Wypowiedzi
-
Czy jakaś życzliwa duszyczka udzieli mi odpowiedzi do w/w dwóch rozkładów? Proszę o to:)
-
Dodam, że z mojego punktu widzenia gdyby wystąpiła jakaś zwykła literówka w imieniu czy nazwisku Powoda, byłaby to oczywista pomyłka. Ale w sytuacji, gdy podano zupełnie inne i nie zbliżone do imienia Szymon imię Powoda, to już nie jest Odpowiedź na Pozew złożony przez mojego męża. A jak to jest w rzeczywistości?
-
Szanowni Państwo,
W sprawie prowadzonej z powództwa mojego męża w Sądzie Okręgowym, strona pozwana, reprezentowana przez radcę prawnego, w Odpowiedzi na Pozew wpisała błędne imię mojego męża (Powoda), czyli imię Witold, zamiast Szymon (skutkiem czego teraz wygląda na to, że Pozwany odpowiedział na Pozew śp. dziadka mojego męża, który akurat miał na imię Witold, ale prowadzona sprawa nie ma żadnego związku z osobą dziadka). Czy w związku z tym można uznać, że strona pozwana w ogóle nie odniosła się do Pozwu mojego męża i przedstawić w trakcie dalszego postępowania argument, że Odpowiedź na Pozew w ogóle nie ma żadnej mocy prawnej, ponieważ nie odnosi się absolutnie do mojego męża, lecz do jakiegoś Witolda? Czy ma sens przedstawienie w przyszłości dowodu na to, że Pozwany w ogóle nie odniósł się do treści Pozwu, skoro Odpowiedź na Pozew nie dotyczy Szymona, a więc mojego męża?
Jeśli taki argument byłby możliwy do wykorzystania, to na jakim etapie Państwo radzicie go przedstawić? teraz czy może lepiej później, tuż przed samym zakończeniem sprawy?Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 17.03.11 o godzinie 13:36 -
Ja nadal studiuję w WSM Prawo, na razie jest raczej ok. Najbardziej chyba rozgadaną i znaną wszystkim osobą jest pani Krysia z Dziekanatu :)
Mogę za to dać duży minus odnośnie wpisów do indeksu. Gdy ktoś ma potrzebę, by wpis w jego imieniu zrobił kolega ze studiów, to nawet, jeśli wystawi się tej osobie pełnomocnictwo, to i tak nie ma możliwości, by ten kolega uzyskał w naszym imieniu od wykładowcy wpis! Musi być koniecznie pełnomocnictwo notarialne. Kurczę, co za biurokracja? Ja studiowałam już na innej uczelni i nigdy nie było tam podobnego problemu.
Poza tym jest ok. -
Ja z kolei, jako wnuczka kobiety, która pokochała i wyszła za mąż za mężczyznę starszego od siebie o 16 lat (dodam, że spędzili ze sobą całe życie i byli ze sobą szczęśliwi) uważam, że Gosia kierowała się po prostu miłością przy wyborze partnera. To, że jest od niej o 11 lat starszy nie jest dla niej tak ważne, jak to, że kochają się z wzajemnością. A uważam, że miłość jest najważniejsza, nie wiek i nie uroda.
Zastanawiam się (a nie jestem psychologiem) czy Ty Gosiu przypadkiem nie nabawiłaś się nerwicy natręctw z powodu niskiego poczucia własnej wartości lub z powodu (jednak) waszej różnicy wieku? Owa różnica świadomie nie jest dla Ciebie żadną przeszkodą, ale podświadomie może boisz się, że mężczyzna tak dojrzały i Twoim zdaniem idealny, odejdzie od Ciebie? -
U mnie wszystko zaczęło się właśnie od The Secret. Ten film otworzył mi oczy na wiele spraw.
Dodam, że przed laty otrzymałam The Secret od całkowicie obcej mi osoby. Od dawna marzyłam o obejrzeniu tego filmu, ale nie było (albo ja nie mogłam jej znaleźć?) pełnej wersji The Secret online, na dodatek z polskimi napisami... Pewnego dnia rozmawiam po raz pierwszy w życiu z obcym człowiekiem przez telefon na temat jego pracy zawodowej, a tenże człowiek nagle pyta mnie: Czy pani oglądała The Secret? Ja mówię, że nie, ale bardzo chciałabym, tylko nie mogę go właśnie nigdzie zdobyć... A ten obcy pan na to: Niech mi pani poda swój adres korespondencyjny w takim razie:) Po 3 dniach film dotarł do mnie pocztą tradycyjną od nieznanego mi do dziś, jakby ściągniętego dla mnie specjalnie w jakiś sekretny (the-secretny ;) sposób człowieka! :) -
Wczoraj zdałam jednak pomyślnie w/w egzamin (dostałam czwórkę).
Dzień przed egzaminem po raz kolejny zadałam w tej sprawie pytanie Tarotowi, dodając w myślach, że proszę o odpowiedź po raz kolejny, ponieważ wcześniej dostałam dwie rozbieżne informacje i tym razem chciałabym otrzymać ostateczną odpowiedź. Dostałam odpowiedź pozytywną, w pełni zrozumiałą, wraz z poradą, abym po raz kolejny zrobiła powtórkę.
Czy to potwierdza moje powyższe pytanie dotyczące "gniewu" Tarota, gdy zadajemy mu kilkakrotnie pytania w tej samej sprawie? -
Ewa S.:
Przepraszam najmocniej, Pani Ewo, że właśnie w nawiązaniu do Pani słów proponuję dalszą dyskusję:
Ludzie stają (zapewniam cie) przed znacznie trudniejszymiproblemami ,niż zdrada w związku (śmierć najbliższej osoby, ciężka choroba, kalectwo, porzucenie itd......).
