Wypowiedzi
-
Grzegorz K.:
Tomasz W.:
Szymon S.:
Chyba PIPie takie podejście się nie podoba żeby w ten sposób ewidencjonować czas pracy. Sprawdźcie i zastanówcie sięczy warto iść w to, a nie w ochronę obiektu zgodnie z IN.
Jak ochrona obiektu zgodnie z IN. Obiekt dzielimy na strefy ochronne III i II. Kontrola dostępu jest.
Ten system ma przeznaczenie do ewidencji. Czytałem nowele do kodeksu pracy i niby jeżeli chodzi obiometrię, to tylko za zgodą zatrudnionego.
A że matko nasza... dlaczego? Przesłanki są w 9.2
To jak dla mnie tylko 9.2.a - a ze zgodą tu może być różnie.
9.2.b to już kwestia interpretacji zasady "minimalizacji danych" w tym kontekście ... tu analizą ryzyka trzeba się podeprzeć -
Ja bym nie przesadzał ...
Klient z pewności jakoś zamawia u Was transport i wie, że on się odbędzie i jest na to jakiekolwiek potwierdzenie w dokumentach, np. zleceniach.
Na jakimś dokumencie przekazywanym tak czy inaczej klientowi (może to być faktura, może jakiś dokument magazynowy który jest wydawany w czasie transakcji, ale przed transportem), można zawrzeć klauzulę informacyjną i wskazać również komu dane przekazujecie – jeżeli jest to jedna konkretna firma transportowa, to jej dane, jeżeli różne – to ogólnie, ze firmą transportowym.
Przy wystawianiu dokumentów finansowych żadna zgoda ani osobne klauzule informacyjne nie są potrzebne (jeżeli robi to firma zewnętrzna, to również ją wskażcie w ww. klauzuli, obok firmy transportowej) – art. 6 ust. 1 lit. c) i art. 13 ust. 4.
Najważniejsze jest jednak, aby dane tej osoby nie były przez Was i Waszych partnerów biznesowych wykorzystywane w celach innych, jak te na które klient wyraził zgodę – czy to poprzez zawarcie umowy kupna-sprzedaży, czy to wykonania usługi transportu. Tak więc musicie zadbać, aby te dane nie stały się podstawa do np. wysyłania niechcianych reklam przez Was i podmioty, którym dane przekazujecie. M.in. do tego służy umowa powierzenia danych z firmą transportową.
Na tym się skupcie. -
Pani Magdo, postaram się merytorycznie i możliwie najbardziej konkretnie odpowiedzieć na Pani pytanie. Proszę tylko pamiętać, że diabeł tkwi w szczegółach i tylko bliższa analiza konkretnych sytuacji pozwala na odpowiedź obarczoną mniejszym ryzykiem błędu/nieporozumienia.
Jeżeli to klient (osoba fizyczna) pierwszy nawiązuje kontakt i podaje Pani dane do wysłania oferty (a rozumiem, że o taką sytuację chodzi), to nie potrzebuje Pani pytać o zgodę aby wysłać TĘ KONKRETNĄ ofertę, o którą klient prosił. Klient podając dane wyraził zgodę na ich przetwarzania w celu wysłania tej konkretnej oferty, wyraził też zgodę na przesłanie oferty drogą elektroniczną (a taka jest wymagana aby zrobić to zgodnie z prawem, w oparciu o art. 10 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną). Pozostaje kwestia udokumentowania takiej zgody w przypadku kontaktu telefonicznego ze strony klienta (bo prośba wysłana meile będzie stanowiła potwierdzeni tego faktu). Zakładając, że przetwarza Pani tylko dane kontaktowe i nie są to dane dzieci, proponuje przyjąć zwyczaj wpisywania do treści meila informacji potwierdzających fakt przekazania tych danych dobrowolnie przez klienta - na przykład tak: „W odpowiedzi na przedstawioną w dniu … przez Panią/Pana prośbę telefoniczną o wysłanie oferty, w załączeniu przesyłam ofertę na podany przez Panią/Pana adres e-mail” – czy coś w tym stylu. To powinno wyczerpać obowiązek rozliczalności przetwarzania w tej, nie wiążącej się z wysokimi ryzykami dla osób, których dane Pani przetwarza, sytuacji. Do tego w stopce meila warto na stałe umieścić nie przesadzoną klauzulę informacyjną, pamiętając o tym, że nie ma obowiązuj jej zamieszczania w zakresie, w jakim osoba której dane dotyczą dysponuje tymi informacjami. Najbezpieczniej będzie podać zgrabną informację w stopce meila – na prw mogę coś przesłać.
