Wypowiedzi
-
Charles Reznikoff
* * *
Oczywiście, że musimy umrzeć.
Jakże inaczej świat by się pozbył
starych numerów telefonów
których nie potrafimy zapomnieć?
Numerów
które niemądrze -
zupełnie bez sensu -
byłoby wykręcać.
tłum. Piotr Sommer
wersja oryginalna pt. „***[Of course, we must die...]”
w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 19:01 -
Charles Reznikoff*
* * *
„Mam tam iść?” „Jak chcesz –
to będzie bez znaczenia; nie jesteś taki ważny".
Te słowa uczepiły się mnie
jak rzep
ścieżka była zasypana
liśćmi, tu i ówdzie
dławił się nimi strumień. Tam gdzie się przebił,
na wodzie połyskiwały zmarszczki.
Jej słowa były przykre, lecz powiedziała prawdę:
słońce padało na mnie, jakbym był liściem albo zmarszczką;
myśląc o tym, pławiłem się w jego świetle
i, przez chwilę, byłem zadowolony.
tłum. z angielskiego Piotr Sommer
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 23.05.14 o godzinie 06:27 -
Charles Reznikoff*
* * *
Na obrazku
mężczyzna w turbanie i kobieta siedzą w ogrodzie,
a w nim właśnie to drzewo
o dużych białych kwiatach jak tulipany.
Z Persji nad Pacyfik daleka droga,
i wiele czasu upłynęło od średniowiecza;
ale obrazek i obsypane kwiatami drzewo
przetrwały wichry i burze.
tłum. Piotr Sommer
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 13:20 -
Charles Reznikoff*
* * *
Ach, świder
który jeszcze raz
rozpruwa chodnik –
i jeszcze raz.
Oto słowik
co śpiewa na naszych ulicach.
tłum. Piotr Sommer
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 13:12 -
Charles Reznikoff*
* * *
Ten kot po drugiej stronie okna
wpatruje się
w kroczące po trawniku gołębie.
Ot marzenia, marzenia lenia.
tłum. z angielskiego Piotr Sommer
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 05.04.14 o godzinie 04:15 -
Charles Reznikoff*
* * *
Piękna ta sójka czubata
Kiedy przefruwa z gałęzi na gałąź –
Ale za to jak skrzeczy!
tłum. Piotr Sommer
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
Sójka jak skrzeczyRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 13:04 -
Charles Reznikoff*
Śmierć owada
Wróbel uderza dziobem w żuka
a żuk zaczyna głośno brzęczeć
jak gdyby ptak włączył budzik.
Żuk w niezdarnych obrotach
unosi się w powietrze
a wróbel wzlatuje wdzięcznie za nim.
tłum. Piotr Sommer
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 13:01 -
Charles Reznikoff*
* * *
Czysty poranek i jeszcze jeden – i następny;
łąka lśniąca od rosy;
niebieskie wzgórza
wyłaniają się z jeziora mgły;
pojedyncze kwiaty –
jaskrawe na tle bielonej ściany
i rozsypane
w trawie;
obok wąskiego chodnika
kwiaty w szerokich klombach;
spójrzcie, żołnierze Ulissesa,
wasze włócznie
też wypuszczają płatki!
tłum. z angielskiego Piotr Sommer
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 30.04.14 o godzinie 04:35 -
Charles Reznikoff*
* * *
Rabin wyczytywał nazwiska członków swej dawnej kongregacji
i w trakcie czytania przy każdym nazwisku dodawał: „Nie żyje!”
W jego głosie słychać było ton satysfakcji
że sam jest ciągle wśród żywych –
słabowity na ciele i na umyśle jeszcze słabszy.
* * *
Wbrew temu i wbrew tamtemu,
wbrew temu, a także wbrew tamtemu;
bo uparty z nas naród.
