Temat: Trening taijiquan-sztuka nauczania
Jeśli obie grupy są te same tematycznie, z tymi samymi ludźmi, to ciekawość każe zadać pytanie - dlaczego istnieją dwie? :) Wygląda to na zbędną nadmiarowość, chyba że coś mi umyka.
Umieszczenie mojej wypowiedzi poza wątkiem w którym została zamieszczona, nie jest dla mnie problemem, oczywiście. Problemem jest to, że informacja o tym do mnie nie dotarła (ani do pozostałych uczestników oryginalnej dyskusji, jak sądzę), a dobrze by było, gdyby tak się jednak działo - z zrozumiałych, mam nadzieję, względów. Czujne przeszukiwanie forów i tematów w poszukiwaniu moich wypowiedzi nie należy do moich zajęć, chcę by ktoś mnie zwyczajnie poinformował.
Zgadzam się oczywiście z pewnego rodzaju "segregacją" treści i tworzeniem nowych tematów z przedłużających się dyskusji, czy odnoszeniu pewnych wypowiedzi do istniejących już kontekstów.
Żeby jednak nie wykolejać tematu, moje odpowiedzi:
Jarosław Jodzis:
Problem jest jednak tego typu ze hasłem taijquan, taichi itp
okresla sie mnostwo, czesto bardzo rozniacych sie w zawartosci i zasadach, ze tak powiem, "zabaw ruchowych" aspirujacych do rodziny sztuk walki, qi gong, medytacji w ruchu, rekreacji i gimnastyki zdrowotnej itp. Nasladowcow ruchu w zwolnionym tempie, ubranych w chinskie uniformy i odwołujacych sie do filozofii yin/yang, taoizmu itp, jest całe mnostwo. Prostota tak postrzeganej sztuki, powoduje, że prawie kazdy kto pocwiczy pare lat i dosc ładnie wykonuje powolne miekkie ruchy, czuje sie ekspertem. Wystarczy poczytac wypowiedzi na tym forum.
Wiekszosc wypowiadajacych sie jest przekonana, ze wie na czym polega taijiquan. Jest pełno 'znawcow' ktorzy w wiekszosci z jakims sensownym przekazem nigdy nie mieli do czynienia, i nawet jesli brali udział w jakichs pojedynczym otwartych seminariach, renomowanego mistrza, to oprocz mniejszego lub wiekszego fragmentu zewnetrznych ruchow formy, niczego nie mogli sie tam nauczyc.
Oczywiście, rozumiem ten niepokój. Sam spotkałem się z różnymi dziwnymi szkołami i wynalazkami, które moim skromnym zdaniem z taiji miały bardzo niewiele wspólnego. Ale nie widzę też sensu w jakimś rozwlekłym ciągłym ubolewaniu nad tym faktem. Poza samą obserwacją czyjegoś wykoniania formy, istnieje przecież kilka prostych i efektywnych sposobów na sprawdzenie, czy ktoś rozumie co robi i czy potrafi zasady taiji przenieść w ruch, pozycję czy walkę. Więc, załóżmy, że filtrujemy owo udawane taiji z rozmów, a dyskutujący reprezentują podstawowe choćby zrozumienie. Ponieważ nie jesteśmy w stanie zweryfikować się zdalnie, a piękne teorie stworzone przez innych można przytaczać w nieskonczoność, można założyć, że albo "wszyscy są głupi" albo "każdy coś umie i wie i chciałby wiedzieć więcej". Do chwili ewentualnego bezpośredniego spotkania, wolę na potrzeby tego forum optymistycznie zakładać ten drugi wariant.
Wciąż zostaję przy pytaniu o brak rzetelnych materiałów o samej metodyce nauki. Dyskusje róznych nauczycieli i praktyków na tym forum dobitnie pokazują, że pomysłów na to jest wiele, często różnych. Zgodzę się, że faktycznych znawców taiji będących jednocześnie swiadomymi, rzetelnymi nauczycielami jest w Polsce czy na świecie zapewne znacznie mniej niż się powszechnie uważa. Mimo to, brak materiałów jest dla mnie zagadką i pytałem o różne teorie na temat dlaczego tak jest. Czy nauczycielom brakuje chęci? Wiedzy? Czy są zbyt zajęci po prostu uczeniem (opracowanie takich materiałów to ogromna ilość dodatkowej pracy)? Czy wydanie takich materiałów nie leży w ich interesie? Itd. Przecież, logicznie rzecz biorąc, gdyby takie materiały był ogólnie dostępne na rynku, nic nie stałoby na przeszkodzie w wykształceniu nowej, kompetentnej kadry nauczycielskiej dla taiji. Nie muszą to być przecież znów zawsze i wszędzie mistrzowie rangi światowej w tui shou z podcięciami. Świat taiji tylko by na tym zyskał, obecni mistrzowie/nauczyciele mieliby mniej podstaw do utyskiwania na "mistyczne" przekazy innych, a i uczniowie mieliby szerszy dostęp do kompetentnie przekazanej wiedzy.
