Wypowiedzi
-
Dodam, że mąż wie, że robiłam rozkład Tarota na tę sprawę i nie miał absolutnie nic przeciwko temu.
Ma rację Pani Joanna, że flirt słowny rzeczywiście był i sam mąż mi o tym powiedział (informował, że kobieta X wprost mu złożyła propozycję seksualną i nawet zaczęła się bardzo prowokacyjnie zachowywać wobec niego).
Dziękuję bardzo za Państwa odpowiedzi i pozdrawiam!Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 24.02.11 o godzinie 12:42 -
Agnieszka S.:
Olu
mamy tutaj taką zasadę, że nie komentujemy wypowiedzi innych pomagaczy
proszę, postaraj trzymać się tej zasady
Dobrze, oczywiście przyznaję rację, że nie powinnam komentować poprzedniej wypowiedzi. Przepraszam.Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 23.02.11 o godzinie 21:02 -
Monika Włodarczyk:
Mam nadzieję, że pisząc takie słowa nie stwierdzimy wkrótce, że właśnie dzięki zdradom małżeństwa stają się bardziej szczęśliwe i dojrzałe...
Znam osobiście pary, dla których właśnie fizyczna zdrada była takim punktem zwrotnym dla małżeństwa, że teraz są o niebo bardziej szczęśliwym, zdrowym, dojrzałym związkiem. Korzystali z terapii; uczyli się siebie, uświadamiali sobie swoje potrzeby, uczyli się o nich mówić i dzielić życie. Podjęli decyzję, że chcą razem dzielić życie i dzielą je szczęśliwie. A zdrada i kryzys był jak pożar, który oczyścił małżeństwo z syfków.
Z mojego punktu widzenia, zdrada jest najgorszym (i przepraszam, że użyję dosadnego wyrażenia), najbardziej cholernym świństwem, więc nie usprawiedliwiajmy jego sprawcy, czyli żony Marcina. To on jest tutaj ofiarą, to on teraz biedny zażywa leki antydepresyjne, a nie jego żona. A więc nie róbmy z nich obojga ofiar i nie mówmy, że zdrada bywa pożarem oczyszczającym małżeństwo z syfków. Sorry, ale wg mnie takim oczyszczającym pożarem może być wyłącznie szczery dialog między małżonkami i oczywiście czułość i cierpliwość, a nie seks z kimś innym, niż mąż/ żona. Bo człowiek ZAWSZE, nawet w sytuacji okresowego kryzysu w małżeństwie, powinien kierować się sercem i myśleć głową, a nie innymi częściami ciała... I takich działań absolutnie nie można usprawiedliwiać, tylko warto mimo ich świadomości nauczyć się jakoś żyć.
Skoro jednak zdrada jest już faktem i nie da się temu zaprzeczyć, wykorzystajcie to, że Marcin jak najbardziej nadal kocha żonę, w znacznym stopniu już jej wybaczył (kolejny dowód na to, że jesteś wielki!) oraz że żona robi wszystko, byś jej wybaczył i był z nią szczęśliwy. Przeprowadźcie się z tego miejsca, które będzie Wam zawsze przypominać o najgorszym, o zdradzie i łzach. I uwolnijcie się od mamy, która pomimo, że chce Waszego dobra, to jednak nie zapewnia Wam swobody i wolności, której tym bardziej w tej sytuacji Wam potrzeba.Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 23.02.11 o godzinie 15:14 -
Proszę o informację czy Superwizora mają wyłącznie psychoterapeuci czy każdy psycholog (nie będący psychoterapeutą) również go posiada?
A także czy Superwizor odpowiada za to jaką formę terapii i w jaki sposób prowadził konsultujący się z nim psycholog? czy może psycholog odpowiada za to wyłącznie osobiście?
Jeśli psycholog nie ma Superwizora, to z kim on się konsultuje? -
Ewa S.:
Uważam,ze tak intymne sprawy warto omawiać wspólnie (na zasadzie równorzędnego udziału obu partnerów) w gabinecie i ze specjalistą, który zadba o równą przestrzeń do wyrażenia swoich myśli,uczuć i pragnień dla obu stron.
