Temat: OŚRODEK MEDYTACJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ o. Jana Berezy OSB
ROSI KWONG W LUBINIU 2000
http://lubin.benedyktyni.pl/przeczytaj/rosi.shtm
W dniach 9 – 11 czerwca rosi Kwong z Kalofornii poprowadził sesję medytacyjną w Lubiniu. Brało w niej udział ponad 40 osób z całej Polski, zarówno chrześcijanie jak i buddyści .Mowy Rosiego tłumaczył Mikołąj Markiewicz
Rosi Kwong: „Jest to dla mnie zaszczyt, że jestem tutaj, że mogę wracać do Lubinia. Podziwiam was i wasz wysiłek, który czynicie, aby praktykować, również, że robicie przerwę w waszym codziennym zapracowanym życiu. Czuję, że tempo życia i ilość zajęć jest rodzajem spisku przeciwko duchowi. Tempo życia i bycie zajętym jest rodzajem agresji. Dlatego jestem pod takim wrażeniem tego, że możemy wspólnie spędzić czas. Również podziwiam tatę i syna, oraz mamę i córkę, którzy tutaj są z nami. Mam czterech synów. Najmłodszy, Damian ma 31 lat, a najstarszy 40. Jako rodzice możemy dać naszym dzieciom wszystko, ale myślę, że to, co najważniejsze, to dać im taką nić, która wszystko łączy. Miłość, jedzenie, dach nad głową, ale gdzieś za tym wszystkim z tyłu, w tle, musiało tak być, kiedy byliście dziećmi, myśleliście co jest tam głębiej, jakie to ma znaczenie. Gdy byłem w liceum, w weekendy siadaliśmy wieczorami patrząc na gwiazdy i staraliśmy się wymyślić o co w tym wszystkim chodzi. Mój dobry przyjaciel Ed Johns, był synem naukowca, fizyka zajmującego się przestrzenią kosmiczną. Staraliśmy się dosięgnąć tego, co jest poza. Rozkładaliśmy siedzenia w Fordzie z 1948 roku i patrzyliśmy w niebo na gwiazdy. Jest zdumiewające jak daleko sięga wzrok, szczególnie nocą, gdy nie ma punktów odniesienia i niełatwo ocenić odległość. Parę lat temu przeleciała kometa Halleya, mówiło się, że leciała jakieś 18 mln km stąd. Gdy byłem na południowym-zachodzie Stanów to ją widziałem. Zdumiewające jest, że można zobaczyć gwiazdy oddalone więcej niż te 18 milionów km. Mój przyjaciel i ja wymyśliliśmy, że tą nicią, która wszystko łączy jest przestrzeń. Było to niezłe odkrycie. Bez żadnego treningu, bez znajomości filozofii czy religii wymyśliliśmy to sami. Jest to coś bardzo uniwersalnego. Kiedy byłem trochę starszy, cały czas zadawałem sobie to samo pytanie. Mam nadzieję, że wy też nie tracicie tego rodzaju ciekawości. Niebezpieczeństwo zaczyna się wtedy, gdy tracimy tego rodzaju ciekawość, ta ciekawość sprawia, że poszukujemy. Najważniejsze jest poszukiwanie w sobie.
Kiedyś moja rodzina była zaproszona przez Trungpa Rinpoche, na wykład na Uniwersytet Naropa. Udało mi się pożyczyć od jednego z uczniów samochód i pojechaliśmy w góry. Chciałem odkryć gdzie jest początek rzeki. Poszliśmy daleko w góry, mieliśmy jakieś wskazówki od ludzi i kiedy tam doszliśmy były tylko kropelki wody. Byłem zdumiony, że te kropelki mogą stworzyć wielką wodę. Myślę, że większość ludzi, kiedy jest nad oceanem, nad morzem, albo, jeśli możecie, wyobraźcie sobie krajobraz Islandii - ludzie bez względu na kulturę, w której się wychowali, cenią sobie taki widok. Jest tam ogromna przestrzeń. Jesienią czy zimą jest bardzo czyste powietrze i pojawia się poczucie czegoś pierwotnego, niemal jak klejnot. Mogą to być góry, może to być las, jest tam cisza i spokój, wielki przestronny spokój. Ludzie nie wiedzą tego, ale to jest pierwotny umysł. Jeśli mogę tak powiedzieć, jest to Bóg. Nazywamy to różnymi imionami. Ludzie tak bardzo lubią chodzić nad morze, w góry, do lasu. Myślę, że z dyscypliną i treningiem można to również widzieć w wielkim mieście, w mieście, w którym żyjemy. Wspaniale jest przyjeżdżać do Lubinia - dobre powietrze, bardzo dobre jedzenie, w pewien sposób to wspaniałe życie. Na całym świecie czy w jakimś klasztorze w Korei, wszędzie tak jest, że jedzenie jest po prostu wspaniałe. Ludzie w klasztorach jedzą inne jedzenie niż przeciętni, inna jakość. Jest