Tomasz Wandachowicz

Tomasz Wandachowicz doradca hipoteczny

Temat: rozwiązanie

za kilka dni jak sądze moja kotka stanie się mamą
czy ktoś był światkiem tekiego "okocenia" się kotki. Pytam dlatego bo wydaje mi się że stanie się to w mojej obecności :-) i chciałbym się na tą okoliczność jakoś przygotować
pozdrawiam wszystkich

konto usunięte

Temat: rozwiązanie

Powinieneś wcześniej umówić się w dobrej lecznicy, żeby w razie problemów móc do nich zadzwonić/poprosić o przyjechanie w razie komplikacji.
Kotka powinna mieć do dyspozycji gniazdo, przy normalnie przebiegającym porodzie może być potrzebna pomoc w przerwaniu pęcherza płodowego i oczyszczenia kociąt ze śluzu (drogi oddechowe) i pępowiny (zaciska się jałową nitkę, potem przerywa pępowinę, po chwili, ok. 2-3 cm od brzuszka kociaka - nie wolno przecinać nożyczkami)

Jeśli kotka nie jest rasowa rozważ jej kastrację, także aborcyjną.
Każdego dnia przyjmuję zgłoszenia o całych miotach niechcianych kociąt - jest ich o wiele więcej niż dobrych domów dla nich. Rozmnażając nierasowe koty przyczyniamy się do pogłębienia problemu bezdomności kotów.
Statystycznie na 4 koty tylko jeden znajduje dom.
3 inne umierają.Magdalena N. edytował(a) ten post dnia 25.06.07 o godzinie 17:15
Kasia W.

Kasia W. Project Manager,
analityk; spec od
rozwiązań
niemożliwych

Temat: rozwiązanie

Tomku

Narodziny kociąt, to najfajniejsza chwila jaka mnie spotkała. Nie wiedziałam, że moja kicia jest ciężarna, kiedy ją przyniosłam ze schroniska. Kiedy się zorientowałam - było za późno - już ją pokochałam.
2 dni przed porodem kicia szukała sobie cichego zakątka - warto jej wtedy przygotować dość duże, niskie pudło wyłożone np starym ręcznikiem i schować. Moja kicia wybrała... półkę w szafie z pościelą. Drzwi były lekko uchylone. W czasie porodu była bardzo dzielna, kazdego maluszka zaraz po urodzeniu bardzo dokładnie wylizała, pępowiny poprzegryzała, a łożysko zjadła. Starała sie też "wysprzątać" pościel. Potem przez ok. dobę odpoczywała i nie wychodziła na krok z gniazda, nawet do michy czy kuwety. Nie przeszkadzaliśmy jej, tylko troszeczkę podglądaliśmy. Była bardzo opiekuńczą mamą. Nie pozwalała nam dotykać maluchów, odsuwała nasze ręce łapą, ale delikatnie. Zresztą - ja się bałam te ślepe pełzaki dotykać, poza tym bałam się, ze je odrzuci jak będą pachniały mną.
Odchowała 3 koty, z których 2 znalazły nowe domy, a jedna kicia została ze mną.
Miałam zaufaną p. Beatę - weterynarza, która była gotowa przyjechać jakby była taka potrzeba. Ale potrzeby nie było, bo mama radziła sobie doskonale.

Kasia
Dorota P.

Dorota P. HR z pasją :-)

