Wypowiedzi
-
Witold F.:
Aja się pytam o aspekt kryminalny. Włamali się, ukradli - takie są fakty, jak podajesz. I co dalej?
Ufff, no. Sprawdziłam w archiwum. To byli dziennikarze Wieczoru Wybrzeża - Dybuk i Leśniewski w 2000 roku. Tekst nazywa się "Nocny spacer po zajezdni". Można go sobie poczytać za opłatą :)
W skrócie - kilka dni wcześniej jakiś obcy człowiek w nocy wszedł na teren zajezdni ZKM, ukradł Neoplan i pojechał w miasto. Po jakimś czasie i (chyba) w wyniku pościgu policji facet rozbił autobus o zaparkowane auta. Potem był szum, skandal, dyrektor bazy się zarzekał, że podniesie poziom zabezpieczeń. Jakiś tydzień później dwóch dziennikarzy zakradło sie do tej samej bazy nocą. Zwiedzili cały teren bardzo dokładnie, wchodzili m.in. do zaparkowanych, otwartych autobusów, okazało się że można je bardzo łatwo "odpalić" i wyjechać. Porobili zdjęcia, ponaklejali wszędzie naklejki z logiem redakcji, a rano poszli pokazać fotki dyrektorowi. To było jakiś czas temu, więc oba wydarzenia zlały mi się w pamięci w jedno - przepraszam. Natomiast i tak pointa pozostaje niezmienna: dokonali tego, MOGLI spokojnie wyjechać dowolnym autobusem, udokumentowali to rzeczowo, poszli po komentarz do władz ZKM. Wstyd i skandal był z tego co pamiętam duży. A sam tekst czytało się świetnie - fotki i wypowiedź przerażonego dyrektora znakomicie dopełniały całości. -
Jasne że możemy. Choć ten jeden będzie pewnie uparcie dokładał swoje 3 grosze wszędzie. Ale wiesz - ja go nawet lubię :)
-
Witold F.:
Czy mogłabyś powiedzieć, co właściwie stało się z dziennikarzami, którzy się włamali i ukradli? Tak mnie to jakoś zaciekawiło?
Nie no, przecież napisałam - zakradli się do bazy, wykradli autobus z hangaru i podjechali nim pod budynek dyrekcji. Mogli pojechać "na miasto", bo brama bazy była szeroko otwarta, ale im chodziło o zabezpieczenia, a nie o "wożenie się po mieście". Z tego co pamiętam tak to było - jak znajdę chwilę czasu to poszperam w archiwach i wrzucę jakiś skrót ich artykułu, czy coś... -
Michał Piotrowski:
Ryszard Jakubowski:
TAK MIAŁO BYĆ Z ZAŁOŻENIA. Kiedy zawiadomiłem z HELSINEK redakcję, że mam taki materiał, że głowa mała, dostałem POLECENIE napisania tego w formie LISTU OD CZYTELNIKA. Takie było > zamówienie!
Poważna redakcja zamiast poważnego artykułu pisanego przez poważnego dziennikarza woli chropowaty, i w dodatku w stu procentach spreparowany głos ludu? Sorry, ale nie wierzę...
Nie obraź się Rysiek, ale ja też się dziwię, że redakcja woli list od czytelnika, niż materiał dziennikarski. Czyli że dobrowolnie wybiera tekst mniej wiarygodny z punktu widzenia odbiorcy. Ale wierzę ci na słowo, że tak było. Natomiast niestety "i styl chropowaty, i zdania nieskładne" to również wada pozostałych tekstów które mi przysłałeś, a przecież o nich już nie można powiedzieć, że były pisane jako listy do redakcji. Poza tym sorki, ale wysyłasz list z pytaniami do ministra i zadajesz mu hurtem 35 rozbudowanych, kilkuzdaniowych pytań? Sam list ma ponad 20 tys. znaków, a każde pytanie można by rozwinąć w osobny artykuł. I dziwisz się że ten minister ci nie odpowiedział? Idę o zakład, że nawet nie doczytał listu do końca, tylko uznał, że to jakiś żart...
