Temat: Nauczyciele - dzieci - rodzice
co prawda nie czytałam wspominanej tu dyskusji, ale z racji wykonywanych obowiązków mam dość częsty kontakt z tzw. ciałem pedagogicznym. Mogę się więc z czystym sumieniem nt temat wypowiedzieć.
Biorąc pod uwagę opinie mojej mamy, która pracuje w szkole, obserwacje moich koleżanek, które zostały nauczycielkami oraz teksty, które czasem słyszę, kiedy wpadam do szkoły robić warsztaty lub testy, można wysunąć następujące wnioski:
- ciało pedagogiczne to wybitnie niezdrowy organizm
- na pedagogikę dostają się osoby, którym nieudało sie dostać na lepsze uczelnie (na 6 moich koleżanek z liceum, które czegoś uczą w szkołach, tylko jedna miała średnią powyżej 4,0)
- głowna motywacja do pracy w szkole to 18godzinny etat, ferie i wakacje, po czym okazuje się, że praca jest wyczerpująca psychicznie, nauczyciel taki się rozczarowuje, fiksuje, staje sie typowym belfrem, odwala robotę, bo kiepskie pieniądze i nie ma systemu oceniającego (nauczyciela),
- o wychowaniu nauczyciele nie mają pojęcia, a nawet gdyby mieli, program szkolny nie przewiduje na to czasu, więc na wszelki wypadek n. zawsze wini rodziców
- nauczyciele są za to bardzo zajęci zbieraniem kolejnych dowodów na papierze, jak to niesamowicie włączają się w różnorodną działalność szkoły - po to żeby jak najszybciej wskoczyć na wyższe okienko (ze stażysty na kontraktowego, z k. na mianowanego, z mianowanego na dyplomowego itp) - dla kasy oczywiście
- na każdą szkołe jak przypada choć 1 prawdziwy autorytet - to sukces
- w wolnych chwilach ciało pedagogiczne kłóci się miedzy sobą o nagrody,zastępstwa, dodatki, robi sobie nawzajem świnie i podkłada nogi, kopie dołki itp.
- w tym wszystkim wogóle nie ma miejsca na uczniów, których nie traktuje się jak ludzi, ale jak "uczniów"
Oczywiście nt samych uczniów czy rodziców, też mogłabym napisać co nieco, ale to nie miejsce na książkę :))
Co do pytania Romka: czy uzupełniana wiedza czy przygotowanie pedagogiczne:
i jedno i drugie. Jak narazie studia pedagogiczne to porażka (sama takie skończyłam, więc wiem co pisze :) - najłatwiej się jest na nie dostać, a powinny odsiewać tych, którzy się nie nadają!
Żeby to połaczyć, to przede wszystkim należy zlikwidowac Kartę Nauczyciela (która daje niesłychane przywilej i praktycznie nawet najgorszego nauczyciela nie można zwolnić, chyba,że za przestępstwo lub rażące naruszenia kodeksu pracy; a nie za to że źle uczy!). Trzeba wprowadzić racjonalną ewaluację prowadzenia i metodyki zajęć itp. Niech oceny uczniów po części wpływają na ocenę nauczyciela! Wprowadzić pewne standardy!!
Osobiście znałam jedną nauczycielkę - PASJONATKĘ tego co uczyła (geografii) - miała niesamowitą wiedzę i nawet potrafiła nią zarazić innych, pomimo tego, ze jako wychowawca była do niczego - przed jej lekcjami uczniowie dostawali biegunki itp. Ale podobno 20 lat wcześniej była "inna" - miła, sympatyczna i lubiła dzieci. Widać pospuł ją chory system.
z tego co widzę obecnie - nauczyciele tylko bardziej dystansują się od dzieciaków i rodziców. Więc o jakim wychowaniu chcemy mówić.
Acha, znam jedną dobrą pedagożkę, która rzeczywiście stara się POMÓC uczniowi jak ma jakiś problem (próby samobójcze, wagary, narkotyki, itp). Do tego dodam ze 3 nauczycielki z powołania, które oprócz tego, że chcą uczyć, to jeszcze potrafią i dokształcają się.
To cztery osoby na kilkadziesiąt znanych mi nauczycieli.