie burzy, religią dyszące,
Nad Europą, która spustoszą rozboje!
Poczem pełnia księżyca! Wrzosowiska śniade,
Krwawi, z czołem na niebie czarnym, wypuszczają
Wojacy wolnym kłusem swe rumaki blade!
O, jakież głazy dźwięczą pod tą dumną zgrają!
- A czyż ujrzę pożółkły gaj, jasne wąwozy,
Małżonkę modrooką, zbrojne Galii wozy,
Oraz Białe Jagniątko, Chrystusa baranki:
Michała i Krystynę? – Ot, koniec sielanki.
tłum. Stefan Napierski -
Arthur Rimbaud
Głowa fauna
Pośród gąszczy zieleni, okwieconej, wiotkiej,
Jak w szmaragdowym pudrze nakrapianym złotem,
W bujnym kwieciu, gdzie drzemie pocałunek słodki,
Przez misterną koronkę, tkaną liści splotem,
Wygląda faun zbłąkany, ukryty gęstwiną,
Gryzie czerwone kwiaty białymi zębami,
A wargi ciemnozłote i krwiste jak wino
Parskają pod gałęźmi śmiechem-chichotami.
Potem znikł; jak wiewiórka czmychnął w las zielony
I jeszcze na listowiu drżą jego chichoty,
I widać go, jak zmyka, przez gila spłoszony:
Zadumanego lasu pocałunek złoty.
tłum. Julian Tuwim
Marianne Stokes „Faun żywiąca się wiewiórka”Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.06.09 o godzinie 20:12 -
Stéphane Mallarmé
L'APRE-MIDI D'UN FAUNE
Eglogue
Le faune:
Ces nymphes, je les veux perpétuer. -Si clair,
Leur incarnat léger, qu'il voltige dans l'air
Assoupi de sommeils touffus. -Aimai-je un rêve ?
Mon doute, amas de nuit ancienne, s'achève
En maint rameau subtil, qui, demeuré les vrais
Bois même, prouve, hélas! que bien seul je m'offrais
Pour triomphe la faute idéale de roses --
Réfléchissons...
--ou si les femmes dont tu gloses
Figurent un souhait de tes sens fabuleux!
Faune, l'illusion s'échappe des yeux bleus
Et froids, comme une source en pleurs, de la plus chaste:
Mais, l'autre tout soupirs, dis-tu qu'elle contraste
Comme brise du jour chaude dans ta toison?
Que non! par l'immobile et lasse pâmoison
Suffoquant de chaleurs le matin frais s'il lutte,
Ne murmure point d'eau que ne verse ma flûte
Au bosquet arrosé d'accords; et le seul vent
Hors des deux tuyaux prompt à s'exhaler avant
Qu'il disperse le son dans une pluie aride,
C'est, à l'horizon pas remué d'une ride
Le visible et serein souffle artificiel
De l'inspiration, qui regagne le ciel.
O bords siciliens d'un calme marécage
Qu'à l'envi de soleils ma vanité saccage
Tacite sous les fleurs d'étincelles,
Contez
Que je coupais ici les creux roseaux domptés
Par le talent; quand, sur l'or glauque de lointaines
Verdures dédiant leur vigne à des fontaines,
Ondoie une blancheur animale au repos :
Et qu'au prélude lent où naissent les pipeaux
Ce vol de cygnes, non! de naïades se sauve
Ou plonge...
--Inerte, tout brûle dans l'heure fauve
Sans marquer par quel art ensemble détala
Trop d'hymen souhaité de qui cherche le la:
Alors m'éveillerai-je à la ferveur première,
Droit et seul, sous un flot antique de lumière,
Lys! et l'un de vous tous pour l'ingénuité.
Autre que ce doux rien par leur lèvre ébruité,
Le baiser, qui tout bas des perfides assure,
Mon sein, vierge de preuve, atteste une morsure
Mystérieuse, due à quelque auguste dent;
Mais, bast! arcane tel élut pour confident
Le jonc vaste et jumeau dont sous l'azur on joue:
Qui, détournant à soi le trouble de la joue,
Rêve, dans un solo long, que nous amusions
La beauté d'alentour par des confusions
Fausses entre elle-même et notre chant crédule;
Et de faire aussi haut que l'amour se module
Évanouir du songe ordinaire de dos
Ou de flanc pur suivis avec mes regards clos,
Une sonore, vaine et monotone ligne.