Ja niedawno przeszłam przez chorobę nowotworową i śmierć najbliższej mi osoby, ale zdrada męża byłaby dla mnie równie wielkim jak ta śmierć wstrząsem. Więc nie możemy (przynajmniej moim zdaniem) mówić, że dany problem jest większy, a inny mniejszy.
Ja nawet doszłam do wniosku, że pomimo, iż ciężka choroba czy nawet śmierć kogoś bliskiego są prawdziwą tragedią, to w pewnym sensie mogą być one dla nas łatwiejsze do "przetrawienia", poniewaz zdajemy sobie wtedy sprawę z tego, że śmierć/ ciężka choroba nie była świadomą decyzją najbliższej nam osoby zmarłej i nie możemy jej o tę śmierć obwiniać. Tymczasem zdrada to jednak konkretna podjęta decyzja, pewien świadomy wybór i żadne namiętności, brak kwiatów od męża czy porannych śniadanek nie może być jej usprawiedliwieniem. Z tego powodu domyślam się, jak niezmiernie cierpi Marcin, zadający sobie zapewne pytanie: Dlaczego ona mi to zrobiła? i odważę się tu powiedzieć, że moim zdaniem zdrada jest jedną z największych tragedii życiowych, zwłaszcza, że jeśli nie była gwałtem, była świadomą decyzją najbliższej osoby.
I tak długo ,jak długo nie zaakceptujesz tego faktu, jakdługo sie będziesz rozczulał nad swoim "a czy tak być powinno.",
A moim zdaniem Marcin wcale się nie rozczula. Reaguje normalnie, jak zdradzony mąż. Bo mało kto po zdradzie potrafi się otrząsnąć i nie każdy akceptuje teksańskie przekładańce. On ma prawo do mówienia o swoim bólu i krzywdzie i to nie jest rozczulanie się wg mnie.
Po śmierci najbliższej mi osoby pani psycholog powiedziała mi, że bardzo źle robię, że nie płaczę (nie umiałam płakać), gdyż to chowanie w sobie uczuć jeszcze bardziej szkodzi mojemu organizmowi. Proponuję zastanowić się nad poradą dla Marcina w jaki sposób powinien on radzić sobie ze swoimi emocjami, bo chowanie ich i udawanie, że jest ok jest najgorszym rozwiązaniem.Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 06.03.11 o godzinie 13:26 -
Marcin Browarny:
kubeł zimnej wody,wstrząs, burza czy jak to inaczej nazwać jest potrzebny czasem w każdym związku,ale zdrada to nie to, zdrada to jest uczuciowe zabójstwo.Fakt wszystko się teraz ożywiło ale czy jest tak jak powinno być,CZY TAK WŁAŚNIE JEST ??? NIE ,nie jest tak jak powinno.
Teraz nasz związek to poznawanie siebie na nowo ale nie tylko,teraz to również brak zaufania,wyrzuty sumienia,żal,ból i rozczarowanie kimś najbliższym.Teraz to wszystko jest wymieszane jak w pralce,dobre emocje-złe emocje,piękne uczucia-paskudne uczucia.Nie to nie jest dobre!!
Nigdy się nie zgodzę że może być w tym coś pozytywnego,może jak to przetrwamy to nasz związek będzie lepszy ale będzie też już na zawsze okaleczony,to już na zawsze zostanie we mnie i między nami i choćby było nie wiadomo jak pięknie to ta blizna będzie zawsze to szpecić.
Czy tak powinno to wyglądać,odpowiedzcie sobie sami.
Ja w 100% się z Tobą zgadzam i chociaż moje słowa mogą się spotkać z krytyczną oceną psychologów, terapeutów rodzinnych, a nawet Twoją, to ja jako zwykły człowiek powiem Ci, że doskonale Cię rozumiem i nigdy nie uważałam, że zdrada choćby w maleńkim stopniu może być oczyszczeniem i kołem napędowym dla związku. Bo nim nie jest i związek wtedy jest rozwalony. Po zdradzie odczuwa się wspomniany przez Ciebie żal, gniew, rozczarowanie i chociaż wymieszane jest to z miłością, to jednak tych negatywnych uczuć nie można zdeptać i nie można wmawiać sobie, że ich nie ma, bo one SĄ i masz prawo je odczuwać.
Trudno jest mi coś konkretnego Tobie, Marcinie, doradzić, zwłaszcza, że nie jestem psychologiem, ale może zastanów się które z tych uczuć w Tobie przeważają: miłość i chęć bycia nadal z żoną czy wręcz odwrotnie wściekłość na nią i brak zaufania, po tym co Tobie uczyniła? I zastanów się może co w Tobie przeważa, czy chęć bycia z nią nadal, pomimo, iż zdrada niestety jest dowiedzionym przez Ciebie faktem, czy może jednak brak chęci kontynuowania Waszego małżeństwa, skoro przez całe lata, a może nawet do końca życia będziesz czuł tę emocjonalną i uczuciową pralkę?
Uczucia i emocje są zawsze najlepszym drogowskazem dla nas. Kiedy towarzyszą nam złe emocje, nie możemy oszukiwać się, że jest OK, tylko albo oznacza to, że musimy nad czymś popracować, albo dać sobie spokój...
Życzę Ci szczęścia, bez względu na to, jaką decyzję podejmiesz, chociaż w głębi swojego serca wierzę, że odbudujecie z żoną związek na nowo i że żona kiedyś wynagrodzi Tobie ten ból i dowiedzie, że zasługuje na zaufanie. Tego Wam życzę! -
Ewa Stanisławska:
Krótki rozkład - czy był stosunek seksualny?
