Wypowiedzi
-
Krzysztof Banek:
Należy czytać ze zrozumieniem, jakoś Pana woli w tym nie widzę. Skoro ja piszę bzdury, to niech uda się Pan do radcy prawnego, udzieli Panu stosownej porady już odpłatnie.
A co powinienem zrozumieć z Pana wypowiedzi? Która z moich odpowiedzi świadczyła o braku woli czytania ze zrozumieniem?
Wypunktowałem jasno, gdzie Pan pisze bzdury, więc proszę napisać, gdzie nie wykazałem woli?
A co do płatnego radcy prawnego do takiego też się udam (zapewne Pan doczytał, że prosiłem o polecenie takowych w pierwsyzm poście), ale wg Pana jeśli piszę na forum bezpłatnych porad, to powinienem otrzymać tylko nierzetelne porady, bo są bezpłatne?
Radca prawny udzieli mi porady w granicach swojej wiedzy i doświadczenia, a na forum mogą się znaleźć osoby, które spotkały się z taką lub podobną sytuacją i na takich mi najbardziej zależy.Kamil Szewczyk edytował(a) ten post dnia 04.08.12 o godzinie 10:24 -
Krzysztof Banek:
Nie ma znaczenia, czy mąż nabył mieszkanie przed zawarciem małżeństwa, czy po jego zawarciu w tej sytuacji (kupił je a nie nabył przez dziedziczenie, zapis lub darowiznę)
Wynika to z prostego faktu - przed zawarciem małżeństwa nie było podpisanej notarialnie rozdzielności majątkowej, co czyni w chwili obecnej wspólność ustawową. W chwili rozwodu, oboje mają prawo do podziału majątku (również z tego mieszkania) Wykonując czynność przesunięcia tego konkretnego mieszkania, który nie jest majątkiem osobistym na żonę, tak naprawdę w świetle prawa czynność ta będzie pozorna.
Panie Krzysztofie, przecież powyższe przeczy temu do czego odwołuje się Pan poniżej:
Kodeks rodzinny i opiekuńczy
Art. 33. Do majątku osobistego każdego z małżonków należą:
1) przedmioty majątkowe nabyte przed powstaniem wspólności ustawowej
Rozumiem, że chodziło Panu raczej, iż podczas trwania wspólnoty majątkowej Pani Alicja nie może nic zakupić do swojego majątku osobistego, bo wszystko będzie również należało do męża.
Ale akurat tu też się Pan myli. Jeśli Pani Alicja zakupi mieszkanie ze środków pochodzących z majątku osobistego (a pieniądze ze sprzedaży mieszkania otrzymanego w darowiźnie takimi są) to przy odpowiednim zastrzeżeniu w akcie notarialnym mężowi nic do tego.Kamil Szewczyk edytował(a) ten post dnia 04.08.12 o godzinie 10:09 -
Krzysztof Banek:
Można jaśniej? Mąż Pani Alicji kupił mieszkanie przed zawarciem małżeństwa i Pani Alicja nie może tego mieszkania od niego odkupić do swojego majątku prywatnego (chociażby po to, żeby na wypadek rozwodu to ona tym mieszkaniem rozporządzała, albo mogła go sprzedać bez udziału męża)?Kamil Szewczyk edytował(a) ten post dnia 03.08.12 o godzinie 16:09
Przedmioty majątkowe nabyte przez dziedziczenie, zapis lub darowiznę stanowią majątek osobisty. Nie można ich "odkupić".
-
Krzysztof Banek:
Skoro wie Pan lepiej, to po co Pan pyta?
Nie wyraziłem się jasno, chodziło mi, że wspólność majątkowa nie stoi na przeszkodzie przesuwania majątku prywatnego od jednego małżonka do drugiego. Natomiast nie wiem czy Gmina ma prawo uznać to za czynność pozorną.
O ile sposób 2 budzi mój niepokój, to nie rozumiem czemu sposób pierwszy miałby byc uznany za czynność pozorną?? Mieszkania kupione od obcych osób, jedyny problem że dwa a nie jedno (ale to już Pan wyjaśnił za co dziękuję). -
Krzysztof Banek:
(...)
Już samo wcześniejsze nabycie nieruchomości przeznaczonej na cele mieszkaniowe, tj. przed zbyciem lokalu mieszkalnego nabytego od Gminy ( przed upływem pięciu lat od dnia nabycia), przesądza o obowiązku zwrotu kwoty równej bonifikacie.
nie bez znaczenia jest tu sekwencja czasowa poszczególnych czynności prawnych.