W taijiquan jest w sumie podobnie. Jest okreslona zawartosc, metodyka, teoria. Sa doswiadczeni nauczyciele i sprawdzona sciezka robienia postepów. Problemem jest, jak wspomniałem trafic na dobra szkołe i dobrego nauczyciela i miec zapał do cwiczenia.
Jak wspomniałem powyzej, w powodzi nasladowcow i tzw 'samoukow' lansujacych tajczopodobne twory, trudno niezorientowanym sensownie trafic. Ale kto szuka, ten znajdzie.
Nie jestem pewien. Gdyby tak było, to taijiquan byłoby jedno, sztywne, skamieniałe. A przecież mamy style, bazujące na tych samych podstawach, ale wyrażające je w inny sposób. Style, utworzone wiele lat temu, a nie przez obecnych praktyków, zwracam na to uwagę. Po mojemu, jeśli ktoś tworzy nowy styl (a jest kompetentny), to znaczy że ma lepszy pomysł na to jak przedstawić te same rzeczy, ergo - podejść dydaktycznie do sprawy z nieco innej strony.
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy porównywać samych "styli" jako takich - jest to wg mnie najbardziej klasyczny błąd rozumowy jaki można popełnić. Chińczycy oczywiście w dawnych czasach też mieli ten problem, wskutek mnogości stylów północnych i południowych, organizowano turnieje, walki itd. Jest ładny film z Jetem Li o postaci Huo Yuanjia z Tianjin (chiński tytuł: Huo Yuanjia, angielski: Fearless), w którym w postych słowach Huo Yuanjia tłumaczy japońskiemu mistrzowi karate Tanace, że żaden styl chińskiego wushu (w tym dawnym oryginalnym znaczeniu jako sztuka walki, nie obecne sportowe ujęcie) nie jest wyraźnie lepszy od innego. To pojedynczy ludzie są lepsi od innych, czyli ich osobiste umiejętności są lepsze, ponieważ naturalnym jest że w obrębie danego stylu, szkoły, różni ludzie będą przejawiać różny poziom umiejętności. A walczy się po to, by móc odnaleźć się na tej drabinie, ponieważ bez tego nie mamy punktu odniesienia. Tę postawę odnoszę i do taiji.
Jeśli jest określona metodyka, teoria, zawartość - bardzo chętnie się z nią zapoznam, poproszę o szczegóły. Ja się do tej pory jeszcze nie spotkałem z klarownym i jasnym wyjaśnieniem tego jak nauczać i jak uczć się taiji. Obecność nieskutecznych nauczycieli taiji jest dla mnie potwierdzeniem. Przecież większość z nich, zakładam, nie ćwiczy źle świadomie, ze złą intencją oszustwa, wprowadzenia kogoś w błąd. Są przekonani że ćwiczą dobrze, ale może nie wiedzą jak to sprawdzić, nie mają weryfikacji. Gdyby mieli, zakładam że chętnie zweryfikowaliby swoje umiejętności i zmienili sposób nauki. Jan Silberstorff opowiadał, że przy swoim pierwszym spotkaniu z Chen Xiaowangiem, też był przekonany że robi formę fantastycznie i zaskoczony był bardzo, gdy CXW pochwalił jego wykonanie, a potem uśmiechnął się dodając komentarz "bardzo to było ładne, ale nie miało treści" (niedokładne, cytuję z pamięci). On miał szczęście uczyć się bezpośrednio u mistrza, ale nie każdy będzie miał taką możliwość. Choć częściowo dobrze byłoby sprotezować to rzetelną wiedzą spisaną w jasny i przystępny sposób.
Metodyka jest w sumie prosta. Jasno to opisuje Chen Zhaopi
1. budowa zewnetrznej struktury:
otwarcie stawow, wzmocnienie nog i talii. Opanowanie zewnetrznej formy go granic jej zawartosci.
