konto usunięte

Temat: BAJKI O WINIE

Bajka o tym dlaczego wino wcale nie jest winem

WINO TO NAJWIĘKSZY DAR JAKIM OBDARZYŁ NAS BÓG

Kiedy Wielki Platon sformułował tą tezę, nie miał na pewno wcale na myśli wina jako produktu gastronomicznego, innymi słowy rozumianego wyłącznie jako płynu, li tylko do przełknięcia, a następnie wyrażenia lub opisania bardziej lub mniej precyzyjnie swoich doznań, excusez le mot, organoleptycznych.

W istotnym stopniu jest tak na pewno, ale to chyba nie jest wszystko; co więc pragnął nam on przekazać ?
Jaką tajemnicę kryje myśl Wielkiego Platona ?
Enigma historii ?
Tak. Ale jakże prosta do rozwiązania.

Rozwiązanie to znalazł Monsieur Charles Pomerol, który przez znakomitą część swojego życia przekonywał, iż:

les vins, comme les toiles de maître, ne sont pas affaire de science mais d’art
(wina, niczym dzieła największych mistrzów, nie są owocem technologii, lecz sztuki)

Innymi słowy wino wcale nie jest winem, lecz dziełem sztuki.

Czyż nie ma wspanialszych bajek na świecie niż te, które opowiadają o rzeczach pięknych, jakimi są prawdziwe dzieła sztuki, czy też o takim szlachetnym uczuciu jakim jest prawdziwa miłość kobiety i mężczyzny ?

Kiedy myślimy i mówimy o „kulturze wina” w kategoriach sztuk pięknych czy też o sferze najbardziej intymnych uczuć pomiędzy ludźmi, wówczas bez żadnych wątpliwości możemy snuć bajki o winie...........bez końca.

Kiedy jednak traktujemy wino wyłącznie jako płyn do przełknięcia, a więc niejako „wrzucamy” je do wspólnej szuflady z napisem „Gastronomia”, gdzie już i tak zamieszkują takie produkty jak kaszanka, bigos czy schabowy, nie wspominając o coca-coli czy też rozkosznej zaiste fancie, wówczas zapomnijmy o snuciu jakichkolwiek bajek. W takim wypadku bowiem, wchodzimy na twardy grunt tzw. ”prozy życia” a więc, bardziej lub mniej trafnych ocen wina w międzynarodowych standardach: „oczy, nos, usta”.

Tak było zawsze, jest i będzie. Na całym świecie.

Jednak na całe szczęście Wielki Platon pozostawił nam bezgraniczną sferę świata marzeń i iluzji.

Świata pozbawionego fałszywych nut snobizmu i elitaryzmu. Świata odkrywanego na zewnątrz kieliszka z winem, a nie zamkniętego w jego wnętrzu. Świata mistyki i magii. Świata legend i bajek. Świata „Bajek o winie”. Świata kultury wina.

Wejdźmy śmiało do tego zupełnie niezwykłego świata, czujmy się w nim szczęśliwi i niczym nieograniczeni, bowiem jest to świat ukształtowany przez naszych przodków od zarania współczesnej cywilizacji.

Totalnym paradoksem „Bajek o winie” jest to, że nie zostały one napisane przez autora pochodzącego z jakiegokolwiek kraju czy regionu winiarskiego na świecie.

Innym paradoksem jest to, iż autor, pomimo że jest Polakiem, wcale nie był „soul comme un Polonais” (pijany jak Polak), a wręcz przeciwnie.

Wręcz przeciwnie dlatego, iż w swojej absolutnie fascynującej przygodzie enologicznej i autentycznej pasji „winiarskiej” zrozumiał doskonale, i nad wyraz skutecznie przyswoił sobie wiekopomne stwierdzenie Salvadora Dali, przepotężnego zaiste znawcy i miłośnika Wielkich Win:

qui sait deguster, ne boit plus jamais le vin,
mais goute ses secrets
(kto wie jak degustować wina, nigdy ich już nie pije, a jedynie odkrywa ich tajemnice)

A skoro tylko zrozumiał tę myśl, posiadł był natychmiast największy sekret i wiedzę tajemną,
a mianowicie to, iż:

WINO WCALE NIE JEST WINEM,
JEST NATOMIAST NAJPIĘKNIEJSZĄ
BAJKĄ, KTÓRĄ NALEŻY SNUĆ BEZ KOŃCA......


© Adam Stankiewicz, VINTRIPS
http://winowww.pl

pozdrawiam

a


PS: Następna bajka będzie o tym w jaki sposób Król Szampan, zbawił kobietę upadłą.

Za kilka dni........

konto usunięte

Temat: BAJKI O WINIE

Bajka o tym jak Król Szampan zbawił kobietę upadłą

Zaryzykujmy stwierdzenie, iż popijanie Króla Szampana, bardzo często określanego jako napój diabelski, doprowadziło niejednokrotnie do skutecznego i nadzwyczaj przyjemnego skrócenia dystansu pomiędzy mężczyzną a kobietą,............żeby nie powiedzieć więcej.

Proces ten, dzięki zaiste magicznym właściwościom Króla, z reguły przebiega nad wyraz rozkosznie.

Pamiętajmy bowiem zawsze , iż:

przy białych winach myśli się o głupstwach,
przy czerwonych, rozmawia się o głupstwach,
natomiast przy szampanie.......robi się głupstwa

Jedną z autentycznych przyczyn takiego zjawiska jest niezaprzeczalny fakt, iż szampan jest jedynym winem, po którym kobieta pozostaje zawsze piękną.

Pierwszą osobą w historii, która wypowiedziała te epokowe słowa była Mme de Pompadour, a akurat ona właśnie, naprawdę znała się “na rzeczy”. Miała bowiem w tej materii niezwykle bogate doświadczenie. Jako oficjalna metresa Ludwika XV-go, będąc osobą nie tylko piękną, ale również nad wyraz inteligentną, była zawsze duszą towarzystwa na wersalskim dworze. Dworze gdzie królowało przede wszystkim pełne korzystanie z najwspanialszych uroków życia, innymi słowy z niepowtarzalnego francuskiego joie de vivre.

