Paweł Z.

Paweł Z. mgr politologii,
absolwent
Podyplomowych
Studiów Bankowoś...

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Jak sądzicie, czy interpretacja cyklu "Słoneczników", jakoby każdy z kwiatów symbolizował odmienny ludzki charakter, jest trafna?

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

A nie uważa Pan, że chodzi o znaki Zodiaku? Chociaż, bardziej skłaniałbym się ku tezie, że jest to metaforyczne odzwierciedlenie procentowego ujęcia dywidendy budżetu Konga, w którym umierają goryle górskie. ;)Małgorzata Kozłowska edytował(a) ten post dnia 11.05.08 o godzinie 00:49

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

"Czołgają się wokół największych z nas, kiedy tamci już nie żyją. Płacą grube tysiące za van Gogha i Modiglianiego, a w okresie kiedy namalowano te obrazy, opluwali je. Wyśmiewali. Robili na ich temat prymitywne żarty. Nienawidzę tego, co G.P. określa mianem Nowych Ludzi, tej nowej klasy ludzi z samochodami, pieniędzmi, telewizorami, z ich wulgarnością i nędznym, prymitywnym naśladownictwem burżuazji. Kocham uczciwość, wolność i szczodrość. Kocham tworzenie, konstruowanie. Kocham pełnię istnienia. Kocham wszystko, co nie ogranicza się do siedzenia i patrzenia, co nie kopiuje i nie ma martwego serca."

John Fowles

Vincent umierał z głodu, bo wszystkie datki, otrzymane od brata, wydawał na farby. Nikt nie chciał kupować jego obrazów. Ludzie, podobnie zresztą jak dzisiaj, woleli weneckie widoczki, jelonki, pieski i portreciki. Wyśmiewali go, opluwali, kazali "zdychać z głodu", malować jak wszyscy, którzy się sprzedają, a najlepiej wziąć się za "porządną, utylitarną robotę"... Czy dzisiaj, nie powiedzieliby tego samego? Obraz, którym zabito dziurę w kórniku, dzisiaj wart jest miliony. Gdyby tylko właściciel wiedział o tym..., ale nie miał takiej świadomości, podobnie jak współcześni nie wiedzą, co znaczy prawdziwe, wzniosłe dzieło. Zachwycają się gniotami, które nie mieszczą się w żadnych kategoriach sztuki, za to doskonale pasują nad kanapę, no i zapłacili za nie sporo w galerii. Wydaje im się, że cena i powszechność, czyni arcydzieło. Wieszają też "Słoneczniki" i bezczelnie rozpływają się nad ich wartością. Van Gogh jest przez nich kochany, tylko dlatego, że wart jest fortunę, nadal bowiem nie rozumieją i nie cierpią tej sztuki.
Może więc zamiast bezrefleksyjnie adorować reprodukcje i doszukiwać się w nich "ukrytych znaczeń", dawno zresztą zbadanych i opisanych wszerz i wzdłuż, czas rozejrzeć się za współczesnymi Vincentami, ale nie tymi nagłośnionymi przez media, lecz tymi, którzy dzięki cytowanym postawom Kalibanów tego świata, zmuszeni są układać towar w Castoramach i Geantach...

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

ale jest i podobienstwo do Wyspianskiego,w technice,barwach,wykorzystaniu nocy,wieku denata i byc moze trapiacej obu chorobie

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

polecam wszystkim w miare nowy i inny od dotychczasowych francuski film fabularny o Vincencie chyba o odkrywczym tytule "Van Gogh".Ostatnie miesiace jego zycia ale nareszcie inaczej pokazane,normalnie,normalnego czlowieka ogladamy i jego otoczenie,piekne zdjecia,troche humoru,swietne kreacje aktorskie.I dobry przeciez byl film z Timem Rothem.

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Prawdziwe arcydzieło rodzi się z buntu, nienawiści i cierpienia, nigdy zaś z komfortu i konformizmu.
Aleksandra A.

Aleksandra A. Fotograf, Legia MTB

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Chyba wiele się nie zmieniło w sytuacji artystów. Myślę, że jest coraz trudniej. Te prawdziwe arcydzieła rodzące się z buntu i cierpienia znowu są gdzieś pochowane w domach artystów. Znam wiele osób, które nie potrafią, może nawet nie chcą przebić się przez to morze różnego rodzaju kolorowych obrazków reklamy, obrazów pasujących do mebli, drukowanych na płótnie itp. Wszędzie jest tego mnóstwo i czy jesteśmy w stanie wyodrębnić to prawdziwe arcydzieło? Na szczęście wielu artystów w myśl Vincenta van Gogha tworzy z pasji, nie dla poklasku gdyż "Życie jest krótkie i mija szybko; jeśli więc jest się malarzem, trzeba malować."