2. Budowa wewnetrznej koordynacji jednoczenia ruchu - chansijin
3. Doskonalenie i unifikacja intencji, ruchu i oddechu
Niestety, jest to szalenie ogólny (choć dobry) opis. Czy nauczycielowi jest on w czymkolwiek pomocny? Architekt też może powiedzieć, że ten dom musimy zbudować tak, że najpierw zaczniemy od fundamentów, potem położymy główne bloki a na końcu rozkleimy piękne tapety. Jest to jakiś ogólny zarys planu, ale brakuje tu konkretów. Uczeń patrzący na taki plan będzie tak samo zagubiony, jak wcześniej. To o co pytałem na samym początku to właśnie *konkretyzacja* tegoż planu - zestaw ćwiczeń, nawet tych podstawowych, weryfikacja, łączenie w większe całości. Nie interesuje mnie szafowanie trudnymi pojęciami, interesuje mnie (i potencjalnych nowych uczniów) ich wprowadzenie w praktyce.
Kazdy z tych etapow ma swoje metody praktyki i charakterystyczne oznaki potwierdzajace postep.
Gdzie mogę odnaleźć *szczegółowe* informacje na ten temat? Najlepiej poza internetem, bo tam są głównie ogólniki albo te same strzępki klasyków tłuczone po raz setny. No i nie "u dobrego mistrza" - ustaliliśmy już chyba bowiem, że nie o taki kanał przekazu pytam.
Potrzebna jest wiedza, przekaz doswiadczonego mistrza i własna praktyka. Naiwnoscia jest sadzenie, ze wystarczy nauczyc sie z grubsza ruchow w zwolnionym tempie i dalej samemu to doskonalic fantazjujac jaki to postep sie robi. To zabawa i nasladowanie i nie ma nic wspolnego z prawdziwa nauka sztuki.
Istotnie. Ale nie trzeba tego na każdym kroku powtarzać, bo nic z tego nie wynika. Myślę, że Ci co mają wiedzieć, to wiedzą, a Ci co nie wiedzą i tak będą ćwiczyć dalej po swojemu, ponieważ to nie przybliża ich ani trochę do weryfikacji. Do czasu, aż uzyskają taką możliwość. Przez spotkanie z kimś kto zna dobrze taiji i potrafi je objaśnić albo przez lekturę rzetelnych materiałów.
Panuje takie ogolne nieporozumienie, ze uczestniczac raz czy dwa razy w roku na kilkudniowych seminariach prowadzonych nawet przez wybitnego mistrza, zrobimy jakis sensowny postep.
Mozna co najwyzej poznac jakies ogolne zasady, nauczyc sie ruchow formy. To takie wprowadzenie do treningu. Zacheta i inspiracja. Potem musi byc własne zaangazowanie i szukanie dalszych mozliwosci nauki. Musi byc trening. Nawet mieszkajac z mistrzem musimy ułozyc sobie plan i systematycznie cwiczyc np 10 powtorzen długiej formy dziennie.
Zgadzam się. To cenna uwaga, o której warto pamiętać. Tak już jest z psychologią. Faktycznie ludzie wolą czasem wydać dużo pieniędzy na 2-dniowe zajęcia, zamiast zmobilizować się do systematycznego treningu za darmo przez 2 tygodnie, nierzadko wydajniejszego.
Robienie postepow to proces, ktory trwa latami. Niewiele nam mistrz pomoze jesli zatrzymamy sie na etapie nauki ruchow form. Potem trzeba budowac strukture cwiczac po kilka godzin dziennie.
Co i jak cwiczyc to pokazuje i wyjasnia mistrz na seminariach.
Niektorzy wymagaja od mistrza zeby jakos specjalnie sie nimi zajał, pokazał wiecej, skorygował postawe itp. Bez uruchomienia procesu przemiany ciała, a to jest tylko mozliwe przy systematycznym ciezkim treningu, to takie "głaskanie" poprawiajace cos doraznie i na krotko.
Tutaj już bym był ostrożniejszy. Nie uważam by nauka taiji do przyzwoitego poziomu to proces który ma się rozciągać na dziesiątki lat. Przy odpowiednim zaangażowaniu intelektualnym, można ten czas skrócić. Oczywiście mówimy o ciągłej pracy z ciałem i dążeniu do doskonałości, a więc od pewnego miejsca jest to nauka, która nie ma końca, ale to jest progres od 95% do 99,99%, a nie od 50% do 90%.
