Mariusz Gołaszewski
Przedsiębiorca, wykładowca, ekspert i autor książek w zakresie finansów publicznych i zarządzania długiem
Wypowiedzi
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy NLP Coaching
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Dieta
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Dieta
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Dieta
-
Trochę późno, ale dodam od siebie.
Nie byłem na tym programie, bo już nie potrzebuję, ale mam opinię lekarki pracującej w Lux-Medzie o tym programie.
Wg niej po pierwsze program nie jest do końca zdrowy, bo lekarz aplikuje tabletki do połykania. Po drugie, dostaje się jakiś zestaw diety i wskazówki, które należy wykonywać. I późniejszy monitoring. Generalnie była bardzo sceptyczna.
Nie wiem, czy na jej zdanie nie miało wpływu to, że ja, będąc pod jej opieką i nadzorem, schudłem 20 kilo bez żadnych chemicznych wspomagaczy, za te pracując ze swoją psychiką i zdrowo się po prostu odżywiając. Jak schudłem, ZOBOWIĄZAŁA mnie do zrobienia szkolenia z metod, jakie zastosowałem (to metody bazujące na psychologii zmiany). Dziś przysyła do mnie kolejnych swoich klientów :-)
Jeśli ktoś zainteresowany, zapraszam na http://dobrezdarzenia.pl
Mariusz -
Instalowanie na poziomie wartości to pewnien proces wizualizacyjny, który w skrócie polega na podróży w czasie w przeszłość i przyszłość i uświadomienie sobie wszystkich skutków swojego obecnego zachowania w sprawie żywienia i ruchu. W czasie tej "podróży" oglądamy swoją sytuację życiową: dzieci (rodzina to wartość), karierę (dla niektórych to wartość), zdrowie (niewątpliwie wartość), reakcję innych ludzi (dla niektórych akceptacja to duża wartość) i tak dalej. W tym procesie następuje w głowie wielkie przewartościowanie, po którym dodatkowy kawałek kiełbaski nie jest już tylko po prostu kiełbaską, ale dla mózgu jest zagrożeniem dla podstawowych wartości człowieka, typu rodzina, zdrowie itp. Widziałem po czymś takim płacząych ludzi, którzy w 30 minut zmieniali diametralnie swoje zachowanie. I nie potrzebowali już dodatkowej motywacji...
To potężny proces. Takie przewartościowanie daje taką motywację i zmiany, jakiej nie da żadna dyscyplina i silna wola. Ludzie nie są w stanie zrobić dla siebie tyle, ile są w stanie zrobić dla innych.
Opisywanie tego na sucho ma ograniczony sens, bo czytamy tylko intelektem, a jest to zmiana na poziomie emocjonalnym. Żeby poczuć o co chodzi, trzeba to przećwiczyć. To tak, jak opowiadanie o seksie vs uprawianie go :-)
Jeszcze co do celów: już samo prawidłowe słormułowanie celu "czyni cuda". Do wszystkiego trzeba motywacji, ale zawsze można sobie drogę ułatwić. -
Do Violi i Łukasza (w szczególności)
Silna wola i samodyscyplina jest w stanie zadziałać przez tydzień, miesiąc. Nie więcej (oczywiście nie rozważam przypadków nadnaturalnych bohaterów :-)
Psychologia i choaching zna dziś metody zmian na poziomie emocjonalnym i neuronalnym, czyli na takim poziomie, na jakim w istocie działa nasz mózg. Podam prosty przykład: jeśli w prosty sposób zmienisz sobie skojarzenie słodyczy z przyjemnością (taką instalację większość z nas dostała jako dzieci, bo słodycze zazwyczaj były nagrodą) na skojarzenie z czymś nieprzyjemnym (można to zrobić w 3-4 dni poprez odpowiednie wizualizacje pracując 10 minut dziennie), to nie będziesz potrzebować silnej woli i samodyscypliny, żeby ich nie jeść. Po prostu przestaniesz je lubić.
