Temat: system kar i nagród dla dwulatka
Zacytuję artykuł mojej koleżanki- Agnieszki Stein w nadziei ,że w innym świetle zobaczycie swoje maluchy i ich zachowanie, odetchniecie z ulgą ( ja przynajmniej takową ulgę czułam czytając ten tekst). Pozdrawiam
"O pożytkach płynących z niekonsekwencji"
W wielu artykułach, książkach i poradnikach skierowanych do rodziców można przeczytać, że w wychowaniu dzieci najważniejsza jest konsekwencja. Dojrzałam chyba więc do tego, żeby temu mitowi stanowczo zaprzeczyć.
Konsekwencja dobra jest w tresowaniu dzikich zwierząt.
W bliskich miłości relacjach z własnymi dziećmi często dużo zdrowsza i bardziej pedagogiczna okazuje się być niekonsekwencja.
Dlaczego więc tak dużo się o tej nieszczęsnej konsekwencji mówi i pisze? Bo to bardzo proste. Poglądy żywcem wzięte z teorii warunkowania i odruchów królują po dziś dzień w popularnej psychologii, choć już od dawna nie są w tej formie aktualne.
A także chyba dlatego, że ze wszystkich porad wychowawczych stosowanie się do zalecenia konsekwencji okazuje się dla rodziców najtrudniejsze. Łatwo więc wpędzać ich w rodzicielskie poczucie winy mówiąc im po prostu: widać nie byliście konsekwentni.
Założę się, o co chcecie, że każdego rodzica da się tym chwytem pokonać.
A dlaczego rodzice nigdy nie są do końca konsekwentni?
Pewnie dlatego, że konsekwencja jest bardzo nienaturalna. A także dlatego, że ma ona bardzo niewiele wspólnego z szanowaniem dziecka jako odrębnej istoty ludzkiej.
Tymczasem wyznawcy konsekwencji twierdzą, że z jej pomocą można osiągnąć każdy zamierzony efekt. A jeśli się nie daje? Widać dziecko się buntuje, sprawdza, testuje. Jednym słowem trzeba być konsekwentnym dalej. A jeśli to dziecko jest za małe? Jeśli nie rozumie czego od niego oczekujemy? Jeśli poddając się naszemu wychowaniu jednocześnie musi rezygnować z jakiejś ważnej dla niego potrzeby? Dla wyznawców konsekwencji i tresury nie ma to najmniejszego znaczenia.
Ale dla nas, jako kochających rodziców, powinno. Ponieważ nasza niekonsekwencja bardzo rzadko jest objawem naszej niewydolności wychowawczej. Dużo częściej związana jest z naszą bardzo trafną intuicją, że droga, którą idziemy prowadzi nas na manowce. Że nie jest ona dobra dla dziecka, że mu nie służy. Oraz, że we wspólnym życiu warto uwzględniać nie tylko własne plany, cele i potrzeby ale także plany, cele i potrzeby dziecka.
Tak naprawdę rodzicielstwo jest w dużym stopniu sztuką popełniania błędów i wyciągania z tych błędów wniosków. Oczywiście jest też sztuką przyznawania się do tych błędów. Mówienia: przepraszam, nie zrozumiałem, o co ci chodziło, za szybko zareagowałam, to było niepotrzebne.
A jak zrobić coś takiego będąc zawsze konsekwentnym?
Wiara w dobro i mądrość dziecka wymaga od nas tego, abyśmy (kiedy już damy znać dziecku, co nam się podoba a co nie) robili krok do tyłu i umożliwiali mu dokonanie wyboru.
Zaufanie do dziecka to wiara w to, że nie tylko my pragniemy dla niego jak najlepiej. Także dziecko chce tak jak potrafi współdziałać z nami, pomagać nam i spełniać nasze prośby. Dajmy mu szansę na to. I dajmy mu szansę podjęcia dobrej decyzji.
Nawet jeśli dziecko czasem powie nie. Nawet jeśli zrobi po swojemu. Będziemy mieli świadomość, że kiedy już współpracuje z nami robi to z własnej nieprzymuszonej woli. Rozumie co robi. I że zrobiłoby to samo kiedy nikt nie patrzy i nie pilnuje. Że nasze zasady stały się jego zasadami.
Czy nie o to właśnie nam wszystkim chodzi?
Własna niekonsekwencja jest dla rodzica ważnym sygnałem, żeby zastanowić się: Czy ja naprawdę wierzę w to, jak wychowuję moje dzieci? Czy widzę w tym sens? Czy dobrze się z tym czuję? Czy mi to pasuje?
Jeśli odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi NIE , warto, zamiast starać się za wszelką cenę być konsekwentnym, szukać dalej.
Gdzie jeszcze przydaje się niekonsekwencja?