To prawda, że mistrz nie może wszystkiego zrobić za ucznia i jest pewna granica do której może pomóc. Ale znowu bez przesady, mistrz może podejść do ucznia i poprawiając jego strukturę i wyjaśniając, może sprawić, że uczeń w danym momencie "zaskoczy" jakiś niuans i dzięki korekcie będzie miał właściwie odczucie i od tej pory będzie robił poprawnie. Jednak to racja, że to rzadkie. Przeważnie jest to rzeczywiście na krótko.
Oczywiście, można się tu spierać, że "trzeba być na odpowiednim poziomie, żeby zrozumieć", ale czy nie jest to właśnie okrutną ironią? Czy to uczeń musi stawać na głowie żeby pojąć sens niezrozumiałych wyjaśnień, czy to nauczyciel powinien umieć zejść do poziomu ucznia i tak mu rzecz wyłożyć, by możliwie wydajnie przyczynić się do jego progresu? Ludzie są różni i z każdym się pracuje trochę inaczej, jak to Tomasz wyłożył uprzednio. Rodzi się więc tutaj kolejne pytanie - czy "zbiorowe" uczenie taijiquan ma w ogóle sens? Czy jest możliwy stały progres, powtarzająć ćwiczenia w grupie, bez częstych indywidualnych wskażowek nauczyciela? Czy może proces nauki taijiquan jest na tyle "osobisty" czy "intymny", że wymaga faktycznie pracy 1vs1, nauczyciela poświęcającego większość uwagi uczniowi?
Własnie, znowu zakłada sie ze to mistrz ma nas ukształtowac. To co potrzebne do przejscie tzw pierwszego etapu mistrz pokauje i omawia wielokrotnie. Nawet jego synowie nie dostaja wiecej. Mamy wszystkie narzedzia, tylko trzeba wziac sie do roboty. Samodzielnie to bardzo trudne, utrzymac zapał i systematyczny wysiłek. Ale nawet wieloletni pobyt w dobrej szkole, gdzie jest okreslony program i cykl treningów, co niejako wymusza systematyczna praktyke, bez własnego zaangazowania, osiagnie sie tylko przecietny poziom.
Proszę zwrócić uwagę, że używałem słowa nauczyciel, nie mistrz. Zrobiłem to świadomie. Mistrz to ktoś reprezentujący pewien ideał i wiedzę, do której dążymy. Kontakt z nim mamy najczęściej ograniczony i sporadyczny. Potrzeba posiadania mistrza rodzi się dużo później, gdy jesteśmy na pewnym poziomie i poruszamy się już wśród subtelności i niuansów. Na początku potrzebny jest nauczyciel, który powoli i systematycznie wprowadzi w arkana tej sztuki. Jeśli nauczyciel i mistrz to ta sama osoba, to jestesmy wyjątkowymi szczęśliwcami, takimi jak synowie mistrza chociażby.
"To co potrzebne do przejscie tzw pierwszego etapu mistrz pokauje i omawia wielokrotnie" - ale jak się rzekło wcześniej, mistrz może uwagi swojej poświęcić tylko trochę i tylko czasem, a czas nauki jest długi. Stąd potrzeba nauczyciela, który istotnie nie musi codziennie nudzić o tym samym, ale może obserwować proces i lekko nakierowywać, szukać sposobów "dotarcia" do ucznia, a przede wszystkim weryfikować, czy uczeń nie zbacza ze ścieżki.
I tak, twierdzę, że nauczyciel własnie jest od tego, żeby ukształtować. Jakże ma to zrobić uczeń, kiedy jeszcze nie wie czego się uczy, jak się tego uczyć itd? Ja rozumiem te piękne chińskie bajki o idealnym uczniu i nauczycielu, którzy się nawzajem znajdują i uzupełniają, ale one opowiadają o sytuacjach doskonałych. Dopiero od pewnego poziomu uczeń ma pewne obycie, świadomość i wyobrażenie tego czego się dalej uczyć, jak i od kogo - i wtedy jego zaangażowanie i zapał są kluczowe w osiągnięciu dalszego postępu. Mówimy przecież, że w taiji "błąd rzędu milimetra znosi nas ze ścieżki o całe kilometry". Uczeń początkujący nie dokona sam na sobie prawidłowej korekty, nieprawdaż?