Temat: rozwiązanie

Moja kotka też szukała sobie miejsca w szafach i szafkach. Ja przygotowałam jej niewysoki koszyk i wyłozyłam starym, czystym prześcieradłem.
Kotka przed porodem staje się bardzo niespokojna. Moja podchodzila to do mnie to do mojego męża naprzemian i kazała się głaskać, pomiaukiwała, itp. My niestety nie połapaliśmy się że to już - myślelismy że starym zwyczajem akurat teraz ma ochotę na głaski - i wyszliśmy do znajomych:(( Ale ona, mądrala, poczekała na nas i zaczęła rodzić dopiero po naszym powrocie. Jak zaprowadziłam ją do wcześniej przygotowanego koszyka (stał w cichym pokoju, trochę schowany, dla kotek to jest ważne) to sama do niego wskoczyła i zaczęła rodzić. To wygląda tak że ona trochę dyszy i pomiaukuje, a jej brzuch bardzo wyraźnie napina się i rozluźnia. Potem rodzi koteczki i zaraz po nich - łożyska. Łożyska zjada prawie natychmiast (to dość przerażający widok). Wszystkie resztki, pępowiny także zjada i wylizuje. Kotki natomiast od razu przygarnia i też je wylizuje. Miałam niesamowitą sytuację. Wcześniej przeczytałam w książce że kotka liże koty po to między innymi, aby oczyścić im drogi oddechowe ze śluzu (naciąganie skóry przy lizaniu powoduje lepsze udrożnienie dróg oddechowych kociąt). Działa to trochę tak jak klaps w pupę u noworodka-człowieka. Jeżeli kotka tego nie robi a nowonarodzony kotek się nie rusza to można jej/im pomóc masując palcem brzuch takiego kotka, w kierunku od głowy do ogona (palcem, a nie ręką, bo powierzchnia brzucha takiego kociego niemowlaka to trochę wiecej niż palec:)). Moja kotka urodziła najpierw rezolutną, szarą koteczkę, po której od razu było widać, że da sobie rade w życiu:). Jako druga i ostatnia urodziła się tricolorka, ale nie ruszała się i chyba nie oddychała a moja kocia była zajęta tym pierwszym, więc nie wylizywała drugiego. Powąchała ją tylko i znów zajęła się tym pierwszym. Przypomniałam sobie wtedy to co przeczytałam w książce i zaczęłam tricolorkę głaskać po brzuszku. Trwało to może nie więcej niż 3-5 sek, ale za chwilkę małe się ruszyło i moja kotka też się nim zainteresowała. Taki drobiażdżek, ale chyba może pomóc kociakowi.

Przeczytałam - także w książce o pielęgnacji kotów - że dobrze jest uspokajać kotkę podczas porodu - mówić do niej i ją głaskać. To jest podobno szczególnie ważne przy porodach u młodych, niedojrzałych kotek - one mogą się bardzo stresować i nawet coś zrobić małym. Ja tak robiłam; widać tez było że moja kotka tego chce - z rozmarzonymi oczami patrzyła na mnie i głową "podchodziła" pod rekę. Nie broniła także dostępu do kociąt. Nie bałam się natomiast że może odrzucić kociaki, bo to ma chyba tylko zastosowanie w stosunku do zdziczałych kotów - one mają swoje zapachy i obcych nie tolerują. Koty chowane w domu znają zapachy swoje i bliskich ludzi, więc nie ma problemu odrzucenia kociąt (mówię: chyba, bo jeszcze się z tym nie spotkałam). Acha, jeśli małe kotki nie bedą mogły znaleźc drogi do mleka:)) to można im trochę pomóc nakierowując pełzaki na matkę, a potem jak kociak próbuje ssać to lekko uciskać okolice sutka kotki. To też z ksiązki i tez u mnie znalazło zastosowanie.

Lekarz? - bardziej dla poczucia bezpieczeństwa właściciela. Natura juz to wszystko tak urzadziła, że kotki ze wszystkim sobie doskonale radzą (z niewielka pomoca przyjacół:)). Pęcherz płodowy? Odcinanie pępowiny? Ani u mnie ani u moich znajomych którzy tez "odbierali" porody kotek nie było to konieczne - kotka sama przegryza pępowinę. Ale można na wszelki wypadek mieć pod reką jakiś telefon do kogoś zaprzyjaźnionego.
Cały ten proces to piękne przeżycie. Cudownie jest patrzeć jak rodzi się życie, a potem na tę wielką miłość kotki i małych. Ja nie mogłam spać całą noc tylko obserwowałam ten sielankowy widok i głaskałam moją dzielną kotkę.
Powodzenia!
Tomasz Wandachowicz

Tomasz Wandachowicz doradca hipoteczny

Temat: rozwiązanie

bardzo Wam dziękuje za informacje - na pewno ta wiedza mi się przyda.
dziękuje i pozdrawiam
Iwona Broda