Tego uczę i ćwiczymy to na moich szkoleniach. Działa rewelacyjnie. Najlepszy delikwent schudł bez chemikaliów i normalnie jedząc 18 kilo w 3 miesiące :-) Moja lekarz, która mną się opiekowała, kiedy chudłem, dziś przysyła do mnie ludzi przez siebie leczonych :-)
A sposób formułowania celów, o którym wspomina Łukasz, to ABC formułowania celów. To też przerabiamy.
Jest jeszcze dużo innych aspektów, np. zainstalowanie sobie na poziomie wartości takiej motywacji, której nic nie złamie, zmiana swoich przekonań, metody wizualizacyjne umożliwiające zmianę preferencji żywieniowych (wtedy nie potrzebna silna wola :-) i dużo więcej...
Pozdrawiam,
Mariusz
http://dobrezdarzenia.pl -
Czyli klasycznie, coś byś chciała (pewnie udało by się skonkretyzować dlaczego, po co i na kiedy), ale zastaw wzorców myślenia, nawyków, przekonań i wątpliwości mówi Ci, że nie dasz rady.
Tym właśnie się zajmuję. Zmianiam nawyki na poziomie mechanizmów neuronalnych i emocji (czyli tam, gdzie siedzą) poprzez łamanie starych i złych wzorców zachowań, instalowanie korzystnych wzorców. Zmianiamy też nasze automatyczne myślenie sterowane przekonaniami. To taka zmiana systemu operacyjnego, który steruje nami w nowy sposób (przez nas WYBRANY!, a nie zainstalowany przez rodziców czy szkołę) i umożliwia robienie rzeczy dużo efektywniej.
Coaching ma na to metody i nie jest to jedynie siedzenie razem, poklepywanie po ramieniu i pocieszanie, że dobrze Ci idzie.
98% dzisiejszych wiadomości o mózgu to rezultat ostatnich 10 lat badań - współczesna szkoła NIC nie uczy, że mózg ma procedury jak się motywować, jak zmieniać preferencje, jak na nasze życie wpływają przekonania wyniesione z domu. To wszystko co mówię, stosuje się do każdej zmiany, zarówno do schudnięcia, znalezienia nowej pracy czy zmiany diety na zdrowszą. Stosują to najlepsi sportowcy i biznesmeni, bo osiągnięcia w dzisiejszym szalonym świecie to nie tylko rezultat samozaparcia :-)
Znowu długo wyszło :-) -
Można. Psychika, psychika, psychika. Jak ktoś wie, jak się do niej zabrać i jak działa mózg, to schudnięcie i zmiana sposobu odżywiania się to bułka z masłem. Jest kilka aspektów tego procesu, dlatego tak długo się wypisałem :-)
Jak widać, można.
Jak dokładnie, można poczytać na http://dobrezdarzenia.pl -
Witam,
Wszyscy mniej więcej wiedzą, co jeść, ewentualnie łatwo znaleźć książkę, która rozsądnie podpowiada jak jeść. Problemem wg mnie jest zawsze motywacja na czas zmiany nawyków. Nie można na trwałe schudnąć po diecie "5 kilo w 5 dni".
Mam w tym trochę doświadczeń. W zeszłym roku udało mi się schudnąć 20 kilo. Odchudzałem się już kolejny (n-ty) raz, ale tym razem zadziałało. Nie głodziłem się, nie liczyłem kalorii, nie stosowałem jakichś drakońskich zestawów dietetycznych.
Różnica tym razem polegała na tym, że odchudzanie zacząłem od głowy. Znalazłem książki i nagrania czołowych coachów z USA i UK, którzy m.in. zajmują się odchudzaniem. Przy użyciu ich technik wyrobiłem sobie motywację, której nie złamało żadne lenistwo i kuszenie, świadomie zmieniłem swoje preferencje smakowe (tak, tak, można to zrobić, wiedząc, jak działa mózg - spece od reklamy codziennie Wam to robią), zmieniłem swoje emocje względem jedzenia, itd. Efekt? Przez pół roku, regularnie tydzień po tygodniu 1 kg mniej. Byłem zszokowany, bo nigdy wcześniej mi tak nie szło.
Chudszy już jestem ponad rok (więc nie ma jojo).