Takie życie pozbawione Króla Szampana nie miałoby po prostu żadnego sensu i treści.

To właśnie nikt inny jak właśnie Mme de Pompadour była autorką słynnego:

apres nous le deluge
(po nas choćby potop)

Permisywność tutaj była autentyczna i absolutnie powszechna. Kiedy markiz de Talleyrand zastał żonę w sytuacji niedwuznacznej z jej aktualnym kochankiem (oczywiście w swoim małżeńskim łożu), stwierdził spokojnie:

“ależ Madame, musisz być ostrożniejszą,
co by ludzie powiedzieli gdyby to ktoś obcy
wszedł teraz do naszej sypialni”.

Historia jednak, jak to zwykle bywa jest zawsze sprawiedliwa i niezbicie udowadnia, iż przynajmniej jedna dusza, i to nie byle jaka, została skutecznie zabawiona, właśnie dzięki magii Króla.

Dusza nie byle jaka, bowiem należąca do kobiety upadłej, żeby nie powiedzieć......nierządnicy, a może nawet pospolitej ladacznicy.
Jeanie de Thierzy, popularnie zwana Jolie Baronesse, żyła nad wyraz rozwiąźle za panowania Ludwika XIV-go, w czasach kiedy to szampan nie był jeszcze wcale znany, a nad jego wynalezieniem, kończył właśnie swoje mozolne prace (trwające już od ponad 50-u lat), niejaki dom Perignon, mnich z opactwa Hautvillers, w Szampanii. Jeanie, w przypływie niewytłumaczalnego odruchu skruchy, zdecydowała się, pewnego dnia, udać do konfesjonału, wyznać swoje rozliczne grzechy i prosić o rozgrzeszenie. Jak powiada legenda, sama nie wierzyła, iż będzie mogła je uzyskać, mając na względzie swoje nad wyraz hulaszcze życie. Niewytłumaczalnym, do dzisiaj, zrządzeniem opatrzności, spowiednikiem był nie kto inny jak tylko....dom Pérignon. Mnich ów, wiedząc najlepiej co jest naprawdę dobre (przecież to właśnie on „wynalazł” szampana), bez większego trudu udzielił rozgrzeszenia owej upadłej niewieście. Dama ta, już rozgrzeszona, postanowiła zrewanżować się wyrozumiałemu braciszkowi w sobie właściwy sposób. Ponieważ „tradycyjna” metoda nie wchodziła w rachubę (on mnich, w podeszłym już wieku itp.), swoje wdzięki zaoferowała, niezwykle mało atrakcyjnemu, ale za to nad wyraz wpływowemu markizowi de Crequi, w zamian za to, iż zaprezentuje on wymyślony przez dom Pérignon'a trunek na dworze Ludwika XIV-ego. Sukces był natychmiastowy i to tak wielki, że król zarezerwował dla swojego dworu praktycznie cały zapas wyprodukowany przez niezwykłego mnicha.

Na tym moglibyśmy zakończyć ową uroczą historię sukcesu szampana, gdyby nie nad wyraz trafny komentarz Jolie Baronesse opisujący jej poświęcenie dla dobra sprawy:

spokój wieczny wart jest jednej miłosnej nocy bez przyjemności

Po tych perturbacjach EE (ErotycznoEnologicznych), droga do wielkiego, rynkowego sukcesu szampana stanęła otworem, tym bardziej, iż niejaki Napoleon Bonaparte, w czasie swoich studiów w Akademii Wojskowej w Brienne, przyjaźnił się z Jean-Remy Moet'em, synem założyciela wytwórni szampana w Epernay. Wytwórnia ta, wkrótce przekształciła się w jeden z największych Maisons de Champagne , a mianowicie Moet-Chandon.

Legenda mówi, iż dom Pérignon był niewidomy, ale nie jest to zgodne z prawdą. Otóż, po prostu, podczas mieszania winogron i młodych win z różnych winnic miał on zwyczaj kosztować je "na ślepo", aby nie sugerować się ich wyglądem , a jedynie smakiem, żywił bowiem przekonanie, że tak winogrona jak i wina z różnych miejsc i parcel, mają odmienny i wyjątkowy charakter . Opis takiego postępowania zrodził błędne przekonanie o jego rzekomej ślepocie. Gdyby braciszek ów mieszkał może w innym regionie winiarskim byłby bez wątpienia narażony, nie tyle na utratę wzroku, co na delirium tremens, a to z uwagi na ogromną mnogość rodzajów szczepów winogron, i co za tym idzie w parze; młodych win. Prawdziwym zrządzeniem losu, dom Perignon ograniczył swoje „badania” jedynie do trzech szczepów, a mianowicie: chardonnay, pinot noir i pinot meunier.
I tak już pozostało, na zawsze...........

Największą magią i tajemnicą najlepszych szampanów jest skomponowanie odpowiedniej cuvee, a więc mieszanki ( kupażu ) młodych win lub samych winogron pochodzących z różnych działek. Czarodziej, który jest odpowiedzialny za taką kompozycję, nazywany jest tutaj Monsieur le Nez (Pan Nos), a jego wiedza tajemna pozwala mu „złożyć” rzeczoną cuvee nawet z kilkuset młodych win. Jak wieść gminna niesie, nie musi się on podobno wcale martwić o swoją emeryturę. Nawet pomostową. Tak przynajmniej twierdzą tubylcy. Ale czyż można im wierzyć skoro z równie niezachwianą pewnością siebie głoszą wszem i wobec, iż Król Szampan jest najtańszym z dóbr luksusowych (sic!).

Szampan stanowi cudowny wyjątek we francuskiej filozofii wina. W istocie rzeczy okoliczności towarzyszące jego powstawaniu stoją w całkowitej sprzeczności z obowiązującymi wobec innych win przepisami. Francuski system Appellation Contrôlée wymaga, aby wino wyrażało charakter swojego terroir. Wino AOC powinno również odzwierciedlać charakter rocznika, w którym powstało. Tymczasem Król Szampan powstaje w totalnej negacji do tych wymagań, zaś indywidualny styl i piętno nadaje mu przede wszystkim producent; jego wiedza, przyzwyczajenia i umiejętności.