Iwona Broda specjalista ds.
konsultacji z
klientami

Temat: rozwiązanie

Doroto, bardzo pieknie to opisałaś :)
Dziekuję!
Iwona
Tomasz Wandachowicz

Tomasz Wandachowicz doradca hipoteczny

Temat: rozwiązanie

NO I SIĘ ROZWIĄZAŁO
w tym miejscu gorące podziękowania dla Doroty za szczegółowy opis całego wydarzenia - bez tej wiedzy ani rusz, a dzięki Dorocie mogłem spokojnie obesrwowac ten przecudny fakt na własne oczy.
ale po kolei
moja kotka wróciła ok 6 z dworu i dziwnie zawodząco pomiałkując szukała sobie miejsca pod schodami. słysząc rumor w schowku - wstałem i zaprowadziłęm Franiule do kotłowni gdzie miała przygotowane posłanie, tzn. szeroki karton wyściełany ręcznikami.
szybciutko zorientowała się że to właśnie to miejsce i widząc, że ja siadam obok niej - ułożyła się w środku.
ok 7 się zaczeło, tzn nasiliło się miałczenie a raczej zawodzenie, często wylizywała sobie drogi rodne. w pewnym momencie ujrzałem "bańkę" wystającą z niej - wtedy Frania przegryzła błonke otaczającą malucha i... przyszedł maluch na świat. całość trwała ok minuty. później kotka przegryzła pępowine i skrzętnie wylizywała malce.
czynność powtórzyła się jeszcze dwa razy bo maluchów w sumie jest trójka.
mój podziw dla kotki jest o tyle wielki, że jest to kotka bardzo młoda - nie ma jeszcze roku - a przez cały czas doskonale wiedziała co ma robić, kiedy i jak. wszystko robiła bardzo świadomie i spokojnie - może też dlatego, że przez cały czas siedziałem obok niej i czułem że jest mi wdzięczna że przy niej byłem (bardzo często patrzyła mi w oczy i smętnie zawodziła)
maluchy przyszły na świat w piątek. śpią jeden na drugim "w kanapkę" żeby było im cieplej. a mama choć wolałby śmigać po dworze - cierpliwie leży ogrzewa malce i pozwala się ssać do woli.
Reasumując - to mój drugi poród w życiu który odebrałem. w styczniu syna a w lipcu kociaki i musze wam powiedzieć że to chyba najpiękniejsze chwile w życiu. jesli chodzi o kotkę, to może też dlatego, że jesteśmy do siebie bardzo przywiązani.
dłużej już się nie rozpisuję
pozdrawiam raz jeszcze Dorotę i pozostałych miłośników naszych sierściuchów - koty są przecudowne

konto usunięte

Temat: rozwiązanie

Ja też Ci dziękuję, Doroto za piękny opis. Tym bardziej, że niestety moja Malutka została wysterylizowana, Krzyś wykastrowany więc nie będę świadkiem cudu narodzin...
Tomasz Wandachowicz

Tomasz Wandachowicz doradca hipoteczny

Temat: rozwiązanie

Małgorzato, wierz mi lub nie, ale płakałem jak dziecko - i przy moim Wiktorze i teraz przy kociakach - tym bardziej gdy kotka rodząc spogladała na mnie - żeby nie powiedzieć mi w oczy!

konto usunięte

Temat: rozwiązanie

Kocięta są wspaniałe, kotki są wspaniałymi matkami. Sęk w tym, że właśnie w tej chwili umiera tych kociąt tysiące w schroniskowych klatach, w wielkim cierpieniu, bo jest ich za dużo.
Tomaszu, wykastruj swoja kotkę, kiedy tylko kocięta zaczną samodzielnie jeść. Kotka może zajść w kolejną ciążę nawet już 2 tygodnie po porodzie.

Jeśli się chce mieć kontakt z kociętami - można wziąć bezdomną kotkę z malcami lub uratować te, które już żyją i bez naszej pomocy nie mają żadnych szans.
Iwona Broda

Iwona Broda specjalista ds.
konsultacji z
klientami

Temat: rozwiązanie

Oh, jaki ten świat jest brutalny. Czytając opowieść Tomasza, płakałam ze szczęścia. Ludzie, czy nie możemy jakoś pomóc tym zwierzakom?

