Temat: Jak zostac trenerem?
Paweł S.:
Hmm, nie sposób się z Przemkiem nie zgodzić. Znowu :-).
Moim zdaniem bycie trenerem (fuj, jakoś nie podoba mi się to określenie - jest fatalne) to nie zawód a powołanie. Trzeba połączyć kilka czynników - dogłębną wiedzę w swojej dziedzinie, doświadczenie i praktykę biznesową - same książki absolutnie nie wystarczą, umiejętność przekazywania wiedzy i pasję. Jeśli zabraknie któregoś z tych czynników, to... cóż.
Gdy pierwszy raz stanąłem przed grupą, w której miałem CEO dużych firm, które osiągnęły sukces rynkowy pomyślałem - "Mój Boże, ja mam ICH uczyć jak prowadzić biznes? To ja mogę się od nich dużo nauczyć" - i rzeczywiście tak było. Szkolenie się udało, bo opierało się na doświadczeniu praktycznym i prawdziwym zamiłowaniu do tego, co mówiłem. Gdybym oparł swą wiedzę na książkach (których zalet absolutnie nie chcę umniejszać), to zostałbym "zjedzony" w pierwszej godzinie zajęć. Działa to też w drugą stronę - każde szkolenie daje prowadzącemu potężną dawkę doświadczeń jego uczestników - jeżeli umie ją mądrze wykorzystać, to chwałą mu za to.
Nie jestem wielkim psychologiem. Moja 8-letnia córka robi mnie "w szmaty" jak chce :-). Uczestniczyłem jednak w wielu szkoleniach "miękkich" prowadzonych przez dyplomowanych trenerów - faktycznie, znakomity warsztat, świetne panowanie nad grupą, ale... czasami, nawet częściej niż czasami brakowało po prostu doświadczenia biznesowego i mimo doskonałych podstaw teoretycznych można było wskażać obszary, gdzie były straszne luki w prowadzonym szkoleniu. Utrzymuję i będę utrzymywał - sama "szkoła trenerska", jakakolwiek dobra by nie była, to stanowczo za mało. Często spotykam się z pytaniem - jak stać się dobry Project Managerem (sam się bynajmniej za takiego nie uważam - żeby nie było :-)). Odpowiadam - najlepiej prowadzić projekt. I go zawalić. Potem drugi. I go zawalić. I trzeci i następny aż dojdzie się do momentu, kiedy już się wie, czego się nie wie. No i potem można zacząć się poprawiać. Tak też podejrzewam jest w innych obszarach - np. przytoczonym przez Przemka zarządzaniu strategicznym. Będę miał większe zaufanie do osoby, która doprowadziła swoimi błędami firmę na skraj bankructwa i potem ją wyciągnęłą, niż na utytuowanego "guru" czerpiącego swoją wiedzę jedynie z teorii.
Mam nadzieję, że nikogo moją wypowiedzią nie uraziłem - jeśli tak, to przepraszam, nie miałem takiego zamiaru.
Pozdrawiam
PAweł
Witajcie!
Nie sposób się nie zgodzić z prezentowanymi powyżej opiniami odnośnie:
- doświadczenia i praktyki na pierwszym miejscu,
- pasji, empatii, checi bycia pomocnym,
- prezdyspozycji wszelakiej maści,
- warsztatu trenerskiego,
i wielu, wielu innych elementów sprzyjających pracy Trenera, a o których mowa była powyżej.
Chciałbym zwrócić uwagę (szczególnie ludziom bardzo młodym zaraz po studiach) z małym lub prawie zerowym doświadczeniem praktycznym w zawodzie na spore ryzyko niepowodzenia.
Z rozmów z wieloma rekruterami oraz managerami wynika, że żadko biorą oni pod uwagę aplikacje młodego ex-trenera, któremu się nie powiodło w szkoleniach. Mam tutaj na myśli swoisty "zawodowy bilet w jedną stronę" w razie ew. porażki (czego oczywiście nikomu nie życzę).
O ile bowiem, bedąc trenerem wew. w razie rezygnacji potencjalny nowy pracodawca da nam 2 sznsę, to w przypadku działania na własną rękę rokowania na etat i wejście na rynek zawodowy są... chciażby z uwagi na cyt. powyżej prawie niemożliwe.
Nie chcę być odebrany jak "strażnik palestry trenerskiej" - nie o zgrozo!!!
Osobiście uważam, ze warto zastanowić się i nad takim ujęciem tematu.
Jestem ciekaw opinii reszty Trenerów w tej kwestii, być może zbyt czarno na to patrzę..., a może znacie zgoła inne przypadki
Serdeczności dla wszystkich, a w szczególności konsekwencji i wytrwałości oraz powodzenia wszystkim myslącym o tym pięknym i rozwojowym zawodzie z perspektywami
Paweł