Wypowiedzi
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy ePUAP
-
Chciałem się podzielić niedawnym doświadczeniem związanym z aplikowaniem przez Internet.
Wydaje mi się, że jestem osobą staranną, jeśli chodzi o wysyłane dokumenty. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po którymś wysłanym mailu zauważyłem, że list motywacyjny ma format A4, ale CV - o zgrozo! - 'letter' (po centymetrze z obu stron szerszy i krótszy).
A teraz przemyślenia z tego płynące:
1) Dobre było to, że wysyłałem jako .pdf (do czego wszystkich namawiam) - dokument będzie przeskalowany, czyli czcionka niższa, a górny i dolny margines większy o centymetr. Ale przynajmniej żadne słowo nie zostanie przeniesione do nowej linii, burząc tym układ strony.
2) Odpowiadając na partię ogłoszeń, chyba jednak warto zacząć od tych mniej ciekawych. Bo co z tego, że w trakcie poprawiłem ten i inne, drobniejsze błędy, skoro teraz przyda się to tylko w aplikacjach na stanowiska, na których mniej mi zależy. Oczywiście świat się przez to nie skończy, ale świadomość, że popełniło się błąd w edycji dokumentu, który z grubsza ma sugerować, że jestem nieomylny... ;D
Mała adnotacja: moje przemyślenia nie dotyczą oczywiście osób, które wysyłają dokumenty aplikacyjne hurtowo, w identycznej formie do wielu kompletnie różnych firm :) -
Paulina Budzeń - El Mahdi:
Zgadza się - tak jak w "C klasa" albo "nasza-klasa" :D
klasa:)
Ale... pozdrawiam wszystkch fanów serialu i życzę im jak najlepiej. -
Kuba G.:
Krzysztof Haberski:
Krzsztofie
Kuba G.:
(...)
Liczą sie plecy dawają fikcyjne ogloszenia
zwykłe czy lepsze stanowiska w takich firmach jak '
'K.S.C Polski Cukier
(...)"KAŻDY WYBIERA SWOJEGO " i przeważnie sa to osoby bez doświadczenia.
Kubo, edytuj ten post raz jeszcze, bo... jedziesz w nim na swojego obecnego, zdaje się, pracodawcę :D
1. Nie będe odytował swojego postu . Tak jade jak ty powiedziałeś na swojego pracodawce.
Ale myślę,że porady Pana i Pani Angeliki nie zdają egzaminu-odzwieciedlenia w rzeczywistości w miastach gminnych i powiatowych gdzie też są duże Spółki jednak jest tak mało ofert pracy gdzie kwalifikacje itp. nie mają znaczenia.
Co z tego ,że dobrze przygotuje CV I LM słuchając rad fachowców
To na pewno zda egzamin ale w dużych aglomeracjach gdzie jest mnóstwo ogłoszeń w miastach takich jak Warszawa ,Kraków.Kuba G. edytował(a) ten post dnia 31.10.10 o godzinie 19:05
Czegoś tu nie rozumiem.
Po pierwsze: rady nie miałyby sensu, gdyby w małych miastach było odwrotnie niż w nich napisano - preferowani byliby kandydaci z ohydnym CV i marnie napisanym LM, gburowaci i niesympatyczni. A chyba obaj się zgodzimy, że rady, by takim nie być, są trafne, tyle że w niektórych (patologicznych) sytuacjach - niemal pozbawione znaczenia. Czyli, że warto zawsze być miłym i pokazać dobre CV, choć czasami/często (niestety) jest to kryterium dużo mniej ważne niż np. więzi rodzinne.
Po drugie: skoro w Twojej obecnej firmie zatrudniają tylko po znajomości, to wywnioskowałem że także i Ty znalazłeś tam pracę w taki sposób - a zatem niniejszym na forum internetowym w negatywnym świetle opisujesz swoich "znajomych" - co, o ile znam charakter takich "znajomości" - nie jest mile widziane. Tylko dlatego się zdziwiłem. -
Jakub L.:
Nie zmienia to jednak faktu, że niszowe zastosowanie Linuxa do bycia klientem serwera biblioteki (to akurat jest poziom projektu zaliczeniowego na studiach) albo do bycia wyświetlaczem MZK ma się nijak do bycia łatwym, niezawodnym i uniwersalnym OSem dla stacji roboczej.