No a tekst "Góry moje góry", który mógłby być ciekawy piszesz jako felieton, bo chyba tak należy nazwać tekst, w którym wszystkie zarzuty dotyczące bohatera wypływają od ciebie, w którym sam mianujesz się ekspertem od wszystkiego:
"Spore środki Byrcyn przeznaczył m.in. na remonty szlaków turystycznych. Wynajął jednak firmy, których profesjonalizm był co najmniej problematyczny. Do napraw urządzeń, mających gwarantować bezpieczeństwo turystom często użyto nieodpowiednich materiałów. Np. klej zastosowany do mocowania łańcuchów miał w teorii stuletnią gwarancję, w praktyce wykruszył się po trzech latach. Podczas remontu szlaków wykuto setki stopni, niszcząc w ten sposób skały. Po ekipach remontowych pozostało wiele karygodnych niedoróbek, zagrażających bezpieczeństwu turystów, jak choćby drabinka w urwisku Kozich Czub ponad Kozią Przełęczą z mocno podpiłowanym stopniem. Wszystkie szlaki wysokogórskie, remontowane w ostatnich latach, wymagają ponownego remontu. "
I znów - tekst ma 5 stron w tym klimacie, mógłby być niezły, gdybyś pozwolił wypowiedzieć się innym, ale ponieważ pozostajesz jedynym głosem tego tekstu - znów traci on na mocy, a nawet na wiarygodności. Czytelnik może zapytać - a kim on jest, że tak autorytarnie wypowiada się na te tematy?Joanna Kadłubek edytował(a) ten post dnia 28.11.07 o godzinie 22:07 -
Dariusz Świerk:
Mamy dowody. Nie szantaż ale - tekst o BRAKU ZABEZPIECZEŃ Lotniska Okęcie przed terrorystami, poparty moim spacerem między samolotami, bagażami, po rozdzielniach prądu i po dachu terminala... Są świadkowie, jest gotowy tekst i... zabrakło na niego miejsca. Konkrety: "Redakcja WPROST". Za kilka dni minie kolejna rocznica tego wydarzenia. Miało ono miejsce w ostatnich dniach listopada 2001 roku, a wiec 2,5 miesiąca po ataku na WTC.
Materiał sensacyjny, temat aż parzył i... nigdy nie ujrzał W POLSCE światła dziennego. Za to ujrzał za oceanem, ale POŁ ROKU później.
Ciekawe, znakomity, gorący temat, aktualny jak diabli. Może nie chcieli wywoływać paniki? W sytuacjach postrzeganych jako zagrożenie nikt nie chce się wychylać bo łatwo oberwać to raz, a dwa – w takich sytuacjach działają równe zarządzenia o których my ludzie „z dołu” najczęściej nigdy się nie dowiemy. W każdym razie gratuluję pomysłu i odwagi.
Ja czytałam ten tekst i niestety - wiele w nim brakuje. Teoretycznie temat świetny, no ale Rysiek nie spełnił moim zdaniem podstawowych warunków, żeby teorię zmienić w praktykę. Po pierwsze cała opowieść utrzymana jest w tonie blogowej historyjki - zaczyna się wcale nie elektryzująco:
"Aż trudno uwierzyć, że wydarzyło się to naprawdę. Przypadek miał miejsce 19 listopada ub. r. późnym popołudniem. Tego dnia wraz z kilkoma innymi osobami mieliśmy odlecieć z lotniska Okęcie do Sztokholmu. Wycieczka była nagrodą za najlepsze teksty w konkursie dziennikarskim „Oczy otwarte”. Odlot był planowany na godz. 16.10. Już kilka minut po piętnastej mieliśmy za sobą pierwszą, dość powierzchowną odprawę i weszliśmy do strefy wolnocłowej. Było trochę czasu, więc postanowiłem udać się na zwiedzanie okolicznych sklepów. Zamierzałem po drodze odwiedzić toaletę. Na wprost kawiarni w pobliżu sklepu Fundacji Nissenbaumów znalazłem stosowne drzwi, nacisnąłem klamkę i... Prawdopodobnie przedwyjazdowy stres spowodował, że pomyliłem znak toalety z oznaczeniem wyjścia ewakuacyjnego. "
No cóż - zwykły gapa w podróży. Żaden terrorysta z podejrzanie wypchanym plecakiem, rozbieganym wzrokiem wypatrujący ochrony. Dalej Rysiek opisuje, jak się znalazł po drugiej stronie tych drzwi. Z tym, że jak na gapę przystało nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić:
"Rozejrzałem się po pułapce. Obok mnie były drzwi do jakiejś rozdzielni elektrycznej, czy czegoś podobnego. Przynajmniej tak informował napis. Inne drzwi wiodły na klatkę schodową. Udałem się schodami do góry. Minąłem jeszcze jedną rozdzielnię elektryczną i dotarłem do "Wyjścia na dach". Nie sprawdziłem, czy było otwarte! Poszedłem na dół. "
A więc nie wiadomo jakie strategicznie ważne punkty mijał. Być może w skutek ich zniszczenia zgasłoby światło w toaletach? Na dachu też nie był, a szkoda, bo z dachu mógłby cyknąć parę fotek, które by świetnie dodaly wiarygodności tej historii.