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Zgadzam się tym spostrzeżeniem. To chyba jedna na milion rozsądna odpowiedź w tych dzisiejszych, przyklaskujących tandecie, czasach!
Paweł Z.

Paweł Z. mgr politologii,
absolwent
Podyplomowych
Studiów Bankowoś...

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

historyk i krytyk S.:
"Czołgają się wokół największych z nas, kiedy tamci już nie żyją. Płacą grube tysiące za van Gogha i Modiglianiego, a w okresie kiedy namalowano te obrazy, opluwali je. Wyśmiewali. Robili na ich temat prymitywne żarty. Nienawidzę tego, co G.P. określa mianem Nowych Ludzi, tej nowej klasy ludzi z samochodami, pieniędzmi, telewizorami, z ich wulgarnością i nędznym, prymitywnym naśladownictwem burżuazji. Kocham uczciwość, wolność i szczodrość. Kocham tworzenie, konstruowanie. Kocham pełnię istnienia. Kocham wszystko, co nie ogranicza się do siedzenia i patrzenia, co nie kopiuje i nie ma martwego serca."

John Fowles

Vincent umierał z głodu, bo wszystkie datki, otrzymane od brata, wydawał na farby. Nikt nie chciał kupować jego obrazów. Ludzie, podobnie zresztą jak dzisiaj, woleli weneckie widoczki, jelonki, pieski i portreciki. Wyśmiewali go, opluwali, kazali "zdychać z głodu", malować jak wszyscy, którzy się sprzedają, a najlepiej wziąć się za "porządną, utylitarną robotę"... Czy dzisiaj, nie powiedzieliby tego samego? Obraz, którym zabito dziurę w kórniku, dzisiaj wart jest miliony. Gdyby tylko właściciel wiedział o tym..., ale nie miał takiej świadomości, podobnie jak współcześni nie wiedzą, co znaczy prawdziwe, wzniosłe dzieło. Zachwycają się gniotami, które nie mieszczą się w żadnych kategoriach sztuki, za to doskonale pasują nad kanapę, no i zapłacili za nie sporo w galerii. Wydaje im się, że cena i powszechność, czyni arcydzieło. Wieszają też "Słoneczniki" i bezczelnie rozpływają się nad ich wartością. Van Gogh jest przez nich kochany, tylko dlatego, że wart jest fortunę, nadal bowiem nie rozumieją i nie cierpią tej sztuki.
Może więc zamiast bezrefleksyjnie adorować reprodukcje i doszukiwać się w nich "ukrytych znaczeń", dawno zresztą zbadanych i opisanych wszerz i wzdłuż, czas rozejrzeć się za współczesnymi Vincentami, ale nie tymi nagłośnionymi przez media, lecz tymi, którzy dzięki cytowanym postawom Kalibanów tego świata, zmuszeni są układać towar w Castoramach i Geantach...

Poruszające...
historyk i krytyk sztuki - czy sam tworzy?
Pewne jest to, że nic nie rozumie. Zapalczywość i bunt są właściwe, źle ukierunkowane tracą swoją siłę i moc. Chęć zbudowania własnego wizerunku kontestatora i non-konformisty na niegrzecznym odnoszeniu się do dyskutantów, bez świadomości tego z kim tak naprawdę wymienia się poglądy zdradza kompleksy i swoistą aberracją w postaci pragnienia pozostawania w kręgu wydumanych quasi znawców sztuki.
Dzieła wielkich artystów można nieskończenie odkrywać na nowo. To, że zostały już wcześniej przeanalizowane i opisane nie zamyka pola dla interpretacji, dla dyskusji na ich temat.
Nie ma żadnych podstaw, by uzurpować sobie prawo do określania ludzi wypowiadających się na tym forum. Już sama próba uzurpacji świadczy o tym, że postać oceniającego jest zmyślona a bunt i to wyzierające z postów sztuczne oburzenie są wydumane i nieprawdziwe.
W odróżnieniu do krytyków i tylko krytyków jestem twórcą i mam większe prawo wypowiadać się na temat jakiejkolwiek twórczości niż jakikolwiek niedoszły "artycha", który przesiaduje w modnych knajpkach dla aspirujących "do czegoś tam" postaci, które stymulują się wzajemnie swoją "dziwnością". Ktoś już kiedyś powiedział, że "lubi przechadzać się po ulicach z tajemniczym wyrazem twarzy"...
Zachęcam do dalszej dyskusji! Porozmawiajmy o Vincencie!
Paweł Z.

Paweł Z. mgr politologii,
absolwent
Podyplomowych
Studiów Bankowoś...