jakieś inne podejście do jedzenia. W kuchni kiedy się kroi marchew to pamięta się, że to jest żyjąca istota, zwłaszcza kiedy się ją wyrywa w ogrodzie. I ta żyjąca istota idzie do tej, a potem z powrotem do ziemi i jest to pewien cykl. W Japonii nieraz przed imieniem czy nazwą rzeczy dodaje się „O!” np. O! kubek, O! kesa; to jest taki przedrostek pokazujący szacunek. Znaczy to tyle, że te materialne i niematerialne rzeczy również mają Naturę Buddy. Wczoraj mówiłem o wodzie. To jest bardzo prosty przykład. Kiedyś w jakiejś książce to znalazłem i czytałem ten fragment trzy razy. Było to w książce, która jest zapisem rozmowy mistrza zen Shengyana z Jego Świątobliwością Dalajlamą; Dalajlama mówił o praktyce tybetańskiej dzogchen. Powiedział, że dopóki istnieje woda, to tak długo istnieje czysta natura tej wody. Np. ludzie; tak długo, jak jesteśmy ludźmi, istnieje czysta natura, wielki przestronny duch nie do zniszczenia. Gdy Bodhidharma przyszedł do Chin z Indii, mówi się, że on był pierwszym patriarchą zen, miał ponad 100 lat. Z Cejlonu płynął statkiem, trwało to 3 lata. Nauczał sutry Lanktavara, że wszyscy mamy tego ducha, że wszyscy mamy Naturę Buddy. Praktyka polega na tym, aby odkryć, czy to prawda czy nie? Myślę, że to jest prawda bo inaczej buddyzm już dawno by umarł, jest to jakiś dowód. Z praktyką medytacji jest podobnie jak ze szklanką wody. Jestem dużo starszy od was, ale moje ciało jest być może w lepszym stanie niż niektórych z was. Wszyscy jesteście dość młodzi, więc powinniście zadbać o ciało, nie w takim sensie, żeby chodzić na siłownię, ale ruszać nim, odkrywać naturalny wdzięk, naturalną godność, która jest w naszym ciele. Wszyscy mamy mnóstwo nawyków fizycznych. Wielu ludzi, gdy siedzi w ten sposób, to myśli o czymś, te myśli są gdzieś daleko, to jest nawyk. Musicie odkryć jakiego typu naczyniem jesteście. W tej samej rozmowie o wodzie, mówi się, że czysta natura wody jest nie do odnalezienia poza błotem, czyli - patrz tutaj, nie gdzieś na zewnątrz, musisz pamiętać, że to jest woda, to jest szklanka, to jest błoto. Wszystko, co mamy zrobić, to nauczyć się jak to utrzymać w bezruchu, kiedy zamieszamy, wtedy osad się tylko unosi. Spytałem moją uczennicę Marinę, co robisz kiedy tańczysz? Odpowiedziała: „nie myślę”. Zadziwiające jest, że to jest możliwe, że ludzie tak robią - nie myślą. Słyszeliście coś takiego? To, co mnie zawsze fascynowało, to bąk który się rozkręca. Jest takie miejsce w środku, że kiedy jest rozkręcony to przestajemy go widzieć, kolory się zlewają. Tak samo jest z ludźmi, każdy z nas ma pełne możliwości. Zazwyczaj, wybaczcie, że to mówię, podchodzimy do duchowości jak do czegoś, czego mamy się nauczyć - tak jak w szkole. Jeśli będę coś studiować, powiedzmy 10 lat, to może będę niezły - ale to jest uwarunkowane uczenie się, dualistyczne rozumienie. Ty już jesteś dobry, lepszy niż całkiem niezły. Zamiast patrzeć na zewnątrz siebie, odwrócić wzrok, patrz do siebie. Praktyka medytacji to tak, jakby skierować światło do środka, iść poza siebie, iść poza, poza...
Kiedy przyjeżdżasz lub kiedy przychodzisz to bądź jak rzeka, która wpada do oceanu. Ocean jest wielki, ponieważ akceptuje wszystkie strumienie i rzeki, nie w sposób bierny - on aktywnie je wchłania. Wpadasz do oceanu i to powoduje, że zaczynasz inaczej postępować w życiu, nasz gniew, pożądanie, niewiedza zaczynają maleć. To, co powiedziałem, to w największym skrócie zarys tego, czym jest medytacja. Jest to również ponowne odkrycie, ponowne narodzenie twojej mądrości i współczucia. Mądrości i współczucia, które zawsze miałeś. To tak jak trwanie góry, która zawsze jest, cały czas istnieje, bez względu na to, czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie. Nie można zakłócić trwania góry... Może to jest dobry czas, żeby się zatrzymać. Jeśli macie jakieś pytania to bardzo proszę”.