Dalszy ciąg tej historii opowiada o tym jak Rysiek wreszcie odnajduje żołnierza, który kręci się po płycie lotniska i pomaga mu wrócić do sali odpraw. Widocznie na żołnierzu też nie zrobił innego wrażenia, niż trochę gapowaty pasażer. Gdyby miał choć plecak, albo kurtkę z wystającymi kablami, albo choć cerę araba - kto wie. Ale wyglądał pewnie zupełnie niegroźnie. Poza tym nie krył się, wręcz szukał kontaktu.
No i najważniejsze - Rysiek spokojnie wrócił sobie do sali odpraw, po czym wsiał w samolot i odleciał. A refleksję, na temat tego, że przecież mógł być terrorystą, wysnuł dopiero później, już w hotelu.
U nas w Trójmieście jakiś czas temu dziennikarze postanowili sprawdzić, czy da się wykraść z zajezdni autobusowej niskopodłogowego mercedesa. Bez trudu dotarli do pojazdu, po drodze odwiedzili jeszcze kilka służbowych miejsc, wszędzie zrobili sobie zdjęcia i nakleili naklejki z logiem gazety. Po czym ukradli autobus i podjechali nim prosto pod budynek dyrekcji. Wmaszerowali do szefa zakładu, pokazali fotki na cyfrówce - i dopiero się chłopina musiał tłumaczyć. Afera była całkiem niezła, kilka osób wyleciało z roboty. A cały materiał z taką pointą - w dodatku bogato ilustrowany zdjęciami - czytało się jednym tchem. Tymczasem tekst Ryśka ani grzeje ani ziębi. Jest taki jakiś nijaki właśnie. Niby gdzieś wszedł, ale zasadniczo sam nie wiedział gdzie, potem wyszedł, zdjęć nie zrobił. Może tam był, może nie. Ja mu wierzę, że był ale zasadniczo - raczej na sowo honoru. A to jak na gorący temat za mało. -
Ależ mi wcale nie chodziło o adjustację. Raczej o całość kompozycyjną, a także o elementy których jest za wiele i takie, których brak tekst dyskwalifikuje.
-
Rysiek - Jerzy ma rację. Na tych wątkach naprawdę jest sporo praktycznych rad. Nic tylko czerpać, a nie mnożyć problemy. Twoje teksty czytam, są ciekawe, choć muszę powiedzieć że nie są wolne od wad. Ale to już na priv niebawem.
-
Ryszard Jakubowski:
Opowiadanie jest fikcją literacką a nie tekstem dziennikarskim i mogę w nim nawet prezydenta Johna K. przedstawić jako kurdupla z bratem bliźniakiem w zastępstwie. Odróżnij fikcję od reportażu.
Ale co innego opowiadanie, fikcja literacka, czy political fiction, a co innego pisanie:
"Chwycił oburącz mikrofon i wrzasnął:
Ro-ro-ro... Rokęro-ool!
Widać było że ma poważną wadę wymowy.
Rokęrol! – zawył tłum.
Ró-ró-ró – jąkał się jegomość. W końcu wykrztusił: – Róbta, co chceta!
Rozwrzeszczany tłum piał z zachwytu, słysząc ze sceny podstawowe przykazanie satanistów. Zastanawiałem się, dlaczego na scenę wpuszczono najpierw pijaną pseudoartystkę, a potem jakiegoś prymitywnego prostaka ze znikomą znajomością poprawnej polszczyzny, który na dodatek miał nie wyleczoną wadę wymowy i głosił satanistyczne hasła."
Nie czujesz, że to już nie jest tylko licentia poetica? A gdyby ktoś napisał opowiadanie, w którym jakiś podobny do ciebie Ryszard J. - przepraszam - pijany w sztok odbył stosunek z własną babcią w czasie czarnej mszy - nie wziąłbyś tego do siebie? Uznałbyś, że ten kto to napisał i rozpowszechnia w sieci na portalu nie psuje twojego dobrego imienia, bo określił to jako "opowiadanie" a twoje nazwisko zastąpił inicjałem?
Pisz, owszem. Ale opisuj fakty, dowody, a nie wyżywaj się na wyglądzie, czy wadzie wymowy. Dopisywanie hasłu "Róbta co chceta" szatanistycznych korzeni to też jest spore nadużycie.
A ja tak napisałem? Jeżeli tam tak stoi, to widać byłem piany, to pisząc. "Róbta co chceta" to prymitywny i ordynarny sposób nawoływania do anarchii, co nie znaczy że do buntu przeciw Bogu.
