Temat: Kocia mowa
Co kot, to osobowość. Koty gadają też każdy trochę inaczej...
a). Zyzio. Najstarszy i najmądrzejszy, kiedyś niezbyt gadatliwy, obecnie najbardziej wymowny ( w sensie komunikacji międzygatunkowej):
- wydaje z siebie zwykłe kocie dźwięki, plus pytające "ik ?" kiedy nie wie, o co chodzi człowiekowi. Na hasło "Zyziu, pokaż, czego chcesz" - biegnie i pokazuje, ewidentnie rozumiejąc to, że jest zapytywany i demonstruje odpowiedź. Jak jest głodny - do miski, chce wyjść - balkon, na kolana - nie trzeba powtarzać, sprzątnąć kuwetę - jak wyżej ;)
Do tego dochodzi specjalne Zyziowe skrzeknięcie rozkoszy (trudno zapisać je literami, coś w rodzaju "mkriiik !"), które wydaje z siebie gdy jest rozwalony na moich kolanach, głaskany i wyjątkowo zadowolony. Skrzeknięcie jest super nagrodą, tak nawiasem mówiąc, dla opiekuna ;)
b). Lolek. Kot praktycznie najbardziej gadatliwy z całej trójki, ale monotematyczny. Jego żałosne miauuuu ! i mrkniauuu! oznaczają na ogół: "umieram z głodu ! Nie jadłem już ze dwie godziny !!!", ewentualnie: "patrz na mnie, nie na gazetę ! Tu jestem ! Olej komputer, jestem ważniejszy !!! Pogłaszcz mnie !!! ". Lolek w mniejszym stopniu opanował pojęcie "pokaż", ale się stara. Wyrażenie "kotom dać" w każdym razie rozumie... Balkonu nie lubi, zajrzy i zaraz wraca. Piecuch jeden.
c). Duduś. Z nim mam najmniejszy kontakt, gdyż jest Kotem Mojej Małżonki. Lubi mnie, owszem, ale jestem zdecydowanie na marginesie, w związku z tym do mnie kot się raczej nie odzywa. Swoją drogą, on w ogóle rzadko daje głos... Chyba, że jest rozzłoszczony. Wtedy przeklina że aż uszy więdną, takim kocim "grgrgrmniachgrgrgrgrmniachmniachgrgr !!!" Siedzi sobie na tłustym tyłku i klnie na czym świat stoi, a widać, że jest tak zły jak ciżmię... Baży się jak misajażdży, po prostu. Bo akurat mucha mu uciekła albo drzazga utkwiła w łapie. Jak był młody, warczał na Zyzia i Lolka prawie tak groźnie jak pitbull ;). Ale mu na szczęście przeszło ;) Raz jeden Dudek wydał z siebie wprost przerażający okrzyk rozpaczy, nie sądziłem że kot może tak aż boleśnie krzyczeć... To było wtedy, gdy przypadkiem spadł z balkonu do ogródka (bez obaw, parter), i nie umiał wrócić do domu, poczuł się zagubiony... Godzinę namawiałem śmiertelnie przerażonego kota, by wyszedł wreszcie z garażu sąsiada. Łatwe to nie było, lecz się udało. Odtąd kot czuje pewien respekt i nie chodzi po balustradzie balkonu tak beztrosko.
I tak mam wrażenie, że koty mówią do mnie więcej i bardziej zrozumiale, niż niejeden człowiek, serio...
Szymon R. edytował(a) ten post dnia 12.02.09 o godzinie 00:59