Tomek, dzieki, że mamy takich wspaniałych facetów na świecie, jak Ty :)

konto usunięte

Temat: rozwiązanie

Iwona B.:
Oh, jaki ten świat jest brutalny. Czytając opowieść Tomasza, płakałam ze szczęścia. Ludzie, czy nie możemy jakoś pomóc tym zwierzakom?

Możemy, pewnie, że możemy. Przede wszystkim: nie rozmnażając, ale także: szukając domów tym bezdomnym, porzuconym, niechcianym.
Anna K.

Anna K. HILL International

Temat: rozwiązanie

Iwona B.:
Oh, jaki ten świat jest brutalny. Czytając opowieść Tomasza, płakałam ze szczęścia. Ludzie, czy nie możemy jakoś pomóc tym zwierzakom?

Tomek, dzieki, że mamy takich wspaniałych facetów na świecie, jak Ty :)

Możesz wziąć jednego do siebie. Co Ty na to?
Tomasz Wandachowicz

Tomasz Wandachowicz doradca hipoteczny

Temat: rozwiązanie

witajcie
odpowiem jeszcze tak dla formalności, bo widzę tu niepotrzebne, także złe emocje - za pozytywne emocje bardzo dziękuje - Iwonko - pozdrówka gorące

ciąża mojej kotki była "zaplanowana" tzn postanowiłem że Frania będzie miała jeden miot w życiu, natomiast kolejnych ciąż już nie będzie - kotka zostanie poddana zabiegowi.
pomyslicie że to bez sensu, ale po ciazy mojej zony widząc jej szczęście, chciałem żeby kotka z którą jestem bardzo zżyty, także miała potomstwo - to takie moje dziwne ludzkie odruchy - wychodze z założenia, może mylnego, że każda kobieta chciałaby mieć własne dzieci ! i chyba sie nie mylę patrząc na szczęście mojej żony a teraz również na szczęście mojej kotki !

jeśli chodzi o kociaki,to sa trzy, jeden zostanie ze mną - mam nadzieję ku radości Franczesy, natomiast dwa pozostałe mają już "przyszłych" rodziców :-)
pozdrawiam Was serdecznie
Iwona Broda

Iwona Broda specjalista ds.
konsultacji z
klientami

Temat: rozwiązanie

Anno, ja mam juz 4 koty :))
Więcej nie dam rady. Niedawno wzięłam cały miot kociąt 3 sztuki. Już dziś zię zastanawiam, jak sobie poradzę, ale zobaczymy. Na razie kociaki są cudowne, a mój kotek zaakceptował towarzystwo bez problemów.

Tomaszu, dzięki za Twoje słowa.

konto usunięte

Temat: rozwiązanie

Magdalena N.:
Iwona B.:
Oh, jaki ten świat jest brutalny. Czytając opowieść Tomasza, płakałam ze szczęścia. Ludzie, czy nie możemy jakoś pomóc tym zwierzakom?

Możemy, pewnie, że możemy. Przede wszystkim: nie rozmnażając, ale także: szukając domów tym bezdomnym, porzuconym, niechcianym.
No właśnie... a czy u nas istnieje coś takiego jak kontrola rozmnażania kotów - przede wszystkim tych w schroniskach? Ludzie bywają głupi i okrutni... trzeba zwierzęta przed takimi jednostkami chronić...

konto usunięte

Temat: rozwiązanie

Małgorzata B.:
Magdalena N.:
Iwona B.:
Oh, jaki ten świat jest brutalny. Czytając opowieść Tomasza, płakałam ze szczęścia. Ludzie, czy nie możemy jakoś pomóc tym zwierzakom?

Możemy, pewnie, że możemy. Przede wszystkim: nie rozmnażając, ale także: szukając domów tym bezdomnym, porzuconym, niechcianym.
No właśnie... a czy u nas istnieje coś takiego jak kontrola rozmnażania kotów - przede wszystkim tych w schroniskach? Ludzie bywają głupi i okrutni... trzeba zwierzęta przed takimi jednostkami chronić...

W większości schronisk na szczęście sytuacja poprawia się powoli, zwłaszcza za sprawą wolontariuszy.

W azylu (społecznym), w którym zajmuję się kotami, wszystkie dojrzałe koty są kastrowane, a kociaki oddajemy tylko osobom odpowiedzialnym, świadomym konieczności kastracji - jest to warunek adopcji i punkt umowy adopcyjnej. Prowadzimy też akcję kastracji kotów wolnożyjących (piwnicznych).

