Ryszard Mierzejewski

poeta, tłumacz, krytyk literacki i wydawca; wolny ptak

Wypowiedzi

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Śmierć
    20.04.2009, 16:32

    Charles Reznikoff

    * * *


    Oczywiście, że musimy umrzeć.
    Jakże inaczej świat by się pozbył
    starych numerów telefonów
    których nie potrafimy zapomnieć?

    Numerów
    które niemądrze -
    zupełnie bez sensu -
    byłoby wykręcać.

    tłum. Piotr Sommer

    wersja oryginalna pt. „***[Of course, we must die...]”
    w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 19:01

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Rozstania
    20.04.2009, 14:43

    Charles Reznikoff*

    * * *


    „Mam tam iść?” „Jak chcesz –
    to będzie bez znaczenia; nie jesteś taki ważny".
    Te słowa uczepiły się mnie
    jak rzep
    ścieżka była zasypana
    liśćmi, tu i ówdzie
    dławił się nimi strumień. Tam gdzie się przebił,
    na wodzie połyskiwały zmarszczki.
    Jej słowa były przykre, lecz powiedziała prawdę:
    słońce padało na mnie, jakbym był liściem albo zmarszczką;

    myśląc o tym, pławiłem się w jego świetle
    i, przez chwilę, byłem zadowolony.

    tłum. z angielskiego Piotr Sommer

    *notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 23.05.14 o godzinie 06:27

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Cóż jest piękniejszego niż (wysokie) drzewa...
    20.04.2009, 14:21

    Charles Reznikoff*

    * * *


    Na obrazku
    mężczyzna w turbanie i kobieta siedzą w ogrodzie,
    a w nim właśnie to drzewo
    o dużych białych kwiatach jak tulipany.
    Z Persji nad Pacyfik daleka droga,
    i wiele czasu upłynęło od średniowiecza;
    ale obrazek i obsypane kwiatami drzewo
    przetrwały wichry i burze.

    tłum. Piotr Sommer

    *notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 13:20

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Narzędzia - przedłużenie człowieka
    20.04.2009, 14:12

    Charles Reznikoff*

    * * *


    Ach, świder
    który jeszcze raz
    rozpruwa chodnik –
    i jeszcze raz.
    Oto słowik
    co śpiewa na naszych ulicach.

    tłum. Piotr Sommer

    *notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 13:12

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Sierściuchy
    20.04.2009, 13:24

    Charles Reznikoff*

    * * *


    Ten kot po drugiej stronie okna
    wpatruje się
    w kroczące po trawniku gołębie.
    Ot marzenia, marzenia lenia.

    tłum. z angielskiego Piotr Sommer

    *notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 05.04.14 o godzinie 04:15

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Pierzaści bracia mniejsi
    20.04.2009, 13:12

    Charles Reznikoff*

    * * *


    Piękna ta sójka czubata
    Kiedy przefruwa z gałęzi na gałąź –
    Ale za to jak skrzeczy!

    tłum. Piotr Sommer

    *notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna



    Obrazek

    Sójka jak skrzeczyRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 13:04

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Owady są wszędzie...
    20.04.2009, 12:54

    Charles Reznikoff*

    Śmierć owada


    Wróbel uderza dziobem w żuka
    a żuk zaczyna głośno brzęczeć
    jak gdyby ptak włączył budzik.

    Żuk w niezdarnych obrotach
    unosi się w powietrze
    a wróbel wzlatuje wdzięcznie za nim.

    tłum. Piotr Sommer

    *notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 13:01

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Wiersze na różne pory dnia
    20.04.2009, 12:29

    Charles Reznikoff*

    * * *


    Czysty poranek i jeszcze jeden – i następny;
    łąka lśniąca od rosy;
    niebieskie wzgórza
    wyłaniają się z jeziora mgły;
    pojedyncze kwiaty –
    jaskrawe na tle bielonej ściany
    i rozsypane
    w trawie;
    obok wąskiego chodnika
    kwiaty w szerokich klombach;
    spójrzcie, żołnierze Ulissesa,
    wasze włócznie
    też wypuszczają płatki!

    tłum. z angielskiego Piotr Sommer

    *notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.04.14 o godzinie 04:35

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Żydzi, judaizm i kultura żydowska w poezji
    20.04.2009, 11:38

    Charles Reznikoff*

    * * *


    Rabin wyczytywał nazwiska członków swej dawnej kongregacji
    i w trakcie czytania przy każdym nazwisku dodawał: „Nie żyje!”
    W jego głosie słychać było ton satysfakcji
    że sam jest ciągle wśród żywych –
    słabowity na ciele i na umyśle jeszcze słabszy.