Nie bardzo rozumiem, pisałem wyraźnie, że mieszkania zostaną zakupione ze środków już uzyskanych ze sprzedaży mieszkania objętego bonifikatą. Więc chyba sekwencja czasowa jest jak najbardziej zachowana.
Rozumiem, że nie mogą to być dwa mieszkania skoro ustawodawca użył wąśkiego wyrażenia "innego lokalu mieszkalnego" (a więc jednego konkretnego).
Nie, nie ma rozdzielności majątkowej, będę drążył jakie to ma znaczenie?
Mieszkanie jest z majątku prywatnego męża Pani Alicji i ona od niego to odkupi do swojego majątku prywatnego. Brak rozdzielności majątkowej nie stoi tu na przeszkodzie o ile obie strony się na to zgadzają (a się zgadzają).
Rozumiem, że w takim kontekście to było poruszone.Kamil Szewczyk edytował(a) ten post dnia 03.08.12 o godzinie 14:47 -
Witam,
Mam następującą zagwozdkę:
Pani Alicja wykupiła od Gminy mieszkanie z bonifikatą 85%, a następnie je sprzedała.
Zamierza zatosować się do Art. 68. Ustawy o gospodarce nieruchomościami i nabyć w ciągu 12 miesięcy inne mieszkanie ("środki uzyskane z jego sprzedaży przeznaczone zostaną w ciągu 12 miesięcy na nabycie innego lokalu mieszkalnego")
Zamierza to zrobić na jeden z dwóch sposobów, co do których nie jest pewna, czy aby Gmina na pewno nie zażąda zwrotu bonifikaty
Sposób 1. Za kwotę uzyskaną ze sprzedaży zakupić dwa mniejsze mieszkania (w ustawie nie ma nic o liczbie mnogiej - czy to może być podstawa do żądania zwrotu bonifikaty, każde z tych mieszkań z osobna byłoby tańsze niż mieszkanie pierwotne, natomiast suma dałaby kwotę uzyskaną ze sprezdaży pierwotnego mieszkania)
Sposób 2. Zamierza odkupić z majątku prywatnego męża jego mieszkanie do swojego majątku prywatnego (czy to może w ogóle być uznane przez Gminę za czynność prawną pozorną i być podstawą do żądania zwrotu bonifikaty?)
Pytanie skomplikowane, z chęcią przyjmę wszelkie komentarze lub polecenie prawników, którzy orietnują się w tej tematyce.Kamil Szewczyk edytował(a) ten post dnia 02.08.12 o godzinie 15:09 -
Michał K.:
no dobrze ale czy poprzez przyjęcie spadku w opcji "z dobrodziejstwem inwentarza" nie traci się czegoś? (w odróżnieniu od bezwarunkowego przyjęcia spadku)
Nie jestem prawnikiem ale coś "za różowo" wygląda mi taka sytuacja.
1. Wg najnowszego wyroku SN, jeśli przejmiesz milion zł spadku, z czego dobrowolnie spłacisz 999 999,00 zł długów spadkodawcy, zapłacisz podatek od spadku od kwoty miliona zł a nie pozostałej Ci faktycznie złotówki (jeśli jesteś z takiego podatku zwolniony no to nie masz problemu)
2. Na Tobie ciąży obowiązek dowodu, iż np. zadłużenie z tytułu kredytu w jakimś banku 'przekracza' to dobrodziejstwo inwentarza, oczywiście dowodzisz tego opłacając rzeczoznawcę, a w międzyczasie bank bez Twojej wiedzy najmuje komornika, który zaczyna Ci z pensji ściągać dług spadkodawcy
Nie jestem prawnikiem, powyższe sytuacje zostały przedstawione w artykułach prasowych -
sprawa raczej pewnie trafi do Sądu na wniosek MOPSu, pytanie, czy Sąd może się przychylić do takiego wniosku? Czy ktoś zna praktyki sądów w takich sprawach?
-
Zdrowy, 51-letni mężczyzna, który przepracował w swoim zyciu legalnie może z 5 lat, imający się dorywczych prac, byle nie na umowę, bo wisi nad nim komornik, posiadający czwórkę dzieci, na które nigdy nie zapłacił ani złotówki z zasądzonych alimentów, korzysta z pomocy opieki społecznej. Opieka ta zwróciła się do dzieci z nakazem ujawnienia ich zarobków celem ustalenia możliwości alimentacyjnych wobec tego Pana. Dzieci zdolności alimentacyjne mają, ale jakby ochoty na sponsorowanie tego Pana (a raczej jego i jego kumpli od kieliszka) nie mają.