Zgadzam się, ale tylko po części.
Linux jako stacja robocza sprawia problemy (przynajmniej mi) TYLKO ze względu na to, że wiele rzeczy trzeba obchodzić, bo producenci oprogramowania nie są łaskawi nawet specyfikacji udostępnić - i powstające oprogramowanie ma niedociągnięcia.
Dlatego uważam, że linux z ładnymi iksami na terminalach ma duże znaczenie propagandowe - a większa ilośc użytkowników przekłada się na status platformy w pojęciu wydawców oprogramowania...
A studenci i pracownicy uniwerków są grupą dużo bardziej podatną na alternatywne (wobec M$) OSy. -
Angelika Śniegocka:
Zdecydowanie w załączniku.
Lepiej się czyta i można wydrukować.
Pozdrawiam,
Angelika Śniegocka
http://RozmowaRekrutacyjna.pl
Odświeżę temat bo szukam rozwinięcia tego dylematu.
Prawdę powiedziawszy zawsze robiłem odwrotnie. Jednak załączając LM, coś trzeba w treści maila także wpisać. Co by Pani proponowała?
Ja skłaniałbym się ku rozbiciu LM na część "mailową" i "załącznikową" - wtedy np. możnaby wstępniak (np. "Każda firma...") wrzucić w maila, a część autopromocyjną bardziej w załącznik (który oczywiście byłby też wtedy samodzielną formą, a nie ciągiem dalszym maila).
Myślę, że takie rozbicie miałoby jeden plus: sokro warto wykorzystać okazję, jaką daje LM, to tutaj ta okazja jest podwójna.
Pozostaje tylko pytanie: kto czyta maila, kto załączniki. Jeśli zawartość skrzynki jest przeglądana przez stażystę, który zanosi tylko wydrukowane załączniki HRowcowi, to daremny nasz trud... Więc to metoda chyba bardziej na MŚP niż na duże korporacje. Ale to tylko moje domysły - proszę o opinie. -
Pani Angeliko,
czy temat powstał po to, by skanalizować energię osób, które tu piszą? Może to jakiś branżowy eksperyment? CZy tylko żelazna pozycja przy tworzeniu grup o tej tematyce?
Nie pytam ze złośliwości - ciekawi mnie, czy ktokolwiek w Pani branży zagląda wgłąb takich tematów przy wyszukiwaniu potencjalnych pracowników.
Nie chcę nikomu odbierać nadziei związanej z postowaniem tutaj, ale... spokoju mi to nie daje. -
Też nie zamieszczam gdy wysyłam w związku z pracą/stażem/szkoleniem poza miejscem zamieszkania i nie jest to konieczne. Z drugiej strony: zastanów się co pomyślałbyś o firmie, która na swojej stronie internetowej nie publikuje adresu siedziby. Może to nie to samo, ale oddaje skojarzenia za tym idące.
-
Ja tylko to tutaj zostawię
Dodam że to Gdańsk.
W Toruniu linuksa znalazłem na terminalach Biblioteki Głównej UMK, w Centrum Sztuki Współczesnej (organizują tez prelekcje popularyzacyjne opensource) i w... Żabce (chwalą się że działają na suśle). -
Kuba G.:
Większość firm które dają ogłoszenia (...) bo muszą. W momencie gdy aplikujemy
(...)
oni Mają już osobe która znają lub która pracuje w tym zakładzie
tylko na innym stanowisko. Wiem to Tak jest w duzych Spółkach mam 50 przykładow!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
wiem JAK JEST . Po studiach dostane prace ale w zakładach tytoniowych po wtykach
Liczą sie plecy dawają fikcyjne ogloszenia
zwykłe czy lepsze stanowiska w takich firmach jak '
'K.S.C Polski Cukier
(...)"KAŻDY WYBIERA SWOJEGO " i przeważnie sa to osoby bez doświadczenia.
!!!!!!!