Uczestnik: „Teraz jest taki czas kiedy różne kultury i różne tradycje duchowe się przenikają. Np. w Polsce mamy zen koreański, zen japoński, tybetańskie praktyki, naszą miejscową, powiedzmy najbardziej powszechną formę religii jaką jest religia katolicka, i chciałem prosić, żeby Rosi rozwinął ten temat, jak to widzi, jakby to mogło razem być, w jednym miejscu, jak one mogą razem współżyć?”
Rosi: „Co mam powiedzieć? Właśnie to robimy. Proszę o następne pytanie”.
Uczestnik: „Widzę, że Rosi nosi wizerunek Karmapy. Którego Karmapę Rosi popiera?”
Rosi: „To nie jest dobra sytuacja. Mój nauczyciel rosi Suzuki mówił do swego syna, który też jest moim nauczycielem - kamień w pustce. Nie wiem czy dziewczyny tak robią, ale chłopcy często to robią - gdy widzą kałużę czy staw, to rzucają kamień w wodę, wtedy powstają fale. Ta sytuacja, do której ty się odnosisz to jest taki kamień w pustce. Czy to jest ten, czy ten? Jeśli twoja praktyka nie jest mocna, fundament słaby, to będziesz ciągnięty w jedną stronę, albo w drugą. To powoduje podziały i walkę. Myślałem, że to się nie zdarza w religii, ale to się często zdarza. Religie robią ludzie, czyli istnieją podziały. Moja siostra przysłała mi kiedyś zdjęcie mnichów koreańskich z dwóch klasztorów, którzy walczyli między sobą. Jeden mnich z deską, którą próbował uderzyć drugiego. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Napisałem list do mistrza zen Soen Sa Nima, napisałem wiersz:
Mnisi walczący na ulicy
Bardzo smutne
Bardzo smutne
Czyż nie słyszeli
Że góry są wysokie
A rzeki płyną daleko.
Szybko dostałem odpowiedź. Soen Sa Nim napisał: Nie ma problemu, bardzo młodzi mnisi”.
Uczestniczka: „Czy zawsze bardzo młodzi mnisi walczą w ten sposób na deski. Czy to jest naturalne?”
Rosi: „To może dotyczyć również starszych mnichów, nie ma znaczenia. Oni walczyli o świątynię najlepiej położoną w Seulu. Młodzi duchem. Nawet starzy mogą być młodzi”.
Uczestnik: „Czy ta świątynia najlepiej położona przynosiła najlepsze dochody?”
Rosi: „To jedna z najbardziej humorystycznych opowieści Thich Nhat Hanha o pewnej Koreance, która praktykowała recytacje imienia przez 10 lat. Codziennie przez 10 lat śpiewała używając dzwonka; dobra praktyka. Sąsiad dostał przypadkiem list do niej i wołał: Pani Lee!, Pani Lee! Pani Lee usłyszała, że ją woła i pomyślała, że będzie głośniej śpiewać i mocniej uderzała w dzwonek. W myśli sobie powtarzała: Czy ty nie widzisz, że ja robię tę świętą praktykę. On wołał dalej: Pani Lee! Pani Lee! Tak się zezłościła w końcu, że rzuciła dzwonek na ziemię, otworzyła drzwi i powiedziała: Czy ty nie widzisz, że robię tę mocną praktykę? On odpowiedział: Pani Lee, ja tylko 12 razy zawołałam panią, pani musiała 100 tysięcy razy wołać Buddę. On chyba jest bardzo zły na panią, że nie słucha.
Wiem, że wkładacie wiele wysiłku w praktykę, ale ważne jest jaki jest to wysiłek. Musicie wiedzieć, jak wejść do strumienia. Każdy z nas ma jakiś sposób, aby wejść do niego - woda jest chłodna. Musimy wiedzieć jak wejść do strumienia”.
Uczestniczka: „Czy recytowanie imienia Boga nie jest dobrą praktyką?”
