Marta Barańska

Student, Uniwersytet Łódzki

Wypowiedzi

  • Marta Barańska
    Wpis na grupie Bezpłatne Porady Psychologiczne i Coachingowe w temacie Proszę o pomoc
    11.11.2010, 22:52

    Trochę trudno mi w krótkich słowach opisać swój problem. mimo to postaram się, ponieważ się boję.
    Mam 24 lata. jestem na ostatnim roku studiów magisterskich. wychowałam się w rodzinie dysfunkcyjnej - z problemem alkoholowym. nie były to żadne patologiczne wypadki znane z filmów, po prostu mój ojciec lubi sobie wypić i z biegiem lat robi to coraz częściej. nie jest agresywny fizycznie, nigdy nas nie bił. mogłabym raczej stwierdzić, że się nami wogóle nie interesował. moja mama nigdy po urodzeniu mnie(jestem najstarsza mam 2 braci) nie pracowała na stałe. o problemie ojca się nie mówiło. Jako dziecko ze starszych klas podstawówki (4-5)trafiłam na leczenie psychiatryczne. miewałam ataki szału. Poza tym do okresu dorastania byłam typową "grzeczną dziewczynką" byłam psychicznie i intelektualnie rozwinięta ponad swój wiek. łatwiej mi się było dogadać z dorosłymi niż z rówieśnikami. Nauka zawsze Przychodziła mi z łatwością. u psychiatry leczyłam się stale aż kilka lat temu sama uznałam, że nie ma to juz sensu. ataki mi się prawie nie zdarzały, leków zapominałam brać. na studiach szło mi nieźle, choć nie był to mój wymarzony kierunek.
    Wszystko szłoby swoim stałym rytmem, ale na 4 roku zdecydowałam się przenieść z rodzinnego miasta do łodzi, "żeby mi się łatwiej studiowało" teraz zdaję sobie sprawę z tego że chciałam raczej uciec z domu, gdzie stopniowo atmosfera stawał się nie do wytrzymania. Mój ojciec ma w łodzi mieszkanie które wcześniej było wynajmowane lokatorom. Znalazłam dwie współlokatorki i wprowadziłam się. I to był początek moich prawdziwych problemów. Narastały one i nawarstwiały się stopniowo, aż ponad rok temu nastąpiło załamanie. Zapomniałam wspomniec, że wcześniej podjęłam 2 kierunek studiów, a po przeprowadzce znalazłam sobie dodatkowo pracę. Ludzie mnie ostrzegali, że za dużo na siebie biorę, ale zlekceważyłam to. niestety, przecholowałam. niepopłacone rachunki, wyczerpanie fizyczne i psychiczne, stopniowe opuszczanie zajęć, problemy z chłopakiem - to wszystko sprawiło, że zawaliłam rok na historii i wzięłam dziekankę na 2 kierunku. broniłam się przed tym jak mogłam, było dla mnie nie do pomyślenia, że mogłabym zawalić studia. niestety nie ustrzegłam się tego. i to był moment, który zaważył na moim życiu.

    Od tamtej pory dwa razy byłam po kilka tygodni w szpitalu psychiatrycznym, miałam próby samobójcze. wyszłam i niby wszystko jest okej, ale tak naprawdę nic nie jest.

    nie potrafię podjąć się żadnego zadania. Nie daję sobie rady z praca magisterską - niby wiem co mam robić i jak, trzeba tylko zacząć, ale właśnie tego nie potrafię. zapomniałam złożyć podanie o stypendium socjalne z którego się -z trudem bo z trudem - utrzymywałam i teraz żyje od jednego prezenty rodziców do drugiego. Zazwyczaj są to kwoty po 20-50 złotych na dwa 3 tygodnie. - mimo to nie potrafię zdobyć się na aktywne szukanie pracy, pomimo iż zajęcia mam tylko przez jeden dzień w tygodniu. całymi dniami siedzę w domu i czytam książki - stało się to dla mnie rodzajem ucieczki od rzeczywistości, uzależnienia. Mam potworne opory przed wychodzeniem z domu - nawet do sklepu który jest praktycznie pod blokiem.

    Wiem że musze coś zrobić, bo jestem na prostej drodze do autodestrukcji, ale nie potrafię. sama nie wiem dlaczego. teoretycznie wiem, że wystarczy iść do agencji pracy tymczasowej i złożyć cv. że wystarczy wydrukować i rozwiesić ogłoszenia o korepetycjach w nauce, ale wciąz to odkładam na później. Wiem że się pogrążam i nie umiem tego zmienić. chciałabym porozmawiać o tym z przyjaciółmi i boję się, że stracą do mnie cierpliwość, bo wciąz im powtarzam to samo i nie robię niczego, żeby wyjść z marazmu.


    Sama nie wiem czego od was oczekuję. ale jest to chyba jakieś rozpaczliwe błaganie o pomoc. może ktoś potrafi mi podpowiedzieć jak wydźwignąć się z dołka.

    P.S. Tuż przed momentem mojego ostatecznego załamania pracowałam przez miesiąc w firmie doradztwa finansowego. mieliśmy tam szkolenia motywacyjne. Ten krótki okres wspominam jako najwspanialszy w moim życiu. Byłam pełna optymizmu, nadziei i chęci działania. znajomi stwierdzili że na szkoleniach robią nam "pranie mózgu" a ja wówczas odpowiedziałam - nawet jeśli to pranie mózgu, to ja po nim jestem szczęsliwsza, więc nie mam nic przeciwko niemu.

    mam wrażenie że potrzebuję kogoś silnego kto weźmie moje życie i naprowadzi je na prawidłowe tory. w moim życiu nie ma nikogo takiego. nikogo na kim naprawdę mogłabym się oprzeć i liczyć na jego wsparcie. rodzice się do tego nie nadają, zresztą nie rozumieją moich problemów. z chłopakiem sie rozstałam. Naprawdę nie wiem co robić. Proszę pomóżcie.

Dołącz do GoldenLine

Oferty pracy

Sprawdź aktualne oferty pracy

Aplikuj w łatwy sposób

Aplikuj jednym kliknięciem

Wyślij zaproszenie do