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Aleksandra Andrzejewska:
Chyba wiele się nie zmieniło w sytuacji artystów. Myślę, że jest coraz trudniej. Te prawdziwe arcydzieła rodzące się z buntu i cierpienia znowu są gdzieś pochowane w domach artystów. Znam wiele osób, które nie potrafią, może nawet nie chcą przebić się przez to morze różnego rodzaju kolorowych obrazków reklamy, obrazów pasujących do mebli, drukowanych na płótnie itp. Wszędzie jest tego mnóstwo i czy jesteśmy w stanie wyodrębnić to prawdziwe arcydzieło? Na szczęście wielu artystów w myśl Vincenta van Gogha tworzy z pasji, nie dla poklasku gdyż "Życie jest krótkie i mija szybko; jeśli więc jest się malarzem, trzeba malować."

Rzekłbym nawet, że Vincent był przede wszystkim twórcą, następnie malarzem. Pozostając w Borinage, gdzie jako wiejski kaznodzieja zdzierał z siebie ostatnie łachmany, by obdarować nimi biedne i chore dzieci górników usiłował tworzyć, urzeczywistniać nauki Chrystusa, zmieniać rzeczywistość. Pasja, z jaką wówczas działał przeniosła się na jego malarstwo, dla którego odkrył się, by duszą i ciałem odbierając naturę i otaczającą go rzeczywistość wyrazić siebie i niczym medium przekazać w swoich dziełach istotę rzeczy, kwintesencję świata, w którym żyjemy.
Paweł Z.

Paweł Z. mgr politologii,
absolwent
Podyplomowych
Studiów Bankowoś...

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Mariusz Kopec:
polecam wszystkim w miare nowy i inny od dotychczasowych francuski film fabularny o Vincencie chyba o odkrywczym tytule "Van Gogh".Ostatnie miesiace jego zycia ale nareszcie inaczej pokazane,normalnie,normalnego czlowieka ogladamy i jego otoczenie,piekne zdjecia,troche humoru,swietne kreacje aktorskie.I dobry przeciez byl film z Timem Rothem.

Nie widziałem tego francuskiego obrazu ale "Vincent i Theo" z Tim em Rothem jest rzeczywiście godny polecenia.

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Paweł Zamorski:
historyk i krytyk S.:
"Czołgają się wokół największych z nas, kiedy tamci już nie żyją. Płacą grube tysiące za van Gogha i Modiglianiego, a w okresie kiedy namalowano te obrazy, opluwali je. Wyśmiewali. Robili na ich temat prymitywne żarty. Nienawidzę tego, co G.P. określa mianem Nowych Ludzi, tej nowej klasy ludzi z samochodami, pieniędzmi, telewizorami, z ich wulgarnością i nędznym, prymitywnym naśladownictwem burżuazji. Kocham uczciwość, wolność i szczodrość. Kocham tworzenie, konstruowanie. Kocham pełnię istnienia. Kocham wszystko, co nie ogranicza się do siedzenia i patrzenia, co nie kopiuje i nie ma martwego serca."

John Fowles

Vincent umierał z głodu, bo wszystkie datki, otrzymane od brata, wydawał na farby. Nikt nie chciał kupować jego obrazów. Ludzie, podobnie zresztą jak dzisiaj, woleli weneckie widoczki, jelonki, pieski i portreciki. Wyśmiewali go, opluwali, kazali "zdychać z głodu", malować jak wszyscy, którzy się sprzedają, a najlepiej wziąć się za "porządną, utylitarną robotę"... Czy dzisiaj, nie powiedzieliby tego samego? Obraz, którym zabito dziurę w kórniku, dzisiaj wart jest miliony. Gdyby tylko właściciel wiedział o tym..., ale nie miał takiej świadomości, podobnie jak współcześni nie wiedzą, co znaczy prawdziwe, wzniosłe dzieło. Zachwycają się gniotami, które nie mieszczą się w żadnych kategoriach sztuki, za to doskonale pasują nad kanapę, no i zapłacili za nie sporo w galerii. Wydaje im się, że cena i powszechność, czyni arcydzieło. Wieszają też "Słoneczniki" i bezczelnie rozpływają się nad ich wartością. Van Gogh jest przez nich kochany, tylko dlatego, że wart jest fortunę, nadal bowiem nie rozumieją i nie cierpią tej sztuki.
Może więc zamiast bezrefleksyjnie adorować reprodukcje i doszukiwać się w nich "ukrytych znaczeń", dawno zresztą zbadanych i opisanych wszerz i wzdłuż, czas rozejrzeć się za współczesnymi Vincentami, ale nie tymi nagłośnionymi przez media, lecz tymi, którzy dzięki cytowanym postawom Kalibanów tego świata, zmuszeni są układać towar w Castoramach i Geantach...

