Monika A.

Monika A. Marketing
Communication
Academy

Temat: Koty nauczyły mnie...

Oj, koty nauczyły mnie wielu rzeczy :)
Na pewno pokory, cierpliwości i... porządku.
Rzeczy w jakiś sposób dla mnie ważne i cenne nie mogą leżeć sobie w miejscu, z którego zostałyby gdzieś rozwłóczone i schowane pod łóżko np.
Czarne ubrania nie mogą leżeć tam, gdzie ma dostęp biały kot :).

Przykłady można mnożyć...
Maria N.

Maria N. menadżer ds.
kadrowo-administracy
jnych

Temat: Koty nauczyły mnie...

Łezka się w oku kręci przy czytaniu niektórych Waszych postów...
Moje koty oczywiście nauczyły mnie rzeczy już tu wymienianych lub im bliskoznacznych, jak:
- cierpliwość, - spanie w bezruchu (bo kot leży na nogach lub w nogach),
- spanie na skrawku poduszki lub obok, mimo że zawsze lubiłam mieć wysoko głowę (bo kot śpi na poduszce),
- otwieranie drzwi wejściowych z torbą na wysokości podłogi,
- zabawa w aportowanie,
= głaskanie przez sen,
- wstawianie wazonu z kwiatami na noc i na czas nieobecności w domu do zlewu w kuchni (bo te listki i wstążeczki proszą kota, żeby pociągnął, a cóż, że się woda wyleje),
- symbolika kociego ogona i uszu (kiedy można się podrażnić, a kiedy lepiej już dać spokój lub kiedy się spodziewać ataku na szybę, drugiego kota itd),
- dawanie Filipowi kukurydzy konserwowej przy robieniu sałatki, bo inaczej nie da spokoju,
- poruszanie się z gracją po niedużej kuchni przy asyście dwóch żebrzących kotów, które właściwie prócz suchego Royala nic nie jedzą, ale kontrolować Pańcię muszą,
- zamykanie okien,
- niezamykanie drzwi (w łazience na wannie stoi miska z wodą, bo po co pić z miski koło żarełka),
- czekanie po wejściu do łazienki, aż kot (lub dwa) miauknięciem zasugeruje chęć towarzyszenia,
- niepodnoszenie głosu na męża, bo Lili się to nie podoba (męża za to niesłuchania głośno muzyki pod moją nieobecność uczą - Lilunia mnie uprzejmie informuje po moim powrocie, że coś było nie tak).

Natomiast prócz tego wszystkiego moje koty nauczyły mnie też wiary w to, że wszystko będzie dobrze oraz wiary w siebie (we mnie w sensie :-)) Po prostu kiedy patrzę w te kochane mordki, w ślepka, w których jednak (mimo osławionego kociego indywidualizmu) widać prawdziwe przywiązanie, to nawet w największej chandrze wiem, że nie jest tak do końca źle. Bo skoro na to zasłużyłam, skoro chodzą za mną krok w krok (głównie Filip), jakby mnie chroniły, skoro lubią ze mną być, leżeć obok czy na mnie (znowu Filip, bo Lilka się go chyba w tej kwestii boi - ja jestem jego), to jestem jednak "w porzo" i wszystko będzie dobrze...

Następna dyskusja:

Nasze koty - zdjęcia




Wyślij zaproszenie do