Temat: zapraszanie nieznanych kobiet na kawę
Karolina I.:
Moje subiektywne babskie zdanie jest takie- tego typu sytuacje dla osób w stałych związkach są niedopuszczalne.
W stałych związkach - i ja mówię zdecydowane "nie"... Ale poza nimi... Hmmm...
Kiedyś biegłam ulicą... po południu, prosto z pracy, zmęczona niemożebnie, głodna i zniechęcona wizją pustego domu, który na mnie czekał. Dzień zdecydowanie należał do kiepskich.
Gdy dobiegałam do autobusu usłyszałam za sobą szybkie kroki i głos: "Niech pani poczeka chwilkę, halo, proszę pani!" Odwracam się łapiąc odruchowo za torebkę, bo jeśli ktoś tak woła, to albo coś przed chwilą zgubiłam, albo znowu poszło oczko w pończochach ;) W każdym bądź razie nastawiłam się na kolejny kłopot.
Tymczasem podbiega do mnie mężczyzna, którego kątem oka zauważyłam chwilę wcześniej na sąsiednim przystanku i, czerwieniąc się jak licealista na pierwszej randce, mówi: "Nazywam się ... ... Obserwowałem, jak szła pani tą ulicą. I, przepraszam za śmiałość, ale nie mogłem pozwolić pani wsiąść do tego autobusu". Potem zaczął mówić, że nigdy wcześniej nikogo na ulicy w ten sposób nie zaczepiał, ale teraz wie, że jeśli tego nie zrobi, to będzie żałował do końca życia i zaprosił mnie na kawę :)
Oczywiście nie mam najmniejszej pewności, czy ten chwyt nie był sprawdzoną metodą owego pana na zawieranie nowych znajomości, ale nie chcę się teraz nad tym zastanawiać... Faktem jest, że owego dnia to wydarzenie zdecydowanie poprawiło mi humor... I do dziś wspominam je z przyjemnością... :)
Konkluzja: Panowie! Nie obawiajcie się czasem spontanicznych działań, bo nawet jeśli z bliższej znajomości nic nie wyjdzie (tak jak w tym przypadku), to i tak kilkoma ciepłymi słowami okraszonymi delikatnym komplementem (ze względu na wrodzoną skromność jego treść zachowam dla siebie ;)) możecie zdziałać cuda... :)