Natomiast osobną zgodę będzie Pani potrzebowała, jeżeli chce Pani dane takiej osoby umieścić w swojej bazie czy korzystać z nich w celach innych niż wysłanie tej konkretnej oferty, o którą klient prosił.
Mam nadzieję, że nieco rozjaśniłem temat i da się go przetrawić :) -
Sam napisałeś, że przetwarzacie dane biometryczne (zdjęcie) w celu jednoznacznej identyfikacji osoby - czyli art. 9, ustęp 1 - na dzień dobry zakaz przetwarzania.
No ale w przypadku służby mundurowej oraz w związku ze wspomnianymi informacjami niejawnymi przetwarzanymi na terenie jednostki, być może zastosowanie będzie miał art. 9, ust. 2, litera g) („przetwarzanie jest niezbędne ze względów związanych z ważnym interesem publicznym …”). Do analizy dobrze będzie jeszcze uściślić podstawę prawną - czy w art. 6, ust. 1 będzie to litera e) czy może znajdziesz coś bardziej konkretnego i wpiszesz się w lit. c). Być może coś w ustawach branżowych lub związanych właśnie z informacjami niejawnymi wprost pozwoli Ci zastosować podstawę prawną i wpisać się w lit. c) – to by wg mnie załatwiało sprawę.
Tak więc wszystko zależy od celu i podstawy do przetwarzania takich danych. Napisałeś, że zdjęcia wprowadzono „w celu polepszenia warunków pracy”. Dla mnie to jest niewystarczające. Gdzie indziej napisałeś, że „(…) zdjęcie użytkownika jest zapisane (…) do wglądu czy osoba, która przykłada kartę z kodem kreskowym jest właściwą osobą” – i to jest znacznie lepsze.
Oczywiście ostatecznie dopiero analiza i ogląd całości pozwoli na rozstrzygnięcie tej kwestii. -
Chodzi o wybór instruktorów prawa jazdy - co prawda w oparciu o zasadę konkurencyjności z funduszy strukturalnych, ale jestem ciekaw Waszej opinii, również w odniesieniu do PZP
Czy jeżeli dostanę kilka ofert z tą sama ceną (jedyne kryterium), a w zamówieniu pytałem o stawkę za godzinę (i podałem szacunkową ilość godzin, a ta ostateczna będzie wynikała z potrzeb uczestników projektu, których jeszcze nie znam), to mogę zawrzeć umowę ze wszystkimi wykonawcami? Umowa będzie na stawkę a wynagrodzenie wyliczane jako iloczyn ilości godzin i stawki.
Pozdrawiam -
Bardzo pomocna. Dziękuję!
-
Mam pytanie.
Mam w budżecie projektu szkolenia. Łącznie 200 tys. zł, ale nie wiem jakie to będą szkolenia - może być samo prawo jazdy, a może być wszystkiego po trochu. Więcej - szkolenia są realizowane pod indywidualne potrzeby uczestników projektu, a Ci pojawiają się w projekcie pojedynczo. Tak więc raczej nie będę miał zamówienia na np. prawo jazdy za 150 tys. na raz, ale skumulowane w ciągu np. 12 miesięcy szkolenia na to prawo jazdy mogą wynieść 150 tys. No bo jak co miesiąc skapnie mi 2x prawo jazdy C+E, to będę miał co miesiąc 5-6 tys, i się uzbiera.