Rosi: „To jest dobra praktyka. Wszystkie praktyki są dobre. To jest sposób skierowania cię do strumienia. Ważne jest w jaki sposób to robimy. Pani Lee wykonywała tę praktykę, ale w gruncie rzeczy budowała swoje ego. To miałem na myśli. Pomału musisz to ego odpuścić sobie. Myślę, że to jest to, czego się boimy; ja się bałem, puszczenie ego wzbudza lęk. Kiedy kontynuujesz praktyką medytacyjną, wtedy różnych rzeczy będziesz doświadczać, ale to nie jest jak narkotyk. Kiedy bierzesz jakiś narkotyk, wtedy drzwi się otwierają, ale nie jesteś gotów. Medytacja to jest jakby wewnętrzny, ostateczny narkotyk. Coś się otwiera, patrzysz do środka i potem zamyka się; ale ty wiesz, że tam w środku coś jest. Myślę, że zwyczajni ludzie, bez żadnego treningu doświadczają tego w codziennym życiu. Wypadek samochodowy, bycie na progu śmierci czy w wielkim zagrożeniu, albo podczas maratonu jest taki moment, że pojawia się przed nami ściana. Człowiek wpada jakby w trans, traci swoją tożsamość. Myślę, że w praktyce mamy trochę lepsza sytuację, bo wiemy jak być w bezruchu. Przestajemy potrząsać tą szklanką, wtedy osad w sposób naturalny opada. Widzimy czystą naturę wody”.
Uczestnik: „Rosi, mówi się o zwracaniu światła do wewnątrz. Rozumiem, że światło jest metaforą a może nie. Nie rozumiem tego do końca, o jakie światło tu chodzi”.
Rosi: „Tak naprawdę to nie ma znaczenia. Jeśli chcesz to zrozumieć to nie ma to sensu. Ważne jest, abyś spróbował to przyjąć. Przyjąć tę metaforę. Coś innego w tobie zrozumie. Nie-rozumienie jest dobre, wtedy jest ta ciekawość, żeby odkryć co to znaczy. Musimy to zrozumieć w inny sposób”.
Uczestniczka: „Mam takie wrażenie, że dużo rzeczy do mnie dociera, ale nie wtedy, kiedy siedzę na poduszce i dlatego trochę zaniechałam siedzenie, ale wtedy, kiedy coś robię, kiedy poświęcam temu dużą uwagą, jeżeli nawet są to rzeczy drobne. Wtedy jest mnie jakby więcej i dla mnie światłem jest jakby samo bycie, to jest takie poddanie się, bycie w dobrej relacji, jedności z otoczeniem”.
Rosi: „Jego Świątobliwość Dalajlama cały czas, cztery razy dziennie praktykuje medytacje i ja też. Ostateczną wartością jest, tak jak mówisz, odkryć to w codzienności, to jest test - spokój w działaniu. ale też bardzo ważne jest, żeby to pielęgnować, żeby to kultywować. Czy jest to szkolny sposób traktowania tego? Ponieważ mogę to zrobić tutaj, w życiu , to nie muszę siedzieć”.
Uczestniczka: „Nie tak. Mam większą potrzebę robienia niż siedzenia. Czy mam odłożyć siedzenie?”.
Rosi: „Myślę, że większość ludzi preferuje działanie niż siedzenie w ciszy. Jeśli naprawdę wiesz, czym jest bezruch i działanie, to nie będziesz miała trudności z bezruchem w działaniu. Jedno zawiera drugie. To jest prawda. Trudność pochodzi z tego, że preferujemy coś”.
Uczestniczka: „Jeszcze jedna sprawa. Czy to znaczy, że powinnam jakoś wyważyć siedzenie i działanie? Czy mam pójść za głosem wewnętrznej intuicji i robić to, czego akurat potrzebuję w danym momencie?
Rosi: „Jak długo siedziałaś wcześniej?”
Uczestniczka: „Ze sporymi przerwami 8 - 10 lat”.
Rosi: „Ze sporymi przerwami? Co to znaczy? Myślę, że szukanie równowagi jest dobre”.
Uczestnik: „Mistrzowie często wskazują na umysł zen, czyli na to, że są w strumieniu, często mają jakiś swój ulubiony gest jak np. pokazywanie palca itp. Czy Rosi ma jakiś swój ulubiony gest, jakieś wskazanie dla ucznia?”
Rosi: „Wcześniej dużo krzyczałem”.
Uczestnik: „Chcę podziękować za odpowiedź o Karmapie”.
Rosi: „To bardzo bolesne i trudne, z tymi Karmapami. Myślę, że Jego Świątobliwość Dalajlama wie, że ludzie to ludzie i jeśli nie mają silnej praktyki to będą się dzielić. Najgorsze to dzielić, dokonać rozdziału. Nawet kiedy idziemy ulicą w Warszawie, jest wielu różnych ludzi - czarni buddowie, czerwoni buddowie, biali buddowie; ciekawy świat, ale wszyscy są buddami. Czasem jest tak, że tego czerwonego nie można wpuścić do domu; mimo że jest buddą, to go nie wpuszczamy. Mówimy nie. Ty musisz wiedzieć. To jest dobra miarka, której nauczył mnie Rosi..... T.H.P.P. (Time, How, Person. Place, po polsku to będzie inny skrót)...