Rysiek, zajrzyj do cytowanego fragmentu powyżej.
Nie mam żadnego obowiązku być obiektywnym w fikcji literackiej. Na tym polega sztuka.
Ale czy cytowani przez ciebie pisarze opluwali istniejące (choć oczywiście nie podpisane z nazwiska) postacie? Czy rzeczywiście na tym polega sztuka? Ech Rysiek, naprawdę, wciąż mam nadzieję, że jednak jesteś człowiekiem na tyle poważnym i rozsądnym, żeby zobaczyć różnicę...Joanna Kadłubek edytował(a) ten post dnia 13.11.07 o godzinie 16:29 -
Ryszard Jakubowski:
Za co mam odpowiadać? Że tłusty jąkający się jegomość komuś kojarzy się TYLKO z Owsiakiem? Jego sprawa. Mnie on przypomina jedynie, tłustego, trzęsącego się jąkałę, który nie umie mówić po polsku, a mówi.
Rysiek na litość Boską!!!! Opisałeś jąkającego się kolesia o imieniu Jurek, a teraz próbujesz się krygować, że przecież to wcale nie musi być Owsiak? Jak już masz odwagę pisać takie rzeczy, to miej też odwagę się przyznać wprost, że to właśnie o nim myślałeś. Oświadczenia typu "wszelkie podobieństwo jest przypadkowe" zostawmy telenowelom. Naprawdę miałam cię za człowieka o większej odwadze cywilnej.
Co to? Owsiak jest Bogiem, że nie wolno o nim pisać inaczej jak dobrze, co nie znaczy że zawsze prawdziwie? Pracowałem na Woronicza i miałem okazję z bliska przyjrzeć się finałom WOŚP. Inni, którzy też się przyjrzeli, milczą, bo boją się że ich wywalą z roboty, gdy zaczną mówić. Mnie wywalenie nie grozi. Już tam nie pracuję od 7 lat.
Pisz, owszem. Ale opisuj fakty, dowody, a nie wyżywaj się na wyglądzie, czy wadzie wymowy. Dopisywanie hasłu "Róbta co chceta" szatanistycznych korzeni to też jest spore nadużycie.
Za takie słowa powinienem przerwać dalszą dyskusję! Bo mnie obrażasz, a ja strasznie nie lubię być obrażany.
Rysiek, przepraszam. Ale naprawdę twoje słowa w tym tekście dalekie są od obiektywizmu. I wiesz co - to ci ludzie, ci młodzi i sam Owsiak mogliby mieć powody do tego, żeby się po takim ich przedstawieniu obrazić.
Chcesz zobaczyć surowca? Na priv mogę go wysłać - ale jest to surowiec przed adjustacją, ze wszystkimi usterkami surowca.
Podeślij, chętnie poczytam, to musi być ciekawe. -
Ryszard Jakubowski:
To było dawno. Było takie zapotrzebowanie. Podobno jakieś gazety polonijne za oceanem to przedrukowały.
Było zapotrzebowanie, żeby w opowiadaniu dowalić Owsiakowi? Ja myślałam że opowiadania się pisze dla przyjemności a nie dla ideologii. Widzisz - gazety polonijne przedrukowały i w świat poszedł wypaczony obraz tego że Owsiak to satanista, a młodzież na koncertach oddaje mu cześć. I osobiście jesteś za to odpowiedzialny.
Dziś napisałbym to inaczej, innymi słowami, ale zdecydowanie w tym samym kierunku.
Szkoda. To znaczy, że jesteś równie zaślepiony, jak wtedy.
Kilka takich HITÓW mi uwalono. Powiem więcej, ten był jednym z najmniej spektakularnych.
A miałeś mocne dowody? Czy zdenerwowany wyrzuciłeś je do śmietnika? Pytam bo nie wierzę, że takie teksty się uwala OT TAK.Joanna Kadłubek edytował(a) ten post dnia 13.11.07 o godzinie 15:04 -
Rysiek, ja też jestem przerażona tym, że w wolnym czasie pisujesz opowiadania posługując się takim językiem. Nawet licentia poetica cię nie broni w tym przypadku.
A co do samego artykułu, to nie mogę wyjść ze zdumienia. Miałeś HITA. Mogłeś doprowadzić nawet do wyrzucenia z posady komendanta policji. A zamiast sukcesu rysujesz nam tu wizję porażki bo to, bo tamto, bo owo... -
Ryszard Jakubowski:
Tak, może nie bezpośrednio po, bo miałem trochę innych zajęć i rozglądałem się jednocześnie za kimś, kto by ew. chciał to opublikować bez zdjęć. Kontaktowałem się z dyżurnym telefonu anonimowego 0800 124 148, kiedy zorientowałem się, że nie będzie stała za mną żadna redakcja. Sympatyczny policjant wysłuchał mnie, mruknął coś o tym, że "chyba się panu zdawało", potem powiedział, że "i tak nie będzie innych świadków" czy coś w tym stylu (było to dawno, więc nie pamiętam aż tak szczegółowo całej rozmowy), potem powiedział, że dziękuje za informacje i na tym, był koniec kontaktu. Potem to olałem, bo były inne, nie mniej ważne sprawy do opisania.
