Temat: Zaloty
Krzysztof Ziembla:
Pozwolę sobie wtrącić jeszcze słówko... ;-).
Oczywiście, po to jest dyskusja :)
Jerzy K.:
Flirt jest NIEWINNY (z zalozenia) ;)
Pokaż mi proszę definicję słowa "flirt", obowiązującą w polskim języku (słownik języka polskiego byłby najbardziej miarodajnym wzorcem), w której użyte jest określenie "niewinny". Szczerze? Wątpię czy taka definicja kiedykolwiek ujrzałaby światło dzienne.
Aczkolwiek rozumiem, że to Twoja definicja - ok :).
Szukalem definicji slowa "flirt" juz dawno.
Nadaremno, niestety :(((((
Ale znajac bogactwo jezyka polskiego, wyczulem baaaardzo duza roznice slowa np: "podrywanie", "romansowanie", "narzucanie sie", "szukanie okazji", czy bardziej staropolskich: "staranie sie", "absztyfikant", "smalacy cholewki" itd od "flirt".
Nie mamy tak ubogiego jezyka, jak np. angielski (mialem w rekach nawet slownik wulgaryzmow polsko-amerykanskich [nie ANGIELSKICH!], ktory ubogosc nazewnictwa okazal), by nie umiec zroznicowac slow, ktore okreslaja czynnosci ulatwiajace czynnosci frykcyjne/prokreacyjne/spoleczne (w sensie zawiazania podstawowej komorki spolecznej, czyli rodziny) od czynnosci czysto towarzyskich, jakim jest budowanie/utzrymanie zwiazkow emocjonalnych, pozbawionych jakichkolwiek skojarzen seksualnych, a majacych na celu tylko zwiekszenie/poszerzenie zwiazkow towarzyskich. Taka "zabawa".
(nie dla wszystkich!)
Dla mnie najjaskrawszym literackim przykładem flirtu jest np. Anusia Borzobohata, ktora flirtowala ze wszystkimi, Wołodyjowskiego kokietowała, ale serce oddała panu z Mysichkiszek.
Dla mnie flirtem jest np. nie suche dziekuje - prosze w zaprzyjaznionym (!) sklepie, ale spytanie o samopoczucie, pochwalenie fryzury, poradzenie się itd. znajomej (z widzenia!) ekspedientki, dla mnie przykładem flirtu jest nie ocieractwo (froteryzmem zwane) czy nawet puszczanie "oczka" do kolezanki, ale np. bezinteresowny i niczym nie sprowokowany ciepły uśmiech znad komputera, przytulenie, jak ma doła, zrobienie kawy bez proszenia - tak od siebie, to zarty (jak jest z kim i ktos "lapie" taka forme flirtu nawet pieprzne) ale nikgdy nie wykraczanie poza pewna - jak dla mnie - SZTYWNA granice, jaka jest chec zblizenia sie emocjonalnie-fizycznego do osoby. Raczej budowanie przyjazni sympatii przez (akceptowana przez obie strony!) GRĘ (!) budowania PSEUDO "podrywu".
Taka zabawa :)
Jerzy K.:
Flirt jest niewinny i nie tylko nic nie znaczy dla STALEGO zwiazku co go wzmacnia (!).
Dlaczego?
a) buduje ZDROWA (!) zazdrosc
(...)
c) uczy, jak FLIRTOWAC ze stalm partnerem - ergo - wzmacnia zwiazek.
Ad a) Każdy widocznie inaczej postrzega zdrową zazdrość :).
Widocznie tak.
Myślę, że wynika to z braku odpowiedniej definicji.
Bo dla jednego flirtem jest już np. patrzenie chłopaka prowadzego pod rękę na nogi innej dziewczyny czy rozglądanie się dziewczyny na imprezie albo dluższa rozmowa z "obcym" mezczyzna.
Mi
wystarczy to, że idąc z kobietą, zwraca ona na siebie wzrok innych facetów. Jednakże gdy odejdę i którykolwiek z nich próbuje się do Niej zbliżyć, zacząć rozmowę, poprosić o telefon, etc. - mam świadomość tego, że zawsze takiego jegomościa od siebie oddali :).
Czyli jestes Jej pewny :)
Ale np. "zaczecie rozmowy" nie uwazam za cos zdroznego - przeciwnie - cieszylbym sie, ze moja kobieta nie tylko zwraca uwage wygladem, ale jest na tyle inteligentna, madra i dowcipna, ze inni faceci chca z nia rozmawiac.
To juz kwestiaindywidualna.
Znam facetow, ktorzy swoje zony najchetniej zostawiliby w domu i zakazali sie atrakcyjnie ubierac (dla mnie to chore jest), znam takich, ktorzy czuliby DUME, ze ich partnerka pozowala do Playboya :)
Ad c) Gdyby kobieta, z którą jestem, musiałaby się uczyć jak mnie "podchodzić" na innych facetach - w życiu bym z nią nie był ;-). Jeśli między nami iskrzy to chyba logiczne, że wie, w jaki sposób wzbudzić we mnie emocje ;).