Poruszające...
historyk i krytyk sztuki - czy sam tworzy?
Pewne jest to, że nic nie rozumie. Zapalczywość i bunt są właściwe, źle ukierunkowane tracą swoją siłę i moc. Chęć zbudowania własnego wizerunku kontestatora i non-konformisty na niegrzecznym odnoszeniu się do dyskutantów, bez świadomości tego z kim tak naprawdę wymienia się poglądy zdradza kompleksy i swoistą aberracją w postaci pragnienia pozostawania w kręgu wydumanych quasi znawców sztuki.
Dzieła wielkich artystów można nieskończenie odkrywać na nowo. To, że zostały już wcześniej przeanalizowane i opisane nie zamyka pola dla interpretacji, dla dyskusji na ich temat.
Nie ma żadnych podstaw, by uzurpować sobie prawo do określania ludzi wypowiadających się na tym forum. Już sama próba uzurpacji świadczy o tym, że postać oceniającego jest zmyślona a bunt i to wyzierające z postów sztuczne oburzenie są wydumane i nieprawdziwe.
W odróżnieniu do krytyków i tylko krytyków jestem twórcą i mam większe prawo wypowiadać się na temat jakiejkolwiek twórczości niż jakikolwiek niedoszły "artycha", który przesiaduje w modnych knajpkach dla aspirujących "do czegoś tam" postaci, które stymulują się wzajemnie swoją "dziwnością". Ktoś już kiedyś powiedział, że "lubi przechadzać się po ulicach z tajemniczym wyrazem twarzy"...
Zachęcam do dalszej dyskusji! Porozmawiajmy o Vincencie!


Po pierwsze: ornitolog nie musi umieć latać.

Po drugie, zastosował Pan podstawowy błąd retoryki (patrz: sofiści): gdy brakuje argumentów merytorycznych, to się atakuje personalnie.

Po trzecie, pod nikogo się nie podszywam. Od 15 lat zajmuję się sztuką (praktycznie), a co najmniej od 10 - w teorii. Proszę sobie poszukać, także publikacji. Jak sądzę, mam pełne prawo wypowiadać się o niej, bo jest to po prostu mój zawód, tak jak Pana - bycie bankierem.
Więc te Pańskie ataki jedynie świadczą o wysokiej ignorancji.

A na koniec. Skoro Pan mówi, że tworzy... z całym szacunkiem... co? Jak mawiała Maria Stangret-Kantor: żeby być artystą, trzeba siedzieć przy sztalugach od rana do nocy. A Pan mi wygląda na takiego, co raczej w banku przesiaduje... tym bardziej, jeśli jest jego dyrektorem. ;)historyk i krytyk S. edytował(a) ten post dnia 16.06.08 o godzinie 00:39

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

A jeśli dodatkowo dyskutant, jest ignorantem... to niech się nie dziwi, że jest "niegrzecznie" krytykowany...:p Poza tym, co to za krytyka, polegająca na głaskaniu wszystkich po główkach?
Florian Julian L.

Florian Julian L. profesor dr. hab.

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Paweł Zamorski:
Jak sądzicie, czy interpretacja cyklu "Słoneczników", jakoby każdy z kwiatów symbolizował odmienny ludzki charakter, jest trafna?

Szanowni Państwo!

Czy doczekaliśmy już czasów, że wolno napisać każdą bzdurę, a jakiekolwiek jej prostowanie jest "niepoprawnością polityczną" i niegrzecznym faux-pas? Rozumiem, że priorytetem - przy do bólu pragmatycznej i materialnej rzeczywistości, gdzie cechy wzniosłe i tak zwanego ducha zostały zamiecione pod dywan - jest dziś pozycja społeczna, "dobra praca" i gardzenie tymi, którym się nie udało, bo nie umiejąc (nie chcąc) przystosować się do obowiązującego modelu życia, równości, wspólności i identyczności (to z Huxleya), siedzą w kawiarniach. Ale, na Listość Boską, nie piszmy przy tym bzdur!

Na Pańskie pytanie odpowiedź jest jedna: taka interpretacja nie jest trafna! Pytanie jest postawione, jakby padło z ust - z całym szacunkiem - gimnazjalisty, który siedząc przed grą komputerową, dostając telefon od swej sympatii, chciał popisać się swą elokwencją i na poczekaniu wymyślił coś, co wydawałoby mu się nadzwyczaj mądre, a tymczasem jest co najwyżej emfatycznie egzaltowane. Łatwiej zatem zrozumieć mi sarkazm o gorylach z Kongo, niż tak postawioną sprawę przez poważnego, jak można wywnioskować z jego deklaracji, czy dekretacji - człowieka.