Nie dość tego. Poza kilkunastoma wielkimi Maisons de Champagne, które praktycznie zmonopolizowały cały francuski eksport szampana, w samej jakże sielskiej i anielskiej Szampanii, działa ponad 14 tysięcy RM ( Recoltant Manipulant ), a więc indywidualnych, niezależnych producentów. Innymi słowy twórców prawdziwych dzieł sztuki, z których każde jest w innym, wyłącznie sobie charakterystycznym stylu.

Naprawdę jest w czym wybierać i co degustować.

Nie dziwmy się więc, iż w czasie kiedy dom Perignon osuszał, pierwszą, historyczną butelczynę Króla, proroczo stwierdził krótko:

PIJĘ GWIAZDY.......

Natomiast Marlena Dietrich z niezachwianą pewnością siebie, zawsze twierdziła, iż Król powoduje to, że:

KAŻDY DZIEŃ ZDAJE SIĘ BYĆ NIEDZIELĄ......

© Adam Stankiewicz, VINTRIPS
http://winowww.pl

pozdrawiam

a

PS: następna bajka będzie o tym, w jaki sposób Asterix i Obelix walnie przyczynili się do dynamicznego rozwoju kultury winiarskiej w Starym Świecie.

konto usunięte

Temat: BAJKI O WINIE

BAJKA O TYM W JAKI SPOSÓB ASTERIX i OBELIX WALNIE PRZYCZYNILI SIĘ DO ROZWOJU KULTURY WINA W ŚWIECIE

Zaraz po przegranej, a precyzyjnie mówiąc, po przegranym całym cyklu bitew, pod Alesia (obecnie Alise-Sainte-Reine, okolice Gevrey-Chambertin, Burgundia) przez wodza Gallów, Vercingetorix'a, stojącego na czele zjednoczonych plemion galijskich, Obelix i Asterix podjęli dramatyczną i jakże wiekopomną decyzję.

Otóż zdecydowali oni wspólnie z ich wodzem Abraracourix'em i pod przemożnym wpływem druida Panoramix'a, aby pod żadnym pozorem nie poddawać się okupacji rzymskiej i natychmiast po bitwie powrócić do ich rodzinnej wioski na północy Galii.
Jak postanowili, tak uczynili, ale zanim wyruszyli w tą daleką wędrówkę, przez praktycznie połowę kraju, zgromadzili największe dostępne zapasy win, żeby mieć ich zawsze dostateczny zapas na nieodzowne, wieczorne bankiety. W owym czasie (52 p.n.e.) nie znano jeszcze systemu apelacji, ale sam region (Gevrey-Chambertin) mówi przecież sam za siebie jakie to mogły być wina.

Dodajmy jeszcze, iż wędrówka na północ wiodła przez słynny Foret de Morvan (Las Morvan), którego głównymi mieszkańcami były (i są zresztą do dzisiaj) najbardziej dorodne dziki i nieopisanej wręcz urody galijskie loszki....

Jak to zawsze w Galii bywa, furda przegrana bitwa, furda Juliusz Cezar i jego legioniści. Najważniejsze, jest to, żeby co wieczór był bankiet, na którym nie braknie wina, towarzystwa krasych loszek i (a jakże) „niepowtarzalnych” ballad w wykonaniu Assurancetourix'a, „ubóstwianego” barda.

Wszystko byłoby tres bien et magnifique, gdyby nie autentyczna troska coraz bardziej zasmucająca zarówno dumne czoła jak i równie dumne lica Panoramix'a i Asterix'a. Troska owa była natury logistyczno-spedycyjnej. Nurtujący obu Gallów problem dotyczył oczywiście wina. Precyzyjnie natomiast mówiąc sposobu jego transportu. Panoramix z Asterix'em, jednoznacznie stwierdzili, iż dotychczasowy sposób magazynowania, ale przede wszystkim transportowania rzeczonego trunku jest, nie przymierzając całkowicie nie praktyczny, żeby nie powiedzieć, iż wręcz idiotyczny. Wino bowiem transportowano w owych czasach w glinianych naczyniach, powszechnie zwanych „amforami”, powodowało to potrzebę ich zawsze pionowego ustawiania, z kolei, żeby je przenieść, jedyną metodą było „za uszy”, żeby nie wspomnieć jak często, po prostu, się tłukły.

Taki sposób magazynowania wina i jego transportu wymyślili Grecy, ale udoskonalili, tak naprawdę Fenicjanie, którzy na pokładach swych przepięknych, śmigłych łodzi żaglowych przemierzali basen Morza Śródziemnego wzdłuż i w poprzek. Swoją operatywnością i zmysłem handlowym, nie tylko przyczynili się do zintegrowania tej kolebki naszej współczesnej cywilizacji, ale również, niejako przy okazji, założyli pierwsze winnice francuskie (Prowansja), a także dali impuls do najwspanialszej jaką sobie można wyobrazić kariery. Kariery wina.

Jednak to co mogło być w miarę wygodne na fenickich statkach, na pewno było niezwykle uciążliwe na ciężkich wozach ciągnionych przez woły, podczas wędrówki naszych dzielnych Gallów z południa na północ, przez puszcze, knieje, oczerety leśne i inne, temu podobne bezdroża.

Powiada się, iż potrzeba jest matką wynalazków. Tak, ale sama potrzeba nie wystarcza, bowiem do powstania prawdziwie wielkiego wynalazku, powinna nastąpić symbioza szeregu elementów, w jednym miejscu i w jednym czasie.

W naszej bajce takimi elementami stały się, na pewno, światły i zupełnie nietuzinkowy umysł Panoramix'a, bezgraniczna wściekłość Asterix'a, ale w szczególności Obelix'a na ilość zmarnowanego wina w co i rusz tłukących się amforach, czy też „umykającym” przez nieszczelne zatyczki (o korkach jeszcze wtedy nikomu się nawet nie śniło). Krótko mówiąc, Asterix wymyślił, Panoramix wykonał projekt technologiczny, a do realizacji zadania skierowano Obelix'a. Nie trzeba chyba wspominać, iż chodziło o skonstruowanie nieskomplikowanego naczynia drewnianego, później zwyczajowo nazywanego – beczką.