    * * *

    Wbrew temu i wbrew tamtemu,
    wbrew temu, a także wbrew tamtemu;
    bo uparty z nas naród.
    Bodły i tratowały nas byki Asyrii
    i rozrywały na kawałki szakale i jastrzębie Egiptu
    i karmiły się nami orły Rzymu,
    a jednak wbrew temu i wbrew tamtemu –
    czemużby nie, Izraelu,
    wbrew temu, a także wbrew tamtemu?

    tłum. Piotr Sommmer

    *notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 12:55

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Jak wysłowić konia czerń...?
    20.04.2009, 11:30

    Charles Reznikoff

    Sąsiedzi


    Koń, który ciągnie po parku dorożkę
    zanurzył teraz pysk
    w wiszącym przed nim wiadrze,
    a gołębie wydziobujące owies
    który on rozsypał, drażnią go tak samo
    jak je drażni jego ruchliwe kopyto.

    * * *

    Co robisz na naszej ulicy pośród samochodów,
    koniu?
    Jak się miewają twoi krewni, centaur i jednorożec?

    wersja oryginalna pt. "***[What are you doing in our street...]"
    w temacie Poezja anglojęzyczna

    wiersz jest też w temacie Miniatury poetyckie

    tłum. Piotr Sommer
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 20:08

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Narzędzia - przedłużenie człowieka
    18.04.2009, 13:17

    Marshall McLuhan – znany i popularny, zwłaszcza w drugiej połowie ubiegłego stulecia, teoretyk kultury i środków masowego przekazu, nazwał nowoczesne media elektroniczne, nośniki dźwięku i ruchomego obrazu – „przedłużeniem człowieka” (an extensions of man).
    Ale to nie radio i telewizja po raz pierwszy przedłużyły kończyny i zmysły człowieka, a wraz
    z nimi możliwości eksploracji przez niego przyrody.
    Człowiek zanim je wynalazł i skonstruował, przez tysiące lat używał do tego celu różnych narzędzi, od prymitywnego noża i siekiery z łupanego kamienia, poprzez coraz to bardziej przydatne i wymyślne łuki, oszczepy i miecze, maszyny i urządzenia, aż po coraz bardziej inteligentne i samodzielne w działaniu komputery i roboty. Każde więc narzędzie, które służy człowiekowi do ujarzmienia sił natury i ułatwienia mu życia, jest w pewnym sensie przedłużeniem człowieka. Bez narzędzi nie byłoby rozwoju cywilizacji. A czy mogłaby się bez nich obejść poezja? Może i mogłaby, w formie jedynie ustnej artykulacji, przekazywana
    z pokolenia na pokolenie. O ileż jednak byłaby uboższa od tej, która od wieków korzysta
    z różnych narzędzi, a także je opiewa?

    Charles Simic*

    Nóż


    1
    Ojciec spowiednik
    Tłustej kury
    Na czerwonym ołtarzu
    Jej gardła,

    Osamotniony
    Język,
    Aluzja do utraconej
    Ciemności ust.

    Pojedyncze, jarzące się oko
    Obłąkanego –
    Jeśli w nim łza,
    To dla kogo?

    2
    Jest świecą,
    Jest także rządkiem
    Krzywych liter;
    Tajemniczym nożopisarstwem.

    Schodzimy
    Po wewnętrznych schodach.
    Stąpamy pod ziemią.
    Nóż oświetla nam drogę.

    Przez kości zwierząt,
    Wodę, szczecinę dzika –
    Dążymy przez kamienie, żarzące się węgle,
    Węsząc.

    3
    Tyle ciemności
    Wszędzie.
    Tkwimy w torbie
    Zarzuconej
    Na czyjeś ramię.

    Słychać tupot
    Maszerujących butów.
    Słychać, jak ziemia
    Odpowiada
    Głuchym dudnieniem.

    Jeśli chcesz
    Wiersza,
    Weź nóż;

    Będzie ci w garści wschodził i zachodził
    Gwiazdą samotności.

    Widelec

    Ta dziwna rzecz musiała wypełznąć
    Wprost z piekła.
    Przypomina ptasią nóżkę
    Zawieszona na szyi ludożercy.

    Gdy trzymasz ją w garści,
    Gdy dźwigasz nią kawałek mięsa,
    Możesz sobie wyobrazić resztę paka:
    Głowę, która jak twoja pięść,
    Jest duża, łysa, bezdzioba i ślepa.