Lekarz, która mnie prowadziła ZOBOWIĄZAŁA mnie do a) napisania książki na temat tej metody b) zrobienia szkolenia i nauczania innych. Wziąłem to do siebie i przygotowałem warsztaty, na których pokazuję, jak zarządzić własną psychiką, żeby schudnąć. Oczywiście są też części dotyczące prawidłowego odżywiania i ruchu. Książka pewnie będzie później, jak będzie więcej danych.
Na razie najlepsza osoba, z którą pracowałem schudła 18 kilo w 3 miesiące. Siła psychiki...
Pzy okazji załączam napisany jakiś chas temu trochę prowokacyjny artykuł "Dlaczego diety nie działają?", który trochę mówi, dlaczego jesteśmy niewolnikami naszego umysłu.
Zainteresowanych metodą zapraszam na http://dobrezdarzenia.pl
Mariusz Gołaszewski
"Dlaczego diety nie działają?"
Odwiedziłem dziś forum internetowe poświęcone odchudzaniu. Przejrzałem kilka tematów, gdzie piszący deklarowali, że „dzisiaj zaczynają dietę” i będą „jedli według diety kopenhaskiej” albo będą stosowali dietę Cambridge. Inne osoby opisywały, ile dni są już na diecie i konsultowały się, czy steka, którego na obiad zaleca dieta taka a taka, mogą zamienić na kurczaka. Kolejna osoba upewniała się, czy lekkie posolenie jakiejś potrawy nie będzie kosztowało jej zatrzymania procesu chudnięcia, albo nie daj Boże, nawet zyskania pół kilograma.
Na początku uznałem takie rozważania za śmieszne, ale po chwili zdałem sobie sprawę, jakie jest to tragiczne. Bogu ducha winne osoby, często młode i łatwowierne, skazują się na wielodniowy maraton wyrzeczeń, dyscypliny, „testują swoją silną wolę” po to tylko, żeby po krótkim okresie euforii (jedna osoba chwaliła się, że „schudła” następnego dnia po przejściu na dietę 1 kg!), polec pod toczącym się walcem z napisem „jojo”. Kończą walkę w poczuciu porażki, z przekonaniem o słabej „silnej woli” i brakiem motywacji na dalsze próby (przynajmniej na jakiś czas). Padają tak naprawdę ofiarą własnej niewiedzy, wyczytanych w kolorowych czasopismach mitycznych „diet-cud” i biznesu, który na odchudzających się zbija kokosy.
Żeby zrozumieć, że przechodzenie na dietę na określony okres w celu schudnięcia nie ma szans, trzeba zrozumieć podstawowe mechanizmy odpowiadające za ludzkie działania.
W momencie, gdy trzymasz w ręku kawałek czekolady toczy się w twojej głowie walka. Jeden głos mówi: „Mmm, jaka słodziutka ta czekoladka, jak cudownie rozpuszcza się w moich ustach, jaką mi daje radość i jak dobrze się po niej czuję...”. Drugi głos ostrzega: „To 6-sty już kawałek dzisiaj. Będzie cię to kosztowało pół kilo więcej tłuszczu, a za parę lat zawał albo cukrzycę”. Co powoduje, że zazwyczaj wygrywa pierwszy głos? Dlaczego emocje (głos 1) przegrywają z intelektem (głos 2)? Przecież wiesz, że czekolada ci szkodzi, a pomimo to nie możesz powstrzymać się przed jej zjedzeniem.
Odpowiada za to podstawowy mechanizm, który od milionów lat steruje ludzkim zachowaniem i dzięki któremu przetrwaliśmy jako gatunek. Jego główna zasada brzmi: Twój umysł dąży do tego, co przyjemne, a unika tego, co sprawia ból i cierpienie. Każdy woli się czuć lepiej niż gorzej. Każdy woli wyglądać lepiej i być pochwalonym (przyjemność) niż zaniedbać się i narazić na zjadliwą uwagę (cierpienie emocjonalne). Czyż nie dlatego kobiety malują się na co dzień? Chcą albo zostać zauważone i skomplementowane (przyjemność) albo uniknąć uwagi typu „Boże, co się stało z twoją twarzą” (niewątpliwe cierpienie). Przykłady można by mnożyć.
