Temat: Savoir-vivre kontra życie
Anna J.:
Beata Stróżyńska:
A ponieważ zrobiło mi się bardzo przykro, Pani Aniu, że mogła mnie Pani tak zrozumieć i tak ocenić, to jeszcze raz wyjaśnię, że ideą mojej wypowiedzi było podkreślenie, iż o wiele łatwiej nauczyć się zasad, jak się ubierać, jak jeść, witać się, przedstawiać itd. niż zrozumieć, że dobre wychowanie to nade wszystko zachowanie pełne szacunku i empatii. Kulturalny człowiek nigdy nie jest próżny i nie uważa się za lepszego od innych.
Dlatego pisałam, że najlepiej, jeśli te zasady wynosi się z domu, bo wtedy nie są one tylko zewnętrzną powłoką, ale stają się integralną częścią podejścia człowieka do innych ludzi.
Mam nadzieję, że teraz już nie będzie Pani miała wątpliwości, co chciałam przekazać. Pozdrawiam Panią serdecznie!
Przepraszam. Zwracam uwagę na takie sformułowania. I upieram się przy swoim zdaniu. Przecież nie użyłaby Pani tego w odwrotnej konfiguracji: "Portier okazywał profesorowi taki sam szacunek jaki należy się każdemu człowiekowi"
Rozumiem ideę, rozumiem, ze chciała Pani dobrze ale niestety mamy gdzieś tam zakodowane, że na świecie są gorsi od nas, że jesteśmy lepsi.
Nie, nie mamy. Przyznaję, że w czasach szkolnych żywiłam głębokie przekonanie, iż ci, którzy nie dostają bardzo dobrych stopni, są sami sobie winni, bo widocznie nie są pracowici (w domyśle: równie dobrzy), ale dojrzewanie polega na tym, że leczymy się z próżności, egocentryzmu i dostrzegamy choćby to, iż nie rodzimy się z takimi samymi szansami, a więc nie mamy prawa oceniać żadnego innego człowieka. Teraz jest mi bardzo przykro, że jako dziecko tak łatwo oceniałam innych. I niech mi Pani wierzy, że całe moje dorosłe życie walczę u ludzi ze wszystkimi możliwymi uprzedzeniami i skłonnością do ustawiania ludzi w szeregu - lepsi, gorsi, wyżej, niżej. Wielokrotnie stawiałam wszystko na jednej szali, żeby walczyć o osoby, które miały mniejsze szanse w tym biegu.
A co do odwrotnej sytuacji, to akurat bardzo często spotykałam się z tym, że studenci nie wynoszą z domu kardynalnych zasad dobrego wychowania i na przykład rozmawiają z jakimś wykładowcą siedząc, podczas gdy on stał. I reagowałam. Bo zwykły szacunek do KAŻDEGO człowieka wymaga, żeby w takiej sytuacji wstać z krzesła. Oczywiście jeszcze boleśniejsze jest to, kiedy ktoś okazuje aż nadmierny "szacunek" osobie z wysoką pozycją (cokolwiek to znaczy), za to wobec innych zachowuje się lekceważąco. Ale to już zupełnie inny temat.
Tak czy inaczej naprawdę nie ma dla mnie znaczenia, kto narusza zasady.
Najboleśniejsze w tej całej dyskusji jest dla mnie to, że akurat w moim życiu problem szanowania wszystkich ludzi, bez wyjątku, odgrywa czołową rolę. Jestem najgorętszym zwolennikiem pełnej równości wszystkich ludzi, stąd w jednej z poprzednich wypowiedzi zacytowałam hasła rewolucji francuskiej, z którymi się całkowicie utożsamiam. "Wychowałam" już bardzo wiele roczników studentów i zawsze integralną częścią zajęć były rozmowy o zasadach etycznych, o dobroci, uczciwości itp. Jaka szkoda, że akurat w tym temacie, który mnie tak bardzo obchodzi, spotkałam się z tymi zarzutami. To wielka szkoda, bo ideowo pewnie stoimy po tej samej stronie barykady...
Beata Stróżyńska edytował(a) ten post dnia 28.07.11 o godzinie 12:53