    Łyżka

    Stara łyżka,
    Obgryziona,
    Wylizana do czysta,

    Wypolerowana
    Że aż się iskrzy
    Jako oko rzucające urok,

    Mierzy cię oto wzrokiem
    Sponad stołu,
    Gotowa wydrapać

    Dzisiejszą datę
    I twoje nazwisko
    Na gołej ścianie.

    wszystkie wiersze w przekładzie Stanisława Barańczaka

    *notka o autorze, inne jego wiersze i linki w temacie
    Poezja anglojęzyczna
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.03.11 o godzinie 18:56

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Między bogactwem a ubóstwem
    18.04.2009, 11:48

    Wózkarze albo o nowym przeznaczeniu
    starego monitora komputerowego


    Kolorowo-szarzy przykurzeni
    z wymalowaną na ziemistych twarzach
    biedą i walką o przetrwanie
    pchają przed sobą ciągną za sobą nieważne bo
    zawsze w środku
    swojej nędzy
    na ulicach miast o świcie bez względu
    na aurę i porę roku
    wiozą w swoich wymyślnych wyszukanych wózkach
    pojazdach hańby współczesnego społeczeństwa
    wszystko co tylko znaleźli wyrwali wycięli ukradli
    wszystko co można sprzedać
    zamienić na bułkę kawałek suchego chleba butelkę
    najtańszego wina-trucizny
    od kiedy w ojczyźnie zapanowała
    wolność po latach nieludzkiego zniewolenia
    wylegli wypełzli na ulice
    kolorowo-szarzy przykurzeni najbardziej sumienni
    i zdyscyplinowani pracownicy-wolontariusze
    nowoczesnej wolnorynkowej ekonomii
    mało kogo już dziwi widok mężczyzn i kobiet
    w sile wieku
    wiozących do punktów skupu swoją znalezioną nędzę
    butelki puszki po napojach złom makulaturę
    wszystko co można sprzedać.

    Dzisiaj widziałem dwóch biedaków taszczących
    na dziecinnym wózku
    stary ogromny monitor komputerowy
    ani to sprzedać ani zamienić choćby na puszkę lichego piwa
    bezrobotni bezdomni idą z duchem czasu
    teraz w arkuszu excela przeliczają swoją biedę
    i wysyłają maile do punktów skupu
    z zapytaniem o aktualne kursy walut
    stary ogromny niemodny monitor komputerowy
    to żaden zbytek czy luksus żaden mebel
    to narzędzie pracy współczesnego nędzarza.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.04.09 o godzinie 12:47

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie „Okrutną zagadką jest życie” (Nikos Kazantzakis)
    17.04.2009, 20:49

    Miało już nie być

    Miało już nie być tej wiosny
    ciepłych dotknięć
    złocistych promieni i czułego czesania
    siwiejących włosów
    podmuchami obudzonego ze snu
    wiatru i śpiewu ptaków też miało nie być
    zdziwionych
    a co ty tu jeszcze robisz?

    Nieodłączny towarzysz
    rytualnego powitania każdego dnia
    o czwartej nad ranem
    ułożył się gdzieś wygodnie
    i pogrążył w wiosennym letargu
    gdy nabierze sił
    zaatakuje zapewne ponownie
    ze zdwojoną siłą.

    A ty ciesz się póki co oddychaj
    nową wiosną
    zapomnij o niepokojach i lękach
    idź
    na zieleniejącą młodym listowiem
    górę wypuść
    swego latawca niespełnione marzenia
    na podmuchy
    nieświadomego nic wiatru
    wróć
    minioną uśmiechniętą wiosną
    choćby w wątłych wspomnieniach.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.04.09 o godzinie 20:51

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Poezja anglojęzyczna
    17.04.2009, 18:37