Rysiek, no ty chyba żartujesz?!!! W ciągu jednego dnia zbierasz pełną kieszeń trawy!!! Z takim argumentem (w dodatku dowody masz w kieszeni) to się idzie wprost do komendanta policji w tym mieście, a on chowa się pod stół ze strachu. Następnego dnia jest z tego czołówka największej lokalnej gazety (która temat kupuje z pocałowaniem w rękę i za każde pieniądze), robi się skandal na całe miasto, inne gazety podchwytują temat i w tydzień komendant traci pracę! A ty mówisz: "miałem trochę innych zajęć" ?!!! "kontaktowałem się z DYŻURNYM"???!!! "olałem"?!!! Rysiek no na litość Boską!!!! -
Rysiek, ale ja nadal będę drążyć, bo odpowiedziałeś wymijająco:
- czy po tym wydarzeniu rozmawiałeś z policją? jak to skomentowali? bo przecież musieli to jakoś skomentować?
Marcin - podaj proszę linka do tego opowiadania. -
Rysiek, im więcej opowiadasz o tej historii tym trudniej mi ją sobie wyobrazić. Podchodzisz do siedemnastoletniego, całkiem obcego chłopaka w przebraniu, z rękami pomazanymi długopisem. A on przygląda ci się uważnie, ale niczego nie dostrzega. Nie zastanawia go również, po co menelowi "trawka". Wszak menele wolą raczej tanie wina. Potem idziesz do kolejnego i kolejnego. I żaden się nie waha. Właśnie - ilu ich było w sumie? I po ile gramów miała jedna działka, że udało ci się zebrać aż tyle? Bo się trochę pogubiłam w rachubach. Wreszcie masz w kieszeni tyle towaru, że starczyłoby na rok i co robisz? Wyrzucasz do śmietnika. A przecież logika mówi, że powinieneś powędrować w towarzystwie fotografa prosto do komendanta policji i wysypać mu wszystko na biurko. Byłby to doskonały dowód na to, że policja nic nie robi, a pod jej okiem narkotyki może kupić każdy. Mina komendanta na zdjęciu byłaby doskonałym komentarzem do artykułu. Właśnie - co z tekstem? Napisałeś go? Jak twój bogaty połów skomentowali policjanci? Chciałabym to przeczytać, więc podaj mi proszę jakieś przybliżone dane bibliograficzne - rok 2002, okolice 21 marca, czyli dnia wagarowicza. Ale może pamiętasz konkretną datę publikacji?
-
Michał Piotrowski:
Ryszard Jakubowski:
Pod nosem policjantów na imprezie "Dzień wagarowicza" kupiłem od dealerów prawie 10 dkg "trawy". Fotoreporter, który miał to fotografować, z wrażenia zapomniał, po co tam był i uciekł. Materiał zbierałem na zlecenie redakcji "Perspektyw".
I dealer sprzedał Panu? Bo nawet przebrany w uczniowski mundurek jakoś nie wygląda mi Pan na wagarowicza. A mając na uwagę to, jak lubuje się Pan w konfabulacji SZCZERZE WĄTPIĘ że taka historia miała miejsce.
Sorki, ja też tego nie kupuję. Dealerzy bardzo się pilnują, między innymi dlatego tak trudno ich wyłapać. Zazwyczaj mają znanych, zaufanych klientów, a nowe osoby w tym gronie wprowadzane są przez te już znane. A ty chcesz tu wmówić, że dealer sprzedał narkotyki w biały dzień, w publicznym miejscu, pod okiem policji obcemu, dorosłemu mężczyźnie, który przecież w najgorszym razie mógł się okazać policjantem, a w najlepszym - rodzicem?
Tak więc - jeśli tak było, to był to chyba dealer samobójca o środowiskowym nicku "kamikaze".
Swoją drogą ciekawi mnie i proszę o odpowiedź: na miejscu była policja, czy po zakupie sprowadziłeś policjantów, żeby aresztowali tego drania? W końcu był świadek - fotograf, był dowód - narkotyki. Dealer pewnie miał ich więcej w kieszeniach.
- 1
- 2