Jak mam, zgodnie z PZP oszacować wartość zamówienia?
Czy to będą zamówienia powtarzające się okresowo? Wydaje mi się, że tak (zanim zacząłem projekt to nie miałem takich wydatków w instytucji),
A jeżeli tak, to czy za każdym razem szacuje wartość dla danego zamówienia, kumuluje to np. w danym miesiącu, czy może jako powtarzające się okresowo szacuje wartość na podstawie danych historycznych? A jeżeli tak, to czy poprawne będzie podliczanie wartości szkoleń jednego rodzaju i stosowanie ustawy dla szkolenia (i wszystkich następnych), którego wartość skumulowane z zamówieniami udzielonymi będzie przekraczała 30 tys euro...?
A może każde z zamówień szacuję osobno, bez dodawania wartości zamówień już udzielonych (i szacowanie na podstawie planowanych zamówień, jeżeli jakieś mam zaplanowane).
Dodam, że mam dowody na to, że nie wiem jakie szkolenia będę zamawiał (rodzaj szkolenia wynika z dokumentacji jaka uczestnik projektu tworzy wraz z doradcą zawodowym i dzieje się to na bieżąco, w trakcie całego projektu)
Dziękuję -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Fundusze Europejskie
-
Najlepiej w kantorach i bankach poszukać - tolko unikaj cinkciarzy! ;)
-
Na jakiej ocenie został odrzucony - formalnej?
-
No to pojechaliście ....
A wszystkim tym, którzy w tym wątku szukają odpowiedzi na swoje wątpliwości, proponuję jednak zajrzeć do Wytycznych i Zasad. Z precyzyjnymi pytaniami na priv. -
Nie ma takiego wymogu.
-
Izabela Dombrowska:
W każdym większym lub turystycznym miejscu są bankomaty VISA.
My wymienialiśmy na lotnisku w kantorze i w Mandalay w pseudo kantorze (nalepiej zapytać kierowcę) po kursie 1 USD = 850 MMK.
W mniej turystycznych miejscach nie ma możliwości wymiany.
Informacje ze stycznia 2013.
Tak czytam te wszystkie informacje o Birmie i zmianach i nie mogę uwierzyć - byłem tam nieco ponad 2 lata temu, a mam wrażenie jakby to było inne stulecie ... I nie wiadomo czy się cieszyć, czy żałować ... -
Andrzej S.:
Cześć,
Wróciliśmy tydzień temu z Tanzanii i przyznam że Serengeti nie było aż tak bardzo oblegane. Jeżeli jedziecie pierwszy raz to zdecydowanie jak kolega Tomasz polecam parki północne, szczególnie że wszystkie naj naj leżą właściwie "po drodze" czyli jezioro Manyara, przez obszar chroniony Ngorongoro prowadzi droga do Serengeti. Wszystko zależy gdzie chcecie się zatrzymać, ponieważ trwa wyski sezon lodge i campy z namiotami mogą być b.drogie jeżeli zależy wam na budżecie to proponuję pola namiotowe są dość surowe ale atmosfera niepowtarzalna :) oczywiście to podpowiedź na pewno biuro które zorganizuje wasze safari zaproponuje różne opcje. My płaciliśmy ok250 USD dzień/osoba ale podróżowaliśmy we dwójkę, opcja dla 4 osób jest na pewno bardziej opłacalna... Jeżeli mogę polecic małego,lokalnego organizatora to polecam TemboTamu (wesoły słoń) z Moshi. Właścicelami firmy jest mieszane małżeństwo ( Sandra z Nowej Zelandii, Frank z Tanzanii) prowadzą w Moshi Guesthouse i organizują safari, mają swój samochód i oczywiście wieloletnią tradycję w organizacji...ciągle jestem pod wrażeniem ich gościnności no i samego miejsca,podsyłam link tripadvisor: http://www.tripadvisor.com.au/Hotel_Review-g317084-d21...