Chyba mylisz pojecia lub zle zinterpretowales moje slowa;)
Mnie chodzi o to, ze flirtujac
a) uczysz sie nowych slowek, gestow, trickow, ktorymi mozesz przyjemnie zaskaiwac swojego partnera, (a nie zanudzac zrutynizowanym, oklepanym i nudnym, bo wieloletnim "kocham Cie misiu" itp.)
b) obserwujac reakcje osoby z ktora niewinnie (!) flirtujesz, uczysz sie, jakie gesty, slowa, uczynki itd sa akcetpootowane ktore sprawiaja przyjemnosc, ktre przykrosc id. Dzieki temu wciaz sie doskonalisz w sprawianiu przyjemnosci stalemu partnerowi.
Czy teraz jasno sie wyazilem?
;)
Maciej Sulik:
d) flirt wzmacnia stały związek, bo daje poczucie, że nie jest się skazanym na tzw. miłość do grobowej deski; świadomość, że zawsze jest alternatywa skłania do refleksji i rewiduje niedostrzegane często zalety życia w poukładanym i przewidywalnym mikrokosmosie.
W tym miejscu chyba zaczynam rozumieć.
Wam chyba chodzi o "STAŁY ZWIĄZEK", nie o związek, w którym przodującym uczuciem między dwoma ludźmi jest MIŁOŚĆ.
W tym drugim przypadku myślenie o byciu z kimś do grobowej deski przynosi jedynie pozytywne myśli i skojarzenia. W tym pierwszym? No cóż. Mnie takie związki nie interesują. A gdybym w takim był - faktycznie, chyba bym flirtował ;-).
Staly zwiazek to szerokie pojecie.
Obejmuje zarowno uklad, umowe z partnerem, z ktorym sie zyje, plodzi dzieci wspolnie splaca kredyty itd. Znamtakich.
Ale staly zwiazek to takze milosc piegna, niewygasajaca i wieloletnia. Oficjalna (malzenstwo) ale i nieoficjana (konkubinat).
Oczywiscie to skrajne przyklady, bo wiekszosc STALYCH ZWIAZKOW jest gdzies posrodku.
Bezpiecznie flirtowac powinni jednak tylko ci drudzy. Ci pewni uczuc swoich i partnera.
Jerzy K.:
Wlasnie FLIRT pozwala (w zdrowym zwiazku) dostrzec paradoksalnie... ZALETY stalego partnera ;)
Myślisz, że w zdrowym związku trzeba upewniać się co do tego, że DOBRZE JEST MIEĆ stałego partnera? Uffff...
Znow zla interpretacja.
Postaram sie to wyjasnic tak:
Nikt nie jest doskonaly. Czlowiek spotyka w zciu rozne osoby, tak na oko idealy. Przebywajc z nimi (w tym takze flirtujac) dostrzga coraz wiecej "rys". I dzieki temu dostrzega coraz wiecej dobrych cech w swoim stalym partnerze.
Jerzy K.:
Po prostu nie uwazam, ze po slubie mam byc nudny, nieciekawy nietowarzyski i nielubiany
Wybacz, ale ta wypowiedź zabrzmiała, jakbyś jedyne, co mógł innym zaoferować ze swego potencjału emocjonalnego jest umiejętność flirtowania.
Nie wiem dlaczego tak odebrales te slowa.
Naprawde - nie rozumiem, wiec nie moge sie MERYTORYCZNIE odnoiesc do Twoich slow.
Hmmm... Nie flirtuję. Wiedzą o tym
moje koleżanki (koledzy też ;-)). Z relacji innych nie wynika, abym był nudny, nieciekawy, nietowarzyski i nielubiany. Wręcz przeciwnie. Na co dzień z racji zawodu mam do czynienia z wieloma osobami. Podczas rozmowy z kobietą nie potrzebuję uciekać się do a'la pikantnych żarcików i innych form flirtu, a jednak - rozmówczyń nie brakuje. Dziwne....
Chyba jednak naprawde rozumiemy pod pojeciem "flirt" rozne sprawy.
Ja nie łapie kobiec za piers, nie sypie pieprznymi kawalami na lewo i prawo, nie puszczam oczka, nie umawiam sie na kawe, nie szukam zblizenia fizycznego czy psychicznego.
A jednak flirtuje.
Nawet przez telefon, nawet w SMS i mailach. Flirtuje pywatnie i zawodowo. Kiedys koleznka zwrocila na to uwage, ze to dobra metoda na zdobywanie informacji w moim zawodzie. Zaskoczylo mnie to, bo robilem to intuicyjnie.
Jerzy K.:
I zareczam Ci, ze FLIRT zwiazki wzmacnia, nie oslabia. Oslabi TYLKO zwiazki chore, ktore i tak sa skazane na wymarcie.