Kolejnym nieszczęściem dzisiejszego oblicza rzeczywistości, oprócz "poprawności politycznej", jest fakt, że wypowiadać się na praktycznie każdy temat może tak wiele osób. Stąd takie, a nie inne, przykłady ignorancji. Prawnicy zarządzają dziś galeriami (niekoniecznie handlowymi), robotnicy decydują o tym, jakie książki i płyty pojawiają się na rynku (w końcu wydawnictwa "odpowiadają na zapotrzebowanie społeczne", prawda?), a bankierzy tupią nogami, gdy ktoś im próbuje wykazać, jakie głupstwo palnęli, sami idąc w zaparte. Poproszę o indeks, dwója...

Paweł Zamorski:
Dzieła wielkich artystów można nieskończenie odkrywać na nowo.

Niby można, ale po co na nowo wymyślać koło? Lepiej rzeczywiście zająć się tym, do czego zostaliśmy stworzeni, czy systemowo sformatowani. Na przykład zarządzaniem zasobami ludzki, obrotem pieniędzmi, czy innym tam bankiem. Kwestię rozważań o sztuce naprawdę pozostawmy kompetentnym osobom.

Pozdrowienia dla historyków
i krytyków sztuki.
Walczcie z ignorancją!

Z estymą,
FJL
Paweł Z.

Paweł Z. mgr politologii,
absolwent
Podyplomowych
Studiów Bankowoś...

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

historyk i krytyk S.:
Po pierwsze: ornitolog nie musi umieć latać.

Po drugie, zastosował Pan podstawowy błąd retoryki (patrz: sofiści): gdy brakuje argumentów merytorycznych, to się atakuje personalnie.

Po trzecie, pod nikogo się nie podszywam. Od 15 lat zajmuję się sztuką (praktycznie), a co najmniej od 10 - w teorii. Proszę sobie poszukać, także publikacji. Jak sądzę, mam pełne prawo wypowiadać się o niej, bo jest to po prostu mój zawód, tak jak Pana - bycie bankierem.
Więc te Pańskie ataki jedynie świadczą o wysokiej ignorancji.

A na koniec. Skoro Pan mówi, że tworzy... z całym szacunkiem... co? Jak mawiała Maria Stangret-Kantor: żeby być artystą, trzeba siedzieć przy sztalugach od rana do nocy. A Pan mi wygląda na takiego, co raczej w banku przesiaduje... tym bardziej, jeśli jest jego dyrektorem. ;)historyk i krytyk S. edytował(a) ten post dnia 16.06.08 o godzinie 00:39

Po pierwsze: ginekolog nie musi być kobietą. Taki jest poziom pańskiej argumentacji. Bez komentarza.
Po drugie: Argument ad personam to nie błąd. To jedna z figur retorycznych, mniej lub bardziej wyszukana, w zależności od tego co się chce uzyskać, co nie zmienia faktu, że to jeden z elementów erystyki. Nie czytał Pan najwyraźniej ani Schopenhauera ani Sofistów, na których się Pan powołuje. Jednakże w przeciwieństwie do pańskiego defensora, imć Pana profesora, nie odmawiam Panu prawa do przekraczania granic pańskich kompetencji. Byłoby to wyrazem zaczadzenia umysłowego, zakompleksienia i brakiem wiary we własne możliwości.
Po trzecie: to Pan atakuje ad personam. Pańska próba zdezawuowania mnie poprzez zestawienie mojej profesji ze wzniosłym zajęciem, jakim jest sztuka, ma mnie zdyskredytować i obnażyć płyciznę poglądów. Jest to jednak próba daremna, ponieważ zdradza pańskie zdenerwowanie. Sarkazm z gorylami w tle nie stanowi merytorycznego argumentu, więc nie wiem o czym Pan pisze utyskując na brak merytoryki w moich wypowiedziach. Jeżeli prawdziwe jest pańskie dossier (a mam poważne wątpliwości, podobnie jak w przypadku Pana profesora), to zdaje Pan sobie sprawę, że twórca nie musi być Cynikiem. Poza tym, zdradza się Pan z jedną z najniższych ludzkich słabości - jest Pan po prostu zazdrosny. Wrażliwa dusza nie musi pozostawać na obrzeżach społeczeństwa, by utwierdzać się w swojej wyjątkowości. Bunt, kontestację można wyrazić w zupełnie inny sposób. Zdradza się Pan również z pewnym ograniczeniem, myśli Pan bowiem w sposób konwencjonalny, posługuje się Pan stereotypami: bankier "nie równa się" twórca etc. Jak ktoś kto myśli na skróty może pozostawać wiarygodnym w środowisku twórczym?
Paweł Z.