    Obrazek
    Fleur Adcock (ur. 1934) – angielska poetka, tłumaczka i edytorka, urodziła się
    w Nowej Zelandii, skąd w dzieciństwie wyemigrowała wraz z rodzicami do Anglii.
    Poza krótkim okresem (1975-1976) spędzonym w Nowej Zelandii, mieszka i pracuje
    w Anglii. Wydała kilkanaście tomików poezji, m. in. „Eye of the Hurricane” (1964),
    „Tigers” (1967), “High Tide in the Garden” (1971), “The Scenic Route” (1974),
    “The Inner Harbour” (1979), “Hotspur: a ballad” (1986), “Meeting the Comet” (1988),
    “Time-zones” (1991), “Looking Back” (1997). Oprócz własnej twórczości, tłumaczy też poezję z łaciny i rumuńskiego. Jest też autorką kilku antologii poetyckich, m. in. antologii współczesnej poezji kobiecej (Faber Book of Twentieth-Century Women's Poetry, (1987)
    oraz leksykonu współczesnych poetów nowozelandzkich ( Oxford Book of Contemporary New Zealand Poetry, 1982). Jej pierwsze wiersze utrzymane były w dość rygorystycznej poetyce klasycznej, z czasem forma i styl jej poezji stawały się luźniejsze. Adcock porusza zarówno tematykę historyczną, jak i współczesną, związaną z różnymi aspektami życia: płci, emigracji, tożsamości narodowej, ekologii. Często wykorzystuje jako środki stylistyczne niedopowiedzenia, ironię i makabreskę.

    Flowers of the Field

    At the blood-test laboratory
    people come out one by one
    each carrying a test-tube of blood
    like a lighted candle.
    (Could you carry a poem in your hand like that
    without spilling a drop?)
    Prickly smells, faces anonymous
    as camomile, but plucked out and chosen.
    The colours show up as clearly
    as in a painting.
    (Remember the well-known question:
    “Which would you save from a fire, a famous picture
    or a man who hadn’t long to live?”)
    Reflections from the test-tubes make face blush red,
    illuminate rough hands.
    This is surely a picture that must be saved:
    a procession of poppies
    through the long corridors,
    advancing, invading – making no mistake
    about how long they’ve got.

    Happy Ending

    After they had not made love
    she pulled the sheet up over her eyes
    until he was unbottoning his shirt:
    not shyness for their bodies-those
    they had willingly displayed-but a frail
    endeavour to apologise.

    Later, though, drawn together by
    a distaste for such 'untidy ends'
    they agreed to meet again; whereupon
    they giggled, reminisced, held hands
    as though what they had made was love-
    and not that happier outcome, friends.

    Leaving the Tate

    Coming out with your clutch of postcards
    in a Tate gallery bag and another clutch
    of images packed into your head you pause
    on the steps to look across the river

    and there's a new one: light bright buildings,
    a streak of brown water, and such a sky
    you wonder who painted it - Constable? No:
    too brilliant. Crome? No: too ecstatic -

    a madly pure Pre-Raphaelite sky,
    perhaps, sheer blue apart from the white plumes
    rushing up it (today, that is,
    April. Another day would be different

    but it wouldn't matter. All skies work.)
    Cut to the lower right for a detail:
    seagulls pecking on mud, below
    two office blocks and a Georgian terrace.

    Now swing to the left, and take in plane-trees
    bobbled with seeds, and that brick building,
    and a red bus...Cut it off just there,
    by the lamp-post. Leave the scaffolding in.

    That's your next one. Curious how
    these outdoor pictures didn't exist
    before you'd looked at the indoor pictures,
    the ones on the walls. But here they are now,

    marching out of their panorama
    and queuing up for the viewfinder
    your eye's become. You can isolate them
    by holding your optic muscles still.

    You can zoom in on figure studies
    (that boy with the rucksack), or still lives,
    abstracts, townscapes. No one made them.
    The light painted them. You're in charge

    of the hanging committee. Put what space
    you like around the ones you fix on,
    and gloat. Art multiplies itself.
    Art's whatever you choose to frame.


    Poem Ended by a Death

    They will wash all my kisses and fingerprints off you
    and my tearstains--I was more inclined to weep
    in those wild-garlicky days--and our happier stains,
    thin scales of papery silk...Fuck that for a cheap
    opener; and false too--any such traces
    you pumiced away yourself, those years ago
    when you sent my letters back, in the week I married
    that anecdotal ape. So start again. So:

    They will remove the tubes and drips and dressings
    which I censor from my dreams. They will, it is true,
    wash you; and they will put you into a box.
    After which whatever else they may do
    won't matter. This is my laconic style.
    You praised it, as I praised your intricate pearled
    embroideries, these links laced us together,
    plain and purl across the ribs of the world...