T - Która godzina? Czyli Czas. Osoba - kogo to dotyczy. Ile mam powiedzieć człowiekowi? To są cztery takie kategorie. Np. chcesz coś powiedzieć synowi, nie zrobisz tego zaraz jak on się obudzi albo jak właśnie się kładzie spać, albo kiedy je, albo kiedy jest w toalecie. Czyli właściwy czas, czas żeby coś powiedzieć. H - to ile mam powiedzieć córce czy synowi, czy komuś, czy 3 godziny: jakość, zawartość, obecność, intymność tego; może w 3 minuty to zrozumieją. Ty musisz wiedzieć, co chcesz powiedzieć człowiekowi. Jeszcze osoba i miejsce. Kiedy jedziemy samochodem, kiedy reperujemy samochód, miejsce. To dotyczy wszystkich nas”.
Uczestniczka: „Czy jesteś osobą oświeconą?”
Rosi: „Nie wiem. Czy bardziej byś mnie lubiła jakbym powiedział nie?”
Uczestniczka: „Nie, miałabym pewność, gdyby Rosi powiedział mi jak to się odczuwa, i jeszcze wiedziałabym, że to się naprawdę uzyskuje na skutek takiego długiego siedzenia.”
Rosi: „Staram się połączyć to, przenieść do naszego życia, odnieść do codzienności. Tak jak mówiłem, to jest tak, jakby być nad morzem, patrzeć na morze, ponieważ czujesz jak jest wielkie, czasem odkrywasz, że to pochodzi z ciebie, bo jak byłoby to możliwe zobaczyć tą wielkość, jeśli sama nie jesteś wielka. Jesteś szczęśliwa, z czystym umysłem, zainspirowana i z uczuciem wielkiej wdzięczności za swoje życie. Za takie, jakie ono jest, bez chcenia czegoś więcej. Więc jestem oświecony czy nie?”
Uczestniczka: „Czy u Rosiego rozwinęły się energie uzdrowicielskie? Czy Rosi może pomóc sobie i innym ludziom w chorobie czy uwarunkowaniach psychicznych?”
Rosi: „Po 16 latach praktyki medytacyjnej odkryłem, że mam raka. Buddyzm czy zen odnosi się inaczej do choroby niż potocznie się myśli. Kiedy pierwszy mistrz chiński przyjechał do San Francisco, rosi Suzuki przyszedł do mnie i tak mi powiedział: Słyszałem, że ten chiński mistrz zen umie uzdrowić siebie z każdej choroby, a ja jestem tutaj, twój nauczyciel i jestem przeziębiony. Czyli - jeśli jesteś zaziębiona to jesteś zaziębiona. To tak, jak opowieść o tym, że jeśli jest gorąco, to czy jest jakieś miejsce, gdzie możesz iść, gdzie nie jest gorąco. Sprawa jest taka: jeśli jest gorąco to jesteś buddą, któremu jest gorąco; stań się buddą, któremu jest gorąco. Kiedy jest zimno, stań się buddą, któremu jest zimno. Ponieważ nie chcemy, żeby nam było gorąco, nie chcemy, żeby nam było zimno - to powoduje, że cierpimy”.
Uczestnik: „Dlaczego okno zamyka się tak szybko?”
Rosi: „Myślę, że wszyscy tego doświadczamy, że okno zamyka się szybko. Nie wiem dlaczego tak jest. Wierzymy w to działanie, polegające na tym, że szybko się zamyka. Wierzymy w tą aktywność, ale nie wierzymy, że to się rzeczywiście stanie, że ono się szybko zamyka. Myślę, iż jest to bardzo ważne. Ono zamyka się kilka razy w ciągu dnia i w końcu uczymy się, że to jest prawdą. W medytacji tak naprawdę chodzi o ostateczną świadomość, podstawową świadomość. Mówi się, i też odkryjecie to na podstawie własnego doświadczenia, że jest to prawdą, że kiedy siedzi się w medytacji i jesteś świadomy swojego myślenia, wtedy twoja myśl znika. To jest tak potężne, bo myśl nie jest realna, nie jest substancjalna. Myśl nie ma substancji i dlatego zniknie. To dobre pytanie. Tak jest jak duch. Pewnie są osoby w tym pomieszczeniu, które doświadczyły albo były świadkami działania duchów. Nie wierzymy w nie. To nie jest prawda, wierzymy w NIC, ale to NIC zawiera w sobie wszystko, na tym polega wielkość tego. Nie ma początku, nie ma końca, nie można go dotknąć, złapać. Nie można się przywiązać do niego. Prawie już powiedziałem, jak to odkryć, pewnie to jest ten problem. Odkrywasz je poza swoim codziennym ja, na którym zazwyczaj polegasz. Odkrywasz je wychodząc poza siebie, zapominając o sobie. Kiedy wyszedłeś już poza siebie, to już to masz. Możemy zastanawiać się dlaczego to okno zamyka się? Można całe życie poświęcić na to, żeby opracować jakąś technikę. I można całe życie spędzić odpowiadając na pytania. To są ważne pytania, chociaż nie często się je zadaje. Natomiast stawianie takich pytań pomaga nam”.