Co się dzieje, jeśli oba te odczucia występują naraz? Często jest tak, że zrobienie jakiejś rzeczy oznacza zarówno przyjemność, jak i cierpienie. Klasycznym przykładem takiej sytuacji jest wzięcie do ręki kawałka czekolady. Przyjemność walczy z cierpieniem. Dlaczego przyjemność wygrywa? Bo jest odczuciem natychmiastowym. Słodki smak czekolady poczujesz natychmiast. Cierpienie przyjdzie później i to wcale nie wiadomo czy na pewno („a może nie przytyję?”). Mózg silniej reaguje na emocję, która nastąpi zaraz, natychmiast. Gdyby było tak, że wraz ze zjedzeniem tabliczki czekolady dostałbyś na plecy dodatkowe 5 kilo, zastanowiłbyś się kilka razy!
Tak jak z gotowaniem żaby... Jeśli włożyć żabę do zimnej wody i powoli podgrzewać, żaba ugotuje się. Jeśli ją natomiast wrzucić od razu do wrzątku, wyskoczy natychmiast. Dlaczego tak się dzieje? Żaba podgrzewana powoli, stopniowo przyzwyczaja się do rosnącej temperatury i nie czuje żadnego zagrożenia. Z kolei żaba wrzucona do wrzątku, natychmiast zauważa różnicę i robi wszystko, żeby się wydostać. Z tyciem jest tak, jak z gotowaniem żaby. Tłuszcz odkłada się bardzo powoli, cierpienie występuje w małych dawkach i kumuluje się w dłuższym okresie czasu. Aż do ugotowania...
Co się dzieje, jeśli przyjemność i cierpienie występują w tym samym czasie w równym natężeniu? Wtedy wygra cierpienie. Wykorzystują to na przykład menadżerowie. W pracy, dzięki temu że są terminy, cierpienie związane z reprymendą od przełożonego wygra z przyjemnością z obijania się. Uniknięcie cierpienia (kary) to wspaniały motywator do działania.
Po wyjaśnieniu tego mechanizmu powróćmy do pytania „Dlaczego diety nie działają?”. Każda dieta ma 3 cechy: stosuje się ją tymczasowo, gwałtownie obniża się energię dostarczanych potraw (czyli kaloryczność) i ucina się dostępność wielu ulubionych potraw. Dla osoby przechodzącej na dietę oznacza ona tylko i wyłącznie cierpienie. Ogranicza ulubione potrawy, musi się zmusić do rzeczy, których nie lubi robić (np. bieganie), głodzi się, czuje, że jest czegoś pozbawiana. Wbudowany w mózg pierwotny mechanizm obrony przed bólem i cierpieniem powoduje, że sytuacja musi być traktowana jako tymczasowa. Gdy już minie cierpienie, następuję faza „nagrody” – osoba na diecie folguje sobie w jedzeniu, bo już przecież tyle przecierpiała.
Jest też aspekt fizjologiczny. W momencie, gdy przestajemy dostarczać do organizmu taką ilość kalorii, jaką wcześniej dostawał, organizm interpretuje to jako okres kryzysu i przechodzi na kryzysową gospodarkę energetyczną – zwalnia metabolizm. Gdy już skończymy dietę, przezorny organizm natychmiast zaczyna się przygotowywać na następny kryzys – gromadzi zapasy. Stąd efekt „jojo”.
Jak więc schudnąć efektywnie? Należy, wykorzystując mechanizmy przyjemności i cierpienia oraz wiedzę, jak działa umysł, przekonać swój organizm poprzez zmianę nawyków, że nowy rodzaj odżywiania jest dla niego korzystny, bezpieczny i wiąże się z przyjemnością. Trzeba też wyrobić silną motywację na pierwszy okres, gdzie łamiemy stare, zgubne nawyki. Metody na zrobienie tego bezboleśnie są o tyleż skuteczne, co proste. Wymagają tylko skupienia się najpierw na zarządzającym organizmem (czyli umyśle), a w dalszej kolejności na żołnierzach (żołądek, metabolizm, itp.). Kto poznał te metody, chudnie w dobrym i zdrowym tempie i nie wraca do starej wagi. Tak jak piszący te słowa…
Mariusz Gołaszewski (20 kilo mniej w 6 miesięcy i na stałe :-)
http://mariuszgolaszewski.pl -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Zdrowie i Uroda
-
Schudłem w 2007 20 kilo w 6 miesięcy. Zero jojo.
