Wypowiedzi
-
Robert Bałabuch:
... a niektórzy nie blefują bo nie potrafią, bądź nie czują potrzeby. Choćby w życiu rodzinnym, wbrew temu co twierdzi TPS.
Ale skoro uważa, że etyka nie istnieje, to już wcale się jego paradygmatowi negocjacji nie dziwię.Robert Bałabuch edytował(a) ten post dnia 31.10.08 o godzinie 16:55
A dlaczego na zdjęciu masz przechyloną głowę? Tam obok ktoś jeszcze był? -
No cóż, może wierzący nie wiedzą, że nie powinni nic udowadniać.
Określnie "wiara w boga" oznacza właśnie to, że opiera się na wierze, a nie na dowodach. Zresztą, gdyby były dowody na istnienie boga, to wiara nie miałaby sensu. Nie można wierzyć w coś, co jest udowodnione.
To właśnie dlatego dyskusje pomiędzy ateistami i wierzącymi przebiegają tak burzliwie i obie strony nie mogą zrozumieć swoich argumentów. -
W związku z apelem Artura, tylko krótko podsumuję to, co napisałem:
uważam, że niektórzy z nas blefują, twierdząc, że nigdy nie blefują ;) -
Robert Lara:
[...]
ergo: blef zalecam kupującym najrzadziej jak się da.
nigdy, przenigdy nie zalecam kupującym zakładania, że jesteśmy większymi cwaniakami niż sprzedający, nawet wtedy, gdy pozory mogą na to wskazywać. można się na tym solidnie przejechać.
No cóż, wszystko zależy od poziomu ryzyka, który możemy zaakceptować. Dokładnie jak w pokerze, bo dla mnie poker to nie tylko gra, ale również doskonały trening nie tylko dla negocjatorów, ale również dla strategów, menedżerów i wszystkich, którzy poruszają się w niestabilnym i trudnym do przewidzenia otoczeniu. Poker uczy spokoju i panowania nad sobą oraz pokory wobec pozostałych graczy.
Blefem może być (ale nie musi) wszystko, w zależności od sytuacji. Uśmiech lub sroga mina, powoływanie się na szefa, a nawet ubranie. Pamiętam negocjacje z przedstawicielami pewnej małej firmy z zakresu IT, którzy przyszli do nas z propozycją współpracy. Trzech poważnych panów w czarnych garniturach i nieskazitelnie białych koszulach. Przypominali pracowników IBM z początku lat 90-tych i myślę, że tak właśnie miałem ich odebrać. Ewidentny blef.
Inny przykład. Wielu negocjatorów wyznaje zasadę, która mówi, że przy stole trzeba mieć równą lub większą liczbę osób niż partnerzy. Z moich obserwacji wynika, że to naprawdę powszechne przekonanie. A to zwykły blef, który sugeruje, że przyszliśmy w silnym i zwartym składzie. Tymczasem faktyczny skład zespołu negocjacyjnego jest jedno- lub dwuosobowy. Nie ukrywam, że takie sytuacje zawsze prowokują mnie do odwrotnych zachowań. To miłe uczucie siedzieć samotnie naprzeciwko takiej armii, tym bardziej, że szef wtedy siada dokładnie pośrodku. Warto wtedy usiąść o jedno krzesło w prawo lub w lewo od środka stołu :)
Siedząc samotnie można pozwolić sobie na rozgrywanie takiego zespołu bez zagrożenia na kontratak. Kiedy nasz rozmówca usztywnia się w swoim stanowisku można wezwać na odsiecz jego żołnierzy, których tak licznie przyprowadził :)Paweł P. edytował(a) ten post dnia 31.10.08 o godzinie 02:22 -
Robert Bałabuch:
Paweł P.:
Do wszystkiego trzeba dojrzeć, również do dystansu do tego, co się robi. To nie jest złośliwe :)
Zgoda.
W negocjacjach nie napinam się, ale też nie szukam w nich przygody. Od tego mam off-work.
Pozdrawiam.