Paweł Z. mgr politologii,
absolwent
Podyplomowych
Studiów Bankowoś...

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Florian Julian L.:
Paweł Zamorski:
Jak sądzicie, czy interpretacja cyklu "Słoneczników", jakoby każdy z kwiatów symbolizował odmienny ludzki charakter, jest trafna?

Szanowni Państwo!

Czy doczekaliśmy już czasów, że wolno napisać każdą bzdurę, a jakiekolwiek jej prostowanie jest "niepoprawnością polityczną" i niegrzecznym faux-pas? Rozumiem, że priorytetem - przy do bólu pragmatycznej i materialnej rzeczywistości, gdzie cechy wzniosłe i tak zwanego ducha zostały zamiecione pod dywan - jest dziś pozycja społeczna, "dobra praca" i gardzenie tymi, którym się nie udało, bo nie umiejąc (nie chcąc) przystosować się do obowiązującego modelu życia, równości, wspólności i identyczności (to z Huxleya), siedzą w kawiarniach. Ale, na Listość Boską, nie piszmy przy tym bzdur!

Na Pańskie pytanie odpowiedź jest jedna: taka interpretacja nie jest trafna! Pytanie jest postawione, jakby padło z ust - z całym szacunkiem - gimnazjalisty, który siedząc przed grą komputerową, dostając telefon od swej sympatii, chciał popisać się swą elokwencją i na poczekaniu wymyślił coś, co wydawałoby mu się nadzwyczaj mądre, a tymczasem jest co najwyżej emfatycznie egzaltowane. Łatwiej zatem zrozumieć mi sarkazm o gorylach z Kongo, niż tak postawioną sprawę przez poważnego, jak można wywnioskować z jego deklaracji, czy dekretacji - człowieka.

Kolejnym nieszczęściem dzisiejszego oblicza rzeczywistości, oprócz "poprawności politycznej", jest fakt, że wypowiadać się na praktycznie każdy temat może tak wiele osób. Stąd takie, a nie inne, przykłady ignorancji. Prawnicy zarządzają dziś galeriami (niekoniecznie handlowymi), robotnicy decydują o tym, jakie książki i płyty pojawiają się na rynku (w końcu wydawnictwa "odpowiadają na zapotrzebowanie społeczne", prawda?), a bankierzy tupią nogami, gdy ktoś im próbuje wykazać, jakie głupstwo palnęli, sami idąc w zaparte. Poproszę o indeks, dwója...

Paweł Zamorski:
Dzieła wielkich artystów można nieskończenie odkrywać na nowo.

Niby można, ale po co na nowo wymyślać koło? Lepiej rzeczywiście zająć się tym, do czego zostaliśmy stworzeni, czy systemowo sformatowani. Na przykład zarządzaniem zasobami ludzki, obrotem pieniędzmi, czy innym tam bankiem. Kwestię rozważań o sztuce naprawdę pozostawmy kompetentnym osobom.

Pozdrowienia dla historyków
i krytyków sztuki.
Walczcie z ignorancją!