Hmmm... w gabinecie nie ma niestety zbyt intymnych warunków, ponieważ jest obecna osoba trzecia (psycholog czy tam psychoterapeuta), będący na dodatek osobą obcą. Jego obecność i mówienie o tak wstydliwych, trudnych sprawach może być blokująca zarówno dla Marcina, jak i dla jego żony (a myślę, że szczególnie dla niej). Dlatego jeśli mogłabym coś zaproponować, to udajcie się na taką terapię, ale wyłącznie wtedy, gdy oboje będziecie przekonani, że tego pragniecie i potrzebujecie. I że oboje jesteście na to gotowi, żeby przy obcej osobie mówić o tak osobistych problemach. Nic na siłę!
Jeśli zdecydujecie się na terapię, życzę Wam tego, abyście spotkali najlepszego specjalistę od terapii małżeństw i doradzam (biorąc pod uwagę mój przykład), abyście zrezygnowali z kontynuowania terapii, jeśli dostrzeżecie, że dany psycholog czy też ta forma terapii jest dla Was szkodliwa, tzn. że coś się zaczyna psuć w Waszych relacjach, zamiast się naprawiać. Bo to co jest korzystne dla jednego małżeństwa, wcale nie musi być pomocne dla drugiego. -
Ewa S.:
Marcin, weź ty się wybierz z żoną na terapię małżeńską-bo widzi mi sie, ze macie mega problem z komunikacją :-)Ewa S. edytował(a) ten post dnia 21.02.11 o godzinie 21:44
Ewo, ja oczywiście nie chcę zniechęcać Marcina do terapii małżeńskiej, ale pozwolę sobie go uświadomić, że my z mężem (wspaniałym człowiekiem) rozstaliśmy się właśnie na skutek takiej terapii. Nie będę się wdawać w szczegóły, gdyż to nie jest miejsce na moje historie, lecz BŁAGAM Cię, Marcinie, jako osoba, która niedawno straciła coś, co było najpiękniejsze w życiu, uwierz, że nikogo nie musicie prosić o pomoc, skoro oboje mówicie, że szczęścia dla siebie wzajemnie pragniecie i że chcecie ze sobą być. Uwierzcie sobie oraz własnej miłości! Jej potwierdzenia czy też negacji nikt Wam robić nie musi, żaden lekarz, psycholog czy jasnowidz. Nikt. Bo tylko Wy sami najlepiej wiecie, co czujecie w Waszych sercach. Więc zaufajcie sobie wzajemnie oraz - jak doradza Ewa - zamiast prowadzić zawiłe dialogi, zaproponujcie sobie wspólny spacer, wyjazd na wakacje lub coś innego, co dawniej lubiliście razem robić. Życzę powodzenia! -
Moim zdaniem, Marcinie, uczyniłeś już tak dużo ze swojej strony, że nic Ci nie pozostaje, jak (JEDNAK!!!) być dumnym z siebie, zamiast kopać się po nic nie winnych 4 literach oraz cieszyć się, że Twoja żona jest jednak z Tobą nadal i że ona również pracuje nad odbudowaniem Waszego związku oraz Twojego do niej zaufania.
Myślę, że powinieneś cieszyć się z tego wszystkiego co jest teraz (zauważ, jaki przystojniak teraz z Ciebie - ważysz 25 kg mniej!) i iść z pewnością, a nie tylko nadzieją do przodu. Bo ja jestem przekonana, że gdy przeprowadzicie się z żoną, to będzie już tylko dobrze.
I w 100% zgadzam się z Ewą, że zamiast MUSZĘ zrobić to i tamto, mów CHCĘ to zrobić. Wiem co mówię, bo np. na mnie słowo MUSZĘ działa bardzo stresująco i przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.
Pozdrawiam i trzymam kciuki! -
Ola Kowalska:
Marcinie, a czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś wspaniałym człowiekiem? Stawiasz przed sobą bardzo wysokie wymagania i nadal dbasz o dobro nie tylko swoje czy dziecka, ale także żony, która no... powiedzmy sobie szczerze, skrzywdziła Ciebie. Dlatego moje wielkie brawa dla Ciebie!Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 18.02.11 o godzinie 00:02 -
Marcinie, a czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś wspaniałym człowiekiem? Stawiasz przed sobą bardzo wysokie wymagania i nadal dbasz o dobro nie tylko swoje czy dziecka, ale także jej. Wielkie brawa dla Ciebie!