Kolega, z którym pracowałem w podobny sposób (tak, pracowałem, bo jestem coachem, a nie dietetykiem :-) schudł 18 kilo w 3 miesiące.
Psychika, psychika, psychika. Zero chemikaliów, tylk zdrowe jedzenie. Bez wyrzeczeń!
Lekarz, która mnie prowadziła KAZAŁA mi albo napisać, książkę, albo uczyć innych, jak to zrobić.
I tak powstał Instytut Dobrych Zdarzeń :-)
Polecam.
http://dobrezdarzenia.pl -
Dużo na ten temat czytałem, testowałem na sobie i wiem już, dlaczego diety nie działają... Postaram si to opisać.
Odwiedziłem dziś forum internetowe poświęcone odchudzaniu. Przejrzałem kilka tematów, gdzie piszący deklarowali, że „dzisiaj zaczynają dietę” i będą „jedli według diety kopenhaskiej” albo będą stosowali dietę Cambridge. Inne osoby opisywały, ile dni są już na diecie i konsultowały się, czy steka, którego na obiad zaleca dieta taka a taka, mogą zamienić na kurczaka. Kolejna osoba upewniała się, czy lekkie posolenie jakiejś potrawy nie będzie kosztowało jej zatrzymania procesu chudnięcia, albo nie daj Boże, nawet zyskania pół kilograma.
Na początku uznałem takie rozważania za śmieszne, ale po chwili zdałem sobie sprawę, jakie jest to tragiczne. Bogu ducha winne osoby, często młode i łatwowierne, skazują się na wielodniowy maraton wyrzeczeń, dyscypliny, „testują swoją silną wolę” po to tylko, żeby po krótkim okresie euforii (jedna osoba chwaliła się, że „schudła” następnego dnia po przejściu na dietę 1 kg!), polec pod toczącym się walcem z napisem „jojo”. Kończą walkę w poczuciu porażki, z przekonaniem o słabej „silnej woli” i brakiem motywacji na dalsze próby (przynajmniej na jakiś czas). Padają tak naprawdę ofiarą własnej niewiedzy, wyczytanych w kolorowych czasopismach mitycznych „diet-cud” i biznesu, który na odchudzających się zbija kokosy.
Żeby zrozumieć, że przechodzenie na dietę na określony okres w celu schudnięcia nie ma szans, trzeba zrozumieć podstawowe mechanizmy odpowiadające za ludzkie działania.
W momencie, gdy trzymasz w ręku kawałek czekolady toczy się w twojej głowie walka. Jeden głos mówi: „Mmm, jaka słodziutka ta czekoladka, jak cudownie rozpuszcza się w moich ustach, jaką mi daje radość i jak dobrze się po niej czuję...”. Drugi głos ostrzega: „To 6-sty już kawałek dzisiaj. Będzie cię to kosztowało pół kilo więcej tłuszczu, a za parę lat zawał albo cukrzycę”. Co powoduje, że zazwyczaj wygrywa pierwszy głos? Dlaczego emocje (głos 1) przegrywają z intelektem (głos 2)? Przecież wiesz, że czekolada ci szkodzi, a pomimo to nie możesz powstrzymać się przed jej zjedzeniem.
Odpowiada za to podstawowy mechanizm, który od milionów lat steruje ludzkim zachowaniem i dzięki któremu przetrwaliśmy jako gatunek. Jego główna zasada brzmi: Twój umysł dąży do tego, co przyjemne, a unika tego, co sprawia ból i cierpienie. Każdy woli się czuć lepiej niż gorzej. Każdy woli wyglądać lepiej i być pochwalonym (przyjemność) niż zaniedbać się i narazić na zjadliwą uwagę (cierpienie emocjonalne). Czyż nie dlatego kobiety malują się na co dzień? Chcą albo zostać zauważone i skomplementowane (przyjemność) albo uniknąć uwagi typu „Boże, co się stało z twoją twarzą” (niewątpliwe cierpienie). Przykłady można by mnożyć.