Z estymą,
FJL

Witam serdecznie!
Jest mi niezwykle miło gościć Pana Profesora. To wielki zaszczyt, wielki honor, że postanowił Pan zstąpić na "słów kilka" z uniwersyteckiego Panteonu, by wznosłością poglądów swoich raczył nas Pan oświecić, mnie dodatkowo skarcić, kolegę "po fachu" wybronić (może w większym stopniu była to obrona "cech wzniosłych i ducha" przed profanacją ze strony "ignorantów - jest Pan idealistą!), siebie utwierdzić zaś w przekonaniu, że nie składa się z tych samych cząstek elementarnych co ludzie przyziemni, zainteresowani osiągnięciem pozycji społecznej, żyjący, by pracować a nie pracujący, by żyć (nie piszę z kogo to jest, bo nie mam kompleksów i nie muszę sobie niczego udowadniać).
Aż trudno mi uwierzyć, w to co czytam! Ależ Panie profesorze, jest Pan w błędzie!
"Bzdura", jak Pan raczył nazwać mój ASUMPT do dyskusji (przecież niekoniecznie muszę podzielać ten pogląd, ze sformułowania to nie wynika!)vjest jedną z interpretacji zrodzonych w kręgu historyków sztuki. Kala Pan zatem własne gniazdo.
Pojawia się w pańskiej wypowiedzi element "rozmowy na temat" - w jednym ustępie podejmuje Pan rozważanie stanowiące kanwę niniejszej wymiany zdań - odpowiada Pan na moje, jak się okazało, prowokacyjne pytanie (spełniło zatem swoją rolę!), by kilka słów dalej zaatakować bez pardonu ad personam. Jeżeli maluje Pan takie obrazy, jaki nakreślił Pan w celu zdezawuowania mnie (chodzi o ustęp z sympatią, internetem etc. - jakie to infantylne!), to jako krytyk musi Pan nie znosić siebie jako malarza.
Emfatycznie egzaltowane? Wiem, co Pan miał na myśli ale...kto tak mówi?! Nie wierzę...Zestawienie dwóch słów zaczerpniętych ze słownika wyrazów obcych nie uczyni frazy ani bardziej trafną, ani nie przyda autorowi elokwencji.
Pan jako krytyk i jak mniemam twórca prezentuje pogląd, że ludzie mogą być "stworzeni" lub "systemowo sformatowani" (to też ładne) do określonych zajęć, do określonych form aktywności zawodowej. W jakim Pan żyje świecie? Czy to są poglądy godne profesora? Jak wiele arogancji mieści się w tym fragmencie - podobnie jak pański "kolega po fachu" dokonuje Pan pobieżnej oceny posługując się stereotypami i myślowymi konwencjami. Uprasza się Pana o wolnomyślicielstwo! Pozostawię to bez komentarza.
Twierdzi Pan również, że nie warto dokonywać reinterpretacji wielkich, doniosłych dzieł. Sztuka może być uniwersalna, ponadczasowa. Dzieła, które spełniają takie kryteria mogą a nawet powinny być reinterpretowane, na tym polega ich wielka wartość. Przecież sam Pan powinien wiedzieć, że w historii sztuki reinterpretacja jest zjawiskiem bardzo powszechnym. Mnogość znaczeń przy jednoczesnym utrwaleniu czegoś wiecznego i niezmiennego, prostota odkrywająca złożoność świata będą zawsze ponad intelektualnym onanizmem ludzi z chorobliwie opuchniętym ego. Panie profesorze, ja bym Panu indeksu do ręki nie dał...
Niech wypowie się Vincent:
"Nie w słowa malarzy, a w język natury powinniśmy się wsłuchiwać, wrażliwość na istotę rzeczy, na rzeczywistość jest ważniejsza od wrażliwości na obrazy" - Van Gogh.
Dość jałowych sporów, rozmawiajmy o sztuce. A jeżeli nie macie Panowie ochoty rozmawiać z "niekompetentnymi" - są inne fora. Szczególnie polecam forum "poznaj samego siebie"...

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

W odróżnieniu do krytyków i tylko krytyków jestem twórcą i mam większe prawo wypowiadać się na temat jakiejkolwiek twórczości niż jakikolwiek niedoszły "artycha", który przesiaduje w modnych knajpkach dla aspirujących "do czegoś tam"

Tak po prostu, zadekretował sobie Pan to prawo? Czy ma Pan na to jakieś papiery, pieczątki i zezwolenia? Szczególnie bankierzy je lubią. ;)
Ps. Chętnie obejrzę te Pańskie dzieła, serio. ;)

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

historyk i krytyk S.:
W odróżnieniu do krytyków i tylko krytyków jestem twórcą i mam większe prawo wypowiadać się na temat jakiejkolwiek twórczości niż jakikolwiek niedoszły "artycha", który przesiaduje w modnych knajpkach dla aspirujących "do czegoś tam"

Tak po prostu, zadekretował sobie Pan to prawo? Czy ma Pan na to jakieś papiery, pieczątki i zezwolenia? Szczególnie bankierzy je lubią. ;)
Ps. Chętnie obejrzę te Pańskie dzieła, serio. ;)

Mea culpa! Biję czoło przed prawdziwym artystą/krytykiem!
Paweł Z.

Paweł Z. mgr politologii,
absolwent
Podyplomowych
Studiów Bankowoś...

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

historyk i krytyk S.:
historyk i krytyk S.:
W odróżnieniu do krytyków i tylko krytyków jestem twórcą i mam większe prawo wypowiadać się na temat jakiejkolwiek twórczości niż jakikolwiek niedoszły "artycha", który przesiaduje w modnych knajpkach dla aspirujących "do czegoś tam"

Tak po prostu, zadekretował sobie Pan to prawo? Czy ma Pan na to jakieś papiery, pieczątki i zezwolenia? Szczególnie bankierzy je lubią. ;)
Ps. Chętnie obejrzę te Pańskie dzieła, serio. ;)

Mea culpa! Biję czoło przed prawdziwym artystą/krytykiem!

