Temat: ateizm - czy religia ze znakiem ujemnym?
Wypada się zgodzić z poglądem Huxleya. Ateizm wydaje się być niekonsekwentny, będąc ateistą odmawiam prawa do przekonania o istnieniu Boga, przypisując sobie pełne prawo do uznania jego nie-istnienia. Oczywiście ateista zakłada, że przyjmując istnienie Boga zwolennik tego poglądu kieruje się „tylko” wiarą, przekonaniem o charakterze irracjonalnym, natomiast przekonanie o nie-istnieniu Boga ma za sobą silne racje, najczęściej przyjmuje, że uzasadnia je scjentystyczny obraz świata. Nawet zwolennik realizmu epistemologicznego nie chciałby zapewne uchodzić za scjentystę rodem z XIX stulecia, utożsamiającego naukowy obraz świata z rzeczywistością „samą w sobie”. Zapytany wprost chętniej (zapewne) odpowiedziałby w stylu Poppera, że twierdzenia nauki mają status hipotezy i być może wszystkie są (ostatecznie) fałszywe, są prawdziwe jedynie lokalnie i na użytek konkretnej naukowej prognozy, nadto nie jest mu znana żadna epistemologia ostatecznie uprawomocniająca jego przekonania (realizm). Niewątpliwie technologiczna skuteczność wsparta na ontologii nauk przyrodniczych zniewala i onieśmiela każdego kto chce odmówić jej realistycznego statusu epistemologicznego a naukowa wizja świata obywająca się (co najmniej) bez hipotezy o istnieniu „stwórcy” oferuje obraz rzeczywistości bardziej konsekwentny i przystający do obowiązujących, kulturowych standardów racjonalności. Niemniej, przekonanie o nieistnieniu Boga uzasadniane twierdzeniami nauk przyrodniczych będących (tylko) hipotezami również pozostaje hipotezą. Nawet jeśli nieporównywalnie bardziej prawdopodobną niż wiara teisty to nadal tylko hipotezą a nie prawdą w sensie metafizycznym. Zatem jeżeli rzeczone „nieistnienie” prezentuje się w sposób bezwzględny, jako nie podlegające wszelkiej wątpliwości to, jak mi się wydaje, jest to swoiste wyznanie „(nie-)wiary”, przekonanie żywione nieproporcjonalnie mocno do stopnia swego uzasadnienia. Przyzwoitość narzucana etosem nauki, nakazem nieustannego wątpienia wymagałaby powstrzymania się od „naukowych” prób udowodnienia nieistnienia Boga