Pan mieszka w kawalerce będącej własnością jednego z dzieci, nie ponosi żadnych kosztów, za wszystko płaci córka (dziewczyna ma dobre serce).
I tu pytanie: czy aby na pewno ten Pan kwalifikuje się do alimentów od dzieci?
Czy sam fakt, iż pozostaje długotrwale bezrobotny bez prawa do zasiłku wyczerpuje znamiona 'życia w niedostatku' i daje mu prawo żądania takich alimentów?
A do tego kuriozum: czy ma prawo żądać alimentów od dziecka, wobec którego wciąż ma obowiązek alimentacyjny (dorosła dziewczyna< 25 lat, zarabiająca na siebie acz studiująca! ) ?
Ciekawią mnie Wasze opinie w tym temacie, każda bardzo się przyda. -
Konsultantka potwierdzała u 'wyższych instancji', że ubezpieczenie faktycznie jest nieaktywne. Mało tego, przyznała, że jest to z winy Banku i nawet w imieniu Banku przeprosiła. Tylko nie wiem, co mi z ich przeprosin skoro raczej mało się kwapią do naprawienia swojego błędu. Natomiast na pytanie, dlaczego pobierają raty za to ubezpieczenie, odpowiedzieli, że jeśli będę wnioskowała o ich zwrot, to wtedy uznają, że nie było ubezpieczenia i podwyższą mi za te miesiące oprocentowanie (sic!). No kuriozum. Ciekawe, czy jeśliby zaszło zdarzenie, za które powinniśmy mieć wypłacone odszkodowanie z polisy, to czy Bank by to pokrywał ponosząc konsekwencje swojego błędu, czy też zwróciłby się do naszych spadkobierców z prośbą o zapłatę, bo przecież oni już przeprosili, to dlaczego niby mają jeszcze płacić za swój błąd. I kto wie jak to będzie, bo jak na razie to trzeci raz niby wysłali dokumenty i trzeci raz nie dotarły... Czy jakaś komisja się tym nie powinna zająć? A może powinnam powalczyć o jakieś odszkodowanie z tytułu niewywiązania się z umowy i narażenie mnie na straty rzędu kilkudziesięciu tysięcy zł ?
-
myślałem, że po to jest forum, aby wszystkie wywody, porady były dostępne dla innych
a tak nie skorzystam ani ja ani nikt inny w podobnej sytuacji -
Witam, zamieszczam w imieniu znajomej:
W grudniu 2011 wzięliśmy z mężem kredyt samochodowy w Santander Bank. Z kredytem zwiazane jest rowniez ubezpieczenie na zycie. Juz na drugi dzien po podpisaniu wniosku dostalam informacje od dealera, ze jakas data zostala zle wydrukowana i zebym podpisala jeszcze raz tym razem poprawiony wniosek (a konkretnie 2 z 13 stron). OK, kredyt zostal uruchomiony, samochodem jezdzilam sobie 3 miesiace, placilam raty i nagle dzwonia z Santandera, ze byl jakis blad w systemie i cos zostalo zle wydrukowane w umowie (znowu?) i ze wysla kuriera z nowymi dokumentami. Cos mnie tknelo i pytam, czy musze przy kurierze podpisywac te dokumenty. Sami rozumiecie, Bank mi cos wysyla, nie wiadomo co, bo nie sa w stanie sprecyzowac, w ktorym miejscu byl blad, a ja mam to podpisac bez czytania??? A skoro to u mnie w domu, to pewnie nawet nie będę mogła odkręcić.
Powiedzialam, ze nie bede czytala umow bankowych w 5 minut przy kurierze, ze proszę o wyslanie poczta poleconym. Pani sie bardzo obruszyla i powiedziala, ze wysyla listem zwyklym. Albo kurier i podpisanie bez czytania albo list ekonomiczny zwykly, a wiec zero gwarancji, ze to do mnie dojdzie! Juz to mi to troche dalo do myslenia. Czekam wiec i czekam, po dwoch tygodniach przyszedl list z Santandera, ale w zupelnie innej sprawie: informacja o karnych oplatach za niedoslanie Karty Pojazdu - OK, znaczy, ze adres maja dobry, bo cos jednak od nich dochodzi. W kwietniu dzwoni uprzejma (przynajmniej na początku) Pani z infolinii Santandera, tym razem do mojego męża, dlaczego nie odesłaliśmy jeszcze dokumentów. Dlaczego ich nam jeszcze nie przysłaliście - pyta mąż grzecznie. OK - wysyłamy kurierem, kiedy Panu pasuje? - Poniedziałek - odpowiada mąż i koniec rozmowy.
