Temat: sztuka wręczania wypowiedzenia umów o pracę
Z mojego punktu widzenia - z tego co sam przeżyłem i z tego co słyszałem od moich znajomych, sytuacja ze zwalnianiem pracownika przez przełożonego wygląda niestety faktycznie nie ludzko.
Przykładowo mój znajomy przyszedł sobie któregoś dnia do pracy a tam po prostu leżał kwitek obwieszczający iż kolega już tam nie pracuje od dnia dzisiejszego. Przełożonego nawet nie było... miał się po prostu spakować i opuścić siedzibę firmy - czyste chamstwo i brak kultury.
Znane są mi również przypadki kiedy to np. pracownikowi mówi się "idź do domu, nie przychodź tu już dziś a swoje rzeczy odbierzesz na koniec tygodnia po godzinach pracy pozostałych pracowników" - co już jest prostactwem do potęgi ntej.
Prawda jaką ja dostrzegam jeżeli chodzi o tych wszystkich "menago" mający prawo zwalniać pracowników jest taka - w dupach się im za przeproszeniem poprzewracało w momencie kiedy doszli do czegoś takiego jak "władza" (już abstrahując od jej poziomu) i uważają się za nie wiadomo kogo. O kulturze w takich wypadkach nie można rozmawiać bo wówczas w takim kimś występuje tylko wyrachowanie, przerost ambicji i to nieodparte wrażenie że pracownik dla takiego kogoś to nic innego jak kolejny pies, któremu jak się nie daj bóg kończą moce przerobowe od ilości niepłatnych nadgodzin to się go wymienia na nowego, świeżego, pełnego zapału, po którym można jeździć jak się chce.
A jeżeli chodzi o wręczanie wypowiedzenia przez pracownika.
No z mojej strony wyglądało to akuratnio tak, że swoją decyzję poparłem uzasadnieniem, mówiąc jednocześnie, że nie rezygnuję z pracy z dnia na dzień zostawiając szefa z problemem brakującego pracownika - tylko, że np. jeszcze jakiś okres który mamy ustanowiony będę w pracy sprawować swoje obowiązki tak jak je sprawowałem do tej pory a później chciałbym się pożegnać z zespołem i kilka słów skierować również do niego - bo w mojej świadomości akuratnio jeżeli ja stanowiłem część zespołu to wydawało mi się, że odchodząc dobrze by było coś chłopakom z ekipy powiedzieć (co, dlaczego itd.) tak żeby przynajmniej nieczuli obawy o własne posady (np. dlatego że firma przestaje mieć kasę czy coś na ten kształt) - tylko, żeby dowiedzieli się ode mnie a nie od kogoś kto im może powiedzieć co mu ślina na język przyniesie.
Co było dalej, no tego już niestety nie przytoczę - ale było kolorowo :) W moim przypadku po prostu nie spotkałem się ze zrozumieniem ze strony przełożonego co do mojej decyzji.
Dzisiaj jedynie dorabiam wykonując drobne prace przy stronach internetowych (cięcie projektów graficznych) (układa się to bardzo dobrze z firmą z którą współpracuję) - nie pracuję na umowę o pracę, ponieważ w momencie kiedy rezygnowałem z poprzedniej stałej pracy - to rezygnowałem bo stwierdziłem, że pora wrócić z warszawy do gdańska (do rodzinnego domu) i trochę uporządkować kwestie swojego wykształcenia (wtedy nie miałem wyższego a teraz je dopiero robię) - wykształcenie jak wiadomo prowadzi do np. ew. podwyżek. W warszawie nie było jak tego zrobić (studiów) no to, trzeba było coś odciąć i zająć się tym czym się powinno zająć od samego początku. I z tych czy innych powodów (czy jakby to nazwa zaszłości) mam jakieś takie dziwne wyrobione uczucie, że jeżeli kiedyś ktoś zwolniłby mnie z dnia na dzień i zagrał by wobec mnie nie czysto, to spotkałby się jedynie z taką samą reakcją z mojej strony. Po prostu uważam, że jeżeli ktoś spotyka się z czymś takim (takie sytuacje które np. opisywał Pan Marek Polakiewicz) to jestem zdania, że tego typu zachowania trzeba brutalnie tępić nie zważając kim taki ktoś na prawdę jest. Wychodzę z założenia, że pracownik czy przełożony - to nadal są tylko ludzie a ludzie powinni się szanować, więc jeżeli nie ma ze strony szefa szacunku do mnie (no chyba że nie ma szacunku i jest to uzasadnione) to trzeba takiego szefa gnoić jak tylko się da - tak to wg. mnie wygląda. Pewnie moje zdanie spotka się z głosami sprzeciwu czy niezadowolenia, ale powiem tak: jeżeli ja szanuje kogoś, a ten ktoś od kogo zależy czy ja mam np. na ratę kredytu czy nie na dom w którym mieszkam, nie szanuje mnie i pomiata mną równo, to takiego kogoś trzeba odsunąć od władzy a jeżeli nie można odsunąć od władzy, to na odchodne należy powiedzieć coś takiego co w sposób kulturalny wpłynie na psychikę takiego pomiota, który ledwo co dostał wykształcenie i stanowisko menadżerskie.
Nie zapominajcie, że opuszczając głowę w dół i zabierając swoje zabawki - bo ktoś miał takie widzimisie - jedynie upewniamy tego kogoś w tym, że "jemu wolno". Nie zapominajcie ponad wszystko, że tak jak szef ma prawo wpływać na Was, tak samo Wy macie prawo mieć swoje prawa i jeżeli zaczyna się robić ostro to doprawdy polecam próbować podłamywać takich "niesprawiedliwych szefów" i mieszać ich z błotem jak się tylko da w taki sposób, że będą jeszcze zadowoleni (działa na mniej inteligentnych menago) - tylko proszę tego nie robić mając jedynie w głowie swoją subiektywną ocenę takiego przełożonego - bo można sobie jedynie narobić problemów. Warto skonsultować się w takim przypadku z kolegami z pracy i zaczerpnąć ich zdania na temat przełożonego.