Wypowiedzi
-
Sylwester w górach? Narty?
Ktoś miałby ochotę się wybrać? -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy wyjazdy tylko dla SINGLI
-
Od razu przepraszam za brak polskich znakow.
Maz mnie zostawil dla innej, zostalam z dwojka dzieci. Maz przychodzi do dzieciaczkow ale... ja musze odreagowac te cala sytuacje... Mam okropne hustawki nastrojow - niby juz wszystko mam poukladane i jest dobrze a wieczorem wyje w poduszke. Nie mialam mozliwosci przetrawic calej sytuacji, bo przy dzieciach trzeba byc dzielnym ... Nie moge sobie pozowlic na przeplakanie calego dnia i przelezenie w lozku no bo kto sie dziecmi zajmie..
Coraz czesciej chodzi mi po glowie mysl, zeby wyjechac na pare dni, sama a dzieci jemu zostawic. Waham sie, bo wiem ze spowoduje mu to klopoty w pracy (ale czy powinnam sie tym przejmowac?) ale perspektywa spotkania przyjaciolka, mama jest coraz bardziej trudna do odrzucenia.
Sama nie wiem, bije sie z myslami - jechac/ nie jechac? -
Ksenia,
Mieszkam w UK i juz konsultowalam sie z prawnikiem. Bede dazyc do rozwodu z orzeczeniem o jego winie - zobaczymy co z tego wyjdzie.
Masz racje - szkoda czasu na zawracanie sobie nim glowy.
Pozew o rozwod moge zlozyc i tak i wcale nie potrzebuje jego zgody. Minus jest jedynie taki, ze to sie bedzie ciagnelo. No ale trudno.
Dziekuje Ksenia :) -
Panowie, co myslicie o tej sytuacji?
-
Też mi się wydaje, że tu bardziej kwestie finansowe wchodzą w grę Ksenia
-
Ale to już takie poważne kroki zostały podjęte - sprzedaż domu wisi nad nami.. Wszystko jest jasne, określił się, że nie zrezygnuje ze znajomości z nią. W końcy po tygodniach niepewności wydusił to z siebie.
Powiedziałam my nawet, że za jakiś czas i ona będzie go naciskała i żadała deklaracji z jego strony na co on odp: "Pewnie tak"
To już wszystko tak daleko zaszło, że nie ma mowy o tym, żebyśmy byli razem. Ja go nadal kocham, ale już nie potrafiłabym z nim być. Jeszcze kilka dni temu bym przyjęła go z otwartymi ramionami ale teraz już nie... Brzydzi mnie myśl, że on ją dotyka, całuje, że śpią ze sobą...
Naprawdę sądzicie, że to asekuracja z jego strony?
Ja się z dziećmi przenoszę do innego miasta oddalonego o 2h jazdy samochodem od niego więc te spotkania nawet z dziećmi będą weekendowe tylko. -
Bardzo mnie nurtuje to pytanie, dlatego założyłam osobny wątek - bardzo proszę o Wasze komentarze.
Jestem z mężem w separacji, on ma romans, nie chce zakończyć romansu z nią (naszą wspólną koleżanką :/ - moją koleżanką już oczywiście nie jest). Mamy dwoje dzieci. Sprawa jest poważna, mąż wynajmuje mieszkanie z kolegą i teraz prawdopodobnie będziemy sprzedawać dom, na który wspólnie wzięliśmy kredyt. To już są poważne decyzje i jego związek też musi być poważny.
Chcę rozwodu, a on nie. I to jest dla mnie niezrozumiałe... Nie chce mi wytłumaczyć dlaczego nie chce się rozwieść, tylko mówi: "nie chce rozwodu".
Ja wiem, że on już ze mną nie będzie więc jest dla mnie oczywiste, że powinniśmy się rozwieść - przycież sam powinien tego chcieć skoro ma nową miłość.
Co o tym sądzicie? Dlaczego? -
Chcę złożyć papiery rozwodowe z orzeczeniem o winie męża... Mąż absolutnie nie chce się zgodzić na rozwód... Bardzo mnie to zastanawia, bo przecież to byłaby dla niego (i dla niej) idealna sytuacja... Zawsze to inaczej spotykać się z rozwodnikiem niż z czyimś mężem...
Może jacyś panowie bo mogli mi mniej więcej wytłumaczyć dlaczego facet nie chce rozwodu skoro się przyznał, że chce nadal się z tamtą spotykać? No i nie mieszkamy już razem, on wynajmuje mieszkanie z kolegą -
..Moniko..nie deprecjonuję twojej trudnej sytuacji..Na pewno przeżywasz ciężkie chwile..ale na moment się zatrzymaj..wyjdź z siebie i stań z boku...Pierwsze..wyrażasz się o mężu jak o jakimś niewygodnym i zepsutym meblu....wyrzuciłam go..To człowiek, który zrobił źle...skrzywdził ciebie..ale to nie śmieć..