Nie wiem na jakiej podstawie przypisujesz sobie możliwość głoszenia takich wątpliwych, wg Ciebie, aksjomatów. Zaręczasz Emilii, że FLIRT związki umacnia, a nie osłabia? Hmm...
Na podstawie uwaznej obserwacji i wyciaganiu wnoskow.
Gwarantuję Ci, że mojego by nie było, gdybym poczuł wewnętrzną chęć flirtowania z koleżankami. Wolałbym wtedy wybrać luźny związek, gdyż stwierdziłbym, że to, co odnalazłem to nie to, czego szukałem. Więc proszę... Nie zaręczaj :-).
Dalej sie upieram, ze Twoja i moja definicja flirtu sie rozni.
Ty pod tym pojeciem wyraznie pojmujesz PODRYW z oczekiwaniem na KONSEKWENCJE, na ciag dalszy.
Flirt tym sie od innyh form stosunkow/kontaktow damsko-meskich rozni, ze nie oczekuje sie na SKUTEK.
Flirtowac mozna z wszystkimi, bez oczekiwania na reakcje.
Flirt to raczej sztukka dla sztuki (dla flirtujacych).
Podryw ma w definicje wpisane "osiagniecie/nieosiagniecie celu".
We flircie tego nie ma.
Jerzy K.:
Flirt jest niewinny. Nawet gdy z zewnatrz wyglada BAAAAARDZO zaawansowanie ;)
To już moim zdaniem rewelacja :-).
Tak. Widac np. nie pracowales w zgranych, lubiacych sie zzespolach.
Ciebie zapewne by zszokowalo, ze kolezanka ni z tego niz z owego przytula sie do mnie, albo siada na kolana :P
Dzis atrakcyjna kolezanka (we wrzesniu slub) poglaskala mnie - zonatego, dzieciatego po glowie, jak dziecko albo kochanka :P
Moze dla Ciebie to podryw.
Dla mnie to normalka. Flirt. Zabawa. Oznaka LUBIENIA SIE.
Za chwilę dojdziemy do tego, że macanie piersi drugiej osoby to też rodzaj flirtu, gdyż żadna z osób nie jest wygłodniała seksualnie, ma partnerów i może sobie na to pozwolić, gdyż towarzyszą jej tylko niewinne myśli :-). Taaa...
Lecisz po bandzie, Krzystofie :((((((((
Nie chcesz zrozumiec interlokutora, tylko probujesz na sile wmowic mu ze jest głupi i osmieszyc go.
Nie dam sie sprowokowac, ale odpowiem Ci w podobny do Twojej wypowiedzi sposob, ale z drugiego bieguna:
Po slubie zona powinna przestac sie malowac, farbowac wlosy, elegancko ubierac, odzywac do kolegow, na imprezach miec spuszczone oczka i bron Boze nie odzywac sie do mezczyzn, procz odpowiadania na pytanie i oznajmiania niezbednych (w pracy/zyciu) slow w stylu "prosze kilo ziemniakow","Panie doktorze, mam bole brzucha" itd.
Odpowiedzialem Ci w tym samym tonie ;)
Jak widzisz, w ten sposob NIGDY sie ie dogadamy.
Uwazam po prostu, ze mamy odmienne pojecie na temat definicji "flirtu" :)
Tak poza tym, moi drodzy, zaczęła się tu taka lekka przepychanka pt. "Co moim zdaniem oznacza flirt i jak wpływa na związek". Trochę odbiega to od tematyki SV.
KAZDY watek dryfuje w kierunku offtopicu ;)
Wiekszosc forumowiczow SV sie juzdo tego przyzwuczaila a moderatorzy na szczescie nie strofuja uczestnikow forum , nie wycinaja, nie cenzuruja i w ogole nie robia tu prosykich koszarow ;)
Każdy ma własne zdanie na te kwestie. Proszę, nie oceniajmy innych osób, a już tym bardziej ZWIĄZKÓW osób trzecich...
Dokladnie, o, jak fajnie to powiedziales!
;)
PS. A odnośnie stąpania po cienkim lodzie. Jeśli jesteście pewni w 100%, że nie ulegniecie kobiecie podczas "flirtowania" to nie trafiliście na właściwą osobę na właściwym miejscu... ;). A szkoda. Być może w waszym życiu przemknie taka femme fatale, która techniki ma tak opanowane do perfekcji, że nim się obejrzycie, a przemieni flirt w coś więcej :) - i nie jest ważne jak mocno zdrowy związek byście mieli :). Wystarczy zezwolenie na "wstęp". Znam takie.
Ja tez znam.
I widzialem/slyszalem/obserowalem, jak nieraz sobie guza nabily, gdy walnely glowa w sciane, bo gdy przekroczyly granice flirtu, dostawaly stanowcze "STOP".
Jak zwiazek jest dobry, nikt nie da się uwieść.
;)