W poniedziałek kuriera ani widu ani słychu. Dzwonimy na infolinię, ponownie pytam, czy jak ten kurier przyjdzie, to muszę przy nim podpisać te dokumenty, czy mogę je na spokojnie przeczytać. Pani idzie zapytać. Wraca i mówi, że muszę podpisać przy kurierze. No myślałam, że szlag mnie trafi. Co to za gierki?
Pytam, czy poinformowali łaskawie mojego męża o tym, gdy umawiali mu kuriera i że ja nie będę podpisywała w 5 minut przy kurierze dokumentów bankowych. Na to Pani zmienia ton już na ten z typu zastraszających i rzuca, że mąż się sam kontaktował żeby te dokumenty dosłać (??!!) i że jak kurier im przyniesie niepodpisane dokumenty to ubezpieczenie nie działa. Na pytanie, czy teraz działa (kilka miesięcy od podpisania umowy i kilka miesięcy opłacania składek tego ubezpieczenia) Pani nic nie odpowiada. Każe czekać na kuriera do wtorku.
Rozłączam się, bo co to za rozmowa z laską, która mnie straszy. Tym razem dzwoni mąż, jest mniej nerwowy, więc może mu jakoś pójdzie. Odbiera jakiś gość, nawet konkretny, mówi w czym jest problem (nasza umowa ubezpieczenia jest przypisana do jakiejś innej osoby?). Mówi, żeby dzwonić po 16, jeśli kurier nie przyjdzie do tego czasu. Czy mają numer listu przewozowego? Nie, przesyłki są nadawane hurtowo na podstawie jakiejś tam umowy i nie ma numerów listów przewozowych. Dzwonimy po 16, tak jak zostaliśmy poinstruowani, uprzejma konsultantka wyjaśnia, że dział kontaktu z firma przewozową działa tylko do 16. Ale informuje nas, że ona widzi w systemie, że umawialiśmy się, że przesyłka zostanie NADANA w poniedziałek a nie dostarczona. Czyżby to jakaś nowa procedura? Nie umawiamy się na dzień kiedy kurier może nas zastać w domu, tylko wybieramy sobie dzień w którym firma nam wyśle dokumenty? Ręce opadają.
Przeglądam jeszcze raz umowę o kredyt. Nie mam kopii wniosku o ubezpieczenie podpisanej przez dealera, ale mam umowę, w której czarno na białym jest, że przystąpiliśmy do umowy ubezpieczenia na życie, mamy też niższe oprocentowanie, którego warunkiem było przystąpienie do ubezpieczenia. To chyba powinno wystarczyć?
Po dwóch tygodniach dzwonimy znowu na infolinię. Uwierzcie, nie jest to przyjemne, dzień w nerwach, nie każdy tak chce spędzać urlop. Pani wyśle nam jeszce raz dokumenty! No ileż można??!! Pytam, czy ubezpieczenie jest ważne, może ktoś w końcu mi tam na to pytanie odpowie. Pani zapyta. Wraca po 3 minutach - nie, nie jest ważne. Dopóki nie odeślemy podpisanych dokumentów, których oni nie są nam w stanie od 2 miesięcy przysłać. Zaznaczam, że samochód nie kosztował 500 zł, chodzi tutaj o dużo wyższą kwotę ubezpieczenia. Dlaczego Bank nie poinformował mnie pisemnie, że mam nieważne ubezpieczenie i to z jego winy? Pomimo tego, cały czas wlicza w ratę koszt tego ubezpieczenia. Dlaczego dowiaduję się, że to ubezpieczenie jest nieważne dopiero od 4 konsultanta z rzędu i to po wyraźnym pytaniu (wcześniejsi konsultanci nigdy nie odpowiedzili wprost- podejrzewam, że nie mieli bladego pojęcia). Dlaczego w ogóle powinno mnie to obchodzić, skoro to jest błąd po ich stronie, że sobie źle numerki wydrukowali?
Dlaczego Bank nie chce, aby te dokumenty do mnie dotarły - nie dochodzi pocztą, nie dochodzi kurierem i na żadną z tych przesyłek Bank nie ma potwierdzenia nadania?