Z parków południowych polecam Mahale czyli góry nad jezioremTanganika, miejsce gdzie nadal żyją dzikie szympansy. Jeżeli będziecie wybierać się na południe sprawdzcie pogodę bo o tej porze może tam padać, oczywiście nie cały dzień ale...lepiej sprawdzić. Powodzenia :)
Ocena komfortu to zawsze sprawa względna, ale w mojej opinii pola namiotowe są zupełnie OK - w Serengeti może nie być wody w prysznicach, ale już np. w Ngorongoro - luksus. Jedyny minusw sezonie, to duża ilość ludzi chcących z tego prysznicowego luksusu skorzystać.
Co do Mahale - nie byłem, ale łatwiej jest dotrzeć do Gombe Stream (no chyba że planujesz przelot ... to pewnie na jedno wyjdzie) i podobno łatwiej w Gombe spotkać szympansy - w każdym razie my w Gombe spotkaliśmy, i to BARDZO! :) I było to mimo wszystko znacznie bardziej ekscytujące przeżycie, niż safari!!!Krzysztof Gliński edytował(a) ten post dnia 25.01.13 o godzinie 12:52 -
Andrzej Jagiełło:
No właśnie swego czasu podpatrzyłem ten patent. Tylko czasami niestety jak potrzeba długopisy to się go znaleźć nie da i trzeba iść do recepcji. :-) :-) :-)
... drewniany patyk się równie dobrze sprawdzi :) -
Andrzej Jagiełło:
Prawie wyłącznie spotykałem wtyczki brytyjskie, także przejściówkę trzeba mieć ze sobą.
A znacie pewnie numer z plastikowym długopisem (lub czymś innym cienkim i nieprzewodzącym prądu) - wystarczy wetknąć w "tą trzecią dziurkę" brytyjskiego gniazdka i normalna wtyczka bez problemów wchodzi - tak więc można i bez przejściówki ... ;) -
My szliśmy we dwójkę z 1 przewodnikiem (młody chłopak). Prowadził nas jakimiś swoimi drogami i tylko raz, w klasztorze spotkaliśmy 3 francuzów z całą obstawą - przewodnik, kucharz i jacyś tragarze...
My mieliśmy cały nasz ekwipunek potrzebny na 3 dni na swoich plecach (poza jedzeniem, dostaniesz też wszędzie koce i matę do spania), a resztę dostarczono nam nad Inle, ale ci Francuzi niczego nie nieśli, tak więc pewnie się da to tak zorganizować, aby nie targać niczego. Minusem takiego rozwiązani jest jednak to, że idziesz w kolumnie jak za czasów kolonialnych lub musisz dojść do konkretnego miejsca na nocleg, konkretną trasą, co czasem może być uciążliwe. My zatrzymaliśmy się na 1 nocleg we wiosce, jak uznaliśmy, że dalej nie idziemy tego dnia. Spaliśmy w chacie we wiosce, którą znał nasz przewodnik i w której z pewnością goszczą inni turyści, ale nie na tyle często aby zepsuć jej mieszkańców i byli nas tak samo ciekawi jak my ich. Zresztą całe te przejście miało bardziej charakter wycieczki w góry ze znajomym, a niżeli zorganizowanego trekingu. Nasz "przewodnik" miał malusieńki pakunek z bluzą dresową, tym świństwem które oni żują i ... butelką rumu, a jedzenie kupował po drodze (a ponieważ ja wolę takie poczucie naturalności, nam to bardzo odpowiadało).
Co do grup lub wyjścia samemu z przewodnikiem - oczywiście da się samemu - musisz to wyraźnie ustalić z organizatorem.