Kubo, edytuj ten post raz jeszcze, bo... jedziesz w nim na swojego obecnego, zdaje się, pracodawcę :D
Zastanowiła mnie jeszcze ta "burza w szklance wody". Obrażanie się na panią Angelikę itp.. Rozbawiło mnie, że można mieć komuś za złe, że radzi, by na rozmowie kwalifikacyjnej nie narzekał. Ale czy ktokolwiek zapytał siebie, czy zatrudniłby malkontenta? Może od razu buntować się, że ktoś wymaga na rozmowie kwalifikacyjnej stroju oficjalnego - bo przecież liczy się to co w głowie, a "strój jest moją prywatną sprawą"? Bo ja, właśnie po krótkim zastanowieniu się, wolałbym wdać się z rekrutującym w delikatną pyskówkę (oczywiście zdając sobie sprawę z bezsensu dalszych starań o pracę w tym miejscu) by mieć chociaż trochę radości z takiej rozmowy, niż zacząć narzekać. No, chyba że kogoś narzekanie cieszy...Krzysztof Haberski edytował(a) ten post dnia 23.10.10 o godzinie 14:13 -
Angelika Śniegocka:
Twój wywód pięknie brzmi w teorii, naprawdę.
Praktyka jest taka: po miesiącu rekrutacji, 30 kandydatów, których nie zaprosiłam na rozmowę (a wtedy dopiero mogę stwierdzić z pewnością, że już ich nie zaproszę), nie ma w ogóle pojęcia do kogo, kiedy i na jakie stanowisko aplikowało. W dobie CV mailingu regułą jest, że wysyła się 50 aplikacji tygodniowo, więc rzadko jaki kandydat nad tym panuje (mówię oczywiście o stanowisku podstawowym w firmie, nie specjalistycznym). Myślisz, że mój feedback o tym, że nie zostaną zaproszeni na rozmowę jakoś specjalnie ich uszczęśliwi?
Zgadzam się. Taka praktyka byłaby miła, gdybym bez pośpiechu szukał pracy, możliwości rozwoju - wyszukał 5-10 interesujących mnie firm, przygotował specjalnie pod nie dokumenty aplikacyjne i wysłał z nadzieją, że chociaż mi odpiszą dlaczego nie dostanę teraz u nich pracy i czy mogę starać się w przyszłości, a jeśli tak, to jak.
Natomiast szukając pilnie pracy, nie tej wymarzonej, ale chociaż nienajgorszej (co pewnie u mnie jako absolwenta z małym stażem nastąpi szybciej), wysyłam kilkaset maili - na które odpowiedzi tego typu traktowałbym jako zwykły SPAM.
Rozumiem też, że narzekając na niezorganizowanych HRowców mówimy tylko o aplikacjach W ODPOWIEDZI NA OGŁOSZENIE? Bo jeśli mówicie o wszystkich aplikacjach (także tych na zasadzie: "gdybyście kiedyś szukali pracownika, to ja akurat teraz mam przerwę w zatrudnieniu i z chęcią u Was popracuję"), które potrafią pewnie zalewać te działy, no to trochę za dużo wymagacie... -
Grzesiek Biskup:
a tak na marginesie, ciekawe jakby rekruter zareagował, jakby wziął do ręki dokument zaczynający się od:
"Nazywam się Grzesiek Biskup, urodziłem się w [data i miejsce urodzenia]. Mieszkam na stałe [adres zameldowania/zamieszkania] itd..."
może są takie Cefałki?
;)
zapomniałeś dodać: "Urodziłem się ... z ojca Biskupa Jana i matki, Jadwigi z Nowaków Biskup". Możnaby jeszcze wspomnieć o pochodzeniu inteligenckim (lub robotniczo-chłopskim - zależnie od profilu i polityki firmy ^^)
Też mnie ciekawi jak często pojawiają się takie "kwiatki".