    The Russian War

    Great-great-great-uncle Francis Eggington
    came back from the Russian War
    (it was the kind of war you came back from,
    if you lucky: bad, but over).
    He didn’t come to the front door –
    the lice and filth were falling off him –
    he slipped along the alley to the yard.
    “Who’s that out at the pump?” they said
    “- a tall tramp stripping his rags off!”
    The soap was where it usually was.
    He scrubbed and splashed and scrubbed
    and combed his beard over the hole in his throat.
    “Give me some clothes,” he said. “I’m back.”
    “Got save us, Frank, it’s you!” they said.
    “What happened? Were you at Scutari?
    And what’s that hole inside your beard?”
    “Tea first,” he said. “I’ll tell you later.
    And Willie’s children will tell their grandchildren;
    I’ll be a thing called oral history.”

    przekład Andrzeja Szuby, pt. „Wojna krymska”, w temacie Powroty

    Inne wiersze Fleur Adcock, w tłumaczeniu Andrzeja Szuby, w tematach:
    Pocałunki, Potrawy i napoje..., Blaski i cienie małżeństwa, Samobójstwo w wierszach..., Kobiecy portret, Ta nasza młodość, Z wyspy Lesbos i nie tylko..., Wiersz na taki dzień, jak dzisiajRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.05.11 o godzinie 13:12

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Z wyspy Lesbos i nie tylko...
    17.04.2009, 16:37

    Fleur Adcock

    Pończochy


    Pierwszy transwestyta, z którym poszłam do łóżka,
    był, o ile wiem, ostatnim.
    To było w latach sześćdziesiątych, tuż przed rajstopami.
    Spytał, czy może założyć pończochy –
    myślałam, że chodzi o mnie, chodziło o niego.
    Nogi miał nieszczególne,
    i tak rozciągnął mi pas do pończoch,
    że nigdy nie wróci do dawnego kształtu.
    To mniejsza, mogło być przecież gorzej.
    Pomogła whisky.

    Nigdy więcej się z nim nie puściłam
    i nikomu nie zdradziłam jego tajemnicy –
    nie było się czym chwalić. (Wstyd to jednak
    straszny hamulec; musiał na to liczyć).
    Ale wciąż chodziłam na jego przyjęcia.
    Na jednym poznałam Yoko Ono.

    tłum. Andrzej Szuba

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Ta nasza młodość
    17.04.2009, 16:29

    Fleur Adcock

    Na obozie


    Kiedy ma się piętnaście lat, nikt nas nie rozumie.
    A właściwie, to dlaczego mnie zaprosili?
    Miałam spędzić wakacje z nauczycielką łaciny i jej
    znajomymi, dwoma dwudziestokilkuletnimi mężczyznami.
    Ja też ich nie rozumiałam.

    Ten, który mi się podobał, był wysoki
    i miał czułe brązowe oczy. Był fryzjerem.
    Pewnego dnia prymus się przewrócił
    i woda z rondla oparzyła mu stopę.
    Skóra wyglądała jak namokły różowy papier marszczony –
    okropne; ale dzięki temu romantycznie powłóczył nogą
    i wszyscy bardzo mu współczuli.
    Kiedyś łaskawie oparł się na moim ramieniu
    i pozwolił przeprowadzić przez drewniany pomost.
    Następną ofertę pomocy zbył śmiechem. Po prostu.

    To dziwne, ale dwa dni później
    ja oparzyłam sobie stopę: niegroźnie,
    ale na tyle groźnie, na ile starczyło mi odwagi.
    Bez skutku.
    Wszyscy świetnie mnie rozumieli.

    tłum. Andrzej Szuba

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Wędrówki po śladach historii
    17.04.2009, 16:15

    Fleur Adcock

    Wojny


    Kiedy toczyła się wojna w Zatoce,
    sięgnęłam wstecz do XVIII wieku.
    To życie tutaj wydało mi się miałkie.

    Serwis światowy ukradł mi pół nocy,
    wczesnym pociągiem wyprawiłam się po wieści –
    tajemnice, odkrycia, sprawy znane

    czyhające na mikrofilmie albo pergaminie:
    „Zapisuję mojej córce rzeczonej Mary Adcock
    Łoże z Pościelą dębową Komodę z Ubraniami

    Toaletę ze Zwierciadłem Fotel
    Zegar w rzeczonym domu Mieszkalnym,
    I połowę albo część Cynowej zastawy”.

    Kiedy wojna się skończyła i nie skończyła,
    i uszczęśliwiono nas recesją,
    sięgnęłam wstecz głębiej, studiując żywoty

    St. Johnów, Hampdenów, Wentworthów:
    “Takoż synowi mojej żony daję…”
    (A więc b y ł a zamężna wcześniej!)