Do kogo można się udać z tą sprawą? Tak naprawdę nie mam nigdzie na piśmie, że ubezpieczenie nie działa, Bank nie wystosował na piśmie żadnego wezwania do uzupełnienia czegokolwiek w związku z tym ubezpieczeniem. To, że ubezpieczenie nie działa wiem od konsultantów z infolinii i to tylko dlatego, że o to zapytałam i że któryś z rzędu w końcu nie przemilczał tematu.
Pomijajac kwestie ewentualnego braku ubezpieczenia, to mam wrazenie, ze Bank dazy do tego zeby jakos moc podniesc znaczaco oprocentowanie kredytu, no bo przeciez nie mam ubezpieczenia, ktore bylo warunkiem promocji.
Prosze o porady jak wybrnac z tej sytuacji. Bo ewidentnie coś tu jest kręcone.Kamil Szewczyk edytował(a) ten post dnia 23.04.12 o godzinie 10:24 -
Witam, orientuje się ktoś może ja działa ulga meldunkowa?
Chodzi konkretnie o taki "mały szczególik" (wart 'tylko' kilka tysięcy), na który uczululił mnie urzędnik w US (nie jest to po mojej myśli, więc wolę się upewnić). A mianowicie, że ulga dotyczy tylko mieszkania, natomiast nie dotyczy już gruntu ani garażu.
Więc sprzedając mieszkanie zakupione w 2008 po rocznym zameldowaniu, nie zapłacę podatku od kwoty za mieszkanie, ale już za kwotę za grunt i garaż owszem, a 19% to trochę dużo :/. Swoją drogą ciekawi mnie jak US wyceni wartość gruntu.
Chętnie skorzystam oczywiście z porady doradcy podatkowego (nawet płatnego). -
Ostatnio miałem podobą sytuację, o ile nie zawarło się w akcie notarialnym klauzuli, iż pieniądze na zakup pochodzą w całości z majątku prywatnego (darowizny), a więc na zasadzie surogacji mieszkanie również należy do majątku osobistego, to niestety sędzia mógł postąpić jak postąpił. Poza tym jeśli rodzice darowali Ci np. połowę ceny mieszkania, to znaczy, że reszta pochodziła z majątku wspónego, a tu już nie ma zmiłuj.
Natomiast nie jestem prawnikiem!!! przestawiam tylko sytuację i interpretację, której byłem świadkiem/uczestnikiem. Więc nie opieraj się na tym w 100%. -
Artur R.:
W pewnych okolicznościach może Pan przekształcić prawo spółdzielcze w nieruchomość (własność), ale na razie jest to tylko prawo spółdzielcze.
pozdrawiam
a.r.
Co to za okoliczności? Szczerze mówiąc coś mi się tu nie zgadza, znam mnóstwo osób, które wykupiły mieszkania spółdzielcze i są w KW wpisani jako właściciele. Więc chyba są "właścicielami nieruchomości" ?
Przy zakupie mieszkania, do którego sprzedający ma spółdzielcze własnościowe prawo, będę wnioskował o utworzenie KW, gdzie JA będę wpisany jakos właściciel, nie spółdzielnia, (nazywa się to chyba wyodrębnienie). I, z tego co się orientuję, jest to tylko formalność. Czy może źle to rozumiem? -
a czy po założeniu KW jest to już 'normalna' własność, czy też może czekają mnie jakieś niespodzianki?
-
Artur R.:
owszem, ale spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu nie jest nieruchomością ;)
pozdrawiam
a.r.
a czym w takim razie? Przecież jest to tożsame z własnością, tylko bez KW, notabene przy kupnie będę od razu wnioskował (za pośrednictwem notariusza) o założenie KW, jest to ponoć tylko formalność -
dowiedziałem się od notariusza, że ta klauzula jest wymagana przy operacjach na niruchomości, czy ktoś może się orientuje, ile kosztuje wydanie takiej klauzuli w ambasadzie w UK? bo może się okazać, że gra nie jest warta świeczki
-
Czy osoba przebywająca poza granicami RP może upoważnić (poza granicami RP) osobę (przebywającą w Polsce) do sprzedaży mieszkania (spółdzielcze własnościowe bez KW) na terenie RP? I jeśli tak, to w jaki sposób? Chcę kupić mieszkanie od osoby, która przebywa w UK i zastanawiam się, czy osoba ta musi przyjeżdżać do Polski, czy też można to załatwić jakoś inaczej.
-
Artur R.:
Przed taką sytuacją nie da się uchronić..
A do końca miałem nadzieję...Kamil Szewczyk edytował(a) ten post dnia 29.10.11 o godzinie 20:16