-
Agnieszka B.:
babci trzeba jakiegoś miłego "dziadka"znaleść:))
zapisz Ją do jakiegos klubu seniora:)(nie,to niejest drwina)
podrzucanie wnuczki to fajny pomysł ale kłopotu nie rozwiąże
dalej będzie żyła waszym życiem.....
Agnieszko, ale podobno babcia dziadka ma, więc po co jej drugi? :) -
Agnieszka S.:
ty sam musisz się zdecydować, która kobieta jest w twoim życiu ważniejsza - żona czy matka
A ja myślę, że nie powinno się decydować, która kobieta jest ważniejsza: żona czy matka. Bo każda z nich jest niezmiernie ważna. Żona jako żona, a matka jako matka. Nigdy żona nie zastąpi matki, ani matka żony, dlatego uważam, że nie ma się po co tutaj licytować i zmierzać do podjęcia decyzji, która z nich jest ważniejsza.
Wprawdzie nie jestem psychologiem, ale przyszło mi do głowy, żeby w sytuacji, gdy mama proponuje, byście dziecko zabierali do siebie w weekendy, a ona będzie z Waszą córką przez całą resztę tygodnia, to może zaproponowalibyście Twojej mamie, żeby było odwrotnie: przez tydzień "roboczy" dziecko byłoby z Wami, a w weekendy z mamą? Wtedy zarówno Wy, jako rodzice, mielibyście dziecko przez 5/7 tygodnia ze sobą, a z drugiej strony babcina miłość Twojej mamy byłaby zaspokojona i w związku z tym Wasza przeprowadzka nie byłaby tak nagłym i wielkim szokiem dla niej?
Uważam, że w sytuacji, gdy Ty byłeś w stanie wybaczyć zdradę żonie, a żona stara się wynagrodzić swój wielki błąd, to nie możecie stracić tej szansy na odbudowanie Waszego związku! Dlatego z mojego punktu widzenia przeprowadzka to rzeczywiście świetny pomysł, chociaż jednocześnie uszanujcie uczucia Twojej mamy i może postarajcie się, by przynajmniej Wasze dziecko było u niej w weekendy? Bo to, że Twoja mama (z tego co widzę, bardzo wrażliwa osoba) przeżyła zdradę w waszym związku, akurat mnie nie dziwi.
Mnie wychowywała babcia i chociaż była dla mnie prawdziwym aniołem, to jestem przekonana, że tak silną więź między babcią, a wnuczką trzeba stopniowo, ale stanowczo osłabiać. To rodzice powinni mieć pieczę nad dzieckiem i to oni powinni być z nim jak najdłużej, a dziadkowie owszem mogą się wnuczką cieszyć, ale nie poprzez takie działanie, że "łaskawie" będą oddawać Wam córkę na same weekendy. -
Agnieszka Staniewska:
Ola Kowalska:
Agnieszka Staniewska:
Bardzo mi przykro, że coś takiego Panią spotkało.
Ważne jest żeby pamiętać że psychoterapią powinien zajmować się psychoterapeuta a nie osoba która ma za sobą jedynie studia psychologiczne...
Ma Pani świętą rację! -
Agata Rakfalska-Vallicelli:
Witaj,
Opierając się na przypadkach pacjentów, z którymi miałam do czynienia, pacjenci przeżywający epizod psychotyczny przede wszystkim nie zdają sobie sprawy ze swojego stanu, np. to co słyszą, czują i widzą jest dla nich prawdziwe w tym momencie (zaburzenia świadomości), natomiast dla osób z boku widziane jest to, jako zachowanie "nienormalne".
W tzw. nerwicy natręctw (zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, które mają podłoże lękowe), np. dany pacjent zdaje sobie sprawę, iż nie powinien tego robić (np. myć ręcę 30 razy dziennie, albo modlić się w myślach co 5 minut), ale nie jest w stanie przestać tego robić, to jest silniejsze od niego, choć zdaje sobie sprawę z tego.
To są tylko podstawowe różnice!