Jednak dopóki osoby prywatne będą rozmnażały swoje zwierzęta, schroniska będą przepełnione, a zwierzęta będą czekać w strasznych warunkach na śmierć, bez nadziei na dom.

Tomaszu, to co piszesz może się wydawać "urocze", ale jest nieprawdziwe.

U zwierząt za rozród odpowiada wyłącznie instynkt, a nie uczucia wyższe. Kotka nie chce "mieć dzieci" i nie jest świadoma tego, że jest "w ciąży". Koty nie myślą abstrakcyjnie.
Dobrze, że zamierzasz wykastrować kotkę - lepiej późno niż wcale.

Nie jest także prawdą to co piszesz o kobietach - nie każda kobieta chce mieć potomstwo. Ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.

konto usunięte

Temat: rozwiązanie

Magdalena N.:
Małgorzata B.:
Magdalena N.:
Iwona B.:
Oh, jaki ten świat jest brutalny. Czytając opowieść Tomasza, płakałam ze szczęścia. Ludzie, czy nie możemy jakoś pomóc tym zwierzakom?

Możemy, pewnie, że możemy. Przede wszystkim: nie rozmnażając, ale także: szukając domów tym bezdomnym, porzuconym, niechcianym.
No właśnie... a czy u nas istnieje coś takiego jak kontrola rozmnażania kotów - przede wszystkim tych w schroniskach? Ludzie bywają głupi i okrutni... trzeba zwierzęta przed takimi jednostkami chronić...

W większości schronisk na szczęście sytuacja poprawia się powoli, zwłaszcza za sprawą wolontariuszy.

W azylu (społecznym), w którym zajmuję się kotami, wszystkie dojrzałe koty są kastrowane, a kociaki oddajemy tylko osobom odpowiedzialnym, świadomym konieczności kastracji - jest to warunek adopcji i punkt umowy adopcyjnej. Prowadzimy też akcję kastracji kotów wolnożyjących (piwnicznych).

Jednak dopóki osoby prywatne będą rozmnażały swoje zwierzęta, schroniska będą przepełnione, a zwierzęta będą czekać w strasznych warunkach na śmierć, bez nadziei na dom.

Tomaszu, to co piszesz może się wydawać "urocze", ale jest nieprawdziwe.

U zwierząt za rozród odpowiada wyłącznie instynkt, a nie uczucia wyższe. Kotka nie chce "mieć dzieci" i nie jest świadoma tego, że jest "w ciąży". Koty nie myślą abstrakcyjnie.
Dobrze, że zamierzasz wykastrować kotkę - lepiej późno niż wcale.

Nie jest także prawdą to co piszesz o kobietach - nie każda kobieta chce mieć potomstwo. Ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.
Masz rację. Stąd kotka w rui zachowuje się jakby była 'na haju'...
Kocurek bezbłędnie odbiera sygnały kotki (gruchanie, tarzanie się z ogonem w charakterystyczny sposób, oczy wpółprzymknięte... przerabiałam te 'klimaty' - kotka wtedy na nic nie reaguje.).
Często ludzie mający kotki niewysterylizowane (wychodzące lub uciekające) nawet nie maja pojęcia, że ich najdroższa właśnie 'zaciążyła'.
Może chaotycznie piszę, ale generalnie mi chodzi o to, że:
- mając kotkę i nie planując hodowli trzeba ją bezwzględnie wysterylizować. Bo oprócz niechcianej ciąży może także mieć ropomacicze a to już jest niewesoła sytuacja...
Iwona Broda

Iwona Broda specjalista ds.
konsultacji z
klientami

Temat: rozwiązanie

Słuchajcie, czy jest prawdą, że kotka w czasie rui cierpi?
Kiedyś, gdzieś czytałam, że kotki mają straszne bóle i czy chcą, czy nie muszą zaciążyć, bo to trudno znieść. Wśród moich kociąt, a też mam ich kilka jest chyba, jedna kotka. Są jeszcze malutkie, więc nie wiem na pewno. Idę z nimi do weta i zobaczymy. Na razie je odrobaczam :))
Dorota P.