Przejście bez przewodnika - o ile jest legalne, a w to wątpię, to zważywszy na brak map i JAKICHKOLWIEK wskazówek co do drogi którą musisz podążać, wydaje się RYZYKOWNE. Nasz przewodnik po prostu szedł - nie zastanawiał się którą z odgałęzień drogi wybrać i tylko raz musieliśmy trochę zawrócić bo nam się droga na głębokim jarze skończyła. Sami - na pewno byśmy nie dotarli - nie da się iść na azymut (lub jest to trudne i ciągle się będziesz wracał, a całość zamiast 2-3 dni zajmie Ci tydzień) a map ze wszystkimi ścieżkami nie ma (oczywiście nie ma też żadnych szlaków...:).
Poza tym zostaje jeszcze kwestia porozumiewania się z miejscową ludnością, bo przecież nie mówi ona po angielsku, tak więc nawet o drogę jest trudno zapytać...
Jak będzie Ci baaardzo zależało to pogrzebię i może wygrzebię tą "agencję" w której wykupiłem ten treking (przez agencję rozumiem marny szyld i obrotnego chińczyka, który zorganizował mi przewodnika w ciągu 30 minut po tym, jak dzień wcześniej uzgodniona agencja przysłała jako przewodnika starszego pana z kompletnie niezrozumiałą angielszczyzną, zamiast wcześniej poznanego przewodnika, ledwo dyszącego pod wielkim plecakiem obładowanym jedzeniem dla nas. A tak na marginesie - nasz przewodniki zastanawiał się przekornie, czemu inni przewodnicy zabierają na treking jedzenie kupione na targu w Kalaw, podczas gdy nie dość, że można je również kupić w górach, to jeszcze tak na prawdę w tych górach rośnie i jest przez miejscową ludność przynoszone na targ właśnie w Kalaw - a przewodnicy te warzywa z powrotem targają w góry ... ;).
I jeszcze jedna dygresja - klasztor w którym wszyscy nocują (nie pamiętam miejscowości) jest mocno przyzwyczajony do turystów i nas nie zachwycił - nasz przewodnik nam go delikatnie odradzał i chciał nocować we wiosce, ale jako że koniecznie chcieliśmy nocować w buddyjskim klasztorze, a w jednej chałupie już nocowaliśmy, to nas do niego zabrał - wiedząc dzisiaj jak było, na drugi raz wybrałbym wioskę, chociaż z pewnością jest jakaś "magia" w nocowaniu w klasztorze i zanim się samemu musisz zdecydować .... W listopadzie w klasztorze było BAAARDZO zimno.
powodzenia -
My nie mieliśmy problemu - jak tylko napięcie było nie było problemy z ładowaniem. W miejscach, gdzie zazwyczaj przebywają turyści, napięcie jest całą dobę (Rangun, Kalaw, Inle, Bagan - z miejsc, w których byliśmy). Napięcie było jedynie rano i wieczorem w Sittwe, MraukU i Taungoo.
O ile pamiętam, to gniazdka były brytyjskie ... ale niech ktoś potwierdzi! -
Anna Lechowska:
Niestety obecna sytuacja w Rangunie i w Birmie nie sprzyja podziwianiu widoków w tym kraju.Zeby nie wspierac rezimu wybralismy inny kraj azjatycki- Indonezja :)
"Odwieczny" problem podróżujących do Birmy i podobnych krajów. Generalnie zgadzam się z Andrzejem. W przypadku otwierającej się Birmy jest jeszcze jeden problem - izolując Birmę wpychamy ją w ręce Chin - a to nie będzie stymulować zmian w kierunku demokratyzacji, powszechnie uznawanym jako ten najwłaściwszy. Metoda "kija i marchewki" wydaje się być najlepsza. Ponadto kontakt Birmańczyków z turystami to zarówno okazja do zarobienia pieniędzy, stymulacja przedsiębiorczości (nawet jeżeli jej przejawem jest uporczywa sprzedaż pocztówek turystom), podszkolenia znajomości języka itp. I choć z pewnością da się znaleźć również tego złe strony (dzieci zamiast uczyć się pracują "na wspomnianych pocztówkach") to niestety nie da się "mieć ciastka" i "zjeść ciastka" jednocześnie...