Przyznać trzeba, iż niezwykłe wprost szczęście i wspaniałe zaiste zrządzenie losu, sprawiły, iż akurat w momencie przystępowania do realizacji projektu Kryptonim Beczka, nasi Galijscy wędrowcy znajdowali się w mrocznych i bezkresnych lasach dębowych Limousin.

Należy też nadmienić, iż niejako przy okazji wynalezienia beczki, dzielni bohaterowie naszej bajki, odkryli również dla następnych pokoleń jeden z największych skarbów jakimi do dzisiaj szczyci się Republika Francuska (RF). Skarbem tym, a może raczej klejnotami są wyjątkowo starannie,
wręcz perfekcyjnie utrzymywane i pielęgnowane lasy dębowe Allier, Limousin, Troncais i Vosges. Drewno pozyskane z każdego z tych lasów różni się od siebie szeregiem charakterystycznych cech, a winiarze zakupują beczki z różnych źródeł, w różnym stopniu tostowane (opalane w środku), tak aby nadać swoim winom unikalny charakter.

Nie trzeba chyba nadmieniać, iż Asterix & Co dokonali tego wszystkiego w typowo francuskim, lekkim stylu: en passant. Po prostu.

Kiedy już projekt naczynia (tzn. beczki) został zatwierdzony przez wodza Abraracourix'a, przystąpiono do dzieła tzn. poproszono żeby Obelix wyrwał z ziemi kilka najbardziej okazałych dębów (min 120 lat), następnie wyrobił z nich klepki i po otrzymaniu uprzednio zamówionej u kowala bednarki, złożył to wszystko w zgrabne antałki, nie zapominając o opaleniu ich od wewnątrz.

Przy okazji nie obyło się oczywiście bez drobnego nieporozumienia, bowiem Obelix postanowił udawać, że nie ma dostatecznie siły aby wyrwać z ziemi wybrane drzewa i dlatego zasłużył sobie przynajmniej na łyczek potion magique od Panoramix'a. Jak zwykle pomysł spalił na panewce, bowiem ilekroć „przymierzył” się do wskazanego dębu, to ten wychodził z ziemi „jakoś tak....sam z siebie, jak po maśle”.

Po zakończeniu procesu produkcyjnego, przelano z amfor cały zapas wina do świeżo stworzonych beczek, i bez zbytniej mitręgi, ruszono w dalszą drogę, na północ.

Po powrocie do wioski, nie obyło się oczywiście bez clou programu, a więc nocnego bankietu. Jakież jednak było zdumienie wszystkich, kiedy zorientowali się, że wino w beczkach.......zmieniło swój smak. Stało się szlachetniejsze i zdecydowanie bardziej „zaokrąglone”. Przy suto zastawionych stołach, temat ten stał się wiodącym, a swarom i kłótniom w tej materii końca nie było. Kres im położył dopiero Panoramix, który przy swojej niezwykle błyskotliwej inteligencji, pojął w lot na czym opisana zmiana jakości wina mogła polegać.

Wyjaśnił on więc zgromadzonej gawiedzi, iż beczki dębowe to nie tylko najporęczniejszy system magazynowania wina , ale przechowywanie w nich wina wpływa na złagodzenie jego smaku i na wzbogacenie jego bukietu.

Naturalna porowatość dębu zapewnia dopływ tlenu w na tyle niewielkim stopniu aby nie utlenić wina i nie zniszczyć jego struktury. Dzięki temu procesowi następuje ulatnianie się wody i alkoholu, co powoduje naturalną koncentrację smaków i aromatów wina. Niewielkie, przenikające przez ścianki beczki ilości tlenu korzystnie wpływają także na złagodzenie tanin (garbników) obecnych w winie. Stopień tostowania beczki (tzn opalania jej od wewnątrz) również pozytywnie wpływa na złagodzenie obecności tanin i silnych aromatów drzewnych.

Skład chemiczny dębu ma bardzo silny wpływ na ostateczny charakter wina. Dla przykładu, obecne w dębie fenole wchodzą w reakcje z winem czego rezultatem jest jego “waniliowy” charakter połączony z nutami słodkiej herbaty. Typowymi aromatami i smakami dla win mających kontakt z dębem to karmel, śmietana, dym, przyprawy i wanilia.

Kiedy tylko ten równie drętwy, co nudny wykład się skończył i Panoramix nareszcie zamilkł, zabawa ruszyła od nowa, a śmiechy, zbytki, a także inne radości trwały do białego rana..........

© Adam Stankiewicz, VINTRIPS
http://winowww.pl

Następna bajka będzie sprzed wielu dziesiątek milionów lat i o potworze zwanym globigerina.

konto usunięte

Temat: BAJKI O WINIE

BAJKA Z EPOKI JURAJSKIEJ,
A MOŻE JESZCZE DAWNIEJ ?..................

Friuliańskich bajek słucha się najprzyjemniej na ulicy, przy nie do końca stabilnym, żeby nie powiedzieć, że przy wręcz zupełnie pokracznym stoliku, zastawionym małymi szklaneczkami w absolutnie niezastąpionym towarzystwie butelczyny lokalnego wina.

Słuchać tych opowieści najlepiej i najprzyjemniej jest w towarzystwie dziarskich, zwykle w bardzo, a nawet bardziej niż bardzo, zaawansowanym wieku, rodowitych friuliańczyków, którzy każdego popołudnia, od niepamiętnych czasów, gromadzą się w podobnych miejscach, aby snuć wspomnienia, bajki, legendy i niesamowite zupełnie przypowieści. A nawet pospolite plotki.