W tym rozkładzie zadajemy konkretne pytanie, aby Tarot mogł nas zrozumieć.
Najpierw wyciągamy dwie karty, (sygnifikatory osób).
Najlepiej poprzez znak zodiaku.
Na przykład pan jest zodiakalnym Bykiem, więc jego karta to Krol Monet, a ta kobieta jest zodiakalnym Skorpionem, więc Królowa Kielichów.
Póżniej losujemy 5 dodatkowych kart, jak w schemacie tutaj.
Schemat kart.
Sygnifikator (kobieta) Sygnifikator (mężczyzna).
1 karta. 2 karta.
3 karta. 4 karta.
5 karta.
Sygnifikator ona - Królowa Kielichów. On - Król Monet.
1 karta: czy ona była zdecydowana na ten krok? (seks)
2 karta: czy on był zdecydowany na ten krok? (seks).
3 karta: czy ona była nim zainteresowana? (fizycznie).
4 karta: czy on był nią zainteresowany? (fizycznie).
5 karta: czy ostatecznie doszło do zbliżenia między nimi?
Uwaga: używamy całej talii kart i tylko karty w pozycji prostej.
Pozdrawiam - Ewa Stanisławska.Ewa Stanisławska edytował(a) ten post dnia 07.11.10 o godzinie 10:26
Witam,
Dziś próbowałam nauczyć się zadawania różnych pytań Tarotowi dotyczących tego samego tematu i przy zastosowaniu różnych rozkładów, ale powiem szczerze, że nie zawsze dostaję takie same odpowiedzi w tej samej sprawie. Co może być tego przyczyną?
Np. w powyżej przedstawionej sprawie (mój rozkład Studnia), w której widać, że do stosunku ostatecznie nie doszło, zadałam w tej samej sprawie podobnie sformułowane pytanie (tym razem robiąc zaproponowany przez Panią rozkład, a potem znowu Studnię) i w tym ostatnim rozkładzie pojawiły się na stole karty Mag i Diabeł, które mówią, iż do stosunku doszło, pomimo, że wcześniej miałam kilka rozkładów, które wyraźnie informowały o czymś przeciwnym, czyli o jego braku. Podobnie mam w przypadku zadawania pytań dotyczących innych spraw, np. egzaminów, finansów czy pracy. Dosłownie tak samo miałam w sprawie ważnego czekającego mnie egzaminu: niecały tydzień temu z rozkładu Tarota wynikało, że muszę jeszcze dodatkowo się przygotować i nie bagatelizować nawet pozornie błahych informacji, ale skutkiem będzie zdany przeze mnie egzamin, natomiast wczoraj wieczorem zadałam to samo pytanie i rozkład był na NIE, czyli nie zdany egzamin.
Jak z powyższego wynika, czasami robię różne rozkłady, zadaję różne pytania dotyczące tego samego tematu, aby utwierdzić się w przekonaniu, że faktycznie tak będzie / było jak wskazuje na to Tarot, co oczywiście zawsze powinno skutkować pojawieniem się kart Tarota o tym samym znaczeniu, ale dość często dostaję przeczące sobie odpowiedzi, dosłownie jakby Tarot zaczynał się mną bawić, albo jakby się (jak ja to nazywam) zezłościł na mnie, że pytam o tę samą sprawę po raz kolejny.
Co Panie o tym sądzą? Czy w takim razie wskazane jest zadawanie Tarotowi tylko jeden raz pytania w tej samej sprawie? bo w przeciwnym przypadku Tarot może nas celowo wprowadzać w błąd?
Jak można wyczuć, który z rozkładów jest faktycznym obrazem rzeczywistości, a który jest tylko nauczką dla nas niecierpliwych i nieufnych?
Osobiście mam wrażenie, że Tarot nie lubi, gdy zadajemy mu niepotrzebnie pytania (czyli po raz kolejny w tej samej sprawie w niedługim okresie czasu, tak jak byśmy chcieli wiarygodność Tarota sprawdzić). Ale być może się mylę. -
Jeszcze sobie pozwolę dodać dalszą część pytania. Czy znaczenie karty Śmierć zależne jest od kart sąsiednich? Np. to, czy będzie to śmierć danej osoby będzie zależało od tego, czy w pobliżu karty Śmierć będzie karta jakiejś osoby, a załóżmy w sytuacji, gdy chodzi o losy związku małżeńskiego, to może ona (w zależności od kart sąsiednich) oznaczać koniec miłości i związku, a w innym przypadku, np. w pobliżu kart mających pozytywne przesłanie, Śmierć może oznaczać koniec, ale dotychczasowych kłopotów i narodziny nowego radosnego etapu w małżeństwie?
-
Kinga Cichocka:
VI Kochankowie to najmocniejsza karta mogąca być zapowiedzią związku i nie chodzi tu o coś mało istotnego. Jako Wielki Arkan karta ta jest silnym wskaźnikiem, iż w naszym życiu zaczynają działać siły które postawią na naszej drodze partnera, a Siły Wyższe z definicji raczej nie "bawią się" w podsuwanie nam przelotnych miłostek.
Miłość VIKochanków nie ma w sobie ani krztyny przymusu, jest po prostu decyzją i świadomym wyborem. Kochankowie nie są rozdrożem, a zejściem się dróg dwóch osób. W praktyce spotykasz kogoś, zaczynacie się poznawać bliżej, chcesz z nią być, a ona z tobą.. Ot tyle, uczucie niejako rozwija się samo.