Wtedy, kiedy nasze dziecko styka się z różnorodnym światem. Z różnymi ludźmi, poglądami, zasadami. Wtedy ma wspaniałą szansę budowania swojego świata i swojej tożsamości w oparciu o wiele modeli i wzorów .
Nie ma żadnej potrzeby, żeby wszyscy mający kontakt z dzieckiem dorośli mieli identyczny sposób bycia, identyczne poglądy i upodobania. Naszemu dziecku nic się nie stanie, jeśli u babci będzie mogło siedzieć na krześle, które samo sobie wybierze, a u nas nie. To część realnego świata. Bardzo ważna lekcja – ludzie są różni. Nie okradajmy z tego bogactwa naszego dziecka w imię kultu konsekwencji.
Nawet, jeśli mama i tata mają różne sposoby opieki, na różne rzeczy pozwalają, mają różne przekonania to także, najczęściej jest wzbogacające dla dziecka. Jeśli bardziej oczekujemy współpracy niż posłuszeństwa dajemy dziecku wspaniały kapitał na przyszłość. Szansę bycia dojrzałym, samodzielnym, szanującym innych człowiekiem. Szansę na bycie naprawdę sobą.
Jak to możliwe? Powiedzą na pewno niektórzy. Tak mieszać dziecku w głowie!
A jeśli mama i tata mają na jakąś sprawę inne zdanie to co mają zrobić? Najczęściej w rodzinach, które stawiają na konsekwencję jedno z rodziców musi ustąpić. I najczęściej niestety jest to tata.
Dziecko, które doskonale widzi, co się święci otrzymuje bardzo niefajny komunikat, że na świecie nie możliwe jest pełne szacunku współdziałanie z osobami o innych poglądach. Że nie można się dogadać. Że zawsze ktoś wygrywa a drugi musi ustąpić. I że faceci nie powinni zajmować się dziećmi.
A tymczasem naprawdę nic się nie stanie jeśli w relacjach z tatą i mamą obowiązują trochę inne zasady. Nie stanie się nic, o ile także rodzice potrafią te swoje odmienne zwyczaje nawzajem szanować i nie krytykować się nieustannie w obecności dzieci. O ile częściej niż polecenia i rozkazy wykorzystują w swoich relacjach z dziećmi prośby i propozycje.
Niekonsekwencja ważna jest z jeszcze innego powodu.
Dzieci są różne, to każdy wie. Ale także to samo dziecko co dzień jest w innej sytuacji. Jednego dnia jest wesołe, innego smutne. Czasem jest silne i wypoczęte a czasem zmęczone. Także rodzic nie jest codziennie taki sam. Czasem jest w lepszej formie czasem czuje się źle.
Realizując zalecenie konsekwencji dochodzimy do absurdu. Oto bowiem nie dostosowujemy naszych zachowań do codziennie zmieniającej się sytuacji i do naszych potrzeb, a tylko do… no właśnie czego? Regulaminu?
Bardzo jestem wdzięczna pewnej mamie, która opowiedziała mi piękną historię ku przestrodze konsekwentnym rodzicom.
Otóż kiedyś wracała z tatą z przedszkola i bardzo prosiła go, żeby poniósł ją na rękach. Tata odpowiedział oczywiście, że to wykluczone, bo dziewczynka jest już duża i może iść sama. No i doszli do domu, przodem szedł tata a za nim snuła się bardzo zmęczona córka.
Następnego dnia dziewczynka trafiła do szpitala, bo okazało się, że jej zmęczenie było pierwszym objawem poważnej choroby.
Po wielu latach, kiedy ta dorosła już dziewczynka opowiadała mi tą historię ta pani doskonale pamiętała, jak przykro było jej, że tata nie potraktował jej poważnie, gdy była taka słaba, bo cenniejsza była dla niego konsekwencja.
Nie bójmy się więc dostosowywać zasad obowiązujących w naszych relacjach do zmieniającej się co dzień sytuacji. Jednego dnia można sobie pozwolić na więcej, dać sobie prawo do luzu a innego dnia po prostu nie ma takiej możliwości.
Wbrew pozorom dzieci zamiast wykorzystywać naszą niekonsekwencję przeciwko nam będą doceniać to, że staramy się dbać o ich potrzeby i jakość wzajemnych relacji.
Na koniec trochę w obronie konsekwencji.
Bardzo się przydaje wtedy, kiedy dbamy o bezpieczeństwo naszych dzieci.
Dobrze też, jeśli dajemy naszym dzieciom szansę poznawać konsekwencje ich własnych zachowań i wyborów.
A z pewnością jest też obowiązkowa kiedy obiecujemy coś dzieciom. Ale wtedy jest na nią kilka dużo milszych określeń takich jak: mówienie prawdy i dotrzymywanie słowa.
Agnieszka Stein