Temat: "kozioł ofiarny" w klasie - prośba o pomoc
Powiem może coś strasznie kontrowersyjnego, ale wziętego z praktyki.
W szkole podstawowej (gdy dzieci zaczęły dostrzegać różnice w wynikach) zaczęto dokuczać mojemu synowi (też miał 'za dobre wyniki'). Mowa o moim najstarszym.
Oczywiście, najpierw rozmowy z nauczycielem/dyrekcją. Zaraz po rozmowach, przez może tydzień był spokój, a potem na nowo (włączywszy również ataki fizyczne).
Po pierwsze zauważyliśmy, iż w rozmowach (nauczyciele holenderscy byli tak samo bezradni, jak i polscy) ciągle używali słowo 'próbujemy'.
Przy kolejnej rozmowie wyraziliśmy daleko posuniętą krytyke, że chyba ani nauczyciel, ani rodzic nie powinnien PRÓBOWAĆ, ale dziecku GWARANTOWAĆ poczucie bezpieczeństwa. Nikt z nas łaski nie robi, bo każde dziecko ma do tego prawo. Szkoła (= nauczyciele) mają więc (prawny) obowiązek ten podstawowy warunek spełnić. Te słowa nie padły, ale gdzieś chyba podskórnie wyczuli, że jest to osadzone w prawie i jeśli takowe zostanie w ten sposób przedstawione Inspekcji?
Od tego czasu 'próbowali' już trochę bardziej skutecznie.
Gdy znowu doszło do incydentu (a w międzyczasie było sporo 'cywilizowanych' prób zażegania sytacji), dosłownie wparowałam do gabinetu dyrektora i już nie na rozmowę, ale z oświadczeniem, że jeżeli sam nie potrafi (+ oczywiście nauczyciel) sytuacji rozwiązać, to ja ją sama rozwiąże, ale w sposób zupełnie niecywilizowany. Oczywiście, był to blef!!! Gościu to zrozumiał, że dorwę chłopczka i ... W życiu tego bym nie zrobiła, ale dyrektor (choć w międzyczasie nas już dość dobrze poznał) nie mógł mieć gwarancji, że nie straciłam cierpliwości. Tym razem to on nie miał GWARANCJI. Muszę powiedzieć, zagranie nie było eleganckie, ale skuteczne. Zaczęli naprawdę 'pracować' z rodzicami tamtego chłopaka.
Nigdy z tego nie zrobił się 'miód', ale w końcu ten lider grupy dał mu spokój.
I na koniec. Owszem, robi się dla dziecka to, co uznaje się za pomocne. W tym konkretnym przypadku padają propozycje kursu dla dziewczynki.
Czy nie wydaje Wam się dziwne, że to właśnie ona ma iść na kurs, a nie sprawca, który wykazuje zachowania aspołeczne? To tak jakby ofiarę jakiejś napaści wsadzono do więzienia za to, że nie potrafiła się bronić...
Wiem, każdy sięgnie po metody wspomagające własne dziecko, ale sama idea.