Tâche donc, instrument des fuites, ô maligne
Syrinx, de refleurir aux lacs où tu m'attends!
Moi, de ma rumeur fier, je vais parler longtemps
Des déesses; et par d'idolâtres peintures
À leur ombre enlever encore des ceintures:
Ainsi, quand des raisins j'ai sucé la clarté,
Pour bannir un regret par ma feinte écarté,
Rieur, j'élève au ciel d'été la grappe vide
Et, soufflant dans ses peaux lumineuses, avide
D'ivresse, jusqu'au soir je regarde au travers.
O nymphes, regonflons des SOUVENIRS divers.
Mon oeil, trouant les joncs, dardait chaque encolure
Immortelle, qui noie en l'onde sa brûlure
Avec un cri de rage au ciel de la forêt;
Et le splendide bain de cheveux disparaît
Dans les clartés et les frissons, ô pierreries!
J'accours; quand, à mes pieds, s'entrejoignent (meurtries
De la langueur goûtée à ce mal d'être deux)
Des dormeuses parmi leurs seuls bras hasardeux;
Je les ravis, sans les désenlacer, et vole
À ce massif, haï par l'ombrage frivole,
De roses tarissant tout parfum au soleil,
Où notre ébat au jour consumé soit pareil.
Je t'adore, courroux des vierges, ô délice
Farouche du sacré fardeau nu qui se glisse
Pour fuir ma lèvre en feu buvant, comme un éclair
Tressaille ! la frayeur secrète de la chair:
Des pieds de l'inhumaine au coeur de la timide
Qui délaisse à la fois une innocence, humide
De larmes folles ou de moins tristes vapeurs.
Mon crime, c'est d'avoir, gai de vaincre ces peurs
Traîtresses, divisé la touffe échevelée
De baisers que les dieux gardaient si bien mêlée:
Car, à peine j'allais cacher un rire ardent
Sous les replis heureux d'une seule (gardant
Par un doigt simple, afin que sa candeur de plume
Se teignît à l'émoi de sa soeur qui s'allume,
La petite, naïve et ne rougissant pas:)
Que de mes bras, défaits par de vagues trépas,
Cette proie, à jamais ingrate se délivre
Sans pitié du sanglot dont j'étais encore ivre.
Tant pis! vers le bonheur d'autres m'entraîneront
Par leur tresse nouée aux cornes de mon front:
Tu sais, ma passion, que, pourpre et déjà mûre,
Chaque grenade éclate et d'abeilles murmure;
Et notre sang, épris de qui le va saisir,
Coule pour tout l'essaim éternel du désir.
À l'heure où ce bois d'or et de cendres se teinte
Une fête s'exalte en la feuillée éteinte:
Etna ! c'est parmi toi visité de Vénus
Sur ta lave posant tes talons ingénus,
Quand tonne une somme triste ou s'épuise la flamme.
Je tiens la reine!
--O sûr châtiment...--Non, mais l'âme
De paroles vacante et ce corps alourdi
Tard succombent au fier silence de midi:
Sans plus il faut dormir en l'oubli du blasphème,
Sur le sable altéré gisant et comme j'aime
Ouvrir ma bouche à l'astre efficace des vins!
Couple, adieu; je vais voir l'ombre que tu devins.
przekład Ryszarda Matuszewskiego pt. "Popołudnie Fauna"
w temacie Antyczne korzenie cywilizacji
Eduard Manet: ilustracje do pierwszego wydania książki "L'après-midi d'un faune" (1866)Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.03.09 o godzinie 14:58 -
Stéphane Mallarmé
POPOłUDNIE FAUNA
Sielanka
Faun:
Te nimfy, tak bym chciał uwiecznić je. Tak lekka
Ich ciał karnacja jasna, iż w przestwór ucieka
Ucichły w snach puszystych. Kocham li złudzenie?
