Temat: rozwiązanie
TOMASZ W.:
witajcie
odpowiem jeszcze tak dla formalności, bo widzę tu niepotrzebne, także złe emocje - za pozytywne emocje bardzo dziękuje - Iwonko - pozdrówka gorące
ciąża mojej kotki była "zaplanowana" tzn postanowiłem że Frania będzie miała jeden miot w życiu, natomiast kolejnych ciąż już nie będzie - kotka zostanie poddana zabiegowi.
pomyslicie że to bez sensu, ale po ciazy mojej zony widząc jej szczęście, chciałem żeby kotka z którą jestem bardzo zżyty, także miała potomstwo - to takie moje dziwne ludzkie odruchy - wychodze z założenia, może mylnego, że każda kobieta chciałaby mieć własne dzieci ! i chyba sie nie mylę patrząc na szczęście mojej żony a teraz również na szczęście mojej kotki !
jeśli chodzi o kociaki,to sa trzy, jeden zostanie ze mną - mam nadzieję ku radości Franczesy, natomiast dwa pozostałe mają już "przyszłych" rodziców :-)
pozdrawiam Was serdecznie
Tomku, Gratulacje! Jednak siły natury są niesamowite! Bardzo się cieszę i zazdroszczę Ci tego i innych widoków - jak już kotki otworzą oczy i jak zaczną biegać i bawić się, czyhać na siebie z ukrycia, toczyć po podłodze co się tylko da i przepychać się do jedzonka... mmm, to cudne! Tylko pamiętaj o jednym, że jak kotka uzna, że nie jest im dobrze tam gdzie są to je zacznie przenosić (chwyta je delikatnie za główki i nosi jednego po drugim w inne miejsce). I nie ma na to siły - nie chodzi o to że ona ma obiektywnie najlepszy kojec, liczy się jej subiektywne poczucie, że gdzieś będzie im lepiej. Więc jak nie zobaczysz kiedyś maluchów w kojcu to lepiej je znajdź, bo czasem się znajdują w dziwnych miejscach. Moja kotka kiedyś je przeniosła pod kapę na łóżku, pięć centymetrów od miejsca na którym usiadł mój mąż (groza!), potem przenosiła je do szafy (wytrzymała tam z nimi 1,5 tygodnia), potem koło pieca, na szeroką, niska półkę z bibelotami, raz przyniosła je nawet mężowi do łóżka, w nocy (na szczęście się obudził...). Mój mąż zbudował im nawet specjalne legowiska, szerokie, trzypiętrowe, a na każdym bezpieczne miejsca do leżenia… i tam pomieszkały tylko jakiś czas… I na nic błagania i tłumaczenia kotce, że tam gdzie są tam im dobrze... W sumie przenosiła je z dziesięć razy, one same jak się poruszały to też sobie różne legowiska znajdowały. Trzeba z tym uważać bo są tak malutkie że ledwo widoczne, można im niechcący krzywdę zrobić, a samo przenoszenie tez podobno bezpieczne nie jest - kotka może im niechcący coś uszkodzić. Ale cóż, to natura, ona jest silniejsza od naszych błagalnych próśb. Acha, i jak im gdzieś gdzie się właśnie przeniosą będzie za zimno to im można tam położyć termofor owinięty w ręcznik - jak wiesz koty strasznie lubią ciepełko...
A potem kotki rosną coraz bardziej i... trzeba zdecydować... To super, że znalazłeś im już miejsce do życia i w ogóle - jak widzę -wszystko zaplanowałeś i przemyślałeś.
Z drugiej strony nie dziwię się Magdzie, sama jestem "zbieraczką" kotów a mam przyjaciółkę, która ratuje wszystkie miauczące biedy i jest osiedlową karmicielką - ile jest kociego nieszczęścia na świecie to w głowie się nie mieści... Tylko że problem jest złożony. Żadna z dzikich, wysterylizowanych kotek z osiedla mojej przyjaciółki już nie żyje... One najprawdopodobniej tracą instynkt przetrwania, bądź nie przyjmuje ich stado (mają inny zapach) - trudno powiedzieć... Nie potrafią się odnaleźć wśród dzikich pobratymców... Taka jest natura - dąży do rozmnażania i już, wśród dzikich stworzeń to jest podstawowy pęd... Zaprzyjaźniony wet który sterylizował te kotki jest tego właśnie zdania... I co? Pozostają schroniska (brr...) albo opieka ludzi (rzadka, a karmicielki są powszechnie uważane za "wariatki")... Wyłapywać koty i sterylizować pomimo wszystko? Magdo, może to tylko moje doświadczenia, może wiesz jak żyje się kotkom wysterylizowanym?