Moim zdaniem wspaniałe i dające wiele nadziei komentarze do karty Kochankowie:)
Cieszę się, że je przeczytałam, ponieważ zwykle w pewnym sensie czułam obawy, gdy w jakimś rozkładzie pojawiała mi się ta karta. Dotychczas kojarzyła mi się ona raczej z wahaniem, rozdrożem, trudnością z podjęciem decyzji, może nawet tak wielką, że albo nastąpi długotrwały brak tej decyzji (co często bywa nawet gorsze, niż zła decyzja), albo podjęta zostanie decyzja
na NIE, zamiast na TAK.
I co właśnie sądzicie o karcie Kochankowie, jeśli pojawia się ona jako rezultat sprawy dotyczącej np. związku uczuciowego (czy on/ona będzie ze mną, czy związek przetrwa, czy on/ona mnie kocha?), albo w sprawach dotyczących np. pracy, egzaminów czy finansów? Czy oznacza ona wtedy zejście się dróg dwóch osób / naszych pragnień dotyczących pracy itp. z nami? czy wręcz przeciwnie, drogi te rozchodzą się w kierunkach odwrotnych, czyli są nikłe szanse na spełnienie się naszego pragnienia?Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 03.03.11 o godzinie 16:37 -
Zrobiłam dzisiaj rozkład Tarota na tzw. Studnię, składającą się z 7 kart (karta 1. Określa osobę pytającą. Szczególnie w kontekście zaistniałej sytuacji.
2. Symbolizuje lustro wody, odbija ono obraz problemu, który dostrzegł zaglądający do studni pytający.
3. To przeszłość bliższa lub dalsza, w zależności od tego gdzie znajduje się przyczyna,zaistniałej sytuacji. Jest to głębokość studni.
4. To dno studni. Tutaj spoczywa problem, przyczyna zaistniałej sytuacji.
5. Nakreśla prawdopodobny rozwój wypadków. Ta karta rozpoczyna proces wychodzenia ku przyszłości.
6. To lustro wody lecz widziane od dołu. Tutaj widzimy druga stronę tego problemu, czyli jego rozwiązanie. Otrzymujemy rade co zrobić aby maksymalnie poprawić zaistniałą sytuacje.
7. Jest to karta określająca rezultat podjętych działań).
W rozkładzie są możliwe karty odwrócone.
Zadałam wobec tego dzisiaj pytanie Tarotowi czy pewien bliski mi mężczyzna przyjedzie do mnie jeszcze kiedyś - bo dodajmy, że jakiś czas temu doszło do poważnego nieporozumienia między nami i to z mojej winy. I teraz osoba płci męskiej dochodzi psychicznie do siebie nie spotykając się ze mną, tylko na odległość, czyli dzwoniąc do mnie. Zależy mi niezmiernie na odzyskaniu go.
Oto jakie karty mi wyszły wg rozkładu Studnia w sprawie jego przyjazdu w przyszłości do mnie:
1. Moc,
2. Wisielec,
3. Kochankowie,
4. Słońce,
5. Głupiec (odwrócona karta),
6. Papież,
7. Śmierć.
A biorąc pod uwagę, że można zmienić karty 1 i 5 (bo większość spraw w naszym życiu zależy od naszych intencji), to po tej zmianie wyszły mi karty:
Głupiec, Wisielec, Kochankowie, Słońce, Moc, Papież i Śmierć (wszystkie w pozycji prawidłowej).
Teoretycznie z mojego punktu widzenia, może by nawet coś z tego naszego spotkania wyszło.
Ale zastanawiam się nad kartą Śmierć, ponieważ wiadomo, że oznacza ona koniec pewnego etapu życiowego. W związku z tym proszę o informację, jak Państwo sądzicie: czy w moim rozkładzie karta ta (podobnie jak i cały mój rozkład) oznacza, że spotkamy się jeszcze w przyszłości i (na co wskazuje karta Śmierć) "wyrzucimy" obecne pogorszone relacje między nami i stworzymy nowy impuls dla naszego związku? A może jednak -pomimo dobrych kart sąsiednich - Śmierć oznacza tutaj nagłe zakończenie naszego związku i nici ze spotkania się kiedykolwiek ponownie?
Jak to jest właściwie z kartą Śmierć? bo wiadomo, że śmierć w ogóle nie istnieje, umiera tylko ciało fizyczne, ale nie dusza, więc karta ta zapewne oznacza nade wszystko transformację. Jak jednak można ją zinterpretować w sąsiedztwie w/w kart sąsiadujących - jako właśnie pozytywną przemianę w naszym związku i nasze spotkanie w przyszłości (czyli koniec obecnych problemów w naszych relacjach), czy wręcz odwrotnie - koniec naszego związku i brak możliwości spotkania?
Wprawdzie proszę o tę informację na podstawie mojego konkretnego rozkładu, ale jeśli udzielenie na jego podstawie odpowiedzi nie jest w tej grupie możliwe, proszę o taką ogólną informację w sprawie karty Śmierć - skąd można wiedzieć, kiedy oznacza ona np. koniec czegoś złego w naszym życiu, a kiedy czegoś dobrego?Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 03.03.11 o godzinie 00:25 -
Zrobiłam dzisiaj rozkład Tarota na tzw. Studnię, składającą się z 7 kart (karta 1. Określa osobę pytającą. Szczególnie w kontekście zaistniałej sytuacji.
2. Symbolizuje lustro wody, odbija ono obraz problemu, który dostrzegł zaglądający do studni pytający.
3. To przeszłość bliższa lub dalsza, w zależności od tego gdzie znajduje się przyczyna,zaistniałej sytuacji. Jest to głębokość studni.