Niepewność mą, minionej nocy chaos, cienie
Gałązki kruchej kończą, która nawet jeśli
Z prawdziwych gajów jest, niestety! błąd mój kreśli,
Żem róż brak idealny za triumf przyjmował.
Rozważmy...
Czyż kobiety, któreś komentował,
Są bajecznym życzeniem twoich zmysłów głodnych!
Faunie, z oczu najczystszej, błękitnych i chłodnych,
Jak gdyby źródło we łzach złuda się wymyka:
Lecz druga pełna westchnień, powiesz, że przenika
Na Skroś, niby ciepłego powiew dnia, twe runo!
A jeśli nie! i gdyby świeży ranek runął
W tę dyszącą upałem nieruchomą głuszę,
Nie drgnie ni kropla, której graniem nie poruszę
W zroszonym akordami gaju; i jedynie
Podmuch, co przez dwie rurki fletni mojej spłynie,
Zanim dźwięk czysty w suchej ulewie rozproszy,
Jest tym, na widnokręgu, którego nie płoszy
Żadna zmarszczka, kunsztownym natchnienia powiewem,
Przejrzystym i pogodnym, co łączy się z niebem.
O, brzegi sycylijskie spokojnej topieli,
Gdzie próżność ma plądruje na przekór słońc bieli,
Milcząca pod kwiatami iskier, niechaj zabrzmi
Opowieść::
Żem tu trzciny ciął, które ujarzmi
Talent; gdy w morskookiej patynie zieleni
Dalekiej, co swe pnącze kładzie do strumieni,
Biel zwierzęca leniwie faluje na wodzie:
I w preludium, co z wolna ton fujarek rodzi,
Lot łabędzi, nie! najad - podrywa się drżący
Lub zatapia...
Godziny tej bezwład gorący,
Bez znaku, jaki razem w nim składała sztuka,
Tyle pragnień rozkoszy tego, kto jej szuka:
Czyż więc znów się obudzę, w swej żądzy pierwotny,
W antycznej fali światła, prosty i samotny,
Lilie! do was podobny w swojej niewinności.
Inny niż słodkie nie, co na ich wargach gości,
Pocałunek, dla zdrajczyń pełen obietnicy,
Moje łono dziewicze świadkiem tajemnicy
Ukąszenia jakiegoś dostojnego zęba.
Lecz dość! trzcina, na której pod błękitem nieba
Gram, długa i podwójna, tych jest powierniczką
Sekretów: ł oddechu ujmując policzkom,
Marzy w solo przeciągłym, by fałszywą gamą
Urodę okolicy pokłócić z nią samą
I tej naszej naiwnej piosenki weselem;
I by równie wysoko jak miłość swym trelem
Ulotnić ze snów zwykłych o' karku i łonie
Czystym, które oczyma zamkniętymi gonię,
Jedną pustą i dźwięczną, monotonną linię.
Próbuj więc, tam gdzie czekasz mnie, na wód głębinie
Zakwitnąć, chytra Syrinx, ucieczek narzędzie!
Faun, z hałasów swych dumny, długo prawić będzie
O boginkach; i jego wyobraźnia chciwa
Jeszcze ich cieniom z bioder przepaski pozrywa:
Tak czasem, gdym już wyssał z gron świetlistość winną,
By żal łakomy przegnać iluzją niewinną,
Ze śmiechem kiść już pustą w letnie niebo wznoszę
I dmuchając w jej łuski lśniące, chętkę płoszę
Pijaństwa, gdy pod światło patrzę w grona próżne,
O nimfy, niech WSPOMNIENIA Wzbiorą w nas przeróżne.
Moje oko, sitowia prując, przeszywało
Każdą z tych nieśmiertelnych, co brązowe ciało
Pławiła w gniewnych do leśnego nieba krzykach;
Patrzyłem, jak przepyszna kąpiel włosów znika
W światłości ach i rozpryskach, o boskie klejnoty!