Co się dzieje, jeśli oba te odczucia występują naraz? Często jest tak, że zrobienie jakiejś rzeczy oznacza zarówno przyjemność, jak i cierpienie. Klasycznym przykładem takiej sytuacji jest wzięcie do ręki kawałka czekolady. Przyjemność walczy z cierpieniem. Dlaczego przyjemność wygrywa? Bo jest odczuciem natychmiastowym. Słodki smak czekolady poczujesz natychmiast. Cierpienie przyjdzie później i to wcale nie wiadomo czy na pewno („a może nie przytyję?”). Mózg silniej reaguje na emocję, która nastąpi zaraz, natychmiast. Gdyby było tak, że wraz ze zjedzeniem tabliczki czekolady dostałbyś na plecy dodatkowe 5 kilo, zastanowiłbyś się kilka razy!
Tak jak z gotowaniem żaby... Jeśli włożyć żabę do zimnej wody i powoli podgrzewać, żaba ugotuje się. Jeśli ją natomiast wrzucić od razu do wrzątku, wyskoczy natychmiast. Dlaczego tak się dzieje? Żaba podgrzewana powoli, stopniowo przyzwyczaja się do rosnącej temperatury i nie czuje żadnego zagrożenia. Z kolei żaba wrzucona do wrzątku, natychmiast zauważa różnicę i robi wszystko, żeby się wydostać. Z tyciem jest tak, jak z gotowaniem żaby. Tłuszcz odkłada się bardzo powoli, cierpienie występuje w małych dawkach i kumuluje się w dłuższym okresie czasu. Aż do ugotowania...
Co się dzieje, jeśli przyjemność i cierpienie występują w tym samym czasie w równym natężeniu? Wtedy wygra cierpienie. Wykorzystują to na przykład menadżerowie. W pracy, dzięki temu że są terminy, cierpienie związane z reprymendą od przełożonego wygra z przyjemnością z obijania się. Uniknięcie cierpienia (kary) to wspaniały motywator do działania.
Po wyjaśnieniu tego mechanizmu powróćmy do pytania „Dlaczego diety nie działają?”. Każda dieta ma 3 cechy: stosuje się ją tymczasowo, gwałtownie obniża się energię dostarczanych potraw (czyli kaloryczność) i ucina się dostępność wielu ulubionych potraw. Dla osoby przechodzącej na dietę oznacza ona tylko i wyłącznie cierpienie. Ogranicza ulubione potrawy, musi się zmusić do rzeczy, których nie lubi robić (np. bieganie), głodzi się, czuje, że jest czegoś pozbawiana. Wbudowany w mózg pierwotny mechanizm obrony przed bólem i cierpieniem powoduje, że sytuacja musi być traktowana jako tymczasowa. Gdy już minie cierpienie, następuję faza „nagrody” – osoba na diecie folguje sobie w jedzeniu, bo już przecież tyle przecierpiała.
Jest też aspekt fizjologiczny. W momencie, gdy przestajemy dostarczać do organizmu taką ilość kalorii, jaką wcześniej dostawał, organizm interpretuje to jako okres kryzysu i przechodzi na kryzysową gospodarkę energetyczną – zwalnia metabolizm. Gdy już skończymy dietę, przezorny organizm natychmiast zaczyna się przygotowywać na następny kryzys – gromadzi zapasy. Stąd efekt „jojo”.
