Temat: Emerytury zagrożone - ZUS bankrutem
Trochę poza tematem, ale, nawiązując do wypowiedzi Tomasza, opiszę moje spostrzeżenia w zakresie pewnego pomieszania z poplątaniem - "na pocieszenie". Nie będzie to jednak nic nowego pod słońcem.
Kolega z pracy pogubił się kompletnie i stwierdził, że "już dość narządzili się liberałowie, teraz czas na lewicę". Ów kolega jest przekonany, że tak właśnie wyglądają rządy liberałów (ponieważ PO się tak określało i jemu się tak kojarzy) i nie chce dalszych eksperymentów w tym kierunku, a w zamian domaga się powrotu lewicy i zaprowadzenie "społecznego porządku". I o zgrozo, wielu z moich znajomych chce oddać głos na Cimoszewicza / SLD. Co nie wróży dobrze naszym emeryturom. Zresztą żaden wybór nie służy, ponieważ ten realny to wybór sił zachowawczych, a ten nierealny jest... nierealny :)
Nie jest to pierwszy raz, gdy widzę u ludzi takie pomieszanie pojęć, że skóra cierpnie. A niestety, myślenie "etykietami" zamiast "analizy faktów" ma potem bezpośrednie przełożenie na "krzyżyki" podczas wyborów. Niejednokrotnie w moim niedługim życiu (zarówno lewicowym-dawniej, jak i liberalnym - obecnie) byłem świadkiem dyskusji na temat polskiej sceny politycznej. O PiS wypowiadano się per prawica (ponieważ patrioci i konserwatyści, wartości, Naród, Kościół), o PO - liberałowie (ale już nie mówiono prawica, tylko - słowo klucz "liberałowie", kategoria sama-w-sobie). O "liberałach" mówiono też jednak pod adresem lewicy. Chyba sami uczestnicy tej dyskusji nie byli świadomi, że sami siebie nie rozumieją.
Konserwatyzm i "wartości" są łatwe do przyswojenia, więc "z automatu" taka partia kojarzona jest jako "właściwa" (a zatem "prawa", prawicowa). PO, która ostatnio chce coraz częściej "zakazać, penalizować, kontrolować", nazywana jest liberałami, bo tak się sama określała. Jednak "nie ma miejsca" na prawej stronie na liberałów, ponieważ tego terminu uczepiły się też "pewne środowiska", przypisując im mylnie łatkę wszystkiego, co najgorsze. Ja rozumiem, że "pewne środowiska" były skrajnie przeciwne "liberalizmowi światopoglądowemu" (w
lewicowym rozumieniu), ale zamiast walczyć o to, by pewne pojęcia zaczęły być poprawnie używane, przyczyniły się do zgn*jenia pojęcie liberalizmu, tak, że ów kojarzy się teraz negatywnie nie tylko socjalistom, ale i... sporemu elektoratowi prawicy, który w życiu nie zagłosuje na "tfu-lyberałów". A że właśnie socjaliści nie są zwykle konserwatywni (chociaż PRL był podobno, jak wspominał dziadek, nad wyraz purytański :) ), więc niby wszystko pasuje: "komuna i liberałowie", układ, etc.
Mówi się "komuniści i liberałowie", "prawica i patriotyzm". Miesza się kompletnie terminy
gospodarcze i światopoglądowe. W jednym z ujęć:
Liberałowie: PO, demokraci.pl i CZASEM UPR,
Prawica narodowa: PiS, LPR, NOP/ONR, czasem - o z grozo ruchy NS, znacznie częściej UPR (ale znów nie jako rozsądni liberałowie, a ścisła konserwa pokroju LPR i posła Orzechowskiego czy Piłki),
Lewica: SLD, coraz częściej PiS, LPR i SLD.
Z drugiej strony SLD często kojarzy się z PO i demokraci.pl. Zbyt często słyszę wahanie w głosie: "albo SLD albo PO".
Jeśli tak wygląda obraz polityki w polskim społeczeństwie (co gorsza, nie jest taki znów odległy od rzeczywistości), to próba przekonania do głosowania na liberałów jest... karkołomnym wyzwaniem.
Ludzie nie wiedzą, na kogo głosować, bo różne partie mają te same hasła i żadne ich nie realizują (ba, postępują dokładnie odwrotnie). Ludzie panicznie się boją jutra, a UPR ze swoją "odpowiedzialnością za własne życie" jeszcze to przerażenie pogłębia. Z drugiej strony mylne pojmowanie liberalizmu jako ofensywnego libertynizmu przeraża "drugą stronę barykady", która
nasłucha się o tym tu i ówdzie. Co w sumie sprawia, że chyba będziemy mieć wielki powrót do partii lewicowych nie tylko z działań, ale i nazwy. Że mimo wszystko jednak "lewica" mimo wszystko kojarzy się jeszcze z PRLem, ludzie będą woleli poprzeć PO, co już wykazują sondaże i zasłyszane głosy.
Z kolei partie świetnie wiedzą, jak grać na uczuciach. Aborcja, eutanazja, homoseksualiści, krzyże, Rosja, Ameryka,
za naszą wolność i waszą, tu stali Polacy, a tam stało ZOMO,
hej kto Polak, in-vitro, podsłuchy,
My, Naród!, Kyrieelejson...
Poza tym politycy przechodzą pomiędzy partiami. W sumie bez różnicy, która z wiodących partii dojdzie do głosu.
I dlatego naszymi emeryturami przez kolejne kadencje będą zajmować się prawdopodobnie ci sami ludzie. Przecież oni nie wymrą w ciągu jednego pokolenia, a każde kolejne pokolenie będzie powiązane siecią zależności z decydentami pokoleń poprzednich. Jak tak patrzę po wypowiedziach niektórych dzisiejszych studentów i absolwentów, to z przerażeniem dostrzegam, że oni marzą o łatwej i ciepłej posadzie "na państwowym" (cóż, trudno się komuś dziwić, że pragnie wygód, chociaż myśli bardzo krótkowzrocznie), więc oni pierwsi staną okoniem przeciw reformom. I nie będzie ich coraz mniej, tylko coraz więcej. Dalej, w kwestii emerytur decydenci niewiele będą mieć do wyboru ponad to, co znają od 50 lat. Być może przemycą coś z rozwiązań UPRowskich jako własne, może popatrzą na kraje sąsiedzkie, ale cudu nie zdziałają, prędzej będą kombinować z dodatkowymi podatkami (jawnymi bądź ukrytymi). Fiskus ma już rewelacyjne narzędzia do pełnej kontroli podatnika (a ustawa antyhazardowa dopomoże). Obawiam się, że w końcu, za 20-30 lat (gdy mój rocznik będzie przechodził na emeryturę), a może znacznie wcześniej, problem będzie na tyle poważny, że "dla dobra społecznego" rząd wprowadzi coś w rodzaju "górnego progu dochodów per capita". Coś jak maksymalna stawka emerytalna: niezależnie od tego ile zarabiałeś, nie dostaniesz więcej, niż próg. A reszta - na podatki dla ratowania systemu.
Ale może nie dożyję emerytury i będzie mi oszczędzone zmierzenie się z eksperymentami rządzących w tej kwestii. Niech żyją choroby cywilizacyjne, ratujące polski system emerytalny...
Adrian Olszewski edytował(a) ten post dnia 21.11.09 o godzinie 05:41