Bodły i tratowały nas byki Asyrii
i rozrywały na kawałki szakale i jastrzębie Egiptu
i karmiły się nami orły Rzymu,
a jednak wbrew temu i wbrew tamtemu –
czemużby nie, Izraelu,
wbrew temu, a także wbrew tamtemu?
tłum. Piotr Sommmer
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 12:55 -
Charles Reznikoff
Sąsiedzi
Koń, który ciągnie po parku dorożkę
zanurzył teraz pysk
w wiszącym przed nim wiadrze,
a gołębie wydziobujące owies
który on rozsypał, drażnią go tak samo
jak je drażni jego ruchliwe kopyto.
* * *
Co robisz na naszej ulicy pośród samochodów,
koniu?
Jak się miewają twoi krewni, centaur i jednorożec?
wersja oryginalna pt. "***[What are you doing in our street...]"
w temacie Poezja anglojęzyczna
wiersz jest też w temacie Miniatury poetyckie
tłum. Piotr SommerRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.05.11 o godzinie 20:08 -
Marshall McLuhan – znany i popularny, zwłaszcza w drugiej połowie ubiegłego stulecia, teoretyk kultury i środków masowego przekazu, nazwał nowoczesne media elektroniczne, nośniki dźwięku i ruchomego obrazu – „przedłużeniem człowieka” (an extensions of man).
Ale to nie radio i telewizja po raz pierwszy przedłużyły kończyny i zmysły człowieka, a wraz
z nimi możliwości eksploracji przez niego przyrody.
Człowiek zanim je wynalazł i skonstruował, przez tysiące lat używał do tego celu różnych narzędzi, od prymitywnego noża i siekiery z łupanego kamienia, poprzez coraz to bardziej przydatne i wymyślne łuki, oszczepy i miecze, maszyny i urządzenia, aż po coraz bardziej inteligentne i samodzielne w działaniu komputery i roboty. Każde więc narzędzie, które służy człowiekowi do ujarzmienia sił natury i ułatwienia mu życia, jest w pewnym sensie przedłużeniem człowieka. Bez narzędzi nie byłoby rozwoju cywilizacji. A czy mogłaby się bez nich obejść poezja? Może i mogłaby, w formie jedynie ustnej artykulacji, przekazywana
z pokolenia na pokolenie. O ileż jednak byłaby uboższa od tej, która od wieków korzysta
z różnych narzędzi, a także je opiewa?
Charles Simic*
Nóż
1
Ojciec spowiednik
Tłustej kury
Na czerwonym ołtarzu
Jej gardła,
Osamotniony
Język,
Aluzja do utraconej
Ciemności ust.
Pojedyncze, jarzące się oko
Obłąkanego –
Jeśli w nim łza,
To dla kogo?
2
Jest świecą,
Jest także rządkiem
Krzywych liter;
Tajemniczym nożopisarstwem.
Schodzimy
Po wewnętrznych schodach.
Stąpamy pod ziemią.
Nóż oświetla nam drogę.
Przez kości zwierząt,
Wodę, szczecinę dzika –
Dążymy przez kamienie, żarzące się węgle,
Węsząc.
3
Tyle ciemności
Wszędzie.
Tkwimy w torbie
Zarzuconej
Na czyjeś ramię.
Słychać tupot
Maszerujących butów.
Słychać, jak ziemia
Odpowiada
Głuchym dudnieniem.
Jeśli chcesz
Wiersza,
Weź nóż;
Będzie ci w garści wschodził i zachodził
Gwiazdą samotności.
Widelec
Ta dziwna rzecz musiała wypełznąć
Wprost z piekła.
Przypomina ptasią nóżkę
Zawieszona na szyi ludożercy.
Gdy trzymasz ją w garści,
Gdy dźwigasz nią kawałek mięsa,
Możesz sobie wyobrazić resztę paka:
Głowę, która jak twoja pięść,
Jest duża, łysa, bezdzioba i ślepa.