Jak więc schudnąć efektywnie? Należy, wykorzystując mechanizmy przyjemności i cierpienia oraz wiedzę, jak działa umysł, przekonać swój organizm poprzez zmianę nawyków, że nowy rodzaj odżywiania jest dla niego korzystny, bezpieczny i wiąże się z przyjemnością. Trzeba też wyrobić silną motywację na pierwszy okres, gdzie łamiemy stare, zgubne nawyki. Metody na zrobienie tego bezboleśnie są o tyleż skuteczne, co proste. Wymagają tylko skupienia się najpierw na zarządzającym organizmem (czyli umyśle), a w dalszej kolejności na żołnierzach (żołądek, metabolizm, itp.). Kto poznał te metody, chudnie w dobrym i zdrowym tempie i nie wraca do starej wagi. Tak jak piszący te słowa…
Mariusz Gołaszewski (20 kilo mniej w 6 miesięcy i na stałe :-)
http://mariuszgolaszewski.pl -
Trochę z mojej historii... Pod wpływem swoich doświadczeń napisałem coś, co może zmienić trochę wasze myślenie.
Dlaczego diety nie działają?
Odwiedziłem dziś forum internetowe poświęcone odchudzaniu. Przejrzałem kilka tematów, gdzie piszący deklarowali, że „dzisiaj zaczynają dietę” i będą „jedli według diety kopenhaskiej” albo będą stosowali dietę Cambridge. Inne osoby opisywały, ile dni są już na diecie i konsultowały się, czy steka, którego na obiad zaleca dieta taka a taka, mogą zamienić na kurczaka. Kolejna osoba upewniała się, czy lekkie posolenie jakiejś potrawy nie będzie kosztowało jej zatrzymania procesu chudnięcia, albo nie daj Boże, nawet zyskania pół kilograma.
Na początku uznałem takie rozważania za śmieszne, ale po chwili zdałem sobie sprawę, jakie jest to tragiczne. Bogu ducha winne osoby, często młode i łatwowierne, skazują się na wielodniowy maraton wyrzeczeń, dyscypliny, „testują swoją silną wolę” po to tylko, żeby po krótkim okresie euforii (jedna osoba chwaliła się, że „schudła” następnego dnia po przejściu na dietę 1 kg!), polec pod toczącym się walcem z napisem „jojo”. Kończą walkę w poczuciu porażki, z przekonaniem o słabej „silnej woli” i brakiem motywacji na dalsze próby (przynajmniej na jakiś czas). Padają tak naprawdę ofiarą własnej niewiedzy, wyczytanych w kolorowych czasopismach mitycznych „diet-cud” i biznesu, który na odchudzających się zbija kokosy.
Żeby zrozumieć, że przechodzenie na dietę na określony okres w celu schudnięcia nie ma szans, trzeba zrozumieć podstawowe mechanizmy odpowiadające za ludzkie działania.
W momencie, gdy trzymasz w ręku kawałek czekolady toczy się w twojej głowie walka. Jeden głos mówi: „Mmm, jaka słodziutka ta czekoladka, jak cudownie rozpuszcza się w moich ustach, jaką mi daje radość i jak dobrze się po niej czuję...”. Drugi głos ostrzega: „To 6-sty już kawałek dzisiaj. Będzie cię to kosztowało pół kilo więcej tłuszczu, a za parę lat zawał albo cukrzycę”. Co powoduje, że zazwyczaj wygrywa pierwszy głos? Dlaczego emocje (głos 1) przegrywają z intelektem (głos 2)? Przecież wiesz, że czekolada ci szkodzi, a pomimo to nie możesz powstrzymać się przed jej zjedzeniem.
Odpowiada za to podstawowy mechanizm, który od milionów lat steruje ludzkim zachowaniem i dzięki któremu przetrwaliśmy jako gatunek. Jego główna zasada brzmi: Twój umysł dąży do tego, co przyjemne, a unika tego, co sprawia ból i cierpienie. Każdy woli się czuć lepiej niż gorzej. Każdy woli wyglądać lepiej i być pochwalonym (przyjemność) niż zaniedbać się i narazić na zjadliwą uwagę (cierpienie emocjonalne). Czyż nie dlatego kobiety malują się na co dzień? Chcą albo zostać zauważone i skomplementowane (przyjemność) albo uniknąć uwagi typu „Boże, co się stało z twoją twarzą” (niewątpliwe cierpienie). Przykłady można by mnożyć.