Biegnę; u stop mych leżą (omdlałe z pieszczoty,
Poznając smak znużenia, gdy się jest we dwoje)
Śpiące, wplątane w ramion swych zuchwałych zwoje;
Porywam je i ciągnę tak, nie rozłączone,
W gęstwinę, płochym cieniom nienawistną, w stronę
Róż, których zapach ginie, słońcem wysuszony,
Gdzie psota nasza dzień niech przypomni skończony.
Wielbię ten gniew dziewiczy, o rozkoszy dzika
Świętego ich ciężaru, co nagi umyka
Od mej wargi w płomieniu, niczym błyskawicy
Drżenie! ten przestrach słodkiej ciała tajemnicy:
Od stóp jednej nieludzkiej do drugiej strwożonej,
Którą naraz opuszcza niewinność, zroszonej
Przez głupie łzy lub inny opar nie tak smutny.
Moją zbrodnią, żem strachy te zdradzieckie, butny,
Poskramiał i sczochrane pocałunków kępy,
Tak mieszane przez bogów, rozrywał na strzępy:
Bo zaledwie zdołałem ukryć śmiech płonący
W rozkosznych fałdkach jednej skrycie pilnującej
Paluszkiem małym, aby czysta biel jej pióra,
Barwiąc się, podniecała małą siostrę, która
Nie rumieni się nawet, maleństwo naiwne;
Kiedy z ramion zwątlałych przez omdlenie dziwne
Zdobycz ma bezlitośnie wymyka się zręczna,
Na mój spazm niewrażliwa, na zawsze niewdzięczna,
Więc mech fam! Wnet mnie inne powiodą w swawole
Warkoczem, zaplątanym w rogi na mym czole;
Wiesz, namiętności, że gdy purpurą się plami
Dojrzały granat - pęka i brzęczy pszczołami,
Krew nasza, rozkochana w tym, co ją przemienia,
Przelewa się na cały wieczny rój pragnienia.
Kiedy las gra barwami z popiołu i złota,
Listowiem obumarłym święty ogień miota:
Etno! to na twym zboczu, gdy Wenus ku ziemi
Po twej lawie piętami stąpa niewinnemi,
Gdy grzmi sen smutny, albo płomień gaśnie z wolna.
Mam królową!
O sroga karo!... Nie, lecz wolna
Od słów dusza i ciało nazbyt ociężałe
Późno ulega ciszy z południa upałem:
W zapomnieniu bluźnierstwa spać trzeba, na skraju
Odmienionego piasku lec, ku gwieździe urodzajów
Winnych otwarłszy usta, którym wina mało!
Żegnaj, stadło; niech widzę, żeś cieniem się stało.
tłum. Ryszard Matuszewski
http://www.youtube.com/watch?v=uFRUK2SVeQc
Popołudnie Fauna - muzyka: Claude Debussy, choreografia: Wacław Niżyński,
wyk. Balet Opery Paryskiej, w roli Fauna: Charles JudeRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.03.09 o godzinie 14:15 -
Witaj Patryku w naszej grupie. Twój wiersz podoba mi się i chociaż od dawna sam nie potrafię już tak subtelnie pisać, nawet o miłości, to wyczuwam w twoim wierszu szczerość i spontaniczność, i wcale nie zamierzam Cię przekonywać, abyś naśladował twórczość swoich rówieśników. Pozostań sobą i pisz tak, jak Ci w sercu gra. Mam nadzieję, że uczestnictwo w naszej grupie pomoże Ci rozwijać Twój niewątpliwy talent literacki. Pozdrawiam - Ryszard
-
Nic się nie zmienia
(rzecz o miłości oralnej)
Noc
ciemno cicho dookoła
słychać tylko
szum wiatru smętne wycie
wilka w oddali
i tykanie tego ruskiego budzika
co go ostatnio kupiłaś gdy stary
kitę odwalił
stoję przed tobą
na baczność wyprężony prosty jak struna
głaszczesz mnie palcami dłonią
delikatnie całujesz
masujesz
zanurzasz w rozpalone usta
i tak trwa to od wieków
zabawa szalona
w różnych częściach świata i kulturach
te same dotyki
uciski wargami językiem
te same ruchy posuwiste
powolne ssanie
wypijasz mnie jak pijawka
stoję posłusznie na baczność
stoję
choć leżę czasami siedzę i też stoję
a ty mnie pochłaniasz
nic się nie zmienia od wieków
ten sam spektakl oglądany do znudzenia
ta sama sceneria gra aktorów muzyka
reżyseria
aplauz i burzliwe oklaski
a mówią że to miłość właśnie
oralna laska lub lody jak kto woli
tak było jest i pozostanie
i pewnie mają rację o tak rób tak jeszcze
nie przestawaj już dochodzę
eksploduję
jak supernowa spermowa
czarna dziura
a dzieci śpią już?
