Temat: Sukces według Frankla
Dla mnie wynika z tego, że...lub może inaczej.
Przeczytałem tą wypowiedź raz. Poczułem się dobrze, jakoś tak lekko. Może był to rodzaj podniecenia, jakie czasem mnie ogarnia, kiedy przytrafia mi się coś ważnego, coś, co trudno jest opisać słowami. To stan jakby „wyższego wzniesienia” to ściskanie w dołku z jednoczesną wiedzą, że jest to stan niezmiernie bliski radości. Po przeczytaniu tych słów, które znajdują się na samym początku książki wiedziałem, że to, co trzymam w ręku dostarczy mi materiału, do tego by zrozumieć jeszcze więcej, jeszcze prawdziwiej, jeszcze inaczej niż do tej pory. Kiedy już takie uczucie do mnie przychodzi robię wszystko, by je utrzymać jak najdłużej – to taki mój fetysz. Dlatego kiedy przeczytałem te słowa raz, wróciłem i przeczytałem je po raz drugi, później trzeci i zamyśliłem się nad nimi. Czytając książkę czasem warto zatrzymać się na chwilę, jeśli to, co właśnie przeczytaliśmy wywołuje w nas emocje. Tak właściwie to jedyne momenty, dla których warto czytać cokolwiek, bo to one wskazują nam, nad czym nasz umysł powinien popracować. Emocje podczas czytania wskażą nam, co jest do przerobienia w danym temacie.
A co było ważne dla mnie w tym fragmencie? Kiedy się zamyśliłem starając się objąć całość treści tego fragmentu mój cyfrowy analityczny umysł zaczął rozbierać całość na części. Choć uznać należy, że nie ma jednej obiektywnej istoty zagadnień – jak wiemy różnią się one postrzeganiem przez pryzmat naszej indywidualności -to wnioski płynące z moich przemyśleń potraktowałem jako potwierdzenie uniwersalności pewnych założeń. Oto one.
Coś, czego nadmiernie pragniemy ( i słowo nadmiernie jest tu kluczem) oddala się od nas. Prawdziwa wartość sukcesu ma miejsce wtedy, kiedy sukces sam w sobie nie jest zdefiniowany jako cel ostateczny. To przemyślenie na moment mną zachwiało, biorąc pod uwagę mój niegasnący apetyt dotyczący jego osiągnięcia. Starałem się nie poddawać. Jednocześnie dalej znalazłem potwierdzenie zasadności tego, że sukces nie tylko można, ale i trzeba utożsamić ze szczęściem. Moja wewnętrzna radość płynęła nie tylko z tych słów, ale z potwierdzenia założenia, które przyjąłem jako fundamentalne pisząc jedną z trzech aktualnie tworzonych przeze mnie książek. Pomyślałem – jestem na dobrej drodze!
Ale teraz dopiero otworzyła się prawdziwa karta wiedzy. Mówi ona przez słowa Frankla o tym, że sukces i szczęście mogą nastąpić tylko wtedy, jeśli oddamy się czemuś. Jeśli damy coś z siebie czemuś lub komuś. Słowa „czemuś większemu od nas samych” generują we mnie myśli o idei, o szczytnym celu, o istocie działania i tworzenia w Bogu dla Boga i przez Boga. Ale zawsze jest klucz podstawowy. W tym wypadku wyraża się on dla mnie przez kombinację „zaangażowania w sensie oddania”.
Przedostanie zdanie odkrywa przede mną kolejną mądrość życiową. Mądrość przez duże „M”. Słuchanie sumienia i realizowanie jego podpowiedzi zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą. Nie jest to dla mnie nic innego jak poszukiwanie źródła moich wewnętrznych pragnień – tego prawdziwego – i podążanie za jego głosem. Najlepsza wiedza może być poznawana przez samodoskonalenie, przez dążenie do tego by stawać się wciąż i wciąż na nowo coraz bardziej świadomym, coraz bardziej świadomym tego, co jest dobre dla nas i dlaczego.
Sukces przychodzi do tych, którzy o nim nie myśleli. Zgadzam się z tym i nie. To prawda i nie prawda. To bez znaczenia, czy ostatnie zdanie jest prawdziwe, czy nie, dlatego, że wszystko na ten temat zostało powiedziane chwilę wcześniej.
Idea, jak prosty przepis na ciasto drożdżowe, ( choć nie wiem czy drożdżówka jest prosta do zrobienia). Brzmi ona:
Nie myśl o sukcesie. Oddaj się temu, co jest ważne. Działaj. Słuchaj głosu serca i ucz się je rozumieć.
To wszystko.
Ta droga jest Sukcesem.
Wiedziałem to zawsze. I choć nie wiem – potrzebnie, czy nie - uczę się rozumieć to, co wiedziałem.
Dziękuję Ci Viktorze Frankl. Twój wysiłek nie poszedł na marne. Pomogłeś mi zrozumieć siebie. Dziękuję z całego serca.