Temat: Krótkie Spodenki
Dzień dorby,
Jako niedawno zarejestrowany użytkownik tego serwisu, z pewną nieśmiałością "otwieram usta" w tak szacownym gronie.
Przejrzałem ten temat z uwagą.
Moim skromnym zdaniem, bardzo wiele racji ma pani Beata Maziewska. Takie stanowisko jest mi najbliższe.
Rozumiem, że w dodtychczasowej dyskusji chodzi bardziej o sytuacje urzedowe, niż o miejsca urzędowe.
Jako petent w urzędzie, za normalniejszą i bardziej odpowiednią uznaję sytuację, w której ani urzędnik nie chadza w spodniach, "z których dawno temu wyrósł", ani urzędniczka nie pokazuje, że ma "na czym siedzieć" lub "czym oddychać". Większa długość stroju pasuje bardziej do syuacji oficjalnych.
Przed paru laty czytałem w prasie, że prezes jakiegoś sądu w Polsce wydał (było to w czasie prawdziwych upałów) zarządzenie, by panowie sędziowie przychodzili do gmachu sądu w długich spodniach, a panie w strojach odpowiednio zakrywających nogi i piersi.
Na uczelni (miejsce dobrze mi znane) lepiej jest, gdy strój jest stosowny - chodzi nie tylko o długość. Można przyznać rację osobom, które twierdzą, że krótsze spodnie można nosić z klasą. Tylko w przypadku ilu procent panów ma to zastosowanie? U studentów, którzy na uczelnię przychodzą w krótszych spodniach, zdaje się występować ten problem, że wielu z nich jeszcze nie wyrosło z krótkich spodenek, chociaż rozmiar spodenek zwiększył się - w ślad za tym, jakże często, idzie zachowanie.
Praca z wieloma ludźmi (przykładowo w poprzednim semestrze z ponad 500) chyba pozwoliła mi na wyostrzenie spojrzenia na pewne kwestie.
Jestem skłonny twierdzić, iż trudno oczekiwać noszenia z klasą krótkich spodni od tego, kto nie nauczył się nosić z klasą spodni długich, w tym oficjalnych. To jest podobnie jak z księżmi. Jeśli ksiądz potrafi nosić sutannę, to i w garniturze (nawet skromnym) wygląda ok. Są jednak księża, których w sutannie nie uświadczysz, a i w drogim garniturze daleko im do szyku księdza w sutannie.
W poprzednich miesiącach - głównie z racji prowadzenia (dla mnie była to nowość) ćwiczeń z "Logiki dla prawników" - doszło jeszcze jedno przemyślenie odnośnie do stroju na uczelni. Taki strój mniej rozprasza i nie daje (potencjalnym) obserwatorom okazji do głupich skojarzeń. Taka jest specyfika uczenia logiki, że czasami trzeba komuś pokazać coś z bliska. Np. trzeba: siąść nad jedną kartką, pokazać z bliska, pochylić się nad kimś piszącym coś w notatniku. I w takich sytuacjach krótki strój, u pań zbytnie wydekoltowanie, nie sprzyjają efektywnej współpracy.
Są jeszcze sytuacje nieoficjalne.
Wchodzenie na uczelnię, czy do urzędu, przez pracownika poza godzinami jego pracy (np. po notatki, by coś wydrukować) w stroju mało oficjalnym może także wiązać się z pewnymi niedogodnościami. Mogą go zastać studenci lub petenci. Może też natknąć się na szefa, który woli "wersję oficjalną". Coś takiego przydarzyło się mojemu koledze. Lubi być pod krawatem. I często szefa nie spotykał. Raz przyszedł po notatki w "wakacyjnych spodniach", na pięć minut - i się w drzwiach spotkał z szefem o "okolicznościowym" komentarzem.
Mam nadzieję, że nie zasłużę na gromy krytyki ze strony bardziej "otwartych na luz" Rozmówców.
Z praktyki wiem, że strój długi może być bardziej komfortowy. I tu nie chodzi tylko o spodnie. Długi rękaw koszuli łagodzi odczucie gorąca, gdy przedramieniem dotykamy jakiegoś nagrzanego światłem słonecznym przedmiotu - np. drzwi (samochodu, budynku). A ileż kontaków z tak "rozpalonymi" przedmiotami może mieć noga. I wtedy nogawka również się przydaje.
Z poważaniem,
Janusz Polanowski
Janusz P. edytował(a) ten post dnia 24.02.08 o godzinie 15:57