Dorota P. HR z pasją :-)

Temat: rozwiązanie

TOMASZ W.:
witajcie
odpowiem jeszcze tak dla formalności, bo widzę tu niepotrzebne, także złe emocje - za pozytywne emocje bardzo dziękuje - Iwonko - pozdrówka gorące

ciąża mojej kotki była "zaplanowana" tzn postanowiłem że Frania będzie miała jeden miot w życiu, natomiast kolejnych ciąż już nie będzie - kotka zostanie poddana zabiegowi.
pomyslicie że to bez sensu, ale po ciazy mojej zony widząc jej szczęście, chciałem żeby kotka z którą jestem bardzo zżyty, także miała potomstwo - to takie moje dziwne ludzkie odruchy - wychodze z założenia, może mylnego, że każda kobieta chciałaby mieć własne dzieci ! i chyba sie nie mylę patrząc na szczęście mojej żony a teraz również na szczęście mojej kotki !

jeśli chodzi o kociaki,to sa trzy, jeden zostanie ze mną - mam nadzieję ku radości Franczesy, natomiast dwa pozostałe mają już "przyszłych" rodziców :-)
pozdrawiam Was serdecznie


Tomku, Gratulacje! Jednak siły natury są niesamowite! Bardzo się cieszę i zazdroszczę Ci tego i innych widoków - jak już kotki otworzą oczy i jak zaczną biegać i bawić się, czyhać na siebie z ukrycia, toczyć po podłodze co się tylko da i przepychać się do jedzonka... mmm, to cudne! Tylko pamiętaj o jednym, że jak kotka uzna, że nie jest im dobrze tam gdzie są to je zacznie przenosić (chwyta je delikatnie za główki i nosi jednego po drugim w inne miejsce). I nie ma na to siły - nie chodzi o to że ona ma obiektywnie najlepszy kojec, liczy się jej subiektywne poczucie, że gdzieś będzie im lepiej. Więc jak nie zobaczysz kiedyś maluchów w kojcu to lepiej je znajdź, bo czasem się znajdują w dziwnych miejscach. Moja kotka kiedyś je przeniosła pod kapę na łóżku, pięć centymetrów od miejsca na którym usiadł mój mąż (groza!), potem przenosiła je do szafy (wytrzymała tam z nimi 1,5 tygodnia), potem koło pieca, na szeroką, niska półkę z bibelotami, raz przyniosła je nawet mężowi do łóżka, w nocy (na szczęście się obudził...). Mój mąż zbudował im nawet specjalne legowiska, szerokie, trzypiętrowe, a na każdym bezpieczne miejsca do leżenia… i tam pomieszkały tylko jakiś czas… I na nic błagania i tłumaczenia kotce, że tam gdzie są tam im dobrze... W sumie przenosiła je z dziesięć razy, one same jak się poruszały to też sobie różne legowiska znajdowały. Trzeba z tym uważać bo są tak malutkie że ledwo widoczne, można im niechcący krzywdę zrobić, a samo przenoszenie tez podobno bezpieczne nie jest - kotka może im niechcący coś uszkodzić. Ale cóż, to natura, ona jest silniejsza od naszych błagalnych próśb. Acha, i jak im gdzieś gdzie się właśnie przeniosą będzie za zimno to im można tam położyć termofor owinięty w ręcznik - jak wiesz koty strasznie lubią ciepełko...

A potem kotki rosną coraz bardziej i... trzeba zdecydować... To super, że znalazłeś im już miejsce do życia i w ogóle - jak widzę -wszystko zaplanowałeś i przemyślałeś.

Z drugiej strony nie dziwię się Magdzie, sama jestem "zbieraczką" kotów a mam przyjaciółkę, która ratuje wszystkie miauczące biedy i jest osiedlową karmicielką - ile jest kociego nieszczęścia na świecie to w głowie się nie mieści... Tylko że problem jest złożony. Żadna z dzikich, wysterylizowanych kotek z osiedla mojej przyjaciółki już nie żyje... One najprawdopodobniej tracą instynkt przetrwania, bądź nie przyjmuje ich stado (mają inny zapach) - trudno powiedzieć... Nie potrafią się odnaleźć wśród dzikich pobratymców... Taka jest natura - dąży do rozmnażania i już, wśród dzikich stworzeń to jest podstawowy pęd... Zaprzyjaźniony wet który sterylizował te kotki jest tego właśnie zdania... I co? Pozostają schroniska (brr...) albo opieka ludzi (rzadka, a karmicielki są powszechnie uważane za "wariatki")... Wyłapywać koty i sterylizować pomimo wszystko? Magdo, może to tylko moje doświadczenia, może wiesz jak żyje się kotkom wysterylizowanym?