Łyżka
Stara łyżka,
Obgryziona,
Wylizana do czysta,
Wypolerowana
Że aż się iskrzy
Jako oko rzucające urok,
Mierzy cię oto wzrokiem
Sponad stołu,
Gotowa wydrapać
Dzisiejszą datę
I twoje nazwisko
Na gołej ścianie.
wszystkie wiersze w przekładzie Stanisława Barańczaka
*notka o autorze, inne jego wiersze i linki w temacie
Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.03.11 o godzinie 18:56 -
Wózkarze albo o nowym przeznaczeniu
starego monitora komputerowego
Kolorowo-szarzy przykurzeni
z wymalowaną na ziemistych twarzach
biedą i walką o przetrwanie
pchają przed sobą ciągną za sobą nieważne bo
zawsze w środku
swojej nędzy
na ulicach miast o świcie bez względu
na aurę i porę roku
wiozą w swoich wymyślnych wyszukanych wózkach
pojazdach hańby współczesnego społeczeństwa
wszystko co tylko znaleźli wyrwali wycięli ukradli
wszystko co można sprzedać
zamienić na bułkę kawałek suchego chleba butelkę
najtańszego wina-trucizny
od kiedy w ojczyźnie zapanowała
wolność po latach nieludzkiego zniewolenia
wylegli wypełzli na ulice
kolorowo-szarzy przykurzeni najbardziej sumienni
i zdyscyplinowani pracownicy-wolontariusze
nowoczesnej wolnorynkowej ekonomii
mało kogo już dziwi widok mężczyzn i kobiet
w sile wieku
wiozących do punktów skupu swoją znalezioną nędzę
butelki puszki po napojach złom makulaturę
wszystko co można sprzedać.
Dzisiaj widziałem dwóch biedaków taszczących
na dziecinnym wózku
stary ogromny monitor komputerowy
ani to sprzedać ani zamienić choćby na puszkę lichego piwa
bezrobotni bezdomni idą z duchem czasu
teraz w arkuszu excela przeliczają swoją biedę
i wysyłają maile do punktów skupu
z zapytaniem o aktualne kursy walut
stary ogromny niemodny monitor komputerowy
to żaden zbytek czy luksus żaden mebel
to narzędzie pracy współczesnego nędzarza.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.04.09 o godzinie 12:47 -
Miało już nie być
Miało już nie być tej wiosny
ciepłych dotknięć
złocistych promieni i czułego czesania
siwiejących włosów
podmuchami obudzonego ze snu
wiatru i śpiewu ptaków też miało nie być
zdziwionych
a co ty tu jeszcze robisz?
Nieodłączny towarzysz
rytualnego powitania każdego dnia
o czwartej nad ranem
ułożył się gdzieś wygodnie
i pogrążył w wiosennym letargu
gdy nabierze sił
zaatakuje zapewne ponownie
ze zdwojoną siłą.
A ty ciesz się póki co oddychaj
nową wiosną
zapomnij o niepokojach i lękach
idź
na zieleniejącą młodym listowiem
górę wypuść
swego latawca niespełnione marzenia
na podmuchy
nieświadomego nic wiatru
wróć
minioną uśmiechniętą wiosną
choćby w wątłych wspomnieniach.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.04.09 o godzinie 20:51 -
Fleur Adcock (ur. 1934) – angielska poetka, tłumaczka i edytorka, urodziła się
w Nowej Zelandii, skąd w dzieciństwie wyemigrowała wraz z rodzicami do Anglii.
Poza krótkim okresem (1975-1976) spędzonym w Nowej Zelandii, mieszka i pracuje
w Anglii. Wydała kilkanaście tomików poezji, m. in. „Eye of the Hurricane” (1964),
„Tigers” (1967), “High Tide in the Garden” (1971), “The Scenic Route” (1974),
“The Inner Harbour” (1979), “Hotspur: a ballad” (1986), “Meeting the Comet” (1988),
“Time-zones” (1991), “Looking Back” (1997). Oprócz własnej twórczości, tłumaczy też poezję z łaciny i rumuńskiego. Jest też autorką kilku antologii poetyckich, m. in. antologii współczesnej poezji kobiecej (Faber Book of Twentieth-Century Women's Poetry, (1987)
oraz leksykonu współczesnych poetów nowozelandzkich ( Oxford Book of Contemporary New Zealand Poetry, 1982). Jej pierwsze wiersze utrzymane były w dość rygorystycznej poetyce klasycznej, z czasem forma i styl jej poezji stawały się luźniejsze. Adcock porusza zarówno tematykę historyczną, jak i współczesną, związaną z różnymi aspektami życia: płci, emigracji, tożsamości narodowej, ekologii. Często wykorzystuje jako środki stylistyczne niedopowiedzenia, ironię i makabreskę.