Z całym szacunkiem, wypowiedziałem się już w sprawie i chciałbym, ze swej strony, zakończyć jałową dyskusję. Porozmawiajmy o Vincencie! Jeżeli ktoś nie ma życzenia, bardzo mi przykro...

konto usunięte

Temat: Słoneczniki...czy w istocie stanowią odzwierciedlenie...

Paweł Zamorski:
historyk i krytyk S.:
Po pierwsze: ornitolog nie musi umieć latać.

Po drugie, zastosował Pan podstawowy błąd retoryki (patrz: sofiści): gdy brakuje argumentów merytorycznych, to się atakuje personalnie.

Po trzecie, pod nikogo się nie podszywam. Od 15 lat zajmuję się sztuką (praktycznie), a co najmniej od 10 - w teorii. Proszę sobie poszukać, także publikacji. Jak sądzę, mam pełne prawo wypowiadać się o niej, bo jest to po prostu mój zawód, tak jak Pana - bycie bankierem.
Więc te Pańskie ataki jedynie świadczą o wysokiej ignorancji.

A na koniec. Skoro Pan mówi, że tworzy... z całym szacunkiem... co? Jak mawiała Maria Stangret-Kantor: żeby być artystą, trzeba siedzieć przy sztalugach od rana do nocy. A Pan mi wygląda na takiego, co raczej w banku przesiaduje... tym bardziej, jeśli jest jego dyrektorem. ;)historyk i krytyk S. edytował(a) ten post dnia 16.06.08 o godzinie 00:39

Po pierwsze: ginekolog nie musi być kobietą. Taki jest poziom pańskiej argumentacji. Bez komentarza.
Po drugie: Argument ad personam to nie błąd. To jedna z figur retorycznych, mniej lub bardziej wyszukana, w zależności od tego co się chce uzyskać, co nie zmienia faktu, że to jeden z elementów erystyki. Nie czytał Pan najwyraźniej ani Schopenhauera ani Sofistów, na których się Pan powołuje. Jednakże w przeciwieństwie do pańskiego defensora, imć Pana profesora, nie odmawiam Panu prawa do przekraczania granic pańskich kompetencji. Byłoby to wyrazem zaczadzenia umysłowego, zakompleksienia i brakiem wiary we własne możliwości.
Po trzecie: to Pan atakuje ad personam. Pańska próba zdezawuowania mnie poprzez zestawienie mojej profesji ze wzniosłym zajęciem, jakim jest sztuka, ma mnie zdyskredytować i obnażyć płyciznę poglądów. Jest to jednak próba daremna, ponieważ zdradza pańskie zdenerwowanie. Sarkazm z gorylami w tle nie stanowi merytorycznego argumentu, więc nie wiem o czym Pan pisze utyskując na brak merytoryki w moich wypowiedziach. Jeżeli prawdziwe jest pańskie dossier (a mam poważne wątpliwości, podobnie jak w przypadku Pana profesora), to zdaje Pan sobie sprawę, że twórca nie musi być Cynikiem. Poza tym, zdradza się Pan z jedną z najniższych ludzkich słabości - jest Pan po prostu zazdrosny. Wrażliwa dusza nie musi pozostawać na obrzeżach społeczeństwa, by utwierdzać się w swojej wyjątkowości. Bunt, kontestację można wyrazić w zupełnie inny sposób. Zdradza się Pan również z pewnym ograniczeniem, myśli Pan bowiem w sposób konwencjonalny, posługuje się Pan stereotypami: bankier "nie równa się" twórca etc. Jak ktoś kto myśli na skróty może pozostawać wiarygodnym w środowisku twórczym?


Jak najbardziej, zgadzam się z Panem. Potwierdził Pan zresztą tylko moje słowa. By być krytykiem, nie trzeba być artystą! To są dwie zupełnie różne drogi, powiedzmy, „zawodowej” realizacji. Każdy prawdziwy „krytyk” posiada przygotowanie estetyczne, a także opanowany aparat badawczy, które to pozwalają mu na obiektywną ocenę dzieł. Artysta, który sam tworzy, siłą rzeczy subiektywnie patrzy na świat, a więc nie jest w stanie bezstronnie, merytorycznie, ocenić innego twórcę, bez rzutowania na tę ocenę osobistych odczuć i upodobań.
Według Pana, krytyk, aby mógł wypowiadać się o sztuce, musi bezwzględnie sam tworzyć... Tym samym, strzelił Pan gola do własnej bramki, sam sobie odebrał prawo do wypowiadania się o sztuce, ponieważ... jest Pan bankowcem, a nie artystą! Przecież to właśnie taką ścieżkę rozwoju Pan sobie wybrał, takie dossier upublicznił nam do wglądu, więc, niechże się Pan jej nie wypiera i nie dekretuje czego innego! Albo - albo.



Wyślij zaproszenie do