Tradycja takich “ulicznych” spotkań, nosi tutaj nazwę tajut, kiedy to przy spotkaniu dwóch przyjaciół na ulicy, jeden drugiemu stawia kieliszek wina. Zaproszony przyjaciel musi zrewanżować się kolejnym kieliszkiem. Podczas kiedy przyjaciele popijają, jest wysoce prawdopodobne, iż dołączą do nich następni znajomi. Natychmiast zostają oni poproszeni o zajęcie miejsca i wypicie jednego kieliszka, i z kolei oni rewanżują się pozostałym.

Trudno się dziwić, iż uroczy i dziarscy staruszkowie, tak lubią się ze sobą spotykać, i snuć przeróżne wspomnienia. W samej istocie rzeczy, naprawdę jest co wspominać.

Ich ojczyzna, Friuli Venezia Giulia, jest maleńka rozmiarem, ale na pewno wielka duchem. Nie może przecież być inną, skoro znajdowała się ostatnimi czasy zarówno pod panowaniem Republiki Weneckiej, Cesarstwa Napoleońskiego, Cesarstwa Austro-Węgierskiego, Królestwa Włoch, Republiki Włoskiej, żeby na sam koniec wstąpić do UE, razem z resztą Italii..

Niejako na “deser” tych wszystkich zakrętów swojej historii, nie oszczędziła ona dumnym friuliańczykom, jeszcze dwóch nad wyraz przykrych incydentów.
Pierwszym z nich był fakt, iż w czasie zimnej wojny, zawisła tutaj “żelazna kurtyna”, oddzielająca wolny świat od komunistycznej Jugosławii.
Natomiast drugim, było potężne trzęsienie ziemi w 1976 roku, które totalnie zrujnowało całą gospodarkę, a w tym praktycznie wszystkie winnice.

Nasza jednak bajka bierze swój początek o wiele, wiele wcześniej, bowiem 55 mln. lat temu. Może parę milionów lat wcześniej, a może parę milionów lat później, ale przecież bajki to nie jest miejsce aby spierać się o takie drobiazgi.

Wówczas to, absolutnie niezmierzony ocean sięgał aż do podnóża dzisiejszych Alp Julijskich.

Ocean pełen życia i przeróżnych stworów małych, dużych czy też zupełnie maleńkich, bardziej lub mniej przerażających, ale zawsze mających ogromny wpływ na dalsze losy tej pięknej krainy.

Dzisiaj, praktycznie wszystkie przewodniki winiarskie świata, zgodnym chórem donoszą, iż białe wina z regionu FVG, przynajmniej o klasę przewyższają podobne wina z pozostałych cześci pięknej Italii. No, może za wyjątkiem Alto Adige. Jednakże bez żadnych wątpliwości oba te regiony tworzą samotny peleton, który baaaardzo, baaaardzo, daleko odjechał od całej stawki wyścigu Giro di Vino Italiano.

Niewielu jednak znamienitych autorów i komentatorów winiarskich, zdaje sobie sprawę z jednej z najbardziej istotnych pra, pra-przyczyn tego unikalnego rodowodu niezwykłej wprost i zupełnie niespotykanej gdzie indziej jakości rzeczonych win, a w szczególności ich gładkości, miękkości, czy też wręcz aksamitności. A nawet, o ile zdają sobie oni z tego sprawę, to odnosi się nieodparte wrażenie, iż bardzo mało o tym piszą, żeby nie powiedzieć, iż w ogóle o tym nie piszą.

A jeśli nie w ogóle, to na pewno tyle co “kot napłakał”.

No cóż, mają przecież poważniejsze sprawy na głowie, a raczej na klawiaturze PC.

Każdy w miarę rozgarnięty miłośnik wina, który nawet tylko pobieżnie zetknął się z podobnym dylematem, odpowie natychmiast: terroir.

I wówczas Wasz ulubiony bajkopisarz przytaknie, potwierdzając, iż oczywiście; o wyrazistości tych wspaniałych win decyduje nieprawdopodobny wprost tutejszy terroir.

Wasz ulubiony bajkopisarz, bardzo lubi jednak, w takich wypadkach zadać sobie najprostsze z możliwych pytań, a mianowicie:

DLACZEGO ?

I otóż, imaginuj sobie drogi czytelniku czy też czytelniczko, iż krótka i zwięzła odpowiedź na to pytanie brzmi:

GLOBIGERYNY (Globigerina)

Dla wyjasnienia; G. są to super drobne skorupiaki (otwornice) występujące w planktonie mórz i oceanów. Najbardziej zdumiewającym (przynajmniej dla wymienionego już wyżej bajkopisarza), jest fakt, iż tak samo jak występowały one w oceanach 55 mln lat temu, tak występują i dzisiaj !

Czasu więc było dostatecznie dużo, aby skorupki obumarłych G. stworzyły gigantyczne wprost pokłady wapieni (np. jakże bliskiej nam kredy szkolnej).

Natomiast najbardziej zasmucający w tej całej historii jest fakt, iż rzeczone G. rozmnażały się i czynią to po dzień dzisiejszy , zarówno drogą płciową jak i bezpłciową. O zgrozo........

No cóż, c'est la vie.

Kiedy nareszcie ocean się cofnął, pozostawił po sobie zupełnie niezmierzone pokłady tzw. mułu globigerynowego, z którego wykształciły się pokłady czystgo wapienia, a ten z kolei stał się najbardziej istotnym elementem unikalnego terroir FVG.

Koniec pierwszej części. Część druga, za bardzo niedługo.

konto usunięte

Temat: BAJKI O WINIE

CZESC DRUGA BAJKI "STAREJ JAK SWIAT"

Kiedy nareszcie ocean sie cofnął, pozostawił po sobie zupełnie niezmierzone pokłady tzw. mułu globigerynowego, z którego wykształciły się pokłady czystgo wapienia, a ten z kolei stał się najbardziej istotnym elementem unikalnego terroir FVG.

Osady te, nazywane tutaj dzisiaj fleish of Cormons powodują m.in. to, iż pomimo stosunkowo dużej ilości opadów w regionie, woda błyskawicznie spływa do dolin (niemal wszystkie winnice zlokalizowane są na stromych zboczach), a także skutecznie “utrudnia” szybki i łatwy rozrost systemu korzennego winorośli, wpływając najkorzystniej na jakość rodzących się gron.

