konto usunięte
Temat: Czy można rozmnożyć swojego kotka?
Witam wszystkich serdecznie.Doroto, piszę w sprawie Twojej rozterki na temat kastracji Twojego kota. Naszego Gandalfa wzięliśmy ze schroniska, potem byliśmy tam jeszcze kilka razy, bo chciałam namówić moją siostrę na wzięcie psa ze schroniska.
Tych kilka wizyt w schronisku zmieniło moje podejście do kastracji zwierząt. Kiedy byłyśmy tam po Gandalfa był lipiec i rodziło się bardzo dużo małych kotków. Pani ze schroniska namawiała nas na wzięcie maluszków (nie chcieliśmy, bo dużo pracujemy i długo nie ma nas w domu, ponoć starsze koty lepiej to znoszą). Powiedziała, że maluszki zdychają po kilka-kilkanaście dziennie. Pozostałe koty też na zdrowe nie wyglądały. Schronisko to nie miejsce dla kotów, ani żadnych innych zwierząt. Choć o samym schronisku złego słowa nie powiem - wszystkie koty miały czysto, miały jedzenie i picie.
Gandek, który "kupił" nas od pierwszego wejrzenia, rozchorował się bardzo ciężko 2 dni po przyjściu do naszego domu. Chodziliśmy do lekarza, a ja płakałam kiedy musiałam wciskać mu leki. Jestem pewna, że schroniska nie byłoby stać na leczenie go i w najlepszym wypadku zostałby tylko odizolowany od reszty, żeby ich nie pozarażać. Nie znasz Gandka, ale gdybyś go znała wiedziałabyś, że gdyby zdechł świat byłby gorszy, a na pewno mój świat byłby gorszy :)
Po jednej z wizyt w schronisku, podjęłam kilka decyzji. Po pierwsze co miesiąc przelewem im pieniądze, Wam, jeżeli możecie sobie na to pozwolić, również to polecam. A druga, ważniejsza decyzja - żadne moje zwierze nie będzie od kogoś, tylko wszystkie będą ze schroniska. Jeżeli ktoś chce rozdać koty, oznacza to, że jest dobrym człowiekiem, nie utopił ich, nie wyrzucił w reklamówce żywych do śmietnika, oznacza to że chce dla nich jak najlepiej i albo znajdzie im dom, albo zostaną u niego (znamy takie przypadki, prawda. Piotrze). Takim kotom od kogoś nie jest źle, a kotom w schronisku jest źle.
Moja siostra wyrzuca mi, że w schronisku obiecałam Gandkowi, że żeby mu się w domu nie nudziło, będę z nim chodziła na spacery (ale o tym w temacie chodzenia na spacery) i że nie dotrzymuję danego słowa, przez co jestem złą „matką”. To prawda nie dotrzymuję słowa, ale mam tę satysfakcję (a może usprawiedliwienie), że Gandek dostaje ode mnie coś więcej poza dachem nad głową i pełną miską, dostaje ode mnie całą kupę miłości i mam wrażenie, że ja od niego dostaję to samo :)
W tej chwili (razem z Krzysiem i Gandkiem) mieszkamy w wynajmowanym pokoju. Marzymy o domu, a kiedy będziemy go mieli pojedziemy do schroniska i weźmiemy kilka kotów, takich najbrzydszych, których nikt inny nie chce. A jak kiedyś przestaniemy tak dużo pracować to pojedziemy jeszcze raz i wtedy weźmiemy jeszcze kilka psów i też tych najstarszych i najbrzydszych. Tak postanowiłam i tak się stanie.
Doroto, jeżeli chcesz zrozumieć co miała na myśli Pani z fundacji, pojedź do schroniska w swoim mieście. Wejdź do pomieszczeń gdzie trzymane są koty, popatrz na nie i pomyśl, czy lepiej uratować choć jednego zwierzaka (a może dwa?) ze schroniska, czy pozwolić swojemu kotu „poszaleć” i spłodzić kilka nowych. Proszę nie zrozum moich słów jak krytyki, zrobisz jak uważasz, ale rozważ proszę to co napisałam.
Pozdrawiam Wszystkich gorąco
E.
PS. Gandek kastrację zniósł lepiej niż mój Krzyś znosi przeziębienie :)