Kinga A
Jaworska
księgowość,
Polta-service
Temat: Stary wiatrak w Wikrowie
W Wikrowie nad polderami płaskimi jak stoły górował wiatrak. Choć dziurawy i z połamanymi skrzydłami, dumny holender trwał od połowy XIX wieku. Wiatrak stał na piętrowym budynku młyna z pruskiego muru. Młynarz nie tylko mełł tu mąkę i robił kasze, ale także mieszkał i prowadził szynk. Pod młynem zachowały się obszerne piwnice. To tutaj stały drewniane antałki i butelki wina, a w beczkach chłodziło się piwo. Tutaj przychodzili na kufel pienistego napoju mężczyźni w czarnych surdutach (Mennonici), którzy właśnie odprowadzili na pobliski cmentarz swojego krewnego. Pili za jego pamięć. Pili w ciszy i skupieniu, z umiarem, bo tak przystało mennonitom, potomkom holenderskich osadników, którzy od XVI wieku zasiedlali Żuławy. Praca była ich religią. Przywieźli ze sobą umiejętność gospodarowania na terenach zalewowych.Po ostatniej wojnie wikrowski młyn działał do 1950 roku, potem popadał w ruinę. Pod koniec lat 90-tych od prominentnego warszawiaka odkupił wiatrak Jarosław Rypniewski z Gdańska. Psycholog z wykształcenia, z zamiłowania żeglarz i instruktor żeglarstwa, sternik morski, przez dziesięć miesięcy z pomocą dwóch robotników przywracał do życia budynek.
Nieznani sprawcy (być może sąsiedzi) w styczniu 2002 roku spalili pieczołowicie odrestaurowany przedostatni wiatrak żuławski - w Wikrowie.