Z powolnym upływem wieków, kolebką naszej współczesnej cywilizacji stawał się basen Morza Śródziemnego, a jedną z najbardziej newralgicznych granic pomiędzy tą kolebką, a światem “barbarzyńskim” na wschodzie był właśnie region Colli Orientali del Friuli (Wschodnich Wzgórz Friuli).

Zanim jednak miejsce to stało się, południowo-wschodnią rubieżą Imperium Rzymskiego, okupowane ono było przez kilka wieków przez plemiona celtyckie. One to właśnie, już wtedy, rozpoczęły uprawę winnej latorośli, przywiezionej prawdopodobnie z Turcji.

W tym miejscu, najbardziej nawet rzetelni bajkopisarze winiarscy napotykają na jeden z najbradziej drastycznych dylematów, i chyba zupełnie nierozwiązywalne pytanie.

Pytanie to brzmi: czy beczki do win wymyślili Asterix &Co czy też legioniości rzymscy osiedleni tutaj przez Juliusza Cezara, na tym zupełnym odludziu jakim było onegdaj COF ?

Wielki Cezar kiedy wpadł tutaj na chwilę (w trakcie budowania swojego imperium), wykonał dwa posunięcia, niezwykle istotne dla wielkiego i wspaniałego rozwoju kultury wina tego regionu.

Pierwszym ruchem JC, było założenie w 53 r.p.n.e. miasta Cividale del Friuli. Dzisiaj, jest to nie tylko urocze włoskie miasteczko, totalnie przesycone historią, zabytkami, uroczą i zupełnie niepowtarzalną gdzie indziej na świecie, atmosferą dolce farniente , ale również, a może (dla nas przynajmniej), przede wszystkim, siedzibą potężnego Consorzio Colli Orientali del Friuli. Kosorcjum owo, “żelazną” ręką kontroluje wszystkie standardy upraw, zbiorów, winifikacji itp. zapewniające najwyższą jakość produkowanych win DOC Colli Orientali del Friuli.

Drugim, “kluczowym” ruchem JC, było osiedlenie tutaj swoich legionistów, aby pilnie strzegli tej wschodniej granicy Imperium. Stosunkowo prędko jednak, z walecznych żołnierzy przekształcili się oni w pokojowo nastawionych rolników, a w bardzo wielu przypadkach w winogrodników i winiarzy.

Dzisiejsi potomkowie owych pierwszych winiarzy, twierdzą, z uporem godnym lepszej sprawy, że to wcale nie Asterix i Obelix, jako pierwsi zaczęli stosować dębowe beczki do przechowywania i transportu wina. Dzisiejsi Friuliańczycy są zdania bowiem, iż to właśnie ich pra, pra, pra-dziadowie najwcześniej zaczęli stosować rzeczone beczki. Nie można też, w tym kontekście zapomnieć o istnieniu tutaj, na miejscu, mega zasobów lokalnych dębów porastających niezmierzone wprost bory i knieje. Dęby te, dzisiaj zwane słoweńskimi, skutecznie konkurują o prymat najlepszych, zarówno z dębami francuskimi, jak i amerykańskimi.

W pierwszych wiekach drugiego millenium, po mrocznym okresie bezustannych najazdów barbarzyńców, rolę gospodarczego lidera regionu, przejął Patriarchat Aquileia, jego klasztory i opactwa. Niekwestionowanym przywódcą pozytywnych przemian stał się Zakon Benedyktynów, a wiodącą w nim rolę, opactwo Rosazzo (Abbazza di Rosazzo), które do dzisiaj szczyci się nie tylko najpotężniejszymi, XIII-o wiecznymi piwnicami, ale i największymi winami regionu.

Podobnie jak w całej ówczesnej winiarskiej Europie, ciężar renesansu sztuki winiarskiej wzięli więc na swoje barki świątobliwi braciszkowie Benedyktyni. Zasługi ich na tym polu są naprawde wiekopomne, gdyż ich przysłowiowa pracowitość, wytrwałość czy też dociekliwość, żeby nie wspomnieć o niezwykle szerokiej wiedzy w tej materii, nie tylko pozwoliły podnieść sztukę winiarską na najwyższy możliwy poziom, ale również, na przykład, stworzyć endemiczny szczep pignolo.

Wina pignolo należą do najbardziej “luksusowych” i długowiecznych. Charakteryzują się wysokim poziomem tanin i intensywnym, niezwykle złożonym bukietem z nutami owoców róży, fiołków a także kakao, kawy i, na skutek dojrzewania dębie (min. 12 miesięcy)- wanilii.

Zapewne inaczej potoczyłyby sie dzieje kultury winiarskiej w Starym Świecie, gdyby nasi bohaterscy mnisi, nie ulegli niewątpliwej, a jednoczesnie bez żadnych wątpliwości, nieco zbytnio dominującej ułomności swoich charakterów, i nie popadli w grzech pospolitego opilstwa. Po prostu.

Na całe szczęście jednak, “pałeczkę” po nich, równie szybko, co skutecznie przejęli braciszkowie z innego zakonu, a mianowicie Zakonu Cystersów. Wszystko by się na pewno skończyło dobrze i szczęśliwie (a więc tak, jak to powinno być w prawdziwych bajkach), gdyby nie fakt, iż oni również, podobnie jak ich koledzy Benedyktyni, okazali się, na dłuższą metę, zupełnie nieodporni na niezaprzeczalne uroki pijaństwa.

Ale to już jest temat na inną bajkę........