Flowers of the Field
At the blood-test laboratory
people come out one by one
each carrying a test-tube of blood
like a lighted candle.
(Could you carry a poem in your hand like that
without spilling a drop?)
Prickly smells, faces anonymous
as camomile, but plucked out and chosen.
The colours show up as clearly
as in a painting.
(Remember the well-known question:
“Which would you save from a fire, a famous picture
or a man who hadn’t long to live?”)
Reflections from the test-tubes make face blush red,
illuminate rough hands.
This is surely a picture that must be saved:
a procession of poppies
through the long corridors,
advancing, invading – making no mistake
about how long they’ve got.
Happy Ending
After they had not made love
she pulled the sheet up over her eyes
until he was unbottoning his shirt:
not shyness for their bodies-those
they had willingly displayed-but a frail
endeavour to apologise.
Later, though, drawn together by
a distaste for such 'untidy ends'
they agreed to meet again; whereupon
they giggled, reminisced, held hands
as though what they had made was love-
and not that happier outcome, friends.
Leaving the Tate
Coming out with your clutch of postcards
in a Tate gallery bag and another clutch
of images packed into your head you pause
on the steps to look across the river
and there's a new one: light bright buildings,
a streak of brown water, and such a sky
you wonder who painted it - Constable? No:
too brilliant. Crome? No: too ecstatic -
a madly pure Pre-Raphaelite sky,
perhaps, sheer blue apart from the white plumes
rushing up it (today, that is,
April. Another day would be different
but it wouldn't matter. All skies work.)
Cut to the lower right for a detail:
seagulls pecking on mud, below
two office blocks and a Georgian terrace.
Now swing to the left, and take in plane-trees
bobbled with seeds, and that brick building,
and a red bus...Cut it off just there,
by the lamp-post. Leave the scaffolding in.
That's your next one. Curious how
these outdoor pictures didn't exist
before you'd looked at the indoor pictures,
the ones on the walls. But here they are now,
marching out of their panorama
and queuing up for the viewfinder
your eye's become. You can isolate them
by holding your optic muscles still.
You can zoom in on figure studies
(that boy with the rucksack), or still lives,
abstracts, townscapes. No one made them.
The light painted them. You're in charge
of the hanging committee. Put what space
you like around the ones you fix on,
and gloat. Art multiplies itself.
Art's whatever you choose to frame.
Poem Ended by a Death
They will wash all my kisses and fingerprints off you
and my tearstains--I was more inclined to weep
in those wild-garlicky days--and our happier stains,
thin scales of papery silk...Fuck that for a cheap
opener; and false too--any such traces
you pumiced away yourself, those years ago
when you sent my letters back, in the week I married
that anecdotal ape. So start again. So:
They will remove the tubes and drips and dressings
which I censor from my dreams. They will, it is true,
wash you; and they will put you into a box.
After which whatever else they may do
won't matter. This is my laconic style.
You praised it, as I praised your intricate pearled
embroideries, these links laced us together,
plain and purl across the ribs of the world...
The Russian War
Great-great-great-uncle Francis Eggington
came back from the Russian War
(it was the kind of war you came back from,
if you lucky: bad, but over).
He didn’t come to the front door –
the lice and filth were falling off him –
he slipped along the alley to the yard.
“Who’s that out at the pump?” they said
“- a tall tramp stripping his rags off!”
The soap was where it usually was.
He scrubbed and splashed and scrubbed
and combed his beard over the hole in his throat.
