Temat: Co myślicie o Paniach ekspedientkach ???
witam...
tak sobie poczytałem Waszą dyskusję i mam kilka spostrzeżeń...
generalizowanie z założenia jest dla kogoś krzywdzące, to zwyczajna statystyka, więc i swego rodzaju uogólnienie... jeśli je stosujemy to logicznym tego skutkiem musi być umieszczenie kogoś w grupie osób, do której może nie do końca powinien być przypisany... ale, idąc dalej, czy mając świadomość kosztów stosowania uogólnień powinniśmy z nich zrezygnować - moim zdaniem nie, służą wyciąganiu wniosków na podstawie pewnej próby, sprzyjają szybszemu "ogarnięciu" otaczającego nas świata, oszczędzają naszą energie i potencjał intelektualny... sądzę, iż kluczowe jest zachowanie pewnego dystansu do wszelkiego rodzaju statystyk (ilu z nas słysząc informację o tym, że w niemal 80% polskich szkół można kupić narkotyki pyta o wielkość próby i metodologię badań na podstawie których postawiono taką tezę?)... za cenny uznaję także umiar i głęboką świadomość skutku stosowania uogólnień... tak dla prób zachowania zdrowej równowagi...
idąc dalej... otóż z moich doświadczeń wynika, że w naszym pieknym kraju obsługa klienta jako taka jest jeszcze, mówiąc kolokwialnie, 100 lat świetlnych za... w świadomości znakomitej większości rodaków pokutuje przekonanie, że szanować należy tylko tych klientów, którzy mają pieniądze, pozycję i prestiż, pozostała zaś grupa osób mających kontakt z klientem uważa coś wprost przeciwnego - otóż tych, którzy mają o wiele lepiej niż my szanować nie będziemy! to chyba na znak jakiegoś protestu, że niby wszystkim się należy po równo... to dopiero absurd ;)
takim znamiennym przykładem potwierdzającym postawę większości był przypadek pewnego pracownika salonu z markowymi, drogimi amerykańskimi motocyklami, któremu to jego zagraniczny zwierzchnik próbował bezskutecznie przekazać bezwzględnie nadrzędną zasadę Firmy w zakresie relacji z klientem, otóż: "każdego klienta traktuj tak, jak by miał w naszym salonie zostawić 5 milionów dolarów"... polskiemu sprzedawcy (ups.. konsultantowi) nie mieściło się w głowie jak może poświęcić całą swoją uwagę klientowi, po którym OD RAZU WIDAĆ (sic!), że nic nie kupi, i opowiadać mu o parametrach wszystkich modeli, a na koniec zaproponować mu jeszcze jazdę próbną i odbyć ją, jeśli ten wyrazi chęć - przecież to strata czasu i zachowanie pozbawione sensu... ponieważ sprzedawca był w swych poglądach niezwykle... hmmm konserwatywny nie pracuje już w tym salonie...
szkoda, że ów zagraniczny przełożony nie przeżył tego co mnie się kiedyś przytrafiło, a mianowicie oglądając jakąś biżuterię w jednym z markowych salonów zauważyłem jak wszedł do niego pewien jegomość ubrany w sposób, powiedzmy sobie dość... ekscentryczny... w żaden sposób z wizerunkiem jaki budował nie mógł kojarzyć się jako osoba posiadająca pieniądze pozwalające na zrobienie jakichkolwiek zakupów w tym sklepie... reakcja obsługi była stereotypowa - nie okazali najmniejszego zainteresowania... minęło zaledwie kilka minut, a ów jegomość podszedł do jednej ze znudzonych i zmanierowanych ekspedientek i poprosił o pokazanie sobie jednego z modeli Omegi, na twarzy sprzedawczyni przez chwilę malował się wyraz emocji będącej połączenia osłupienia i zdegustowania... wyrwał ją z niej zdecydowany ton głosu egocenrycznego jegomościa - po chwili na szybie lady pojawiła się kasetka z zegarkami... czuć było narastające napięcie obsługi sklepu, obawę czy za chwilę wszystkie te cenne czasomierze nie znajdą się przepastnej kieszenie podartego płaszcza ich dziwnego klienta... obawy te okazały się niczym nie uzasadnione... klient ów, zastanowiwszy się sekund kilka wskazał brudnym paznokciem jeden z egzemplarzy mówiąc: "tak, ten model lubię najbardziej, funkcjonalny, wygodny i w dobrym guście - będzie Pani uprzejma zapakować?"... wprawona tymi słowami po raz wtóry w osłupienie ekspedientka stała dłuższą chwilę bez ruchu, ze spojrzeniem utkwionym w bliżej nieokreślonym punkcie na przeciwległej ścianie, po czym spełniła prośbę swego klienta... ten za to wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swego znoszonego prochowca plik banknotów, odliczył sumę szejściu tysięcy z jakimś hakiem, zabrał pakunek, paragon, podziekował i wyszedł... cała załoga sprzedawców tego salonu zapamięta na pewno tą sytuację na długo... tak jak ja...
podsumowując... albo dostosujemy się do zachodnich standartów obsługi, gdzie każdy klient ma czuć się wyjątkowo, albo niestety nadal będziemy prowincją nowoczesnej europy...
Pozdrawiam