Temat: Rodzina ... odbudowana?!
Dagmara D.:
wiesz, to chyba tak, ze my, rodzice nie mozemy 'roscic sobie praw' do milosci naszych dzieci. Tak naprawde dzieci nas beda kochac lub nie , bo tak zdecyduja. Ale musimy im dac szanse na te decyzje. A damy ja tylko wtedy, gdy beda wiedzialy JAK je kochamy. Nie mamy wiec innego wyjscia jak to okazywac. Nawet na odleglosc. Mozna byc bardzo blisko, mieszkac w jednym domu I nie zasluzyc na ich milosc. A mozna byc daleko I pozostac ich azylem, przyjacielem, doradca i oparciem. Dlatego nie wolno sie od nich odsuwac, bo odbieramy im szanse na decyzje. Bardzo wazna nie tylko dla nas, ale za kilka lat rowniez dla nich. I to chyba jest najwazniejsze. Nasze spelnienie, samopoczucie jest tu malo istotne. Trzeba dac im szanse posiadania rodzica. A nie kazdy rodzic to robi nawet mieszkajac z dziecmi. I to nie jest organizowanie sobie rodziny. To bardziej ulatwianie dzieciom oceny, czy warto tracic czas na faceta, ktory siebie nazywa ojcem.
p.s. sorry pisze z palma.
Bardzo piękna wypowiedź Dagmary...
Jestem w związku małżeńskim ponad 20 lat. Mamy jedynaczkę.
Znakomita większość naszych znajomych to rozwodnicy... Takich jak my może znamy ze trzy pary, a mamy baaaaardzo wielu znajomych i kilkanaścioro przyjaciół. Rozwodnicy następnie wiążą się z rozwodnikami i mają w związku z tym dzieci swoje i nie swoje...
Ich dzieci, pozostając w kontakcie z każdym z biologicznych rodziców, jednocześnie wchodzą w relacje wychowawcze z partnerami tych rodziców. Obserwacja tych krzyżowych związków emocjonalnych i rodzinnych ze względu na nasze wykształcenie (jestem pedagogiem, zona psychologiem, oboje mamy prywatną szkołę psychoanalizy) jest fascynująca... Większość naszych znajomych bardzo się stara, aby dzieci miały jak najlepiej... Starają się w miarę możliwości, oczywiście... Częściej ograniczeniem nie są tu bariery finansowe, ale emocjonalne.
Mam też przyjaciela, który wychowuje nastoletnią córkę na odległość. Jedynaczkę. Przyjaciel nie mieszka od lat wraz z biologiczną matką i córką... Wcześniej jednak nawiązał niebywale - jak na obyczaje ojcowskie w naszym kraju - silną relację emocjonalną z córką, kiedy jeszcze razem mieszkali. Można powiedzieć, że pełnił wtedy funkcje zarówno matczyne, jak i ojcowskie, czego byłem świadkiem z racji sąsiedztwa... Teraz, pomimo fizycznej odległości, podtrzymuje tę relację...
Żal mi go, kiedy pomyślę o buncie córki, który pewno nieuchronnie nadejdzie, bo taka jest reguła dojrzewania... Córka stanowi cel jego życia... Moja dla mnie też, i doświadczam tego jej oddalania się systematycznego ode mnie. Rozmawiam o tym z żoną... Wspieramy się wzajemnie. Mamy siebie i uczestniczymy w życiu córki, mimo że w jednym domu, to już na odległość...
A co zrobi przyjaciel, kiedy jego córeczka znajdzie się w wieku mojej, i zacznie odrzucać jego potrzebę bliskości? Zresztą, on jest tego świadom i trochę jest bezradny... Jeszcze niepogodzony, bo to jeszcze nie ten czas...