Zgoda, domowe kotki powinny być sterylizowane lub mieć najwyżej jeden miot (to podobno w jakimś zakresie zabezpiecza je przed późniejszymi chorobami, między innymi ropomaciczem), a potem powinno się je sterylizować. Schroniskowe, oswojone koty - też powinno się sterylizować... Ale co zrobić z dzikimi?
Gdybym miała przyjąć do domu jeszcze jednego kota, to gdyby samo nie wlazło mi pod nogi jakieś kocie nieszczęście (do tej pory tak mi się właśnie zdarzało) to pewnie bym sobie wzięła od razu dwa, ze schroniska. Ale niestety nie kroi mi się, mam już trzy i wraz z kolejnym sierściuchem musiałabym sama sobie szukać domu - mój mąż już by tego nie przetrwał:))... choć bardzo lubi te które z nami mieszkają...
Trochę nie rozumiem snobizmu na koty i psy "superrasowe". OK, są piękne, niektóre niezwykłe, ale... mam wrażenie że to jest marnowanie energii i dobroci, którą można by przeznaczyć na ulżenie tym schroniskowym czy innym, bezdomnym sierotom. Ale może jestem jakoś głupio naiwna - rasowość zwierzaków nie zabezpiecza ich przecież przed okrucieństwem i bezmyślnością ludzi...
"Jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś" - gdyby tak każdy przeczytał i zrozumiał te słowa Małego Księcia i gdyby jeszcze je uwewnętrznił...
Marzę o zmianach w naszym prawie dotyczącym ochrony zwierząt (a może coś możemy zrobić? Jakieś lobby? Petycje internautów? Jak ktoś wie, dajcie znać). Jak oglądam Animal Planet, odcinki o policji dla ratowania zwierząt to myślę sobie, że my jesteśmy jeszcze w dżungli... i prawo silniejszego (człowieka) niepodzielnie tu króluje... Niestety wydaje mi się że sami jesteśmy jeszcze w dżungli… umysłowej... Dla wielu z nas problem w ogóle nie istnieje. Właśnie leczyłam swojego kocura, jeździłam codziennie na kroplówki, robiłam je też w domu, o kosztach nie wspomnę. I zrobiłabym to jeszcze raz, bo to jest członek mojej rodziny. A jeden ze znajomych powiedział (nie do mnie, oczywiście), że on to by nie leczył tylko by uśpił... Czyli: nowa, dobra zabawka - OK, stara i zepsuta - wyrzucić. Słowo daję, dżungla umysłowa... a niektórzy ludzie jeszcze na drzewach…
Magdo, masz misję i szczerze Ci gratuluję. Ale to nie jest czarno-białe zagadnienie. Dopóki sterylizacja będzie kosztowała tyle ile kosztuje (ostatnia cena: 340 PLN) ludzie nie będa sterylizować tylko mnożyć kocie i psie nieszczęścia, bo znakomitej większości nie bedzie po prostu stać na to. Nie przemówisz do wszystkich, kampanie społeczne są tylko częściowo skuteczne (choć cenne jesli prowadzone na większą skalę, ale w tym temacie - nie widziałam...). Owszem, są kupony na bezpłatną sterylizację (brawo dla byłego Prezydenta Wwy), ale to rozwiązuje problem kotów wolnożyjących lub schroniskowych. Moim zdaniem powinno sie walczyc o dotacje na koszty sterylizacji i późniejszej opieki zdla zwierząt - wszystkich zwierząt - wtedy tylko zmniejszy sie skala problemu... Czyli że każdy zabieg sterylizacji w każdej klinice jest bezpłatny... Jak to wywalczyć???
Pozdrawiam wszystkich.