Dziękuję bardzo, Pani Agato, nawet Pani nie wie jak wiele mi Pani powyższym wyjaśniła! -
Agnieszka Staniewska:
Myślę, podobnie jak Agata, że taka pomyłka jest bardzo nie prawdopodobna.
Rozumiem i nie dziwię się, że trudno w to uwierzyć. Ja również nie byłabym w stanie w to uwierzyć, gdybym od kogoś o tym usłyszała (pomyślałabym zapewne, że ktoś robi sobie żarty, albo chce zrobić biednemu psychologowi na złość). Ale niestety taka pomyłka jest możliwa...
W moim przypadku pani psycholog, podczas spotkań ze mną, wiedząc, że cierpię na zdiagnozowaną już przez lekarza nerwicę lękową, zasugerowała, że ...mam psychozę. Przerażona tą informacją spotkałam się z dwoma lekarzami psychiatrami i obaj ci lekarze wykluczyli u mnie ponad wszelką wątpliwość psychozę, stwierdzając objawy obsesyjno-kompulsywne. Jeden z tych lekarzy doradził mi, bym zdecydowanie zrezygnowała z usług tej pani psycholog, a także z zastosowanej przez nią wobec mnie metody terapii (która wg lekarza przyczyniła się do zdecydowanego nasilenia moich natręctw).
Czyli w moim przypadku widocznie pani psycholog zlekceważyła diagnozy dwóch lekarzy i uparła się, że mam psychozę. Ostatecznie zrezygnowałam z jej usług.
Haha, przypomniałam sobie w tej chwili, że na ostatnim naszym spotkaniu, gdy rezygnowałam już z jej usług, pani psycholog powiedziała, że właśnie dlatego zachęciła mnie do kontaktu z lekarzem, by powiedział czy jest psychoza czy jej nie ma. I wtedy nagle zgodziła się z lekarzem, że żadnej psychozy nie mam. Tylko dlaczego uczyniła to dopiero po upływie 8 miesięcy błędnej, jak się okazało, terapii...
Tymczasem (nie chcę tu absolutnie obrażać żadnego psychologa, zwłaszcza, że mogę się mylić w swojej opinii) uważam, że psycholog ma prawo pomagać choremu, a psychiatra ma prawo go diagnozować. I sądzę, że psycholog powinien liczyć się z diagnozami lekarskimi, a nie lekceważyć je.Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 13.02.11 o godzinie 19:57 -
Wioletta Ladyko:
Olu, z przyjemnoscia ci oswiadcze, ze my wszyscy mamy takie same szanse i wszyscy mamy takie same predyspozycje :) w matrycy najpiekniejsze jest to, ze kazdy z nas to potrafi. Jedynymi ograniczeniami jakie istnieja, sa nasze wlasne przekonania, czesto ukryte gleboko w podswiadomosci.
Tym samym Olu chcialam Ci przekazac, ze Ty sama mozesz zdecydowac, czy osiagniesz sukces. Ja mysle, ze masz predyspozycje takie same, jak my wszyscy i mozesz osiagnac wszystko :)
Dziękuję serdecznie za tę radosną i dającą wiele nadziei informację:)
Jestem coraz bardziej zaciekawiona, na czym matryce polegają. -
Witam,
Bardzo proszę o informację na temat tego, czym różni się psychoza od nerwicy natręctw oraz jaka jest różnica w stosowanych wobec tych dwóch różnych chorób metod psychoterapii?
Czy w przypadku błędnie zdiagnozowanej psychozy może się zdarzyć, że zastosowana ew. błędna metoda psychoterapii (właściwa dla chorych na psychozę) może skutkować pogorszeniem stanu zdrowia u osoby w rzeczywistości chorej na nerwicę natręctw? -
Przepraszam, że jako osoba całkowicie zielona w temacie matryc zapytam czy może tak być, że Wy (absolwenci kursów) macie większe szanse na osiągnięcie sukcesu z matrycami, niż zwykły śmiertelnik taki jak ja?
Bo chociaż wszelkie informacje na ten temat fascynują mnie i bardzo interesują, to zastanawiam się czy załóżmy ja mogłabym osiągać równie wielkie zmiany? Od czego te zmiany zależą: czy od osobistych predyspozycji czy od ukończonego kursu?:) czy nie ma to w ogóle znaczenia?