Nie potępiajmy jednak naszych uroczych braciszków, gdyż zawdzięczamy im, nie tylko odrodzenie kultury wina, ale również zawsze godną zastosowania zarówno filozofię i sposób życia, jak również skuteczne metody pokonywania znoju spędzania czasu w klasztorach:

. (...) w klasztorze owym, mnisi i mniszki, zgodnie z regułą, żyli razem w ogrodzie rozkoszy: wstawali z łoża, kiedy im się zdało; pili, jedli, pracowali, spali, kiedy im przyszła ochota.
Co dokładnie oznaczało relaks i odpoczynek, dobre picie i jeszcze lepsze jedzenie
w całkowitej wolności i szacunku dla siebie nawzajem.
W ich regule była tylko jedna zasada: CZYŃ, CO CI SIĘ PODOBA,
a jednak nie znali niezgody czy anarchii (...).
(F.Rabelais)

© Adam Stankiewicz, VINTRIPS
http://winowww.pl

pozdrawiam

a

konto usunięte

Temat: BAJKI O WINIE

BAJKA BAJEK

a więc o kobietach, winie i miłości.

KOBIETA a WINO

Kiedy Pan spotyka po raz pierwszy Panią, patrzy na nią.

Kiedy mężczyzna bierze w dłoń kieliszek z nieznanym sobie winem – obserwuje je.

Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku, odbiera różne wrażenia, czasem pozytywne, czasem negatywne, a czasem obojętne.
Na pewno jednak na dalszy ciąg rozwoju rzeczonych „znajomości”, największy wpływ będzie miało pierwsze wrażenie.

Jak blisko lokują się obok siebie rezultaty opisywanych tutaj obserwacji, niech świadczy fakt, iż oceniając wygląd wina mówimy najczęściej wręcz o jego „sukni”. Natomiast ilekroć wspominamy o prawidłowym trzymaniu kieliszka z winem, a więc "za nóżkę", czyż nie jest to zupełnie tak samo jak z kobietami ?.

O klasie wina decydują zapachy jakie w nim odnajdujemy, a więc aromaty i bukiety. To nie ulega żadnej wątpliwości, przecież wzrok i smak to tylko kilka doznań podczas kiedy w winach wyodrębniono już ponad 700 różnych zapachów.

A więc o klasie wina decyduje „nos”, a w szczególności tzw. „drugi nos”. Pierwszy nos jest jakby drogowskazem z jakim winem będziemy mieć do czynienia, ale dopiero drugi nos (po zakręceniu kieliszkiem) , kiedy wino się „otworzy”, pokaże nam prawdziwą „duszę” tego konkretnego wina.

Innymi słowy wino musi się otworzyć aby je prawidłowo ocenić.

„Bajecznym” wnioskiem jaki płynie z wieloletniego oczarowania kobiecością i samymi kobietami, jest fakt, iż to co w ocenie wina nazywamy, po prostu, aromatem czy też bukietem wina, to w przypadku kobiet, jest ich aurą.

Nie jest to tylko bajeczny wniosek jaki można tutaj wysnuć, ale jest to wręcz "bajka bajek", którą trzeba przeżyć i przeżywać bez końca......

Tak samo więc, jak o klasie wina świadczą jego zapachy, tak o klasie kobiety świadczy jej aura.

Aura kobiety może być piękna, zła albo obojętna.

Na całe szczęście większość doświadczonych mężczyzn, którzy podobnie jak szlachetne wina przeszli już proces dojrzewania w beczkach dębowych, teraz dopiero, po przebyciu rozlicznych raf i mielizn na drodze swojego życia, rozpoznają takie aury niemal natychmiast, w podświadomości.

Bardzo rzadko można napotkać kobietę o zdecydowanie złej lub zdecydowanie dobrej aurze. Znakomita większość pokazuje bowiem aurę obojętną. Nie nazywajmy jej jednak obojętną, bowiem podobnie jak w winie, ta aura jest ciągle „zamknięta”, a raczej, po prostu „nie otwarta”.

Rolą więc prawdziwego mężczyzny jest to, aby ją dopiero otworzyć.

Tak więc na pewno wstępna ocena aury kobiety jest „pierwszym nosem”, ale dopiero „drugi nos” ukaże nam całą prawdę.

Ileż to razy spotykaliśmy w życiu kobiety, od których emanuje aura empatii, ciepła, radości życia, ale też ileż razy (osobiście odnoszę nieodparte wrażenie, iż częściej i ...coraz częściej) – aura chłodu, nieprzystępności i zgorzkniałości.

Ileż to razy, w czasie degustacji win, napotkaliśmy wina o aromatach wyzwalających w nas najpiękniejsze wspomnienia gorącego lata, kwitnących drzew i krzewów owocowych, jagód leśnych czy leśnego runa. To jest też aura empatii, ciepła i radości życia. Ale ileż też razy (moje nieodparte wrażenie wskazuje, iż częściej i ...coraz częściej) – napotykaliśmy aromaty płaskie, kwaśne i wyzwalające w nas nieprzyjemne, klaustrofobiczne wspomnienia. A to już jest na pewno zdecydowana paralela do kobiecej aury chłodu, nieprzystępności i zgorzkniałości.
dalszy ciąg.....za kilka dni
© Adam Stankiewicz, VINTRIPS
http://winowww.pl

pozdrawiam

a

konto usunięte

Temat: BAJKI O WINIE

BAJKA BAJEK

a więc o kobietach, winie i miłości.

KOBIETA a WINO cz.II

Ileż to razy, w czasie degustacji win, napotkaliśmy wina o aromatach wyzwalających w nas najpiękniejsze wspomnienia gorącego lata, kwitnących drzew i krzewów owocowych, jagód leśnych czy leśnego runa. To jest też aura empatii, ciepła i radości życia. Ale ileż też razy (nieodparte wrażenie wskazuje, iż częściej i ...coraz częściej) – napotykaliśmy aromaty płaskie, kwaśne i wyzwalające w nas nieprzyjemne, klaustrofobiczne wspomnienia, a to już jest na pewno zdecydowana paralela do kobiecej aury chłodu, nieprzystępności i zgorzkniałości.

Podobnie jak kobiety tak i wino, po otwarciu się, może okazać się cudownym wprost klejnotem albo prawdziwą.......katastrofą. I to właśnie jest chyba najbardziej fascynujące w obu tych tematach. Czy nasze wyobrażenia po „pierwszym nosie” zostaną spełnione czy też nie ? A o ile tak to w jakim stopniu ? A o ile nie to dlaczego ? itp

Aby „otworzyć” kobietę prawdziwy mężczyzna musi ją otoczyć autentycznym, głębokim uczuciem, najczęściej określanym w literaturze fachowej dwoma jakże niezwykle prostymi słowami, a mianowicie: miłość i szacunek.