Zgoda, domowe kotki powinny być sterylizowane lub mieć najwyżej jeden miot (to podobno w jakimś zakresie zabezpiecza je przed późniejszymi chorobami, między innymi ropomaciczem), a potem powinno się je sterylizować. Schroniskowe, oswojone koty - też powinno się sterylizować... Ale co zrobić z dzikimi?

Gdybym miała przyjąć do domu jeszcze jednego kota, to gdyby samo nie wlazło mi pod nogi jakieś kocie nieszczęście (do tej pory tak mi się właśnie zdarzało) to pewnie bym sobie wzięła od razu dwa, ze schroniska. Ale niestety nie kroi mi się, mam już trzy i wraz z kolejnym sierściuchem musiałabym sama sobie szukać domu - mój mąż już by tego nie przetrwał:))... choć bardzo lubi te które z nami mieszkają...
Trochę nie rozumiem snobizmu na koty i psy "superrasowe". OK, są piękne, niektóre niezwykłe, ale... mam wrażenie że to jest marnowanie energii i dobroci, którą można by przeznaczyć na ulżenie tym schroniskowym czy innym, bezdomnym sierotom. Ale może jestem jakoś głupio naiwna - rasowość zwierzaków nie zabezpiecza ich przecież przed okrucieństwem i bezmyślnością ludzi...

"Jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś" - gdyby tak każdy przeczytał i zrozumiał te słowa Małego Księcia i gdyby jeszcze je uwewnętrznił...

Marzę o zmianach w naszym prawie dotyczącym ochrony zwierząt (a może coś możemy zrobić? Jakieś lobby? Petycje internautów? Jak ktoś wie, dajcie znać). Jak oglądam Animal Planet, odcinki o policji dla ratowania zwierząt to myślę sobie, że my jesteśmy jeszcze w dżungli... i prawo silniejszego (człowieka) niepodzielnie tu króluje... Niestety wydaje mi się że sami jesteśmy jeszcze w dżungli… umysłowej... Dla wielu z nas problem w ogóle nie istnieje. Właśnie leczyłam swojego kocura, jeździłam codziennie na kroplówki, robiłam je też w domu, o kosztach nie wspomnę. I zrobiłabym to jeszcze raz, bo to jest członek mojej rodziny. A jeden ze znajomych powiedział (nie do mnie, oczywiście), że on to by nie leczył tylko by uśpił... Czyli: nowa, dobra zabawka - OK, stara i zepsuta - wyrzucić. Słowo daję, dżungla umysłowa... a niektórzy ludzie jeszcze na drzewach…

Magdo, masz misję i szczerze Ci gratuluję. Ale to nie jest czarno-białe zagadnienie. Dopóki sterylizacja będzie kosztowała tyle ile kosztuje (ostatnia cena: 340 PLN) ludzie nie będa sterylizować tylko mnożyć kocie i psie nieszczęścia, bo znakomitej większości nie bedzie po prostu stać na to. Nie przemówisz do wszystkich, kampanie społeczne są tylko częściowo skuteczne (choć cenne jesli prowadzone na większą skalę, ale w tym temacie - nie widziałam...). Owszem, są kupony na bezpłatną sterylizację (brawo dla byłego Prezydenta Wwy), ale to rozwiązuje problem kotów wolnożyjących lub schroniskowych. Moim zdaniem powinno sie walczyc o dotacje na koszty sterylizacji i późniejszej opieki zdla zwierząt - wszystkich zwierząt - wtedy tylko zmniejszy sie skala problemu... Czyli że każdy zabieg sterylizacji w każdej klinice jest bezpłatny... Jak to wywalczyć???

Pozdrawiam wszystkich.



Wyślij zaproszenie do