4. To dno studni. Tutaj spoczywa problem, przyczyna zaistniałej sytuacji.
5. Nakreśla prawdopodobny rozwój wypadków. Ta karta rozpoczyna proces wychodzenia ku przyszłości.
6. To lustro wody lecz widziane od dołu. Tutaj widzimy druga stronę tego problemu, czyli jego rozwiązanie. Otrzymujemy rade co zrobić aby maksymalnie poprawić zaistniałą sytuacje.
7. Jest to karta określająca rezultat podjętych działań).
Zadałam wobec tego dzisiaj pytanie Tarotowi czy pewien osobnik płci przeciwnej:) przyjedzie do mnie jeszcze kiedyś - bo dodajmy, że jakiś czas temu doszło do poważnego nieporozumienia między nami i to z mojej winy (mea culpa). I teraz osoba płci męskiej dochodzi psychicznie do siebie nie spotykając się ze mną, tylko na odległość, czyli dzwoniąc do mnie.
Oto jakie karty mi wyszły wg rozkładu Studnia w sprawie jego przyjazdu w przyszłości do mnie:
1. Moc,
2. Wisielec,
3. Kochankowie,
4. Słońce,
5. Głupiec (odwrócona karta),
6. Papież,
7. Śmierć.
A biorąc pod uwagę, że można zmienić karty 1 i 5 (bo większość spraw w naszym życiu zależy od naszych intencji), to po tej zmianie wyszły mi karty:
Głupiec, Wisielec, Kochankowie, Słońce, Moc, Papież i Śmierć (wszystkie w pozycji prawidłowej).
Teoretycznie z mojego punktu widzenia, może by nawet coś z tego naszego spotkania wyszło? co o tym sądzicie?
Ale zastanawiam się nad kartą Śmierć, ponieważ wiadomo, że oznacza ona koniec pewnego etapu życiowego. W związku z tym proszę o informację, jak Państwo sądzicie: czy w moim rozkładzie karta ta (podobnie jak i cały mój rozkład) oznacza, że spotkamy się jeszcze w przyszłości i (na co wskazuje karta Śmierć) "wyrzucimy" obecne pogorszone relacje między nami i stworzymy nowy impuls dla naszego związku? A może jednak -pomimo dobrych kart sąsiednich - Śmierć oznacza tutaj nagłe zakończenie naszego związku i nici ze spotkania się kiedykolwiek ponownie?
I przepraszam, że pozwolę sobie jeszcze zamieścić drugi mój dzisiejszy rozkład, również Studnię, tym razem w celu otrzymania odpowiedzi na pytanie: Czy kiedyś w przyszłości będziemy jeszcze OBOJE w naszym związku szczęśliwi? (z naciskiem na oboje, bo wiadomo, że cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało naraz;)
I oto mój rozkład na to pytanie:
1. Słońce
2. Papież
3. Cesarz
4. Sąd (odwrócony)
5. Kapłanka (odwrócona)
6. Gwiazda
7. Moc
Oczywiście po zmianie Słoneczka z Kapłanką i zmianę jej położenia na pozycję prawidłową, wyjdzie mi wtedy:
Kapłanka, Papież, Cesarz, Sąd (odwrócony), Słońce, Gwiazda, Moc.
No cóż, może ja się mylę, ale jakoś się uśmiechnęłam z wielką nadzieją, że będziemy jeszcze razem szczęśliwi, uuuuu!! A co Państwo kochani tutaj w tym rozkładzie widzicie? Bo ja np. dostrzegam tutaj wybaczenie i wręcz nową miłość (czyli jej odnowienie) i wzajemne szczęście. Ale wiadomo, mogę się mylić...
Dodać należy, że oba moje rozkłady dotyczą tego samego mężczyzny.
Wobec tego bardzo proszę o pomoc w interpretacji obu rozkładów.
Dzisiaj w każdym rozkładzie miałam Moc, a pamiętam, że dawniej ta karta sporadycznie mi się pojawiała, hmmmm... -
Jeszcze raz dziękuję Państwu za zamieszczanie wypowiedzi do mojego tematu, ponieważ zarówno konkretne odpowiedzi prawników na moje pytania, jak i nawet nie mające (pozornie) zbyt wiele wspólnego z moim tematem wypowiedzi innych osób, bardzo wiele wniosły do tej sprawy. Dzięki Wam wszystkim mogę mieć orientację, jakie mniej więcej argumenty może przedstawiać adwokat pani psycholog. A bez Waszych wypowiedzi tutaj zapewne wielu z tych argumentów nie byłabym w stanie wcześniej przewidzieć.
Więc dziękuję i serdecznie pozdrawiam, mając nadzieję, że w przyszłości zamieszczę na tym forum informację, że sprawę o odszkodowanie udało mi się wygrać:) -
Błażej Sarzalski:
Pani Olu, dla dobra Pani, tego tematu i dyskutantów proponowałbym więc wziąć się za "poszukiwanie sprawiedliwości", zamiast tutaj się rozwlekać. Dostała Pani wyczerpujące odpowiedzi na Pani pytania, część osób zauważyła też zastanawiającą prawidłowość dotyczącą Pani wypowiedzi w kontekście odpowiedzialności za siebie i swoje życie. Proszę wziąć sobie to jak serdeczną poradę życiową, przy okazji porad prawnych.
Powiem tak... Nie było moim zamiarem zamieszczanie rozwlekłych wypowiedzi, gdyż zadawałam tylko konkretne pytania i konkretne prośby o poradę. Natomiast w sytuacji, gdy ktoś jednak zadawał mi pytania, zamieściłam do nich swoje odpowiedzi. -
Przede wszystkim jest to forum, na którym Prawników prosiłam o poradę prawną, a nie dowolne osoby do wyrażania swojego zdania na temat mojej sytuacji.