Uczestnik: „Mam pytanie dotyczące seksualności. Wchodzenie do strumienia - jak to się ma do tego, że mnisi żyją w celibacie a inni ludzie żyją w związkach monogamicznych”.
Rosi: „Wielu ludzi wchodzi do tego strumienia w różny sposób. Każda praktyka ma swoje cechy, swoją jakość. Tak trudno je porównywać, szczególnie w buddyjskiej tradycji. Jeśli chodzi o ludzi urodzonych na Zachodzie, bycie mnichem jest sposobem porzucenia świata. W niektórych przypadkach nie jest to właściwa droga, nie jest to wystarczający powód, żeby stać się mnichem. Myślę, że taki człowiek miał po prostu problemy z dziewczynami, z relacją do kobiet, i postanowił, zostać mnichem, i myślał, że to rozwiąże jego problem. Jednak w medytacji wszystko wraca do ciebie, wszystko się pojawia. Taki jest świat. Nie możesz nic ominąć bo podczas medytacji stoisz codziennie przed lustrem. Medytacja jest takim czasem, kiedy to może się w tobie pojawić, stajesz się tego świadomy. Z myślenia biorą się wszystkie uczucia. Często ktoś mówi o sobie: jestem taką osobą, która dużo przeżywa. Przed uczuciem jest myśl. Zawsze uczucie wraca do myślenia. Te myśli, te uczucia pojawiają się w medytacji, nie jest tak, że się nimi nie zajmujemy. Staramy się zwracać uwagę na wszystko, co się pojawia. Nie jest to taki system, w którym złe rzeczy się wyrzuca, a dobre zachowuje dla siebie. Chociaż to jest coś, co społeczeństwo robi, społeczeństwo, które zakreśla jakąś granicę i mówi: to są ci mądrzy i oni będą dobrze zdawać egzaminy, a po drugiej stronie są ci mniej mądrzy, ci niedobrzy. Tworzymy, tak jak my teraz, jakieś małe społeczeństwo, każdy jest dobrą osobą, wszyscy zdali egzamin. Nie ma granicy. Ta granica istnieje tylko w tobie, bo ty siebie tworzysz. Jeśli ty o sobie myślisz, że jesteś niewarty czegoś, to jesteś niewarty. Ale gdy myślisz, że jesteś bardzo dużo wart, to może nie jesteś wart. To nie jest dobry system. To jest nasze społeczeństwo, wszędzie, więcej Mc Donald`s, więcej Pizza Hut, amerykańska inwazja świata. To wcale nie są odpowiedzi. W społeczności zen są rożne funkcje, każda taka funkcja, każda pozycja ma zakres obowiązków, tak jak np. w czasie praktyki medytacji w ośrodku na Islandii, Szymon został tenzo czyli kucharzem. Jego żona był zszokowana. Nigdy wcześniej nie gotował. Teraz musiała jeść po cztery posiłki dziennie przez niego przygotowane. W zen jest taka zasada, że trzeba jeść to, co ktoś przygotuje. Pożywienie służy temu, żeby odżywiać ciało, ale również, żeby odżywiać ducha dharmy. Jeśli odżywiasz ducha dharmy, wtedy ciało i umysł to otrzymują. Przewodniczący sanghi, albo ktoś, kto kieruje pracą, ktoś kto zajmuje się pieniędzmi... Dawanie pieniędzy, szczodrość, coś z nas wydobywa, jakiś aspekt. Nie jest tak, że ja tylko będę jeździł, ja nie gotuję, bo ja nie umiem gotować. Różne aspekty w tobie są przez daną sytuację przywoływane i doskonalone. Jest jakiś charakter, jakaś osobowość w każdym z nas. Praktyka bodhisattwy polega na pomaganiu innym. Tego nie wiemy oczywiście, ale kiedy komuś pomagasz, wtedy pomagasz sobie. Pewnie łatwiej jest pomóc synowi niż pomóc sobie. Ten rodzaj pomocy, o którym mówię jest bez ja, bez ego, bez tego, że ja pomagam tobie. Czyż nie jesteś szczęśliwy, że ja tobie pomagam? Ty powinieneś cenić, że ja tobie pomagam. Jest to proces, który inspiruje obie strony. Odbiorca i dawca stają się jednym. Tak jak księżyc i słońce, które dzielą to samo niebo. To jest nieskończona przestrzeń”.