Danuta K. ja mężowi wybaczyłabym zdradę, chodzi o to że w momencie konfrontacji (czyli jak się dowiedziałam o jego romansie) powiedziałam mu to ale też zażadałam, aby zakończył romans. Mąż mi odpowiedział, że nie chce przestać się z nią spotykać... Dlatego nie chciałam z nim mieszkać dalej od jednym dachem. -
Minęło już trochę czasu odkąd ostatnio tu zaglądałam...
Nie daję rady... Jest mi okropnie ciężko, płaczę po kryjomu, żeby dzieci nie martwić...
A on przychodzi do dzieci kiedy chce - w ten weekend np nie przyjdzie bo ma zajęty ;/
Jestem wykończona - coraz częściej chodzi mi po głowie, żeby wyjechać na tydzień i zostawić dzieci z nim .. Zostawiłabym tylko kartkę, że wracam za tydzień... Marzy mi się to ale boję się, że może się to obrócić przeciwko mnie podczas rozprawy rozwodowej...
I jemu też by taka sytuacja nieźle pogmatwała w pracy, bo zmienił dział... Gdybym wyjechała to musiałby wziąć wolne (a nie byłoby to mile widziane) - my nie mamy tu bliskiej rodziny do pomocy...
Czy to normalne, że bardziej martwię się tym że będzie miał problemy w pracy niż stanem swojego zdrowia psychicznego?
Zastanawiam się też, czy potrafiłabym się tak kompletnie wyłączyć przez ten tydzień i odpocząć psychicznie...Ten post został edytowany przez Autora dnia 18.04.15 o godzinie 17:36 -
I już po wszystkim...
Przyjechał i go przycisnęłam... Powiedziałam, że nie będę czekać 2 tyg, że na pewno wie czego chce i żeby w końcu mi powiedział... I powiedział "Chcę się nadal z nią spotykać"
Potworny ból i złość za to, że byłam tak naiwna i miałam GŁUPIA nadzieję cały czas... -
Wczoraj rozmawialiśmy... poprosił o 2 tyg czasu....
Mówił, że jakby mógł to by cofnął czas .... ale też nie powiedział, że chce być ze mną ... Powtarzał "ułoży się", przytulał...
Strasznie się boję, przeczuwam że on podjął już decyzję ... że do mnie nie wróci ...
Z jednej strony jestem spokojna, bo chciałam żeby się zadeklarował więc czuję jak mi spadł kamień z serca... I chyba rezygnacja... A może za dużo bym chciała w tak krótkim czasie?? Może on potrzebuje czasu...
To będą najdłuższe i najboleśniejsze 2 tyg...
Piszcie, proszę... -
Ksenia, to bardzo mądre co napisałaś i dało mi duuużo do myślenia....
-
Iza, bardzo Ci dziękuję za Twój komentarz, z całego serca...
Wczoraj rozmawialiśmy i mu powiedziałam, że kocham go bardzo ale że nie będę go zmuszała do tego aby został tak jak nie zmuszałam go 10 lat temu do tego, aby mnie poślubił (czytam "Miłość potrzebuje stanowczości" :) i troche sobie zapozyczylam :) ) To była jego decyzja, on chcial, oboje chcieliśmy ślubu bardzo. Powiedział, że się ułoży, że jak się kochamy to będziemy razem... I powiedział też, że chce się ode mnie uniezależnić - że powoli się przyzwyczaja do mieszkania samemu... Zabolało... Przytuliliśmy się i poszedł.... A potem ja głupia napisałam "Co robisz?", odpisał zdawkowo i cały dzień nic... Żałuję, że do niego napisałam, powinnam była nic nie robić...
Nie będę nic robiła, przecież nie jest głupi musi wiedzieć że najpierw musi zerwać tą znajomość żeby się między nami ułożyło... Ale jak żyć w takim zawieszeniu??
Chciałabym, żeby przyjechał i powiedział "Cześć, przyjechałem bo chciałbym z Tobą porozmawiać, zobaczyć Cię" - i nasłuchuję czy nie przyjeżdża.... Nawet chciałam mu napisać, że jeśli chciałby porozmawiać to żeby przyjeżdżał nie ważne czy to dzień czy noc ale nie wiem czy powinnam...
Wiem, że jest mu ciężko bo Nasi znajomi się odsunęli od niego ale z drugiej strony on dokonał wyboru. Nie wyrzuciłabym go z domu, gdyby obiecał że zerwie ten kontakt....
Piszcie proszę - i z góry dziękuję za wszelkie komentarze... Jakoś tak lżej wtedy...