To, o czym Pani pisze nie ma najmniejszego związku z rzeczywistością, ponieważ nie była Pani ani świadkiem moich rozmów z psychologiem, ani też mojej rozmowy z prokuratorem. Wobec tego, bez obrazy, ale Pani gdybanie jest tutaj w ogóle nie na miejscu i nie pasuje do poruszanego tematu, jakim jest prośba o informację na temat postępowania odszkodowawczego.
Ciekawa jestem z czego Pani wnioskuje, że pani prokurator mnie zbyła? (doprawdy po raz pierwszy w życiu słyszę tak ostry zarzut wobec prokuratora, na dodatek takiego, który poświęcił mi dużo uwagi i czasu. Więc o zbyciu mnie nie może być absolutnie mowy). Ciekawe również z czego Pani wyciągnęła wniosek, że pani prokurator "jasno dał do zrozumienia, że nie ma szans na to, aby sprawa trafiła na wokandę". Żadne podobne słowa ze strony pani prokurator nie padły, ale widocznie Pani wie lepiej, niż ja...
Nie było rzeczywiście żadnego nakłaniania mnie do samobójstwa i nigdy nie twierdziłam inaczej. Było jednak to, co podlega pod art. 157, 160 i 162 KK.
Zdobycie dowodu na to, że takie słowa padły nie będzie tak bardzo trudne. W tym właśnie celu rozmawiałam z prokuratorem, ponieważ najważniejsze słowa padły podczas trzech rozmów telefonicznych wykonanych przeze mnie do pani psycholog w dniu X oraz kilku smsów. Z tego powodu niezbędna jest tutaj pomoc prokuratora, który może podjąć stosowne działania u operatora telefonii komórkowej w tej sprawie. Wtedy będę w posiadaniu najbardziej istotnych dowodów.
Zaspokajając Pani ciekawość powiem, że osobiście nie mam ochoty na skargę do prokuratora. I nigdy jej nie miałam. Jestem zainteresowana wyłącznie postępowaniem sądowym w celu otrzymania zadośćuczynienia finansowego. Ale niestety podczas kompletowania dowodów w mojej sprawie okazało się, że bez złożenia skargi na prokuraturę, prokurator nie podejmie żadnych działań u operatora telef. A bez dowodów tego typu moja sprawa ma dużo mniejsze szanse na jej wygranie. Jednym słowem okazało się, że pierwszym moim krokiem powinna być skarga na prokuraturę, a nie było to w ogóle moim zamiarem.
Po raz kolejny przypominam, że moje działania nie są zemstą, lecz szukaniem sprawiedliwości w postaci otrzymania zadośćuczynienia finansowego. Zastanawiam się czy w sytuacji, gdyby kierowca jadąc np. zbyt szybko samochodem spowodował wypadek na Pani lub na kimś Pani bliskim, czy Pani by tę sprawę zignorowała? Albo czy jakiś poważny błąd lekarza, skutkujący rozstrojem zdrowia i zagrożeniem dla życia kogoś Pani bliskiego również by Pani zignorowała i nie szukałaby Pani za to żadnej sprawiedliwości?
Widzę, że Pani wprost uwielbia słowo "zemsta", praktycznie w każdej Pani wypowiedzi ono się pojawia i nawet znajduje się ono w Pani opisie na profilu GL... Więc tym bardziej Pani sugestie, że szukam zemsty na psychologu proponuję włożyć między bajki, gdyż jest to wyłącznie Pani punkt widzenia. -
Agata P.:
Gdyby była Pani obrońcą mojej pani psycholog:) powiedziałabym Pani wówczas tak:
dobrze, wiec sobie pozwolę
ja zwróciłabym uwage na chęć zrzucenia winy za własne niepowodzenia na osobę trzecią
Czy obrona Pozwanej;) sugeruje, że zrzuciłam na biedną panią psycholog winę za moje niepowodzenie w postaci nerwicy szkolnej, która 20 lat temu rozwinęła się do rozmiarów agorafobii (lęku przed opuszczaniem domu)? Jeśli tak, to dlaczego uczyniłam to dopiero po 20 latach? Czy może to, że zamierzałam się zemścić na pani psycholog z powodu choroby nowotworowej i śmierci babci? Nie, gwarantuję, że nie zrzucam winy na nikogo za tę śmierć, nawet na Boga, co niektórzy mają w swoim zwyczaju.
Właśnie agorafobia i śmierć mojej babci były jedynym powodem rozpoczęcia spotkań z psychologiem.
na to, ze takie zachowanie wskazuje na chęc zemsty za wyimaginowane przewinienia
To są wyłącznie - nie znajdujące żadnego potwierdzenia w dowodach - wnioski Obrony. Nie mam bowiem żadnych urojeń i nie mam chęci na zemstę za "wyimaginowane przewinienia". Nie wydawało mi się, że pani psycholog KAZAŁA mi zadawać co 2 a potem co 3 dni pytania mężowi, ani też nie wydawało mi się, że nie pozwoliła mi ona przerwać terapii, nie chcąc jednocześnie wyjaśnić, jaki jest jej sens i cel. A to jest akurat bezprawne działanie, ale psychologa, a nie pacjenta. Nie szukam też zemsty, lecz sprawiedliwości (sąd jest organem Wymiaru Sprawiedliwości, a nie Wymiaru Zemsty).