Co się dzieje, jeśli oba te odczucia występują naraz? Często jest tak, że zrobienie jakiejś rzeczy oznacza zarówno przyjemność, jak i cierpienie. Klasycznym przykładem takiej sytuacji jest wzięcie do ręki kawałka czekolady. Przyjemność walczy z cierpieniem. Dlaczego przyjemność wygrywa? Bo jest odczuciem natychmiastowym. Słodki smak czekolady poczujesz natychmiast. Cierpienie przyjdzie później i to wcale nie wiadomo czy na pewno („a może nie przytyję?”). Mózg silniej reaguje na emocję, która nastąpi zaraz, natychmiast. Gdyby było tak, że wraz ze zjedzeniem tabliczki czekolady dostałbyś na plecy dodatkowe 5 kilo, zastanowiłbyś się kilka razy!
Tak jak z gotowaniem żaby... Jeśli włożyć żabę do zimnej wody i powoli podgrzewać, żaba ugotuje się. Jeśli ją natomiast wrzucić od razu do wrzątku, wyskoczy natychmiast. Dlaczego tak się dzieje? Żaba podgrzewana powoli, stopniowo przyzwyczaja się do rosnącej temperatury i nie czuje żadnego zagrożenia. Z kolei żaba wrzucona do wrzątku, natychmiast zauważa różnicę i robi wszystko, żeby się wydostać. Z tyciem jest tak, jak z gotowaniem żaby. Tłuszcz odkłada się bardzo powoli, cierpienie występuje w małych dawkach i kumuluje się w dłuższym okresie czasu. Aż do ugotowania...
Co się dzieje, jeśli przyjemność i cierpienie występują w tym samym czasie w równym natężeniu? Wtedy wygra cierpienie. Wykorzystują to na przykład menadżerowie. W pracy, dzięki temu że są terminy, cierpienie związane z reprymendą od przełożonego wygra z przyjemnością z obijania się. Uniknięcie cierpienia (kary) to wspaniały motywator do działania.
Po wyjaśnieniu tego mechanizmu powróćmy do pytania „Dlaczego diety nie działają?”. Każda dieta ma 3 cechy: stosuje się ją tymczasowo, gwałtownie obniża się energię dostarczanych potraw (czyli kaloryczność) i ucina się dostępność wielu ulubionych potraw. Dla osoby przechodzącej na dietę oznacza ona tylko i wyłącznie cierpienie. Ogranicza ulubione potrawy, musi się zmusić do rzeczy, których nie lubi robić (np. bieganie), głodzi się, czuje, że jest czegoś pozbawiana. Wbudowany w mózg pierwotny mechanizm obrony przed bólem i cierpieniem powoduje, że sytuacja musi być traktowana jako tymczasowa. Gdy już minie cierpienie, następuję faza „nagrody” – osoba na diecie folguje sobie w jedzeniu, bo już przecież tyle przecierpiała.
Jest też aspekt fizjologiczny. W momencie, gdy przestajemy dostarczać do organizmu taką ilość kalorii, jaką wcześniej dostawał, organizm interpretuje to jako okres kryzysu i przechodzi na kryzysową gospodarkę energetyczną – zwalnia metabolizm. Gdy już skończymy dietę, przezorny organizm natychmiast zaczyna się przygotowywać na następny kryzys – gromadzi zapasy. Stąd efekt „jojo”.
Jak więc schudnąć efektywnie? Należy, wykorzystując mechanizmy przyjemności i cierpienia oraz wiedzę, jak działa umysł, przekonać swój organizm poprzez zmianę nawyków, że nowy rodzaj odżywiania jest dla niego korzystny, bezpieczny i wiąże się z przyjemnością. Trzeba też wyrobić silną motywację na pierwszy okres, gdzie łamiemy stare, zgubne nawyki. Metody na zrobienie tego bezboleśnie są o tyleż skuteczne, co proste. Wymagają tylko skupienia się najpierw na zarządzającym organizmem (czyli umyśle), a w dalszej kolejności na żołnierzach (żołądek, metabolizm, itp.). Kto poznał te metody, chudnie w dobrym i zdrowym tempie i nie wraca do starej wagi. Tak jak piszący te słowa…
Mariusz Gołaszewski (20 kilo mniej w 6 miesięcy)
http://mariuszgolaszewski.pl