Uczestniczka: „Chciałam podzielić się doświadczeniem, które jest bliskie temu, co Rosi powiedział. Pracuję w hospicjum jako wolontariusz. Raz w tygodniu odwiedzam 78 letnią kobietę. Pomagam jej. Zawsze kiedy wychodzę od niej, mam wrażenie, że tyle od niej dostałam, że aż trudno mi to określić. W ogóle nie pamiętam, że coś dałam. Jest to pewnego rodzaju szczęście. To nic specjalnego, ale szczęście z życia”.
Uczestnik: „Wiele lat temu, podczas medytacji przeżyłem uczucie strachu. Było to dosyć trudne dla mnie przeżycie i później przez jakiś czas musiałem się jakby z tego wydobywać. W pewnym momencie odkryłem dokładnie to, co Rosi powiedział, że ten strach pojawiał się z myślenia. Pojawiała się myśl o strachu i ten strach się po prosu pojawiał. Zdałem sobie sprawę, że w pewnym sensie jestem jakby stwórcą, tworzę pewien stan umysłu i mógłbym jednocześnie tworzyć jakiś stan odmienny. Jak od strony technicznej powinienem sobie wtedy poradzić? Powiem jak poradziłem sobie z tym uczuciem później. Zdałem sobie sprawę, że jeśli to jest tylko uczucie, które u podstaw ma myśl, to siedząc w medytacji, kiedy to uczucie się pojawiało, mówiłem sobie że to po prostu tylko myśl, która jest tylko myślą i to uczucie odeszło. To był długi okres wychodzenia z tego i czy można by technicznie szybciej uporać się z tym?”
Rosi: „Kiedy pierwszy raz spotkałem ojca Jana, kiedy byłem w Polsce, też pierwszy raz w 1987 r., było to w kościele na Żytniej, prawda? Ja i Soen Sa Nim mieliśmy mowę dla 300 - 400 osób, 14 lat temu. Przed nami było 400 osób i to była moja pierwsza jesień w Polsce, a ja pochodzę z Kalifornii. Kiedy mówiłem, przyszła mi taka myśl do głowy - nie zadawajcie mi żadnych pytań. Bardzo się zdziwiłem, nie przywiązałem się do tej myśli, nic nie powiedziałem, pozwoliłem żeby weszła, tylko świadomość, nie podjąłem dialogu z tą myślą i odeszła. Siedzieliśmy naprzeciwko tych ludzi ze trzy godziny i potem znowu ta myśl przyszła. To jest bardzo ciekawe, potem odeszła i znowu przyszła. To jest bardzo ciekawe. Jest taki wiersz: Zamiataj tyle, ile tylko możesz, a i tak nie wyczyścisz umysłu. Wszystkie tradycje, wszyscy ludzie chcą czegoś doskonałego, ale doskonałość powinna zawierać w sobie niedoskonałość i to dopiero jest doskonałość. Czyż nie chcemy wszyscy być bez problemów? Dobre życie, długie, szczęśliwe, dobry chłopak, dziewczyna, rodzina, dzieci. Ale to nie tak działa. Kiedy obserwujesz życie innych ludzi, inne rodziny i też swoje doświadczenia w życiu, widzisz, że jest inaczej - nie powinniście wykluczać rzeczy. Mam nadzieję, że wasza praktyka medytacyjna będzie regularna, stała. Nie tylko w tych okresach, kiedy czujecie, że jej potrzebujecie. To powinna być bardzo żywa część waszego życia i to jest najważniejsza rzecz w życiu, to jest priorytet, bo to daje radość ducha, nieustraszoność waszemu życiu. To jest wspaniałe, ale musicie w to wierzyć, musicie to robić i wtedy to będzie działało. Moja obserwacja jest taka, że ludzie, kiedy zauważają, że coś się źle dzieje, wtedy jest podobnie, jak z tym kamieniem w przestrzeni, w pustce - ktoś rzucił kamień do stawu. Będzie wiele kamieni w waszym życiu. Ta pustka to jest doskonałe życie, czyli można powiedzieć, że będą kamienie w pustce. Im bardziej staramy się uniknąć tego, boimy się tego i nienawidzimy, tym ich będzie więcej. One już tam są. I może już istnieją, na całe lata, zanim je zauważasz, ale powinniśmy je widzieć jako kamienie w pustce, jako część naszego życia. Nie ma takiego sposobu, żeby to wykluczyć, mamy ciało, jeśli się skaleczę to będzie krwawić, mamy czucie, mamy serce, mamy umysł. Nie można uniknąć tych kamieni. Obawiam się, że wszyscy musicie się ze mną zgodzić”.
Uczestnik: „Czy nie jest tak, że te kamienie są w pewien sposób potrzebne, skoro się pojawiają pojawią?”