ze zbiorów Luwru, sztuka starożytnej GrecjiTen post został edytowany przez Autora dnia 18.10.13 o godzinie 05:47 -
Szczęście
Tej, która uwierzyła w szczęście
Już tyle sobie wytłumaczyliśmy
opowiedzieliśmy wyznali
obiecaliśmy sobie wierność szczerość
i oddanie
wymyśliliśmy najsubtelniejsze najpiękniejsze
metafory i obrazy
uczucia nasze porównali
do najdelikatniejszych podmuchów
wiosennego wiatru
teraz musimy tylko ufać w swoje słowa
żyć wiarą i nadzieją
czekać na życzliwy uśmiech Pana Boga
zasypiać codziennie z pozytywnym
myśleniem
i budzić się rano ze słowami
dzień dobry moje szczęścieRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.03.09 o godzinie 12:04 -
Arthur Rimbaud
Moje kochaneczki
Pluchy ciecz niebiosa myje
Zielonkawe:
Pod pniem w pączkach, które pije
Piany łzawe,
Wy, białawe księżycowo,
Zderzcie czule
Kolankami się na nowo,
Me brzydule!
Ach! kochałem wtedy białą
Pośród wioski:
Miękkie jaja się jadało
I pierwiosnki!
Uczyniłaś mnie, ty naga,
Ach, poetą:
Pozwól, że cię znów wysmagam
Pod sztachetą!
Czarne znów wyrzygam włosy
Oraz ślinę:
Darłaś moją pod niebiosy
Mandolinę.
Brr! plwociny księżycowe,
Ścierwo bose,
Zarażają piersi płowe,
Ryżowłose!
Nienawistne dawne smutki,
O, kochane!
Szpetne zanurzacie sutki
W wstrętną pianę!
Depczcie stare me nocniczki
Uczuciowe:
Hopla! – skaczcie, baletniczki,
Ponad głowę!
Do góry, dziewuszki, jazda,
Hej, łopatki:
Biodrami toczcie, jak gwiazdy,
Mdłe dzierlatki!
Czyż, aby śpiewać te zady
Rymowałem?
Żem kochał. Pastwię się, blady,
Nad ich ciałem!
Kupo gwiazd zgniłych, za progiem
Zżarte nerwy,
Wyzdychacie wreszcie, z Bogiem,
Miłe ścierwa!
Bielejące księżycowo,
Zderzcie czule
Kolankami się na nowo,
Me brzydule!
tłum. Stefan Napierski
Édouard-Henri Avril: ilustracja do francuskiego wydania książki Friedricha Karla
Forberga „De Figuris Veneris. Manuel d’érotologie classique”, Paris 1906Ten post został edytowany przez Autora dnia 28.06.13 o godzinie 11:25 -
Tadeusz Różewicz
Śmiech
Klatka była tak długo zamknięta
aż wyląg się w niej ptak
ptak tak długo milczał
aż klatka otwarła się
rdzewiejąc w ciszy
cisza tak długo trwała
aż za czarnymi prętami
rozległ się śmiech -
Stanisław Grochowiak
Jedzenie lodów
Najpiękniej jesz białe czerwonym językiem
Ty lekko niebieska
Z piwnicznego chłodu
Kleksy zaś kleksom
Nierówne
Tworzą
Małe lodowce
W kawiarnianym szkle
Czerwone jesz czujnie
Brunatne z powagą
I tylko dla czarnych nie zgadłaś sposobu
Przynosi je długa
Kelnerka zielona
O niebezpiecznie zjeżonych wąsikach
wiersz jest też w temacie Wachlarz smaków - R. M.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.03.09 o godzinie 15:47 -
Godzina bólu (4)
weź mnie
weź mnie całego zasłoń
ukryj
zamknij w swych ustach
w tę noc rozciętą
rozdartą
na
części krwawiące
wbrew logice ciemnej
zdrowemu rozsądkowi
weź mnie
pozbieraj myśli rozpierzchłe
w panice
drżące po kątach
w jedną silną rodzinę modlącą się
głośno
weź mnie całego
pieść przełknij słonogorzką ślinę
nie będę długo
łykiem wody powita nas
słońce
ptak śpiewem przetnie ciszę
15. 03. 2009
z tomiku:
Ryszard Mierzejewski „W ciszy samotność”, 2018Ten post został edytowany przez Autora dnia 23.02.20 o godzinie 23:49 -
Wojciech Młynarski
Jesteśmy na wczasach
Za oknami noc, w górach śniegu moc okrywa wszystko
czort jedyny wie, co rzuciło mnie w to uzdrowisko.
