Temat: Podwyżka opłat za żłobek w Warszawie do 1150zł
Żadne rozwiązanie nie jest doskonałe. Jak moja córunia była mała, robiłam studia doktoranckie w Niemczech. System wydawał się idealny. Jako studentka w ogóle nie byłam zobowiązana do jakichkolwiek opłat, ponieważ Niemcy wychodzili z jakże słusznego założenia, że jeśli nie zarabiasz, to nie płacisz. Studenci mieli więc zapewnioną opiekę nad dziećmi za darmo (już nie będę wspominać, że żłobek i przedszkole były o krok od zajęć, co niezwykle ułatwiało życie). Zresztą w ogóle wszelkie opłaty, także dla pracujących, były minimalne. Jednak coś za coś. Niewątpliwie prawa socjalne tego z nazwy jak najbardziej kapitalistycznego państwa mogłyby być wizytówką socjalizmu, jednakże bardzo szybko okazało się, że nawet Niemcy nie są w stanie utrzymać takich praw dla obywateli. Po drugie - dzieci były niemalże cały dzień na dworze - w zamieć śnieżną, deszcz, upał; nieważne. Muszę przyznać, że były tak zahartowane, iż przez te trzy lata w ogóle nie wiedziałam, co to chore dziecko (po powrocie do Polski nauczyłam się tego błyskawicznie), ale za to wychowawczynie były po prostu opiekunkami. U nas są jednak nauczycielkami. My mamy normy, czego trzeba nauczyć kilkulatka, tam dbano o zdrowie, natomiast kwestia nauki przed szkołą była nieistotna.
Oczywiście jeśli miałabym wybierać, to całkowicie podpisuję się pod systemem niemieckim. Opłaty dostosowane do sytuacji rodziny, ale i tak niskie, no i każde lekarstwo dla dziecka przepisane przez lekarza nie mogło kosztować więcej niż w przeliczeniu na nasze dzisiejsze warunki kilka, góra dziesięć złotych; do tego każda (prywatna!) kasa chorych oferowała mnóstwo ćwiczeń i wykładów prozdrowotnych za darmo.
Wspominając z ogromnym rozrzewnieniem i podziwem te prawa socjalne, myślę jednak, że skoro nawet Niemcom się nie udało, to co tu mówić o nas! Porównajmy nasz dochód narodowy...