Temat: Ostatni odcinek 5 sezonu...
Odcinek zaskakujący. Chyba najlepszy dotychczas ze wszystkich. Może tylko finał I sezonu był podobnie zaskakujący - kiedy się wydaje, że już wszystko prawie jasne, a tu bach! - ni stąd ni zowąd pojawiają się Inni na łodzi i zabierają Walta (swoją drogą wyjaśnią nam scenarzyści w końcu dlaczego akurat tak Innym zależało na Walcie czy ten wątek już zupełnie jest spisany na straty?). Ale wtedy znacznie mniej jeszcze wiedzieliśmy o wyspie więc i zaskoczenie było mniejsze. A tutaj...
Jak dla mnie wyjaśniło się sporo rzeczy które mi nie dawały spokoju. W początkowych sezonach cały czas zastanawialiśmy się nad tajemnicą katastrofy lotu 815. Wyjaśnienie, które potem się pojawiło, że katastrofę spowodował Desmond niewciśnięciem przycisku, było tak naprawdę żadnym wyjaśnieniem, tzn. wyjasniało technicznie JAK, ale nie DLACZEGO to sie stało. Dlaczego w samolocie znaleźli się akurat ci ludzie i dlaczego ten samolot akurat znalazł się tam w tym momencie? Locke powiedział, że wszyscy znaleźli się na wyspie z jakiegoś powodu - zresztą twórcy serialu starali się nam cały czas wyraźnie sugerować że skład grupy rozbitków nie był przypadkowy. I katastrofa miałaby być przypadkowym skutkiem niewciśniecia przycisku przez Desmonda?
Teraz już wiemy, że na losy wszystkich ważnych postaci wśród rozbitków wpływał Jacob. Nie sądzę, aby spotkania pokazane w flashbackach były jedynymi. Myślę, że Jacob wpływał na ich losy wielokrotnie i w różny sposób i katastrofa to właśnie jego "sprawka". To on spowodował, że wszyscy ci ludzie znaleźli sie w tym samolocie akurat wtedy, to on spowodował że samolot zboczył z kursu i znalazł sie nad wyspą akurat wtedy kiedy Desmond nie wcisnął przycisku. Niewątpliwie ci ludzie są Jacobowi do czegoś potrzebni, a do czego, to jeszcze się na pewno dowiemy. Jacob prawie na pewno nie zginął. Być może zginęło tylko to konkretne jego wcielenie ;)
Walka dwóch boskich czy w jakichś sposób nadprzyrodzonych istot ze sobą... niby motyw w kulturze stary jak świat, ale jakoś akurat tu w Loście nic na to nie wskazywało. Z reguły wszystkie przypuszczenia jakie wysnuwaliśmy zakładały, że jest jedna istota "rządząca" wyspą - zastanawialiśmy się tylko np. czy Jacob, Christian i dymek to to samo, czy nie. I tu fakt, że jest nie jeden, a dwóch przeciwników, którzy wpływają na losy wyspy, jednak sporym zaskoczeniem był.
Moim zdaniem z tego też wynika, że tak naprawdę wyspa nie ma żadnych cudownych właściwości np. uzdrawiania, nikomu nic nie "mówi" itd. To co np. Locke'owi czy komukolwiek innemu "powiedziała" wyspa, powiedział tak naprawdę albo Jacob, albo ten drugi. Uzdrowienia to też sprawa jednego lub obu z nich.
Jestem też przekonany, że ten "anty-Jacob" nie jest dymkiem. Dymek to niezależny byt niższego rzędu niż ci dwaj, jest obdarzony pewną inteligencją i autonomią, ale jest im (lub jednemu z nich) podporządkowany.
"Zasady" prawie na pewno - tak jak to tu przypuszczałem parę odcinków temu - dotyczą tego, że nie można się nawzajem zabijać, i dotyczy to nie tylko dwóch "bogów" wyspy, ale i ogólnie othersów (Ben-Widmore - też się nie mogli zabić nawzajem). Złamanie zasad jest możliwe przy udziale osoby trzeciej, z zewnątrz - to jest ta "luka". W przypadku Ben-Widmore był to Keamy, najemnik Widmore'a; w przypadku konfliktu "bogów" - Ben. Dlaczego w tym momencie z punktu widzenia "zasad" Ben był osobą z zewnątrz - nie wiem, ale jakaś przyczyna tego była, i dlatego on mógł zabić Jacoba. Nasuwa mi się tu też skojarzenie z przypadkiem Locke-jego ojciec; Locke też nie był w stanie zabić swojego ojca, musiał posłużyć się Sawyerem.
Tak jak już tu ktoś pisał wygląda na to że wszyscy ludzie żyjący na wyspie (Dharma, Othersi, rozbitkowie itp.) mniej lub bardziej świadomie ustawiają się po jednej ze stron tego konfliktu i konflikty między nimi są pewnym "odbiciem" tego "dużego" konfliktu między "bogami".
"Zmartwychwstały" Locke to jednak nie Locke - niby można było to przypuszczać, zwłaszcza po poprzednim odcinku, ale jednak trochę mi szkoda... :( Swoją drogą, po raz drugi w finale sezonu pojawia się jako pewnego rodzaju kulminacja sceny martwe ciało Locke'a! Swoją drogą, gratuluję ludziom, którzy na różnych forach pisali od momentu pojawienia się skrzyni, że jest tam ciało Locke'a. Mnie się to wydało nieprawdopodobne i raczej obstawiałem jakąs tajemniczą broń (może drugą atomówkę?)
Ben. Potwierdziło się mnóstwo rzeczy związanych z nim, które przypuszczaliśmy (np. w jakich sprawach kłamał, to że nigdy nie widział Jacoba itd.) Też bardzo dobra scena.
Bomba jednak wybuchła (nie wierzyłem, że to nastąpi). Co teraz? Choćby nie wiem jakie źródła elektromagnetyzmu się znajdowały na wyspie, nie "zneutralizują" się z wybuchem jądrowym - fizycznie to jest jakaś gadka bez sensu. Więc teraz powinniśmy miec wielkie BUM, dziurę na pół wyspy, a wszyscy którzy znajdowali się w promieniu rażenia (a więc m.in. cała ekipa naszych rozbitków, dr Chang, Radzinski...) powinni wyparowac. Tymczasem wiemy że przynajmniej w odniesieniu do Dharmowców tak się nie stało (Łabędź istniał i Radzinski w nim siedział), a gdyby zginęli rozbitkowie to serial by się skończył. WTF?
No i na koniec musze się przyczepić do całej akcji związanej z próbą zapobieżenia zdetonowaniu bomby - było to totalnie idiotyczne i bezsensowne, począwszy od ucieczki z łodzi podwodnej, poprzez bójkę Sawyera z Jackiem, po idiotyczne zmienianie zdania co pięc sekund przez Juliet i Kate. Żałosne, mogli to rozegrać jakoś inaczej.
Mogę tylko przyłączyć się do stwierdzenia, że szkoda że tak długo trzeba czekać na sezon 6... Po tym odcinku jednak przynajmniej odzyskałem nadzieję - już nieco przygasłą - na to, że w sezonie 6 faktycznie jeżeli nie wszystko, to przynajmniej znaczną większość zagadek nam wyjaśnią...