No cóż, moja filozofia jest lepsza, bo mam przyjemność całą dobę, a nie tylko w wolnym czasie :) -
Robert Bałabuch:
Robert Lara:
śmierć frajerom
Ja nie byłbym taki pewny, że sprzedawcy sfrajerzyli się w tej sytuacji. Paweł nie powiedział, że dostał wszystko co chciał. Być może mogli zejść jeszcze niżej, a Paweł złapał się na ich blef, że zejść niżej już się nie da...
Paweł P.:
"Panowie, miejmy z tego przyjemność".
Sorry, nie rozumiem takiej filozofii w negocjacjach. W pokerze OK, bo jak by nie było wiesz, że wygrana nie jest najważniejsza (chyba, że masz problem z hazardem). Dajesz sobie limit tego co możesz stracić i jedziesz.
Negocjacje nie są celem same w sobie, tylko narzędziem.
Do wszystkiego trzeba dojrzeć, również do dystansu do tego, co się robi. To nie jest złośliwe :) -
Henryku, gdyby od tej umowy zależało bezpieczeństwo firmy, to negocjacje na pewno wyglądałyby inaczej. Inna sprawa, że często staram się mieć bufor czasowy, który pozwoli na wyjście awaryjne.
Przygotowując się do tematu, brałem również pod uwagę, takie "drobiazgi" jak na przykład fakt, że dostarczenie 200 jednakowych aparatów w ciągu kilku dni, przerasta możliwości naszych operatorów, no chyba, że coś się zmieniło w tej kwestii :)
Moje podejście do negocjacji ukształtował mój pierwszy szef, jednym zdaniem, które wypowiedział podczas negocjacji w sprawie zakupu systemu finansowego-księgowego dla dużej grupy kapitałowej. W którymś momencie zrobiło się mało przyjemnie, strony się usztywniły, a on wtedy powiedział:
"Panowie, miejmy z tego przyjemność". -
Tak, bardzo trafnie oceniacie tę sytuację. Ja zawsze mogłem podpisać umowę na standardowych warunkach, tracąc co najwyżej trochę dumy. Natomiast panowie... no cóż, widmo utraty premii... :)
Jak się okazało, mieli więcej do stracenia :)
Natomiast czy był to jednorazowy strzał. W pewnym sensie tak, bo umowy podpisuje się raz na dwa lata, ale w międzyczasie kupowaliśmy po kilka nowych telefonów rocznie i stosunki układały się poprawnie. Mimo wszystko oni byli sprzedawcami, a ja solidnym, zawsze płacącym rachunki, klientem. -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Oczywiście, że nie da się negocjować bez blefowania, chociaż zaraz pewnie pojawią się krzyki, że to kolejna manipulacja.
Kiedyś miałem okazję negocjować wieloletnią umowę z jednym z operatorów sieci komórkowych. Chodziło o zakup prawie dwustu abonamentów. Negocjacje trwały dosyć długo, bo mieliśmy spore wymagania co do upustów. W zasadzie, niezależnie od propozycji operatora i tak byśmy podpisali umówę, ponieważ zmiana operatora nie wchodziła w grę. Oczywiście nasi partnerzy w rozmowach doskonale zdawali sobie z tego sprawę i nie mieli zamiaru dawać nic, ponad standardowe przy takich ilościach upusty. Podczas jednego ze spotkań w siedzibie operatora, na którym towarzyszyła mi prawniczka oraz człowiek współpracujący z operatorem, odegrałem scenę wściekłości. Na monotonne powtarzanie przez partnerów, że nie robią wyjątków, wstałem i powiedziałem, że w tej sytuacji nie mamy o czym mówić. Ruszyłem w stronę drzwi, moi współpracownicy siedzili osłupieni (co było wcześniej umówione), chwyciłem za klamkę i powiedziałem do współpracowników, kompletnie ignorując przedstawicieli operatora: "Pani mecenas, proszę wraz z panami przygotować porozumienie kończące naszą współpracę. Czekam na projekt porozumienia do 15." Po tych słowach wyszedłem z sali konferencyjnej dosyć mocno trzaskając drzwiami.
Dostaliśmy prawie, podkreślam prawie, wszystko co chcieliśmy. -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Klub Języka Ciętego