Rosi: „Może nie to, że potrzebujemy, ale będą. Jak masz na imię? - Piotrek. Może Piotrek będzie miał malutki kamień, ktoś średni, to zależy czego trzeba. Można powiedzieć: poczekaj, poczekaj... On jest. Praktyka medytacji jest bardzo ważna, nie możemy czekać, aż ten kamień spadnie na nas. W praktyce medytacyjnej, mam nadzieją, że zanim spadnie kamień, to już on się zbliża, już bąbelki wylatują, bo jesteś gotowy na to. Wychodzisz do świata i tam ten kamień jest, wtedy mówisz - w porządku. Nie narzekasz, nie skarżysz się, jesteś przygotowany na niego. To może być piękne życie, zależy jak na to się patrzy. Z wyjaśnienia, które daje Jego Świątobliwość, o czystej naturze wody, wiemy, że nie można jej znaleźć poza błotem. Czy ta metafora jest zrozumiała? Zawsze patrzymy na zewnątrz. Patrzymy na Dalajlamę, jak na boga, ale on ma swoje problemy. Pomału uczymy się, żeby nie patrzeć na zewnątrz, najlepsze miejsce do patrzenia jest w środku. Kiedy praktykujemy, a każdy z nas ma tę naturę buddy, będziemy mieć w którymś momencie wgląd w tę naturę, nawet jeśli to trwa pół sekundy to zaczynasz sobie zdawać sprawę, że to naprawdę tak jest i nie ma co, tego nazywać buddyzmem, to jest przed buddyzmem. To jest to, skąd religia się bierze, przed religią...
Ktoś mi powiedział, że Duch Święty zstępuje dzisiaj, to prawda? Duch Święty już stąpił. Jest jakaś uroczystość z tym związana?”
O. Jan: „Są specjalne teksty w czasie mszy świętej i już dzisiejsze nieszpory były z tym związane”.
Uczestnik: „To znaczy, że Duch Święty już zszedł, wszystkich oświecił i nie ma pytań”.
Rosi: „Ja się nie załapałem”.
Uczestniczka: „Moim dużym problemem jest, aby znaleźć równowagę między emocjami, a rozumem. Co jest ważniejsze?”
Rosi: „Czy jesteś emocjonalną osobą? Jeśli odkrywasz, że w medytacji płytko oddychasz i trzymasz mudrę i mudra idzie w górę, a kciuki tak mocno na siebie naciskają - to jest psychologia. Zauważasz to, kiedy siedzisz, staraj się wtedy odzyskać równowagę bo świadomość mówi, że coś się dzieje. To nie jest złe, bycie emocjonalnym nie jest złą rzeczą, ale nie jest też dobrą”.
Uczestnik: „Jedni ludzie rozumieją tak, a inni inaczej.
Rosi: „Najważniejsze jest, żeby wejść w siebie, żeby to się tam pojawiło. Największą obawą Ojców Pustyni czy benedyktynów w Stanach jest lęk przed spotkaniem Boga. Boimy się własnej jasności, własnej wielkości. Co potem się stanie? Czy dalej będziesz w stanie jeść frytki, czy dalej będziesz chodzić do kina? To śmieszne, ale sam się zastanawiałem, czy jak zostanę nauczycielem buddyjskim to będę mógł chodzić do kina?”
Uczestnik: „Jak często teraz Rosi chodzi do kina?”
Rosi: „Nie często”.
O. Jan: „Napisałem pracę magisterską pod tytułem: Czy można widzieć Boga i pozostać przy życiu? To jest zdanie z Pisma Świętego, z Księgi Rodzaju. Izraelici byli przekonani, że nie można widzieć Boga i pozostać przy życiu. Dlatego bali się Boga. W mistyce chrześcijańskiej śmierć rozumie się symbolicznie i mówi się, że trzeba umrzeć tzn. przemienić się i wtedy można zobaczyć Boga. Zrozumiałem to, kiedy zaczynałem praktykować zen, wtedy przeczytałem w książce Philipa Kapleau - Koło życia i śmierci wypowiedź chrześcijańskiego mistyka z XII wieku: Kto umrze zanim umrze, nie umrze kiedy umrze.
To, co było powiedziane na temat zesłania Ducha Świętego to też jest zgodne z Pismem Świętym. Na początku przed zesłaniem Ducha Świętego pierwsze gminy chrześcijańskie były przekonane, że tylko one mają Ducha Św. Niektórym to do dzisiaj zostało. Dzisiejsze teksty z mszy św. mówią, że Duch Św. zstąpił na wszystkich. Mają go wszyscy, nie tylko chrześcijanie”.
Rosi: „Lubiń to szczególne miejsce. Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy z tego, co mamy i jak jest to blisko nas”.
http://lubin.benedyktyni.pl/przeczytaj/rosi.shtm