Temu nigdy nie zaprzeczałam i o tym pani psycholog doskonale wiedziała. Z tym problemem (nasilonym po śmierci babci) miała pracować psy. Skoro pracowała nad tym jednak wybierając metodę, która te negatywne emocje i lęki wzmacnia, zamiast je osłabiać, to świadczy o jej braku kompetencji oraz o mojej szkodzie.
brak stabilności emocjonalnej powoda
Przez ponad 2 miesiące właściwie przerwałam tę terapię i przez tak długi okres czasu nie zadałam mężowi nawet jednego pytania (mimo, iż MUSIAŁAM to robić), domagałam się też jej wycofania lub zmiany, lecz pani psycholog powiedziała wówczas: "Myśli pani, że panią pochwalę??! Proszę nadal kontynuować zadanie domowe!" (czyli obowiązkowe pytania do męża co 3 dni), a gdy domagałam się odpowiedzi na temat tego, jak długo jeszcze będzie trwała ta terapia, dostawałam odpowiedź "Nie wiem", zaś na moje pytanie jaki jest sens i cel terapii, dwa razy usłyszałam "Na razie nie mogę pani powiedzieć". Ostatecznie nie powiedziała nigdy.
na argument: " musieliśmy" , psycholog "nie pozwoliła".....zawsze można przerwac terapię,
Natomiast na kontynuowanie tej idiotycznej terapii zgadzałam się mimo zdecydowanego pogorszenia mojego i męża samopoczucia wyłącznie dlatego, że w końcu to pani psycholog ma wykształcenie psychologiczne, a nie ja, więc sądziłam, że widocznie ona wie, co robi.
mowa zapewne o rozpadzie małżeństwa... faktycznie jego przyczyną nie była dwumiesięczna, lecz 8-miomiesięczna terapia
na to, ze przyczyną małżeństwa raczej nie była dwumiesięczna terapia,
tylko zmęczenie materiału ( tu mąż ),
a w rzeczywistości wykończenie psychiczne nie tylko męża, ale również moje
na które złożyło sie wieloletnie borykanie się z chorobą współmałżonka
Moja choroba trwa od wielu lat, ale nasze małżeństwo w czasie rozpoczęcia tej błędnej terapii trwało dopiero 4,5 roku, więc nie było jeszcze wielu lat małżeństwa. Poza tym mąż doskonale wiedział, żeniąc się ze mną, że jestem chora i nie miał przeciwko mojej chorobie absolutnie nic. Pomagał mi na każdym kroku i nie mówił, że się boryka. On był w stanie nawet iść pieszo ponad kilometr do sklepu całodobowego o 2-giej w nocy, by kupić mi Laysy, bo miałam na nie ochotę (i należy tu podkreślić, że to nie ja, ale sam mąż mi to zaproponował wówczas, mówiąc, że to dla niego żaden kłopot). Byłam rozpieszczana przez niego na każdym kroku jak królewna i dzięki jego miłości i wsparciu wielkimi krokami zaczynałam wychodzić z agorafobii. Czułam się coraz lepiej i lepiej. Uważam, że gdyby mąż wcześniej czuł się ze mną jak w więzieniu, nie robiłby dla mojego dobra tak wiele. Dzień przed krytyczną datą X mąż z uśmiechem na twarzy zaproponował, że może powinniśmy wkrótce pomyśleć o dziecku (nie planowałby potomstwa ze mną, gdyby się ze mną aż tak strasznie borykał), ponadto mam wiele zachowanych smsów, w których mąż pisał, jak bardzo mnie kocha (w tym był to sms wysłany kilka dni wcześniej przed datą ostatnich przymusowych pytań do męża).
O tym decydował psycholog, który ustalał terapię sobie tylko znaną. Pani psy. spotykała się ze mną w 4 oczy w celu leczenia mnie z załamania nerwowego po śmierci najbliższej osoby oraz z agorafobii, a w tym celu obecność męża nie była widocznie potrzebna (inna sprawa, że pani psy nawet jednym małym słowem nigdy nie poruszyła ani jednego, ani drugiego tematu, o śmierci babci mówiąc, że zajmiemy się tym potem - w końcu nigdy się nie zajęła, a o agorafobii mówiąc... że na razie nie, bo teraz jest zima. Cóż, nie wiedziałam, że leczenie agorafobii zależne jest od pory roku, a skoro jest zależne, to dziwię się, dlaczego wiosną, latem i jesienią również za jej leczenie pani psy się nie zabrała. Moim zdaniem nie miała na ten temat zielonego pojęcia).
terapia winna była byc przeprowadzana przy udziale małżonka, choćby z tego powodu, ze , jako najbliższa choremu osoba, powinien wiedziec jak postepwoać w okreslonych sytuacjach
powinno sie ustalic, jakie są relacje między małzonkami i czy czasem one nie pogłebiaja choroby
Pierwsze symptomy mojej choroby pojawiły się już podczas nauki w 7 klasie szkoły podstawowej i ani moja trwająca już przez 15 lat w dniu ślubu agorafobia, ani też śmierć mojej babci nie miały żadnego związku z relacjami małżeńskimi. Zaś ta sprawa, która - widocznie z punktu widzenia pani psy - miała związek z naszymi relacjami, tak naprawdę wynikała z mojego niskiego poczucia własnej wartości, jako osoby chorej (diagnoza mojego lekarza), a nie z problemów w relacjach małżeńskich.Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 27.02.11 o godzinie 05:03 -
Błażej Sarzalski:
Ola Kowalska:
Osobiście zastanawiam się z kolei nad:
Dodam, że chociaż P. psycholog faktycznie nie zmusiła mnie w sposób fizyczny do zadawania pytań mężowi, do rozstania się z nim czy do podjęcia decyzji o samobójstwie, to jednak biorąc pod uwagę, że psycholog jest (a przynajmniej powinien być) profesjonalistą w tym co robi i powinien opiekować się swoim pacjentem starając się osłabić jego lęki i emocje, a nie przyczyniać się do ich nasilenia,
Są sposoby i narzędzia w terapii, np. w paradygmacie Gestalt, czy terapii prowokatywnej, które zmierzają do nasilenia pewnych zjawisk, po to aby klient stanął w końcu sam wobec swoich lęków i emocji. Czasami też po to aby się zbuntował, zmienił coś w swoim życiu. Być może w tym przypadku tak było, ale to jest z mojej strony gdybanie, tym niemniej nie sposób jednoznacznie potwierdzać ani zaprzeczać Pani spostrzeżeniom.
to uważam, że moja psycholog jest odpowiedzialna za to, co uczyniła, jak i za to czego nie zrobiła, a powinna (jak w/w).