“Give me some clothes,” he said. “I’m back.”
“Got save us, Frank, it’s you!” they said.
“What happened? Were you at Scutari?
And what’s that hole inside your beard?”
“Tea first,” he said. “I’ll tell you later.
And Willie’s children will tell their grandchildren;
I’ll be a thing called oral history.”
przekład Andrzeja Szuby, pt. „Wojna krymska”, w temacie Powroty
Inne wiersze Fleur Adcock, w tłumaczeniu Andrzeja Szuby, w tematach:
Pocałunki, Potrawy i napoje..., Blaski i cienie małżeństwa, Samobójstwo w wierszach..., Kobiecy portret, Ta nasza młodość, Z wyspy Lesbos i nie tylko..., Wiersz na taki dzień, jak dzisiajRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.05.11 o godzinie 13:12 -
Fleur Adcock
Pończochy
Pierwszy transwestyta, z którym poszłam do łóżka,
był, o ile wiem, ostatnim.
To było w latach sześćdziesiątych, tuż przed rajstopami.
Spytał, czy może założyć pończochy –
myślałam, że chodzi o mnie, chodziło o niego.
Nogi miał nieszczególne,
i tak rozciągnął mi pas do pończoch,
że nigdy nie wróci do dawnego kształtu.
To mniejsza, mogło być przecież gorzej.
Pomogła whisky.
Nigdy więcej się z nim nie puściłam
i nikomu nie zdradziłam jego tajemnicy –
nie było się czym chwalić. (Wstyd to jednak
straszny hamulec; musiał na to liczyć).
Ale wciąż chodziłam na jego przyjęcia.
Na jednym poznałam Yoko Ono.
tłum. Andrzej Szuba -
Fleur Adcock
Na obozie
Kiedy ma się piętnaście lat, nikt nas nie rozumie.
A właściwie, to dlaczego mnie zaprosili?
Miałam spędzić wakacje z nauczycielką łaciny i jej
znajomymi, dwoma dwudziestokilkuletnimi mężczyznami.
Ja też ich nie rozumiałam.
Ten, który mi się podobał, był wysoki
i miał czułe brązowe oczy. Był fryzjerem.
Pewnego dnia prymus się przewrócił
i woda z rondla oparzyła mu stopę.
Skóra wyglądała jak namokły różowy papier marszczony –
okropne; ale dzięki temu romantycznie powłóczył nogą
i wszyscy bardzo mu współczuli.
Kiedyś łaskawie oparł się na moim ramieniu
i pozwolił przeprowadzić przez drewniany pomost.
Następną ofertę pomocy zbył śmiechem. Po prostu.
To dziwne, ale dwa dni później
ja oparzyłam sobie stopę: niegroźnie,
ale na tyle groźnie, na ile starczyło mi odwagi.
Bez skutku.
Wszyscy świetnie mnie rozumieli.
tłum. Andrzej Szuba -
Fleur Adcock
Wojny
Kiedy toczyła się wojna w Zatoce,
sięgnęłam wstecz do XVIII wieku.
To życie tutaj wydało mi się miałkie.
Serwis światowy ukradł mi pół nocy,
wczesnym pociągiem wyprawiłam się po wieści –
tajemnice, odkrycia, sprawy znane
czyhające na mikrofilmie albo pergaminie:
„Zapisuję mojej córce rzeczonej Mary Adcock
Łoże z Pościelą dębową Komodę z Ubraniami
Toaletę ze Zwierciadłem Fotel
Zegar w rzeczonym domu Mieszkalnym,
I połowę albo część Cynowej zastawy”.
Kiedy wojna się skończyła i nie skończyła,
i uszczęśliwiono nas recesją,
sięgnęłam wstecz głębiej, studiując żywoty
St. Johnów, Hampdenów, Wentworthów:
“Takoż synowi mojej żony daję…”
(A więc b y ł a zamężna wcześniej!)