    „Panu Edwardowi Russelowi pięćdziesiąt funtów,
    z Johnowi jego bratu dziesięć funtów rocznie wypłacać
    dopotąd dopokąd trudnić się będzie wojennym rzemiosłem...”

    tłum. Andrzej SzubaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.04.09 o godzinie 16:17

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Powroty
    17.04.2009, 15:59

    Fleur Adcock

    Wojna krymska


    Stryjeczny prapradziadek Francis Eggington
    wrócił z wojny krymskiej
    (z takich wojen, gdy szczęście dopisze,
    się wraca; są złe, ale się kończą).
    Nie podszedł do drzwi frontowych –
    sypały się z niego wszy i brud –
    popędził ścieżką na podwórze.
    „A któż tam stoi przy pompie?” – pytali.
    Jakiś drab włóczęga ściąga szmaty!”
    Mydło było tam gdzie zawsze.
    Szorował się i pluskał, i szorował,
    i czesał brodę nad widoczną w szyi dziurą.
    „Dajcie mi jakieś łachy” – poprosił. „Wróciłem”.
    „Boże, wspomóż, to ty, Frank!” – krzyczeli.
    „Co się stało? Byłeś w Skutari?
    A co to za dziura w szyi?”
    „Najpierw herbata, potem wam opowiem.
    A dzieci Williego opowiedzą swoim wnukom.
    Ja teraz będę przekaz ustny”.

    tłum. Andrzej Szuba

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kobiecy portret
    17.04.2009, 15:45

    Fleur Adcock

    Amelia


    A było tak: wyszłam za mąż w 1870, kiedy miałam
    dwadzieścia dwa lata. W następnym roku
    urodziłam córkę; daliśmy jej na imię Laura.
    (Bez szczególnego powodu – po prostu nam się podobało).
    W 1872 mój brat się powiesił.
    Laura umarła dokładnie rok później,
    kiedy byłam w ciąży z jej bratem Thomasem,
    który odziedziczył imię po moim zmarłym ojcu. W 1974
    zdarzyły się trzy rzeczy: umarł maleńki Thomas,
    potem moja siostra, potem urodziłam Johna, pierwsze
    dziecko, które przeżyło wiek niemowlęcy. Był garbaty.
    (Pewnie nie przepadacie za tym określeniem;
    no cóż, wymyślcie jakieś inne). Dożył dwudziestki, starając się
    robić dobrą minę do złej gry. Biedny, dzielny chłopiec.

    Po jego śmierci nauczyłam się rodzić
    zdrowe dzieci. A może to jałowcówka pomogła?
    Tak, zaczęłam zaglądać do butelki. Wy byście nie zaglądali?
    Zanim wykończył mnie alkohol, miałam ich pięcioro –
    mała Liga Antyalkoholowa, bystra rodzinka
    abstynentów z moim mężem na czele.
    Oficjalnie zmarłam na udar; o jałowcówce
    nie mówiło się głośno przez czterdzieści lat.
    Młodzi mają mój portret oprawiony w piękne ramy –
    starucha z wydatnym nosem, w szalu.
    Mają też moje zdjęcie – panna
    o wylękłych oczach, z noskiem zgrabnym jak ich nosy.
    Obie mają na imię „Amelia”. Którą z nich
    byłam? Nie mogłam być obiema, tego są pewni.

    Amelia Joynson (1847-1899) poślubiła Johna Adcocka (1842-1911)
    i była matką Samuela Adcocka.

    tłum. Andrzej Szuba
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.04.09 o godzinie 15:45

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Samobójstwo w wierszach: ... Nie lepiej od razu się...
    17.04.2009, 15:16

    Fleur Adcock

    Samuel Joynson


    Szukał tego najpierw na ulicach
    i w czarnych od sadzy zaułkach. I nie znalazł.
    Szukał tego w piwiarni;
    i dostrzegł – ale pierzchło.

    Z pewnością nie asystowało mu przy pracy
    spadając deszczem trocin na kapelusz
    z szerokim rondem, gdy spocony stał
    w dole pod parskającym ostrzem.

    Przeszukał cały dom –
    kuchnię pomywalnię salon
    sypialnię, którą dzielił z dwoma braćmi –
    i wzruszył ramionami. Tam, oczywiście, też nie znalazł.

    Więc w przeznaczonym do tego miejscu umocował pętlę
    i włożył w nią głowę, by jeszcze raz spojrzeć.

    Samuel Joynson był bratem Amelii Joynson.

    tłum. Andrzej Szuba

Dołącz do GoldenLine

Oferty pracy

Sprawdź aktualne oferty pracy

Aplikuj w łatwy sposób

Aplikuj jednym kliknięciem

Wyślij zaproszenie do