Przepraszam, jeżeli to będzie z pogranicza porady psychologicznej, ale czy Pani czuje się w jakikolwiek sposób odpowiedzialna za to co sama sobie pani robi? Bo podejrzewam, że linia obrony psychologa w ew. procesie o zadośćuczynienie może iść w kierunku wykazania, że jej działania zmierzały do tego, żeby wzięła pani większą odpowiedzialność za siebie.
A ja z kolei przepraszam, że na Pana pytanie odpowiem tak wprost: nie czuję się odpowiedzialna za to, że jestem chora, bo to jest tak, jakby wymagać od niewidomego tego, by był odpowiedzialny za to, iż nie widzi:) A jak wiadomo, to choroba nas wybiera, a nie my chorobę.
Pracuję jednak samodzielnie (bez psychologa) nad tym, by negatywne emocje czy lęki zastępować pozytywnymi emocjami i stopniowo coraz lepiej mi się to udaje. Mało tego - czuję się zdecydowanie lepiej bez spotkań z tą panią psycholog, niż podczas spotkań z nią. Widocznie każdy z nas jest dla siebie najlepszym psychologiem...
Jeśli obrońca będzie takie argumenty przedstawiał w sądzie, że jego klientka zastosowała terapię, której celem było zwiększenie mojej odpowiedzialności za siebie, to oczywiście jest jego prawo, ale ja wówczas zapytam, dlaczego w tej terapii nie tylko ja wykończyłam się psychicznie, ale wykończył się również psychicznie mój mąż (czyli osoba zdrowa, wobec której żadna terapia nie miała prawa być stosowana ani bezpośrednio, ani pośrednio, zwłaszcza terapia przymusowa, z której nie mogliśmy zrezygnować) i dlaczego pani psycholog jego osobę zaangażowała w tę terapię, skoro to ja jestem chora, a nie on i skoro w naszym małżeństwie nie było żadnych problemów, lecz od lat problem tkwi we mnie i tylko we mnie i nosi on nazwę objawów obsesyjno - kompulsywnych.
Analizując tę sprawę coraz bardziej przekonuję się, że obrońca pani psycholog będzie się musiał nieźle napracować, ponieważ psycholog jest ponad wszelką wątpliwość przed rozpoczęciem danej metody terapii zobowiązany do zapoznania pacjenta z jej celem, sensem i ewentualnymi efektami ubocznymi (pkt 16 - 20 oraz 34 Kodeksu Etyczno - Zawodowego Psychologa). Jest także zobowiązany do przerwania terapii lub jej zmiany, jeśli pacjent zgłasza pogorszenie samopoczucia lub prosi o przerwanie/zmianę terapii. Takie żądanie psycholog jest zobowiązany potraktować jako jednostronne oświadczenie woli. Z mojego punktu widzenia wyłącznie wcześniejsze zapoznanie pacjenta ze szczegółami i celem proponowanej metody terapii oraz rezygnacja z jej kontynuowania, jeśli pacjent zgłosi taką potrzebę (zamiar) są warunkiem legalności działania psychologa. Działanie przeciwne dowodzi bezprawnego działania psychologa.
O tym, jak wielka jest wina psychologa będzie decydować sąd i prokuratura. Jestem już po rozmowie z prokuratorem w tej sprawie i pani prokurator oprócz w/w przeze mnie artykułów, dostrzegła jeszcze art. 162 i 286 KK. Pani prokurator wspomniała, że gdybym posiadała dowód na to, że informowałam panią psycholog o moich zamiarach samobójczych (co -jak mnie pouczyła pani prokurator - powinno skutkować jej natychmiastowym wejściem do samochodu i przyjechaniem do mnie lub zawiadomieniem policji), ale ona nic takiego nie uczyniła, to będzie zastosowany art. 162 KK. Dodam, że moja psy. do tego stopnia zlekceważyła moją informację, że gdy powiedziałam jej, iż zamierzając ten czyn wykonać skutecznie, weszłam na jakieś forum internetowe, gdzie ludzie wyjaśniali sobie, że przed podcięciem żył należy włożyć ręce do gorącej wody, pani psy. powiedziała ironicznym głosem: "A co? pani tego nie wiedziała??". Jeśli zdobędę dowody na to, że właśnie tak brzmiała jej odpowiedź i nie podjęte zostały przez nią żadne działania w celu ratowania mojego życia, to pani psycholog rzeczywiście będzie musiała sobie szukać świetnego obrońcy.
Dziękuję bardzo za to, że Państwo zamieszczacie wypowiedzi do mojego tematu, gdyż dzięki temu dowiaduję się, jakie ew. argumenty może przedstawiać obrońca psychologa. -
Bardzo proszę o informację czy w sądzie byłaby to sprawa o zadośćuczynienie za naruszenie przez psychologa moich dóbr osobistych? Czy o zadośćuczynienie, ale z innego tytułu?Ola Kowalska edytował(a) ten post dnia 26.02.11 o godzinie 00:51