„Panu Edwardowi Russelowi pięćdziesiąt funtów,
z Johnowi jego bratu dziesięć funtów rocznie wypłacać
dopotąd dopokąd trudnić się będzie wojennym rzemiosłem...”
tłum. Andrzej SzubaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.04.09 o godzinie 16:17 -
Fleur Adcock
Wojna krymska
Stryjeczny prapradziadek Francis Eggington
wrócił z wojny krymskiej
(z takich wojen, gdy szczęście dopisze,
się wraca; są złe, ale się kończą).
Nie podszedł do drzwi frontowych –
sypały się z niego wszy i brud –
popędził ścieżką na podwórze.
„A któż tam stoi przy pompie?” – pytali.
Jakiś drab włóczęga ściąga szmaty!”
Mydło było tam gdzie zawsze.
Szorował się i pluskał, i szorował,
i czesał brodę nad widoczną w szyi dziurą.
„Dajcie mi jakieś łachy” – poprosił. „Wróciłem”.
„Boże, wspomóż, to ty, Frank!” – krzyczeli.
„Co się stało? Byłeś w Skutari?
A co to za dziura w szyi?”
„Najpierw herbata, potem wam opowiem.
A dzieci Williego opowiedzą swoim wnukom.
Ja teraz będę przekaz ustny”.
tłum. Andrzej Szuba -
Fleur Adcock
Amelia
A było tak: wyszłam za mąż w 1870, kiedy miałam
dwadzieścia dwa lata. W następnym roku
urodziłam córkę; daliśmy jej na imię Laura.
(Bez szczególnego powodu – po prostu nam się podobało).
W 1872 mój brat się powiesił.
Laura umarła dokładnie rok później,
kiedy byłam w ciąży z jej bratem Thomasem,
który odziedziczył imię po moim zmarłym ojcu. W 1974
zdarzyły się trzy rzeczy: umarł maleńki Thomas,
potem moja siostra, potem urodziłam Johna, pierwsze
dziecko, które przeżyło wiek niemowlęcy. Był garbaty.
(Pewnie nie przepadacie za tym określeniem;
no cóż, wymyślcie jakieś inne). Dożył dwudziestki, starając się
robić dobrą minę do złej gry. Biedny, dzielny chłopiec.
Po jego śmierci nauczyłam się rodzić
zdrowe dzieci. A może to jałowcówka pomogła?
Tak, zaczęłam zaglądać do butelki. Wy byście nie zaglądali?
Zanim wykończył mnie alkohol, miałam ich pięcioro –
mała Liga Antyalkoholowa, bystra rodzinka
abstynentów z moim mężem na czele.
Oficjalnie zmarłam na udar; o jałowcówce
nie mówiło się głośno przez czterdzieści lat.
Młodzi mają mój portret oprawiony w piękne ramy –
starucha z wydatnym nosem, w szalu.
Mają też moje zdjęcie – panna
o wylękłych oczach, z noskiem zgrabnym jak ich nosy.
Obie mają na imię „Amelia”. Którą z nich
byłam? Nie mogłam być obiema, tego są pewni.
Amelia Joynson (1847-1899) poślubiła Johna Adcocka (1842-1911)
i była matką Samuela Adcocka.
tłum. Andrzej SzubaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.04.09 o godzinie 15:45 -
Fleur Adcock
Samuel Joynson
Szukał tego najpierw na ulicach
i w czarnych od sadzy zaułkach. I nie znalazł.
Szukał tego w piwiarni;
i dostrzegł – ale pierzchło.
Z pewnością nie asystowało mu przy pracy
spadając deszczem trocin na kapelusz
z szerokim rondem, gdy spocony stał
w dole pod parskającym ostrzem.
Przeszukał cały dom –
kuchnię pomywalnię salon
sypialnię, którą dzielił z dwoma braćmi –
i wzruszył ramionami. Tam, oczywiście, też nie znalazł.
Więc w przeznaczonym do tego miejscu umocował pętlę
i włożył w nią głowę, by jeszcze raz spojrzeć.
Samuel Joynson był bratem Amelii Joynson.
tłum. Andrzej Szuba