Obiecuję, że gdybym sobie pokonała moją agorafobię oraz wyprostowała kręgosłup, to zaraportuję to Wam w pierwszej kolejności:)Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 11.02.11 o godzinie 20:57 -
Joanna Konczanin:
Zaczęłam od Fizyki Cudów, bo interesuje mnie naukowe pdłoże tego typu doświadczeń, a potem szybko ściągnęłam Matrycę:)Na stronie Bartletta jest sporo filmików wartych obejrzenia
Oooooo......a można gdzieś ściągnąć książkę Matryca energetyczna w j. polskim? -
Osobiście zastanawiam się z kolei nad:
- w/w przeze mnie art. 160 KK, w którym jest mowa zarówno o działaniu (w moim przypadku było to działanie poprzez słowa "Pani MUSI co 3 dni zadawać pytania" i nie pozwolenie na zrezygnowanie przeze mnie z tej metody terapii, chociaż taką potrzebę p. psycholog zgłaszałam),a także o zaniechaniu, które w moim przypadku miało postać zignorowania moich informacji o znacznym pogorszeniu się mojego samopoczucia z powodu przymusowego zadawania tysiące razy tych samych pytań mężowi oraz moich próśb o zakończenie tej terapii, której celu i sensu nie znam do dziś;
- a także art. 157 par. 1 KK.
Dodam, że chociaż P. psycholog faktycznie nie zmusiła mnie w sposób fizyczny do zadawania pytań mężowi, do rozstania się z nim czy do podjęcia decyzji o samobójstwie, to jednak biorąc pod uwagę, że psycholog jest (a przynajmniej powinien być) profesjonalistą w tym co robi i powinien opiekować się swoim pacjentem starając się osłabić jego lęki i emocje, a nie przyczyniać się do ich nasilenia, to uważam, że moja psycholog jest odpowiedzialna za to, co uczyniła, jak i za to czego nie zrobiła, a powinna (jak w/w). Ja jako pacjentka (czy też klientka?) zaufałam jej i nawet nie mogąc od niej dowiedzieć się jaki jest cel i sens tej dziwnej terapii, stosowałam się do niej wierząc, że rzeczywiście MUSZĘ nadal pytania mężowi zadawać, nawet jeśli już mamy ich oboje po dziurki w nosie. Gdy idziemy do lekarza, to również słuchamy jego zaleceń i nie zażywamy np. psychotropów czy antybiotyku kiedy i jak nam się zachce, lecz ufamy lekarzowi i jego znajomości tematu. Podobnie ja zaufałam psychologowi mając nadzieję, że zmierza do mojego dobra i wyleczenia tą tajemniczą metodą. Z mężem natomiast rozstaliśmy się z powodu jednak (!!) przymusowego zadawania tysiące razy pytań, wzajemnej utraty zaufania do siebie i wzajemnego nastawienia nas przeciwko sobie podczas tej terapii. Pani psycholog kazała mi nawet, gdy mąż był na szkoleniu lub w pracy dzwonić lub smsować do męża z pytaniami!!! Proszę mi wierzyć, że takiej terapii nie da się spokojnie przeżyć przez 8 miesięcy mimo największych chęci.
Jestem przekonana, że istnieje jakiś przepis prawny (może nawet z KK), który można zastosować w mojej sytuacji, pomimo, iż bezpośredniego działania w postaci np. włożenia mi żyletki do ręki czy wyrzucenia mojego męża z domu przez psychologa oczywiście nie było.
Przepraszam, że pozwalam sobie na szerszy opis sprawy, ale jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach. -
Paweł Budrewicz:
Hm, może znowu wtrącę trzy grosze do tej dyskusji. W końcu - jako były prokurator - mam chyba największe doświadczenie w prawnokarnej ocenie opisywanego zdarzenia.
Post na GL to nie kryminał, więc od razu mogę zdradzić pointę - opisane przez autorkę wątku zdarzenie nie jest podstawą odpowiedzialności karnej.
I tyle. Jak kto chętny - poniżej wyjaśnienie.
Bardzo dziękuję za obszerne wyjaśnienie.