Z drugiej strony designerskie czy po prostu nowoczesne CV przy aplikacji na stanowisko tzw. niebieskiego kołnierzyka nie ma chyba sensu, nawet raczej będzie negatywnie ocenione ("jakiś student napisał mu CV" :D) -
Bardzo trafnie zwróciła Pani na samym początku uwagę na małe miejscowości: tu liczba osób ze zbyt wysokim lub źle dobranym wykształceniem jest przerażająca. Ludzie po studiach inżynierskich wracają do mojego rodzinnego miasteczka (20-tysięcznego) i jak mantrę powtarzają, że "tu nie ma pracy, nawet z wyższym wykształceniem - liczą się tylko 'plecy'" - obłęd! I trochę działa to jak samospełniająca się przepowiednia. W sytuacji gdy podaż pracy tak znacząco przewyższa popyt, o zjawiska patologiczne nietrudno.
I nawet nie zawsze chodzi o jawny nepotyzm. Przykład: stanowisko w administracji samorządowej lub pokrewne (na prowincji praca w budżetówce to wciąż rarytas). Konkurs jak najbardziej uczciwy i przejrzysty. Tylko że na BIPie informacja o nim pojawia się kilka tygodni przed terminem testu/rozmów, a pracownicy instytucji wiedzą o nich z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym ("pani Bożenka odchodzi na emeryturę - pójdziemy do niej, ona Ci wszystko o tej pracy opowie, się przygotujesz"). Niby nic aż tak patologicznego, ale widząc, kto pracę dostał, elementy spiskowej teorii zaczynają się układać w całość.
Poza tym w pełni się z Panią zgadzam: też strasznie zżymam się na ludzi, którzy w jednym zdaniu potrafią narzekać na wszechpotężne "plecy" i dodawać że "w urzędzie pracy nic mi nie mogą znaleźć". Z drugiej strony śledząc starania (dość poprawne według mnie) o pracę członków mojej rodziny, widzę, że w każdym przypadku podpisanie umowy poprzedzał wolontariat, wcześniejsza współpraca z osobami rekrutującymi bądź, niestety, czasami także "polecenie" przez znajomego.
Zastanawia mnie tylko jedno: dlaczego osoby, które tak narzekają na ten system, nie robią niczego, by odnaleźć się w jego mechanizmach? Dlaczego nie angażują się w działalność NGOsów? Przecież w małych ośrodkach to kopalnie znajomości! Sekcje sportowe, hobbystyczne, koła łowieckie czy wędkarskie, nawet wywiadówki w szkole dziecka... Dlatego nawet przyjmując tę chorą logikę, wniosek jest prosty: siedząc przed telewizorem znajomości się nie zdobędzie, a ich kompletny brak (czego dowodem jest brak pracy - znów: według tej logiki) też świadczy o bierności i poniekąd indolencji kandydata - i odbiera ten powód do narzekań... -
Angelika Śniegocka:
Chyba nie miałaś wątpliwości co do tego, że szef zawsze ma rację? Nawet kiedy nie ma to, to ma, bo w końcu kto jak nie on zarządza tym kramem i jest za niego odpowiedzialny?
Dlatego można mu pozwolić mieć zawsze rację i (popełniać błędy).
Pozdrawiam,
Angelika Śniegocka
http://RozmowaRekrutacyjna.pl
Na początku Pani posty wydały mi się... przygnębiające? Straszne? No, coś w tym stylu.
Ale po przemyśleniu: na powyższe pytanie odpowiedziałbym tak samo. A potem wyszczerzył zęby, jakbym właśnie dobrym dowcipem odpowiedział na dowcip rekrutującego :D
Rozumiem, że dla podwładnego jego szef jest szefem jedynym (w danym momencie) a przełożony ma pod sobą kilku(-nastu/-dziesięciu) takich "geniuszy" i niektóre ich zapędy bywają komiczne. Niestety niewielu pracodawcom starcza wyrozumiałości i cierpliwości dla "młodych" - w końcu firma to nie przedszkole, żeby każdego po główce pogłaskać i do serca przytulić.
Na koniec perełka, choć dość znana, to sympatyczna moim zdaniem:
- Jaka jest prędkość jaskółki bez obciążenia?
:D -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Русский язык
-
Wiola Czekaj:
Mnie się taki sposób nie bardzo widzi, bo wtedy wiecznie bym czekała na pracę
Dlaczego? SGH nie SGH, przyjdzie pracować w budżetówce - obsługa petentów lub coś pokrewnego :) -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Русский язык
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Русский язык
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Русский язык
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Русский язык
- 1
- 2