Na parkiecie tłum, wczasowiczów tłum spleciony gęsto,
siedzę tutaj sam, a przed sobą mam orkiestrę męską.
Typ, co szarpie bas wie, że nadszedł czas, gdy w kimś na bańce
czuła struna drgnie i rozpoczną się góralskie tańce.
Jest górala wart taniec, gdy masz fart, gdy dziewczę kwili.
Z basem typ to wie, więc uśmiecha się i już po chwili:
Dla sympatycznej panny Krysi z turnusu trzeciego
od przystojnego pana Waldka: bucio! bucio!
Jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach,
w promieniach słonecznych opalamy się.
Orkiestra przygrywa skocznego begina,
to nie twoja wina, że podrywam cię...
A panna Krysia, panna Krysia
królowała na turnusach nie od dzisiaj,
a każdego roku właśnie o tej porze
przyjeżdżała tu, do pensjonatu "Orzeł".
Kuracjuszy rozmarzony wzrok
śledził wciąż jej każdy gest i krok.
Za oknami noc, w górach śniegu moc na drzewach wisi,
czort jedyny wie, że basista też się kocha w Krysi...
Wie jedyny czort, co kosztuje to, by wciąż od nowa
brać kontrabas i tłumiąc pożar krwi tak anonsować:
Dla sympatycznej panny Krysi z turnusu trzeciego
od sympatycznego oczywiście niewątpliwie pana Mietka: bucio! bucio!
Jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach,
w promieniach słonecznych opalamy się.
A panna Krysia, panna Krysia
z panem Mietkiem, co się tuż przed chwilą przysiadł
przemierzała wzdłuż i wszerz parkietu przestrzeń,
ale nigdy nie spojrzała ku orkiestrze,
skąd basisty rozmarzony wzrok
śledził wciąż jej każdy gest i krok.
Za oknami noc, w górach śniegu moc okrywa wszystko,
cały turnus śpi, a wśród innych śni i nasz basista,
że dokoła tłum, na parkiecie tłum, przy czołach czoła,
a on rzuca bas i ma w oczach blask i głośno woła:
"STOP ORKIESTRA!!!
Teraz... dla sympatycznej panny Krysi...
z turnusu trzeciego... ode mnie...
Panno Krysiu... kocham panią!... Wszystko..."
Ha ha ha ha ha ha ha ha!!! Co to się działo, co się działo!
Uzdrowiska pół ze śmiechu sie skręcało
i skręciło by do końca biednych ludzi,
gdyby wreszcie się basista nie obudził...
Bo miewamy często głupie sny,
ale potem się budzimy, i:
Dla sympatycznej panny Krysi z turnusu trzeciego
od sympatycznego oczywiście, niewątpliwie, pana Mietka:
bucio! bucio!
Jesteśmy na wczasach – słowa i wykonanie: Wojciech Młynarski,
muzyka Janusz Sent
Teraz... dla sympatycznej pani Krysi...
z grupy „Ludzie wiersze piszą...” ode mnie...
Pani Krysiu... kocham Panią!... Wszystko...
RysioRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 13.03.09 o godzinie 16:52