Jak mam się zachowywac jak do Nas przychodzi? Zostawiać go z dziećmi i wychodzić? Tak robiłam jakiś czas, teraz już jestem tak wykończona płaczem i całą tą sytuacją że od jakiegoś czasu normalnie z nim rozmawiam, nawet parę razy mnie rozśmieszył... Nie wiem co robić...Ten post został edytowany przez Autora dnia 11.04.15 o godzinie 12:30 -
Najchętniej to bym wyjechała gdzieś na kilka dni i zostawiła dzieci mu pod opieką... Powinnam była może tak zrobić na samym początku ....
Z jednej strony coś we mnie krzyczy, że to on powinien wyciągnąć rękę tzn zerwać z nią, bo to by znaczyło, że chce spróbować ratować nasz związek a z drugiej strony może powinnam walczyć???Ten post został edytowany przez Autora dnia 10.04.15 o godzinie 21:19 -
Witam wszystkich,
Od dłuższego czasu przeglądam różne fora w poszukiwaniu wsparcia i dobrego słowa... I trafiłam do Was...
Od miesiąca mąż ze mną i dziećmi nie mieszka - wyrzuciłam go z domu. To była straszna kłótnia... W grudniu odkryłam jego romans z naszą wspólną koleżanką, tego samego dnia kiedy przeczytałam ich maila rozmawiałam z nią przez tel, pytałam jak spędzi święta, że może do nas by przyszła (a ona i mój mąż od kilku tygodni się spotykali!). Strasznie płakałam, mąż powiedział że zakończy ten związek ale że od dłuższego czasu nie było między nami dobrze to powinniśmy zamieszkać oddzielnie. Faktycznie od dłuższego czasu się nam nie układało, obydwoje się mijaliśmy - praca, dom... Zabrakło pielęgnacji naszego uczucia, związku... Prosiłam żeby został. Został. Potem pojechał z dziećmi do rodzicó na ponad dwa tygodnie i po powrocie mieliśmy siąść i porozmawiać. Cały czas się starałam dla Nas, on był na dystans ale przełykałam gorycz i przytulałam, obejmowałam... W marcu okazało się że nie zerwał tej znajomości. Maile, które czytałam były potworne - "tęsknie za tobą, widocznie tak musiało być, niczego nie żałuję" Byłam jak w amoku, obiecał że zerwie... Po powrocie od rodziców mógł powiedzieć - "nie chcę z Tobą być" i jakoś byśmy sobie wszystko osobno ułożyli. Ale nie zrobił tego, wolał okłamywać i prosto w oczy mi mówił że z nią już go nic nie łączy. A ja wierzyłam aż do chwili, gdy nie wylogował się z komputera i mogłam przeczytać ich maile... Wyrzuciłam męża z domu. Spał kątem u kolegi. Od paru dni wynajmuje z kumplem mieszkaniem. Zabrał swoje rzeczy. Rodzicom mówi, że nie będzie z nią i że nie zamierza zakładać z nią rodziny. Ale też kontaktu z nią nie zerwał - choć zaklinał, że to tylko koleżanka... Miałam tego dość i pojechałam do niej a ona na to że nie wie co między nimi jest ale regularnie się spotykają... Od tamtej pory raz poproisł, że chce wrócić - nie zgodziłam się dopóki nie zerwie z nią kontaktu. Byłam bardzo oschła i niemiła dla niego... Przychodzi do dzieci cały czas... A ja go nadal bardzo kocham i bardzo bym chciała, żeby wróciła dla mnie... Dziś rozmawialiśmy i powiedział, że mnie kocha (ale boję się że to przywiązanie...) że potrzeba czasu i że on ma nadzieję, że "kiedyś, jakoś' nam się ułoży... Nie wiem co mam teraz zrobić - chciałabym żeby częściej przyjeżdżał ale boję się że go wystraszę tą prośbą... Jest mi strasznie ciężko - przychodzi to udaję obojętną a potem płaczę w podzuszkę... Dziś mu powiedziałam, że bardzo go kocham i że bardzo bym chciała aby wrócił i nie wiem czy dobrze zrobiłam bo teraz mu napisałam sms"Co robisz?" a on odpisał "jestem w sklepie". Jak go ignorowałam do tej pory to zadzwonił, napisał a teraz chyba niepotrzebnie tak się rozkleiłam bo odpisał mi na odczepnego. Ale też chcę żeby wiedział, że kocham... Straszne to wszystko i nie radzę sobie ... Do tego on wyjeżdża na szkolenie na 6 tyg i to już w ogóle będzie ciężki czas... Nie wiem co robić - przyjaciółka mówi: "Olej go, zajmij się sobą, nie możesz mu pokazać że czekasz, płaczesz" I tak robiłam ale Święta kompletnie mnie rozwaliły... Chciał je spędzić z nami ale się nie zgodziłam bo utrzymuje z nią kontakt cały czas...
Będę wdzięczna za Wasze komentarze..