To są zaiste bardzo proste słowa i pojęcia, ale jakże często dzisiaj zapominane, pomijane, albo wręcz wstydliwie ukrywane.

I tutaj znowu czeka nas Wielka Enigma. Po podobnym „otwarciu”, możemy przecież napotkać po prostu prawdziwą jędzę, nadającą się wyłącznie do posadzenia na miotle, i wysłania na najdalsze galaktyki. Bez prawa powrotu. :-)

Ale przecież kiedy odkryjemy prawdziwy klejnot, to nie trzeba tutaj dodawać jak wielka jest to satysfakcja, jakie autentyczne szczęście, zarówno dla mężczyzny jak i dla kobiety. Dopiero takie odkrycie, przez oboje partnerów, pozwala docenić prawdziwy skarb, jakim jest prawdziwa miłość. Po prostu.

Czy pamiętacie Panowie swoje pierwsze pocałunki z kobietami, o których chcielibyście powiedzieć, iż były „jak wino” ?

Przypomnijcie sobie - czasem odnajdywaliście „sopel lodu”, czasem natomiast niezwykłą wprost miękkość,wilgoć i czułość spragnionych warg, ale, nierzadko również ich suchość i zaciętość, przypominających raczej przesuszoną, pełną żwiru i ostrych kamieni glebę prowansalskiego terroir.

Przypomnijcie sobie ileż to win okazywało się po prostu bez wyrazu (jak „sopel lodu” czy „prowansalski terroir”), ale z drugiej strony ileż to win zachwyciło Was od razu, swoją np. krągłością i aksamitnością, głębią smaku, bogactwem owocu, doskonałym zrównoważeniem, nieagresywnymi taninami itd.
A ileż to razy, z kolei, przeżywaliście rozczarowania „soplem lodu” czy prowansalską, pełną kurzu, kamienistą glebą.
Ileż razy zachwycaliście się zniewalająca wprost jedwabistością miękkością, bogactwem smaków czy tez totalnym brakiem agresywności itp.

Czyż nie najwspanialszym w tej bajce jest fakt, iż podobne uwagi i skojarzenia dotyczą zarówno pocałunku ze swoją „Miłą” jak i degustowanego wina ? W równym wręcz stopniu !

Podobnie jak w naszej "bajkowej" przygodzie z kobietami, tak i z winami, wchodzi teraz w grę etap powszechnie rozumiany jako „drugie usta”.

Niestety jednak, wszystko wskazuje na to, iż w przeciwieństwie do „drugiego nosa”, etap ten nie może już nic zmienić ani tym bardziej uratować.

Nie ulega przecież żadnej wątpliwości, iż przypadek typu kurz i suchość „prowansalskiego terroir” jest totalnie przegrany, zarówno na gruncie romantycznym jak i enologicznym.

Zupełnie inaczej, natomiast rzecz się ma kiedy od razu („pierwsze usta”) odkryłeś łagodność, aksamitność, głębię i zaskakującą wręcz gamę smaków, obłędną paletę kwiatów i owoców, zniewalające zaiste zrównoważenie, nieagresywność itp. Wówczas, na pewno, dalszy ciąg podobnej degustacji, będzie pasmem nieustannych sukcesów w odkrywaniu nowych doznań, zarówno mając na uwadze właśnie „TĄ” kobietę jak i właśnie ”TO” wino.

Niech opowiem tutaj o swoim własnym najpiękniejszym wspomnieniu delikatnych i jakże czułych warg, w których stopniowo, z narastającym zdumieniem i zachwytem odkrywałem wyraźne nuty truskawek, brzoskwini i ananasa, a wszystko owiane niepowtarzalną aurą dobroci i przyjaźni, przy zupełnie zniewalającym aromacie, kwitnącej, letniej łąki.

To była, bez żadnych wątpliwości, najpiękniejsza, najbardziej niezapomniana i wzruszająca degustacja jaką kiedykolwiek miałem okazję przeżyć.

Morałem (?) tej bajki, niech będzie jednoznaczne stwierdzenie, iż dla miłośnika zarówno kobiet i ich kobiecości, ale również swoich ukochanych win, jest to, iż:

KOBIETA, KTÓRĄ KOCHAM, JEST JAK WINO, KTÓRE KOCHAM,
A WINO, KTÓRE KOCHAM, JEST JAK KOBIETA, KTÓRA KOCHAM

Koniec. Kropka.
In vino veritas.

© Adam Stankiewicz, VINTRIPS
http://winowww.pl

pozdrawiam

a

konto usunięte

Temat: BAJKI O WINIE

W tym momencie jestem zmuszony przerwać (mam nadzieję, że tylko na pewien czas) pisanie i publikowanie tutaj moich "Bajek o winie".

Powód jest, jak zwykle, absolutnie przyziemny. Jest nim tzw. proza życia.

Proza życia, czyli w znoju i pocie czoła powinienem teraz zając się marketingowaniem, pr-owaniem, organizowaniem i realizowaniem wyjazdów do moich uroczych winiarzy, zamiast klepać na klawiaturze jakieś tam bajeczki. Do winiarzy, do których oczywiście wszystkich jak najserdeczniej zapraszam.

Pozostaje mi tylko z prawdziwym smutkiem stwierdzić, iż naprawdę szkoda, że w Polsce nie można (jeszcze ?) zarobić na życie pisaniem "Bajek o winie".

Zaraz po zakończeniu sezonu, mam zamiar jednak wrócić znowu do tego zajęcia.

To co autentycznie wspomogłoby mnie w tych planach, to Wasze merytoryczne uwagi na temat np. poruszanych zagadnień, stylu i błędów jakie popełniam (jestem tylko naturszczykiem) czy też o jakich tematach chcielibyście poczytać w kolejnych bajkach.

pozdrawiam

a

Następna dyskusja:

BAJKI O WINIE (dla dorosłych)




Wyślij zaproszenie do