Temat: jak nas widzą
Założyliśmy kiedyś burdel. Tak w skrócie ;) Śmiechu było co niemiara, bo i kozę zakupiliśmy i lekarz dla panienek był potrzebny i testować panienki koledzy chcieli. A do tego jeden z kolegów miał do dyspozycji trzydziestu ludzi, którzy okazali się na tej sesji zdatni do wszystkiego. Czegośmy robić nie chcieli, on miał trzydziestu ludzi. Tak do kupowania, sprawdzania, oglądania, jak i do wszystkiego, co tego dnia zrobić było trzeba ;) A ponieważ koleżanki na sesji nie było, kiedy tylko się spotkałyśmy, oczywiście trzeba jej było ostatnie wydarzenia streścić. Bo jak inaczej? ;) Jechałyśmy wtedy autobusem i opowiadam jej i opowiadam, o zakładaniu burdelu, o kozie, o panienkach... A tak się złożyło, że jej postać, właśnie z braku gracza, w pijackim zwidzie wydała się za mąż. Stoimy więc, w autobusie dość tłoczno, skończyłam streszczać. I dopiero mina pani, która siedziała tuż obok nas, kiedy koleżanka oznajmiła "Nie liczcie na to, że przyprowadzę tam mojego męża!" uświadomiła mi, jak cała rozmowa musiała wyglądać dla przeciętnego pasażera autobus x) Dobrze, że akurat wysiadałyśmy. Ale uśmiałam się później, jak głupia ;) Stare dzieje.
Śmiesznie też było, jak użalałyśmy się z Agą wieczorem nad piwem na faceta, który nas obie w trąbę puścił. Ale tego chyba nikt nie słyszał ;)
A poza tym, to dowcipne pytanie taty "Kto wygrał?" ;)
Chociaż tak sobie myślę, że z dziwnymi spojrzeniami i tak jest mniej kłopotu niż z tłumaczeniem laikom, co to jest erpeg...
Przypowiastka o cyberze pikna ;) Ech, zagrać tak sobie przy piwku...